Kiedy cię dotykam, płonę - ebook
Kiedy cię dotykam, płonę - ebook
Regina przyjmuje pracę przewodniczki na ranczu w Montanie. Ma nadzieję zbliżyć się tam do Devona, syna człowieka, którego powieść zniszczyła jej życie. Chce wiedzieć, jakie motywy kierowały nieżyjącym już autorem i kto czerpie zyski ze sprzedaży. Zauroczony Reginą Devon, nieświadomy tajemnic związanych z książką, wspiera ją w jej prywatnym śledztwie i jednocześnie zaczyna ją uwodzić. Regina ma ochotę mu ulec, lecz tłumi pożądanie, bo boi się, że romans z Devonem utrudni jej dotarcie do prawdy. Devon się jednak nie poddaje...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-6418-1 |
Rozmiar pliku: | 645 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pracując w siodlarni należącej do rancza Mesa Falls, Regina Flores zobaczyła swoje odbicie w lśniącej metalowej plakietce z imieniem jednego z koni. Choć od chwili, gdy całkowicie zmieniła swój wygląd, minęło pół roku, czasami wciąż miała wrażenie, że z lustra patrzy na nią obca kobieta. Omijając ozdobne uprzęże, wybrała zwyczajną uzdę i pospieszyła z powrotem do stajni, by osiodłać drugiego wierzchowca.
Dopiero od tygodnia pracowała na ranczu jako przewodnik i dotąd nie miała okazji zbliżyć się do Devona Salazara. Jego firma nadzorowała marketing rancza w mediach społecznościowych, a także organizowała imprezę inaugurującą nową działalność rancza, które miało być miejscem wypoczynku dla pracowników korporacji. A przecież zatrudniła się tu tylko po to, by zbliżyć się do Devona. Nigdy by tego nie osiągnęła, gdyby choć odrobinę przypominała dawną siebie – Georgianę Fuentes.
Zacisnąwszy popręg, wyprowadziła dwa konie na padok i dosiadła swojego wierzchowca, a drugiego poprowadziła. Słyszała, że Devon ma wkrótce spotkanie w głównym budynku, więc istniała szansa, że namówi go na wspólną przejażdżkę. Pod warunkiem, że się pospieszy. Ścisnęła gniadosza udami, aż ruszył galopem.
Właściciele rancza użyczyli Devonowi drewniany domek z dwiema sypialniami nad brzegiem Bitterroot River, na odludziu z pięknymi widokami, które można podziwiać z tarasu. Przygotowując się do tej pracy, Regina dokładnie zapoznała się z terenem rancza. Wiele poświęciła, by się tu znaleźć i poznać prawdę na temat dziedziców Alonza Salazara.
Co Devon Salazar wie o książce, którą jego ojciec wydał pod pseudonimem przed ośmioma laty? Odkrywającej fakty, które wywróciły jej dotychczasowe życie do góry nogami? Podsłuchała, jak w zeszłym tygodniu w rozmowie z bratem zaprzeczał, by miał o książce jakiekolwiek pojęcie, ale ona wiedziała, że bracia sobie nie ufają, więc nie przywiązywała do tych słów wielkiej wagi.
Zatrudniony przez Reginę prywatny detektyw dopiero niedawno odkrył tożsamość autora książki - dwa miesiące po jego śmierci - więc zemsta mogła dotyczyć tylko jego synów. Ani przez moment nie wierzyła, że nie skorzystali na decyzji ojca, by dla zysku odkryć sekrety jej rodziny.
Zaczął padać lekki śnieg. Regina zjechała ze szlaku, wybierając skrót, którym szybciej dotrze do domu Devona.
W niczym nie przypominała dawnej siebie. Gdyby wyglądała choć trochę jak słodka niewinna Georgiana Fuentes, Devon by ją rozpoznał, wiedziałby, że jest jedną z bohaterek książki ojca, który prawie nie krył, na kim wzorował swoje postaci. Poznałby ją z niezliczonych zdjęć, które ukazały w prasie po tym, jak jeden z hollywoodzkich redaktorów rubryki towarzyskiej połączył fikcyjnych bohaterów powieści z prawdziwymi osobami.
Ze stresu straciła trzynaście kilogramów. Treningi, które miały jej pomóc rozładować złość, wyrzeźbiły jej ciało nie do poznania, pozbawiając ją miękkich krągłości nastolatki. Ścigający ją paparazzi przed trzema laty doprowadzili do wypadku samochodowego, po którym wymagała dość poważnej operacji plastycznej twarzy. Wreszcie pół roku temu skróciła jasne włosy do długości sięgającej ramion i zafarbowała je na czekoladowy brąz, kończąc tym swoje przeobrażenie.
Devon nigdy by nie odgadł, że jest rozpieszczoną dziedziczką słynnego aktora, który za rolę dostaje od dwudziestu milionów wzwyż i który wydziedziczył ją i jej matkę, dowiedziawszy się z książki Alonza, że Georgiana nie jest jego biologiczną córką. Georgiana nie radziła sobie ze złością i musiała poddać się terapii. Później zdała sobie sprawę, że nie będzie w stanie rozpocząć nowego życia, dopóki nie zrozumie, dlaczego odebrano jej to stare.
Dopóki nie dowie się, czy Devon i Marcus Salazar osiągnęli jakieś korzyści z książki, która ją kosztowała wszystko.
Jej oczom pokazał się dom Devona. Musiała się psychicznie przygotować na spotkanie z człowiekiem, który – co niemal pewne – zbudował swoje imperium biznesowe na jej nieszczęściu. Był jej wrogiem. Dlatego była tak zmieszana, widząc, że jest niezwykle przystojnym mężczyzną. Jego zielone oczy rozpalały ją w niepożądany sposób, gdy z nim rozmawiała dwa dni temu, zapraszając go na przejażdżkę. Denerwowała się w jego towarzystwie, więc musi się skoncentrować. Była gotowa zrobić wszystko, byle odkryć prawdę.
- Wyjeżdżasz? – Stojąc w drewnianym domu z dwiema sypialniami, Devon Salazar zmierzył wzrokiem przyrodniego brata Marcusa, świadom, że nie powinien być zaskoczony. Dlaczego nigdy w niczym się nie zgadzali?
Przyjechali na ranczo, by spełnić obietnicę złożoną ojcu na łożu śmierci. Choć wspólnie prowadzili firmę, każdy z nich robił to ze swojego biura na innym wybrzeżu – Devon z Nowego Jorku, Marcus z Los Angeles. Devon zakładał, że ojciec chciał, by spędzili razem czas, by się dogadać i ustalić plan na przyszłość dla Salazar Media. Nie zdawał sobie sprawy, że ojciec ściągnął ich tu po to, by podzielić się sensacyjnymi informacjami, które odkryli w papierach zostawionych przez niego przed śmiercią u właścicieli rancza.
- Wiem, że pora nie jest najlepsza – przyznał Marcus.
Miał na sobie granatowy garnitur, okulary przeciwsłoneczne przesunął na czoło. Od momentu, gdy dwadzieścia minut wcześniej pojawił się u Devona, chodził po pokoju tam i z powrotem. O tym, że w ogóle zauważył spadającą szybko temperaturę w Montanie, świadczył jedynie wełniany szal na szyi.
- Zostawiliśmy ci z Lily dokładny plan imprezy. Musisz go tylko wykonać.
Powoli tracąc cierpliwość, Devon patrzył na zarośnięte lasami górskie zbocze tuż za tarasem luksusowego domku.
- Muszę go tylko wykonać? – powtórzył, wpatrując się w morze sosen żółtych za oknem. Nie przedstawiono mu jeszcze klienta, a większość właścicieli rancza - wspólnej własności sześciorga przyjaciół - było wciąż zirytowanych, że Devon pojawił się z tygodniowym opóźnieniem. – A ty i i Lily będziecie się włóczyć po Europie?
Marcus zakochał się w dyrektor operacyjnej Salazar Media, Lily Carrington. Podczas gdy Devon opóźniał swój przyjazd do Montany i zatrudnił prywatnego detektywa, który miał zgłębić tajemniczą przeszłość ich ojca, Marcus uwodził kobietę, którą Devon wysłał tu w zastępstwie. Nieobecność Marcusa i Lily na ważnej imprezie dla nowego prestiżowego klienta była prawdziwym ciosem.
- My wszystko zaplanowaliśmy. Teraz twoja kolej – wyjaśnił Marcus bez wrogości. Może romans dobrze mu zrobił. – Poza tym mam nadzieję, że ta wyprawa będzie ucieczką kochanków zakończoną potajemnym ślubem.
Wiedząc o długim i trudnym poprzednim związku Lily, Devon przestał się tak złościć. Może nie dogadywał się z przyrodnim bratem, ale życzył szczęścia Lily. Do diabła, Marcusowi też nie żałował szczęścia.
- Jeszcze jej nie poprosiłeś o rękę?
Marcus pokręcił głową.
- Nie, chcę ją zaskoczyć w Paryżu. Dać z siebie wszystko.
- Właściwie to dobry pomysł. – Zabawne, że wspólny biznes i wspólny ojciec nie zbliżył braci, ale gdyby Marcus poślubił Lily, w końcu łączyłaby ich bliższa więź. – Chcę dla niej wszystkiego, co najlepsze, wiesz o tym.
- Wiem. – Przez chwilę brat patrzył mu w oczy, potem odwrócił wzrok. – Ja też. Od lat nie miała wakacji. Zasługuje na to, żeby wreszcie była dla kogoś najważniejsza.
Devonowi nie trzeba było przypominać szczegółów. Lily wychowywała się w zamożnym świecie swoich dziadków, gdzie dawano jej do zrozumienia, że jest intruzem. Niestrudzenie starała się udowodnić, iż jest warta wszystkiego, co dla niej zrobili. Można powiedzieć, że mieli z Lily podobne doświadczenia, gdyż samotna matka Devona wróciła do rodzinnego bogatego domu, kiedy Alonzo Salazar porzucił ją wkrótce po narodzinach Devona.
- Zgoda. – Postara się, by impreza się udała. – Ale masz świadomość, że poważniejszą kwestią jest konieczność kontrolowania skutków skandalu, jaki może wywołać książka taty.
Wypracowanie porozumienia dla przyszłości Salazar Media – i decyzja o tym, kto przejmie ster – musi poczekać.
- Na razie nikt o tym nie wie. Jeśli sprawa jakimś cudem wyjdzie na jaw, wtedy się tym zajmiemy – zapewnił Marcus, zerkając na zegarek. – Muszę jechać po Lily. Lecimy dziś po południu.
Devon ugryzł się w język, żeby dłużej nie dyskutować. To Marcus ostatecznie przyparł do muru właścicieli rancza i to on do przyjazdu Devona kontrolował sytuację, więc swoje już zrobił. Teraz Devon musi znaleźć sposób na to, by rewelacje na temat książki ojca nie zrujnowały wszystkiego, na co tak ciężko pracowali.
- Powodzenia – rzekł, wyciągając rękę.
Marcus po chwili uścisnął dłoń przyrodniego brata.
- Dzięki. Lepiej się pospiesz, jeśli chcesz się spotkać z Westonem Riverą. Dochodzi południe.
Devon przeklął, chowając telefon do kieszeni, i ruszył w stronę wieszaka, gdzie wisiała jego czarna parka.
- Nie będę ci zawracał głowy, chyba że rozpęta się piekło.
- Mogę cię podwieźć…
- Nie trzeba. – Główny budynek znajdował się w przeciwnym kierunku niż domek Marcusa. – Ty dodałeś ranczo do listy naszych klientów, ja zajmę się resztą.
Brat kiwnął głową, po czym wyszedł na grudniowy chłód, wpuszczając powiew zimnego powietrza, który pozostał po nim jeszcze po zamknięciu drzwi.
Devon szukał rękawiczek i czapki, zastanawiając się, jak połączy organizację imprezy z odkrywaniem tajemnic ojca. Nie chciał wyjawić Marcusowi powodów, dla których pragnął powstrzymać prasę przed praniem brudów Salazarów na co najmniej dwa tygodnie.
Matka Devona miała w wigilię poślubić międzynarodowego bankiera. W końcu znalazła szczęście, więc Devon nie zamierzał dopuścić do tego, by jej tak zasłużone święto zostało przesłonięte przez skandal związany z ojcem.
Może jego paranoja związana z ewentualnym wyciekiem tajemnic ojca właśnie teraz była nieuzasadniona, zważywszy na to, że Alonzo skutecznie ukrywał swoje podwójne życie przez osiem lat. Instynkt podpowiadał mu jednak, że śmierć ojca wywlecze wszystko na światło dzienne.
Dokumenty, które Alonzo zostawił dla synów na ranczu, odsłaniały wszystkie szczegóły. Pod pseudonimem A. J. Sorensen Alonzo napisał i wydał powieść na temat szarych eminencji, potentatów i skandali Hollywood, która stała się bestsellerem. Rok po publikacji książka wywołała wrzawę, kiedy redaktor rubryki towarzyskiej z Beverly Hills rozpoznał prawdziwych bohaterów ukrytych za powieściowymi postaciami.
Ta powieść zraniła wiele osób. Doprowadziła do rozpadu hollywoodzkiego małżeństwa. Do wydziedziczenia ich córki.
Devon naciągnął na uszy szarą wełnianą czapkę i otworzył drzwi.
Zaczął padać drobny śnieg. Dojrzał kobietę na koniu, która kierowała się w jego stronę. Miała ciemny kapelusz nasunięty na czoło, w wirującym śniegu trudno było zobaczyć jej rysy, mimo to Devon rozpoznał przewodniczkę zatrudnioną przez Mesa Falls. Dwa dni wcześniej podeszła do niego i zaproponowała wycieczkę po ranczu. Pewnie innym razem skorzystałby z tego, teraz był zbyt skupiony na odkrywaniu tajemnic ojca.
Choć musiał przyznać, że Regina Flores zrobiła na nim wrażenie.
Jej srebrnoszare oczy i ciemne włosy od razu zwróciły jego uwagę. Wydawała się zamyślona i refleksyjna, pogrążona w sekretnych myślach. Dopóki się nie uśmiechnęła. Jej szelmowski uśmiech wywołał w nim całkiem niewłaściwe myśli. Tego dnia miała na sobie czarną kurtkę i fioletowy szalik owinięty wokół szyi. Prowadziła za lejce drugiego wierzchowca, krzepkiego konia rasy Quarter Horse.
- Witam, panie Salazar. – Uśmiechnęła się, ukazując dołeczki w policzkach.
Pociąg cielesny nigdy łatwo go nie dekoncentrował, ale coś w tej kobiecie, w tym, jak swobodnie i dobrze czuła się w swojej skórze, przemawiało do niego pomimo dręczących go problemów. Uświadamiając mu, jak długo żył w celibacie, tak skupiony na rozwoju firmy, że w ciągu minionych dwóch lat nie znajdował czasu na nic więcej prócz przelotnych romansów.
- Dzień dobry. – Zszedł po schodkach. Śnieg padał coraz gęściej. – Proszę mi mówić Devon.
Jej mustang zarżał na powitanie, potrząsając grzywą. Devon zatrzymał się obok konia i pogłaskał go po pysku, zauważając topniejące na nim płatki śniegu. Bezpieczniej było patrzeć w oczy koniowi niż atrakcyjnej amazonce.
- Słyszałam od pana Rivery, że macie spotkanie, więc postanowiłam pomóc panu tam dotrzeć. – Wskazała brodą na kasztanową klacz za plecami. – Nutmeg jest osiodłana i gotowa, jeśli pan jest gotowy.
- Przyjechała pani aż tutaj na wypadek, gdybym potrzebował konia? – Musnął wzrokiem jej udo w dżinsowych spodniach, a potem spojrzał jej w twarz. Czy Regina Flores czuje to samo zauroczenie co on?
Ta myśl przyspieszyła mu puls.
- Nie miałam na dziś zamówionej żadnej przejażdżki, a te zwierzęta potrzebują ruchu, więc moja oferta nie jest tak szlachetna, jak się wydaje. – Tym razem jej uśmiech był nazbyt skromny.
Niewykluczone, że mówiła prawdę.
Alternatywa – że jest nim zainteresowana - byłaby jednak bardziej satysfakcjonująca. Zwłaszcza w tym pełnym napięć tygodniu, kiedy los jego biznesu ważył się na szali, potrafił dostrzec potencjalną korzyść z nieoczekiwanych rozrywek.
- Prawdę mówiąc, będę wdzięczny za towarzystwo – rzekł w końcu, odbierając lejce od Reginy.
Przez ulotny moment trzymał w dłoni jej rękę, choć oboje byli w rękawiczkach.
Jej oczy były jak żywe srebro. Jej uśmiech zgasł, gdy pojawiło się napięcie erotyczne.
- Potrzebuje pan pomocy? – spytała, kiedy przerzucał nogę przez grzbiet Nutmeg.
- Dam sobie radę. – Siedząc w siodle, znalazł się obok Reginy. Dość blisko, by jej dotknąć.
Rozejrzała się, jakby niepewna, na czym zatrzymać spojrzenie.
- Proszę pamiętać, że niektóre z naszych koni są bardziej energiczne. Dobrze najpierw je poznać.
- W takim razie co powinienem wiedzieć o Nutmeg? – Był dużo bardziej zainteresowany bliższym poznaniem przewodniczki niż łagodnej klaczy.
- Woli jechać za kimś. – Regina poruszyła się w siodle, a jej koń odsunął się od klaczy. – Będzie się czuła bardziej komfortowo, kiedy ja ją poprowadzę.
- Zgoda. – Otworzył dłoń, w której trzymał lejce, i podał je Reginie. – Ale ponieważ ja nie lubię jechać z tyłu, proszę następnym razem dać mi żwawszego wierzchowca. – Zaczekał, aż jego słowa zapadną jej w pamięć, po czym zbliżył się odrobinę. – Lubię wyzwania.
Jej głośny wdech był najmilszym dźwiękiem, jaki słyszał od wielu dni. No i proszę, ma na co czekać podczas tego upiornego tygodnia, kiedy jego świat się rozpada.
Weź się w garść.
Regina przeklinała się za to, że mężczyzna, który był jej wrogiem, wydał jej się atrakcyjny.
Wysoki, szczupły, ale i atletyczny, w ciemnych dżinsach i dopasowanej parce nosił się z wdziękiem. Jasnobrązowe włosy schował pod szarą czapką narciarską, prawie naciągnął ją na gęste brwi, pod którymi błyszczały jasnozielone oczy. Miał dość banalną urodę. Tyle że w sposobie, w jaki wodził za nią wzrokiem, było coś frapującego. Nie sprawiał wrażenia mężczyzny, który zwraca uwagę na każdą kobietę znajdującą się w polu jego widzenia. Regina miała okazje, by go obserwować niezauważona, i zwykle był skupiony na pracy. Kiedy znajdował się w jej towarzystwie, czuła jego erotyczne zainteresowanie.
Popędziła gniadosza. Warstwa śniegu na ścieżce prowadzącej do głównego budynku wygłuszała tętent kopyt. Wiatr się wzmógł. Wirujące płatki śniegu łaskotały jej policzki. Cieszyła się z tego lodowatego pocałunku, bo chłodził jej frustrację. Jej podniecenie.
Zbyt ciężko pracowała, by teraz to zaprzepaścić, tracąc nad sobą kontrolę. Komentarz Devona o tym, że lubi wyzwania, nie dotyczył wyłącznie koni.
Marcus, jego młodszy brat i partner biznesowy, opuszczał tego dnia ranczo w towarzystwie dyrektor operacyjnej Salazar Media, Lily Carrington. Ci dwoje zakochali się w sobie podczas pobytu w Mesa Falls i spędzali razem tyle czasu, że Regina nie miała okazji poznać go bliżej.
Devon był jej ostatnią szansą na odkrycie, ile synowie Salazara wiedzą o książce ojca. W minionym tygodniu zaryzykowała, podsłuchując rozmowę braci, i dowiedziała się, że sobie nie ufają, choć razem prowadzą firmę. Mówili tak, jakby nie mieli pojęcia o powieści ojca. Czy jeden z nich mógł kłamać? Albo obaj?
Jedno nie ulegało wątpliwości – nie dowie się nic więcej, jeśli nie spróbuje bliżej poznać Devona.
Zwolniła i zaczekała na niego, nie mogła jednak nie zauważyć, że pozwolił jej prowadzić.
- Świetnie pan jeździ konno – stwierdziła, gdy jechali wzdłuż Bitterroot River. – Jeździ pan od dziecka?
Devon wypatrzył kilka jeleni, które przez przykryte śniegiem pole spieszyły z powrotem w leśną gęstwinę.
- Niezupełnie. Chodziłem do szkoły z chłopakiem, który mieszkał na farmie w Kentucky, zdarzyło mi się spędzać wakacje z jego rodziną. – Wskazał na las, gdzie zniknęły jelenie. – Proszę spojrzeć. Jelonek chce wrócić i się bawić.
Młody jelonek wyskoczył znów na pole, biegał przez chwilę w kółko, po czym po raz kolejny dał susa między drzewa, błysnąwszy białym ogonkiem.
Regina uśmiechnęła się tak jak Devon, aż sobie przypomniała, że musi się pilnować.
- Teraz, kiedy już wiem, że jest pan doświadczonym jeźdźcem, jestem tym bardziej zdeterminowana, żeby zabrać pana na wycieczkę jednym z naszym szlaków. – Uznała, że pochlebstwo nie zaszkodzi jej sprawie. – Na pewno chciałby pan zobaczyć cały teren rancza.
- Owszem. – Spojrzał na nią z powagą. – O ile będzie pani moją przewodniczką.
Serce zabiło jej mocniej.
Tylko dlatego, że osaczała wroga.
- Umowa stoi. – Uśmiechnęła się siłą woli, pokonując ostatni zakręt. Zaraz potem ich oczom ukazał się główny budynek rancza. – Proszę powiedzieć kiedy. Sama muszę lepiej poznać to miejsce, zanim Mesa Falls otworzy się dla gości pod koniec miesiąca.
- Może jutro? – Jego oddech zamienił się w białą chmurkę. - Mogę zmienić plany i spędzić dzień na zwiedzaniu.
- Doskonale. – Będzie miała go tylko dla siebie. Z pewnością dowie się czegoś o jego ojcu i relacji, jaka łączyła Devona z człowiekiem, który zbił fortunę na sekretach jej rodziny. – Przyjechać po pana?
- Przyjdę do stajni. – Skierował Nutmeg w stronę budynku. – Pomoże mi pani wybrać wierzchowca.
- Oczywiście. – Zastanowiła się, czy Devon wie o koniach więcej niż ona. Żeby dostać tę pracę, musiała nieco koloryzować. – Możemy poprosić w kuchni, żeby przygotowali nam prowiant na lunch.
- Jasne. – Skinął głową. – Miałem mnóstwo na głowie, kiedy wcześniej proponowała mi pani przejażdżkę, ale jutro poświęcę pani całą swoją uwagę. – Zatrzymał konia i zawiesił wzrok na Reginie. – Prawdę mówiąc, czekam na to z niecierpliwością.
Patrzyła mu w oczy chwilę za długo, próbując zrozumieć, co tak naprawdę dzieje się między nimi.
- Świetnie – odparła w końcu.
Musi zachowywać się profesjonalnie. Być uprzejma i przyjacielska.
Choć emocje, jakie w niej budził, oscylują między podejrzliwością i podnieceniem.
Devon zsiadł z konia i ruszył do budynku na spotkanie, zostawiając Nutmeg z Reginą, która miała odprowadzić klacz do stajni. Jego wysokie buty odciskały ślady na warstwie świeżego puchu.
Przyrzekł jej nazajutrz swoją uwagę. To brzmi obiecująco dla jej śledztwa. A przy okazji dał jej do zrozumienia, że jest nią zainteresowany, co znacząco komplikowało sytuację. Z jakiegoś powodu nie miała problemu z ukrywaniem przed nim swojej prawdziwej tożsamości, ale nie czułaby się dobrze, wykorzystując chemię między nimi jako kartę przetargową.
Musi znaleźć niezbędne odpowiedzi, nie ulegając temu mężczyźnie. Po zaledwie dziesięciu minutach w towarzystwie Devona wiedziała, że to nie będzie proste. Porażka nie wchodziła w grę, więc tak czy inaczej dowie się, gdzie się podziały zyski z książki Alonza Salazara.
A jeśli się okaże, że Devon wzbogacił się na rozpadzie jej świata? Wykorzysta wszystko, co w jej w mocy, by za to zapłacił.