Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kiedy jesteś przy mnie - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 września 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kiedy jesteś przy mnie - ebook

Rory Sinclair przeżyła brutalny atak i wpadła w ramiona milionera Iana Braxtona. Przyjął ją, uleczył ją i oboje podarowali sobie coś, czego wcześniej nie znali: miłość.

Mam na imię Rory i po raz pierwszy jestem naprawdę szczęśliwa. Odnalazłam miłość mojego życia, moją bratnią duszę, mojego najlepszego przyjaciela. Byliśmy brakującymi elementami w naszym życiu i teraz, gdy jesteśmy razem, nasza więź jest silniejsza niż kiedykolwiek. Budujemy wspólną przyszłość; przyszłość, w którą nie wierzyłam, że mogę ją mieć.

I wtedy to się stało.

Mam na imię Ian i po raz pierwszy czuję się spełniony. Dzięki Rory. To ona podarowała mi na nowo życie i nadzieję. Pieniądze już się dla mnie nie liczą, oddałbym dla niej wszystko. Ona jest moim snem, z którego nigdy nie chcę się obudzić.

I wtedy to się stało.

Ian i Rory znaleźli swoje szczęśliwe zakończenie w "Połóż się przy mnie". Czy bajka będzie trwała? Czy coś niespodziewanego nagle ich rozdzieli?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7363-5
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

RORY

Nasz sa­mo­lot miał wy­le­cieć z Pa­ryża o dzie­sią­tej rano. Ian nie po­ży­czył ma­szyny ojca, bo Ri­chard po­le­ciał na świą­teczną wy­cieczkę. Był Nowy Rok, oboje mie­li­śmy kaca po al­ko­holu i spo­rej ilo­ści seksu. Nowy Rok po­wi­ta­li­śmy z Ia­nem szam­pań­sko, ale te­raz trzeba było wra­cać do rze­czy­wi­sto­ści, do Ma­libu.

– Szczę­śli­wego No­wego Roku, ko­cha­nie – po­wie­dział Ian i po­ca­ło­wał mnie w głowę.

Le­ża­łam mocno wtu­lona w jego ra­miona, by­li­śmy tyl­ko we dwoje, nadzy, w po­mię­tej po­ścieli po przy­go­dach ze­szłej nocy.

– Szczę­śli­wego No­wego Roku. – Uśmiech­nę­łam się, od­ry­wa­jąc głowę od jego piersi, i po­ca­ło­wa­łam go w usta. – Nie chcę wra­cać do Ma­libu. Lu­bię Pa­ryż i chcę tu zo­stać.

– Mo­żemy tu wró­cić, kiedy tylko bę­dziesz chciała. Gdy­bym mógł się tu prze­pro­wa­dzić, zro­bił­bym to. Spa­ko­wał­bym cie­bie, miał cię całą dla sie­bie i za­po­mniał o ro­dzi­nie i przy­ja­cio­łach. Ale trzeba wra­cać do rze­czy­wi­sto­ści, ko­cha­nie. Nie­stety, mu­simy pra­co­wać, w każ­dym ra­zie ja mu­szę.

Po­sła­łam mu nie­pewne spoj­rze­nie i przy­gry­złam jego dolną wargę.

– Co masz na my­śli, mó­wiąc, że ty mu­sisz? Ja już dla cie­bie nie pra­cuję?

– Nie, nie pra­cu­jesz. Zwal­niam cię – uśmiech­nął się.

– Pa­nie Bra­xton, mu­szę po­wie­dzieć, że ni­gdy wcze­śniej nikt mnie nie zwol­nił. Mógł­byś mi wy­ja­śnić, dla­czego zwal­niasz mnie ze sta­no­wi­ska two­jej asy­stentki?

Na jego twa­rzy po­ja­wił się lekki uśmiech, kiedy po­ło­żył dłoń na moim po­liczku.

– Chcę, że­byś ro­biła to, czego na­prawdę pra­gniesz, a praca mo­jej asy­stentki tym nie jest. Zaj­mij się mu­zyką, za­pisz się na lek­cje. Świat leży u two­ich stóp, ko­cha­nie, a ja zro­bię wszystko, że­byś była szczę­śliwa.

– Bar­dzo cię ko­cham, Ian – po­wie­dzia­łam i po­ca­łowa­łam go de­li­kat­nie w usta.

– Ja cie­bie też ko­cham, Rory, i chcę cię uszczę­śli­wiać.

– Ależ ja je­stem szczę­śliwa.

– Pew­nego dnia może się oka­zać, że to ci nie wy­star­cza, nie chcę, że­byś kie­dy­kol­wiek pa­trzyła na mnie z wy­rzu­tem, że nie zro­bi­łaś w ży­ciu tego, czego pra­gnę­łaś.

Nie spodo­bało mi się, że po­wie­dział coś ta­kiego. Wie­dzia­łam, że nasz zwią­zek nie bę­dzie ide­alny. Gdyby był, coś by­łoby nie tak. Ale ko­cha­łam go i zro­bi­ła­bym wszyst­ko, żeby uszczę­śli­wić go tak, jak on mnie. Od­wró­cił mnie na plecy, wsu­nął mi dłoń do maj­tek, chwy­cił mnie od dołu i za­nu­rzył we mnie pa­lec.

– Je­steś wil­gotna – szep­nął.

– Przy to­bie za­wsze je­stem wil­gotna – uśmiech­nę­łam się i za­gry­złam dolną wargę.

Wpa­try­wał mi się w oczy, po­chy­la­jąc się nade mną.

– Je­steś wy­jąt­kowa, ni­gdy nie znu­dzę się po­wta­rza­niem, jak bar­dzo cię ko­cham. A te­raz roz­chyl nogi, ko­cha­nie. Mu­szę cię prze­le­cieć, za­nim wy­je­dziemy na lot­ni­sko.

Kiedy Ian się go­lił, po­de­szłam do niego od tyłu i ob­ser­wo­wa­łam go w lu­strze. Wy­glą­dał nie­zwy­kle sek­sow­nie i za­bój­czo pach­niał. Prze­rwał go­le­nie i spoj­rzał na mnie.

– Co ro­bisz? – spy­tał.

– Pa­trzę, jak się go­lisz.

– Dla­czego?

– Bo je­steś sek­sowny i nie mogę się po­wstrzy­mać.

– Znam to uczu­cie, skar­bie. Czuję się tak, kiedy pa­trzę na cie­bie. – Wró­cił do go­le­nia.

Jego oczy znów spoj­rzały na mnie w lu­strze. Odło­żył ma­szynkę i od­wró­cił się do mnie. Po­woli roz­wią­zał pa­sek mo­jego szla­froka i zsu­nął mi go z ra­mion, po­zwa­la­jąc mu opaść na pod­łogę. Jęk­nął ci­cho i się uśmiech­nął.

– Bła­gasz mnie, że­bym cię prze­le­ciał, prawda?

– Wy­wnio­sko­wa­łeś to po tym, jak ci się przy­glą­da­łam, kiedy się go­li­łeś? – spy­ta­łam.

– Tak. Znam te twoje miny. W tej chwili masz wy­pisa­ne na twa­rzy: „Chcę, że­byś prze­le­ciał mnie na­tych­miast”.

Z kre­mem do go­le­nia na twa­rzy wsu­nął we mnie pa­lec. Wes­tchnę­łam i od­chy­li­łam głowę.

– Wie­dzia­łem, że tego chcesz. Je­steś cała mo­kra. – Uśmiech­nął się, chwy­cił mnie za bio­dra, od­wró­cił i posa­dził na umy­walce.

Ob­ję­łam go no­gami, a on, nie tra­cąc czasu, za­nu­rzył się we mnie. Przy­trzy­mu­jąc mnie za bio­dra, płyn­nie wsu­wał się i wy­su­wał.

– Boże, skar­bie, je­steś nie­sa­mo­wita – dy­szał. – Ni­gdy nie będę miał cię dość.

Moje jęki sta­wały się co­raz gło­śniej­sze, kiedy wcho­dził we mnie i wy­cho­dził, a ja drża­łam z pod­nie­ce­nia. Po­ło­żył pa­lec na mo­jej łech­taczce i za­ta­czał kręgi. Moje ciało na­prę­żyło się, a cie­pła wil­goć oto­czyła jego czło­nek.

– Cho­lera, Rory – po­wie­dział bez tchu, pod­niósł mnie z umy­walki i od­wró­cił tak, że by­łam zwró­cona twa­rzą do lu­stra. – Patrz na mnie w lu­strze, ko­cha­nie. Patrz, jak będę cię pie­przył od tyłu.

Zro­bi­łam to, o co pro­sił; serce mi ło­mo­tało, a skóra zro­biła się wil­gotna. Naj­sek­sow­niej­sze w tym wszyst­kim było to, że jego twarz na­dal po­kry­wał krem do go­le­nia. Wbi­jał się we mnie, trzy­ma­jąc mnie za piersi i ści­ska­jąc pal­cami moje stward­niałe sutki, przez co znów po­czu­łam cie­pło mię­dzy no­gami. Moje ciało do­ma­gało się ko­lej­nego or­ga­zmu, kiedy wszedł we mnie mocno i eks­plo­do­wał we mnie, spra­wia­jąc, że znów do­szłam. Za­mknął oczy i stał, za­nu­rzony we mnie, opróż­nia­jąc się do ostat­niej kro­pelki, a po­tem ob­jął mnie i mocno przy­tu­lił.

– Ko­cham cię – wy­szep­tał.

– Ja cie­bie też ko­cham – po­wie­dzia­łam, od­chy­la­jąc głowę i spo­glą­da­jąc na niego.

– Niech to… niech to szlag! – wark­nął Ian, chwy­ta­jąc mnie za rękę i ru­szy­li­śmy pę­dem przez lot­ni­sko do na­szej bramki. – To twoja wina, skar­bie. Gdy­byś wy­szła z ła­zienki za­miast pa­trzeć, jak się golę, nie mu­siał­bym cię prze­le­cieć i zdą­ży­li­by­śmy na po­wrotny lot.

– Nie moja wina, że nie po­tra­fisz utrzy­mać fiuta w spodniach, pa­nie Bra­xton.

– Tak? Jesz­cze ci po­każę, że nie po­tra­fię utrzy­mać fiuta z da­leka od cie­bie. – Pu­ścił do mnie oko.

Za­śmia­łam się w du­chu, bo wie­dzia­łam, że nie zdą­żymy na sa­mo­lot. Nadano już ostat­nie we­zwa­nie dla pa­sa­że­rów. Nie mia­łam nic prze­ciwko temu, że­by­śmy spę­dzili w Pa­ryżu jesz­cze jedną noc. Tak na­prawdę wcale nie chcia­łam wra­cać do Ma­libu i uże­rać się z Ri­char­dem i An­drew. Ian cią­gnął mnie za sobą, a kiedy w końcu do­tar­li­śmy do bram­ki, drzwi się za­mknęły.

– Mu­simy do­stać się na ten sa­mo­lot – oświad­czył sta­now­czo Ian.

– Przy­kro mi, sir, ale jest za późno. Za­koń­czy­li­śmy wpusz­cza­nie na po­kład – po­wie­działa ko­bieta z wy­raź­nym fran­cu­skim ak­cen­tem.

– Ni­gdy nie jest za późno, ko­cha­nie. – Ian się uśmiech­nął i wy­jął z kie­szeni plik bank­no­tów. – Za­dzwoni pani do pi­lota i po­wie, że ma pani dwoje pa­sa­że­rów, któ­rzy wsia­dają na po­kład, więc musi za­cze­kać. Je­żeli pani to dla mnie zrobi, będę nie­zmier­nie wdzięczny. – Pu­ścił do niej oko.

Prze­wró­ci­łam oczami na ten jego czar. Wi­dzia­łam, że ko­bie­cie już miękną przez niego ko­lana. Chwy­ciła te­le­fon i chyba za­dzwo­niła do pi­lota, bo nim zdą­ży­łam się zo­rien­to­wać, drzwi się otwo­rzyły i zo­sta­li­śmy od­pro­wa­dzeni do pierw­szej klasy. Usia­dłam na moim miej­scu i spoj­rza­łam na Iana.

– Co? – spy­tał.

Sie­dzia­łam i krę­ci­łam głową.

– Nie mogę uwie­rzyć, że udało ci się wsa­dzić nas do tego sa­mo­lotu.

Ian za­chi­cho­tał i ujął mnie pod brodę.

– Ja mogę wszystko, Rory. Jesz­cze się nie zo­rien­towa­łaś?

– Ow­szem, zo­rien­to­wa­łam się. Ale wy­daje mi się, że po po­wro­cie do Ma­libu pierw­sze, co po­wi­nie­neś zro­bić, to ku­pić so­bie sa­mo­lot. – Ro­ze­śmia­łam się.

– Tak zro­bię – za­pew­nił.

Otwo­rzy­łam sze­roko oczy i prze­sta­łam się śmiać.

– Żar­to­wa­łam.

– Ale ja nie żar­tuję. Ku­puję sa­mo­lot. Po­wi­nie­nem był to zro­bić dawno temu, ale za­wsze ko­rzy­sta­łem z sa­mo­lotu taty. Te­raz, kiedy je­stem z tobą, bę­dziemy wię­cej po­dró­żo­wać i chyba naj­le­piej mieć nasz wła­sny.

Po­wie­dział „nasz”, to zna­czy, że sa­mo­lot bę­dzie mój i jego. Uszczę­śli­wił mnie tym, co po­wie­dział. Uczu­cie nie­pew­no­ści zni­kło, a ja po­czu­łam się speł­niona. Wy­pi­li­śmy po kilka kie­lisz­ków wina i za­snę­łam z głową na ra­mie­niu Iana.

„Twój oj­ciec – próż­niak, wszawy oszust – pie­przył mo­ją sio­strę, zro­bił jej dziecko i znisz­czył mi ży­cie. Ty i twój brat je­ste­ście ni­czym in­nym, jak nie­ustan­nym tego wspo­mnie­niem”.

Pod­sko­czy­łam i usia­dłam pro­sto. Oczy mia­łam sze­roko otwarte i do­piero po chwili zo­rien­to­wa­łam się, gdzie je­stem.

– Ko­cha­nie, wszystko w po­rządku? – spy­tał Ian, chwy­ta­jąc mnie za rękę.

Wzię­łam głę­boki od­dech.

– Nic mi nie jest. Coś mi się po pro­stu przy­śniło.

– Co? Od dawna nie mia­łaś kosz­ma­rów, prawda?

– O mo­jej ciotce. Nie ma się czym przej­mo­wać. Będę da­lej cho­dziła do dok­tora Ne­ila, kiedy wró­cimy.

Uniósł moją dłoń do ust i de­li­kat­nie ją po­ca­ło­wał.

– Do­bry po­mysł.

– Mia­łam cię o coś spy­tać… Skoro nie je­stem już twoją asy­stentką, za­trud­nisz nową osobę?

Ian po­słał mi lekki uśmiech i mu­snął pal­cem za­rys mo­jej twa­rzy.

– Mar­twisz się, że przyjmę na­stępną piękną ko­bietę, która zaj­mie twoje miej­sce?

– Tak. Mu­szę wie­dzieć, kiedy tre­no­wać, że­bym mo­gła sko­pać jej ty­łek, kiedy mi cię ukrad­nie. – Uśmiech­nę­łam się.

– Nikt ni­gdy nie ukrad­nie mnie to­bie, Rory. A od­po­wia­da­jąc na twoje py­ta­nie: nie, nie za­trud­nię no­wej asy­stentki.

– Dla­czego?

Ką­ciki jego warg lekko się unio­sły, kiedy o to spy­ta­łam.

– To sta­no­wi­sko stwo­rzy­łem dla cie­bie, bo chcia­łem cię co­dzien­nie wi­dy­wać. Kiedy się wy­pro­wa­dzi­łaś, czu­łem się sa­motny i zro­zu­mia­łem, jak bar­dzo pra­gnę i po­trze­buję mieć cię bli­sko.

– Ian – wy­szep­ta­łam.

– Chcia­łem mieć cię przy so­bie tak, że­bym nie mu­siał przy­zna­wać, że je­stem w to­bie za­ko­chany, a mo­głem to osią­gnąć za­trud­nia­jąc cię jako moją pra­cow­nicę. Na­dal bę­dziesz trak­to­wana jak moja asy­stentka. Bę­dziesz do­sta­wała co­ty­go­dniową pen­sję i na­dal będę ci opła­cał ubez­pie­cze­nie zdro­wotne, ale nie bę­dziesz wy­ko­ny­wać pracy se­kre­tarki.

– W ta­kim ra­zie, co mam ro­bić, żeby na to za­praco­wać?

– Nic. Wy­star­czy, że przy mnie bę­dziesz. – Po­chy­lił się i po­ca­ło­wał mnie w usta. – Spró­buj się prze­spać, ko­cha­nie. Za ja­kieś trzy go­dziny lą­du­jemy.

Po­pra­wi­łam so­bie po­duszkę na jego ra­mie­niu i przyło­ży­łam głowę. Do cho­lery, o co cho­dzi z tym kosz­ma­rem?ROZDZIAŁ 2

Jak tylko prze­kro­czy­li­śmy próg, Ian wziął mnie na ręce i wniósł po scho­dach na górę.

– Co ro­bisz? – zdzi­wi­łam się.

– Coś, co po­wi­nie­nem był zro­bić ja­kiś czas temu. Niosę cię do na­szej sy­pialni.

Otwo­rzył drzwi lek­kim kop­nia­kiem i po­ło­żył mnie na łóżku. Od­gar­nął mi z twa­rzy kilka ko­smy­ków i spoj­rzał mi w oczy.

– To na­sze łóżko, ko­cha­nie. Na­sze łóżko, w któ­rym bę­dziemy spali, pie­przyli się i od­po­czy­wali. Ni­gdy do­tąd nie było w nim żad­nej ko­biety.

Po­czu­łam mo­tyle w brzu­chu, kiedy to po­wie­dział. Moje my­śli na­tych­miast za­częły krą­żyć wo­kół dru­giego po­koju. Za­py­tać go o niego? Czy dać so­bie spo­kój? Po­sta­no­wi­łam od­pu­ścić, bo była to na­sza pierw­sza noc po po­wro­cie.

– Po­cze­kaj se­kundę. – Ian wstał i chwy­cił te­le­fon.

– Co ro­bisz? – ro­ze­śmia­łam się.

– Parę zdjęć cie­bie na łóżku. Po­doba mi się, jak na nim wy­glą­dasz. – Uśmiech­nął się.

Wie­dzia­łam, że to dla Iana ważny krok, a to, że by­łam je­dyną ko­bietą, jaka kie­dy­kol­wiek sie­działa czy le­żała na tym łóżku, spra­wiało, że wszystko wy­da­wało się jesz­cze bar­dziej nie­re­alne. Po­zo­wa­łam mu, a on wziął głę­boki od­dech. Odło­żył te­le­fon i przy­czoł­gał się do mnie, przez cały czas ob­li­zu­jąc wargi i wpa­tru­jąc się we mnie dra­pież­nym spoj­rze­niem. Za­gry­złam dolną wargę i się uśmiech­nę­łam, a on po­ło­żył mnie na ple­cach i po­chy­lił się nade mną.

– Uszczę­śli­wiasz mnie. Ni­gdy nie by­łem tak szczę­śli­wy. Kiedy je­steś ze mną, je­stem szczę­śliwy, kiedy cię nie ma, je­stem smutny. Chcia­łem tylko, że­byś o tym wie­działa.

Unio­słam dło­nie i prze­cze­sa­łam pal­cami jego włosy.

– Ty też mnie uszczę­śli­wiasz, oprócz cie­bie nie chcę od ży­cia ni­czego wię­cej. Po­trze­buję cię, Ian.

Po­chy­lił się i przy­warł war­gami do mo­ich, roz­chyla­jąc je tak, żeby móc wsu­nąć mi ję­zyk do ust. Nasz po­cału­nek stał się głę­boki i na­miętny, a on opadł na mnie i ob­jął dłońmi moją głowę. Prze­rwał po­ca­łu­nek i za­czął błą­dzić war­gami po mo­jej szyi. Ob­ję­łam go no­gami i po­czu­łam na so­bie jego sztywny czło­nek. Na­sze od­de­chy stały się szyb­sze, serca za­częły szyb­ciej bić. Chcia­łam się z nim ko­chać. Jego dłoń po­wę­dro­wała w górę mo­jej ko­szuli, a palce chwy­ciły tward­nie­jącą bro­dawkę.

– Prze­leć mnie, Ian – po­wie­dzia­łam bez tchu.

– Już się robi – wy­szep­tał, ścią­ga­jąc mi majtki.

Na­gle do­biegł nas z dołu głos.

– Cześć, Ian, Rory… gdzie je­ste­ście? Wiem, że je­ste­ście w domu, więc daję wam pięć se­kund, że­by­ście się do­pro­wa­dzili do po­rządku i ze­szli na dół! – krzyk­nęła Ada­lynn.

Ian spoj­rzał na mnie.

– Po­waż­nie?

Nie by­łam w sta­nie po­wstrzy­mać się od śmie­chu.

– Po­waż­nie.

Ian zsu­nął się ze mnie i po­szedł do ła­zienki. Wsta­łam z łóżka, spoj­rza­łam w lu­stro, prze­cze­sa­łam pal­cami włosy i po­pra­wi­łam ubra­nie. Jak tylko Ian wy­ło­nił się z ła­zienki, chwy­cił mnie za rękę i ze­szli­śmy na dół.

– Do­sko­nałe wy­czu­cie czasu, jak zwy­kle, Ada­lynn – po­wie­dział Ian.

– Prze­pra­szam, ale na pie­prze­nie ma­cie całe ży­cie. Chodź tu, skar­bie. – Uśmiech­nęła się i wy­cią­gnęła do mnie ręce.

Z ra­do­ścią przy­ję­łam jej uścisk. Tak miło było znów ją wi­dzieć.

– Cu­dow­nie cię wi­dzieć, Ada­lynn. Szczę­śli­wego No­wego Roku.

– Na­wza­jem, szczę­śli­wego No­wego Roku. – Po­cało­wała Iana w po­li­czek. – Chcę usły­szeć wszystko o Pary­żu! – za­żą­dała.

– Wró­ci­li­śmy do domu nie­całą go­dzinę temu. My­ślisz, że mo­gli­by­śmy opo­wie­dzieć ci o tym ju­tro? Rory i ja je­ste­śmy wy­koń­czeni – po­wie­dział Ian, spo­glą­da­jąc na nią.

– Nie. Je­stem tu te­raz i chcę usły­szeć wszystko. A wła­ści­wie, Ian, ty mo­żesz iść na górę. Mamy z Rory tro­chę za­le­gło­ści do nad­ro­bie­nia.

– Jesz­cze coś, Ada­lynn. Mu­simy so­bie po­roz­ma­wiać na te­mat pew­nego kłam­stwa – po­wie­dział Ian, ce­lu­jąc w nią pal­cem.

– Och, daj spo­kój. W końcu wszystko się udało, przy twoim pa­to­lo­gicz­nym za­cho­wa­niu nie za­mie­rza­łam ci prze­ka­zać żad­nych in­for­ma­cji.

Ian wes­tchnął i wbił w nią wzrok. Spoj­rzał na mnie i po­ca­ło­wał mnie w usta.

– Do­bra, po­plot­kuj­cie so­bie. Ja pójdę wziąć prysz­nic.

– W po­rządku.

– Cześć, Ian. Miło było cię wi­dzieć – po­wie­działa Ada­lynn z chy­trym uśmiesz­kiem.

– Da­ruj so­bie, Ada­lynn – wark­nął i ru­szył na górę.

Ada­lynn chwy­ciła mnie za rękę i za­pro­wa­dziła pro­sto do kuchni. Ka­zała mi usiąść przy stole, się­gnęła do szafki i wy­jęła dwa kie­liszki do wina.

– No i? Chcę szcze­gó­łów! Mnó­stwa szcze­gó­łów. – Uśmiech­nęła się i wy­jęła bu­telkę ze sto­jaka na wino.

– Było bar­dzo ro­man­tycz­nie. On jest taki ro­man­tycz­ny, je­ste­śmy ofi­cjal­nie za­ko­chani.

Po­de­szła do stołu i po­dała mi kie­li­szek wina.

– Wie­dzia­łam, że zmą­drzeje. No do­bra, wła­ści­wie nie wie­dzia­łam i przez chwilę się mar­twi­łam. Ale cie­szę się, że po­szedł po ro­zum do głowy. Wie­dzia­łam, że cię ko­cha.

– Roz­ma­wia­łaś z nim po po­wro­cie z Pa­ryża? – spyta­łam.

– Nie. Nie roz­ma­wia­łam. Nie mia­łam oka­zji, a je­żeli mam być szczera, po ci­chu mia­łam na­dzieję, że sam do te­go doj­dzie. Co te­raz?

Wzię­łam kie­li­szek i wy­pi­łam łyk wina.

– Chyba za­miesz­kamy ra­zem i roz­pocz­niemy wspól­ne ży­cie. Wspo­mnia­łam ci, że zwol­nił mnie ze sta­no­wi­ska asy­stentki?

– Co ta­kiego?!

– Chce, że­bym za­pi­sała się na lek­cje mu­zyki i ro­biła to, na co mam ochotę. Nie chce, że­bym cze­go­kol­wiek żało­wała.

– Tak po­wie­dział? – spy­tała, szcze­rze za­sko­czona.

– Tak.

– Dziew­czyno, wzię­łaś nie­źle po­rą­ba­nego fa­ceta i go od­mie­ni­łaś. Je­steś moją bo­ha­terką. – Uśmiech­nęła się, uno­sząc kie­li­szek.

Kiedy przy­su­wa­łam kie­li­szek do jej kie­liszka, do kuch­ni wszedł Ian. Był świeżo po ką­pieli i miał na so­bie tylko spodnie od pi­żamy. Wy­glą­dał nie­sa­mo­wi­cie sek­sow­nie, mia­łam na niego straszną ochotę.

– Co opi­ja­cie? – spy­tał, się­ga­jąc do szafki po kie­li­szek.

– Wasz po­wrót. Cie­szę się, że przy­wio­złeś moją przy­ja­ciółkę do domu, bo nie mo­głam znieść my­śli, że zo­sta­nie w Pa­ryżu i nie wróci.

– Je­dyne miej­sce, w któ­rym zo­sta­nie, to to przy mnie. – Uśmiech­nął się i po­ca­ło­wał mnie w głowę.

Ada­lynn do­piła wino i wstała.

– Faj­nie było, ale mu­szę le­cieć. Na pewno je­ste­ście sko­nani po po­dróży, a ja mu­szę po­za­ła­twiać parę spraw zwią­za­nych ze ślu­bem.

– Usta­li­li­ście datę? – spy­ta­łam, wsta­jąc z krze­sła, i po­de­szłam do niej.

– Jesz­cze nie. O tym mu­simy po­roz­ma­wiać z Da­nie­lem, jak wróci do domu.

Po­de­szła do Iana i po­ca­ło­wała go w po­li­czek.

– By­stry je­steś, pa­nie Bra­xton, i dzięki, że przy­wio­złeś ją do domu. – Pu­ściła do mnie oko i uści­skała mnie lek­ko.

– Po­win­naś po­dzię­ko­wać jej, bo już my­śla­łem, że każe mi się od­wa­lić i że wrócę do domu sam.

Ada­lynn od­wró­ciła się i uśmiech­nęła do niego, a po­tem wy­szła. Usia­dłam Ia­nowi na ko­la­nach i ob­ję­łam go.

– Wy­glą­dasz na zmę­czoną, ko­cha­nie – po­wie­dział, głasz­cząc mnie po po­liczku.

– Bo je­stem sko­nana.

– Więc chodźmy do łóżka. Bar­dzo chciał­bym do­koń­czyć to, co za­czę­li­śmy, ale mu­sisz od­po­cząć.

Wy­dę­łam wargi i do­tknę­łam czo­łem jego czoła.

– Masz ra­cję, ale zdą­żymy od­po­cząć za wszyst­kie czasy po tym, jak bę­dziesz się ze mną ko­chał.

Ką­ciki jego ust się unio­sły, a po­tem mu­snął war­gami moje.

– Je­steś taka sek­sowna… i cała moja.

– Za­wsze by­łam twoja – wy­szep­ta­łam, a nasz po­cału­nek stał się bar­dziej na­miętny.

Zdjął mnie z ko­lan, wziął na ręce i za­niósł do sy­pialni. Po­ło­żył mnie na łóżku, zdjął spodnie pi­żamy, a ja ścią­gnę­łam ko­szulę. Prze­su­nę­łam dło­nią w górę i w dół po jego sztyw­nym członku, a on wy­dał z sie­bie gar­dłowy jęk. Pod­niósł mnie i po­woli zdjął mi spodnie. Jego wargi na­kryły moje, a on pchnął mnie z po­wro­tem na łóżko, po­chy­lił się nade mną i za­nu­rzył we mnie pa­lec.

– Strasz­nie cię pra­gnę, Rory.

– Ja cie­bie też pra­gnę, Ian.

Mruk­nął, za­nu­rza­jąc we mnie ko­lejny pa­lec, żeby się upew­nić, czy je­stem go­towa.

– Je­steś tak roz­kosz­nie wil­gotna, ko­cha­nie… mu­szę cię po­sma­ko­wać.

Cof­nął palce, a jego ję­zyk prze­su­nął się po moim pod­brzu­szu do pul­su­ją­cej łech­taczki. Chwy­cił mnie za nad­garstki i uniósł mi ręce nad głowę. Z mo­ich ust wy­do­był się de­li­katny jęk, kiedy jego ję­zyk po­ru­szał się po na­brzmia­łym miej­scu, które bła­gało, żeby mnie wziął. Ob­ję­łam go no­gami za szyję, a on nie prze­sta­wał spra­wiać mi roz­ko­szy, aż w końcu wy­prę­ży­łam się, kiedy do­pro­wa­dził mnie do or­ga­zmu. Kiedy moje ciało do­zna­wało ulgi, wy­dał z sie­bie jęk, wy­pu­ścił moje nad­garstki, a po­tem chwy­cił moje twarde bro­dawki.

– Mu­szę cię prze­le­cieć na­tych­miast. Nie mogę dłu­żej cze­kać. Mu­szę być w to­bie – wy­szep­tał, a po­tem zmiaż­dżył war­gami moje usta.

Moje ciało prze­szyło elek­try­zu­jące do­zna­nie, kiedy po­czu­łam, że we mnie wcho­dzi. Za każ­dym ra­zem, kiedy się ko­cha­li­śmy, łą­cząca nas więź się umac­niała. Nie by­li­śmy już dwoj­giem lu­dzi, by­li­śmy jed­no­ścią.ROZDZIAŁ 3

IAN

Gła­ska­łem ją de­li­kat­nie po gło­wie, kiedy le­żała w mo­ich ra­mio­nach. Tak przy­jem­nie było ją przy­tu­lać, a moje łóżko było dla niej naj­od­po­wied­niej­szym miej­scem. Po­trzebo­wa­łem jej bar­dziej, niż by­łem w sta­nie przy­znać, a ból, jaki spra­wiało to nam obojgu, był naj­więk­szym bó­lem, ja­kiego za­zna­łem w ży­ciu. Łóżko prze­szło jej za­pa­chem; było to miej­sce, do któ­rego na­le­żała. Nie po­kój w głębi ko­ryta­rza ani na­wet ten są­siedni. Ale moje łóżko, gdzie będę się z nią ko­chał do końca ży­cia. Te­raz, kiedy by­li­śmy z po­wro­tem w Ma­libu, wró­ci­li­śmy do rze­czy­wi­sto­ści, mu­sie­li­śmy się zmie­rzyć z pew­nymi spra­wami. Jedną z nich był Ri­chard.

Nie mo­głem się po­wstrzy­mać, mu­sną­łem ją lekko pal­cem po po­liczku. Otwo­rzyła oczy i spoj­rzała na mnie z uśmie­chem.

– Dzień do­bry – wy­szep­tała.

– Dzień do­bry. Prze­pra­szam, je­żeli cię obu­dzi­łem.

– Nie obu­dzi­łeś, ale nie mia­ła­bym nic prze­ciwko temu, gdy­byś obu­dził. Jak długo nie śpisz? – spy­tała.

– Ja­kieś pół go­dziny. Le­ża­łem i pa­trzy­łem na cie­bie.

Uśmiech­nęła się sze­rzej, unio­sła głowę i de­li­kat­nie po­ca­ło­wała mnie w usta.

– Ko­cham cię.

– Ja cie­bie bar­dziej, ko­cha­nie. Chcesz po­bie­gać? – spy­ta­łem.

– Tak, tę­sk­ni­łam za na­szymi bie­gami po plaży – po­wie­działa.

Wsta­li­śmy, wło­ży­li­śmy ciu­chy do bie­ga­nia i ze­szli­śmy na dół, do Char­lesa. Po­czu­łem za­pach ba­be­czek ja­go­do­wych, które upiekł i za­częła mi ciec ślinka.

– Nie na­pa­laj się, Ian. Bę­dziesz mógł zjeść jedną, jak wró­cimy. – Rory się uśmiech­nęła.

Znała mnie aż za do­brze. Kiedy we­szli­śmy do kuchni, Rory po­de­szła do Char­lesa i go uści­skała.

– Char­les, miło cię wi­dzieć, przy­ja­cielu. Panna Sinc­lair wpro­wa­dza się na stałe, więc masz o nią dbać i speł­niać jej prośby.

– Wi­taj w domu, Rory. Miło cię wi­dzieć. – Char­les się uśmiech­nął.

– Dzię­kuję, Char­les. Cie­bie też miło wi­dzieć – odpo­wie­działa.

Pod­sze­dłem do blatu przy pie­kar­niku, gdzie sty­gły ja­go­dowe ba­beczki Char­lesa. Kiedy bra­łem jedną, Rory po­de­szła do mnie i wy­jęła mi ją z dłoni.

– Ej! Co ro­bisz? – spy­ta­łem.

– Mo­żesz po­cze­kać, zjesz, jak wró­cimy. – Uśmiech­nęła się. – Bę­dziesz miał na co cze­kać.

Po­ło­ży­łem dło­nie na jej bio­drach i po­ca­ło­wa­łem ją w nos.

– Ja już cze­kam… na coś in­nego.

– Ja też! Więc le­piej ru­szajmy, że­by­śmy szybko wró­cili. – Pu­ściła do mnie oko.

– Niech cię, ko­bieto! Już za­czy­nasz…

Rory po­ło­żyła dłoń na mo­ich ustach.

– Nie przy Char­le­sie – wy­szep­tała mi do ucha.

Po­ca­ło­wa­łem ją w czu­bek głowy i wy­bie­głem za próg.

Ona po­bie­gła za mną, ro­ze­śmiana. Bie­gli­śmy wzdłuż wy­brzeża na­szym rów­nym tem­pem. Obej­rza­łem się na nią i się uśmiech­ną­łem.

– Co? – spy­tała, do­ga­nia­jąc mnie.

– Nic. Po­my­śla­łem tylko, że to nasz pierw­szy wspólny bieg w Ma­libu, od­kąd je­ste­śmy parą.

– To prawda. Cie­szysz się? – spy­tała.

– Nie­sa­mo­wi­cie, Rory. Mu­szę ci coś po­wie­dzieć.

Nie chcia­łem jej o tym mó­wić, ale w końcu i tak by się do­wie­działa i by­łaby wście­kła. Po­my­śla­łem, że le­piej oczy­ścić te­ren od razu. Przy­sta­nęła ze zmar­twioną miną.

– Co się stało?

– Nie prze­sta­waj biec, skar­bie. To nic złego. Po­my­śla­łem tylko, że po­win­naś o czymś wie­dzieć.

– Ian, po­wiedz mi wresz­cie. – Za­częła biec obok mnie.

Wzią­łem głę­boki od­dech.

– Ku­pi­łem bu­dy­nek, w któ­rym mie­ściła się pie­kar­nia i twoje miesz­ka­nie i po­pro­si­łem o przy­sługę zna­jo­mego, który pra­cuje dla mia­sta, żeby przy­cze­pił wy­wieszkę na two­ich drzwiach.

– Co ta­kiego? Do cho­lery, dla­czego to zro­bi­łeś, Ian? – spy­tała, za­trzy­mu­jąc się obok mnie.

To była dla mnie naj­trud­niej­sza rzecz. Nie mo­głem jej dłu­żej od­po­wia­dać: bo tak. By­łem jej wi­nien wy­ja­śnie­nie, bo była moją dziew­czyną i zwy­kłe, pro­ste od­po­wie­dzi już nie wy­star­czały. Prze­cze­sa­łem pal­cami włosy, od­wró­ci­łem się i sta­ną­łem kilka kro­ków od niej. Trzy­mała dło­nie na bio­drach i prze­chy­lała głowę na bok, cze­ka­jąc na od­po­wiedź.

– Zro­bi­łem to, bo nie mo­głem znieść, że miesz­kasz w tym ma­leń­kim po­ko­iku. Chcia­łem mieć cię u sie­bie w do­mu, a gdy­bym cię po­pro­sił, że­byś się z po­wro­tem wprowa­dziła, na pewno byś się nie zgo­dziła.

– Więc mnie zwy­czaj­nie okła­ma­łeś?

– Nie okła­ma­łem… tak mi się wy­daje. Po pro­stu ci nie po­wie­dzia­łem. – Pod­sze­dłem do niej.

– Nie, Ian. To się chyba kla­sy­fi­kuje jako kłam­stwo.

– Ko­cha­nie, po­słu­chaj. Chcia­łem, że­byś była ze mną, w moim domu, gdzie bę­dziesz bez­pieczna. Chcia­łem wy­ba­wić cię od kosz­ma­rów i móc trzy­mać cię w nocy w ob­ję­ciach. Wtedy był to je­dyny spo­sób, że­byś wró­ciła do domu. – Uśmiech­ną­łem się, ują­łem jej twarz i de­li­kat­nie po­ca­ło­wa­łem ją w usta.

– Skoro je­steś dziś taki wy­lewny, mam parę py­tań, na które też chcę usły­szeć od­po­wie­dzi i chyba je­steś mi je wi­nien, skoro mnie okła­ma­łeś.

– Rory, nie okła­ma­łem cię. Ale od­po­wiem ci na każde py­ta­nie. – Znów ją po­ca­ło­wa­łem.

– Ta blon­dynka, którą za­bra­łeś na galę. Przy­prowa­dzi­łeś ją tam­tej nocy do domu i się z nią pie­przy­łeś?

Nie mo­głem uwie­rzyć, że mnie o to pyta. Wy­raź­nie nie da­wało jej to spo­koju, a ja nie mia­łem za­miaru kła­mać. Nie chcia­łem bu­do­wać na­szego związku na kłam­stwie.

– Nie, Rory. Nie spa­łem z nią. Prawdę mó­wiąc, wy­sze­dłem z gali wcze­śniej i zo­sta­wi­łem ją tam z An­drew. Kiedy zo­ba­czy­łem cie­bie, za­nim wy­sze­dłem, po­czu­łem się jak szmata. Tam­tej nocy wró­ci­łem do domu sam i po­sze­dłem spać.

Na jej twa­rzy po­ja­wił się lekki uśmiech, kiedy usły­sza­ła od­po­wiedź.

– Chcesz mnie za­py­tać o coś jesz­cze?

– Tak, wła­ści­wie, tak. Kiedy przy­szłam rano po tym, jak by­łeś z An­drew na ko­la­cji, zo­ba­czy­łam An­drew, roz­ma­wia­ją­cego na dole z dwiema ko­bie­tami. Jedna z nich pro­siła, żeby po­dzię­ko­wał ci za po­przedni wie­czór, An­drew po­wie­dział, że bie­gasz i że nie wie, ja­kim cu­dem, skoro spa­łeś tylko kilka go­dzin. Pie­przy­łeś się z któ­rąś z tych ko­biet?

– To wy­ja­śnia twoje za­cho­wa­nie tego ranka, kiedy spy­ta­łem, czy je­steś na mnie zła. Wie­dzia­łem, że coś cię gry­zie. – Przy­cią­gną­łem ją do sie­bie i opar­łem jej głowę o moją pierś, a po­tem od­su­ną­łem ją i da­łem jej ko­lej­nego bu­ziaka. – Przy­się­gam ci, Rory, na moje ży­cie, że nie spa­łem z żadną z tych ko­biet. Po­zwo­li­łem An­drew sko­rzy­stać z po­koju. To on był z nimi dwiema, nie ja. Ka­zały mi po­dzię­ko­wać za to, że uży­czy­łem im po­koju. An­drew chciał, że­byś my­ślała, że spa­łem z jedną z nich. Boże, szkoda, że nie spy­ta­łaś mnie o to tam­tego dnia.

Za­rzu­ciła mi ręce na szyję i przy­tu­liła się do mnie tak mocno, jak tylko mo­gła.

– Dzię­kuję ci, Ian, za szcze­rość. Bar­dzo cię ko­cham.

– Ja cie­bie bar­dziej, ko­cha­nie, nie za­po­mi­naj o tym. Mo­żemy do­koń­czyć bieg? Ja­koś nie mogę prze­stać my­śleć o tych ja­go­do­wych ba­becz­kach?

– Wie­rzę. – Chwy­ciła mnie za rękę i po­bie­gli­śmy da­lej.

– Cho­lera, Char­les, to są chyba naj­lep­sze ja­go­dowe ba­beczki ze wszyst­kich, które upie­kłeś – po­wie­dzia­łem, od­gry­za­jąc kęs.

Rory spoj­rzała na mnie i się ro­ze­śmiała. Po­de­szła do mnie i otarła mi okru­chy z ust.

– Szkoda, że nie sły­sza­łeś go w Pa­ryżu, Char­les. Mó­wił lu­dziom we fran­cu­skiej pie­karni, że po­winni wziąć od cie­bie prze­pis na ja­go­dowe ba­beczki, bo ich muf­finki się do two­ich nie umy­wają.

– Po­waż­nie, Ian? – Char­les się uśmiech­nął.

– To prawda, Char­les. Tam­tej­sze ba­beczki są gów­niane.

Usia­dłem przy stole z muf­finką i kawą i wpa­try­wa­łem się w Rory, która wy­glą­dała przez okno. Była spo­cona po biegu i ni­gdy nie wy­glą­dała le­piej. Sta­wał mi od sa­mego pa­trze­nia na nią.

– Chyba po­win­ni­śmy wziąć prysz­nic. Mu­szę na chwilę wpaść do biura.

Spoj­rzała na mnie z uśmie­chem i wstała z krze­sła. Po­de­szła, sta­nęła za mną i mnie ob­jęła.

– Prysz­nic to do­bry po­mysł, bo je­stem brudna – wy­szep­tała mi do ucha. – I chcę być jesz­cze brud­niej­sza z tobą pod prysz­ni­cem.

Wbie­gła na górę, krę­cąc sek­sow­nym ty­łecz­kiem, a ja ze­rwa­łem się z krze­sła i po­bie­głem za nią. Zdjęła ko­szulkę przez głowę, za­nim zdą­żyła wejść do sy­pialni, rzu­ciła ją za sie­bie. Cho­lera, była taka piękna, że nie mo­głem się do­cze­kać, aż znajdę się z nią pod prysz­ni­cem. Od­krę­ciła wodę, za­nim zdą­ży­łem po­zbyć się ciu­chów. Wsze­dłem pod prysz­nic i chwy­ci­łem ją za bio­dra, a ona za­rzu­ciła mi ręce na szyję.

– Oba­wiam się, że będę mu­siał cię uka­rać.

– Niby za co, pa­nie Bra­xton? Nie zro­bi­łam nic złego.

– Ow­szem, zro­bi­łaś, panno Sinc­lair. Nie da­łaś mi do­koń­czyć ba­beczki.

– Je­stem prze­ko­nana, że sma­kuję le­piej niż twoje ja­go­dowe ba­beczki. Więc je­żeli na­dal je­steś głodny, pro­szę bar­dzo, czę­stuj się. – Uśmiech­nęła się do mnie.

Nie tylko obu­dziła we mnie be­stię, ale cie­szyła się z te­go, a ja by­łem szczę­śliwy, że mogę zro­bić to, o co pro­siła.ROZDZIAŁ 4

RORY

Po­ca­ło­wa­łam Iana na po­że­gna­nie, kiedy szedł do biura. Od­kąd przy­je­chał do Pa­ryża, by­li­śmy ze sobą przez cały czas i dziw­nie się czu­łam, kiedy wy­cho­dził, cho­ciaż wie­dzia­łam, że to tylko chwila. Ju­tro był dzień od­wie­dzin w Hud­son Rock i nie mo­głam się do­cze­kać, żeby zo­ba­czyć Ste­phena. Kon­tak­to­wa­li­śmy się ze sobą co czwar­tek przez Skype’a, kiedy by­łam w Pa­ryżu, ale mimo wszystko tę­sk­ni­łam za nim i nie mo­głam się do­cze­kać, żeby go uści­skać.

Po­de­szłam do pia­nina i mu­snę­łam pal­cem obu­dowę. Usia­dłam, uło­ży­łam palce na kla­wia­tu­rze i za­gra­łam Cho­pina. Za­tra­ci­łam się w me­lo­dii, ale tym ra­zem nie mu­sia­łam prze­no­sić się do in­nej rze­czy­wi­sto­ści. Ta, która mnie ota­czała, była ide­alna, a ja by­łam szczę­śliwa. Kiedy do po­koju we­szła Mandy z uśmie­chem na twa­rzy, prze­sta­łam grać i uści­ska­łam ją.

– Rory, tak się cie­szę, że wró­ci­łaś. Bez cie­bie było strasz­nie. Pan Bra­xton był przy­bity, a ja tak się ba­łam, że już ni­gdy cię nie zo­ba­czę – po­wie­działa i mocno mnie przytu­liła.

– Tę­sk­ni­łam za tobą, Mandy. Już tu zo­stanę. – Uśmiech­nę­łam się.

– Tak się mar­twi­łam, że nie wró­cisz do pana Bra­xtona. Wie­dział, że za tobą tę­sk­ni­łam, bo przy­szedł do mnie tego dnia, kiedy wy­jeż­dżał do Pa­ryża i po­wie­dział, że­bym się nie mar­twiła, bo za­mie­rza przy­wieźć cię z po­wro­tem.

– I przy­wiózł. Jak ci się udały wa­ka­cje? – spy­ta­łam.

– Do­brze, dzię­kuję.

– A co u córki?

– Wszystko w po­rządku. Tak mię­dzy nami, pan Bra­xton dał mi pod­wyżkę w pre­zen­cie gwiazd­ko­wym. Po­wie­dział, że do­brze się spi­suję i za­słu­ży­łam so­bie na nią.

Zro­biło mi się cie­pło na sercu na myśl o tym, że Ian robi to dla Mandy. W końcu się otwo­rzył i stał się czło­wie­kiem, ja­kim miał być, za­nim zo­sta­wiła go matka.

– To wspa­niale, Mandy. Bar­dzo się cie­szę. Kiedy będę mo­gła po­znać twoją córkę?

– Oj, nie wiem, pan Bra­xton chyba nie po­zwoli mi jej tu przy­pro­wa­dzić. Nie prze­pada za dziećmi.

By­łam zdu­miona, sły­sząc od Mandy coś ta­kiego. Ian i ja ni­gdy nie roz­ma­wia­li­śmy o dzie­ciach, więc chyba nie wie­dzia­łam, ja­kie ma zda­nie na ich te­mat. Moje my­śli powę­dro­wały wstecz do dnia, kiedy byli tu Con­nor i El­lery a on trzy­mał Ju­lię. Wi­dać było, że czuje się bar­dzo nie­zręcz­nie, a kiedy mnie zo­ba­czył, od razu od­dał mi dziecko.

– Nie przej­muj się Ia­nem. Po­ra­dzę so­bie z nim. Bar­dzo chcia­ła­bym po­znać twoją córkę. Jak ma na imię?

Mandy spoj­rzała na mnie z uśmie­chem.

– Molly.

– To ładne imię.

– Dzię­kuję, Rory. Po­win­nam wra­cać do pracy. – Od­wró­ciła się i ode­szła.

We­szłam na górę, żeby prze­nieść parę rze­czy z moje­go po­koju do sy­pialni Iana. Kiedy zna­la­złam się na gó­rze, ru­szy­łam ko­ry­ta­rzem, ale przy­sta­nę­łam i wpa­try­wa­łam się w drzwi do „tego po­koju”. Po­ło­ży­łam dłoń na gałce, która, ku mo­jemu za­sko­cze­niu, prze­krę­ciła się. Po­woli pchnę­łam drzwi i wes­tchnę­łam na wi­dok wnę­trza. Ściany nie były już szare. Były w ko­lo­rze de­li­kat­nej żółci i wień­czyła je sztu­ka­te­ria. Na środku stało duże łóżko z piękną na­rzutą. Przy ścia­nie, na któ­rej wcze­śniej wi­siały wie­szaki, stała bia­ła ko­moda, a w rogu piękna, pa­su­jąca do niej szafa. By­łam za­sko­czona i mu­sia­łam się ro­zej­rzeć, żeby się upew­nić, że to ten sam po­kój, który wi­dzia­łam nie tak dawno.

– Po­doba ci się? – usły­sza­łam za sobą głos Iana.

Pod­sko­czy­łam i po­ło­ży­łam so­bie dłoń na sercu.

– Ian, prze­stra­szy­łeś mnie.

– Prze­pra­szam, ko­cha­nie. – Ujął mnie za ra­miona.

– Dla­czego już wró­ci­łeś? – spy­ta­łam.

– A nie chcesz mnie tu?

– Oczy­wi­ście, że chcę. My­śla­łam tylko, że dłu­żej cię nie bę­dzie.

– Wzią­łem to, co mi było po­trzebne i wy­sze­dłem. Praw­dę mó­wiąc, tę­sk­ni­łem za tobą, mogę po­pra­co­wać w domu.

– Och, ko­cha­nie – po­wie­dzia­łam, od­wró­ci­łam się i go przy­tu­li­łam. – Ja też za tobą tę­sk­ni­łam.

– Od­po­wiedz mi na py­ta­nie. Po­doba ci się?

– Tak. Po­kój wy­gląda cu­dow­nie. Ale dla­czego? – spy­ta­łam, uno­sząc wzrok i po­ło­ży­łam dłoń na jego po­liczku.

– Chcia­łem się po­zbyć wspo­mnień, tego, co ozna­czały, wszyst­kiego. Po­kój był dla mnie od­skocz­nią, mo­głem dać uj­ście bó­lowi, jaki czu­łem. Ko­biety, które tu przy­prowa­dza­łem, były przy­zwy­cza­jone do tego ro­dzaju seksu. Ale ty. – Uśmiech­nął się ła­god­nie. – Ty by­łaś inna. To­bie ani z tobą nie chcia­łem ro­bić żad­nej z tych rze­czy. By­łaś taka nie­winna, je­dyne, co mo­głem so­bie wy­obra­żać za każ­dym ra­zem, kiedy na cie­bie pa­trzy­łem, to jak ko­cham się z tobą naj­bar­dziej na­mięt­nie, jak po­tra­fię.

– Och, Ian – wy­szep­ta­łam i de­li­kat­nie po­gła­ska­łam go po po­liczku.

Po­chy­lił się i po­ca­ło­wał mnie w usta, a po­tem od­wró­cił się i za­trza­snął drzwi.

– Co ro­bisz? – spy­ta­łam.

Nie mu­siał nic mó­wić, jego uśmiech po­wie­dział wszyst­ko.

– Chcę się z tobą ko­chać w tym po­koju, te­raz. Chcę stwo­rzyć nowe wspo­mnie­nie z tego miej­sca i zro­bić to z tobą.

– Z przy­jem­no­ścią. – Uśmiech­nę­łam się, a moje palce zręcz­nie ścią­gnęły mu ko­szulę przez głowę.

Ko­cha­li­śmy się, a po­tem Ian po­szedł po­pra­co­wać do ga­bi­netu, więc wło­ży­łam strój tre­nin­gowy i ze­szłam do si­łowni. Naj­pierw przez chwilę po­bie­ga­łam na bieżni, a po­tem prze­nio­słam się przed wo­rek tre­nin­gowy. Te­raz, kiedy z Ia­nem wszystko było ide­al­nie, moje my­śli nie prze­stawa­ły krą­żyć wo­kół tego, co ciotka Nancy po­wie­działa o ta­cie. Zo­sta­wił moją mamę, kiedy się do­wie­dział, że jest w ciąży, i po­rzu­cił dzieci. Ogar­nęła mnie roz­pacz; za­sta­na­wia­łam się, czy moje ży­cie wy­glą­da­łoby ina­czej, gdyby oj­ciec zo­stał. Czu­łam nie­od­partą po­trzebę, żeby się z nim spo­tkać. By­łam wście­kła i zra­niona przez męż­czy­znę, któ­rego nie mia­łam oka­zji po­znać. Ze­szłam z bieżni, owi­nę­łam dło­nie, wło­ży­łam rę­ka­wice i za­czę­łam okła­dać wo­rek. Bum. Bum. Cios. Cios. Im wię­cej o nim my­śla­łam, tym moc­niej wa­li­łam. On pew­nie na­wet nie wie­dział, że ma bliź­niaki. Ta myśl tra­wiła mnie, kiedy okła­da­łam wo­rek. Pot ka­pał mi z czoła przy każ­dym cio­sie i kop­niaku.

– To mi przy­po­mina, że le­piej cię nie de­ner­wo­wać.

Wy­ce­lo­wa­łam jesz­cze kilka cio­sów w wo­rek i prze­rwa­łam. Sta­łam, pró­bu­jąc zła­pać od­dech. Ian pod­szedł do mnie i po­dał mi ręcz­nik.

– Co to miało zna­czyć? Nie zro­zum mnie źle, ko­cha­nie, to był cho­ler­nie sek­sowny wi­dok, ale po­waż­nie mó­wiąc, wy­glą­dało to tak, jak­byś za­mie­rzała ode­rwać wo­rek od su­fitu.

– My­śla­łam o ta­cie. – Otar­łam twarz ręcz­ni­kiem.

– Za­sta­na­wia­łem się, jak długo trzeba bę­dzie cze­kać na efekt słów Nancy.

– Po­dzia­łały od razu, ale ktoś inny za­przą­tał mi my­śli i nie było miej­sca na inne prze­my­śle­nia. – Po­ca­ło­wa­łam go w usta.

– Pod­nie­casz mnie, Rory. Stoję tu, pa­trzę na cie­bie i ma­rzę, że­bym to ja przy­pra­wiał cię o pot. – Pu­ścił do mnie oko.

– Je­steś sek­sowny, pa­nie Bra­xton, ale mu­szę wziąć prysz­nic. Za­czy­nam śmier­dzieć.

– Tak, czuję.

– Du­pek. – Szturch­nę­łam go żar­to­bli­wie w ra­mię.

Ian wziął mnie na ręce, prze­rzu­cił so­bie przez ra­mię, dał mi klapsa i za­niósł mnie na górę.

– Te­raz pa­nią uka­rzę, panno Sinc­lair, i nie spodoba się to pani.

Nie mo­głam prze­stać się śmiać za każ­dym ra­zem, kiedy da­wał mi klapsa.

– Ja­koś mi się wy­daje, że twoja kara sprawi mi przy­jem­ność.

– Miło cię wi­dzieć, Rory. Tro­chę się mar­twi­łam, że prze­sta­łaś przy­cho­dzić na na­sze se­sje – po­wie­działa dok­tor Neil.

– Prze­pra­szam, pani dok­tor. Po­win­nam była za­dzwo­nić, ale wszystko po­to­czyło się tak szybko.

– Opo­wiedz mi, jak się wam układa z Ia­nem.

Za­miast o prze­szło­ści, roz­ma­wia­ły­śmy z dok­tor Neil o moim związku z Ia­nem. My­śla­łam, że za­mknę­łam ten roz­dział po wi­zy­cie w In­dia­nie, ale my­śli o ojcu nie da­wały mi spo­koju. Kiedy skoń­czy­ły­śmy roz­ma­wiać o Ia­nie, po­wie­dzia­łam jej, co Nancy po­wie­działa o moim ojcu.

– Ja­kie w tej chwili ży­wisz uczu­cia do ojca? – spy­tała.

Spoj­rza­łam na swoje dło­nie i za­czę­łam się ba­wić pa­znok­ciami.

– Je­stem na niego zła.

– Dla­czego? – spy­tała.

– Bo po­rzu­cił nie tylko moją matkę, ale i dzieci. Chyba na­wet nie wie, że jest nas dwoje.

– Masz na my­śli bliź­niaki?

– Tak.

– Gdy­byś miała się z nim spo­tkać, co byś mu po­wie­działa?

Spoj­rza­łam na nią i nie od­po­wie­dzia­łam. Wie­dzia­łam, co chcę po­wie­dzieć, ale za bar­dzo się ba­łam, bo gdy­bym się ode­zwała, zra­nie­nie i uczu­cie od­rzu­ce­nia sta­łyby się zbyt re­alne.

– Rory, co byś mu po­wie­działa, gdyby stał w tym po­koju? – spy­tała znów.

Wsta­łam z le­żanki i po­de­szłam do ko­minka, nad któ­rym wi­siał ob­raz. Przed­sta­wiał dwie ko­biety pa­trzące na sie­bie przez szybę. Jedna była ubrana na czarno, a druga na biało, ale była to ta sama osoba.

– Po­wie­dzia­ła­bym mu, że go nie­na­wi­dzę. Po­wie­dzia­ła­bym mu, że jest okrop­nym czło­wie­kiem, skoro od­szedł w taki spo­sób, po­rzu­ca­jąc wła­sne dzieci.

– W po­rządku, to po­czą­tek – po­wie­działa dok­tor Ne­il. – My­ślisz, że chcia­ła­byś go od­na­leźć i po­wie­dzieć, co czu­jesz? Może do­wie­dzieć się, dla­czego od­szedł?

– My­śla­łam o tym. Chcę, żeby wie­dział, co zro­bił i jak jego dzieci do­ra­stały – po­wie­dzia­łam, a z oczu za­częły mi pły­nąć łzy. – Chcę się po pro­stu do­wie­dzieć, czy ma choć tro­chę wy­rzu­tów su­mie­nia. Mu­szę po­znać prawdę.

Od­wró­ci­łam się, kiedy ode­zwał się ze­ga­rek, in­for­mu­jąc, że se­sja się skoń­czyła. Dok­tor Neil wstała z fo­tela i po­dała mi chu­s­teczkę.

– W po­rządku, Rory. Po­roz­ma­wiamy o tym na ko­lej­nej se­sji. Może do­brze by ci zro­biło, gdy­byś po­ga­dała o tym z Ia­nem. Bio­rąc pod uwagę, że matka go zo­sta­wiła, kiedy był dziec­kiem, wy­daje mi się, że w pe­wien spo­sób mo­gli­by­ście so­bie na­wza­jem po­móc.

Chwy­ci­łam to­rebkę z le­żanki i lekko uści­ska­łam dok­tor Neil.

– Dzię­kuję, pani dok­tor. Może tak zro­bię.

Kiedy wy­cho­dzi­łam z ga­bi­netu, za­dzwo­nił te­le­fon. Wy­ję­łam go z kie­szeni i zo­ba­czy­łam, że to Ian.

– Cześć, ko­cha­nie.

– Cześć, złotko. Wra­casz do domu?

– Tak, wła­śnie wy­szłam od dok­tor Neil i wsia­dam te­raz do sa­mo­chodu.

– To do­brze. Pój­dziemy dziś na ko­la­cję z Ada­lynn i Da­nie­lem. Chcę po­roz­ma­wiać o ślu­bie.

– Brzmi nie­źle. Nie­długo będę w domu. Ko­cham cię.

– Ja też cię ko­cham, skar­bie. Po­śpiesz się. Tę­sk­nię za tobą.

Przez całą drogę do domu moje my­śli krą­żyły wo­kół ojca i słów dok­tor Neil na te­mat tego, żeby go zna­leźć. Z Ia­nem wszystko ukła­dało się zna­ko­mi­cie i roz­po­czę­łam nowe ży­cie. Czy na­prawdę chcę to wszystko spie­przyć, wcią­ga­jąc w nie ojca?

Wje­cha­łam na pod­jazd, we­szłam do domu i skie­ro­wa­łam się pro­sto do kuchni. Ian stał przy bla­cie i jadł ja­go­dową ba­beczkę, a Mandy zmy­wała na­czy­nia w zle­wie.

– Wi­taj w domu, ko­cha­nie. – Uśmiech­nął się.

Po­de­szłam do niego, po­ca­ło­wa­łam go w usta i po­czu­łam smak ja­gód.

– Dzię­kuję, skar­bie. Chyba sma­ko­wała ci ta muf­finka.

– Jak za­wsze.

Po­sła­łam mu uśmie­szek i przy­wi­ta­łam się z Mandy.

– Jak tam wi­zyta? – spy­tał Ian.

– W po­rządku. Je­żeli nie masz nic prze­ciwko temu, nie chcia­ła­bym o tym roz­ma­wiać w tej chwili.

– Ko­cha­nie, co się stało? – spy­tał Ian, chwy­ta­jąc mnie za rękę.

– Nic. Roz­ma­wia­ły­śmy o moim ojcu. Nie chcę o tym w tej chwili my­śleć ani ga­dać.

– Do­brze. Po­roz­ma­wiamy, kiedy bę­dziesz go­towa.

Ian odła­mał ka­wa­łek ja­go­do­wej ba­beczki i po­dał mi go.

– Weź, ja­go­dowe muf­finki są do­bre na wszystko. – Uśmiech­nął się.

– Twoja ob­se­sja na punk­cie ja­go­do­wych ba­be­czek za­czyna mnie mar­twić.

– Tak? Cóż, mam jesz­cze jedną ob­se­sję. – Wziął mnie na ręce, wy­niósł z kuchni i wniósł na górę, do na­szej sy­pialni.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: