- W empik go
Kiedy powrócisz - ebook
Kiedy powrócisz - ebook
Wszystko przemija i kruszy się nieprzerwanie… Przyjaciół i bliskich tracimy bezpowrotnie, nasze marzenia i pragnienia zastępuje żar po wypalonym płomieniu, jak i my sami staniemy się wspomnieniem, zdjęciem lub myślą, może wiatrem, a może nic po nas nie zostanie. Tak naprawdę, wiecznie trwa tylko to, co nigdy nie przeminie do końca. Zazwyczaj o tym nie mówimy, czasami nawet nie wiemy, ale gdzieś w środku w nas samych cicho wierzymy, że nasze życie zostanie zapamiętane…
Ta historia opowiada o czwórce przyjaciół – Sebastianie, Amandzie, Pawle i Sylwii, którzy spotykają się w najwłaściwszym momencie życia i stają się przyjaciółmi. Swoją znajomość traktują jak cud, ale nie przypuszczają, że któregoś dnia ich drogi będą musiały się rozejść. Wbrew przeciwnościom i drwinom losu, każde z nich będzie na swój sposób próbowało odzyskać to, co utraciło. To opowieść o sile, jaką trzeba mieć, by walczyć o coś, czego nie można odzyskać, bo było zbyt piękne, by w ogóle mogło się wydarzyć.
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-500-7 |
Rozmiar pliku: | 2,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
tych, którzy pozostali,
oraz tych, których przyniesie przyszłość…
Wstęp
Tylko zwykłe chwile powtarzają się. Otulamy je, tworząc niosącą nas po spokojnych rzekach łódź. Choć czasami pragniemy wypłynąć na pełne morze, trzymamy się swojego azylu w strachu przed utonięciem. I wtedy – nagle – zdarza się coś niesamowitego. Wypadamy ze swej łodzi i zamiast tonąć, wbrew wszelkim przeciwnościom losu i wbrew nam samym płyniemy w stronę morza.
Wszystko, co niezwykłe, zdarza się raz... W tym największy dowcip życia – dopóki coś jest nasze, choćbyśmy czuli się niewyobrażalnie szczęśliwi, nigdy nie poznamy prawdziwej wartości skarbu, który posiadamy. Uświadamiamy sobie o tym dopiero, gdy już go stracimy z naszych rąk. Niestety, wtedy nie jesteśmy w stanie go odzyskać. A nawet, jeśli nam się uda, on już nie będzie taki sam…
Słyszałem, że najgorzej jest coś stracić nagle. Myślę, że trudniejsze jest patrzenie z bliska na coś, co się miało, a czego już nie można chociażby dotknąć. Wtedy w miejscu ciepłych wspomnień pojawia się dręczące przekonanie, że choć przepiękne – nie są one prawdziwe.
Możesz uważać, że się mylę, ale zachciej posłuchać mojej opowieści. To nie będzie zwyczajna historia z przewidywalnym zakończeniem ani też szczęśliwa bajka z happy endem – opowiem ci prawdę o życiu: o jego nieubłagalnym przemijaniu, nieszczęśliwej miłości i prawdziwej przyjaźni – silniejszej niż to wszystko. Bowiem to, co wydarzyło się w moim życiu, daje mi radość i jednocześnie czyni mnie najsmutniejszym człowiekiem na świecie. Ale to właśnie dzięki temu wszystkiemu moje życie było niezwykłe…
– Popatrz!
Pomału przesunęła dłoń w moją stronę. Na jej przegubie lekko trzepotały czerwone skrzydełka. Uniosła nieśmiało oczy i spojrzała na mnie tak, jakby moje słowa w sprawie tej istoty miały być w kluczowymi w jej życiu. Pod kołyszącymi się na delikatnym wietrze kosmykami czarnych włosów ujrzałem delikatny uśmiech.
– To z pewnością druga najcudowniejsza istota na świecie – odpowiedziałem.
– Udało Ci się już znaleźć piękniejszego motyla?
– Tak, ale to nie do końca motyl.
Odgarnąłem jeden z kosmyków jej włosów.
– Co mu jest? Nie ma skrzydeł?
– Nie o to chodzi. – Wierzchem dłoni zacząłem gładzić jej policzek. – Słyszałem, że niektóre motyle żyją tylko jeden dzień. Ta najcudowniejsza istota będzie ze mną na zawsze.
– Pocałowałabym cię, ale nie chcę spłoszyć mojego nowego przyjaciela.
– Zaczynam być zazdrosny.
Odrywając wzrok od owada, rzuciła mi czarujące spojrzenie. Kiedy uniosła dłoń w górę, motyl wzbił się do lotu i zaczął zataczać kręgi w powietrzu. Wirował coraz wyżej i wyżej, aż całkiem znikł nam z oczu.
Nagle ktoś przerwał mistyczną ciszę.
– Dlaczego wypuściłaś nasz obiad?
Usłyszałem głos Pawła i natychmiast przypomniałem sobie, że nie jesteśmy z Amandą sami, lecz w niczym mi to nie przeszkadzało. On też znał moje myśli.
– Naprawdę byłbyś w stanie go zjeść? – zapytała Sylwia. Jej lśniące w świetle słońca włosy wplatały się w trawę. Odniosłem wrażenie, że sama jest częścią otaczającej nas przyrody.
– Tak, ale jedynie dlatego, żeby ci udowodnić, że nie kłamię.
– Ej! – krzyknęła Amanda. – To żywa istota, a ty byś ją zabił tylko po to, żeby pokazać swojej dziewczynie, że nie jesteś chwalipiętą!
– Amanda… – Złapałem ją za rękę. – Nie dałby rady…
Paweł podniósł się z ziemi, wstał na nogi, popatrzył na każdego z osobna, po czym gwałtownie podniósł ton:
– Szpanujesz przed laską, tak? Gdzie on jest? Gdzie jest ten cholerny motyl?!
Nikt nie uznał tej sceny za wiarygodną, zbyt dobrze znaliśmy ostentacyjne poczucie humoru naszego przyjaciela. Ktoś jednak musiał przerwać jego falę ekscytacji:
– Dobra, wierzymy ci – przytaknęła mu Sylwia.
– Człowiek chce coś inteligentnego powiedzieć i od razu takie zamieszanie. Nawet moja dziewczyna przeciwko mnie…
– Już dobrze…
Blondynka objęła go ramieniem i – udając, że Paweł jest dzieckiem – zaczęła głaskać po głowie. W tym czasie Amanda popchnęła mnie tak mocno, że mój tułów opadł na trawę, i natychmiast po tym wdrapała się na moje kolana.
– Pora na przytulanie!
Wtuliła się we mnie i zastygła w beztroskim zamyśleniu. Sylwia i Paweł leżeli obok nas, też milcząc, a poza szelestem traw i drzew w oddali otaczała nas niemalże mistyczna cisza. O czym mówić, kiedy żadne słowa nie potrafią wyrazić, czym jest prawdziwe szczęście? Wtedy pozostaje świadomość… świadomość, że oni są tak blisko.
I tak leżeliśmy do wieczora. Wszechświat pędził gdzieś wokół nas, ludzie chodzili do pracy, wracali do swoich domów, pięli się w górę i spadali w dół, realizowali swoje marzenia i walczyli z problemami. A nas to nie dotyczyło, byliśmy kwiatem lotosu w świecie powinności, zakazów, przymusów i wzorców. Nawet czas nas nie dosięgał, nawet on… Każda chwila była całym naszym życiem, a nasze życie wiecznością.
Tak wyglądało jedno z moich najwspanialszych wspomnień, których wtedy jeszcze miałem mnóstwo. Niestety, z czasem ten dzień pozostał jednym z niewielu dobrych dni zachowanych w mojej pamięci. Nie zastanawialiśmy się, jak żyć, bo robiąc wszystko razem, byliśmy wolni i szczęśliwi. Istniało tylko to – miejsce, w którym znajdowaliśmy się.
Wtedy miałem wszystko: miłość, przyjaźń i sens życia. Niczego więcej nie potrzebowałem, nawet nie chciałem mieć. Czułem się tak silny, że aż niepokonany – mógłbym śmiać się niebiosom w twarz i drwić sobie z życia, bo za moimi plecami stali ludzie, z którymi pisałem swoją historię – własne tu i teraz. Tak… wtedy miałem wszystko. I myślałem… byłem pewny… że tak będzie zawsze.
…: Dalszy ciąg w wersji pełnej :…