Kiedy szkoła jest problemem - ebook
Kiedy szkoła jest problemem - ebook
Kiedy szkoła jest problemem
Trudności szkolne to problem dość powszechny. Aż 70% polskich rodziców deklaruje, że ich dzieci spotykają się w szkole z różnego rodzaju trudnościami. Te sytuacje są często przyczyną konfliktów w domu i codziennego stresu.
Dlaczego tak się dzieje?
U źródeł tych problemów leżą nasze przekonania, że wykształcenie i dobre wyniki w nauce są warunkiem powodzenia w dorosłym życiu. Lęk o przyszłość dzieci sprawia, że dorośli są w stanie poświęcić dobre relacje rodzinne na rzecz spełniania każdych oczekiwań, jakie stawia szkoła.
Co możemy z tym zrobić?
Przede wszystkim zmienić swój sposób myślenia i sprawić, aby szkoła nie była najważniejszym elementem w życiu rodziny.
Po przeczytaniu tej książki rodzice poczują ulgę – to dziecko, a nie prace domowe, korepetycje i klasówki, powinny stać na pierwszym miejscu.
Książka dostarcza dorosłym konkretnych wskazówek i daje narzędzia, które pomogą im wspierać młodych ludzi w nauce i lepszym radzeniu sobie z wyzwaniami szkolnymi.
Dzięki książce rodzice:
- zyskają jasność, czym w ogóle jest proces nauki,
- dowiedzą się dlaczego szkoła nie budzi takiej pasji do poznawania świata, jaką ich dzieci miały, gdy były małe,
- zrozumieją, jakie są źródła szkolnych trudności, i że prawie na pewno nie jest to brak zdolności czy możliwości ich dziecka,
- otrzymają naukowe dowody na to, że nie warto tak bardzo przejmować się wynikami w szkole,
- przekonają się, że nauka może sprawiać radość ich dzieciom,
- zrozumieją, czego potrzebuje dziecko, żeby teraz i w przyszłości wieść szczęśliwe życie,
- dostaną proste narzędzia i propozycje działań, które mogą podjąć, by pomóc dziecku w konkretnym problemie szkolnym.
Jestem głęboko przekonana, że tym, czego dzieci potrzebują najbardziej, nie jest świetna szkoła, ciekawe zajęcia pozalekcyjne czy nawet przyjaciele. Dzieci potrzebują rodziców, którzy są kochającymi przewodnikami po świecie relacji, uczenia się, codziennych wyzwań.
Czasem stojąc przed wyborem: nauczyć dziecko czegoś za wszelką cenę, okupując to stresem rodzica, dziecka i nauczyciela, czy odpuścić, wychodząc z założenia, że jak będzie potrzebowało tej wiedzy czy umiejętności, jakoś ją zdobędzie – warto wybrać to drugie. Dziecko nie musi „przygotować się do życia” w ciągu tych lat, kiedy jest uczniem. Uczenie się nie kończy się na szkole.
Szkoła nie nadąża za współczesną wiedzą o uczeniu się, my za to możemy, wykonując tym samym milowy krok w postrzeganiu szkoły, ucznia i jego potencjalnych trudności.
Autorka:
Katarzyna Mitschke — pedagog, polonistka, trenerka komunikacji. Pracuje z dziećmi w różnym wieku, w szkole i poza nią. Współtworzyła jedną z pierwszych szkół demokratycznych w Polsce. Od kilkunastu lat doskonali sztukę uważnego, empatycznego towarzyszenia dzieciom i dorosłym. Prowadzi konsultacje indywidualne oraz warsztaty dla rodziców i pedagogów, pisze o edukacji i komunikacji. Pomaga rozwiązywać konflikty, podejmować decyzje dotyczące edukacji, wspiera rodziców w budowaniu relacji bez kar i nagród oraz w komunikacji opartej na potrzebach.
Spis treści
Spis treści "Kiedy szkoła jest problemem":
Wstęp
1. Co warto wiedzieć o dziecku w szkole, a nie mówi się o tym?
Do szkoły chodzi całe dziecko, nie tylko jego mózg
Bycie uczniem to tylko jedna z ról w życiu
Każde zachowanie dziecka ma sens, nie zawsze związany z nauką
Nie da się zmusić mózgu, żeby się uczył
Szkoła uczy nie tylko tego, co jest w programie
Szkoła uczy nie tylko wiedzy, ale też umiejętności i postaw
Dziecko w szkole nie przygotowuje się do życia, tylko żyje
Nauka trwa przez całe życie
Sukces szkolny nie gwarantuje sukcesu w życiu
Uczymy się cały czas!
2. Co to znaczy, że człowiek się uczy?
„Czy moje dziecko dobrze się uczy?”
Czym jest uczenie się?
Dlaczego się uczymy? Motywacja wewnętrzna i zewnętrzna
Kilka wniosków ważnych dla nauki szkolnej
Czego uczy nas szkoła, a co nie służy nam w dorosłym życiu
Czego zazwyczaj nie uczy nas szkoła, a jest niezbędne w dorosłym życiu?
3. Od czego zależą wyniki szkolne dziecka?
Przekonania na temat wyników szkolnych
O czym myślimy, kiedy mówimy o wynikach szkolnych?
Co faktycznie wpływa na wyniki szkolne dziecka?
4. Rola rodzica w edukacji dziecka
Podejmowanie decyzji a wpływ
Na co rodzic ma realny wpływ w edukacji swojego dziecka?
Od decydowania za dziecko do współdecydowania
Uwolnić się od przeszłości
Pytania pomocne w określeniu roli rodzica i dziecka w kontekście edukacji
5. Pierwsza pomoc w radzeniu sobie w trudnych sytuacjach szkolnych
Źródła trudnych sytuacji związanych z edukacją
Pierwsza pomoc — jak sobie radzić, kiedy pojawia się problem
6. Wsparcie dziecka w konkretnych wyzwaniach szkolnych
Dziecko ma trudności ze zrozumieniem materiału
Dziecko nudzi się na lekcjach
Dziecko ma niskie oceny
Dziecko nie chce się uczyć
Obawa, że dziecko nie przygotuje się do egzaminów
Dziecko stresuje się szkołą, nie chce do niej chodzić
Dziecko weszło w konflikt z nauczycielem
Dziecko w roli ucznia
7. Dziecko wśród kolegów
Dziecko uczy się fundamentalnych umiejętności poprzez relacje
Kiedy warto poświęcić szczególną uwagę tematowi relacji dziecka z innymi dziećmi
Co można zrobić, kiedy dziecku jest trudno w relacjach z kolegami?
Kiedy dziecko jest wykluczane z grupy
Przemoc, agresja między dziećmi
Relacje są ważne!
8. Jak szkoła wpływa na życie rodziny
Szkoła a relacje w domu
Czas szkoły, czas bez szkoły
Rodzic w szkole
9. Zakończenie
Bibliografia
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66057-58-6 |
Rozmiar pliku: | 2,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstęp
1. Co warto wiedzieć o dziecku w szkole, a nie mówi się o tym?
Do szkoły chodzi całe dziecko, nie tylko jego mózg
Bycie uczniem to tylko jedna z ról w życiu
Każde zachowanie dziecka ma sens, nie zawsze związany z nauką
Nie da się zmusić mózgu, żeby się uczył
Szkoła uczy nie tylko tego, co jest w programie
Szkoła uczy nie tylko wiedzy, ale też umiejętności i postaw
Dziecko w szkole nie przygotowuje się do życia, tylko żyje
Nauka trwa przez całe życie
Sukces szkolny nie gwarantuje sukcesu w życiu
Uczymy się cały czas!
2. Co to znaczy, że człowiek się uczy?
„Czy moje dziecko dobrze się uczy?”
Czym jest uczenie się?
Dlaczego się uczymy? Motywacja wewnętrzna i zewnętrzna
Kilka wniosków ważnych dla nauki szkolnej
Czego uczy nas szkoła, a co nie służy nam w dorosłym życiu
Czego zazwyczaj nie uczy nas szkoła, a jest niezbędne w dorosłym życiu?
3. Od czego zależą wyniki szkolne dziecka?
Przekonania na temat wyników szkolnych
O czym myślimy, kiedy mówimy o wynikach szkolnych?
Co faktycznie wpływa na wyniki szkolne dziecka?
4. Rola rodzica w edukacji dziecka
Podejmowanie decyzji a wpływ
Na co rodzic ma realny wpływ w edukacji swojego dziecka?
Od decydowania za dziecko do współdecydowania
Uwolnić się od przeszłości
Pytania pomocne w określeniu roli rodzica i dziecka w kontekście edukacji
5. Pierwsza pomoc w radzeniu sobie w trudnych sytuacjach szkolnych
Źródła trudnych sytuacji związanych z edukacją
Pierwsza pomoc – jak sobie radzić, kiedy pojawia się problem
6. Wsparcie dziecka w konkretnych wyzwaniach szkolnych
Dziecko ma trudności ze zrozumieniem materiału
Dziecko nudzi się na lekcjach
Dziecko ma niskie oceny
Dziecko nie chce się uczyć
Obawa, że dziecko nie przygotuje się do egzaminów
Dziecko stresuje się szkołą, nie chce do niej chodzić
Dziecko weszło w konflikt z nauczycielem
Dziecko w roli ucznia
7. Dziecko wśród kolegów
Dziecko uczy się fundamentalnych umiejętności poprzez relacje
Kiedy warto poświęcić szczególną uwagę tematowi relacji dziecka z innymi dziećmi
Co można zrobić, kiedy dziecku jest trudno w relacjach z kolegami?
Kiedy dziecko jest wykluczane z grupy
Przemoc, agresja między dziećmi
Relacje są ważne!
8. Jak szkoła wpływa na życie rodziny
Szkoła a relacje w domu
Czas szkoły, czas bez szkoły
Rodzic w szkole
9. Zakończenie
BibliografiaWSTĘP
Jako ludzie jesteśmy stworzeni do tego, żeby uczyć się przez całe życie. Cały nasz układ nerwowy jest do tego przystosowany. Widzimy to, obserwując małe dzieci: są tak pochłonięte poznawaniem świata, zdobywaniem nowych umiejętności, eksperymentowaniem i interakcjami z otoczeniem, że trudno za nimi nadążyć. Jak to się dzieje, że z czasem nauka przestaje nam się kojarzyć z fascynującą przygodą i sposobem na życie, a staje się wyzwaniem, które niejednemu dziecku i rodzicowi spędza sen z powiek? Lub, jeśli mieliśmy więcej szczęścia, staje się jedną z wielu zwyczajnych aktywności? Czy musi tak być?
Książka, którą masz przed sobą, opowiada o tym, na czym właściwie polega uczenie się i jak wspierać dziecko, żeby mogło cieszyć się tą umiejętnością i korzystać z niej w pełni. Dużo uwagi poświęcam w niej temu, jak otoczenie dziecka i jego samopoczucie wpływają na uczenie się. Choć jest to temat, który dotyczy każdego, rzadko wydaje nam się fascynujący. Rodzice bywają przekonani, że wspieranie dzieci w nauce jest zadaniem nauczycieli. To wielka strata! Nauczyciele mogą zrobić bardzo wiele, jednak największy wpływ na to, czego i jak uczy się dziecko (zwłaszcza w pierwszych latach jego życia), mają właśnie rodzice. Dlatego to głównie do nich (choć nie tylko) skierowana jest ta książka. Piszę w niej o uczeniu się i o tym, jak wiele mogą zmienić wspierające słowa i zachowania rodzica, ale też o relacjach między rodzicami a dziećmi.
Często pracując z rodziną, zauważam, że napięcia spowodowane rozmaitymi przekonaniami, lękami i oczekiwaniami związanymi z nauką znacząco zmieniają relację rodzica z dzieckiem. Wiem, że nie musi tak być, że wspólne wyzwania są okazją do umocnienia relacji, pogłębienia wzajemnego zrozumienia i bliskości oraz pasji do uczenia się. Mam nadzieję, że narzędzia, które proponuję w tej książce, okażą się w tym pomocne.
Jestem pedagogiem, co oznacza, że zawodowo zajmuję się teorią i metodyką nauczania i uczenia się. W swojej pracy wielokrotnie obserwowałam, z jakim zapałem i wytrwałością uczą się dzieci, kiedy kieruje nimi głęboka motywacja, i jak chętnie sięgają po wsparcie dorosłych, przy których czują się bezpieczne i doceniane. Dlatego wiele miejsca w książce poświęcam naturalnej motywacji do uczenia się i temu, co ją wspiera, poczuciu własnej wartości, które czasami cierpi w obliczu niepowodzeń w nauce, oraz temu, jak dbać o relację między rodzicem a dzieckiem, kiedy szkoła lub nauka powodują napięcia. Dzielę się swoim doświadczeniem z wielu lat pracy w szkole – najpierw systemowej, potem demokratycznej – z różnymi grupami dzieci i nastolatków oraz, wreszcie, z indywidualnej pracy z dziećmi i rodzicami. Wspiera mnie wiedza na temat rozwoju dziecka, narzędzia Porozumienia bez Przemocy, mądrość Rodzicielstwa Bliskości i trening uważności.
Jako dorośli możemy sprawić, żeby bycie uczniem, uczenie się, bycie ocenianym, przystępowanie do egzaminów stało się dla dziecka możliwie pozytywnym doświadczeniem, z którego wyniesie więcej dobrych niż złych wspomnień i nawyków. Co można zrobić, żeby chodzenie do szkoły było okazją do wzmacniania relacji w rodzinie, a nie obciążało je? Co można zrobić, żeby wyciągnąć z doświadczenia edukacji szkolnej jak najwięcej tego, co dobre? Mam nadzieję, że lektura tej książki pomoże w znalezieniu odpowiedzi na te pytania.
Moja wiedza teoretyczna i moje doświadczenia są zgodne w wielu punktach, a jednym z nich jest to:
Nie mogę cię niczego nauczyć. Jeśli chcesz, możesz użyć tej książki do uczenia SIĘ.
Co to oznacza? Przekażę ci informacje, które uważam za ważne w kontekście szkoły i uczenia się. Zaproszę do krytycznego przemyślenia wielu stwierdzeń na te tematy, które bywają traktowane jako oczywistości. Zadam pytania, które pomogą określić, co jest dla ciebie ważne, na czym ci zależy, czego chcesz się nauczyć i – być może – co zmienić. Zachęcam cię do tego, żeby znaleźć odpowiedzi – bo, tylko mając ich świadomość, będziesz mógł/mogła z zawartych w tej książce informacji skorzystać tak, żeby wspierały cię w twoim życiu i w twoim towarzyszeniu dziecku. Tak rozumiem edukację, tak wyobrażam sobie współpracę ucznia z nauczycielem (czyli każdym, od kogo uczy się dziecko, niezależnie od tego, czy wykonuje ten zawód).
Ta książka powstała z myślą o dorosłych, którzy nie stracili nadziei na to, że uczenie się może być dla nich i ich dzieci wspaniałą przygodą, a którzy czują się osamotnieni lub zagubieni na drodze do tego, by tak było. Mam nadzieję, że po jej przeczytaniu znajdziesz sposoby, które będą wspierały twoją rodzinę.1
CO WARTO WIEDZIEĆ O DZIECKU W SZKOLE, A NIE MÓWI SIĘ O TYM?
Spędzamy w szkole ogromną większość dzieciństwa i znaczną część dorastania. Wydawałoby się, że powinniśmy o uczeniu się wiedzieć wszystko. Ale czy tak jest? Jak uczy się mózg? Czego właściwie się uczy? Jakie warunki najlepiej sprzyjają temu procesowi? Szkoła nie nadąża za współczesną wiedzą o uczeniu się, my za to możemy, wykonując tym samym milowy krok w postrzeganiu szkoły, ucznia i jego potencjalnych trudności. Dlatego zaczynamy od informacji kluczowych do rozumienia procesu uczenia się, a o których rzadko się mówi.
Do szkoły chodzi całe dziecko, nie tylko jego mózg
Uczenie się zachodzi w układzie nerwowym, czyli przede wszystkim w mózgu. Ten jest jednak organem znacznie bardziej złożonym, niż na co dzień uwzględnia to szkoła. W mózgu wszystko się ze sobą łączy: nie istnieje coś takiego, jak czysta wiedza lub uczenie się, które przebiega tylko w strukturach wiedzy i umiejętności intelektualnych. Nie ma zresztą takich struktur! Nie ma jednej części mózgu, która odpowiada za uczenie się.
Uczenie się to tworzenie nowych połączeń neuronalnych między różnymi częściami mózgu.
W każdej sekundzie naszego życia mózg zarządza skomplikowanym systemem, jakim jest ludzki organizm. Oznacza to, że w czasie, kiedy dziecko przyswaja tabliczkę mnożenia, jego mózg zajmuje się równocześnie funkcjami fizjologicznymi (ciepło/zimno, jeść lub trawić, zostać, walczyć czy uciekać…), utrzymywaniem równowagi wszystkich funkcji organizmu, rozpoznawaniem potrzeb, nadawaniem sensu temu, co się dzieje i wieloma innymi rzeczami. Uczeń jest spokojny, zrelaksowany, pobudzony lub zaniepokojony. Głodny lub najedzony. Zaciekawiony lub znudzony. Czuje się bezpiecznie lub nie, myśli o zadaniu albo odlicza minuty do przerwy, nie mogąc doczekać się zabawy z kolegami. Jego nastrój (i gotowość do nauki) zależy od wielu czynników: od tego, jakie ma relacje z najbliższymi, jak spędził poranek, czy czuje się wystarczająco kompetentny, żeby poradzić sobie z tym, czego się od niego oczekuje, czy lubi nauczyciela i czuje się z nim bezpiecznie, jakie jest jego samopoczucie fizyczne (wyspany, wypoczęty, zdrowy, najedzony), wreszcie od tego, czy i jaki widzi sens w rozwiązywaniu zadań.
To obraz tego, co dzieje się w naszym wnętrzu, a co przekłada się na zachowania, które obserwujemy z zewnątrz. Patrząc na siedzącego w ławce szkolnej ucznia rozwiązującego zadanie w zeszycie, widzimy najczęściej dziecko, które z większym lub mniejszym powodzeniem wykonuje polecenie nauczyciela. To, czego nie widzimy na pierwszy rzut oka, ma jednak fundamentalny wpływ na tę sytuację.
To właśnie mam na myśli, mówiąc, że do szkoły chodzi całe dziecko, a nie tylko jego mózg: jego ciało, emocje, relacje z innymi są w szkole tak samo obecne i równie ważne, jak jego zdolność do myślenia i zapamiętywania. Wchodząc w rolę ucznia, nie zapomina ono o pozostałych obszarach swojego życia, tak samo jak my, idąc do pracy, nie przestajemy być ludźmi, którzy muszą jeść, pić, którzy martwią się o swoje związki i troszczą się o różne obszary swojego życia. Biorąc pod uwagę całość doświadczenia dziecka, angażując w proces uczenia się jego ciało, emocje, relacje i naturalne tendencje do podejmowania tych działań, które mają dla niego sens, działamy w zgodzie z tym, jak uczy się mózg.
Bycie uczniem to tylko jedna z ról w życiu
Emocje, potrzeby i umiejętności dziecka to nie wszystko. Za plecami każdego ucznia możemy sobie wyobrazić większe lub mniejsze grono znaczących osób, które go otaczają i mają ogromny wpływ na jego codzienne funkcjonowanie. Mama, tata, rodzeństwo, ukochani dziadkowie, koledzy i koleżanki, wreszcie nauczyciele…
Człowiek jest istotą społeczną, co oznacza, że jego miejsce w sieci relacji międzyludzkich ma największe znaczenie dla przetrwania! Świadomość tej zależności z trudem i powoli toruje sobie drogę do szkół, w których, owszem, podkreśla się znaczenie dobrych relacji między dziećmi a dorosłymi, ale wciąż mają one drugorzędne znaczenie względem nauki.
Dziecko w szkole jest widziane przede wszystkim jako uczeń, nie przestaje jednak być jednocześnie synem, córką, kolegą, koleżanką, wnuczką, wnukiem, dziewczynką lub chłopcem… Krótko mówiąc – człowiekiem, który pozostaje w jakiejś relacji z innymi ludźmi, co ma na niego kolosalny wpływ. Mózg człowieka jest bowiem nastawiony na bycie w relacjach, doświadczanie przynależności.
Możemy się zastanawiać, w jaki sposób relacje wpływają na to, jak dziecko sobie radzi w szkole. To ważne pytanie. Rzadziej przychodzi nam do głowy, by zapytać, jak szkoła wpływa na jego więź z najbliższymi. Tymczasem współczesna wiedza na temat psychologii i neurobiologii człowieka1 wskazuje, że to, jak radzimy sobie w życiu, zależy w znacznie większym stopniu od tego, jakie stosunki panowały w naszym domu rodzinnym, niż od tego, jak radziliśmy sobie w szkole. Dlatego mówiąc o dziecku w szkole i o kontaktach szkoła–dom, na pierwszym miejscu stawiamy relację rodzic–dziecko. Cokolwiek wydarza się w szkole, to dom jest miejscem, w którym dziecko znajduje siłę do tego, by żyć, kochać, rozwijać się, osiągać cele. Warto szukać sposobu na to, żeby życie domowe ułatwiało mu funkcjonowanie w szkole, ale też na to, by szkoła nie wpływała negatywnie na atmosferę w domu i relacje między domownikami.
Każde zachowanie dziecka ma sens, nie zawsze związany z nauką
Wyobraźmy sobie dziecko, które z jakiegoś powodu nie czuje się bezpieczne w szkole. Być może ma trudną sytuację z kolegami i nie umie sobie z nią poradzić, może nie rozumie materiału, który jest właśnie przerabiany i boi się powiedzieć o tym nauczycielowi albo też było wielokrotnie upominane za jakieś zachowanie, a trudno mu je zmienić… W takiej sytuacji wszystkie starania małego człowieka będą dążyły przede wszystkim do tego, żeby poczuć się bezpieczniej. Dopóki nie zaspokoi tej potrzeby, trudno w ogóle myśleć o rozwoju, uczeniu się czy współpracy. Takie dziecko zapytane przez nauczyciela może milczeć, chociaż zna odpowiedź, żeby uniknąć konfrontacji lub wypowiedzi na forum grupy, kiedy obawia się jej reakcji. Zamiast się skupić, może skierować uwagę na zabawę z kolegami, aby uniknąć poczucia zagrożenia, które wiąże się z udziałem w lekcji. Może przez cały dzień w szkole odliczać godziny do powrotu do domu, bo tylko tam czuje się bezpiecznie. W każdej z tych sytuacji wysiłki nauczyciela, by skierować uwagę dziecka na treść lekcji, będą bezskuteczne – jeśli rozminą się z tym, co w danej chwili dla dziecka jest najważniejsze, z jego najbardziej palącą aktualną potrzebą. Dostrzeżenie i uwzględnienie różnych potrzeb2 dziecka jest warunkiem tego, by mogło i chciało się uczyć, a w dalszej perspektywie – współpracować z dorosłymi, którzy chcą je czegoś nauczyć.
Potrzeby poznawcze, czyli te, na których koncentruje się edukacja szkolna, to tylko mały wycinek tego, co ważne w rozwoju dziecka.
Oprócz potrzeb poznawczych istnieją także inne, równie ważne. Są to – pośród wielu innych:
- akceptacja – „Mam kolegów, z którymi chcę spędzać czas i oni chcą spędzać czas ze mną”; „To, jaki jestem, jest przyjmowane przez innych z otwartością i życzliwością”,
- przynależność – „Czuję się częścią mojej rodziny, grupy kolegów, klasy, społeczności szkolnej”; „Jestem jedną/jednym z nich”,
- bycie branym pod uwagę – „Potrzebuję wiedzieć, że to, jak się czuję, co myślę, czego potrzebuję, ma znaczenie dla osób, z którymi spędzam czas”; „Chcę otrzymywać sygnały, że to, na czym mi zależy, nie jest obojętne innym”,
- poczucie wnoszenia czegoś wartościowego do otoczenia – moje działanie może się przyczyniać do wzbogacenia życia innych i polepszenia sytuacji, w której się znajdujemy; np. „Moje poczucie humoru może poprawić atmosferę w klasie”; „Moja wiedza może kogoś zainspirować”; „Moja opinia może kogoś zaciekawić”; „Moja pomoc może sprawić, że ktoś przezwycięży jakąś trudność”,
- potrzeby związane z autonomią – czyli decydowanie o swoich celach i wartościach; „Chcę mieć wpływ na to, co się wokół mnie dzieje i mnie dotyczy”; „Chcę doświadczać tego, że moje działanie ma jakieś znaczenie, ma konsekwencje”; „Chcę doświadczać tego, że moje zdanie się liczy, a moje życie należy do mnie”,
- potrzeby związane z troską o ciało i siły fizyczne – „Jeśli jestem niewyspany lub zmęczony, chcę odpocząć”; „Mam potrzebę ruchu, świeżego powietrza”; „Potrzebuję bogatego w składniki odżywcze posiłku”; „Chce mi się pić”; „Jest mi za zimno lub za ciepło”.
W słynnej piramidzie Maslowa3 pojawiają się potrzeby związane z fizjologią, bezpieczeństwem, przynależnością, miłością, szacunkiem i samorealizacją. Choć dziś już wiemy, że nie zawsze zaspokojenie potrzeb z niższego „piętra” jest warunkiem zaspokojenia tych z wyższego, to jednocześnie zdajemy sobie sprawę, że wszystkie są ważne dla zdrowia psychicznego i fizycznego człowieka i dla jego dobrostanu. Na pierwszy plan wychodzą różne potrzeby, w często odmiennych sytuacjach, a ich zaspokojenie staje się palące. Rozwój najczęściej zachodzi wtedy, kiedy chcemy nauczyć się nowego sposobu zaspokajania ważnych dla nas potrzeb. Dziecko uczy się chodzić, żeby zaspokoić pragnienie autonomii, zabawy, eksploracji. Uczy się mówić, bo chce jaśniej komunikować swoje potrzeby, wyrażać siebie (potrzeba ekspresji) i doświadczać wspólnoty z bliskimi.
Uczymy się lepiej i szybciej, jeśli robimy to po to, żeby zaspokoić ważne dla siebie potrzeby, i wtedy, kiedy są one brane pod uwagę lub przynajmniej widzimy szansę na ich zaspokojenie. Kiedy tego zabraknie, nie pomogą nawet najnowocześniejsze metody nauczania. Dlatego rozpoznawanie i rozumienie potrzeb stojących za zachowaniem dziecka jest najlepszą formą wsparcia w nauce.
Nie da się zmusić mózgu, żeby się uczył
Jeszcze kilkadziesiąt lat temu nauczyciele w większości koncentrowali się na tym, by przekazać uczniom określone informacje. To, czy uczniowie je przyswoją i w jakim stopniu, zależało wyłącznie od nich samych. Wraz z upowszechnianiem się wiedzy o tym, jak uczy się mózg, coraz większy nacisk zaczęto kłaść na sposoby i metody przekazywania wiedzy – wiemy bowiem, że kontekst ma kolosalny wpływ na to, jak się uczymy.
Dzisiaj jest jasne, że:
- wiedza podana w atrakcyjny sposób jest łatwiej zapamiętywana,
- uczeń chętniej uczy się tego, co bliższe codziennemu życiu,
- aby się czegoś nauczyć, trzeba mieć do tego motywację.
W wielu szkołach wciąż najczęściej wzmacnia się głównie motywację zewnętrzną, nagradzając dobrymi ocenami lub punktami za zdobywanie kolejnych umiejętności. Łatwo jednak zobaczyć, że dzieci są wówczas zmotywowane nie do tego, żeby się czegoś nauczyć, a do tego, żeby zdobyć oceny lub punkty. Mózg jest natomiast bardzo ekonomicznym narządem: jeśli jakieś informacje zostały zapamiętane nie dlatego, że są potrzebne do przeżycia lub przyjemne same w sobie, a po to, by zdobyć ocenę, punkty, nagrodę, klasyfikuje je jako „nieprzydatne” tuż po uzyskaniu gratyfikacji4. „Zakuć, zdać, zapomnieć” – sposób znany nam dobrze z naszych lat szkolnych wciąż działa. Nasuwa się pytanie o sensowność i celowość takiego uczenia się.
Nauczyciel ma wpływ na to, jak zorganizuje proces uczenia się. Ma wpływ na to, jakich sposobów użyje, by odwołać się do motywacji dziecka. Ma wpływ na to, kiedy, jak i jakie informacje przekaże uczniowi. Jednak to, co najważniejsze, dzieje się poza jego zasięgiem. Cud uczenia się zachodzi bowiem wewnątrz umysłu ucznia. Tam nauczyciel nie ma dostępu.
Można stać nad dzieckiem, mówić do niego, nakłaniać je do mówienia, czytania lub pisania, nie da się jednak włożyć mu wiedzy do głowy. Być może odczuwaliście to nieraz, próbując „przerobić” ze swoim dzieckiem jakiś trudny materiał ze szkoły. Dopiero kiedy porzucimy przekonanie, że da się kogoś zmusić do nauki („wbić” coś do głowy), pojawi się przestrzeń na pytania (i odpowiedzi), jak rzeczywiście wspierać dziecko, które się uczy.
Szkoła uczy nie tylko tego, co jest w programie
Zapewne zastanawialiście się czasem, które z informacji zawartych w podstawie programowej mają sens, są przydatne, a które powodują jedynie stratę czasu. Znacznie rzadziej myślimy o tym, że większość tego, czego dziecko uczy się w szkole, nie znajduje się w podręcznikach ani nie jest tematem lekcji. Mam tu na myśli postawy i przekonania dotyczące uczenia się, relacji (z dorosłymi, z dziećmi i z instytucją), świata, samego siebie. To tzw. ukryty program szkoły, który może częściowo pokrywać się z oficjalnym programem, może stać z nim w sprzeczności, a w niektórych kwestiach zupełnie się z nim rozmijać. Może więc być tak, że dziecko uczy się czegoś zupełnie innego, niż byśmy chcieli. Na przykład na sprawdzianie z genetyki uczy się tego, jak ściągać, zamiast genetyki, ponieważ nie zrozumiało materiału, a nie ufa nauczycielowi na tyle, żeby poprosić o pomoc i ponowne wyjaśnienie. Albo wręcz nie chce zrozumieć materiału, bo nie widzi w nim wartości. Co więcej, może być tak, że samemu nauczycielowi bardziej zależy na tym, żeby jego uczniowie mieli dobre oceny, niż żeby faktycznie rozumieli materiał!
Ukryty program szkoły to informacje nie wprost o tym:
- jakie zachowania są cenione, promowane, opłacalne,
- jakie są konsekwencje określonych postaw,
- co uznawane jest w danym środowisku za wartość, co jest miarą sukcesu, jakie są standardy etyczne itp.
Dziecko w szkole dowie się, czy jego głos ma znaczenie – i jakie. Pozna sposoby podejmowania decyzji, które dotyczą jednostki i grupy, odkryje, co się dzieje, kiedy podąża za instrukcjami, a co, kiedy myśli twórczo i prezentuje opinię lub zachowanie odmienne od większości. Prawdopodobnie będzie miało wiele okazji, żeby uczyć się, jak można rozwiązywać konflikty i z jakim skutkiem, do czego prowadzi samodzielne myślenie i decydowanie, jak zdobywa się wiedzę, do czego może ona służyć. Pozna też rozmaite postawy wobec różnorodności i odkryje dla siebie, czy jest ona traktowana jako źródło możliwości, czy przeszkoda. Dowie się, jak inni reagują na popełniane błędy, a w konsekwencji – czy popełnianie błędów jest naturalnym etapem uczenia się, czy też jest czymś, czego za wszelką cenę należy unikać – nawet kosztem rozwoju. We wszystkich tych kwestiach dziecko będzie patrzyło na to, co robią dorośli, a nie na to, co mówią. Krótko mówiąc, bardzo wiele zależy od tego, jakie zasady panują w danej szkole, co jest ważne dla pracujących w niej dorosłych, jak dorośli radzą sobie z wyzwaniami edukacyjnymi i jaki jest stosunek rodziców do nauki szkolnej dziecka. Są to przekonania, postawy, wartości, komunikacja, sposoby myślenia, czyli to wszystko, co nazywano „kompetencjami miękkimi”, a o czym coraz częściej mówi się „kompetencje kluczowe”.
Wiedza jest ważna, ale ważniejsze jest to, jak i do czego jej użyjemy i czy będziemy umieli z niej skorzystać w sposób, który podniesie jakość życia – naszego i ludzi wokół.
Szkoła uczy nie tylko wiedzy, ale też umiejętności i postaw
W ciągu życia uczymy się różnych rzeczy:
- zdobywamy informacje o świecie i przekształcamy je w wiedzę5 – dowiadujemy się np. że pewne znaki o określonym kształcie nazywamy literami; litery składają się na słowa i zdania, które coś znaczą,
- nabywamy umiejętności – czytamy litery, czyli np. wiemy, jak wypowiedzieć na głos „a”, umiemy złożyć z liter słowo, a ze słów – zdanie, wreszcie rozumiemy, co oznacza ten ciąg liter,
- wyrabiamy sobie opinie i przekonania na różne tematy – np. czytanie jest dla kogoś interesujące lub nie; kojarzy się z rozrywką, mądrością, wysiłkiem lub łatwością, jest dla każdego albo tylko dla osób szczególnie inteligentnych; niektórzy są inteligentni, a inni nie; ludzie, którzy czytają, są nudni; ludzie, którzy czytają, są interesujący. Zauważmy, że ilu ludzi, tyle przekonań. Przekonania różnią się od faktów tym, że można je zakwestionować. Niektóre przekonania wspierają nas w życiu bardziej, inne mniej lub wręcz je utrudniają,
- rozwijamy w sobie określone postawy – np. czytanie jest trudne, ale cenimy je i podejmujemy świadomy wysiłek, żeby czytać regularnie; lub inaczej: czytanie jest łatwe, ale nie widzimy w nim wartości i nie czytamy regularnie artykułów ani książek; posługujemy się umiejętnością czytania tylko do pracy itd.
Dziecko w szkole zdobywa informacje, buduje wiedzę, rozwija nowe umiejętności, kształtuje swoje opinie, przekonania i postawy. Oznacza to, że można dużo wiedzieć (w znaczeniu: mieć wiele informacji), ale nie umieć tej wiedzy praktycznie i w sensowny dla siebie sposób zastosować. To, jak korzystamy z naszej wiedzy, w mniejszym stopniu zależy od tego, czy jest gruntowna i rzetelna, a w większym od tego, jakie mamy przekonania i jaką postawę przyjmujemy wobec siebie samego, swojej wiedzy, otoczenia, pracy, społeczeństwa…
Przykłady można mnożyć. Wyobraźmy sobie dziecko, które pasjonuje się matematyką, a jego wiedza wykracza daleko poza podstawę programową. Jeżeli w chwili, gdy jest szczególnie wrażliwe na ocenę innych osób i uczy się standardów obowiązujących w grupie (np. szkolnej), usłyszy od kogoś: „Nie wychylaj się”, może nabrać przekonania, że jego wiedza nie jest czymś wartościowym, czymś, czym warto się dzielić. W konsekwencji będzie rzadziej z niej korzystać, przynajmniej w szkole. Ktoś, kto ma szczególne predyspozycje do myślenia analitycznego, ale wzrasta w otoczeniu, które nie ceni tej formy refleksji nad rzeczywistością, może nie zdawać sobie sprawy z tego, jak cenną umiejętność posiada. Osoba, która pięknie śpiewa lub rysuje, zupełnie inaczej skorzysta z tych zdolności, kiedy ma przekonanie, że są one wartościowe i cenne dla otoczenia, że mogą komuś pomóc – a inaczej, kiedy jest przekonana, że to sprawia przyjemność tylko jej samej. Co więcej, nastawienie, z jakim będzie rozwijać swoje umiejętności, może zależeć nawet od tego, co myśli na temat przyjemności. Czy czerpanie z czegoś przyjemności to wystarczający powód do tego, by rozwijać tę umiejętność? Dziecko, które pasjonuje się dinozaurami i wie o nich więcej niż przeciętny dorosły, w inny sposób skorzysta z tej wiedzy, kiedy otrzyma sygnał od otoczenia, że jego zainteresowania są ważne, a inaczej, kiedy będzie słyszało, że „to fajna zabawa”, a do tego, że powinno poćwiczyć matematykę, bo jest z niej słabe.
Znaczenie mają także ogólne trendy i przekonania, np. to, że w jakimś miejscu i czasie bardziej ceni się tzw. techniczne umiejętności niż wiedzę humanistyczną. Nawet samo istnienie takiego podziału jakoś wpływa na sposób naszego myślenia o świecie. „Jesteś umysłem humanistycznym”, „Jesteś typowym ścisłowcem” – myślę, że te słowa wpłynęły na ścieżkę edukacji i życia niejednego człowieka w naszym pokoleniu.
Słowa mają ogromne znaczenie, postaw i przekonań uczymy się jednak głównie przez naśladownictwo. To, co robią dorośli, jest przez dzieci przyswajane znacznie skuteczniej, niż to, o czym im mówią. Drugim sposobem uczenia się postaw i przekonań jest robienie tego, co pozwala nam skuteczniej poradzić sobie w danej sytuacji. Oznacza to, że myśląc o edukacji swojego dziecka, warto brać pod uwagę nie tylko ilość zapamiętanych przez nie informacji, ale też to, z jakimi przekonaniami i postawami spotyka się w praktyce (ze strony nauczycieli, rodziców, w mediach…) i co z nimi robi. Czy przyjmuje je bezkrytycznie? Czy umie z refleksją podchodzić do swojego otoczenia? Czy otoczenie je w tym wspiera? Wydaje się, że podejście refleksyjne i umiejętność krytycznego myślenia pozwalają bardziej świadomie wybierać poglądy i postawy, które wspierają nas w dobrym życiu.
Kilka spostrzeżeń, które pomagają lepiej zobaczyć związek między przekonaniami i postawami a wiedzą:
- wiedza sama w sobie jest bezużyteczna – ma ona sens, kiedy zastosujemy ją w praktyce, np. do podejmowania decyzji dotyczących swojego życia, do zaspokajania ważnych potrzeb (materialnych, praktycznych, emocjonalnych),
- pomyślmy o osobach, które chodziły z nami do klasy – teoretycznie otrzymaliśmy takie samo wykształcenie – co powinno oznaczać, że zdobyliśmy podobną wiedzę. Zastanówmy się, jak żyjemy teraz. Prawdopodobnie różnice w naszym stylu życia i codziennych decyzjach są naprawdę duże. W różny sposób korzystamy z wiedzy, którą nabyliśmy. Jest ona tylko narzędziem do kształtowania swojego życia. Na to zaś, jak je kształtujemy, wpływa wiele czynników, m.in. nasza osobista historia, doświadczenia, z których wynieśliśmy określone przekonania, postawy, które uznaliśmy za wartościowe, atrakcyjne i sensowne,
- przekonania, postawy i umiejętności wpływają na nasze decyzje o tym, jaki użytek zrobimy z nabytej wiedzy – dobrym przykładem jest wiedza o szkodliwości dymu papierosowego. Trudno byłoby znaleźć osobę, która nie wie, że papierosy szkodzą. Mimo to odsetek palaczy w społeczeństwie jest wciąż duży, a chociaż wszyscy otrzymaliśmy podobne informacje, to nasze postawy wobec palenia (i wobec własnego zdrowia!) są różne.
Dziecko w szkole nie przygotowuje się do życia, tylko żyje
Większość zdobywanej w szkole wiedzy ma się dziecku przydać w przyszłości. Odłóżmy na moment na bok pytanie, czy rzeczywiście się przydaje, i wróćmy do jednej z najważniejszych prawidłowości rozwoju. Rozwój i funkcjonowanie człowieka za tydzień, miesiąc, rok zależy od tego, co dzieje się dziś. Kolejne umiejętności nadbudowują się nad tymi, które już zdobyliśmy. Sieci neuronalne rozwijają się, zawsze bazując na tym, co już jest. To wystarczający, choć nie jedyny powód do tego, żeby zwrócić nieco większą uwagę na życie tu i teraz. Co, gdyby szkoła, zamiast przygotowywać do przyszłych wyzwań, pomagała dziecku radzić sobie z tymi wyzwaniami, które stawia przed nim życie na bieżąco?
Po pierwsze, okresem, w którym dziecko dokonuje największych skoków rozwojowych, są wczesne lata jego życia, zanim pójdzie do szkoły. Spojrzenie na to, co wie i potrafi noworodek, i na to, co wie i potrafi trzylatek, pozwala zrozumieć z całą jasnością, że dziecko w tym czasie uczy się ogromnej ilości rzeczy. Uczy się jednak nie tego, co będzie mu potrzebne kiedyś, a tego, co jest potrzebne tu i teraz. Wypowiada pierwsze słowa, bo potrzebuje i chce rozmawiać z bliskimi. Stawia pierwsze kroki, bo chce się swobodnie przemieszczać. Małe dziecko jest żywym dowodem na to, że nauka skupiona na teraźniejszości, a nie na przyszłości, przynosi oszałamiające efekty. To jedno.
Po drugie, uczenie się dla teraźniejszości wiąże się ze spojrzeniem na dzieciństwo jako okres życia równie ważny, jak dorosłość i starość. Większość czynności wykonywanych przez dorosłych nie służy temu, żeby lepiej przygotować się do życia po siedemdziesiątce. Wyobraźmy sobie, że ktoś kazałby nam codziennie wiele godzin poświęcać na to, co przyda nam się dopiero za 20–30 lat. Co z naszym życiem, co z codziennością? Taka właśnie jest sytuacja dziecka, które jest nakłaniane do nauki wyłącznie po to, by było mu łatwiej odnieść sukces jako dorosłemu. Często przygotowywanie się do czegoś, co ma dopiero nastąpić, jest przyjemne, ważne i satysfakcjonujące. Istotne jednak, żeby było zrównoważone doświadczaniem życia tu i teraz. Lata dzieciństwa nigdy się nie powtórzą. Czy chcemy, żeby nasze dzieci spędziły je, wykonując pracę, której sens (być może!) objawi się dopiero za wiele lat?
Szkoła nie jest przygotowaniem do życia; życie trwa w każdej minucie upływającego dzieciństwa.
Dlatego ważne, żeby zarówno w szkole, jak i poza nią dziecko miało szansę wykonywać czynności, które są dla niego znaczące, sprawiają mu radość, dają satysfakcję i poczucie sprawczości.
Po trzecie wreszcie, żyjąc w świecie, który zmienia się dynamicznie, najbardziej potrzebujemy umiejętności odnajdywania się w tym, z czym w danej chwili się mierzymy. Dotychczasowa strategia przygotowywania się do przyszłych zadań, np. do wykonywania określonego zawodu, jest już dużo mniej skuteczna. Tempo zmian społecznych, kulturowych i technologicznych jest tak duże, że trudno przewidzieć, jakie zawody będą potrzebne za kilka lat, a co dopiero za kilkanaście! Nie możemy przygotować swoich dzieci na konkretną przyszłość, bo nie wiemy, jaka ona będzie. Dlatego ważne, żeby człowiek umiał zorientować się w sytuacji, w której się znalazł, nawet jeśli nie był na nią przygotowany.
Do odnalezienia się w sytuacji bez przygotowania niezbędne są konkretne umiejętności:
- rozpoznawanie potrzeb,
- określanie celu działania,
- korzystanie z dostępnych zasobów i środków do rozwiązania problemu/zrealizowania celu,
- krytyczne myślenie, czyli umiejętność odróżnienia faktów od fikcji/opinii oraz informacji przydatnych od nieprzydatnych bądź adekwatnych od nieadekwatnych.
Istotne jest, żeby umieć poddać refleksji swoje działanie i, w razie potrzeby, je zmodyfikować. Takich umiejętności uczymy się jedynie w działaniu, które ukierunkowane jest na tu i teraz.
Nauka trwa przez całe życie
Patrząc na to, jakim stresem okupione są często lata nauki szkolnej, można odnieść wrażenie, że opanowanie podstawy programowej jest uczniowskim „być albo nie być”. Jak to bowiem wyjść ze szkoły po kilkunastu latach edukacji i nie umieć wszystkiego, co niezbędne w dorosłym życiu?! Zaraz, zaraz… tak się dzieje za każdym razem. Nikt, opuszczając szkolne mury, nie umie wszystkiego, co jest mu potrzebne w dorosłości. Nierzadko natomiast pamiętamy różne informacje, które z kolei wcale nie są potrzebne. Możemy sprawdzić, czy tak jest w naszym przypadku: czy pamiętamy większość z tego, czego uczyliśmy się w szkole? Ile z tej wiedzy rzeczywiście nam się przydało? Mało tego, coraz częściej widzimy, że nawet jeśli ktoś uczył się świetnie i miał same piątki, to wciąż to, co wynosi ze szkoły, w większości nie jest tym, czego potrzebuje w dorosłym życiu. Gdyby edukacja kończyła się na szkole, bylibyśmy w naprawdę kiepskim położeniu.
Na szczęście jednak naukowcy odkryli już, że mózg pozostaje plastyczny aż do starości. Wszyscy zresztą często powtarzamy, że człowiek uczy się całe życie. Nie tylko, ale i również na błędach. I ważne, żeby powiedzieć sobie jasno: to dobra, a nie zła wiadomość! Kończąc edukację szkolną, nie umiemy i nie musimy umieć wszystkiego, co pomoże nam dobrze żyć. Nadeszły czasy, w których ciągłe uczenie się stało się koniecznością i możliwością. Dlatego czasem stojąc przed wyborem: nauczyć dziecko czegoś za wszelką cenę, okupując to stresem rodzica, dziecka i nauczyciela, czy odpuścić, wychodząc z założenia, że jak będzie potrzebowało tej wiedzy czy umiejętności, jakoś ją zdobędzie – warto wybrać to drugie. Dziecko nie musi „przygotować się do życia” w ciągu tych lat, kiedy jest uczniem. Uczenie się nie kończy się na szkole.
Kilka faktów, które mówią same za siebie:
- Żyjemy w świecie, w którym większość ludzi zmienia zawód w dorosłym wieku lub wykonuje zawód niezwiązany ze swoim wykształceniem.
- Jedną z największych gałęzi sektora usług są te związane z edukacją: warsztaty, konsultacje, kursy, szkolenia. Nie dla tych, którzy są nie dość dobrze wykształceni, a dla tych, którzy chcą umieć więcej.
- Większości czynności potrzebnych w życiu zawodowym i w prowadzeniu domu uczymy się, pracując i prowadząc dom.
- Na rozmowie kwalifikacyjnej nikt nie pyta o oceny szkolne. Coraz częściej zdarza się również, że nieistotne są ukończone studia. Pracodawcy wiedzą, że dyplom nie zawsze przekłada się na kompetencje, i kiedy mają wybór między jednym a drugim, wybierają realne umiejętności. W chwili, gdy piszę tę książkę (2019), dyplom z uczelni nie jest wymagany m.in. przez Apple i Google – dwóch rynkowych gigantów, którzy prężnie się rozwijają.
Jerzy Stuhr napisał w swojej książce6, że częścią etosu inteligenta jest to, że wstydzi się swojej niewiedzy. W wielu z nas pokutuje jeszcze to przekonanie, że niewiedzy trzeba się wstydzić. Czy jednak wstyd pomaga podjąć konstruktywne działanie? Kiedy zadamy sobie pytanie, do czego prowadzi taka postawa, okazuje się, że być może warto ten etos porzucić. Gdy odkrywamy, że czegoś nie wiemy, mamy wybór: wstydzić się albo… nauczyć. A przynajmniej zdecydować, czy chcemy daną rzecz wiedzieć, czy nie i po co, jeśli tak. Taka możliwość wyboru sprawia, że bierzemy odpowiedzialność za siebie, swoje uczenie się, rozwój i za to, czemu poświęcamy swój czas i wysiłek. Mając taką odpowiedzialność we własnych rękach, mamy całe życie na to, żeby uczyć się tego, co jest nam rzeczywiście potrzebne i pomocne.
Sukces szkolny nie gwarantuje sukcesu w życiu
Każdy rodzic pragnie szczęścia dla swojego dziecka. Mamy wiele wyobrażeń na temat tego, co jest potrzebne do osiągnięcia szczęścia w czasie i miejscu, w którym żyjemy. Ogromną częścią życia większości ludzi jest praca zawodowa i bezpieczeństwo finansowe. Wiele osób łączy szczęście z sukcesem zawodowym, a ten – z edukacją (skoncentrowaną na umiejętnościach poznawczych). Znaczenie, jakie w naszej kulturze przypisuje się ocenom, stres towarzyszący sprawdzianom i egzaminom, presja oraz wiszące nad uczniami zagrożenie pozostania na drugi rok w tej samej klasie sprawiają, że łatwo uwierzyć, iż od wyników szkolnych zależy to, jak dziecko poradzi sobie w życiu. W wielu rodzicach pojawia się z jednej strony obawa, że dziecko nie będzie umiało tego, co jest mu potrzebne, i, z drugiej, pragnienie upewnienia się, że zrobili wszystko, co w ich mocy, by przygotować dziecko do samodzielnego życia.
Jeśli jednak zadamy sobie pytanie, co jest dziecku potrzebne do tego, by z sukcesem poradziło sobie w przyszłości, okaże się, że trudno na nie odpowiedzieć. Po pierwsze dlatego, że sukces (nawet w samym obszarze pracy zawodowej) niemal dla każdego oznacza co innego. Czasem jest to bezpieczeństwo finansowe, czasem praca, którą się lubi, czasem bycie na stanowisku kierowniczym. Dla jednego będzie to praca w zespole, który się lubi i z którym umie się współpracować, dla drugiego – niezależność w decydowaniu o tym, czym się zajmuje albo zrobienie czegoś, co znacząco wpłynie na historię ludzkości. Po drugie, świat zmienia się dynamicznie i trudno przewidzieć, jak będzie wyglądał styl życia i rynek pracy za kilkanaście lat, kiedy nasze dzieci będą kończyć szkołę. Po trzecie, już teraz mnogość stylów życia i wykonywanych zawodów, jak również form pracy jest tak ogromna, że nie sposób przygotować każde dziecko do wszystkich możliwych ścieżek. To, co miało jakikolwiek sens w czasie rewolucji przemysłowej7, czyli wtedy, kiedy powołano do życia instytucję szkoły w znanej nam formie, a zatem przygotowywanie uczniów do wykonywania poleceń, powtarzalnych czynności, zachęcanie ich do zapamiętywania informacji z obszaru tzw. wiedzy ogólnej (pamiętajmy, że nie było wtedy internetu), dziś jest już zupełnie nieadekwatne. Polskie szkoły wciąż jednak posługują się podstawą programową, czyli skończonym katalogiem konkretnych informacji i umiejętności, które ktoś zatrudniony przez Ministerstwo Edukacji Narodowej uznał za niezbędne. To, jakie treści trafiły do podstawy, w dużej mierze zależy od tego, kto i kiedy ją pisze. Można też spokojnie przyjąć, że znaczna część tych informacji znajduje się w niej przez „zasiedzenie”. Zmiana podstawy programowej to bowiem gigantyczne przedsięwzięcie, chociażby dlatego, że pod jej kątem pisane są i wydawane podręczniki, układa się ramowe i szczegółowe programy nauczania, plany lekcji, plany pracy szkoły, a nawet plany wychowawcze szkoły i wewnątrzszkolne systemy oceniania. Pomnóżmy wszystkie te dokumenty przez liczbę szkół w Polsce i z łatwością zobaczymy, że każda zmiana w podstawie programowej pociąga za sobą ogrom pracy, czasu i pieniędzy.
Każdy człowiek potrzebuje do życia nieco innej wiedzy, w zależności od tego, gdzie żyje, jakie odgrywa role społeczne, co się dzieje w szerszym kontekście jego życia – w pracy, w mieście, w kraju, na świecie. Dlatego nie sposób wyznaczyć uniwersalnego zbioru informacji, które stanowią „wiedzę potrzebną do życia”. Podstawa programowa jest tylko jedną z niezliczonych możliwości.
Mamy jednak do czynienia z sytuacją, w której od każdego ucznia w Polsce, niezależnie od jego predyspozycji, zainteresowań, możliwości i marzeń, wymaga się znajomości określonego zestawu informacji i umiejętności wybranych wiele lat temu z niezliczonego zasobu wiedzy zgromadzonej, ciągle wytwarzanej i modyfikowanej przez ludzkość.
W tej absurdalnej sytuacji często zdarza się, że konkretne dziecko i rodzic doświadczają ogromnego stresu, kiedy z jakiegoś powodu uczeń ma trudność z przyswojeniem pewnego wycinka tego arbitralnie wybranego zestawu informacji. Niekiedy etykietka „głupiego”, „przeciętnego” lub „leniwego” ucznia ciągnie się za dzieckiem latami, kładąc się cieniem na jego poczuciu własnej wartości, samoocenie, planach na życie i ambicjach. Nie pomaga to w osiągnięciu sukcesu; wprost przeciwnie – powoduje wiele trudności i cierpienia. Na szczęście, jako rodzice mamy na to ogromny wpływ. Możemy zrobić bardzo wiele, zapewniając dziecku bezpieczne, pełne miłości warunki do wzrastania. Oferując mu relację, w której może być sobą, uczyć się, popełniać błędy, przeżywać emocje i budować silne, niezależne od czynników zewnętrznych poczucie własnej wartości. W takiej relacji dziecko jest kochane niezależnie od tego, czy właśnie odniosło sukces, czy mierzy się z niepowodzeniem. Niestety, nawet idealny rodzic oraz idealna szkoła (choć przecież takich nie ma) nie mają mocy, żeby nauczyć dziecko wszystkiego, czego ono potrzebuje, i zagwarantować mu sukces i szczęście. Oprócz naszych starań potrzebny jest ogrom zaufania.
Rodzic ma decydujące, ważniejsze niż szkoła, znaczenie w życiu dziecka.
Przypomnijmy sobie naszych kolegów i koleżanki ze szkoły. Prawdopodobnie pamiętamy, kto z nich jak się uczył – świadczy to o tym, jak dużą wagę przywiązywano w szkole do ocen. Czy wśród tych osób znajdują się takie, które „nie poradziły sobie w życiu”? Jeśli tak, to czy są to ci sami, którzy mieli najniższe oceny? Czy możemy z całą pewnością stwierdzić, że to, co dziś oceniamy jako niepowodzenie życiowe tego kogoś, ma związek z tym, jakie oceny miał w szkole, czy raczej z zakresem wsparcia, jakie dostał (lub jakiego zabrakło)?
Spójrzmy teraz od innej strony. Pomyślmy o ludziach, których poznaliśmy w dorosłym życiu. Czy wiemy, jakie mieli oceny w szkole? Z jakim wynikiem zdali maturę i jak radzili sobie na studiach? Prawdopodobnie, z nielicznymi wyjątkami, nie mamy o tym pojęcia. Przykładów nie brak także wśród osób, które dziś zna cały świat. Bill Gates, Steve Jobs, Abraham Lincoln czy Oprah Winfrey – to tylko kilkoro spośród tych, którzy z różnych powodów nie zdobyli pełnego wykształcenia, a ich wkład w rozwój cywilizacji i kultury jest niekwestionowany. Wyniki szkolne nie definiują ludzi w dorosłym życiu, nie determinują sukcesu lub jego braku. Jak to w takim razie możliwe, że tak często spędzają sen z powiek uczniom i ich rodzicom?
Uczymy się cały czas!
Chcę się rozprawić z mitem, że dziecko, które ma niskie stopnie, słabo się uczy. To nieprawda. Każde dziecko uczy się czegoś nowego każdego dnia – podobnie jak każdy dorosły. Lwia część tego wszystkiego to tzw. uczenie się utajone. Weźmy przykład pieczenia ciasta, które jest uczeniem świadomym. Uczenie utajone zaś to m.in. zdobywanie sprawności odmierzania proporcji, nauczenie się, jak wygląda (jaką ma objętość) 200 g mąki, uporządkowanie przestrzeni tak, by było jak najwygodniej wymieszać ciasto, poproszenie o pomoc, jeśli potrzebna, zapobieżenie zjedzeniu surowego ciasta przez młodsze rodzeństwo i wreszcie nabycie umiejętności podejmowania decyzji itd.
Ludzie nauczyli się chodzić, porozumiewać, rozpalać ogień, uprawiać rolę i budować domy nie dlatego, że ktoś im kazał albo że pewnego dnia postanowili nauczyć się czegoś nowego, lecz dlatego, że dążyli do poprawy jakości swojego życia. Dokładnie w ten sposób rozwijamy się dzisiaj – zarówno w skali gatunku, jak i pojedynczego życia, i bardzo często tego nie widzimy. Pomyślmy dokładnie, kiedy ostatnio nauczyliśmy się czegoś nowego i w jaki sposób. Na przykład ja piszę ten tekst na nowym laptopie, który ma nieco inny układ klawiatury niż mój poprzedni komputer. Aby zaznaczyć całą linijkę tekstu, muszę wcisnąć kombinację trzech klawiszy – inaczej niż poprzednio. Przez pięć poprzednich lat napisałam niezliczoną ilość tekstów. Nie miałam pojęcia, jak często zaznaczam, kopiuję, wycinam i przenoszę linijkę aż do momentu, kiedy kupiłam sobie nowy sprzęt i za każdym razem, gdy potrzebuję to zrobić, przerywam pisanie, szukam odpowiednich klawiszy i uważnie je wciskam. Może to brzmieć banalnie, ale dla osoby, która pisząc, zarabia na życie, ma to ogromne znaczenie. Minęły dwa tygodnie. Coraz łatwiej przychodzi mi wciskanie tej kombinacji. Zanim skończę tę książkę, nowe połączenie neuronów w moim mózgu będzie już (mam nadzieję) utrwalone i pisanie znów będzie mi przychodziło łatwiej. Tymczasem jedyne, co potrzebuję robić, to pisać dalej. Kolejne wyzwanie pojawi się samo, podobnie jak sposób na to, jak sobie z nim poradzić.
Uczenie nie zaczyna się w szkole ani nie kończy się wraz z nią.
Tym, czego potrzebujemy, żeby sobie poradzić, nie jest przyswojenie treści podstawy programowej, lecz umiejętność uczenia się, gotowość do podejmowania działania, ciekawość i poczucie, że to, co robimy, ma realny wpływ na nasze życie. Chodzenie do szkoły może nam w tym pomagać lub przeszkadzać, w zależności od tego, jakie znaczenie nadamy temu, co dziecko robi w szkole, i wynikom, jakie osiąga.
------------------------------------------------------------------------
1 Wielu informacji na ten temat dostarcza psychologia więzi, a perspektywę neurobiologiczną pokazuje teoria poliwagalna. W kontekście rodzicielstwa obydwie te perspektywy łączy w swoich książkach dr D. Siegel, zob. np. Zintegrowany mózg, zintegrowane dziecko, Poznań 2017, The yes brain. Mózg na tak, Warszawa 2018 i Psychowzroczność, Poznań 2011.
2 M.B. Rosenberg, psycholog, autor i nauczyciel, twórca Porozumienia bez Przemocy (Non-Violent Communication, NVC), podkreśla, że wszyscy ludzie mają takie same potrzeby, które dochodzą do głosu w różnych momentach naszego życia. Potrzeby te obejmują wszystkie aspekty naszego życia, są to m.in. potrzeby związane z fizjologią, przynależnością, bezpieczeństwem, relacjami, rozwojem, poczuciem sensu, ekspresją, uczeniem się… Zaspokojenie tych potrzeb stanowi główną motywację naszego działania. Kiedy są one zaspokojone, czujemy się dobrze. Nieprzyjemne emocje lub złe samopoczucie są sygnałem, że jakaś nasza potrzeba woła o uwagę. Istnieją różne sposoby zaspokojenia potrzeb, niektóre z nich bardziej skuteczne, a inne mniej. Aby dowiedzieć się więcej, zob. m.in. M.B. Rosenberg, Porozumienie bez przemocy. O języku życia, Warszawa 2016.
3 Piramida Maslowa to koncepcja A. Maslowa polegająca na tym, że wszystkie potrzeby dzielą się na potrzeby niższego i wyższego rzędu, a zaspokojenie tych bardziej podstawowych (u Maslowa są to potrzeby fizjologiczne) jest warunkiem zaistnienia i zaspokojenia potrzeb wyższego rzędu. Koncepcja ta, popularna w 2. poł. XX w., obecnie bywa kwestionowana i uzupełniana o nową wiedzę na temat potrzeb.
4 Gratyfikacja to „nagroda” z perspektywy psychologii – czyli wszystko to, co stymuluje układ nagrody w mózgu. Układ nagrody to zbiór struktur mózgowych związanych z motywacją i kontrolą zachowania, aktywowany w sytuacjach zaspokajania potrzeb, a także w trakcie wykonywania innych czynności ocenianych jako przyjemne.
5 Wiedza jest definiowana bardzo różnie; w tej książce mówiąc o wiedzy, mam na myśli indywidualny sposób, w jaki informacje są uporządkowane w umyśle konkretnej osoby; wiedza obejmuje te informacje, którym mózg nadał jakieś znaczenie i połączył je z istniejącymi wcześniej strukturami.
6 J. Stuhr, Tak sobie myślę…, Kraków 2012.
7 To w czasie rewolucji przemysłowej powstała szkoła, jaką zna większość z nas: forma masowej edukacji oparta na wykonywaniu poleceń nauczyciela, którego zadaniem jest sprawić, by uczniowie przyswoili określony przez przepisy zakres wiedzy. Działo się to zaledwie 200 lat temu; wcześniej przez wieki ludzie uczyli się i przygotowywali do życia w zupełnie inny sposób, przez np. indywidualny kontakt z mistrzem, nauczycielem, obserwację, stopniowe wdrażanie się w obowiązki dorosłych w miarę dorastania. Większość ludzkości w ciągu przeważającej części historii nie uczestniczyła w żadnej zorganizowanej formie kształcenia. Mimo to ludzie rozwijali wiedzę o świecie, dokonywali przełomowych odkryć, wynaleźli mnóstwo przedmiotów, które ułatwiają życie, i znajdowali skuteczne sposoby na zapewnienie bytu sobie i swojej rodzinie.