Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kiedy znów cię zobaczę - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 maja 2023
Ebook
32,99 zł
Audiobook
34,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kiedy znów cię zobaczę - ebook

Pola, autorka pikantnych kryminałów, mieszka w Warszawie i samotnie wychowuje córkę. W odróżnieniu od temperatury jej powieści, w życiu kobiety na próżno szukać gorących momentów. Już dawno postawiła krzyżyk na mężczyznach, uparcie twierdząc, że ci prawdziwi wyginęli niczym dinozaury. Niespodziewany urlop w Chorwacji, zorganizowany przez jej szaloną przyjaciółkę Monikę, ma udowodnić Poli, że jeszcze nie wszystko stracone. Beztroskie wakacje zmieniają się jednak w niechcianą podróż do przeszłości, gdy na jej drodze staje Kuba, mężczyzna, który kiedyś rozerwał jej serce na strzępy… Miotana sprzecznymi emocjami kobieta za wszelką cenę próbuje chronić swoją największą tajemnicę. Czy słońce Ilirii rozpali dawne uczucia?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8313-406-2
Rozmiar pliku: 843 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Pola

Już ponad piętnaście minut siedziałam z lampką czerwonego wina w dłoni, wpatrując się w walizkę, która leżała otwarta na łóżku i czekała, aż wreszcie ją spakuję. Sama nie wiedziałam, po co w zasadzie tam lecę, ale jak zwykle dałam się namówić Monice – diabłu wcielonemu, a jednocześnie mojej najlepszej przyjaciółce. Z tą wariatką znałyśmy się całe nasze trzydziestodwuletnie życie. Jako dzieci mieszkałyśmy przy tej samej ulicy na warszawskiej Pradze. Wychowałyśmy się w jednej piaskownicy i robiłyśmy razem fikołki na trzepaku.

– Chodź, rozerwiemy się – brzęczała mi do słuchawki. – Należy ci się. Musisz wreszcie zacząć normalnie żyć!

– O co ci chodzi? Przecież ja żyję normalnie. Pracuję, codziennie robię obiad, pranie, zawożę dziecko do szkoły, a kota do weterynarza, jak trzeba. Poza tym piję wino, podlewam kwiaty, płacę podatki. Co chcesz od mojego cudownego życia, kochana? – próbowałam ją przekonać.

– Pola, po pierwsze ty nie pracujesz jak każdy przeciętny człowiek, tylko jesteś nawiedzoną pisarką, wiecznie bujającą w obłokach. Ale to fakt, w sumie przy tym całkiem nieźle radzisz sobie z codziennością. Chociaż nie mam zielonego pojęcia, jak to jest w ogóle możliwe w połączeniu z twoim roztrzepaniem. – Czy mi się wydawało, czy słyszałam w jej głosie ironię? – Ale ja nie o tym! Towarzystwa ci trzeba, imprezy, wyjazdu, faceta!

– Monia, to nie jest dobry moment, poza tym wymaż to ostatnie słowo, proszę. Przypomnę ci, że rok temu zakończyłam swój ostatni związek, mało tego, nie szukam nowego samca. Jestem kapitanem swojego statku, i to mi pasuje!

Taka była _święta_ prawda – dobrze mi samej. Za dużo w życiu spotkałam idiotów, którzy nie wiedzieli, co począć z twardo stąpającą po ziemi kobietą.

– Nie no, rok to całkiem krótko – zadrwiła, na co tylko głośno westchnęłam. – Okej, okej, już nic nie mówię… Ale zabawić byś się mogła.

– Nie bardzo, bo mam _deadline_. Za dwa tygodnie muszę oddać książkę do korekty, inaczej moja agentka powyrywa mi nogi z tyłka.

– Cudownie! Weźmiesz swój laptopik i w otoczeniu śródziemnomorskiej przyrody oraz pysznego _domáceho vína_ skończysz ten ociekający krwią thriller przed czasem! Czy to nie brzmi wspaniale?

– Może… – Powoli zaczynały przemawiać do mnie jej argumenty, ale nie chciałam tak łatwo dać za wygraną. – Dobra, do rzeczy: kto jedzie?

– _Yes_!

– Jeszcze się nie zgodziłam!

– Ale już prawie. Słyszę to po twoim głosie. – Znała mnie jak własną kieszeń. – A kto wyrusza z nami w podróż? Kochana, szykuje się niezła ekipa, kilkanaście osób. Niektórych znasz z Warszawy, innych dopiero poznasz. – Zaśmiała się tajemniczo.

To było podejrzane.

– Dobrze, niech ci będzie. Może przyda mi się trochę słońca, a Łucja pomieszka przez tydzień u dziadków. Będą zachwyceni.

– _Oh yeah_! Chorwacja czeka, bejb! Wynajęliśmy willę niedaleko Dubrownika. Mamy zaklepaną łódkę, więc zrobimy też wycieczkę na Korczulę. Pakuj bikini. Wylot za trzy dni.

– Trzy dni? – Monika nie dała mi dokończyć, tylko bezczelnie się rozłączyła.

Kiedyś ją uduszę!!!ROZDZIAŁ 1

Pola

Urlop start!

No i namówiła mnie! Jak zawsze. Odkąd pamiętam, nigdy nie potrafiłam jej odmówić. Monia miała w sobie taką charyzmę, że potrafiła przekonać do swoich planów niemal każdego. Jestem święcie przekonana, że nawet diabła namówiłaby na przemalowanie rogów na różowo. Daję stówę! Przy tym sama wyglądała jak anioł – miała dziecięce rysy twarzy, niebieskie oczy i przycięte do ramion, jasne blond włosy. Z taką buźką praktycznie nigdy się nie malowała. Nie była wysoka, ale za to dość szczupła. Jednocześnie mogła się pochwalić bardzo kobiecymi kształtami. Mój ideał.

Z zawodu Monika była _head hunterem_ specjalizującym się w pozyskiwaniu kandydatów na prestiżowe stanowiska. Kiedy ktoś chciał podkupić prezesa dużej firmy lub znanego ze swojej genialnej strategii managera – zwracał się z tym do Moni. Była swoją własną szefową. Prowadziła firmę, w której zatrudniała kilka osób zajmujących się rekrutacjami dla niższych stanowisk oraz sporządzaniem analiz. Monika doskonale potrafiła wykorzystywać swoje atuty w pracy. Nieraz bawiła się w detektywa, próbując zdobyć potrzebne jej informacje, a przy okazji wciągała w to mnie. Zawsze robiła się z tego niezła przygoda, a my miałyśmy ubaw po pachy. Nawet jeżeli ktoś nie miał w planach zmiany pracy, to trafiając na Monię, nawet nie spodziewał się, że zaraz wyląduje w innej.

Przy Monice zawsze czułam się jak Kopciuszek. Chociaż ona, zupełnie na przekór, wciąż zachwycała się moją egzotyczną urodą, oliwkową cerą, długimi nogami i niezłym biustem. Hmm… no tak, muszę przyznać, że z tym ostatnim się nie pomyliła, ale co do reszty – kłóciłabym się. Nie mówię, że jest źle, w końcu wyglądam jak rodowita Włoszka. Zawdzięczam to genom po pradziadku ze strony taty, który miał południowe korzenie. Odkąd jednak pamiętam, byłam wobec siebie bardzo krytyczna. Może dlatego od zawsze ciągnęło mnie do sportów, które hartują ducha i dodają pewności siebie. W każdym razie absolutnie nie mam takiego uroku i siły przebicia jak moja przyjaciółka. Jestem raczej typem obserwatora. Poza tym wolę pielęgnować swój wewnętrzny świat.

Przerywając własne rozmyślania, wreszcie zaczęłam wrzucać do walizki potrzebne rzeczy, czyli głównie: stroje kąpielowe, tuniki, sukienki i klapki. Idealny zestaw na czerwcowy wypad do kraju Południowej Europy. Na samą myśl o czekającym mnie lenistwie w wakacyjnej aurze zaczęłam ze szczęścia przebierać nogami. Co prawda inaczej planowałam długi weekend (a raczej „długi tydzień”, bo w tym roku ustawowo wolne dni sąsiadowały ze zwykłymi weekendami), ale wreszcie wybierałam się na prawdziwe wakacje! Nie byłam na nich wieki, nie licząc pobytu w domku rodziców na Mazurach, gdzie zwykle jeździłyśmy z córką. Zresztą uwielbiałyśmy te wspólne wypady i kuchnię mojej mamy z wakacyjną nutą. Tym razem pewnie też by tak było…

Wyjechalibyśmy do Giżycka dzień wcześniej przed wszystkimi tłumami. Jeśli zabrakłoby ładnej pogody, pierwsze co, tata napaliłby w kominku, a mama zaparzyłaby herbatę i wyciągnęła z torby pyszne ciasto domowej roboty. Łucja wskoczyłaby w kalosze i poszła z dziadkiem na ryby albo na grzyby. A ja zapewne otworzyłabym jakąś książkę lub sama zaczęła pisać kolejną, zainspirowana ponurą aurą na zewnątrz… Jeśli byłoby słonecznie, na pewno przesiadywalibyśmy na tarasie, łapali słońce, chodzili na spacery i kąpali się w jeziorze.

Miałam wielką nadzieję, że Chorwacja zrekompensuje mi jakoś te moje Mazury. Za to Łucja pierwszy raz pojedzie sama z dziadkami i będzie to dla niej swego rodzaju sprawdzian. Dla mnie zresztą również, bez dwóch zdań…

***

Była sobota. Wylot mieliśmy popołudniu, więc rano planowałam podwieźć moją córkę do rodziców, zrobić po drodze małe zakupy, wrócić do domu po bagaż i stamtąd jechać prosto na lotnisko. Rodzice mieszkali na Pradze, a ja w Śródmieściu, więc takie rozwiązanie było najlepsze. Kiedy siedziałyśmy już w aucie, jak zawsze wolałam pięć razy upewnić się, czy moja dziesięcioletnia gwiazda o niczym nie zapomniała.

– Mamuś, spakowałam wszystkie niezbędne rzeczy, nie pytaj mnie sto pięćdziesiąty ósmy raz.

– Łucja, grzecznie proszę. – Zerknęłam w lusterko i posłałam jej gniewne spojrzenie.

– Matko Bosko! – skwitowało moje dziecko swoim ulubionym ostatnio hasłem i wywróciło oczami do góry niczym prawdziwa diwa.

Patrzyłyśmy przez chwilę na siebie, po czym obydwie wybuchłyśmy śmiechem. Przy okazji zanotowałam w głowie, że muszę wreszcie oduczyć ją podobnych tekstów. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że Łucja jest już taka duża. Dopiero co trzymałam tę kruszynę na rękach i zupełnie nie wiedziałam, co z nią robić.

Rodzicielstwo zaskoczyło mnie pod każdym względem. Nie oszukujmy się: byłam młodą siksą, a ciąża nie była planowana. To typowa wpadka z pewnym… ech, nawet szkoda o nim wspominać. Ojciec Łucji nie wiedział o jej istnieniu, a kiedy ja dość późno zorientowałam się, że jestem w ciąży, nie miałam już żadnej możliwości, żeby go poinformować.

Na początku chciałam ją usunąć. Byłam przerażona i nic jeszcze nie wiedziałam o życiu. Tylko dzięki mojej mamie tego nie zrobiłam i w ogóle dałam jakoś radę. Mama Helena dała mi ogromne wsparcie, cierpliwość i bezgraniczną miłość. Nigdy mnie nie oceniała. Mogę śmiało powiedzieć, że nauczyła mnie wszystkiego. A Łucja jest dziś moim największym skarbem i osiągnięciem w życiu. Nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak ono by wyglądało, gdybym wtedy podjęła inną decyzję…

W momencie gdy moja mama jakiś setny raz zapytała, czy na pewno wzięłam dokumenty i bilet i czy nie zapomniałam również głowy, mogłam się już pożegnać z rodziną i jechać dalej. Na koniec przypomniałam jeszcze tacie, żeby zaglądał do kota i chociaż raz podlał kwiaty.

– Będziesz tęsknić, Lucek? – zwróciłam się do mojej pociechy ksywą, której ta szczerze nie znosiła.

– No pewnie, mamuś, że będę, ale babcia obiecała mi pierogi z truskawkami co drugi dzień, więc jakoś dam radę. – Ta mała mądrala puściła mi oczko i jednocześnie wystawiła do mnie język.

Mocno ją przytuliłam i szybko wyszłam, bo moje oczy zaczęły robić się dziwnie wilgotne. Taka już byłam, jeśli chodziło o nią. Szybko się wzruszałam i trudno było mi się rozstać z córką choćby na chwilę. Ale zdawałam sobie sprawę, że Łucja jest coraz starsza, a ja wreszcie muszę zrobić coś dla siebie. Monika wiedziała to jeszcze lepiej ode mnie.

W życiu każdej kobiety przychodzi taki moment, w którym w końcu musi pomyśleć wyłącznie o sobie. Dzięki temu będzie jeszcze lepsza dla innych.

Kiedy dotarłam już do swojego mieszkania, a wszystkie bagaże czekały w korytarzu, zostało mi jeszcze pół godziny na wypicie kawy. Zrobiłam sobie podwójne espresso z odrobiną mleka w moim ulubionym kubku i usiadłam na parapecie okna. W zamyśleniu zaczęłam rozglądać się dookoła.

Mieszkanie w odrestaurowanej kamienicy było prezentem od babci, która przepisała je na mnie, kiedy nie byłam jeszcze pełnoletnia. Przy pomocy mojego taty i zaprzyjaźnionej ekipy fachowców odświeżyliśmy lokum według mojej własnej wizji. Ściany zostały odmalowane na biało, drewniana podłoga – wycyklinowana i na nowo polakierowana, a w kuchni wstawiliśmy białe szafki i zamontowaliśmy drewniany blat. Meble kuchenne były cudownym prezentem od rodziców. Poprosiłam jeszcze stolarza o wykonanie półek na książki, które potem zajęły całą dużą ścianie w salonie. Dzięki temu powstała imponujących rozmiarów biblioteka, która zresztą służyła mi do dziś. Tylko wtedy jeszcze nie wiedziałam, że będę gromadzić w niej również książki własnego autorstwa. W życiu by mi to do głowy nie przyszło! A obecnie było ich tam już dziewięć. Dziesiątą miałam wkrótce dokończyć w chorwackich tropikach. Sama byłam ciekawa, w jaki sposób egzotyczny klimat mnie zainspiruje.

Studiowałam językoznawstwo. Pisanie przyszło samo, kiedy w trudnych chwilach inne zajęcia nie dawały mi ukojenia. Zawsze uwielbiałam kryminały i thrillery. Jako dziecko uprawiałam męskie sporty i oglądałam horrory. O ile miłość do boksu i strzelnicy we mnie pozostała, o tyle z horrorami było już nieco gorzej. Obecne kino nie oferowało już w tej tematyce niczego naprawdę przerażającego i godnego uwagi. Mimo wszystko mroczne intrygi były już wpisane w moją naturę. No i może jeszcze odrobina erotyki, którą zawsze wplatałam w przygody bohaterów moich książek, co wierni czytelnicy potrafili docenić. Miałam wśród nich ksywkę „królowej krwawych erotyków”, co brałam za czysty komplement, pomimo że gatunkowo wolałam pozostać w thrillerze.

Zamieszkałam tu, gdy ukochana babcia postanowiła opuścić ziemski padół. Kochałam to miejsce, było moją oazą. Mieszkanie znajdowało się na drugim piętrze, miało wysokie sufity i duże okna, a od podwórza taras, który przytulnie zagospodarowałam. W domu i na tarasie hodowałam kwiaty w ogromnych donicach, co czyniło to miejsce jeszcze bardziej urokliwym. Gdy na świecie pojawiła się Łucja, na pół roku przeniosłam się do rodziców, a później zamieszkałyśmy tutaj razem. Moja mama opiekowała się małą, tymczasem ja starałam się godzić macierzyństwo ze studiami.

Kiedy Lucek miała pięć lat, poznałam Mateusza, lub jak mówi na niego Monika: pana „Perfekt”. Starszy o sześć lat, obiecujący dyrektor w firmie swojego ojca. Niewinne spotkania szybko przerodziły się w poważny związek. Zamieszkałyśmy z córką w jego imponującym apartamencie na Mokotowie, znów na długi czas opuszczając moją oazę. Mateuszowi w ogóle nie przeszkadzało to, że mam dziecko. Wydawało mi się, że wręcz jest mu to na rękę, oczywiście dopóki nie musiał się nią zajmować. Nigdy nie zachowywał się jak prawdziwy ojciec, nie potrafił się zaangażować, ale tolerowałam to, nic od niego nie oczekując. Łucja mówiła mu po imieniu od samego początku.

Mam wrażenie, że Mateusz był ze mną, bo pasowałam do jego idealnego obrazka. Ładny apartament, wypasione auto, nie najbrzydsza kobieta u boku, w dodatku z odchowanym dzieckiem. Perfekt spotkania z jego nudnymi znajomymi, perfekt wakacje co roku, koniecznie w tropikach. Moje obiady i wygląd też musiały być perfekt u pana „Perfekt”. Nie chciałabym zabrzmieć jak niewdzięczna, rozkapryszona panienka, ale ja po prostu nie pasowałam do jego perfekt świata. Odeszłam od niego, gdy mi się oświadczył. Zrobił to oczywiście na idealnej kolacji przy świecach w drogiej knajpie, a pierścionek znalazłam w deserze, omal go nie zjadając. Czyli perfekcyjnie, niczym w amerykańskim filmie. I wtedy dopiero do mnie dotarło, że ja to mu szczęścia raczej nie dam, a już na pewno nie uszczęśliwię siebie, nadal tkwiąc w tej specyficznej relacji. Nie czułam w tym pięknym obrazku prawdziwej miłości, więc nie miałam wyrzutów sumienia. Po trzech miesiącach pan „Perfekt” chadzał już z nową partnerką. Mamy poprawny kontakt do dziś, czasem nawet zapyta o Łucję.

Aż bezwiednie potrząsnęłam głową na te wszystkie wspomnienia. Wiedziałam, że już na mnie czas, więc zamówiłam Ubera, po czym pojechałam na lotnisko. Na miejscu, przy odprawie, czekała już Moni i kilkoro naszych znajomych. Część osób miała dotrzeć dopiero następnego dnia. Oczywiście w pierwszej kolejności skierowaliśmy się do sklepu bezcłowego po wysokoprocentowe zakupy. Chociaż lot do Splitu był krótki, zdążyłyśmy z Moniką uraczyć się szampanem na rozgrzewkę. W końcu byłyśmy na wakacjach. Musiałam jednak pilnować, żeby mojej przyjaciółki nie poniosła ułańska fantazja, bo jeszcze tego samego dnia czekała nas podróż autem, a ona obiecała, że poprowadzi.

Na lotnisku w Chorwacji wynajęliśmy samochody, którymi udaliśmy się w kierunku Dubrownika. To miał być nasz niezapomniany urlop, więc z Moniką zaszalałyśmy, wypożyczając za horrendalnie wysoką cenę prawdziwe wakacyjne auto – żółtego Jeepa Wranglera z otwieranym dachem. Czekały nas trzy godziny podróży drogą krajową numer osiem wzdłuż wybrzeża.

Chorwację pamiętałam z rodzinnego wyjazdu sprzed lat. Było tu wtedy jeszcze dziewiczo i spokojnie. Nie było lotów, więc całą trasę pokonywało się samochodem. Ta wyprawa była dla mnie cudownym wspomnieniem. A dziś, choć niezmiennie piękna, Chorwacja stała się kolejnym komercyjnym punktem najazdu turystów – takie przynajmniej czytałam opinie. Ale chciałam przekonać się na własne oczy, ile zostało z tej dawnej Ilirii. Jak przez mgłę pamiętałam drogę, którą właśnie przemierzaliśmy trzema samochodami. Specjalnie na ten wyjazd Monia przygotowała listę swoich ulubionych przebojów. Właśnie siedziała za kierownicą i z rozwianymi włosami śpiewała na cały głos _Want to Want Me_, wtórując Jasonowi Derulo. Bawiła mnie tym do łez. Pstryknęłam jej kilka fotek na pamiątkę. Okazało się, że nagrała również moją ulubioną piosenkę. Gdy zaczęło lecieć _Need You Now_ Lady Antebellum, tym razem to ja dałam popis wokalnych możliwości. Na koniec, zagłuszając muzykę, darłyśmy się razem do _What Is Love_ Haddaway’ego. Miałyśmy niezły ubaw, a ja z dziką rozkoszą dopijałam szampana prosto z butelki.

Miejscami droga prowadziła nas przy samym wybrzeżu, ukazując piękne nadmorskie widoki, strome brzegi i panoramę morza. Chorwacja bardzo przypominała południowe Włochy, chociaż zapewne było tu więcej kamienistych plaż. Nasza willa znajdowała się nad samym morzem, w okolicach Dubrownika. Moje dziecięce wakacje spędzałam niedaleko, bo dokładnie naprzeciwko wyspy Korczula, którą także mieliśmy zamiar eksplorować na tym wyjeździe. Za moment miałam więc znaleźć się nieopodal znajomej okolicy.

Na miejscu okazało się, że przez najbliższy tydzień będziemy mieszkać w nowoczesnej willi z typowym śródziemnomorskim zadaszeniem. Podobała mi się taka architektura. Dom był cały pomalowany na biało – w środku i na zewnątrz. Na parterze znajdował się duży, drewniany, oczywiście osłonięty przed żarem słońca, taras prowadzący do sporego basenu. Całość, w połączeniu z błękitem nieba, zielenią rosnących wokół drzew oliwnych oraz kolorowym żarnowcem, stanowiła widok z automatu wyzwalający trylion endorfin w brzuchu.

W willi czekał już na nas gospodarz, starszy pan z długą brodą, wyglądający jak typowy rybak. Oprowadził nas po domu i pokazał, w jaki sposób wszystko w nim funkcjonuje. Willa była przestronna. Na dole mieściła się duża kuchnia z długą wyspą oraz wszystkimi potrzebnymi sprzętami, a wśród nich najważniejszymi, czyli zmywarką i ekspresem do kawy. Pośrodku znajdowała się otwarta część wypoczynkowa z wygodnymi kanapami, stolikiem oraz telewizorem. Pokoje były rozmieszczone na parterze i piętrze.

Trafił mi się lokal na parterze, tuż obok Moniki, z dużym łóżkiem i obłędnym widokiem na morze. Do tego na szerokim parapecie mogłam rozstawić swój sprzęt, aby na dniach skończyć dzieło, na które czekało już wydawnictwo. Tak też zrobiłam: jeszcze przed rozpakowaniem walizki umieściłam laptop przy oknie. Koniecznie musiałam upewnić się co do mojego nowego stanowiska pracy. Chyba przez każdego pisarza miejsce, w którym tworzy, jest traktowane jak świątynia. Czy to będzie kanapa w salonie, biurko pod oknem, łóżko w sypialni czy huśtawka na tarasie, musi być dla niego wyjątkowe, żeby zechciał się w nim wyciszyć i oddać swojej twórczości. No a miejsce do pisania z tak inspirującym widokiem za oknem zasługiwało co najmniej na butelkę wina dla właściciela tego domu. Nie wspominając o tym, że w moim pokoju, podobnie jak w większości sypialni, była całkiem przestronna łazienka, więc można było poczuć się jak w hotelu. Teraz rozumiałam, dlaczego te wakacje były tak cholernie drogie, ale przynajmniej ich cena odpowiadała jakości. Było idealnie, zasłużyłam.

Urlop start!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: