- W empik go
Kiedy znów się spotkamy - ebook
Kiedy znów się spotkamy - ebook
Mijając się wśród tłumu ludzi na zatłoczonej ulicy w jednej z europejskich stolic, Zoe i Mason jeszcze nie zdawali sobie sprawy z tego, jak silna więź ich połączy. On, zawsze elegancki, bogaty polityk, i ona, skromna tłumaczka. Czy jeden wspólnie spędzony wieczór będzie ich pierwszym i ostatnim spotkaniem w życiu? Co będą musieli poświęcić i jakich rzeczy dowiedzą się o sobie samych, zanim ich drogi ponownie się przetną?
Wyrusz z Niną Nirali i bohaterami jej powieści w niezapomnianą, pełną wrażeń i wzruszeń orientalną podróż do Indii – krainy miłości.
Uśmiechając się, Zoe podeszła do fotela i wygodnie usiadła. Mason z podziwem patrzył, jak ta zrzuca obuwie i siada, przyciągając nogi ku sobie. Była taka spontaniczna, niczego nie udawała. Nawet on musiał przyznać, że jest sobą. Nie próbował jej uwodzić, zaimponować swoimi walorami. Te, które były widoczne, nie zrobiły na niej jak dotąd wielkiego wrażenia. Nie komplementowali w ogóle swojego wyglądu. Byli parą przypadkowych znajomych, którzy doskonale spędzali ze sobą czas. Sam postanowił pójść w jej ślady. By poczuć się swobodniej, zdjął marynarkę i przewiesił ją przez oparcie krzesła, po czym podszedł do wolnego fotela i rozsiadł się wygodnie naprzeciw niej. Nie minęła nawet minuta, gdy znów pogrążyli się w swobodnej konwersacji.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-070-4 |
Rozmiar pliku: | 982 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Bruksela przywitała go typowym dla tej pory roku marcowym chłodem. Cieszyło go, że dziś był to suchy chłód.
Zaraz po zameldowaniu się w hotelu i rozpakowaniu walizki zdecydował, że musi zwiedzić najbliższą okolicę. Na doskonale skrojony, szary garnitur założył ciemny, wełniany płaszcz, a szyję owinął kaszmirowym, bordowym szalem. Wychodząc z pokoju, zerknął jeszcze w lustro, by poprawić krótko przystrzyżone ciemne włosy.
Z ciekawością rozglądał się po ulicach centrum stolicy Belgii, był tu po raz pierwszy. Jeszcze nie zdecydował czy na dłużej. Nie był pewien, czy powinien objąć zaproponowane mu stanowisko członka Rady Europejskiej. Ta propozycja bardzo go zaskoczyła. Obiecał partii politycznej, dla której pracował, że przyjedzie tu, weźmie udział w obradach na temat brexitu i po nich postanowi, co dalej.
Właśnie doszedł do przejścia dla pieszych, jednak zmieniające się światła zatrzymały go. Przystanął przed pasami i patrzył bezwiednie przed siebie. Jego wzrok padł na przeciwległy chodnik. Po drugiej stronie w tłumie stała kobieta ubrana w ciemny, długi do uda płaszcz, jeansy i czarne kozaki na płaskim obcasie. Czarne, długie do łopatek włosy układały się w naturalnie pozwijane loki. Z ładnej twarzy nie znikał uśmiech. Mason domyślił się, że powodem doskonałego humoru kobiety musi być muzyka płynąca ze słuchawek w jej uszach. On również był melomanem, więc jej kuszące uśmiechem, pełne wargi przyciągały wzrok mężczyzny niczym magnes. Sam się zdziwił swoim zainteresowaniem, tym bardziej że dziewczyna była zupełnie nie w jego typie. Bezwiednie uniósł brew, zdziwiony własnymi myślami. Przyjrzał się jeszcze krótko jej twarzy i całej sylwetce: średni, prosty nos, ładnie zarysowane ciemne brwi, kuszące usta, pełna figura. Wyglądała na około trzydzieści kilka lat. Odwrócił oczy od kobiety i wyczekująco spojrzał znowu na światła. Te zmieniły się w końcu na przyjazny pieszym zielony kolor. Oczekujący ludzie ruszyli z obu stron. Gdy kobieta zbliżała się, posłyszał wyraźnie głośny dźwięk mocnych bębnów wydobywający się z jej słuchawek. Tym razem uniósł z wrażenia obie brwi. Ich oczy się spotkały. Ona, zobaczywszy jego półuśmiech, uśmiechnęła się szeroko. Potem minęli się, a on zaintrygowany powiódł za nią oczyma. Gdy przechodziła obok niego, poczuł pociągający zapach jej perfum i wyraźniej usłyszał fragment bębnowego utworu, którego słuchała. Jak mu się zdawało, indyjskiego. Uśmiechnął się ze zrozumieniem i aprobatą. Gdy znalazł się po drugiej stronie ulicy, zapomniał o minionej przed chwilą kobiecie oraz swych bardzo pozytywnych wrażeniach, i powrócił myślami do swoich zamiarów.
Chciał znaleźć ładny prezent dla swojej być może przyszłej żony i wrócić do hotelu. Wieczorem tradycyjnie już myślał, by udać się do centrum, a ściślej rzecz ujmując, zwiedzić co lepsze night cluby. Następnego dnia od rana miały odbywać się konferencje, na których musiał być, więc raczej nie mógł pozwolić sobie na całonocne szaleństwa. Nie czuł jednak jakiejś specjalnej ekscytacji na myśl o zwiedzaniu klubów. Zawsze to robił, zarówno w nowych, jak i starych miejscach. Kobiety były tam takie same. Ładne, pociągające, wystarczająco przyciągające jego uwagę, a co najważniejsze, potrafiące wzbudzić jego pożądanie i zaspokoić je choćby na chwilę.
Myśląc teraz o swoim życiu osobistym, popadł w jakieś, nie do końca jasne dla niego, przygnębienie. Jego być może przyszła narzeczona, o czym jeszcze nie zdecydował, w żaden sposób nie zaspokajała jego potrzeb, ani tych fizycznych, ani umysłowych. Coraz częściej się kłócili, a ona sama irytowała go z byle powodu. Aktualnie cieszył się, że nie mieszkali razem. Mimo to, nie wiedząc czemu, trochę zależało mu na tej relacji. Chciał ją utrzymać bez żadnego wyraźnego powodu. Ich rodziny znały się od tak dawna, aż skrzywił się na myśl, że już od dziecka ich razem kojarzono. Nie kochał jej, może czasem pożądał. Być może w pewien dziwny, niezrozumiały sposób jej potrzebował. Hasama była bardzo atrakcyjną i wyrafinowaną kobietą. Nagle pomyślał, że zbyt wyrafinowaną jak na jego gust. Niebywałe, jak gusta po jakimś czasie mogą się zmienić lub jak ludzie z czasem się zmieniają – pomyślał odrobinę filozoficznie, odsuwając jednocześnie decyzję o ożenku. Po odwiedzeniu kilku jubilerów zdecydował się w końcu na zestaw biżuterii, składający się z kilku połączonych ze sobą sznurów pereł o różnej długości. Zadowolony z zakupu powrócił do hotelu. Poczuł dziwną radość i ulgę, kiedy zdecydował się nie oświadczać Hasamie. Po analizie własnych uczuć doszedł do wniosku, że powinien coś zmienić. Nie wiedział jeszcze, co zrobi z ich relacją, ale był coraz bardziej pewien, że nie powinien się w nią bardziej angażować.
W pokoju hotelowym spędził więcej czasu, niż uprzednio planował, gdyż przygotowywał się do konferencji, mającej nastąpić następnego dnia. Kiedy poczuł ssanie w żołądku, zerknął na zegarek. Minęła właśnie siedemnasta. Pomyślał, że to doskonała pora na wczesną kolację. Odłożył do nesesera dokumenty, założył marynarkę i udał się do windy, a zaraz potem do hotelowej restauracji.
Zajął miejsce wskazane przez kelnera i wziął w dłoń podaną przez niego kartę dań. Kiedy zdecydował się na zestaw dnia, odłożył kartę na bok i z ciekawością rozejrzał się po restauracji urządzonej w klasycznym stylu. Sala nie była specjalnie przepełniona, dlatego też od razu spostrzegł kobietę siedzącą trzy stoliki na lewo od miejsca, przy którym usiadł. Rozpoznał natychmiast ciemne loki z przejścia dla pieszych. Miał teraz czas i okazję, by się jej lepiej przyjrzeć. Zdecydowanie nie była w jego typie, choć miała niezwykłe oczy i piękne usta. Dostrzegł też pod ubraniem zarys jej pełnych, bardzo zachęcających piersi. Kelner odebrał od niego zamówienie. Po chwili doniesiono też kieliszek czerwonego, wytrawnego wina, które Mason zamówił. Z zainteresowaniem przyglądał się siedzącej nieopodal kobiecie. Również sączyła czerwone wino. Zajęta była przeglądaniem zawartości telefonu. Znów miała na uszach słuchawki. Nie potrafił tego wytłumaczyć, ale nagle zaciekawiło go, czego tym razem słuchała. Pochwycił kieliszek w dłoń i wstał, wiedziony nagłym impulsem. Podszedł do jej stolika i wskazał na puste miejsce, pytając:
– Wolne? Można?
Uniosła głowę zaskoczona. Wyjęła słuchawki z uszu i zapytała uprzejmie:
– Och, czy my już się dziś nie spotkaliśmy? – Skinęła głową przyzwalająco, a on zajął miejsce naprzeciw niej.
– Ma pani świetną pamięć. – Uśmiechnął się w odpowiedzi przyjaźnie.
– Tak, zazwyczaj – odparła pogodnie, a on roześmiał się krótko. Rozbawiła go ta autoironia.
– Słyszałem na przejściu mocne bębny, chyba indyjskie, a teraz? – spytał wiedziony coraz większą ciekawością.
– Cóż, mam słabość do nich obydwu, muzyki i Indii. Z reguły słucham klasycznej indyjskiej muzyki, ale czasem i komercyjnej. Teraz to Azeem O Shaan Shahensh1.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
– A, tak, bębny… Drum Lady2 – podsumował, wciąż się uśmiechając, i upił wina.
Kobieta, usłyszawszy swoje nowe przezwisko, roześmiała się.
– W istocie. Pięknie to ująłeś – potwierdziła, chwaląc go jednocześnie. Domyśliła się w lot, że i on zna ten utwór, skoro w mig nadał jej tak trafne przezwisko. Wzbudził tym jej sympatię i jeszcze większe zainteresowanie. Sama również uniosła kieliszek ku górze i przechyliła go, upijając niewielki łyk.
Do stolika podszedł kelner, niosąc dania dla obojga. Kiedy położył przed nimi talerze, dopytał, czy jeszcze czegoś im potrzeba. Mason zamówił dla nich po kieliszku trunku, a gdy kelner się oddalił, pochwycił sztućce i zaczął z apetytem pałaszować zamówiony medalion i sałatę.
– Na długo przyjechałaś do Brukseli? – domyślał się, że tak jak on, Drum Lady jest gościem w hotelu.
– Na dwa dni, pojutrze wracam do Wiednia. A ty?
Niebywałe było dla niego, z jaką swobodą, po wymianie zaledwie kilku zdań, rozmawiali. Masonowi absolutnie to nie przeszkadzało. Kobieta była bardzo naturalna, a jemu podobał się taki niewymuszony styl bycia. Sam również poczuł się zupełnie swobodnie w jej towarzystwie. Zrelaksowany, z chęcią i zupełnie szczerze odpowiadał na pytania.
– Być może też wrócę do Londynu, jeszcze nie zdecydowałem – odrzekł. Jego towarzyszka uśmiechnęła się na te słowa, uniosła kieliszek do góry i wzniosła toast:
– Za same dobre decyzje.
Ochoczo uniósł za nią swój kielich i powtórzył na głos wypowiedziany przez nią toast. Dokończyli posiłek w bardzo miłej atmosferze, dyskutując o swoich gustach kulinarnych, muzycznych i filmowych.
Zoe, mimo iż nie chciała, była pod coraz większym urokiem siedzącego naprzeciw niej mężczyzny. Patrząc na niego, wiedziała, że dzieli ich bardzo wiele. Ubrany w nienaganny garnitur, śnieżnobiałą koszulę i wypolerowane na połysk buty, wyglądał jak z okładki „Forbesa” albo „Timesa”.
Siedzieli w restauracji już ponad trzy godziny. Rozmawiali o wszystkim i o niczym, doskonale bawiąc się w swoim towarzystwie. Patrząc mu w oczy, próbowała odgadnąć ich kolor. Są szarozielone czy szaroniebieskie? Z tej odległości nie była w stanie tego jednoznacznie określić. Nagle uświadomiła sobie, że nie nadała mu jeszcze żadnego przezwiska. Wciąż nie przedstawili się sobie, ale jej podobała się ich anonimowość. Patrząc na mężczyznę, wolała nie wiedzieć, kim jest. Był niesamowicie przystojny. Szczupły, ale dobrze zbudowany. Pociągła twarz pokryta była doskonale wypielęgnowanym kilkudniowym zarostem. Miał też bardzo bystre spojrzenie. Niewątpliwie był niezwykle inteligentnym i wykształconym człowiekiem. Jego uśmiech z pewnością potrafił uwieść niejedno kobiece serce. Uwieść i wywieść na manowce – myślała.
– Bardzo ciekawe, tłumaczka niemieckiego z Wiednia okazała się być Hiszpanką! – Nie mógł wyjść ze zdziwienia, kiedy przyznała, skąd pochodzi.
– Niemieckiego i hiszpańskiego – skorygowała na głos.
– Ja pochodzę z Londynu, a na co dzień zajmuję się polityką – odpowiedział na jej wcześniejsze pytanie.
Zoe natychmiast uniosła ręce w górę, jakby w geście obrony, i roześmiała się.
– Boże, uchowaj! Żadnej polityki ani piłki nożnej! – Jej słowa i ton głosu po raz kolejny tego wieczoru wprawiły go w śmiech.
– Masz szczęście, jestem po pracy i nie znam się na piłce nożnej.
Zoe usłyszawszy to, odetchnęła z udawaną ulgą.
Jeszcze przez chwilę żartowali z błahostek. Po paru minutach postanowili się pożegnać. Wstali od stolika i zamierzali udać się do swoich pokojów. W windzie, kiedy ich dłonie spotkały się na tym samym przycisku, rozbawieni wybuchnęli śmiechem i zaczęli dowcipkować z faktu, iż ich spotkanie zostało gdzieś w górze ukartowane. Kiedy wysiedli z windy, życzyli sobie dobrej nocy, a Zoe od razu podeszła do drzwi swojego pokoju, znajdującego się tuż przy windzie. Kiedy otworzyła drzwi kartą, jego głos zatrzymał ją jeszcze:
– Może zechciałabyś wypić ze mną jeszcze jedną lampkę wina? Już od bardzo dawna nie spotkałem nikogo, z kim czułbym się tak naturalnie.
Nie chciał się jeszcze z nią rozstawać. Absolutnie nie miał teraz ochoty na wizytę w nocnych klubach. Perspektywa spędzenia z nią jeszcze paru chwil wydała mu się o wiele bardziej kusząca.
Tak, Zoe wiedziała dokładnie, co on miał na myśli. Sama od dawna z nikim nie rozmawiała w taki sposób jak z nim.
– W sumie nie jest tak późno. Jeszcze nie ma dziewiątej – zastanowiła się na głos i zamknęła na powrót drzwi wynajmowanego przez siebie pokoju.
Mason nie mógł ukryć uśmiechu zwycięstwa.
– Kiedyś znajdzie się taka, która ci to zetrze z twarzy. – Rozbawiona, popatrzyła na niego z ukosa i podążyła za nim do jego pokoju.
– Nie wiem zupełnie, co masz na myśli – odparł z nieznikającym uśmiechem z ust.
Jego ego jest większe od niego samego – pomyślała Zoe i pokiwała tylko głową w niedowierzaniu.
– Szelma – zażartowała na głos, czym bardzo go rozbawiła.
– A już myślałem, że nie doczekam się przezwiska dziś wieczór.
Wciąż się zaśmiewając, weszli do pokoju Masona.
Rozlał wino do kieliszków i podał jej jeden z nich. Delikatny brzęk szkła poprzedził słowa toastu:
– Za Szelmę i Drum Lady.
Uśmiechając się, Zoe podeszła do fotela i wygodnie usiadła. Mason z podziwem patrzył, jak ta zrzuca obuwie i siada, przyciągając nogi ku sobie. Była taka spontaniczna, niczego nie udawała. Nawet on musiał przyznać, że jest sobą. Nie próbował jej uwodzić, zaimponować swoimi walorami. Te, które były widoczne, nie zrobiły na niej jak dotąd wielkiego wrażenia. Nie komplementowali w ogóle swojego wyglądu. Byli parą przypadkowych znajomych, którzy doskonale spędzali ze sobą czas. Sam postanowił pójść w jej ślady. By poczuć się swobodniej, zdjął marynarkę i przewiesił ją przez oparcie krzesła, po czym podszedł do wolnego fotela i rozsiadł się wygodnie naprzeciw niej. Nie minęła nawet minuta, gdy znów pogrążyli się w swobodnej konwersacji.
------------------------------------------------------------------------
1 Piosenka z filmu Księżniczka i cesarz („Jodha Akbar”).
2 Drum (ang.) – bęben; lady (ang.) – kobieta, dama.