- promocja
- W empik go
Kiedyś Cię odnajdę - ebook
Kiedyś Cię odnajdę - ebook
Weronika miała 19 lat, kiedy jej matkę brutalnie zgwałcono i zamordowano we własnym mieszkaniu. Policji nie udało się złapać zwyrodnialca, który się tego dopuścił, więc sprawę umorzono. Gdyby nie Olga, jej najlepsza przyjaciółka, Weronice trudniej byłoby się otrząsnąć po tej tragedii.
Teraz, po 10 latach, kolejny cios. W podobnych okolicznościach ginie Olga. I znowu brak postępów w śledztwie prowadzonym przez Szymona Pawelca z wydziału zabójstw. Tym razem Weronika nie zamierza jednak bezczynnie się temu przyglądać. Zaczyna prywatne dochodzenie, w którym głównym podejrzanym jest jeden z byłych współpracowników jej przyjaciółki. Czy ten trop nie zwiedzie jej na manowce?
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66195-06-6 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lipiec 1994
Z trudem przecisnęli się przez tłum spoconych ciał, podrygujących w rytmie Joyride Roxette, i wyszli, zaczerpnąć świeżego powietrza. Gdy po kilkunastu metrach skręcili w stronę parku, zerknął z ukosa na swoją towarzyszkę. Dziewczyna śpiewała półgłosem razem z piosenkarką, której wokal dobiegał z otwartych drzwi i okien budynku dyskoteki:
– She says: Hello, you fool, I love you, c’mon join the joyride, join the joyride…
Powiedziała, że ma dziewiętnaście lat, o trzy więcej niż on. Sprawiała wrażenie dorosłej i pewnej siebie, na pewno wiedziała, co się robi z facetem, i będzie dla niego miła. Przecież po to z nim wyszła. W parku nie było żywej duszy. Rozejrzał się i na widok ławki zaproponował, żeby usiedli, a po minucie objął dziewczynę i pocałował.
– A ty co, dziecko jesteś? – Uśmiechnęła się i potrząsnęła krótkimi, równo przyciętymi włosami. – Co to za cmokanie? Pokażę ci.
Przyciągnęła go do siebie i już po chwili poczuł jej ruchliwe wargi i język. Spodobało mu się. Dotknął jej piersi, a kiedy nie zaprotestowała, wcisnął rękę pod bluzkę. Nie miała stanika.
– Chcesz pofiglować, mały? – Spojrzała na niego spod rzęs.
Skinął głową i położył dłoń na udzie dziewczyny. Przesunął ją wyżej.
– A ty chcesz? – zapytał.
– Pewnie, czemu nie? Nigdy tego nie robiłeś? – domyśliła się. Podciągnęła krótką spódnicę i usiadła mu na kolanach. – No to zobaczmy, co tam masz. – Sięgnęła do jego rozporka i pociągnęła za suwak. Rozpięła mu spodnie, wsunęła rękę do środka i po chwili znieruchomiała. – Jaja sobie robisz?! W ogóle ci nie stanął. – Zeskoczyła z jego kolan. – Ja nie mogę! – Dostała ataku śmiechu. – Spadam.
Ruszyła w kierunku odgłosów dochodzących z dyskoteki, a po kilku krokach, nie odwracając się, podniosła lewą dłoń w pożegnalnym geście.
Nigdy nie odwracaj się do mnie plecami, dziwko! – zadźwięczało mu w głowie.
Zerwał się z ławki, dobiegł do dziewczyny i szarpnął ją za ramię.
– Nigdy nie odwracaj się do mnie plecami, dziwko!
Uderzył ją w roześmianą twarz, aż się zachwiała.
– Co robisz?! – Rozbawienie zniknęło z jej oblicza, a rozszerzone ze strachu oczy wypełniły się łzami. – Odbiło ci?! Zostaw mnie w spokoju!
Nauczę cię szacunku!
– Nauczę cię szacunku! – Gdy uderzył w drugi policzek, dziewczyna upadła na trawę i znieruchomiała. Ukląkł, podciągnął jej spódnicę i zdjął majtki. Kiedy przekręcił ją na brzuch, zaczęła krzyczeć. – Zamknij się, dziwko!
Dłonią zasłonił jej usta i ścisnął palcami policzki. Próbowała odepchnąć jego rękę, więc przygniótł dziewczynę do ziemi, wciskając jej twarz w trawę. Drugą dłonią chwycił za gardło. Niewysoka, filigranowej budowy, nie miała z nim szans. Kiedy zaczęła charczeć, poczuł, że ma wzwód. Zsunął rozpięte wcześniej spodnie i wbił się w jej ciało z całej siły. Już nie stawiała oporu, tylko szlochała, konwulsyjnie łapiąc powietrze. Wyprężył się, krzyknął cicho i opadł na nią.
– Widzisz? – Stoczył się na ziemię, zaspokojony. – Mogłaś być miła.
Ojciec pokazał mu, jak traktować dziewczyny, żeby były posłuszne i uległe. Pamiętaj, ciamajdo, kobiety należy trzymać krótko – mówił do niego, gdy pobita matka płakała w kącie – inaczej nie będą cię szanować. Nie wiem, co z ciebie wyrośnie, nieudaczniku, jesteś taki sam, jak ta dziwka, twoja matka.
Przez długie lata bał się go i schodził mu z drogi, żeby nie oberwać. Później potwór zaczął go fascynować.
Maj 2002
Obserwował ją od kilku dni. Za każdym razem, gdy stał w pobliżu, odgarniała włosy za ucho, a na jej twarzy zakwitał uśmiech. Potem mijała go i szła dalej, kołysząc biodrami. Dla niego. Wiedział, że wpadł jej w oko, tylko jest zbyt nieśmiała, żeby mu o tym powiedzieć. W niczym nie przypominała tych napalonych, wulgarnych dziwek, z którymi miał wcześniej do czynienia. Wyglądała na delikatną i skromną, dlatego czekał cierpliwie na znak, który upoważni go do działania. Tego dnia kupiła jabłka. Plastikowa torba ciążyła, widział zza drzewa, jak przekłada ją z ręki do ręki. Kiedy dochodziła do klatki schodowej, reklamówka pękła od spodu. Czerwone i żółte owoce wysypały się, odbiły od krawężnika i potoczyły po trawie jak kule bilardowe po zielonym suknie. W ten delikatny sposób kobieta dała mu sygnał, że jest gotowa. Wciągnął ze świstem powietrze i poczuł przeszywający go dreszcz. Świadomie włożyła zakupy do jednej siatki; wiedziała, że torba pęknie, a on zareaguje.
– Pomogę pani. – Podszedł do niej.
– Dziękuję. – Uśmiechnęła się z wdzięcznością i włożyła rękę do kieszeni. – Gdzieś powinnam mieć inną torebkę… – Sprawdziła drugą kieszeń rozpinanego swetra.
– Poradzimy sobie. – Nadstawił poły swojej kurtki.
– Nie, dziękuję, nie chcę sprawiać kłopotu.
– Żaden kłopot, nie chcemy, żeby takie ładne jabłka poniewierały się na ziemi, w nocy padało, trawa jest mokra. Proszę. – Wciąż trzymał w rękach brzegi kurtki. – Na które piętro pani idzie?
– Na trzecie.
– No widzi pani, ja też na trzecie. Chętnie pomogę – zapewnił, rozczulony jej nieśmiałością. – Pójdziemy razem.
– Dobrze – zgodziła się po chwili wahania. – Bardzo pan uprzejmy.
Ruszyła przodem, schodami, a on za nią. Wiedział, że kiedy zaniosą jabłka na górę, kobieta poprosi, żeby został. Będą się kochać, a ona…
– Jesteśmy na miejscu. – Przekręciła klucz w zamku i zdjąwszy sweter, położyła go na komodzie w przedpokoju. – Zaraz przyniosę jakąś miskę, żeby…
– Nie ma sensu, proszę wskazać, gdzie jest kuchnia, wrzucę je do zlewozmywaka.
Na twarzy kobiety znów odmalowało się wahanie. Rozumiał to, chciała być dyskretna do samego końca.
– Kuchnia jest po lewej stronie – powiedziała po chwili.
Wszedł do mieszkania, umieścił owoce w kamiennym zlewie i wrócił do przedpokoju.
– I po sprawie. – Uśmiechnął się.
– Bardzo dziękuję za pomoc. – Kobieta położyła dłoń na klamce. Przykrył ją swoją dłonią i zamknął uchylone drzwi. – Co pan robi?! – Puściła klamkę i schowała rękę za plecami.
– Przecież wiesz… Po to rozerwałaś siatkę.
– Co?!
– Dałaś mi znak, już nie musisz udawać, nikogo tu nie ma. – Zrobił krok w jej stronę, zasłaniając sobą drzwi.
– Zwariował pan? O jakim znaku pan mówi?! Wynocha, bo dzwonię na policję! – Kobieta odwróciła się i szybkim krokiem ruszyła w głąb mieszkania. Chwyciła telefon, który leżał na stole.
Miało być inaczej. Ona powinna się rozebrać i prosić, żeby ją dotykał, powinna być miła i potulna. Doskoczył do niej i szarpnął. Naderwany rękaw obnażył nagie ramię.
– Nigdy nie odwracaj się do mnie plecami, dziwko!
Uderzenie w twarz sprawiło, że zatoczyła się na ścianę. Drugi cios powalił ją na podłogę. Leżała bez ruchu.
– No widzisz… Po co ci to było?
Usiadł przy niej. Odgarnął włosy z jej twarzy i pogładził policzek. Z rozciętej wargi sączyła się krew. Pochylił głowę i zlizał czerwoną strużkę. Czekał, aż się ocknie. Kiedy uniosła powieki, zaczęła prosić, żeby nie robił jej krzywdy. Kapiące łzy napawały go obrzydzeniem.
– Zamknij się!
Rozerwał kraciasty materiał bluzki. Guziki strzeliły na wszystkie strony, jeden trafił go w oko. Kobieta zaczęła krzyczeć, więc usiadł na niej i zatkał dłonią rozchylone wargi i nos. Kiedy znieruchomiała, puścił. Przewrócił ją na brzuch i ściągnął z niej bluzkę. Obojętnie słuchał, jak leżąc z twarzą przyciśniętą do dębowej klepki, łapała powietrze, krztusząc się. Z rozbitego nosa ciekła krew. Podwinął jej spódnicę i ściągnął do kostek rajstopy razem z majtkami. Wtedy znów zaczęła krzyczeć. Przygniótł ją swoim ciężarem i chwycił za szyję. Przekręciła głowę w bok i dłonią próbowała sięgnąć do jego nadgarstka. Wtedy ścisnął jeszcze mocniej. Dłoń opadła.
– Zaraz będzie ci dobrze – wyszeptał jej do ucha, wciskając palce w krtań.
Słysząc świst wydobywający się z gardła kobiety, poczuł, że zaraz wybuchnie. Rozpiął spodnie i brutalnie wdarł się w jej wnętrze. Wykonał kilka konwulsyjnych ruchów i opadł na nią, oddychając ciężko.
– Mówiłem, że będziesz zadowolona – sapnął.
Odpowiedziało mu nieruchome spojrzenie szeroko otwartych oczu. Wstał i wygładził koszulę, a potem rozejrzał się po mieszkaniu. Jego wzrok przyciągnęła niewielka szkatułka w kształcie starodawnego radia. Od ciemnego, zmatowiałego drewna odcinały się trzy małe gałki w kolorze starego złota, imitujące radiowe pokrętła. Pociągnął za środkową, większą od pozostałych. Ku jego zaskoczeniu wysunęła się szufladka i pokój wypełniły dźwięki pozytywki. Znał tę melodię. Kołysanka Brahmsa. Zatrzasnął szufladkę i schował drewniane pudełko pod kurtkę. Potem skierował kroki do kuchni. Umył jedno jabłko pod bieżącą wodą i zatopił w nim zęby. Dobre, stwierdził z zadowoleniem i poczuł, że jest głodny. Złapał jeszcze jeden rumiany owoc i opuścił mieszkanie.Rozdział 1
Weronika spojrzała ostatni raz na tonący we mgle jesienny pejzaż: drzewa w połowie ogołocone z liści, pustą aleję, samotną ławkę. Nagie krzaki częściowo zasłaniały leżącą na ziemi, niekompletnie ubraną postać. Widok całości budził w Weronice niepokój.
– Jest dobrze – mruknęła pod nosem.
Wyszukała w menu komendę „zapisz projekt” i odchyliła się na krześle, rozciągając skurczone od wielogodzinnego siedzenia mięśnie pleców i nóg. Pierwsza okładka kryminalnej trylogii była gotowa. Książka miała ukazać się za półtora miesiąca, a pozostałe dwa tomy w ciągu następnego roku, ale wydawnictwo chciało umieścić na skrzydełku obwoluty pierwszej części zapowiedź drugiej i trzeciej, dlatego Weronika miała za zadanie przedstawić projekt całości. Ze wszystkich zleceń najbardziej lubiła te książkowe. Żaden plakat, folder czy wizytówka nie mogły się równać z tymi małymi dziełami sztuki tworzonymi z prawdziwą pasją i cenionymi przez zleceniodawców. Dziewczyna miała nadzieję, że jej praca spodoba się również nowemu odbiorcy i próbny kontrakt zaowocuje dalszą współpracą.
Nika kochała swoje zajęcie i była w nim naprawdę dobra. Studiując pedagogikę, zapisała się dodatkowo na zaoczne studia informatyczne i zaliczyła również kilka kursów grafiki komputerowej. To, co miało być tylko hobby, stało się profesją. Pedagogiem była jedynie na papierku i teraz, pięć lat po studiach, Weronika nie wyobrażała sobie, że mogłaby pracować w tym zawodzie i użerać się z cudzymi dzieciakami, tak jak Olga, jej przyjaciółka, pochodząca z rodziny nauczycielskiej i traktująca pracę w szkole jak misję. Poznały się na pierwszym semestrze pedagogiki. Zaprzyjaźniły tylko dlatego, że pogodna i otwarta Olga podjęła trud przebicia się przez twardy pancerz, który otaczał Weronikę. Niezrażona stwarzanym dystansem i oschłością, uparcie oswajała zamkniętą w sobie dziewczynę, aż zdobyła jej zaufanie. Nika była jej za to wdzięczna do dziś i uważała, że przyjaźń z Olgą jest najlepszą rzeczą, jaka przydarzyła jej się w życiu. Pod koniec studiów postanowiły zamieszkać razem do czasu, aż znajdą partnerów, z którymi będą chciały stworzyć stałe związki.
Weronika sięgnęła po stojące na komodzie zdjęcie. Drugie, identyczne, miała Olga; zrobiły je sobie w Łazienkach, dokąd pojechały po obronie prac magisterskich. Nika zapatrzyła się w ich roześmiane twarze. Znajomi nazywali je bliźniaczkami, ponieważ były do siebie podobne, szczególnie wtedy, gdy Olga jeszcze nosiła, jak na zdjęciu, długie włosy. Obie cechowała drobna budowa ciała i podobny wzrost. Tylko oczy miały inne. Ciepłe, bursztynowe spojrzenie Olgi współgrało z jej otwartą, przyjazną naturą, stalowoszare tęczówki Weroniki mogły zamrozić wodę w upalny dzień.
Nika odłożyła drewnianą ramkę i zamówiła przez telefon chińszczyznę z dostawą do domu. Mogłaby wyjść i zjeść na miejscu, ponieważ „chińczyk” był na tej samej ulicy, ale nie lubiła biesiadować z obcymi. Ludzie robili tyle hałasu! W domu mogła usiąść przed komputerem i zjeść w spokoju i ciszy.
* * *
„Karmelowa”, ulubiona cukiernia Olgi, była usytuowana w pobliżu stacji metra Racławicka. Słynęła z najdroższych lodów na Mokotowie, ale ich smak i wielkość porcji były warte każdej wydanej złotówki. Obie z Weroniką uwielbiały to staroświeckie miejsce ze ścianami w kolorze moreli i z małymi, miękkimi fotelami, pełne bibelotów oraz pluszowych miśków i lalek, które rozpychały się na kanapie obitej aksamitem o barwie miodu.
Olga weszła do środka i rozejrzała się po przytulnym wnętrzu. Kuby jeszcze nie było. Zajęła miejsce, na sąsiednim fotelu ułożyła kwiaty, które dostała od uczniów, zamówiła lody i kawę. Później oparła łokcie na okrągłym blacie i zanurzyła palce we włosach. Na szczęście czuła złość, a nie poczucie winy, więc uznała, że zdoła przeprowadzić rozmowę zgodnie z zamierzeniem. Musiała to załatwić raz na zawsze, nie było sensu dalej zwlekać. Z jej punktu widzenia ich związek zakończył się już jakiś czas temu, chociaż żadne z nich tego oficjalnie nie wyraziło. Przypuszczała, że Kuba doszedł do tego samego wniosku i dlatego zadzwonił z prośbą o spotkanie. Olga powiedziała, że dysponuje wolną chwilą bezpośrednio po uroczystym zakończeniu roku szkolnego, ponieważ wieczorem będzie zajęta. Miała nadzieję, że jej stanowczość w wyborze godziny wprowadzi zamęt w starannie opracowanym grafiku Kuby, ale myliła się. Mężczyzna bez protestu i cienia irytacji wyraził zgodę na małą czarną w godzinach pracy.
Rozmyślania przerwał znajomy głos.
– Grosik za twoje myśli.
Olga leniwie uniosła powieki.
– Rafał? Co tu robisz? – spytała, zaskoczona.
– To raczej ja powinien zapytać o to ciebie. Byłem tu pierwszy. – Mrugnął do niej.
– Niemożliwe.
– A jednak. Przeszłaś obok mojego stolika, usiadłaś, złożyłaś zamówienie i nie zauważyłaś, gdy kelnerka przyniosła twoje lody i kawę.
Olga spojrzała na roztapiającą się zawartość pucharka, nabrała trochę na łyżeczkę i włożyła do ust.
– Myślałam o czymś i kompletnie odpłynęłam. – Uśmiechnęła się do kolegi.
– Mogę się przysiąść? – Rafał odwzajemnił uśmiech. – Jeżeli masz jakiś problem, umiem słuchać.
– Dzięki, ale może innym razem. Czekam na kogoś. – Olga zerknęła w stronę drzwi wejściowych i zobaczyła sunącego w jej kierunku Kubę. Jak zwykle szedł z uniesioną głową, wypełniając sobą przestrzeń.
– Tu jesteś! – powiedział na jej widok, lustrując Rafała z niechęcią. Olga obserwowała przez chwilę, jak mężczyźni mierzą się wzrokiem.
– To jest Rafał Walczak, kolega z pracy – dokonała prezentacji. – A to…
– Jakub Janicki, partner Olgi. – Kuba zaznaczył terytorium.
– W takim razie nie przeszkadzam. – Rafał skinął głową i wrócił do swojego stolika.
– Nie poznałem cię z początku. – Jakub usiadł na wolnym krześle i prześlizgnął się spojrzeniem po twarzy Olgi. – Myślałem, że jeszcze nie przyszłaś. Wakacyjna metamorfoza?
Rzeczywiście, po jej długich, sięgających talii, ciemnych włosach od miesiąca nie było śladu. Nowa fryzura na grzecznego pazia, rozjaśniona kilkoma kasztanowymi pasmami, sprawiała, że Olga wyglądała jak zupełnie inna osoba. Reakcja Kuby uświadomiła dziewczynie, że nie widzieli się od kilku tygodni, i fakt ten utwierdził ją w przekonaniu co do słuszności podjętej decyzji.
Kuba nachylił się i pocałował ją w policzek.
– Przepraszam za spóźnienie, szef zatrzymał mnie tuż przed wyjściem i puścił dopiero wtedy, gdy obiecałem, że niebawem wrócę. – Roześmiał się, jakby opowiedział dobry żart.
Do stolika podeszła kelnerka. Kiedy Kuba składał zamówienie, Olga obrzuciła uważnym wzrokiem jego ciemne, gładko uczesane włosy. Potem przeniosła spojrzenie na jedwabny krawat z motywem biegnących ukośnie pasków w różnych odcieniach czerwieni. Dior, uznała, kosztował co najmniej trzy stówki. Koszula raziła w oczy śnieżną bielą, a popielaty garnitur nie miał najmniejszego śladu zagniecenia. Kuba prezentował się, jak zwykle, nieskazitelnie, a także był przystojny i emanował urokiem filmowego amanta. Olga zauważyła dwie kobiety, które wpatrywały się w niego bez żenady, i na chwilę opuściła powieki. Jedyne, co czuła, to obojętność.
– Coś się stało? – zapytała. – Skąd nagle pomysł spotkania, do tego w godzinach twojej pracy? – W jej głosie zabrzmiała nuta ironii. – To musi być coś ważnego. Niech zgadnę… Zaproponowali ci wyjazd na kontrakt i chcesz się pochwalić.
– Skąd wiesz? – Spojrzał na nią zdumiony.
– Trafiłam?
– Tak, docenili mnie. – Siedział napuszony jak paw. – Jesienią wyjeżdżam do Belgii na pół roku. – Pochylił się w jej stronę. – W tej sytuacji nie ma co dalej zwlekać.
To świetnie, pomyślała. Ona też uważała, że dalsza zwłoka jest bezsensowna. Wyręczy ją, nie będzie musiała nic robić.
– Wiem, że ostatnio trochę nam się nie układało – ciągnął Kuba – ale przecież są ważniejsze sprawy niż chwilowe dąsy.
– Co masz na myśli? – spytała, patrząc, jak do małej filiżanki wsypuje trzy łyżeczki cukru. – Nawet nie poczujesz smaku kawy – nie wytrzymała.
– Wszystko obmyśliłem i zaplanowałem. – Podekscytowany, zignorował jej komentarz. – Olga, świetnie do siebie pasujemy, jesteś ładna i inteligentna, więc pora pomyśleć o legalizacji naszego związku i dziecku. Moje zarobki bez problemu wystarczą na zaspokojenie wszystkich potrzeb, ty nie musisz pracować. Zresztą, co to za praca! Wstyd się przyznać znajomym. Lepiej siedzieć w domu i wychowywać dzieci. Planuję trójkę. – Urwał, żeby zaczerpnąć powietrza.
– Ach tak… – wyjąkała oszołomiona Olga, oblizując łyżeczkę z resztek lodów mandarynkowych. Dlaczego wydawało jej się, że Kuba zamierza skończyć ich związek? – A jeśli ja chcę pracować i nic mnie nie obchodzi, co sądzą o tym twoi przyjaciele?
– Dziewczyno, chyba masz świadomość, że w szkole nie zrobisz kariery, więc równie dobrze możesz darować sobie tę pracę. Poza tym w moim domu matka zajmowała się rodziną. Ja rozumiem, że poszłaś na studia, bo chciałaś poszerzyć horyzonty, i bardzo dobrze. Cenię twoją inteligencję, a umiejętności pedagogiczne przydadzą się, gdy będziemy wychowywać dzieci. Przecież wiesz, ile ja pracuję, a na nianię nie wyrażam zgody. Żadna obca baba z brudnymi paznokciami nie będzie pętać się po moim domu.
– Ale…
– Olga… – Kuba położył dłoń na jej ręce. – Mam trzydzieści sześć lat, wiem, co jest dla ciebie, dla nas dobre. Gdybyś od początku mnie słuchała, nie byłoby tych wszystkich niesnasek między nami. A ty ciągle upierasz się przy swoim.
– Na przykład przy czym?
Zajrzał pod stół.
– Wciąż nosisz te okropne buty, mimo że prosiłem cię, żebyś je wyrzuciła. O piciu gorzkiej kawy nie wspomnę.
Tego było już za wiele. Olga nabrała powietrza do płuc i zrobiła powolny wydech.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.