- W empik go
Kiedyś po ciebie wrócę - ebook
Kiedyś po ciebie wrócę - ebook
Roksana wraca do rodzinnego miasteczka po rocznej nieobecności. Ma jasny cel – musi się dowiedzieć, co spotkało Anię, która pewnej nocy jakby rozpłynęła się w powietrzu. Znajdzie tego, kto od samego początku kłamie. Zrobi to, chociaż w sieci przemilczeń i tajemnic niełatwo odnaleźć ścieżkę prowadzącą do prawdy…
Bartek oddałby wszystko, żeby pomóc Roksanie odnaleźć zaginioną siostrę. Jest jej najwierniejszym przyjacielem od lat, od dawna też ma nadzieję, że dziewczyna poczuje do niego coś więcej. Gdy zaczyna między nimi iskrzyć, Roksana w końcu czuje, że żyje, i na chwilę zapomina o tragedii, która zniszczyła jej rodzinę.
Czy jednak wybaczy mu, kiedy dowie się, co chłopak przed nią ukrywał? Czy można pokochać kogoś, kto ma tak wielką tajemnicę?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-964988-3-0 |
Rozmiar pliku: | 1,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
I’ll come back for you. Back someday for you...Zachrypnięty głos Maxa Schneidera popłynął z mojego iPoda, gdy wpatrywałam się w nieprzeniknioną ciemność za oknem pociągu. Sama nie wiedziałam, dlaczego wciąż trzymałam tę piosenkę na playliście. A raczej sama przed sobą nie chciałam przyznać, dlaczego wracałam do niej raz po raz. Dlaczego słuchałam jej przed zaśnięciem i dlaczego odtwarzałam ją natychmiast po przebudzeniu. Lubiłam jednak udawać, że to czysty przypadek, że po prostu wciąż wyskakuje pomiędzy tysiącami innych utworów, które miałam na liście.
Zanim pociąg dotarł do celu, Max Schneider jeszcze dwukrotnie rozbrzmiał w moich uszach. Dochodziła północ, gdy taszcząc podróżną torbę na kółkach i dwa turystyczne plecaki, wysiadłam z pociągu. Gdyby nie jeden ze współpasażerów, nie zdołałabym zapakować się do wagonu ani z niego wydostać. Nie miałam jednak wyjścia, musiałam na czas wakacji zabrać cały swój dobytek z akademika. Niby nie było tego znowu tak dużo, ale na podróż pociągiem aż nadto.
Tato czekał już na peronie i od razu podbiegł, żeby mnie uściskać. Na jego ustach wykwitł stęskniony uśmiech. Nie widzieliśmy się prawie dziesięć miesięcy. Poczułam olbrzymie wyrzuty sumienia, bo to ja zadecydowałam o naszym rozstaniu. Ja mogłam uciec i się schować, oni nie mieli takiego komfortu. Musieli każdego dnia przeżywać wszystko od nowa.
Przytuliłam się do taty i wdychałam zapach znajomej wody kolońskiej. Odsunęłam się i przyjrzałam mu się uważnie. Przez ten rok postarzał się o dobrych dziesięć lat. Włosy na jego skroniach były przyprószone siwizną, tak samo jak gęsta grzywka i pasma za uszami. Zmarszczki wokół oczu i ust były głębsze i wyraźniejsze. Schudł.
Ścisnęło mi się serce.
– Ślicznie wyglądasz – stwierdził, przyglądając mi się przez dłuższą chwilę. – Lepiej zabierzmy torby, bo zaraz się ktoś nimi zainteresuje – dodał, zerkając za moje plecy.
– Chyba masz rację. – Uśmiechnęłam się niemrawo.
Zanieśliśmy bagaże na parking, gdzie czekał granatowy golf, który był w naszej rodzinie od kilku dobrych lat.
Gdy ruszyliśmy, postanowiłam wydusić z siebie najważniejsze pytanie:
– Jak mama?
Nie chciałam poznawać odpowiedzi, a jednocześnie musiałam to wiedzieć.
Tato westchnął, a w moim gardle pojawiła się gula.
– Po lekach trochę lepiej, a lekarz mówi, że powinno być jeszcze lepiej. – Zerknął na mnie i spróbował się uśmiechnąć, ale bez powodzenia. Szybko odwrócił głowę i skupił się na drodze.
Gdy zatrzymaliśmy się przed blokiem, spojrzałam w górę. Tylko w jednym oknie na trzecim piętrze paliło się blade światło, w pokoju należącym do Ani. Tato także to zauważył i uciekł spojrzeniem.
– Wieczorami zasypia w jej pokoju. – Z trudem przełknął ślinę. – To ją uspokaja.
Wątpiłam w to. Nie odważyłabym się jej tego powiedzieć, ale moim zdaniem tylko rozdrapywała rany. Tęskniłam za mamą, lecz bałam się spotkania z nią. Bałam się zderzenia z jej cierpieniem, bo sama ledwie dawałam sobie radę z własnym. Mimo wszystko ja powinnam być silniejsza, bo straciłam tylko siostrę. Ona straciła córkę.
Nieznacznie skinęłam głową i wyciągnęłam z bagażnika torbę. Gdy przekroczyłam próg mieszkania, w którym się urodziłam (dosłownie, mama nie zdążyła na porodówkę) i wychowałam, zaatakował mnie znajomy zapach, zawsze kojarzący mi się z bezpieczeństwem. To był mój dom, miejsce, do którego wracałam myślami i wspomnieniami w trudnych chwilach. Było tak aż do zeszłego lata. Od tamtego strasznego dnia kojarzył mi się tylko z bólem, jakby Ania zabrała ze sobą wszystko, co było w nim dobre. Zabrała ze sobą wszystko.
Tato postawił ostatni bagaż w przedpokoju i zrzucił buty. Ostrożnie otworzył drzwi do pokoju Ani i wsunął głowę do środka. Spojrzałam ponad jego ramieniem i przez chwilę wydawało mi się, że widzę moją siostrę, ale szybko oprzytomniałam. To nie była ona. To mama usnęła na jej łóżku, mocno przyciskając do piersi narzutę, którą było przykryte. Tato zrobił gest, jakby chciał wejść, jednak chwyciłam go za rękę.
– Niech śpi. Zobaczę się z nią rano – szepnęłam.
Sen to dobra rzecz. Na moment pozwalał o wszystkim zapomnieć, a w niektórych przypadkach, gdy miało się wyjątkowe szczęście, wskrzeszał zmarłych i odnajdywał zaginionych. Tylko na chwilę i tylko na swoich warunkach, ale kiedy nie masz wyboru, z wdzięcznością przyjmujesz każdy scenariusz. Miałam nadzieję, że mamie przyniósł wytchnienie.
Podeszłam do niej na palcach, starając się nie rozglądać dookoła. Nachyliłam się nad skuloną postacią i ucałowałam chłodny policzek. Przykryłam ją narzutą, zgasiłam światło i wyszłam z pokoju.
Tato odgrzał mi trochę gulaszu wołowego i zrobił herbatę. Gdy jadłam, cały czas mi się przyglądał, jakby nie mógł uwierzyć, że tu jestem. Musiałam przyznać sama przed sobą, że i mnie było trudno w to uwierzyć. Rozglądałam się dyskretnie po kuchni. Zauważyłam, że panuje w niej sterylna czystość. Coś, co dla postronnego obserwatora świadczyło jedynie o porządnickiej naturze któregoś z domowników, dla mnie zawsze było bardzo niepokojące. Mama, pomimo zapewnień taty, nie czuła się najlepiej. Jej sposobem na stres było obsesyjne sprzątanie. Wyjątek stanowiły te dni zaraz po zniknięciu Ani. Wtedy mama popadła w odrętwienie. Nie jadła, nie piła, nie myła się. Nie była zdolna do funkcjonowania. Wyrzuciłam z głowy tamten przerażający obraz.
Może jednak sprzątanie to nie był taki zły znak.
Po kolacji wzięłam szybki prysznic, powiedziałam tacie dobranoc i zaszyłam się w swoim dawnym pokoju. Kiedy usłyszałam, jak zamknął za sobą drzwi do pokoju Ani (na pewno żeby położyć się obok mamy), zdecydowałam się wyciągnąć wydruk maila od nieznanego nadawcy. Zrobiłam wszystko, żeby zidentyfikować osobę, która przed dwoma tygodniami przysłała mi wiadomość o treści: „WRÓĆ DO DOMU. SIOSTRA NA CIEBIE CZEKA”.
Oczywiście odpisałam niemal natychmiast, ale dostałam informację zwrotną, że konto o takim adresie nie istnieje. Zapewne ktoś je usunął zaraz po tym, jak do mnie napisał.
W pierwszej chwili, gdy odczytałam mail od nieznajomy234, pomyślałam, że to jakiś żart. Już dawno się przekonałam, że dla niektórych gówniarzy dowcipkowanie z ludzkiego cierpienia było czymś zupełnie akceptowalnym, wręcz stawiającym ten rodzaj czarnego humoru ponad inny. Długo nad tym myślałam i doszłam do wniosku, że to nie mógł być żart, bo co jest śmiesznego w samej treści, gdy nie można poznać reakcji odbiorcy? A przecież nie można jej poznać, skoro usunęło się konto.
Wtedy zadecydowałam, że czas zrobić krok, którego tak bardzo się bałam. Postanowiłam wrócić na wakacje do domu. Byłam to winna jej. Byłam to winna rodzicom. Ta decyzja pociągnęła za sobą mnóstwo innych, pomniejszych zmian w moich planach, między innymi rezygnację z wakacyjnej pracy i wstrzymanie przeprowadzki z akademika do wynajętego mieszkania. Pomyślałam, że mogę poczekać z szukaniem lokum do końca wakacji. W ciągu kilku dni spakowałam się, wsiadłam do pociągu i oto jestem.
Schowałam wydruk do jednej z książek, którą postawiłam na półce obok swoich licealnych podręczników. Zgasiłam światło i wskoczyłam do łóżka. Włączyłam iPoda. Zachrypnięty głos Maxa Schneidera przeniknął mnie na wskroś. Kiedyś po ciebie wrócę. Być może dzisiaj ją zobaczę. Być może dzisiejszej nocy sen pomoże mi ją odnaleźć.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------