Kiereński. Czerwony liberał - ebook
Kiereński. Czerwony liberał - ebook
Aleksander Kiereński – adwokat, premier jedynego rządu demokratycznego, wytrawny publicysta, filosemita, mason, znakomity mówca, mistrz autokreacji, ulubieniec liberalnej inteligencji, jedna z najświatlejszych postaci w historii nowożytnej Rosji, wokół której narosło wiele nieporozumień. Budził irytację albo uwielbienie.
Animator rewolucji czy jej grabarz? Odpowiedzialny za dojście bolszewików do władzy? Marzyciel czy realista? „Chirurg historii” czy gracz gabinetowy? Czy spełnił oczekiwania milionów rodaków?
Kategoria: | Historia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-11-14447-7 |
Rozmiar pliku: | 4,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W nocy 25 października (7 listopada) 1917 roku Aleksandr Fiodorowicz Kierienski polecił podnieść mosty na Newie w Piotrogrodzie i ogłosił stan najwyższej gotowości bojowej. A to znaczyło, że bolszewicy rozpoczęli przewrót, który przeszedł do historii pod nazwą: rewolucja październikowa. Już wkrótce miała ona zamienić w proch wszystko, co stało jej na drodze. Największy cios zadano Kierienskiemu. Spór o niego jest sporem o rewolucję.
Kim był człowiek, któremu zarzucano, że pogrzebał lutowo-marcową rewolucję wolności i nadziei, będącą etapem do rewolucji światowej, pod przywództwem Rosji. Zachwycony „poetycką” stroną rewolucji jej entuzjasta Aleksandr Błok porównał ją do „muzyki, orkiestry duszy narodu, którą winni słuchać wszyscy, którzy mają uszy, słuchać ją całym ciałem, całym sercem, całą świadomością”. Ten ideał usprawiedliwiał wszystko: uliczne samosądy, bezprawne aresztowania, przemoc, wszak „huragan jest współtowarzyszem przewrotu”. Tak rozumowali animatorzy przewrotu lutowego, tak rozumowali ich polityczni protagoniści w październiku. Dlaczego „Luty” nie sprostał dziejowemu wyzwaniu i zamienił się w „Październik”? Katastrofę „Lutego” można w pewnej mierze przypisać samemu Kierienskiemu. Aby lepiej go zrozumieć, musimy pojąć, w jakim kraju żył, wczuć się w sytuację społeczną i polityczną przed rokiem 1917, ponieważ stworzyła ona grunt dla dwóch przewrotów, dała szansę takim ludziom jak Kierienski. Niezwykła łatwość obalenia monarchii, a potem republiki demokratycznej nie ma precedensu w historii Europy. Kierienski był częścią wielkiego żywiołu rewolucyjnego, który przewalił się przez Rosję na przełomie dwóch stuleci, był liderem jedynego rządu demokratycznego, wodzem historycznego zwrotu. Miał w swoich rękach wszystkie polityczne instrumenty, żeby realnie dążyć do wolności i sprawiedliwości. A jednak przegrał.
Na przykładzie jego powikłanych losów widać, jak wyboiste drogi prowadziły ludzi do rewolucji, jak radykalnie przestrajała się dusza i głowa. Fala rewolucji wynosiła wysoko. Kim byłby Kierienski, gdyby nie było rewolucji: dobrym adwokatem, aktorem, reżyserem widowisk teatralnych, wziętym publicystą?
Od samego początku swojej publicznej działalności zyskał wielbicieli i zdeklarowanych wrogów. Żadnego lidera rewolucji nie obsypano tyloma epitetami, co Kierienskiego: „półbonapartysta”, „mały Napoleon”, „zdrajca”, „filosemita”, „antysemita wśród semitów”, „bohater frazy”, „efekciarz”, „demagog”, „polityczny umarlak”, „prowincjonalny aktorzyna”, „poeta wolności”, „otucha narodu”, „bohater czasów”, „orzeł sławy”, „wybawca ojczyzny”, „trybun ludu”, „szlachetny romantyk”, „idealista-marzyciel”. Tym wszystkim był po trosze. Nie sposób zliczyć paszkwili. Nie szczędzono mu żadnych obelg. Nagromadzono mnóstwo prawdziwych i nieprawdziwych zarzutów dyskredytujących go: porywczy, próżny, uparty, samolubny, niemoralne życie prywatne, zgubny wpływ na rewolucję. Jak na każdą wybitną indywidualność istniał bicz w postaci szyderstwa, plotki, pomówienia. Sam zresztą dostarczał materiału, który inni zużytkowali.
Znienawidzony i kochany, przeklęty przez jednych, wielbiony przez drugich. Historyk, badacz elit masońskich Grigorij Aronson pisał: „Tacy ludzie demokratycznej rewolucji jak A.F. Kierienski, oddali wszystko, co było w nich najlepsze: swój talent i swoje gorące serce, dziełu umocnienia młodej demokracji”. Dobrze go znający poeta i krytyk literacki, syn jednego z liderów partii konstytucyjno-demokratycznej (kadetów) Władimir Nabokow, pisał: „Reputacja Kierienskiego, reputacja szlachetnego, stoickiego i nieustraszonego człowieka, na trwałe pozostanie w historii, zignoruje bolszewickich i czarnosecinnych falsyfikatorów, którzy wyjdą na głupców”. Odmienną opinię wyraził Aleksandr Sołżenicyn: „Główną figurę rewolucji Kierienskiego w duchu narodowym nie ujrzysz na żadnym etapie”. Kierienski niewątpliwie należał do ludzi, o których Piotr Stołypin mówił: „Wam są potrzebne wielkie słowa, a nie wielka Rosja”. Kierienski-orator kochał wielkie słowa, ale też przez całe życie kochał kraj, w którym się urodził, wyrósł, walczył i który pragnął uczynić wielkim. Oskarżenia towarzyszyły mu przez całe długie życie pełne sukcesów, porażek, wzruszeń, nieszczęść, obaw, nadziei.
Kierienski wymyka się jednoznacznej ocenie, co przy spornych opiniach stworzyło jego czarną i białą legendę. Poznanie tej skomplikowanej postaci nie jest łatwe. Był złożony z samych sprzeczności jak Rosja. Przy tym był człowiekiem z „krwi i kości”, nie z żelaza. W dramatycznych czasach, w świecie pożaru, kiedy walka o życie i przeżycie determinowała postawy, tylko najsilniejsze jednostki etyczne mogły wyjść bez poobijania.
Przemówienia, artykuły, rozkazy, wywiady, książki, skonfrontowane z bardzo różnorodnymi świadectwami współczesnych, ukazują nie tyle zmieniające się postępowanie Kierienskiego warunkowane okolicznościami wewnętrznymi i zewnętrznymi, lecz skomplikowane odcienie umysłu, charakteru, temperamentu. Jego wizerunek odmalowany piórem amerykańskiego historyka Richarda Abrahama czy potomka stalinowskiego łagiernika, historyka Walrena Strongina, jest raczej hołdem niż wiernym portretem.
Legenda niekiedy umie więcej o Kierienskim powiedzieć niż „historia prawdziwa”. Bo u niego były jakby dwie dusze: jedna jako szefa rządu i patrioty, druga – dusza idealisty i socjalisty. Pierwsza dusza popychała go do racjonalnych rozwiązań; kiedy górę brała druga, popadał w bezczynność i doprowadzał do tego, że jego rozkazy stawały się martwą literą. Marzył o uratowaniu rewolucji i ojczyzny, a utracił jedno i drugie.
Osoba Kierienskiego jest nierozerwalnie związana z pierwszą rewolucją rosyjską w roku 1917, mitem wciąż jeszcze żywym, stopniowo jednak poddawanym rewizji, czemu sprzyja otwarcie archiwów. Trzy kolory Romanowów, w lutym zastąpiła czerwień – kolor buntu. Przejęcie władzy przez ludzi wywodzących się z masonerii nie było wymysłem Czarnej Sotni, lecz faktem realnym. W lutym wyłożyli karty na stół. Postawili tamę carskiemu samodzierżawiu. Następne osiem miesięcy ich faktycznej władzy to splątane pasmo niesłychanych trudności i intryg. Rosja stanęła w obliczu problemów, których nikt nie potrafił przewidzieć. Wyniszczający konflikt toczył się wewnątrz obozu rewolucji i wewnątrz wolnomularstwa. Samodewastacja pochłaniała Rosję. Jednakże szeroki udział masonów w rewolucji nie daje podstaw do twierdzenia, że była to rewolucja wolnomularska, chociaż taka interpretacja mocno wryła się w myślenie niektórych badaczy i polityków. Były minister spraw wewnętrznych „republiki dalekowschodniej” utworzonej w 1922 r. przez byłych carskich generałów, Wasyl Iwanow, dopatrywał się przyczyn rewolucji w spisku obcych sił: „Lutowy bunt nie był dziełem rosyjskiego narodu, nie był ruchem narodowym, a rezultatem spisku niewielkich grup, powiązanych z cudzoziemcami. Nie socjalno-ekonomiczne przyczyny przywiodły Rosję do rewolucji 1917 roku, a ideowe i duchowe bankructwo inteligencji, która była powołana do ochrony i nosiciela narodowych ideałów i wodza narodu”. Liberalno-masońska opozycja samodzierżawia chciała być zaporą przed radykalizmem ugrupowań skrajnych, chciała ratować Rosję, ale bez cara, czyli – jak pisał jeden z wolnomularzy – „zerwać dach z gmachu, nie naruszając jego fundamentów”. Sytuacja carskiego imperium przedstawiała się zupełnie inaczej, przyczyny jego upadku leżały głębiej, poza lożami. A rola Europy w konflikcie wewnątrzrosyjskim? Europa szybko się zorientowała, że w Rosji rodzi się jakiś wielki czyn, który może zaważyć na losach świata. „Luty” wraz z „Październikiem” rzeczywiście był jednym z najważniejszych wydarzeń XX wieku, którego konsekwencje są odczuwane jeszcze w wieku XXI.
Rewolucja wyrosła z wojny. Wojna stała się probierzem wszystkich sił politycznych i naprawiaczy dziejów. Dwóch wodzów dwóch rewolucji: Kierienski i Lenin, od stu już lat pobudza wyobraźnię ludzką. „Czerwony liberał” i „wódz światowego proletariatu” stali na przeciwległych biegunach politycznych, różniły ich cechy charakterologiczne, poziom wiedzy, znajomość świata zachodniego. Byli ludźmi odmiennego formatu. Obaj zrobili karierę szybką i olśniewającą. Wojna także zrobiła tu swoje – wyniosła ich na szczyty. Dwudziestopięcioletni Lenin (starszy od Kierienskiego o 11 lat) pracował nad książką o kapitalizmie i jego przyszłości w Rosji (1895) i już wówczas określił cel rewolucji. Konsekwentnie działał w tym kierunku dwadzieścia lat. Kontekst społeczny rewolucji sytuował Kierienskiego i Lenina konfrontacyjnie. Młody Kierienski obracał się w środowisku wiecznie niezadowolonej inteligencji, wśród elit wyrosłych z opozycji antycarskiej, jak i wśród elit marzących o nowym carze i monarchii demokratycznej. Dopiero z czasem Kierienski wyłamał się z tego nurtu i opowiedział się za ustanowieniem w Rosji republiki. Dwie linie rosyjskiej rewolucji rozeszły się daleko. Demokratyczny program „rewolucji Kierienskiego”, jego półjakobińska i półmarksistowska frazeologia, chwiejna taktyka – przegrały z jakobinizmem, odwołaniem się do warstw najniższych, upośledzonych, do robotników, chłopów, biedoty miejskiej i wiejskiej, stanowiących zaplecze „rewolucji Lenina” obiecującej „władzę ludu”. Rosyjska scena okazała się za ciasna dla dwóch wielkich aktorów dramatu dziejowego. Ambicjonalny konflikt personalny niewątpliwie tlił się w zakamarkach ich dusz, ale nie on był najważniejszy i tę wersję trzeba odrzucić. W walce odmiennych wizji celów rewolucji jeden wódz musiał opuścić scenę z woli swego rywala. Przeciwstawianie „dobrej rewolucji” (lutowej) „złej rewolucji” (październikowej) prowadzi na manowce, niczego nie wyjaśnia. Dwie wizje rewolucji poniosły klęskę. Jedna w 1917 roku, druga – siedemdziesiąt lat później.
Pragnienie zmian było głęboko zakorzenione w naturze inteligencji rosyjskiej, w jej umiłowaniu ideału wolności, równości, sprawiedliwości. Marzono o rewolucji jako o czymś wspaniałym, dającym szczęście. W żadnym kraju na świecie nie było tylu marzycieli wolności, co w Rosji. Z tych kręgów wywodził się Kierienski. Należał do tych ludzi, którzy chcieli zapalić „błękitną zorzę” na rosyjskim widnokręgu. O jego prawdziwym pochodzeniu, nawet o dacie urodzin, wiemy najmniej – przyjmując trzy wersje funkcjonujące w obiegu historiograficznym – albo wiemy wszystko – jeżeli akceptujemy oficjalną biografię. Skrupulatne badania w małym tylko stopniu umożliwiają ustalenie chronologii pierwszych lat jego życia. Większość piszących o Kierienskim zaczyna od roku 1917 i na tym roku kończy. Prowadził on jednak działalność przed rewolucją i jeszcze 52 lata po rewolucji był chlubą Rosji demokratycznej.
Pozostała po nim ogromna spuścizna pisarska: kilkanaście książek, ponad 700 artykułów prasowych, dziesiątki drukowanych wywiadów. Szczegółowo opisał władzę swoją i Rządu Tymczasowego, co zachowało do dziś pierwszorzędne znaczenie. Położył nieocenione zasługi w zakresie edycji materiałów źródłowych. Był aktywnym uczestnikiem największych wydarzeń i pozostawił świadectwo o nich. W subiektywnych Miemuarach usprawiedliwia siebie przed historią. Omija tematy, które w jego życiu prywatnym były ważne: rozwód, dwa małżeństwa, liczne romanse, cierpienia, radości, smutki, brawurowe ucieczki, powierzchownie pisze o związkach z masonerią i swojej roli w wolnomularstwie, gdzie uzyskał najwyższy trzydziesty trzeci stopień. Zasadniczo ograniczył swój autoportret. W licznych tekstach wspomnieniowych nie zostawił żeru dla poszukiwaczy sensacji. Więcej o nim dowiadujemy się od innych memuarystów. W latach dwudziestych i trzydziestych XX wieku, jakby się rozpętała lawina rosyjskich pamiętników, dzienników, wspomnień, notatek z rozmów i spotkań, korespondencja służbowa i prywatna. Pisali emigranci przebywający w Paryżu, Berlinie, Londynie, Belgradzie. Wszystko to układało się poniekąd w portret zbiorowy rewolucji, gdzie na pierwszym planie wyróżniał się Kierienski. Pisali o nim zarówno ci, którzy go znali dobrze, jak i ci, którzy go znali przelotnie.
*
Na szczególną uwagę zasługują nieopublikowane w całości wspomnienia pierwszej żony Kierienskiego. Pracowała nad nimi wiele lat w Anglii. W pięćdziesiątą rocznicę rewolucji (1967) wydała fragmenty wspomnień w formie artykułów w gazetach angielskich. Przebija w nich przygnębiająca tonacja wywołana następstwami przewrotu październikowego. Rękopis został złożony w zbiorach Biblioteki University of Birmingham.
W prezentowanej książce udzielam głosu samemu Kierienskiemu, dla którego wolność, sprawiedliwość nie były frazesem głoszonym dla doraźnych celów. Obszernie cytuję jego wystąpienia publiczne i materiały drukowane, które mają dużą wartość poznawczą. Całą bazę źródłową podaję w bibliografii.
W polskiej transkrypcji językowej nazwisko Kierienskiego jest różnie pisane: Kierenski, Kiereński, Kerenski. Przyjąłem opcję zgodną z zasadami transliteracji, większość dat według nowego stylu, przy wydarzeniach najważniejszych stosuję podwójne datowanie.Wołga
Leżący w środkowym biegu Wołgi niewielki Symbirsk przeszedł do historii jako miasto-ojczyzna trzech uwielbianych i znienawidzonych ludzi, twórców największych wydarzeń w krytycznych latach początku XX wieku: ostatniego carskiego ministra spraw wewnętrznych Aleksandra Protopopowa, który swoją działalnością walnie przyczynił się do upadku władzy carskiej, miasto Władimira Uljanowa znanego jako Lenin i Aleksandra Kierienskiego. Wszyscy trzej służyli Rosji, każdy po swojemu. Uzyskali ogromną popularność i władzę. Co więcej, u schyłku istnienia monarchii na rosyjskiej arenie politycznej odgrywali niezmiernie ważną rolę.
Na symbirskim firmamencie błyszczały inne jeszcze nazwiska, które stały wysoko na giełdzie przewidywań przyszłej sławy. W pobliskim Michajłowsku urodził się Nikołaj Karamzin, który naukę pobierał w Symbirsku. Rozsławił Symbirsk jego wielki rodak Iwan Gonczarow – baczny obserwator tego na wpół mieszczańskiego i na wpół kupieckiego miasta. Pisarskie natchnienie czerpał z nadwołżańskiej rzeczywistości.
W życiu politycznym Symbirsk był miniaturą nastrojów i emocji wstrząsających imperium. Trzon elit miasta stanowili konserwatywni właściciele ziemscy, nastrojeni wrogo wobec wszelkich przejawów liberalizmu i modernizacyjnych reform Aleksandra II. Miejscowi adwokaci, nauczyciele, lekarze byli zainteresowani tendencją reformatorską, którą traktowali jak tarczę obronną przed siłami wrogimi cesarstwu. Wreszcie trzecia grupa mieszkańców – młodzi radykałowie, rewolucjoniści, przez władze nazywani nihilistami, którzy wprost czyhali na byle sposobność, żeby wszelkie próby liberalnych zmian obrócić w niwecz. Mówili, że nowa Rosja ziści się wtedy, gdy dokona się rewolucja, obalenie caratu i przejęcie władzy przez naród. Co jakiś czas wstrząsały miastem ostre spory polityczne. Protagoniści nie przebierali w słowach i brali się za łby. Padały gniewne słowa o zburzeniu samodzierżawia bądź o jego niezbędności i konieczności obrony. Radykałowie nie ustępowali – gdyby była tego potrzeba, zrównaliby całą Rosję z ziemią, byleby tylko zwyciężyła „sprawa”.
W 1887 roku Symbirskiem wstrząsnęła wieść, która nadeszła z Petersburga. W stolicy wykryto spisek na życie cara Aleksandra III. Jednym z niedoszłych zamachowców był syn dyrektora departamentu szkół ludowych i brat Władimira Uljanowa. Miasto ogarnął wielki wstyd, wszak jeden z jego mieszkańców zamachnął się na Pomazańca Bożego. Zamachowca powieszono, ale sprawa niedoszłego carobójstwa trwała jeszcze długo w pamięci mieszkańców, jak ciążące im brzemię. Przez Symbirsk przetoczyła się fala aresztowań. Jak było w zwyczaju, ludzi zatrzymywano po nocach. Od rodziny Uljanowów odsunęli się wszyscy. Los małego Symbirska, do którego nawet nie docierała kolej żelazna i dokąd nieregularnie przybywała poczta, związał się z losem wielkiego Petersburga. Wołga jakby złączyła się z Newą.
Był też inny Symbirsk – miasto nad wysokim brzegiem Wołgi, jedyny szlak komunikacyjny. Wiosną i latem rzeką kursowały parostatki handlowe i pasażerskie. Górował nad miastem sobór katedralny, pałac gubernatora, klasztor żeński, publiczna biblioteka. Poniżej wzgórza rozłożyły się domy, błotniste ulice i sady pełne jabłoni i wiśni. Obfitość sadów, drzew, krzewów tworzyła, zwłaszcza na wiosnę, niezapomniany widok białych kwiatów i zieleni, niczym barwny kobierzec.
Rzeka regulowała rytm życia miasta. Ludzie byli od niej uzależnieni. Rodzili się nad rzeką, tam umierali, niektórzy z nędzy, niechlujstwa i mozołu nieudanego życia, niektórzy ze starości, inni dlatego, że żyć nie chcieli. Wśród tragarzy, bosiaków i złodziejaszków było wiele nienawiści do życia i pogardy do wszystkiego na świecie. Ludzie udawali się nad ukochaną rzekę i tam śpiewali, pili, płakali, rozmawiali o życiu gniewnie, ze smutkiem, niekiedy z tkliwością. Nad bezkresną rzeką mieli poczucie prawdziwej wolności. Wszystko nastrajało melancholijnie. To szczęśliwe miejsce na długo pozostawało w pamięci tych, którzy tam byli. Odbijało się echem jeszcze po dziesiątkach lat. „W głębi duszy zacząłem odczuwać, że wszystko, co mnie otaczało, wszystko, co było ze mną związane, oznaczało łączność z Rosją: piękno Wołgi, wieczorny dom, archireje, wesołość siedzących w karetach zaprzęgniętych w czwórkę koni, katorżnicy w kajdanach, dobroduszne maleńkie dziewczynki, z którymi chodziłem na tańce, obdarci bosonodzy chłopcy, z którymi grałem latem, moi rodzice, rodzeństwo, niania, bohaterowie ruskich eposów, bezbrzeżna Wołga” – wspominał Kierienski po latach.
To był świat młodego Saszy. Biegał nad brzeg Wołgi spragniony jej widoku. Nigdy jej nie zapomniał. W swoim długim życiu pogrążał się w nadwołżańskich wspomnieniach i rozpamiętywał najdrobniejsze szczegóły „spotkań” z rzeką, o której z takim sentymentem pisał. Pociągały go odludne zakątki, gdzie mógł spokojnie oddać się dziecięcym marzeniom. Pełnia przeżyć wewnętrznych, jakich dostarczała ta rzeka, pozostała mu na całe życie, jak i pamięć rodzinnego miasta, raz sennego, leniwego, to znowu pulsującego życiem, hulankami i pracą tych, którzy pracę mieli. Dla niego Wołga, Symbirsk – to była Rosja. Był jej wierny całe życie, nawet wówczas, kiedy utracił ją na zawsze. Nigdy nie przyjął obcego obywatelstwa.
Czy rzeczywiście urodził się w Symbirsku? Według oficjalnej wersji (być może prawdziwej) przyszedł tam na świat 22 kwietnia (4 maja) 1881 roku. Kontrowersje wywołują dwie wersje nieoficjalne, według jednej matką jego była Hesia Helfman – żydowska terrorystka, skazana na karę śmierci za udział w zamachu na cara Aleksandra II (1881). W jej obronie stanęły organizacje społeczne, polityczne, kulturalne w całej Europie, terrorystki bronili Rosjanie o głośnych nazwiskach. Wykonanie wyroku odłożono, a później zamieniono go na dożywotnie zesłanie ze względu na stan brzemienny oskarżonej. W kazamatach twierdzy Pietropawłowskiej w siódmym miesiącu ciąży urodziła syna, któremu po obrzezaniu nadała imię Aaron. Jego biologicznym ojcem prawdopodobnie był terrorysta – narodowiec Nikołaj Kołodkiewicz, który zmarł w więzieniu w 1884 roku.
Policja oddała dziecko do sierocińca, zacierając wszelkie ślady poprzez rozpuszczenie pogłoski, że więźniarka urodziła dziewczynkę, która wkrótce zmarła. Władze obawiały się, iż syn sławnej bojowniczki, gdy dorośnie, stanie się bohaterem zrewolucjonizowanych środowisk żydowskich. Wersja o Aroncziku żyła własnym życiem, znali ją starzy bolszewicy i narodnicy. Powracano do niej jeszcze w latach trzydziestych XX wieku, a podczas procesów trockistów nieoficjalnie ją upowszechniano. Uwiarygodniał ją fligel-adiutant cesarza, komendant pałacu cesarskiego w Carskim Siole generał-major Władimir Wojejkow, dobrze obeznany w tajemnicach państwa, który „sprawę Aarona” opisał w swych pamiętnikach. Po śmierci matki Aronczika jakoby oddano na wychowanie do żydowskiej rodziny Kibritzów (Kibriców). Jeden z prominentnych członków rodu – wysoki urzędnik państwowy – za przestępstwa finansowe odbywał karę więzienia w miasteczku Kieriensk w guberni penzeńskiej. Zgodnie z obowiązującą procedurą asymilacyjną policja nadawała byłym żydowskim skazańcom nowe nazwiska pochodzące od nazw miejscowości. Chaim Kibritz przeszedł na prawosławie i stał się Kierienskim. Jego syn Fiodor usynowił Aronczika, nadając mu chrześcijańskie imię Aleksandr, po przybranym ojcu – Fiodorowicz.
Wersję Wojejkowa zdecydowanie odrzucały środowiska liberalne, rewolucyjne i niektóre żydowskie. Komendantowi zarzucano kłamstwo i antysemityzm w najgorszym czarnosecinnym wydaniu poprzez przypisywanie Kierienskiego do „wrogiej nacji”. Po upadku caratu aresztowano generała. Niektórzy członkowie Rządu Tymczasowego domagali się dla niego długoletniego więzienia bądź kary śmierci. Kierienski uratował mu życie.
I wreszcie trzecia wersja – etniczny, prawosławny Rosjanin Fiodor Kierienski (ur. 1839) jakoby ożenił się z młodą owdowiałą austriacką Żydówką o nazwisku Adler, po pierwszym mężu – Kibritz. Kierienski usynowił Aarona, nadał mu imię Aleksandr i nazwisko Kierienski. Ta wersja czyniła Kierienskiego pół-Żydem, co dla rosyjskich nacjonalistów nie miało większego znaczenia. Dla nich był Żydem, który przyczynił się do upadku monarchii. O półżydostwie Kierienskiego pisał angielski ambasador w Rosji George Buchanan. Agent wywiadu brytyjskiego, attaché wojskowy generał Alfred Knox, z nie mniejszym przekonaniem przyjął wersję o żydowskim pochodzeniu Kierienskiego. Tę wersję podtrzymywała część nacjonalistycznych środowisk żydowskich szczycących się swoim rodakiem.
Sam Kierienski nigdy, ani w kraju, ani na emigracji, nie odniósł się do rozpowszechnianych wersji. Czy znał prawdę i wybrał milczenie? Może nie przywiązywał żadnego znaczenia do tych pogłosek? Ale, czy były to tylko plotki? Jeżeli nawet któraś z wersji odpowiadała rzeczywistości, nie może i tak stanowić podstawy do interpretowania późniejszych wydarzeń. Co najwyżej świadczy o niezwykle pogmatwanych losach ojca rosyjskiej rewolucji.
Przyjmijmy jako wiarygodną wersję oficjalną, bo najdokładniejsze wiadomości, jakie mamy, pochodzą od niej właśnie. Jest rzeczą pewną, że Aleksandr bardzo wcześnie uświadomił sobie swoją godność człowieka z wyższej warstwy społecznej, do której jego rodzice, prawdziwi czy przybrani, dostali się dzięki własnej determinacji. Fiodor Kierienski pochodził z rodziny biednego duchownego z miasteczka Kieriensk. Nazwisko rodu Aleksandr wyprowadzał od nazwy rzeczki Kierienka, ale niepojęty los związał rodzinę z inną rzeką – Wołgą. W 1858 r. ukończył w Penzie seminarium nauczycielskie i pracował jako wiejski nauczyciel. Po zniesieniu dyskryminacyjnych ustaw ograniczających dostęp do uniwersytetów Fiodor Kierienski rozpoczął studia na jednej z najlepszych rosyjskich uczelni – uniwersytecie kazańskim, uzyskując dyplom z historii i filologii klasycznej. Został nauczycielem języka rosyjskiego i inspektorem w gimnazjum męskim w Kazaniu. Poprzez swojego stryjecznego brata (mąż siostry Wasyla Kluczewskiego) spokrewnił się z wielkim historykiem. Na wyższych kursach żeńskich, gdzie jako wyróżniającemu się absolwentowi powierzono mu wykłady, poznał studentkę Nadieżdę Adler, córkę naczelnika topografii przy kazańskim sztabie wojskowym. Była ona wnuczką chłopa pańszczyźnianego, który wiele skorzystał na reformie uwłaszczeniowej (1861) i już jako wolny obywatel rozpoczął w Moskwie działalność kupiecką.
Fiodor i Nadieżda zawarli związek małżeński. Ich pozycja społeczna i materialna zmieniła się na lepsze. W wieku 30 lat Fiodor został inspektorem szkół średnich, a siedem lat później – dyrektorem szkoły w Wiatce. Młody dyrektor zasłynął z talentów organizacyjnych i pedagogicznych. Awansowano go, przenosząc na stanowisko dyrektora jednego z najlepszych w Rosji gimnazjów męskich i średniej szkoły żeńskiej w Symbirsku. Ukształtowała się linia symbirska Kierienskich. Dzieci Fiodora znalazły się na różnych urzędach, ale ani jeden z rodzeństwa Aleksandra nie wzniósł się powyżej niego.
Spokój rodziny zakłóciła choroba Saszy – gruźlica kości biodra. Dziecko noszono na rękach. Wydawało się, że będzie kaleką do końca życia. Pomoc zaprzyjaźnionego chirurga, odpowiednia terapia i zastosowanie protez dały pozytywne efekty. Chłopiec stopniowo odzyskiwał sprawność ruchową aż do całkowitego wyleczenia uciążliwej dolegliwości. Od tego czasu cieszył się dobrym zdrowiem, niespożytą siłą.
Symbirska inteligencja podnosiła ogromnie znaczenie miasta, jakby tu, nad Wołgę, przywiewały wiatry atmosferę stołecznego Petersburga. Życie Kierienskich przebiegało w atmosferze przesiąkniętej kulturą, religią, uwielbieniem monarchii. Był to typowo inteligencki dom, charakterystyczny dla tej części inteligencji, która stała lojalnie przy tronie i dla której umiłowanie rosyjskiej tradycji było wartością najwyższą. Ceniono piękno muzyki. Matka, akompaniując sobie na fortepianie, śpiewała pieśni rosyjskie i arie operowe. O wieczorach muzycznych u Kierienskich rozprawiano w całym mieście. Sasza kochał książki i często po nie sięgał. „Czytanie stało się fundamentem mojego życia – pisał w Miemuarach. – Czytałem książki i czasopisma, romanse historyczne, opisy podróży, broszury naukowe, opowiadania o amerykańskich Indianach i o życiu świętych”. Te zainteresowania wypływały zarówno z wrodzonych predyspozycji, jak i z inspiracji ojca.
Młody Kierienski – jak chce legenda – już od wczesnego dzieciństwa doznawał wewnętrznego niepokoju na widok człowieka poniżonego, maltretowanego, kiedy nawet na to, żeby publicznie współczuć prześladowanemu antyreżimowcowi, trzeba było odwagi. Pewnego razu widział, jak ulicami Symbirska prowadzili zakutych w kajdany zesłańców na Sybir. Wzruszony ich losem, nagle podbiegł do konwojentów i dał im własny kołacz, prosząc, że to dla nieszczęśników. Postąpił, jak nakazywała chrześcijańska tradycja. Nietrudno w tym było rozpoznać religijne wychowanie. Wówczas rzeczywiście był jeszcze mocno przywiązany do Cerkwi. Jego rodzicom duchowni z miejscowego soboru katedralnego składali wizyty, przynosili książki i klatki z ptakami, które ku radości dzieci wypuszczano na wolność. Chłopiec był religijny, jak jego rówieśnicy, i nie tylko dlatego, że rodzice demonstrowali swoje przywiązanie do Cerkwi. Przodkowie ojca – pradziadek Josif Kierienski i dziadek Michaił Kierienski – byli prawosławnymi duchownymi. Gdy Aleksandr usłyszał dzwon cerkiewny, biegł do świątyni. Tajemnicza, piękna liturgia przyciągała młodzieńca o rozbudzonej wyobraźni. Kochał widowiska, a w cerkwi miał ich namiastkę. Pociągała go strona obrzędowa, a nie duchowa. W swoim dorosłym życiu sam był wytrawnym aktorem na scenie dziejów, grając pierwszoplanowe role w „spektaklach”, które sam reżyserował. Młodzieńcza religijność później wypłowiała, a jej wyznawca stanął w jednym szeregu z wrogami Cerkwi. Czy wyrzekł się religii? Przyznawał, że „religia stała się składową częścią jego życia”.
W 1889 roku skończyło się beztroskie życie nad Wołgą, skończyły się dziecięce zabawy, przejażdżki łodziami po rzece, a w zimie po lodzie, skończyły się rozkosze lata, zapach kwitnących sadów. Fiodor Kierienski otrzymał nową posadę – inspektora szkół w Turkiestanie. Powstała zupełnie nowa sytuacja rodzinna. Wyjazd na „ziemie okupowane”, jak nazywano niedawno podbite tereny, budził przerażenie przed nieznanym, jak i przed pełnieniem funkcji „rusyfikatora”. Sasza bał się dalekiej podróży, chciał uciec, ale dokąd? „Ten moment stał się dla mnie rozstrzygającym w wyborze drogi duchowej, którą potem kroczyłem przez całe życie” – tak wspominał wydarzenie, z którym trudno mu było się pogodzić. Pozostał sam ze swoją młodzieńczą rozpaczą, miał przy sobie jedynie ukochaną Wołgę. Poszedł ostatni raz nad jej brzeg. Było to żałosne spojrzenie, pożegnanie z rzeką, której już nigdy nie zobaczy i która na zawsze utkwiła w jego sercu.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.