Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Killer's Heart - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
12 listopada 2025
3824 pkt
punktów Virtualo

Killer's Heart - ebook

Ona miała go zmienić. On miał ją... zabić.Żadne z nich nie przewidziało, że los zwiąże ich serca.

Imani Cruz całe życie walczy – o swoje marzenia, o akceptację i miejsce w świecie boksu zdominowanym przez mężczyzn. Gdy w jej klubie pojawia się Kaden Clay, legenda ringu, nie podejrzewa, że to spotkanie na zawsze odmieni jej życie. Kaden jest niebezpieczny, zamknięty w sobie i skrywa mroczną tajemnicę...

Nie jest zwykłym sportowcem. Należy do świata, w którym śmierć staje się codziennością, a lojalność musi być ważniejsza niż uczucia. Gdy dostaje zlecenie na Imani, musi wybrać – posłuszeństwo wobec grupy, która go ukształtowała, czy rodząca się miłość do kobiety, która niespodziewanie stała się jego ratunkiem.

Czy uczucie, która narodziło się między ciosem a subtelnym dotykiem, ma szansę przetrwać, gdy każdy dzień może być ich ostatnim?

Sugerowany wiek: 18+

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8417-533-0
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

OD AUTORKI

_Drogi czytelniku,_

_zanim sięgniesz po tę historię, pragnę uprzedzić cię o kilku ważnych sprawach w trosce o twoje dobre samopoczucie i komfort podczas czytania._

_Wykreowani przeze mnie bohaterowie nie zachowują się w sposób moralny, a ich słowa lub czyny nigdy nie powinny znaleźć odzwierciedlenia w rzeczywistości. Opisałam w tej powieści dużo toksycznych i niepoprawnych zachowań, których nie należy w żaden sposób romantyzować._

_Chérie Group to struktura, która została całkowicie przeze mnie wymyślona. Nie ma nic wspólnego z działaniem prawdziwej grupy przestępczej i na żadnej z nich się nie wzorowałam. Przeprowadzanie zleceń, podział członków, a także dokonywanie zabójstw są tylko fikcją literacką. Nie należy opierać światopoglądu na tym, co napisałam, i doszukiwać się w tym jakiegokolwiek realizmu._

_Przeczytasz tutaj o przemocy, uzależnieniu od narkotyków, zorganizowanej grupie przestępczej i wyraźnym braku akceptacji siebie przez pierwszoplanową postać. Mogą pojawić się także sceny, w których dochodzi do zabójstwa._

_Jeżeli wymieniłam cokolwiek, co powoduje u ciebie dyskomfort, proszę, przemyśl lekturę._

_A jeżeli taka tematyka cię ekscytuje i masz ochotę poznać ten pokręcony świat, zapraszam._

_Miłego czytania!_PROLOG

Kaden Clay od zawsze wiedział, że to boks będzie jego życiem. Odkąd tylko pamiętał, wykonywał śmieszne ruchy dłońmi albo kopał w mały worek, który kupił dla niego tata, po tym jak pięciolatek przyszedł i powiedział mu, że kiedyś zostanie wielkim bokserem. Już jako maluch pielęgnował nieśmiałe marzenia o tym, że znajdzie się w ringu. Dla wielu to pewnie śmieszne, bo dlaczego w ogóle ubzdurał sobie coś takiego?

To jego ojciec sprawił, że pasja do boksu umacniała się w nim każdego dnia. Mason Clay był legendą kick-boxingu. Nie był jednak typem rodzica zmuszającego do czegokolwiek swoje dziecko. Zwłaszcza że Kaden okazał się jego jedynym ukochanym synem.

Kilkanaście miesięcy przed narodzinami Kadena Mason i Sarah, jego żona, usłyszeli diagnozę, że nigdy nie będą mieć dzieci. Clay się załamał, ponieważ od zawsze tak bardzo marzył o dziecku, zwłaszcza o synu, że nie wyobrażał sobie życia bez potomka. Wyobraźcie sobie, co czuł, gdy niedługo po wizycie u lekarza, spowodowanej słabszym samopoczuciem, Sarah zrobiła test ciążowy. Test, którego wynik okazał się pozytywny.

Mason oszalał z radości, a przez kilka następnych tygodni niemal unosił się nad ziemią. Gdy podczas jednej z wizyt ginekolog zaproponował, że mogą sprawdzić płeć dziecka, wraz z żoną od razu na to przystali. Nie mogli uwierzyć w swoje szczęście – największe marzenie Masona o synu miało niedługo się spełnić. I tak właśnie się stało. Dwudziestego czerwca na świat przyszedł Kaden Clay, wymarzone dziecko, jedyny w swoim rodzaju chłopiec, cud. Oczko w głowie swojego taty. To wydawało się snem, skoro mieli nie dostać z Sarah szansy na zostanie rodzicami.

Mężczyzna przyrzekł sobie, że zadba o syna i postara się wychować go na porządnego człowieka. A przede wszystkim na mężczyznę z zasadami, który będzie szanował kobiety, bo sam został wychowany na dżentelmena. Skrycie wierzył w to, że syn podzieli jego pasję do kick-boxingu lub innych sztuk walki.

Nie miał pojęcia, że Kaden stanie się jednym z najpopularniejszych bokserów w swojej kategorii wiekowej oraz wagowej. Śledził poczynania syna z nieskrywaną satysfakcją i radością już od chwili, gdy ten zaczął wykazywać pierwsze oznaki zainteresowania sportem, który Mason tak uwielbiał. Nie chciał wywierać na chłopcu presji, ponieważ wolał, aby ten sam podjął decyzję, czy chce podążać trudną drogą, jaką jest kariera sportowca. Wszystko jednak stało się dla niego jasne, gdy Kaden wypowiedział pamiętne słowa o tym, że zostanie kimś wielkim. Mason wtedy tylko uśmiechnął się szeroko, pogłaskał syna po głowie i zamiast go wyśmiać, odparł:

– Obyś miał rację. Wierzę, że tak właśnie się stanie.

Kaden odnalazł w ojcu sprzymierzeńca i kogoś, kto zawsze miał go wspierać. Od tamtego momentu stali się prawie nierozłączni. Oglądali razem gale bokserskie, a niebawem okazało się, że to właśnie ten kierunek obierze Kaden.

Nie wybrał kick-boxingu, ale Mason był z niego cholernie dumny, że postanowił iść swoją drogą. Już jako siedmiolatek Kaden odbył pierwszy trening boksu i choć Sarah ogromnie się temu sprzeciwiała, to wiedziała, że nie da rady powstrzymać ani Kadena, ani Masona. W duchu cieszyła się, że jej mąż okazał się tak zaangażowanym ojcem, a Kaden tak świetnie się z nim dogaduje. Zdawała sobie sprawę z konsekwencji uprawiania tego sportu, ale kim by była, gdyby odebrała swoim dwóm ukochanym mężczyznom coś, co tak bardzo ich cieszyło?

Kaden od początku czuł, że nie zechce w przyszłości robić niczego innego. Jego odczucia można porównać do miłości od pierwszego wejrzenia, tylko tutaj liczyło się pierwsze uderzenie. W jego wypadku w worek treningowy. Emocje, które wtedy poczuł, były niesamowite i nieporównywalne do niczego innego. Owszem, wiele razy w domu bawili się z ojcem w uderzanie w pianki i poduszki albo w malutki worek, ale nijak się to miało do prawdziwego, profesjonalnego sprzętu.

Podczas pierwszego treningu jego uderzenia okazały się zupełnie nieprofesjonalne, ponieważ była to zabawa wymyślona przez trenera, mająca na celu wprowadzenie dzieci do świata boksu. Mimo że nie miała większego celu, Kaden potraktował ją niezmiernie poważnie. Stało się to dla niego kluczowym wydarzeniem i zaważyło na jego dalszych losach.

Chłopak nigdy nie opuścił żadnego treningu. Trenowanie stało się dla niego świętością. Codziennie po szkole przychodził do Red Fight, który jakiś czas później stał się jego bezpieczną przystanią, miejscem, w którym zmagał się ze wszystkimi problemami, a na sam koniec – jego największą zmorą.

Stał się najlepszym zawodnikiem tego klubu, zyskał rzesze fanów i staczał pojedynki na mitycznych ringach z najbardziej wymagającymi przeciwnikami. Sprawy szły po jego myśli i nie mógł mieć lepszego życia. Osiągał wszystko, co sobie wymarzył.

Mason był z niego dumny, przychodził na każdą jego walkę, a Kaden nie mógł uwierzyć w to, że jego ojciec tak go wspierał. Miał świadomość, że taka relacja trafia się niezmiernie rzadko. Nie chciał tego zmarnować, a tym bardziej nie chciał zaprzepaścić tak ogromnej szansy i talentu otrzymanego od losu. Bycia najlepszym z najlepszych. Wiedział, że to zdarza się jeszcze rzadziej. Obiecał to ojcu, gdy był mały, i dotrzymywał słowa.

Wtedy żywił przekonanie, że tak będzie już zawsze. Myślał, że będzie piął się po szczeblach kariery i to właśnie boks stanie się jego sposobem na życie. Bo przecież innego scenariusza nawet do siebie nie dopuszczał. To temu sportowi poświęcił się od najmłodszych lat. Plan B nie wchodził w grę. Nie w przypadku Kadena.

Nie miał jednak pojęcia, że coś, co dawało mu tyle radości, może go równie mocno skrzywdzić.

Gdy skończył dwadzieścia trzy lata, osiągnął szczytową formę i miał stoczyć walkę, która pozwoliłaby mu wejść na wyższy poziom zawodowstwa. Miał walczyć w najbardziej prestiżowej federacji i zarabiać ogromne pieniądze. Myślał, że osiągnie jeszcze więcej, lecz pewnego dnia wszystko roztrzaskało się na drobne kawałki.

Kaden został zmuszony, aby zakończyć swoją karierę.

Podczas walki doznał kontuzji, która przekreśliła szanse na dołączenie do federacji. W wyniku upadku w jego głowie powstał krwiak podtwardówkowy wymagający natychmiastowej operacji. A to wiązało się z ogromnymi konsekwencjami. Życie Kadena udało się uratować, ale lekarz kategorycznie zabronił mu boksowania na profesjonalnym poziomie. Przez trzy tygodnie chłopak leżał w śpiączce, a później przez niespełna rok uczęszczał na rozległą rehabilitację. Przez pierwsze tygodnie po wybudzeniu nie był w stanie nawet się poruszać. Nie mógł samodzielnie wstać do łazienki czy zjeść posiłku.

To właśnie wtedy po raz pierwszy poczuł, że nie ma po co żyć. Później jeszcze wielokrotnie zmagał się z tym przeświadczeniem, a nawet próbował popełnić samobójstwo.

Z dnia na dzień odebrano mu ukochany boks i powiedziano, że wszystko, na co tak ciężko pracował, legło w gruzach. Dla sportowca takie słowa są jak wyrok. Kaden przez długi czas tkwił w przekonaniu, że nie ma po co żyć, a rodzicie niepotrzebnie chcą zatrzymać go na tym świecie.

Jego relacja z ojcem odmieniła się zupełnie. Kaden nawet miał do niego pretensje, że ten zaszczepił w nim miłość do sportu. Bo przecież gdyby nie on, może obrałby całkowicie inną ścieżkę? A może rozbity psychicznie chłopak szukał po prostu jakiegoś usprawiedliwienia albo kogoś, na kogo mógłby przelać to całe zło i negatywną energię, jaka w nim buzowała? Mimo wszystkich dobrych wspomnień, które dzielili, ojciec za bardzo przypominał mu o tym, co nieodwracalnie utracone. Nie potrafił wrócić do tego, jak było między nimi kiedyś. Mason wierzył, że w końcu Kaden zmieni zdanie, ale tak się nie stało. Ani rok później, ani dwa lata później, ani nigdy.

Ich relacja już na zawsze pozostała tylko wspomnieniem i Kaden nie zamierzał jej naprawiać. To było dla niego zbyt bolesne.

Mason się załamał. Sarah starała się go wspierać, ale nawet to nie pomagało. Mężczyzna czuł się okropnie, jakby ktoś wyrywał mu serce. To, którym był dla niego Kaden. Jego jedyny i wspaniały syn. Nie potrafił pojąć, dlaczego ich relacja nie może wyglądać tak jak kiedyś. Rozumiał ból syna, ale on przecież niczemu nie zawinił. Chciał dalej go wspierać, a nawet pragnął pomóc mu znaleźć nowy plan na siebie. Dlaczego Kaden mu na to nie pozwolił? Przecież jako dziecko zawsze powierzał wszystkie swoje troski ojcu. Czuł się wtedy tak, jakby ten zabierał od niego całe zło. Dlaczego więc tym razem tak bardzo się uparł?

Po zakończeniu rehabilitacji i odzyskaniu sprawności chłopak postanowił wyprowadzić się od rodziców. Miał sporo pieniędzy, które zaoszczędził po wygranych walkach, i nie widział możliwości, aby dalej żyć w domu, w którym to wszystko się zaczęło i w którym uwierzył, że zostanie kimś wielkim. Z rodzicami, których zawiódł. Te myśli nie dawały mu spokoju, więc decyzja o przeprowadzce wydawała się jedynym słusznym wyjściem.

Państwo Clay byli bardzo przygnębieni i nie potrafili zrozumieć decyzji syna. Owszem, miał ponad dwadzieścia lat, niektóre osoby w tym wieku zakładają nawet rodziny, więc to nic dziwnego, że chciał opuścić rodzinny dom, ale przecież nie to było powodem jego wyprowadzki. Wiedzieli, że zrobił to tylko po to, aby nie musieć na nich patrzeć. Właśnie to bolało ich najbardziej. Wypruwali sobie żyły, by Kaden był szczęśliwy, troszczyli się o niego na każdym etapie jego życia, a teraz on wyrzucał ich ze swojego życia. Czy to w ogóle możliwe, aby kochać kogoś tak mocno, a jednak pozwolić mu odejść?

Gdy nadszedł dzień wyprowadzki, Kaden czuł się okropnie, ale wiedział, że to jedyne wyjście, żeby uporać się z trudną dla niego sytuacją.

Nie miał tylko pojęcia, że ta wyprowadzka na nowo ukształtuje go jako człowieka. Nie wiedział, w jakie bagno się wpakuje i z jakim ogromnym przekonaniem to zrobi. Zawsze był przecież tak bardzo rozważny, poukładany i grzeczny.

Ale czy nie za długo był idealnym synem, sportowcem, uczniem i człowiekiem? W końcu przyszedł czas, aby pokazać drugą twarz. Tę, której nie widział jeszcze nikt, i tę, której wstydziłby się jego ojciec. Kaden miał już dość trzymania się w ryzach. Jego życie i tak nie potoczyło się zgodnie z planem, więc po co dalej się starać? Po co być dobrym człowiekiem, skoro Bóg albo los tego nie wynagradzają?

I ta myśl wygrała.

Kaden stał się kimś, kogo kiedyś by się bał i kogo widywał w swoich koszmarach albo w horrorach. Człowiekiem, który nie posiada moralności i karmi się krzywdą innych. Zapomniał o czymś takim jak uczucia, dobro i moralność.

_To właśnie tak stał się płatnym zabójcą._

Pozwólcie, że opowiem wam historię chłopaka, który nigdy nie miał do czynienia ze złem. Do czasu, gdy pewnego dnia wbiło szpony w jego duszę. Próbował się uwolnić, wyjść z mroku, którym został osnuty, ale było już za późno. Zło wpuściło w jego żyły jad, który go zniszczył.1
ZATRZAŚNIĘTE DRZWI

Imani

– Czyli tak po prostu mnie zwalniasz, tak? Bez żadnego wytłumaczenia i bez powodu? – prycham, patrząc na niego wyczekująco. – Jeszcze całkiem niedawno rozmawialiśmy o awansie, Gregg, co takiego się zmieniło?

Czuję, jak z każdą kolejną minutą spędzoną w gabinecie szefa w moim gardle narasta gula. Dłonie spociły mi się od razu, gdy tylko tutaj weszłam, a plecy mam tak mokre, że jestem zażenowana na samą myśl o tym, jak obrzydliwie musi wyglądać to z tyłu. Karcę się w duchu za to, że postawiłam dzisiaj na krótki rękaw, mimo że rano było poniżej zera. Pomyślałam, że genialnym pomysłem będzie włożenie samego T-shirtu, a na niego puchowej kurtki. Gdybym sięgnęła po coś jeszcze, czułabym się jak bałwan. I tak zazwyczaj czuję się źle we własnym ciele, tym bardziej w kurtkach, a sweter tylko spotęgowałby wrażenie, że jestem ogromna. Nie chciałam się tak czuć.

Gregg zaprosił mnie do swojego gabinetu od razu, gdy tylko przekroczyłam próg klubu, w którym pracuję. Red Fight jest moim miejscem pracy, odkąd skończyłam osiemnaście lat. Droga, którą przeszłam, aby zostać trenerką, była ogromnie wyboista, dlatego jestem z siebie cholernie dumna, że mi się udało. Boks pasjonował mnie od zawsze i choć nie jest to typowe zainteresowanie dziewczynki, ujął mnie od pierwszych treningów. Na początku przychodziłam na nie bez żadnego konkretnego celu. Pozwalały mi się wyżyć i pozbyć agresji, której miałam w sobie sporo już jako dziecko.

Wciąż pamiętam, jak po którejś już z kolei wizycie u psychologa mama zaproponowała mi, żebym wybrała się na zajęcia boksu. Nie byłam nastawiona do tego pozytywnie i trochę się bałam, co pomyślą o mnie inni. Na pierwszej lekcji okazałam się jedyną dziewczynką w gronie dwudziestu małych chłopców. Nie czułam się z tym ani trochę komfortowo, ale przełamałam dyskomfort, za co teraz jestem sobie bardzo wdzięczna, bo gdyby nie to, nie znalazłabym się teraz w miejscu, w którym jestem. Nie zostałabym certyfikowaną trenerką boksu dla dzieci i młodzieży oraz dorosłych.

Skończyłam psychologię sportu i choć nie było to konieczne, okazało się pomocne, skoro chciałam zostać trenerką z prawdziwego zdarzenia. Oprócz tego od dziesiątego roku życia sama uczęszczałam na zajęcia, początkowo tylko z pasji, a później, by zdobywać doświadczenie. W gronie bokserskim chodzą takie pogłoski, że trener, który sam nigdy nie trenował, nie ma pojęcia o tym sporcie. Dla podopiecznych nie liczy się tylko wiedza techniczna, lecz także obycie na ringu. Podczas studiów udało mi się skończyć kurs trenera boksu, a do tego doszło jeszcze szkolenie z zakresu bezpieczeństwa zawodników i pierwszej pomocy. Zajęło mi to dokładnie dziewięć miesięcy, a na koniec podeszłam także do testów praktycznych oraz teoretycznych. Oba zdałam z maksymalną liczbą punktów.

Od razu po rozpoczęciu studiów zupełnym przypadkiem trafiłam pod skrzydła Gregga, mojego obecnego szefa. Potraktował mnie jako coś zupełnie nowego i w pewien sposób jako swoje wyzwanie. Przyznał już pierwszego dnia, że nigdy w życiu nie szkolił kobiety na trenerkę, ale to właśnie dlatego, że mu zaimponowałam, wybrał mnie spośród innych kandydatów. Gregg stwierdził, że mam więcej jaj niż niejeden mężczyzna, z czym nieskromnie się zgadzam.

Red Fight jest owiany legendą, wychowują tutaj najlepszych bokserów, jakich widział świat, a Gregga traktuje się tu niemal z namaszczeniem. Przez piętnaście lat swojej kariery w boksie utrzymywał się na szczycie i zszedł ze sceny niepokonany. Wszyscy, którzy tutaj trenują, dążą do tego, aby być jak on. Sama bardzo go podziwiam, bo wiem, jak ryzykowny jest ten sport i jak wiele wyrzeczeń oraz poświęceń wymaga.

– Nie zrozum mnie źle, Imani, ale nasz klub ostatnio nie zmierza w dobrym kierunku. – Wzdycha głęboko. – Coraz mniej osób interesuje się prywatnymi lekcjami z tobą, a same grupy to za mało, abyś mogła wyrobić pełen etat.

Pod skrzydłami Gregga spędziłam siedem lat. To naprawdę długo, a jednocześnie to dość spora część mojego życia. Na początku zajmowałam się tylko podawaniem sprzętu i sprzątaniem. Wcale mi to nie przeszkadzało, bo przebywałam w gronie profesjonalnych bokserów, a po drugie Gregg zawsze umożliwiał mi uczestnictwo we wszelkich zajęciach, w których tylko chciałam, za darmo. Miesiąc po miesiącu budowałam w Red Fight swoją pozycję, a wraz z kolejnymi latami kursów i uzyskaniem pierwszej licencji trenera boksu Gregg pozwalał mi na coraz więcej. Oczywiście wszystko działo się stopniowo, tak jak powinno być, a każdy dzień, który tutaj spędzałam, kończyłam z masą nowej wiedzy i ogromną ilością doświadczenia.

Podczas studiów, a także gdy kończyłam wszelkie potrzebne mi kursy, po drodze wielokrotnie miewałam chwile zawahania albo momenty, w których chciałam się poddać. W mojej głowie bardzo często pojawiały się myśli, że przecież jestem kobietą. W oczach wielu już od początku byłam skazana na porażkę.

„Bo przecież kobieta w świecie boksu nic nie znaczy”.

Usłyszałam takie lub podobne słowa mnóstwo razy, ale to tylko napędzało mnie, aby dawać z siebie więcej. Udowadniałam tym wszystkim zakompleksionym facetom, że ich toksyczne, demotywujące gadki nie robią na mnie wrażenia, bo i tak osiągnę cel, który sobie założyłam. Wiedziałam, że nie po to tak ciężko pracuję i tyle się uczę, by zostać tylko popychadłem. Marzyłam o byciu pełnoprawną i samodzielną trenerką. Tylko to się dla mnie liczyło.

Gregg bardzo mnie wspierał, wiele mu zawdzięczam; wielokrotnie wyciągał mnie z dołka i naprowadzał ponownie na właściwą drogę. On jako jedyny nigdy się ze mnie nie naśmiewał i jako pierwszy we mnie uwierzył.

– Ale co z tego? Przecież mam swoich trzech stałych klientów. To, że teraz jest ich mniej, wcale nie znaczy, że za chwilę ich nie przybędzie. Zawsze zdarzają się gorsze okresy w tej pracy i sam dobrze o tym wiesz. – Krzyżuję ręce pod piersiami.

Czuję rozżalenie, bo jesteśmy sobie naprawdę bliscy. Gregg dobrze wie, że nie mogę stracić tej pracy, bo mam sporo zobowiązań. Zatrudnia tylko trzech trenerów i to wystarcza, aby rozdzielić odpowiednio naszych zawodników oraz skupić się na każdym indywidualnie, co jest ważnym aspektem w tej pracy. Żaden z trenerów nie może sobie pozwolić na układanie tych samych taktyk pod każdego zawodnika ani na te same plany treningowe lub rozgrzewkowe. W Red Fight wszystkich traktujemy na równi i do treningu każdego z zawodników przykładamy się równie mocno. Gdyby Gregg mnie zwolnił, trudno byłoby się podzielić Aidenowi i Stefanowi, naszym dwóm pozostałym trenerom, tak aby każdy zawodnik mógł się odpowiednio rozwijać. Właśnie dlatego jestem potrzebna.

– Imani, sama wiesz, że to wcale nie takie proste. Bokserzy są bardzo wymagającym i roszczeniowym typem klienta. Zdecydowanie bardziej wolą trenera płci męskiej. Czują, że się z nim utożsamiają. – Gregg zaciska usta w wąską linię. – Ta rozmowa nie ma na celu cię urazić ani sprawić ci przykrości, bo dobrze wiesz, że uważam cię za genialną trenerkę z ogromną wiedzą i umiejętnościami. Jednak nie mam wpływu na to, kogo preferują nasi zawodnicy.

W moim ciele zbiera się ogromna fala agresji, którą za chwilę będę zmuszona jakoś z siebie wyrzucić. Nie zgadzam się z tym, co mówi Gregg, ponieważ trenuję regularnie swoich trzech zawodników, a do tego dochodzą jeszcze treningi grupowe. Nie brakuje mi godzin, więc nie rozumiem, o co mu, do cholery, chodzi. To, że nie przyciągam nowych klientów, nic nie oznacza. Klub zarabia sporo na moich zawodnikach, a tym bardziej na mojej grupie, która darzy mnie sympatią i nie wyobraża sobie pracy z kimś innym. Przynajmniej z tego, co mi wiadomo.

– Nie brakuje mi zawodników – cedzę. – Pieniędzy również. Szukasz na siłę problemu. Czy coś się stało, Gregg?

Patrzę na niego wyczekująco, a on spuszcza wzrok. Czyli się nie pomyliłam. Coś jest na rzeczy. Ta rozmowa ma jeszcze drugie dno. Czuję, że to, co zaraz usłyszę, wcale mi się nie spodoba.

– Usiądź, proszę. – Szef wskazuje dłonią krzesło naprzeciwko swojego biurka.

Odkąd tylko przekroczyłam próg jego gabinetu, nie zdążyłam tego zrobić i nawet nie miałam na to ochoty. Gdy kumuluje się we mnie dużo negatywnych emocji, nie jestem w stanie usiedzieć w miejscu.

– Po prostu to powiedz! – Wyrzucam ręce w górę. – Przecież widzę, że chodzi o coś jeszcze.

Ponownie mierzy mnie wzrokiem i ewidentnie bije się z myślami. Znamy się od tylu lat, że doskonale wiem, co kotłuje mu się w głowie.

– Imani, na początek chcę, abyś wiedziała, że nie zgadzam się z tym, co zaraz ci powiem, i wcale nie chcę zwolnić cię z tego powodu – zaczyna ostrożnie, a moje serce wali w piersi jak oszalałe. – Od ponad dwóch miesięcy codziennie przychodzą do mnie zawodnicy, nie tylko ci prywatni, lecz także ci z zajęć grupowych, i twierdzą, że nie jesteś dla nich autorytetem. – Jego słowa są dla mnie jak cios. Dosłownie wydaje mi się, że ktoś kopnął mnie w wątrobę. – Argumentują to tym, że jesteś kobietą, do tego niezbyt wysoką ani dobrze zbudowaną… Zawodnicy twierdzą również, że nie masz odpowiedniej formy na trenerkę… No wiesz. – Przerywa i zerka na mnie porozumiewawczo. – Ostatnio trochę przytyłaś. Według nich nie jesteś chodzącą reklamą tego klubu, w przeciwieństwie do Aidena i Stefana.

Mrugam, nie dowierzając w to, co słyszę. Nie nadaję się na trenerkę przez swoją… wagę? Poważnie? Właśnie to jest dla większości mężczyzn z naszego klubu wyznacznikiem czyichś umiejętności? Mam najlepsze wykształcenie ze wszystkich trenerów. Przewyższam Aidena oraz Stefana wiedzą praktyczną oraz kursami, a ktoś śmie mi powiedzieć, że nie czuje do mnie respektu, bo jestem kobietą i ważę trochę więcej niż kobiety z ich wymyślonych kanonów? Przecież to jakiś absurd! Moja waga, wygląd lub płeć mogłyby mieć znaczenie przy wyborze partnerki, a nie trenerki.

– Czy ty się słyszysz Gregg? – wyduszam. – Zwolnisz mnie dlatego, że zawodnicy, którzy przychodzą do nas na treningi, to seksiści?

– Powiedziałem ci przecież, że się z tym nie zgadzam. Mimo to muszę szanować zdanie moich zawodników, bo to właśnie dla nich jest stworzony ten klub.

Teraz czuję się nie tylko tak, jakby ktoś sprzedał mi uderzenie w wątrobę, lecz także tak, jakby wbito mi sztylet w serce, a później nim kręcono, żeby wywołać jeszcze większy ból.

– Gregg, przecież to absurdalne! Waga i płeć nie powinny przesądzać o umiejętnościach. Czy zauważyłeś spadek formy u któregoś z moich zawodników? Albo spadek poziomu w grupie? – pytam desperacko.

– Nie zauważyłem – przyznaje mi rację. – Co nadal nie zmienia faktu, że to nie moja opinia się tutaj liczy. Zawodnicy dosadnie się określili.

– To dlaczego żaden z nich nie miał jaj, aby powiedzieć to mnie, co?! Skoro tak bardzo kierują się stereotypami, to chyba sami powinni zachowywać się jak typowi mężczyźni ze średniowiecza. Gdzie ich odwaga i honor? – parskam gorzko.

– Imani, przestań – mówi twardo Gregg. – Twoja złość i tak już tutaj niewiele zmieni. Podjąłem decyzję. Nie mogę pozwolić sobie na spadek renomy klubu ani stratę zawodników. I tak już ledwo odbudowaliśmy się po odejściu Kadena Claya. Ten chłopak wydawał się żyłą złota mojego biznesu, a sama wiesz, co się stało później.

Kaden Clay był wychowankiem Red Fight od najmłodszych lat. To stąd wdrapał się na sam szczyt. Niestety podczas feralnej walki, którą prawdopodobnie ma w pamięci cały Waszyngton, Kaden doznał urazu głowy. To na zawsze wykluczyło go z tego sportu. Krwiak zamknął mu drogę do przejścia na wyższy poziom kariery.

Za dużo o nim nie wiem, ponieważ nie uczestniczyłam w jego treningach ani nie miałam okazji nawet go poznać, gdyż Clay trenował wtedy tylko pod okiem Gregga i nikt inny nie miał prawa im przeszkadzać. Czasami mijaliśmy się jedynie na korytarzach. Kaden jest ode mnie dwa lata straszy, więc w żaden sposób nie mogliśmy na siebie trafić. Do dziś w całym Red Fight wiszą jego zdjęcia i plakaty z walk. Gregg traktował go prawie jak własnego syna, a po jego odejściu przestał trenować. Twierdził, że już nigdy nie będzie w stanie wychować takiego talentu, i nie mógł się też pogodzić z myślą, że nie poprowadzi dalej kariery zawodowej Claya.

Po odejściu Kadena, który generował główny zysk dla klubu, Gregg miał ogromny problem ze zbudowaniem nowej grupy i z przyciągnięciem nowych klientów. Nikt nie chciał zastąpić legendy, ponieważ wszyscy wiedzieli, że to niemożliwe. Mimo to po jakimś czasie wszystko wróciło na właściwe tory, a Gregg odbił się od dna.

– Twoja decyzja jest dla mnie niezrozumiała. Uważam, że popełniasz błąd. Clay to już przeszłość, a ja nie mam z nim zupełnie nic wspólnego, więc nawet nie wiem, po co go wspominasz. Twierdzisz, że to przeze mnie spadają obroty?

– Twierdzę, że od kilku miesięcy zauważam znaczne spadki i muszę coś z tym zrobić – odpiera wymijająco. – Widzę, czego potrzebują moi zawodnicy, więc im to dam. Zatrudnię trzeciego trenera, mężczyznę, a my musimy się pożegnać.2
W SIDŁACH ZABÓJCY

Imani

On naprawdę to zrobił. Zwolnił mnie.

Nasza dyskusja trwała jeszcze dobre pół godziny, ale z każdą kolejną minutą czułam się tak, jakbym poniżała się coraz bardziej. Proszenie go o cokolwiek nie wchodziło w grę, ponieważ nie było to zgodne z moim charakterem. Nie mam w zwyczaju nikogo o nic błagać i radzę sobie ze wszystkim sama. Czasami jest to bardzo męczące, a już w szczególności wtedy, gdy powinnam przyjąć czyjąś pomoc, ale na siłę próbuję udowodnić, że sobie poradzę.

Nie wiem, z czego to wynika, ale czasami myślę, że chciałabym pozbyć się tej części mnie. Życie na pewno stałoby się o wiele prostsze niż dotychczas. Ale po co sobie je ułatwiać, skoro można utrudniać? Stanowię idealny przykład tej reguły. Od dzieciaka uwielbiałam iść pod prąd i nie sądzę, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić.

Właśnie dlatego siedzę na drewnianej ławce w parku z podkulonymi nogami. Chłód daje mi boleśnie o sobie znać. W dodatku szlocham jak jakiś przegryw. Przecież mogłam poprosić Gregga, aby spróbował jeszcze mnie u siebie zatrzymać chociaż na kilka miesięcy, żeby udało mi się znaleźć coś nowego. To byłoby logiczne w mojej sytuacji i pozwoliłoby mi czuć się spokojną o rachunki, kredyt do spłacenia i to, czy będę miała co jeść. Mimo to nie potrafiłam tego zrobić. Nie po tym, gdy zwolnił mnie tylko dlatego, że jego zawodnicy są seksistami.

Rozumiem, że dobro klubu jest dla niego istotne i stawia je na pierwszym miejscu, ale czy nasza wieloletnia przyjaźń zupełnie się nie liczy? Jakim cudem mógł tak bezceremonialnie wypowiedzieć mi umowę? Przecież to kompletnie popieprzone i gdyby ktoś powiedział mi o czymś takim jeszcze kilka tygodni temu – nie uwierzyłabym. Nie po tym, ile przeszliśmy z Greggiem i jak ogromne wsparcie zawsze mi okazywał. Jestem też przekonana, że taki rodzaj zwolnienia podchodzi pod jakiś paragraf, ale nie będę teraz przecież biegać po sądach.

Podczas zajęć nie odczułam od żadnego z zawodników negatywnej energii, nie było również krzywych spojrzeń ani szeptania sobie na ucho. Każdy zawsze traktował mnie z należytym szacunkiem i wydawało mi się, że się lubimy. Zżyłam się z nimi, a już zwłaszcza z tymi, których trenowałam indywidualnie. Nie zauważyłam, że stracili do mnie respekt. Dlatego tym bardziej wymówka Gregga zalatuje mi totalnym fałszem. Czy to możliwe, że po prostu sam tak o mnie myśli i tylko zasłonił się innymi zawodnikami? Być może zabrakło mu odwagi, aby się przyznać, że to właśnie on przestał mnie szanować?

Jedna noga zsuwa mi się z ławki, więc ponownie ją podwijam, a przez silny podmuch wiatru czuję, jak moje włosy rozwiewają się we wszystkie strony. Nienawidzę tego uczucia, w dodatku kosmyki przyklejają się do mokrych od łez policzków. Nieprzyjemny dreszcz przechodzi mi po plecach.

Owszem, rok temu ważyłam jeszcze dziesięć kilogramów mniej i byłam zdecydowanie drobniejsza niż teraz. Niestety pomimo wielu prób, diet oraz morderczych treningów nie jestem w stanie utrzymać wymarzonej formy. Kilkanaście miesięcy wcześniej dowiedziałam się o problemach hormonalnych. Choruję na niedoczynność tarczycy i muszę zażywać leki, aby móc normalnie funkcjonować. Przez nie, a także przez moją nierozważność, waga najpierw stopniowo, a później gwałtownie poszybowała do góry.

W tym momencie nie przybieram już więcej, ale zrzucenie tego nadmiaru, który zdążył się nagromadzić, gdy biegałam od lekarza do lekarza, próbując ustalić, co mi jest, i zażywałam źle dobrane leki, nie przychodzi mi łatwo. Zbyt długo czekałam z diagnozą, będąc przekonana, że przybrałam kilka kilogramów przez złą dietę. Gdybym szybciej wybrała się do endokrynologa i wykonała odpowiedni pakiet badań, a przede wszystkim przebadała tarczycę, uniknęłabym tych wszystkich problemów.

Regularnie trenuję ze względu na swój zawód i staram się zdrowo odżywiać, ale waga stoi w miejscu albo się waha, a ja totalnie nie potrafię zaakceptować siebie. Kiedy przeglądam się w lustrze i widzę odstające boczki albo fałdki tłuszczu, które mam na brzuchu, a już w szczególności w jego dolnej części, czuję ogromną frustrację. Od dziesiątego roku życia trenuję boks, więc sport jest dla mnie czymś zupełnie naturalnym i zawsze utrzymywałam bardzo dobrą formę. Nie mogłam narzekać na swoją figurę, dlatego teraz tak trudno jest mi przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości. Poza tym przez problemy hormonalne pojawiły mi się w okolicach bioder oraz na piersiach czerwonofioletowe rozstępy, które również prezentują się według mnie obrzydliwie, zresztą tak samo jak mój brzuch, nogi czy ręce.

Nie potrafię pokochać siebie w tej nowej wersji, bo jak to zrobić, gdy stając przed lustrem, widzę tylko same wady? Nawet moja twarz, która kiedyś miała wyraźnie zarysowane kości jarzmowe, teraz stała się okrągła.

Powód zwolnienia, który podał mi Gregg, zabolał mnie jeszcze mocniej, niż zabolałby przeciętnego pracownika, bo – pomijając nawet naszą przyjaźń – trafił swoim komentarzem w tę cząstkę mnie, której nie potrafię zaakceptować. Wiem, że moja waga mnie nie definiuje, a przynajmniej tak twierdzą wszelkie slogany w mediach społecznościowych, ale jak w to wierzyć, skoro wychodzi na to, że właśnie przez wagę straciłam szacunek moich zawodników, a pewnie również i Gregga?

Prawda jest taka, że hasłami _body positive_ rzucają zazwyczaj influencerki lub modelki, które wyglądają świetnie. Staram się w tym momencie jak najmniej śledzić social media, ale i tak bardzo często idealne kobiety przewijają mi się na stronie głównej albo w zakładce „eksploruj”. Wiem, że nie powinnam się porównywać, ale błagam, kto tego nie robi?

Wiele razy po przeglądaniu profili tych kobiet czułam się niewystarczająco dobra albo siedziałam zapłakana pod kocem i się nad sobą użalałam. Ludzie uwielbiają oceniać innych przez pryzmat wagi, ale nie miałam pojęcia, że sama tak boleśnie się o tym przekonam. Nikt nigdy nie próbuje zastanowić się nad przyczyną otyłości danej osoby, tylko zupełnie bez pomyślunku od razu rzuca osąd. To cholernie krzywdzące i prowadzi do wielu problemów, zwłaszcza tych z akceptowaniem swojego ciała.

– Wszystko w porządku, proszę pani? – dociera do mnie czyjś głos, więc wyciszam myśli, a następnie unoszę głowę. Przez ten cały czas, gdy siedziałam na ławce, wpatrywałam się w swoje kolana. – Nie wygląda pani najlepiej.

Czuję, jak drży mi broda. „Nie wygląda pani najlepiej”. Znowu kolejny komentarz na temat mojego wyglądu. Dzisiaj jest jakiś światowy dzień oceniania mnie? Mam tego już po dziurki w nosie.

– Wszystko w porządku – odburkuję niezbyt uprzejmym tonem.

Mężczyzna w średnim wieku wpatruje się we mnie jeszcze przez kilka sekund, a następnie, mamrocząc coś niezrozumiałego pod nosem, cofa się i rusza wzdłuż parkowej alejki. Wiem, że nie potraktowałam go sprawiedliwie i nie powinnam być dla niego niemiła, bo prawdopodobnie chciał dobrze, ale ten dzień to dla mnie za dużo.

Nie chcąc już dłużej wystawiać się na oceny, podnoszę się z ławki, ocieram dłońmi policzki i postanawiam wrócić do mieszkania. Robienie z siebie ofiary w środku parku nie ma żadnego sensu. Choć świeże powietrze zawsze miało na mnie pozytywny wpływ, i właśnie dlatego zdecydowałam się przysiąść w tym miejscu, tym razem nie wyszło mi to na dobre.

Cały czas czuję na plecach nieprzyjemne dreszcze, co może sugerować, że się rozchoruję. No jeszcze tego by mi brakowało!

Podążam alejkami parku i po chwili go opuszczam. Mocniej otulam się kurtką, gdy kolejne podmuchy wiatru tylko upewniają mnie w tym, że po wyjściu z Red Fight powinnam była od razu skierować się do mojego mieszkania.

Podczas spaceru rozglądam się wokół siebie i podziwiam dobrze znane mi rejony. Wysokie wieżowce, z których światła biją mocno po oczach, zatłoczone ulice, tłumy na chodnikach oraz… Red Fight, który w końcu mijam. Dociera do mnie, że już nigdy więcej tu nie przyjdę. Nie poprowadzę treningu i nie porozmawiam z Greggiem ani podopiecznymi. Nigdy więcej __ sama nie będę tam trenować, co zawsze mogłam robić za darmo, więc będę zmuszona kupić karnet do innego klubu, bo jako trenerka boksu nie mogę sobie pozwolić na zastój. Straciłam pracę będącą moim jedynym źródłem dochodu, taką, w której czułam się jak w domu i nawiązałam wiele przepięknych znajomości. Dlaczego musiało zakończyć się to w tak okropny sposób? Gregg mógł wymyślić jakikolwiek inny powód zwolnienia, by zachować nasze dobre stosunki. Nie musiał sprawiać mi przy tym przykrości.

Nie wiem, jak poradzę sobie z moimi wszystkimi zobowiązaniami finansowymi, ale nie zamierzam prosić o pomoc przyjaciółki Louise, która jest mi najbliższa, ani nikogo innego.

Mam dwadzieścia pięć lat i nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek inny niż ja sama mnie utrzymywał. Będę musiała poszukać nowej pracy, i to jak najszybciej. Serce boli mnie na samą myśl, a do tego dalej żyję nadzieją, że Gregg może jeszcze zmieni zdanie, zadzwoni do mnie i powie, że popełnił błąd, przeprasza i chce, żeby było jak dawniej. Wiem, to totalnie naiwne, ale potrzebuję czegokolwiek, co pozwoli mi myśleć chociaż odrobinę pozytywnie.

Odwracam głowę w kierunku chodnika, którym podążam, tym samym odrywając oczy od fasady oraz banneru Red Fight, i niczego nieświadoma z czymś się zderzam. Mój instynkt samozachowawczy od razu budzi się do życia, więc cała się spinam. Na początku widzę przed sobą jedynie czarną plamę, ale gdy decyduję się podnieść wzrok, zauważam, co stało się moją przeszkodą.

– Uważaj, jak łazisz – mówi sprawca całego zamieszania, zerkając na mnie obojętnym wzrokiem.

O matko. Te oczy. Przysięgam, że właśnie wpatruję się w najładniejsze tęczówki, jakie kiedykolwiek widziałam, i mimo że jest dość ciemno, to dzięki lampie oświetlającej akurat twarz mężczyzny mogę je dokładnie dostrzec. Ciemny granat miesza się z jaśniejszymi niebieskimi plamkami, a do tego te grube, czarne rzęsy. Dlaczego mężczyźni mają takie szczęście?

– Straciłaś umiejętność mówienia? – Kolejne słowa, które wypadają z jego ust, powodują, że natychmiast przestaję zachwycać się jego oczami i się od niego odsuwam. Przez to, że na siebie wpadliśmy, znalazłam się zdecydowanie zbyt blisko niego. Stało się to tak szybko, że nawet tego nie zarejestrowałam. – Może jakieś przepraszam?

Mężczyzna, którego wzrok wyraża znudzenie pomieszane z irytacją, wydaje mi się dziwnie znajomy. Jest bardzo wysoki, dużo wyższy ode mnie. Sama mam metr sześćdziesiąt pięć, więc jestem przekonana, że on musi mieć ponad metr dziewięćdziesiąt. Jego ubrania są czarne, ma na głowie kaptur, ale założony w taki sposób, że mogę dostrzec krótko przycięte włosy. Przy lewym oku zauważam bliznę ciągnącą się aż do skroni. Powiedziałabym, że wygląda raczej groźnie, nieprzyjemnie i wywołuje we mnie jakiś dziwny niepokój. Pierwszy raz doświadczam takich odczuć względem kogoś, kogo dopiero poznałam.

Marszczę brwi i spoglądam na niego spod przymrużonych powiek.

– Ale to ty na mnie wpadłeś.

Cóż za elokwentna, inteligentna i sensowna odpowiedź, prawda? Chyba powinnam wygrać jakiś plebiscyt na najlepsze przemówienie. Tym bardziej, że dopiero gdy wypowiadam te słowa, dociera do mnie, że nie była to nawet odpowiedź na to, co powiedział przed chwilą.

_Genialnie, Imani, popisałaś się._

– Szłaś wgapiona w te budynki. – Wskazuje dłonią blok, w którym znajduje się Red Fight. – Byłem przekonany, że zejdziesz mi z drogi, ale gdy się obracałaś, nawet nie spojrzałaś, czy ktoś idzie.

Ten dzień to naprawdę zlepek jakichś koszmarnych wydarzeń, których nie powinnam doświadczyć. Los ewidentnie wystawia mnie na próbę cierpliwości.

– A kim jesteś, że powinnam schodzić ci z drogi? Może to właśnie ty powinieneś ustąpić mnie? – wyrzucam.

To kolejna z moich wad.

Szybkie podpalanie się, a później odpowiedź agresją lub opryskliwość. Nie potrafię trzymać języka za zębami, gdy jest to konieczne. W tym wypadku raczej nie należało się do niego odzywać, a tym bardziej go prowokować, sądząc po tym, jak wygląda. Domyślam się, że ze swoim wzrostem i szerokimi barkami odznaczającymi się pod kurtką mógłby wyrządzić mi sporo krzywdy. I nie pomogłyby nawet umiejętności bokserskie.

– Ty żartujesz, tak? – Patrzy na mnie jak na kompletną idiotkę, którą właściwie jestem, skoro dalej w to brnę, ale to rozsierdza mnie jeszcze bardziej. O co mu, do cholery, chodzi?

– Słuchaj, nie wiem, za kogo się uważasz, i chyba nawet nie chcę wiedzieć – zaczynam, a następnie mierzę go wzrokiem. On również wciąż się na mnie gapi. – Ale nie zamierzam za nic cię przepraszać ani nikomu ustępować. – Wzruszam ramionami i go wymijam. – I tak na przyszłość! Przydałoby ci się więcej pokory i skromności, nieznajomy – dodaję na sam koniec i zerkam na niego, a bardziej na jego plecy.

Stoi na chodniku i nie odwraca się w moim kierunku. W duchu stwierdzam, że to nawet lepiej.

Nie czekając na jego odpowiedź, zaczynam oddalać się szybkim krokiem. Gdy tylko od niego odchodzę i oglądam się za siebie jeszcze raz, aby zobaczyć, czy przypadkiem za mną nie idzie, z przerażeniem odkrywam, że zniknął z mojego pola widzenia. Czuję, jak serce zaczyna mi bić znacznie szybciej. Gdzie on mógł się podziać? Ulica, którą szliśmy, jest prosta i nie ma możliwości, żeby tak szybko zapadł się pod ziemię. Odczuwam w tym momencie nieprzyjemne uczucie w dole żołądka i decyduję się przyspieszyć, żeby jak najszybciej znaleźć się w swoim mieszkaniu. Całe szczęście, że z tego miejsca mam do niego około pięciu minut pieszo.

Przez resztę drogi wielokrotnie się rozglądam i zachowuję jak w jakimś amoku. Mimo strachu udaje mi się dotrzeć do siebie po kilku minutach, a gdy otwieram drzwi i je za sobą zatrzaskuję, odczuwam ogromną ulgę. Zaważam, że zaczęły mi się trząść dłonie, a do tego pokryły się wilgocią.

Biorę głęboki wdech, a następnie nie zdejmując płaszcza ani butów, opadam na podłogę i opieram się plecami o drzwi.

Cała ta sytuacja, która przydarzyła mi się przed chwilą, była tak dziwna, że dalej to do mnie nie dociera. Zachowałam się skrajnie nieodpowiedzialnie i nie mogę pojąć, po co w ogóle weszłam w jakąś interakcję z tym chłopakiem? Zareagowałam na zwykłą sytuację co najmniej tak, jakby wyrządził mi krzywdę, a do tego powiedziałam mu coś o skromności i pokorze, a sama wyjechałam z tekstem pod tytułem „kim jesteś, aby mi rozkazywać”. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale moje zachowanie wynikało chyba z całego gówna, które się na mnie dzisiaj wylało.

Wyżyłam się na tym kolesiu w jakiś chory sposób, nie myśląc nawet o tym, jak bardzo było to niebezpieczne. A co, gdyby okazał się przestępcą? Albo co gorsza jakimś płatnym zabójcą? Przecież takie historie ciągle zdarzają się w horrorach.

Przełykam głośno ślinę, a następnie zamykam oczy, starając się uspokoić. Marzę o tym, żeby ten okropny dzień nareszcie się skończył, bo wydarzyło się w nim więcej niż w całym moim dwudziestopięcioletnim życiu. Zdecydowanie powinnam już położyć się do łóżka i odpocząć.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij