Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kim jesteś Czarny? - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
27 grudnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, PDF
Format PDF
czytaj
na laptopie
czytaj
na tablecie
Format e-booków, który możesz odczytywać na tablecie oraz laptopie. Pliki PDF są odczytywane również przez czytniki i smartfony, jednakze względu na komfort czytania i brak możliwości skalowania czcionki, czytanie plików PDF na tych urządzeniach może być męczące dla oczu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(3w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na laptopie
Pliki PDF zabezpieczone watermarkiem możesz odczytać na dowolnym laptopie po zainstalowaniu czytnika dokumentów PDF. Najpowszechniejszym programem, który umożliwi odczytanie pliku PDF na laptopie, jest Adobe Reader. W zależności od potrzeb, możesz zainstalować również inny program - e-booki PDF pod względem sposobu odczytywania nie różnią niczym od powszechnie stosowanych dokumentów PDF, które odczytujemy każdego dnia.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kim jesteś Czarny? - ebook

Major Wichurski z kontrwywiadu zostaje oddelegowany z Warszawy aż na Śląsk, by rozpracować szpiegowską siatkę usilnie próbującą pozyskać wiedzę o najnowszych technikach produkcji w hutach cynku. W najtrudniejszej części misji pomaga mu porucznik Ewa Jasińska. Sprawa okazuje się bowiem piekielnie trudna. Kobieca intuicja i czar muszą posłużyć jako argumenty nie do zastąpienia. Wszystko komplikuje się dodatkowo, gdy okazuje się, że trop wiedzie w okupacyjną przeszłość. Napięcie narasta z każdą chwilą.

GRZEGORZ CIELECKI (lubimyczytac.pl):
Szpiedzy tym razem upatrzyli sobie polskie huty cynku, a w szczególności hutę „Nadzieja” oraz hutę „Zjednoczenie”, w których to obiektach pracuje się nad tzw. „produkcją specjalną” oraz „asortymentami bardzo ważnymi dla przemysłu państwowego”. Niestety Czytelnik nie dowiaduje się bliżej o co chodzi. I bardzo dobrze. Chodzi przecież o produkcje tajną i trzeba zachować czujność. W zamian mamy radosne fragmenty produkcyjne. Autorka wspomina o piecach muflowych, pracy szmelcera oraz o rafinacji cynku metodą „New Jersey”. Pasjonujące. I tu powieść milicyjna zbliża się do powieści produkcyjnej.
Fabuła „Kim jesteś, Czarny” przebiega zgodnie z jednym z żelaznych schematów milicyjniaka, a mianowicie „ślad prowadzi w przeszłość”, oczywiście w wariancie okupacyjnym. Daje to możliwość wprowadzenia wspomnień kilku postaci oraz poprowadzenia śmiałych scen batalistycznych na Lubelszczyźnie.
Milicjant, a już tym bardziej pracownik kontrwywiadu, nie ma czasu na życie prywatne, a jeżeli już, to wrzuca je pomiędzy obowiązki służbowe, a dopiero po wykonaniu zadania wykonuje kilka szybkich ruchów w swoich osobistych sprawach. I właśnie dlatego porucznik Ewa i major Wichurski pozwalają sobie zapałać afektem dopiero po skończonej robocie.
Książkę czyta się bardzo dobrze, a pojawiające się czasem przydługie partyzanckie opowieści lub kontrwywiadowcze rozważania autorka wynagradza czytelnikowi w dwójnasób celnymi bonmotami, np. marzeniem bufetowej:„Nie codziennie trafiał się jej taki ładny chłopiec, w dodatku inżynier”. W kobietach to jest niepohamowana chuć!

Pierwsze, papierowe wydanie tej książki ukazało się nakładem Wydawnictwa Ministerstwa Obrony Narodowej (Warszawa 1963) w serii „Labirynt”. Anna Kłodzińska opublikowała tę książką pod pseudonimem Stanisław Mierzański.

Książka wznowiona w formie elektronicznej przez Wydawnictwo Estymator w ramach serii: Kryminał z myszką – Tom 57.

Nota: przytoczone powyżej opinie są cytowane we fragmentach i zostały poddane redakcji.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67562-60-7
Rozmiar pliku: 193 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Zielony opel record, skręcając w Piękną, wjechał całym impetem w kałużę i opryskał przechodniów. Szczupły mężczyzna w płaszczu z podniesionym kołnierzem uskoczył w bok. Jego szare oczy musnęły samochód z widoczną niechęcią. Potem przeniósł wzrok na słup reklamowy. Zainteresował go afisz jakiegoś filmu. Podszedł bliżej i spojrzał na zegarek. Dochodziło wpół do ósmej. „Gdybym się pośpieszył – pomyślał – zdążyłbym jeszcze do «Śląska» na ostatni seans”.

Wzruszył lekko ramionami i przyśpieszył kroku, ale w kierunku przeciwnym niż kino „Śląsk”. Po paru minutach wchodził już do dużego, białego gmachu w Alejach Ujazdowskich. Mimo późnej pory w wielu oknach paliło się jeszcze światło. W tym domu w razie potrzeby pracowano dwadzieścia cztery godziny na dobę.

Mężczyzna zdjął w hallu płaszcz, przerzucił go przez ramię i zaczął wchodzić na szerokie schody.

W połowie pierwszego piętra ktoś zawołał, przechylając się przez balustradę:

– Majorze Wichurski!

Idący zatrzymał się i spojrzał w górę.

– Co tam?

– Pułkownik szukał was przed chwilą. Ma, zdaje się, jakąś pilną sprawę.

– O tej porze?

Wichurski skrzywił się. Miał własne pilne sprawy, które czekały na niego w teczkach.

Czego może chcieć pułkownik? – zastanawiał się, otwierając drzwi sekretariatu szefa wydziału. Postanowił nagle, że nie wyjedzie z Warszawy, zanim nie dokończy rozpoczętej roboty. Dosyć jej się nazbierało podczas jego urlopu.

W sekretariacie siedział oficer dyżurny, młody porucznik, który na widok wchodzącego uniósł się z krzesła i powiedział z zadowoleniem:

– Dobrze, że jesteście, towarzyszu majorze. Właśnie miałem…

– Wiem – przerwał niecierpliwie Wichurski. – Jest? – wskazał na drzwi, obite ciemną skórą.

– Czeka na was od pół godziny.

Porucznik był trochę urażony. Nie lubił, gdy mu ktoś przerywał.

Major uchylił drzwi.

– Można, pułkowniku? – spytał oficjalnym tonem i nie czekając na przyzwolenie, wszedł do gabinetu. – Chciałeś coś? – rzucił, sięgając do pudełka „Waweli”, leżącego na biurku. – Słuchaj, Marian, uprzedzam cię, że nie ruszę się z Warszawy, zanim nie zakończę sprawy Szczecina… Słyszysz? – spojrzał na niego z wyrzutem.

– Owszem – odparł uprzejmie pułkownik Solecki.

Kiedy milczenie zaczęło się przedłużać, major poprawił się w fotelu i zmienił ton.

– Coś ważnego? – spytał ze źle ukrytym zainteresowaniem.

Solecki uśmiechnął się nieznacznie. Na to właśnie czekał.

– Widzisz, Rysiu – zaczął z namysłem, jakby dobierając słowa. – Jest taka rzecz… Chciałbym z tobą omówić informację, którą dostaliśmy przedwczoraj z wydziału czwartego. Sprawę Szczecina doprowadziłeś przecież w zasadzie do końca. Za kilka dni możemy ją już przekazać do śledczego. Ja wiem, że ty nie lubisz odrywania od pracy, zwłaszcza w końcowej fazie…

– Dobrze, że o tym wiesz – mruknął Wichurski zgryźliwie.

– Mimo to – ciągnął tamten dalej – chciałbym ci powierzyć nową sprawę. Zwłaszcza że zarówno źródło otrzymanej informacji, jak i jej charakter wymagają, abyśmy się tym niezwłocznie zajęli.

– Może nareszcie powiesz, o co chodzi?

– Chodzi o cynk. Wydział czwarty uzyskał wiadomość, że ze Śląska do Niemiec Zachodnich przekazywane są dane o naszym przemyśle cynkowym. Oczywiście, musimy to sprawdzić. „Czwórka” wie, że źródło informacji jest raczej pewne. Nie zna jednak, niestety, żadnych bliższych szczegółów. Sprawa jest trochę drętwa, jak widzisz.

– Więc ty chcesz, żebym pojechał na Śląsk – stwierdził raczej niż zapytał Wichurski. – Sam?

– Nie. Sądzę, że trzeba będzie stworzyć grupę, do której już sam sobie dobierzesz ludzi. Potrzebny będzie również specjalista. Myślę tutaj przede wszystkim o tym metalowcu z twojej sekcji… no, jakże on się nazywa?

– Nowakowski. Ale jakimi danymi jeszcze dysponujemy? Czy „czwórka”…

– Nie! – przerwał Solecki. – Nic więcej w „czwórce” już nie wiedzą, prócz tego – wyjął z szuflady i położył przed majorem niewielką kartkę. – Czytaj.

Major przebiegł wzrokiem kilka zaledwie napisanych linijek.

– Tak – mruknął. – Rzeczywiście, jest tego niezbyt wiele. Żadnego punktu zaczepienia.

Milczeli chwilę. Za oknami wciąż siąpił drobny, kwietniowy deszcz, w sąsiednim pokoju porucznik rozmawiał z kimś przez telefon. Światło lampy z zielonym kloszem stojącej na biurku padało na papier, którego skąpa treść tak zainteresowała obu oficerów kontrwywiadu.

Wreszcie Solecki sięgnął po papierosa i zapytał:

– Orientujesz się trochę w tej branży?

– A wiesz, że tak! – odparł major z półuśmiechem. – Był czas, że zajmowałem się cynkiem. Pamiętasz może aferę „R-5”? Przecież ten facet zaczynał właśnie od cynku.

Pułkownik potwierdził ruchem głowy. „R-5” – ileż on im krwi napsuł, zanim rozszyfrowali te wszystkie skomplikowane powiązania i kontakty.

– Zarobiłeś na tym kulę w płuca – rzekł cicho.

Wichurski wzruszył ramionami.

– Stare dzieje. Ale coś niecoś o cynku wówczas się dowiedziałem. Oczywiście, nie chcesz mnie chyba wysłać jako specjalisty?

– Nie, skądże. Wystarczy, że w twojej grupie będzie jeden człowiek, który dobrze się na tym zna. Sądzę, że… – urwał.

Major spojrzał na niego pytająco. Ale Solecki nie powiedział co i o czym sądzi, gdyż do drzwi lekko zapukano.

– Proszę – rzucił niecierpliwie.

Na progu stanął jeden z pracowników wydziału szyfrów.

– Co tam macie?

– „Czwórka” przekazała do nas szyfrówkę, obywatelu pułkowniku. Daliście polecenie, aby wam dostarczać natychmiast wszystkie materiały, które mają związek z cynkiem. To, zdaje się, do tego należy.

Pułkownik wziął podaną mu kartkę i szybko przebiegł oczami treść, po czym wzruszył ramionami ze zdziwieniem.

– Dobrze, dziękuję. Wszystkie tego rodzaju informacje przekazujcie w dalszym ciągu bezpośrednio do mnie.

Pracownik „szyfrów” wyszedł.

– I co ty na to? – spytał szef wydziału, kiedy Wichurski zapoznał się z treścią przyniesionej kartki.

– To nie ma żadnego sensu. Po co oni szyfrują adresy hut? Można je przecież znaleźć w każdej książce telefonicznej.

– Tak. Sądzę, że są tu dwie możliwości. Albo na Śląsku siedzi facet, który chce się wykazać jakąś robotą i przekazuje w tej chwili bzdury bez znaczenia…

– Widocznie go przycisnęli. Wiesz, jak to jest. Mówi się człowiekowi: nic nie robisz, za co ci płacimy, i tak dalej.

– Możliwe. Może to mieć też zupełnie inne znaczenie.

– Myślisz, że jest podwójnie szyfrowane?

– Decydować może układ adresów lub ich kolejność. Ostatnia w tej kolejności – to huta „Nadzieja”. Co byś powiedział na to, że gość właśnie teraz nią się interesuje?

– Ostatnia albo pierwsza, albo żadna z nich. Może to być również potwierdzenie otrzymanego zadania. Właściwie, to wiemy w tej chwili tyle samo, co pół godziny temu.

Solecki potrząsnął głową.

– Pamiętaj, że jest to już drugi sygnał w ciągu trzech dni. Wprawdzie treść szyfru nie ma dla nas w tej chwili żadnego znaczenia, ale sam fakt, że został nadany, potwierdza informację „czwórki”. Sam teraz widzisz, że trzeba jak najprędzej organizować grupę i wyjeżdżać na Śląsk.

– Jaki kryptonim?

– „C 4” – rzekł pułkownik i położył przed Wichurskim teczkę, do której włożył obie kartki z wydziału szyfrów.

*

Dochodziła północ. Major Wichurski odsunął filiżankę z na wpół wypitą kawą i odkaszlnął. Dym z papierosów wisiał w pokoju jak gęsta, szara chmura. Wichurski wstał, otworzył szeroko okno i przez parę minut wdychał wilgotne, deszczem przesiąknięte powietrze.

Rozbolała go głowa. Od dwóch godzin bezskutecznie usiłował rozwiązać zagadkę tajemniczych szyfrów z adresami hut cynkowych. Co miały oznaczać? Kto je wysłał? Po co? Do kogo? Oczywiście, tego nie rozwiąże dzisiejszej nocy. Ani on, ani wydział szyfrów, do którego zwrócił się z prośbą o pomoc. Zresztą – kto wie?

Wyszedł ze swego pokoju, zamykając go na klucz, skręcił w stronę schodów i szybkim krokiem, aby rozprostować kości, wbiegł na trzecie piętro. Tutaj, mimo później pory, pracowała jeszcze „szyfrówka”.

W małym pokoiku, oświetlonym tylko lampą stojącą na biurku, dwóch pracowników wydziału toczyło o coś zawzięty spór. Na widok wchodzącego umilkli, a jeden powiedział z nutą zniechęcenia w głosie:

– Jeszcze nic, towarzyszu majorze… Nie wybrnęliśmy z tego.

Wichurski opadł na stojący w kącie fotel, westchnął i odparł:

– Wcale nie wymagam, abyście to zrobili już dziś.

Widać było jednak, że jest odrobinę rozczarowany.

Starszy z pracowników – niski, przygarbiony, o łysej czaszce i zmęczonych, przekrwionych oczach – rzucił jakby od niechcenia:

– Pamiętam jedną taką sprawę, w której dwóch agentów wywiadu wojskowego przekazywało sobie wzajemnie same tylko adresy różnych instytucji.

Major spojrzał na niego z nagłym zainteresowaniem.

– Rozwiązaliście to?

– Tak. To było proste. Przedostatni adres oznaczał zawsze miejsce następnego ich spotkania. Wpadliśmy na to szybko. Ale tutaj… W poprzedniej informacji nie było żadnych adresów, więc to chyba nie to.

– Ja pamiętam szyfry, w których adres oznaczał nazwisko spalonego agenta albo kilku agentów – zauważył drugi pracownik. – Posługiwanie się adresami to bardzo znany sposób przekazywania informacji, powiedziałbym nawet: oklepany. Dlatego… – urwał i uśmiechnął się z zażenowaniem. – Dlatego właśnie spieraliśmy się przed chwilą. Bo…

– Uważam – rzekł cierpko starszy pracownik – że należy poczekać kilka dni. Jeżeli nadejdzie jeszcze jedna wiadomość, może zestawienie tych trzech pomoże nam w rozwiązaniu zagadki.

– Czekaniem nic nie załatwisz – mruknął tamten.

– No więc próbuj! – żachnął się łysy. – Ja na dziś mam już dosyć. Północ minęła.

Wstał zza biurka, zamknął z hałasem szufladę i zaczął ostentacyjnie składać rozrzucone papiery. Już czwarty dzień wychodził z Centrali o tej godzinie. Był starym fachowcem i świetnym pracownikiem, ale jego słabe zdrowie nie wytrzymywało ostatnio nawału roboty. Pomyślał przelotnie, że trzeba będzie chyba wziąć wreszcie zaległy urlop.

*

W gabinecie Wichurskiego czterej mężczyźni i jedna kobieta od paru godzin omawiali wyjątkowo trudne zadania, postawione im przez szefa wydziału.

– Brak punktu zaczepienia – powtórzył Wichurski dwukrotnie.

To była podstawowa trudność, o którą się potykali co chwila, kiedy któryś rzucał coraz to nowe koncepcje.

– Nie mamy wyjścia na ich bazę – stwierdził kapitan Zientara, pracownik „trójki”. Od szeregu lat tkwił po uszy w przemyśle i Wichurski bardzo sobie cenił jego obecność w grupie. O kapitanie mówiono w Centrali, że nigdy nie zawodzi.

– Właśnie dlatego – rzekł major – problem środowiska, z którego mógł być zwerbowany agent czy też agenci, musimy na razie odłożyć na dalszy plan.

– Majorze, jak uzgadniamy kontakty? Wy jedziecie jako inspektor Najwyższej Izby Kontroli i będziecie przez pewien czas osobą występującą, że tak powiem, oficjalnie. Ale to nam może trochę utrudnić współpracę z wami.

– Kontakty omówimy szczegółowo dopiero po zatwierdzeniu planu przez pułkownika – odparł Wichurski po chwili namysłu. Sam jeszcze w tej chwili dokładnie nie wiedział, jak grupa będzie się wzajemnie porozumiewać.

Porucznik Ewa Jasińska podniosła na mówiącego swoje ładne, ciemnoniebieskie oczy i lekki uśmiech przewinął jej się przez wargi.

– Nie możemy się przecież ograniczyć jedynie do gmachu służby bezpieczeństwa – zauważyła. – A z drugiej strony, niemożliwe jest w tej chwili ustalenie żadnych konkretnych form kontaktowania się, bo po prostu nie wiemy kiedy, kogo i gdzie będziemy szukać.

– Wiatru w polu – mruknął porucznik Nowakowski, przeciągając się w fotelu ze znużeniem.

Zientara obrzucił go karcącym spojrzeniem.

– Aby cię ten wiatr solidnie nie oziębił – powiedział surowo. – Towarzyszu majorze, wydaje mi się, że Jasińska ma rację. O kontaktach możemy przecież mówić tam, na Śląsku, jak sytuacja się trochę wyjaśni. A zwłaszcza gdy będziemy wszyscy zorientowani w obecnym systemie pracy hut cynkowych. Moim zdaniem trzeba zwrócić specjalną uwagę na tajną kancelarię dyrektora i na obieg dokumentacji. Tutaj może się kryć źródło, z którego czerpane są informacje. Wiemy wszyscy o tym, że…

– Oho, Zientara zaczyna referat – szepnął Nowakowski, przechylając się z krzesłem w stronę Ewy. – Masz papierosa?

Podała mu otwarte pudełko „Grunwaldów”.

– Eee… – skrzywił się. – Takie siano. I gryzie, i zaciągnąć się nie można przyzwoicie.

– Major pali mocne, weź od niego. A w ogóle nie przeszkadzaj.

– Siedziałem ostatnio przy kilku sprawach, które wydział śledczy skierował już do prokuratury – mówił dalej kapitan Zientara. – Bałagan w obiegu dokumentacji, wydawanie na parę dni dokumentów, które w tym samym dniu powinny wrócić do szafy pancernej, a nawet – co już jest zupełnym skandalem – wyrzucanie do kosza kalki maszynowej, to wszystko stwarza idealne warunki do ujawniania tajemnicy państwowej.

Porucznik Skowroński – wysoki, przystojny brunet – ziewnął dyskretnie i spojrzał na zegarek.

– Proponuję, majorze – ciągnął Zientara – aby jedną z pierwszych naszych czynności po przyjeździe było dokładne przyjrzenie się sprawom.

– Jak to sobie wyobrażacie w praktyce?

– Oczywiście, nie my sami. I nie za pośrednictwem inspektorów kontroli resortowej. Ale…

– Jest przecież wśród nas inspektor NIK-u z szerokimi uprawnieniami – rzucił Nowakowski.

Wichurski uśmiechnął się kącikami ust.

– Ale – mówił kapitan, niezadowolony, że mu przerwano – do tej roli trzeba wykorzystać tylko i wyłącznie terenową służbę bezpieczeństwa i jej poufne informacje.

– Materiały – dodał major – z okresu co najmniej jednego roku. Sądzę, kapitanie, że to wy się zajmiecie analizą tych materiałów. Odpowiada wam to?

– Owszem – odparł Zientara z nietajonym zadowoleniem. – Mam w tej dziedzinie trochę doświadczenia.

– Ewa – Wichurski spojrzał na nią przelotnie, a w jego oczach zabłysła jakaś iskierka – jako doświadczony prawnik i dobry psycholog, obdarzona, jak wiemy, dużą intuicją…

– Oho! – mruknął znowu Nowakowski i umilkł speszony, bo major obrzucił go krótkim, ostrym spojrzeniem.

– Ewa zajmie się prawdopodobnie inwigilacją. To najczulsza strona naszego zadania. I najtrudniejsza.

Jasińska uśmiechnęła się lekko. Nie obawiała się trudnego zadania. Pracując od ośmiu lat w kontrwywiadzie, dostawała już niejednokrotnie podobne polecenia. Poza tym pociągała ją współpraca z Wichurskim.

Ze współpracy takiej cieszyłby się niejeden pracownik Centrali. Partyzant Armii Ludowej, oficer oddziałów zwiadowczych I Armii, odznaczony dwukrotnie Krzyżem Grunwaldu, a później Orderem Odrodzenia Polski… Podziwiano go, szanowano, zazdroszczono.

Po wyjściu z wojska, mimo trudnej i absorbującej pracy w Centrali, Wichurski potrafił jednak skończyć wyższe studia prawnicze. I to również wzbudzało szacunek.

– Poruczniku Skowroński – zwrócił się z kolei do przystojnego bruneta. – Do was będzie należała łączność pomiędzy naszą grupą a Warszawą i współdziałanie z komórkami pomocniczymi. Zwłaszcza z „szyframi” i z „czwórką”.

– A na miejscu?

– Na Śląsku? Będziecie w czasie całej naszej akcji pracować w Wojewódzkim Urzędzie Bezpieczeństwa. Nie widzę tu, niestety, dla was nic specjalnie atrakcyjnego – uśmiechnął się. – Ciągłe, systematyczne utrzymywanie kontaktów pomiędzy nami a Centralą i między pracownikami grupy. Organizowanie, w razie potrzeby, pomocy ze strony służby bezpieczeństwa, a nawet milicji. Cóż jeszcze… Właściwie, to przede wszystkim koncentrowanie w waszym ręku wyników akcji.

– A ja? – spytał Nowakowski, gasząc papierosa.

– Wy? Metalowiec, specjalista od cynku – i jeszcze pytacie? Fachowa pomoc, ocena i tak dalej. Sami wiecie. W razie potrzeby również pomoc dla Ewy.

– Cała przyjemność po mojej stronie – rzekł porucznik szeptem, a głośno odparł: – Oczywiście, towarzyszu majorze.

*

Pociąg pośpieszny do Katowic ruszył z Dworca Głównego. Jakiś spóźniony pasażer, gwałtownie machając rękami, biegł przez krótką chwilę wzdłuż przesuwających się wagonów, wreszcie uczepił się i wisiał tak, nie mogąc otworzyć drzwi. Ulitował się nad nim jeden z podróżnych, który z zainteresowaniem obserwował przez okno ten bieg za pociągiem. Otworzył drzwi i zziajany, czerwony na twarzy mężczyzna wylądował szczęśliwie w jednym z przedziałów.

Ewa Jasińska odetchnęła z zadowoleniem. Przymknęła okno, poprawiła rozburzone wiatrem włosy i wróciła do przedziału.

Major Wichurski odsunął się, robiąc jej miejsce pod oknem. Jechali jako „małżeństwo”, mieli na palcach obrączki i wyglądali na oko jak zakochana, niedawno poślubiona para. Elegancki, tweedowy kostium Ewy i ciemnobrązowe, świetnie skrojone ubranie majora prezentowały się bardzo dobrze w przedziale pierwszej klasy pośpiesznego pociągu.

Prócz nich, w kącie przy drzwiach, zdawał się drzemać od pierwszej chwili mężczyzna o szczupłej twarzy i sennych oczach. Nie miał walizki, tylko skromną torbę z imitacji skóry, a jego wiatrem podszyta jesionka wzbudzała jeżeli nie litość, to w każdym razie współczucie. Wydawało się trochę dziwne, że podróżuje pierwszą klasą i major osądził, że jest prawdopodobnie pracownikiem PKP.

Miejsca naprzeciw nich zajęli dwaj mężczyźni, bardzo zaaferowani, jak gdyby kończyli teraz od dawna ciągnącą się rozmowę. Wyższy z nich, tęgi, w wieku około czterdziestu pięciu lat, o szerokiej, zdrowej twarzy, takiej, o której mówi się zazwyczaj, że jest dobroduszna i szczera – wpakował na siatkę grubo wypchaną torbę skórzaną i teraz spoglądał na nią co pewien czas niechętnie. Widocznie zawartość torby przyczyniała mu trochę kłopotu.

Drugi mężczyzna, o chudej, wystającej grdyce, która wciąż mu się poruszała jakby coś przełykał, miał typowy wygląd urzędnika, ze swoją bladą twarzą, lekko zaczerwienionymi powiekami zmęczonych widać oczu i zapadniętą klatkę piersiową. W tonie, jakim się zwracał do swego towarzysza, była ledwo dostrzegalna nutka ugrzecznienia czy nieśmiałości.

Kiedy pociąg ruszył, wyższy wstał i wyszedł, mówiąc do tamtego, że kupi w wagonie restauracyjnym bloczki na dwa obiady. Po paru minutach wrócił trochę zagniewany. Okazało się, że na pierwszą turę wszystkie bloczki zostały wykupione, kiedy pociąg jeszcze stał na peronie, i starszy kelner poradził, aby od razu wykupić na drugą turę, od Koluszek.

– Kupiliście? – spytał niższy.

KONIEC BEZPŁATNEGO FRAGMENTU

ZAPRASZAMY DO ZAKUPU PEŁNEJ WERSJI
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: