Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kino „Szpak" - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 marca 2021
Ebook
9,99 zł
Audiobook
14,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kino „Szpak" - ebook

Opowieść prowadząca w przeszłość, lata dzieciństwa i młodości narratora, który zwraca się do jednego z niegdysiejszych kolegów, wspominając wspólnych przyjaciół oraz ich rodziców, szkołę, nauczycieli. Wśród tych obyczajowych obrazków jest wspomnienie o nieistniejącym już kinie „Szpak". Sentymentalny powrót do przeszłości dyktuje tęsknota za utraconym porządkiem, który, w mniemaniu narratora, zniknął, zastąpiony chaosem kolejnych lat.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-268-1510-8
Rozmiar pliku: 373 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KINO “SZPAK”

_Stoimy z Józefem w kinie “Szpak”. On w kasie biletowej, ja, w trzecim albo czwartym rzędzie. Józef drepcze po kasie, jakby szukał kogoś, kto mu sprzeda bilet. Ale kasy już nie ma, ani ekranu, ani rzędów skrzypiących krzeseł, rozpadła się kabina projekcyjna, zbutwiały witryny, w których wieszano kiedyś plakaty. Stoimy na gruzach, wśród pokrzyw i kępek wyleniałej trawy. Z zewnątrz kino jeszcze istnieje, jest mur, drzwi prowadzące do holu, choć po klamce pozostał tylko poszarpany otwór. Po tej stronie rumowisko. Pokazuję Józefowi, gdzie zwykle siedziałem; gdzie Bumcek, gdzie Borówa. Rozwieram ramiona, by mu uzmysłowić, jak duży był panoramiczny ekran. Prowadzę w kąt poczekalni, gdzie dyskretnie pijano tanie wino zwane jabolem. Ale Józef ma własne sprawy w moim kinie. Wraca do kasy. Podejrzewam, że gdy mu powiedziałem, dokąd jedziemy, coś sobie wymyślił i właśnie kasa biletowa jest mu do tego potrzebna. Józef jest poetą i zawsze szuka tego, co innych ludzi zupełnie nie obchodzi. Pewnie ukryty za szczątkami okienka ogląda film, którego nie chce mi pokazać, ale nie dbam o to, bo ja oglądam mój tu na widowni, stojąc dokładnie na miejscu dziesiątego krzesła w trzecim rzędzie i mając po lewej stronie Borówę, a po prawej Ziantka._

_W domu za rumowiskiem otwarło się niespodziewanie małe okienko i ukazała się w nim twarz chudego staruszka. Przygląda się nam natarczywie, pewien, że jesteśmy tu ze względu na niego, przeciwko niemu, jakieś grube chcemy mu zrobić świństwo, więc staruszek daje nam do zrozumienia, że nas przejrzał i żebyśmy sobie nie myśleli, że nam się uda. Jeśli przyszliśmy na rumowisko, będące kiedyś kinem “Szpak”, po jego długo zbierane oszczędności, to musimy wiedzieć, że on ma liczych sąsiadów, także staruszków, i że wszyscy będą bronić swych oszczędności do ostatniej kropli krwi. Powinienem pójść do niego i powiedzieć, że nie mamy złych zamiarów, że Józef jest poetą i nigdy nie robi krzywdy staruszkom, że jesteśmy obaj w podróży sentymentalnej, która nie chce się skończyć. Jeździmy moim starym fiatem 125p i szukamy niegdysiejszych śniegów. Chodzimy po istniejących kiedyś ulicach i wypytujemy ludzi, czy kogoś kiedyś nie znali, czy nie widzieli pani takiej a takiej, albo pana, a oni nigdy nic nie pamiętają, patrzą na nas zdziwieni, podejrzewając – jak ten staruszek – że mamy wobec nich złe zamiary. Powinienem też wyjaśnić, że tak naprawdę nie szukamy żadnych kobiet i mężczyzn, tylko samych siebie, bo zgubiliśmy się sobie nawet nie zauważając kiedy i wydaje nam się, że wciąż mieszkamy tam w minionym czasie. Ale czas przeminął, nie ma go i nie będzie, są tylko ruiny kina “Szpak” i wiszące na skrawku muru okienko kasy_ _biletowej. Nie ma kasjerki, która sprzedałby Józefowi bilet na film, który sobie wymyślił i nigdy nie będzie kina, które mogłoby go wyświetlić. Jest tylko rdza na samochodzie, drogi, stacje benzynowe, fragmenty murów, pokrzywy. Nic więcej._UCIEKINIERZY
STARY BORÓWA

Po pierwsze, musisz wiedzieć, Józefie, że na ulicy Margerytki słońce wschodziło nad dachem Borówy, a zachodziło za dach Szpunta. Dzięki temu byliśmy zawsze w środku dnia. Borówa rzucał długi cień, Szpunt krótki. Czasem dołączał cień Poldka. Czasem Ziantka. Czasem nikomu nie chciało się do nikogo iść i słońce panowało bez przeszkód nad ulicą.

O świcie pierwsze światło zapalało się w oknie starego Borówy, a w chwilę później w ciszy rozlegał się doniosły, cerkiewny chór. Zapalało się światło w oknie Borówowej, słychać było wrzask, zaciekłe jazgotanie, trzask drzwi – i chór milkł gwałtownie. Wtedy zapalały się światła w następnych oknach, jedno po drugim, aż do końca ulicy.

Rodzice mojego kumpla Borówy byli, Józefie, najdziwniejszym małżeństwem na świecie. Łączyło ich tylko jedno – oboje mieli po sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu.

Stary Borówa był chudy jak patyczek, gdy szedł ulicą Margerytki w wietrzny dzień, pochylał się komicznie na boki, a czasem chwytał się latarni i odpoczywał. Głowa opadała mu na ramię, robił wrażenie zawstydzonego swoim wzrostem, zrobiłby wiele, by się zmniejszyć i zniknąć z oczu.

Jedyne, za co mieszkańcy ulicy Margerytki cenili starego Borówę, to motocykl marki “Junak”, którym odjeżdżał od czasu do czasu, kurczowo trzymając się kierownicy.

Nie do uwierzenia, że stary, nieśmiały Borówa zakochał się kiedyś w Borówowej i spłodził z nią Borówę.

Teraz kochał tylko chóry cerkiewne. Pudełka z taśmami wypełniały cały jego pokój, do każdego była przyklejona karteczka z dokładnym opisem. Stary Borówa mógł mówić godzinami o chórach cerkiewnych, ale nikt go nie chciał słuchać, więc zamykał się w swoim pokoju i szeptał do siebie o cerkiewnej architekturze, popach, popadiach, diakonach. Brzmiało to jak zaklinanie, zamawianie. Uważano, że zwariował i cała ulica współczuła staremu Borówie.

Było też komu zazdrościć, dwa domy dalej mieszkał mistrz szabli Pawłowski, za którym biegliśmy nieraz, gdy sunął ulicą swym eleganckim, delikatnie szumiącym mercedesem. Tak to sąsiadowały ze sobą upadek i sukces.

Borówowa... Gdybyś, Józefie, jak ja mógł w młodości widzieć Borówową, być może nie byłbyś teraz poetą, tylko podróżnikiem, wędrowcem, uciekinierem. Nie dość, że miała sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, ale była gruba, masywna, monstrualna. Gdy szła na swych klocowatych nogach, ziemia drżała.

Borówowa była salową w szpitalu Przemienienia Pańskiego i codziennie przejeżdżając tramwajem obok praskiej cerkwi, publicznie wygrażała jej pięścią.

Była przekonana, że w prawosławych chórach ukrywa się diabeł, który opętał starego Borówę. Dlatego obwiesiła ściany swojego pokoju krucyfiksami. Dziesiątki cierpiących Chrystusów patrzyło na siedzącą na łóżku i odmawiającą pracowicie różaniec Borówową, a za ścianą cichutko śpiewał chór, a gdy milkł, dobiegał stamtąd niewyraźny szept. Borówowa dostawała histerii, rzucała różaniec, pędziła do pokoju męża, wrzeszczała i waliła pięścią w magnetofon. Stary Borówa zmykał przed jej wrzaskiem na piechotę albo motocyklem marki “Junak”, jeśli mu się bardziej spieszyło.

Zawsze biegłem wtedy do płotu, żeby powiedzieć staremu Borówie “dzień dobry” i w ten sposób dodać mu otuchy.

W końcu Borówowa poszła na skargę do księdza proboszcza.

Nasz proboszcz, Józefie, był księdzem starej daty i nie odpychał od siebie żadnej istoty ludzkiej. Poznał natychmiast Borówową, której ogromna postać górowała w kościele nad tłumem wiernych, i widząc ją z bliska mimo woli zadrżał. Jednak przekonany, że to sam Stwórca wystawia go w ten sposób na próbę, spytał dobrotliwie, jak prawdziwy pasterz pytać powinien:

– Co cię do mnie sprowadza, dobra kobieto?

Słysząc słowa “dobra kobieto”, Borówowa wydała z siebie krótki ryk, a następnie siadła gwałtownie na zabytkowym krześle, które zatrzeszczało z przerażenia, więc natychmiast wstałą.

– A zatem... – kontynuował proboszcz, uśmiechając się boleśnie niczym Szymon Słupnik na widok nadciągającej nawałnicy – Co cię do mnie sprowadza, dobra kobieto?

– Mąż! – zawołała Borówowa i już miała opaść na kolana, ale zrezygnowała.

Proboszcz westchnął pobożnie.

– Pije? – spytał ze zrozumieniem.

– A gdzie tam, księże proboszczu! Najwyżej oranżadę.

– Bi... – zaczął proboszcz i urwał, bo uświadomił sobie, że trudno byłoby znaleźć mężczyznę, który mógłby bijać Borówową, więc zamiast tego spytał: – Męczy?

– Oj, męczy, kochany księże proboszczu, męczy strasznie, tak męczy...

– A w jaki sposób?

– Chórem męczy! Chórem! O popie przeklęty!

Proboszcz pomyślał, że Borówowa cierpi na rodzaj szału religijnego. Niestety nie było w pobliżu nikogo, kto mógłby mu przyjść z pomocą. Zapytał więc jak najdelikatniej:

– A jakże ono męczenie wygląda, dobra kobieto?

– On ma magnetofon, proszę księdza.

– Rozumiem – rzekł proboszcz, ale nie rozumiał.

– I taśmy ma do tego magnetofonu, a na taśmach są same chóry cerkiewne. Chóry śpiewają, a on mamrocze pod nosem. W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego...

I Borówowa z hukiem padła na kolana.

– Wstań, moja córko, i odejdź w pokoju – rzekł ksiądz, nie próbując jednak podnosić Borówowej za ramiona.

A ona jakby tego nie słyszała. Rozszlochała się, biła się w pierś, żegnała, w końcu wydobyła różaniec i zaczęła go krzykliwie odmawiać.

Proboszcz patrzył na Borówową z wielkim niesmakiem.

– Ja tu mam interesantów, dobra kobieto – rzekł w końcu. – Odejdź w pokoju, powiadam ci!

Borówowa zerwała się z klęczek i wkroczyła wprost do sypialni proboszcza. Dopiero po długich tłumaczeniach, że “odejdź w pokoju” nie znaczy “idź do pokoju”, udało się wypchnąć Borówową na korytarz.

Jeszcze dwie godziny siedziała tam i pochlipywała, aż wreszcie, gdy proboszcz poprzysiągł jej na krucyfiksie, że zrobi ze starym Borówą porządek, poszła sobie.

Pędziła ulicą Margerytki, wiatr rozwiewał jej włosy, co pewien czas stawała, unosiła w górę swoją ogromną pięść i groziła nią komuś. Już z daleka słyszała cerkiewny chór, który wyśpiewywał radośnie, ciesząc się z rzadkiej chwili spokoju.

Proboszcz długo myślał, jak zaradzić nieszczęściu Borówowej. Są na świecie większe grzechy niż słuchanie chórów cerkiewnych. Z drugiej strony miałby zasługę niebie, gdyby zdołał namówić jej męża, by słuchał na przykład chórów gregoriańskich... W tej intencji wybrał się pewnego dnia do starego Borówy.

Miłośnik chórów cerkiewnych ani myślał, że go spotka taki zaszczyt. Siedział w swoim pokoju, ubrany w żółty, nieco już podarty szlafrok. Na magnetofonie wirowała szpula z taśmą, prawosławne pienia ulatywały ku sufitowi, a towarzyszył im cichy brzęk wiszącej nad Borówą gołej żarówki.

– Czy można, synu? – spytał kulturalnie proboszcz, wsuwając głowę przez drzwi.

Stary Borówa zerwał się z krzesła i gorączkowo zaczął okrywać szlafrokiem chude golenie.

– Najmocniej przepraszam... – wymamrotał. – Jestem nie ubrany...

– Nie szkodzi, synu – rzekł proboszcz, wkraczając do pokoju. – Pierwsi rodzice też nie mieli stosownego odzienia, a mimo to póki szatan nie wmieszał się do sprawy, Pan nasz znajdował w nich upodobanie.

Stary Borówa nie rozumiał, w czym konkretnie Stwórca znalajdował upodobanie, ale przez grzeczność nie pytał. Przycupnął na brzeżku krzesła i czekał, co będzie dalej.

Ksiądz siadł w fotelu i zaczął rozglądać się po pokoju.

– Słuchasz, widzę – powiedział po dłuższej przerwie.

– Za pozwoleniem księdza proboszcza – rzekł stary Borówa, który uważał, że należy wyrażać się precyzyjnie. – Forma “słuchasz, widzę”, nie jest trafna, bo słuchania nie widać. Należałoby raczej spytać: “słuchasz, słyszę”.

– Coś w tym jest, mój synu – zgodził się proboszcz. – Dziękuję, że zwróciłeś mi na to uwagę... A zatem słuchasz, słyszę?

– Słucham, księże proboszczu.

– I słusznie, albowiem powiedziane jest: kto ma uszy, niechaj słucha. I cóż takiego słyszysz?

– Królestwo Niebieskie, księże proboszczu. Jakbym już tam był.

– Coś podobnego! Królestwo Niebieskie, powiadasz? Daj głośniej, synu.

Stary Borówa przekręcił gałkę i chór ryknął ze wszystkich sił. Borówowa zerwała się i chwyciła stojący na stole ogromny krucyfiks. Wpadła do sąsiedniego pokoju i ujrzała, że Proboszcz i stary Borówa siedzą z zamkniętymi oczami, zasłuchani.

– Panie Boże dopomóż! – jęknęła. – I ksiądz tutaj?!

– Uspokój się, dobra kobieto – rzekł proboszcz. – Jeszcze nie wieczór. Na razie wyjaśniamy sprawę.

– Już ja to widzę! – wrzasnęła Borówowa. – Oj, nie uspokoję się, póki nie padnę do nóg Przenajświętszej Panience.

Musisz wiedzieć, Józefie, że na rogu działki Borówów stała kiedyś kapliczka. Potem wpadła na nią ciężarówka, której wiecznie pijany kierowca utopił się rychło w Wiśle, w czym wielu widziało karę Bożą. Kapliczki nie odbudowano, a stary Borówa zamontował w tym miejscu pompę z rzeźbioną rękojeścią.

Borówowa nigdy nie przyjęła do wiadomości, że pozbawiono ją kapliczki. Teraz widząc proboszcza zasłuchanego w chór cerkiewny wybiegła, z domu i padła krzyżem pod pompą.

Ksiądz i stary Borówa nadal siedzieli z zamkniętymi oczami.

– Czy ksiądz słyszy Królestwo Niebieskie? – pytał stary Borówa.

– Niestety, mój synu, słyszę tylko hałas tego świata.

Stary Borówa uniósł stojący w kącie głośnik i wędrował z nim po pokoju, szukając odpowiedniego miejsca.

– A teraz?

– Słyszę wielu ludzi, którzy daremnie usiłują śpiewać jednym głosem.

Stary Borówa ustawił głośnik między dwoma stosami taśm. Siadł na krześle i przymknął oczy.

Borówowej zrobiło się zimno pod pompą, wstała, wzięła motykę i z wściekłością zaczęła wbijać ją w ziemię. Wreszcie muzyka ucichła.

– Szukanie Królestwa Niebieskiego to rzecz piękna – rzekł proboszcz, podchodząc do okna. – Ale nie należy zapominać o życiu.

– Przepraszam, ale nie podzielam poglądu księdza proboszcza. Przede wszystkim należy zapomnieć o życiu.

Ksiądz popatrzył w głąb ogrodu, gdzie Borówowa zapamiętale wywijała motyką.

– Ta kobieta cierpi – rzekł.

Stary Borówa z trudem otworzył oczy i spojrzał na Borówową, która zaparła się nogami i wyciągała z ziemi jakiś chwast.

– Więc ksiądz nazywa to życiem?

– Owszem, są powabniejsze jego przejawy. Ale ty, synu, przez nikogo nie przymuszony, wybrałeś właśnie ten.

– W tym rzecz! – zawołał stary Borówa. – Dlaczego ja to zrobiłem?! Boże miłosierny! Dlaczego?

– Jest w tym tajemnica. Ale Pan nasz nic nie czyni bez powodu.

Ksiądz oderwał się od okna i ruszył w stronę drzwi.

– A twoje Królestwo Niebieskie, synu – powiedział dobrotliwie – jest tylko złudzeniem. Owszem, Kościół Wschodni jest także chrześcijański, ale to wszystko należałoby... powiedzmy... usunąć...

– Moje taśmy? Co też ksiądz mówi?! Moje taśmy?!

– Więcej pokory i cierpienia, synu. Poza tym... są jeszcze chóry gregoriańskie.

– Nie! – zawołał stary Borówa. – Nie! Tylko nie gregoriańskie!

Ale proboszcz już zamknął drzwi równie cicho i delikatnie, jak je otworzył.

Wyszedł z domu i ruszył ku Borówowej.

– Uczyniłem, co w mojej mocy, dobra kobieto. Ale niewiele mogę. To człowiek opętany.

– Dawno to podejrzewałam! Pamiętam dobrze tę jesień dziesięć lat temu, kiedy go diabeł omotał!

– Mylisz się, moja córko. To człowiek opętany przez anioły.

Oczy Borówowej zrobiły się okrągłe. Stała nieruchomo z motyką oblepioną ziemią, po której łaził tłusty robak. Proboszcz uczynił nad nią znak krzyża i ruszył ku furtce. Dopiero gdy wyszedł na chodnik i znalazł się obok pompy, zawołała nieśmiało:

– A ja, księże proboszczu?! Co ja mam robić?!

– To samo co przedtem, dobra kobieto. Nasz Pan wejrzy i na ciebie...

Borówowa chwyciła mocniej motykę i waliła nią w ziemię tak, jakby Pan Bóg już na nią patrzył. Za oknem starego Borówy znów zaśpiewał cichutko chór.

Proboszcz idący ulicą Margerytki ku słońcu, które nieuchronnie zmierzało w stronę Szpuntowego dachu, usłyszał ten chór i nagle zapragnął zawrócić. Ale przecież czekały na niego obowiązki: zebranie Rady Parafialnej, pogrzeb w czwartek, ślub w niedzielę. Szedł zgarbiony ulicą Margerytki i jakoś nie cieszył go świat Boży.

Stary Borówa stał w oknie i zasłuchany w chór patrzył na Borówową uwijającą się wśród grządek. Po raz pierwszy w życiu pomyślał, że i w niej jest coś boskiego – niepowstrzymana wybujałość natury, która uczyniła ją tak potężną, że nie pasowała do świata zbudowanego dla ludzi przeciętnych. Była to wielkość może zbyt dosłowna, prostacka, ale przecież istniała.

Czuł, że znów ją kocha. Teraz jako przejaw ustanowionego przez Stwórcę porządku świata.RYSIEK

Mój kumpel Rysiek Borówa miał sto dziewięćdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, dokładnie tyle samo co jego rodzice. Był najwyższy w naszym liceum, ale uchodził za naiwnego i niezaradnego życiowo.

Borówa nie pasował do ławki, w której siedział, do tablicy, pisuar w toalecie był względem Ryśka umieszczony przerażająco nisko.

Jako jedyny w klasie umiał grać na gitarze i dlatego był szefem klasowego zespołu w składzie: Borówa – gitara, śpiew, Poldek – kompletna nieumiejętność gry na gitarze basowej, oraz ja – perkusja, chórki i pomruki. Ty, Józefie, oczywiście zawsze byłeś poetą, słuchałeś Bacha i Mozarta i dlatego nie zrozumiesz, z jakim entuzjazmem nasz zespół wykonywał trzy piosenki Beatlesów (bo więcej nie udało się Poldka nauczyć).

Rysiek, śpiewając, wzruszał się do łez, które wycierał nieodmiennie brudną chusteczką.

W kinie “Szpak” wyświetlano właśnie drugi film Beatlesów, Help!. Poldek był na filmie sześć razy (wszystkie seanse), my z Ziantkiem – po pięć, Szpunt – cztery, a Rysiek ani razu. Siedział w domu i cierpiał.

Przyczyną jego cierpienia był niejaki Bumcek, osobnik znany szeroko, po obu stronach torów w Falenicy. W owym czasie miał lat siedemnaście, ale wyglądał przynajmniej na czterdzieści pięć. Jego twarz miała kolor ziemisty, zdobiły ją przedwczesne zmarszczki i szramy, będące pozostałością po licznych bójkach, jakie odbył na trasie Otwock–Warszawa Wschodnia, i tylko na tej trasie, bo dalej nigdy w życiu nie był.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: