Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Klasyk mimo woli. W 150. rocznicę urodzin Tadeusza Żeleńskiego (Boya) - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
4 czerwca 2025
35,00
3500 pkt
punktów Virtualo

Klasyk mimo woli. W 150. rocznicę urodzin Tadeusza Żeleńskiego (Boya) - ebook

Klasyk mimo woli pod redakcją Sylwii Panek i Agaty Zawiszewskiej-Semeniuk to pokłosie wspólnotowego akademickiego namysłu nad spuścizną Tadeusza Żeleńskiego (Boya), podjętego z okazji 150. rocznicy jego urodzin. W tomie zaprezentowano teksty Badaczek i Badaczy z różnych ośrodków naukowych, reprezentujących różne metodologie czytania, pisania i dyskutowania o literaturze, obdarzonych różnymi temperamentami naukowymi i używających różnych stylistyk, którzy przyjrzeli się nie dość jeszcze poznanym aspektom biografii oraz spuścizny ideowej i artystycznej Boya.

Tom Klasyk mimo woli […] jest przedsięwzięciem wydawniczym o znacznym kalibrze zarówno jeśli chodzi o jego przedmiot, jak i składające się na nie teksty. Gest Redaktorek, by w ten sposób uczcić 150. rocznicę urodzin najpopularniejszego w dziejach polskiej krytyki literackiej jej przedstawiciela – bo palmę pierwszeństwa wciąż dzierży tu niepodzielnie Boy – uznać należy za ze wszech miar fortunny. Twórczość, biografia i działalność Boya przepuszczone zostały przez pięć filtrów, lokujących tytułowego bohatera książki we właściwych mu „barwach spektralnych”: wokół biografii/autobiografii […], wokół teatru […] wokół przekładu […], a także w częściach Boy jako pisarz zaangażowany i Boy w oczach innych […]. Każda z części zawiera teksty rewelatorskie, które nie poprzestają na eksploracji Boya w kierunkach zgodnych z dotychczasowym stanem badań, a więc przewidywalnych, lecz wprowadzają te badania na prawdziwie nowe tory. […] Zebrane w tomie teksty na nowo uświadamiają, że Boy – wbrew krytyczno- i historycznoliterackim komunałom – jak to bywa z klasykami, nawet „mimo woli”, nie jest bynajmniej autorem łatwym. Przeciwnie: konkluzję tego rodzaju sformułować można by jedynie na podstawie powierzchownej znajomości jego pism. Ich skontekstualizowana lektura odsłania Żeleńskiego jako postać znacznie bardziej złożoną, niejednoznaczną, a chwilami nawet zagadkową. Otwarta zaś kompozycja całości, pozbawiona podsumowującej kody, wskazuje na możliwość dopisania w przyszłości nowych odsłon, być może nie tylko pod pretekstem kolejnych okrągłych rocznic.

Z recenzji prof. dra hab. Dariusza Skórczewskiego

Spis treści

Wstęp

WOKÓŁ AUTO/BIOGRAFII

Jan Gondowicz

Breweriant. Boy-autoportrecista

Brigitte Gautier

Wszystkie Francuzki Boya

Włodzimierz Próchnicki

Zosia i Fuś – portret podwójny

Elżbieta Hurnik

Wczorajszy świat Tadeusza Żeleńskiego (Boya) i Stefana Zweiga

Agata Zawiszewska-Semeniuk

Boy i Polska Akademia Literatury (rekonesans)

Katarzyna Sadkowska

Pozory normalności. O Boyu i innych we Lwowie raz jeszcze

Anna Nasiłowska

Biografizm w krytyce Żeleńskiego (Boya) i Sainte-Beuve’a

Maria Jolanta Olszewska

Tadeusza Żeleńskiego (Boya) rozrachunki z polską historią. Szkic

Krzysztof Zajas

Kłopoty z polskością. Boy i Mickiewicz

Joanna Miętki

Kilka uwag o sowim zwierciadle Tadeusza Żeleńskiego (Boya)

WOKÓŁ TEATRU

Izolda Kiec

Z litery i z ducha kabaretu. O zielonobalonikowym rodowodzie piosenki

Ryszard Koziołek

Śmiech ze Słówek

Tomasz Sobieraj

O krytycznoteatralnej metodzie i poglądach metateatralnych Tadeusza Żeleńskiego (Boya) w kontekście dwudziestolecia

Dobrochna Ratajczakowa

O recenzjach teatralnych Boya, czyli o sztuce konwersacji (z czytelnikami)

Lidia Ignaczak

Teatralne Boyowanie. Miejsce francuskiej farsy w polskim teatrze międzywojennym z perspektywy recenzenta – Tadeusza Żeleńskiego (Boya)

WOKÓŁ PRZEKŁADU

Michał Bajer

Tłumacz jako primadonna assoluta. Przekład dzieł wszystkich i fantazmat pełni u Tadeusza Żeleńskiego (Boya)

Barbara Brzezicka

Tadeusz Żeleński (Boy) jako tłumacz tekstów filozoficznych

BOY JAKO PISARZ ZAANGAŻOWANY

Katarzyna Deja

Tadeusz Żeleński (Boy) i modernizm zaangażowany

Aleksander Wójtowicz

„Świadoma myśl ludzka” i „ślepy żywioł płodności”: publicystyka Tadeusza Żeleńskiego (Boya) w kontekście nowoczesnej „polityki populacyjnej”

Cezary Zalewski

Ofensywa przeciw zazdrości Tadeusza Żeleńskiego (Boya) (i jej „obrona” przez Marcela Prousta)

Wojciech Śmieja

Boy i homoseksualizm. Literatura, prawo i ten przerażający homoerota we własnej osobie

Dezydery Barłowski

Tadeusz Żeleński (Boy) jako mecenas ludowej sztuki emancypacji

Eliza Kącka

Boy satyr. Strategie skandalisty

BOY W OCZACH INNYCH

Dominika Niedźwiedź

Tłumacz-deprawator. Wizerunek Tadeusza Żeleńskiego (Boya) w prasie narodowo-katolickiej i prawicowej w latach 1929–1934 na przykładzie wybranych tytułów

Maciej Urbanowski

Nie tylko „życie ułatwione”. Skiwski o Tadeuszu Żeleńskim (Boyu)

Sylwia Panek

Witkacy o Boyu

Marek Tomaszewski

Tadeusz Żeleński (Boy) i Antoni Słonimski, dwaj obrońcy demokratycznego społeczeństwa Polski międzywojennej

Maria Kłańska

Postać Tadeusza Żeleńskiego (Boya) we współczesnych retro-kryminałach

Nota edytorska

Indeks nazwisk

 

Kategoria: Polonistyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-242-6806-1
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Formuła „klasyk mimo woli” odsyła w pierwszej kolejności do tytułu jednego z felietonów Tadeusza Żeleńskiego (Boya), w którym – na przykładzie recepcji biografii i spuścizny Benjamina Constanta – autor Słówek dowodził, że „kariera pisarza nie kończy się z życiem, przeciwnie, ciągnie się po śmierci, ma swoje niespodzianki, swoje dobre i złe szanse, swoje oportunizmy, ba, swoje protekcje!”1. „Klasyk mimo woli” to, w dalszej kolejności, nawiązanie do licznych, rozproszonych w pismach Boya, dowcipnych a trafnych uwag o paradoksalnym statusie pisarzy wybitnych w kulturze narodowej. Status ów można określić następująco: wskutek różnych okoliczności zewnętrznych, na przykład utraty niepodległego państwa lub dominant jego polityki kulturalnej, społeczeństwo przykrawa biografię i dorobek klasyków tak, by dostarczali potomnym wzory egzystencji absolutnie etycznej i sztuki zaangażowanej wyłącznie w ekspresję lub obronę aktualnych interesów narodu. Petryfikacja tego rodzaju powoduje nieuchronnie odpływ autentycznego zainteresowania bohaterami zbiorowej wyobraźni, usuwa bowiem z pola widzenia ich postępki o niejasnej genezie i niejednoznacznej kwalifikacji moralnej czy dzieła nieprzystające do modelu twórczości opowiadającej się po właściwej stronie ideowej barykady. Innymi słowy, pomija się wszystkie te czynniki, które pozwalają obcować współczesnym z ich przodkami jako „ludźmi żywymi” w całej ich duchowej złożoności, działającymi „budująco, ale niekoniecznie przez same swoje cnoty”2. Rozważając w komentarzu do pism Adama Mickiewicza „skomplikowany stosunek publiczności do arcydzieł literatury”, Boy podkreślał – co brzmi dzisiaj jak ferdydurkizm – że wśród „szeregu rzeczy spiskującym przeciw bezpośredniości naszego odczuwania” pierwszeństwo należy się szkole jako „formie, w jakiej w młodocianym wieku podają nam literaturę”3. Jako intelektualny spadkobierca drugiej połowy XIX wieku, wychowany – jak wielu jego rówieśników – w kulcie romantycznych wieszczów i fascynacji kulturą francuską, Żeleński miał mocne podstawy do żartów, iż „lasyk to jest pisarz, który dość dawno umarł i którego dzieła, w zbiorowym wydaniu i w jednakowej oprawie, szanujący się obywatel ustawia na półce po to, aby ich nie czytać”4.

Atencja i miłość Boya do literatury jako najszlachetniejszego – jego zdaniem – wytworu ludzkiego ducha i sposobu komunikacji współczesności z przeszłością inspirowały go do pisania artykułów „rewizjonistycznych”, przeciwstawiających się mechanizmom upraszczania wielowymiarowych biografii wybitnych postaci ad usum Delphini. W tekście o George’u Byronie sarkał: „Niejeden mówił sobie: »Byron…, a, wiem, znam«, a znał w rzeczywistości kształt jego kołnierzyka i trochę plotek. Wyrazistym swoim profilem niejako uwalniał od czytania”5. Ubolewał nad pośmiertną maską François Rabelais’go, którego legenda „zgodnie z ludzką potrzebą stopienia w jedność dzieła i twórcy czyni zeń przede wszystkim wesołego kompana, bibosza, bufona niewyczerpanego w konceptach i nie szanującego nic w świecie”6. Jako tyleż spadkobierca i kontynuator, co „likwidator” neoromantycznych elementów formacji modernistycznej, Boy postulował, by równoważyć siły kanonizacji vs. petryfikacji, urządzając regularne „giełdy ducha”. Tego rodzajowi „dyskusji, rewizji – w których każde pokolenie ustala swój stosunek do danego twórcy”7 szczególnie sprzyjają wszelkiego rodzaju rocznice. Chociaż autor Słówek nie był „zbytnim czcicielem jubileuszów”8, to dostrzegał i doceniał związane z nimi pożytki: przesuwanie akcentów, zmianę perspektyw, pogłębianie wiedzy, poszerzanie horyzontów. Twierdził, że „przynajmniej w społeczeństwach, które z własną literaturą łączy szczery i żywy stosunek – bywają zawsze momentem pewnej rewizji. Albowiem stosunek każdego pokolenia do wielkich imion i twórców zmienia się: nawet gdy uwielbienie trwa, motywy jego mogą się odmieniać”9.

Zarówno fundamentalne opracowania źródłowe Barbary Winklowej do dziejów recepcji twórczości Boya (należy ubolewać, że badania doprowadzone przez nią do końca lat 60. XX wieku nie były kontynuowane z tą samą pieczołowitością przez kolejne pokolenia badaczy), jak i prasowe dyskusje edytorów towarzyszące publikacji kolejnych tomów jego Pism pod redakcją naukową Henryka Markiewicza, wreszcie – biografie autora Obrachunków fredrowskich wydawane po 1989 roku dowodzą, że diagnozowane i wykpiwane przezeń prawidłowości kanonizacji vs. petryfikacji również jego nie ominęły. Prześledzenie ideowych kryteriów opisu i oceny życia i spuścizny Boya, stosowanych przez uczestników życia literackiego od drugiej połowy XX wieku do czasów obecnych, byłoby formą kontynuacji badań prowadzonych przez Winklową, ale wcześniej uprawianych z zamiłowaniem przez bohatera niniejszych rozważań nad spuścizną jego ulubionych pisarzy. W istocie bowiem, czytając dzieła klasyków, zawsze najpierw szukał on odpowiedzi na pytanie: „czym się dzieje, że pisarz obleka się dla potomności w tę lub inną fizjognomię; że stawszy się ideą, rzeczą – zdawałoby się – bez wieku, przybiera mimo to pewien określony wiek; oko potomności utrwala go chętniej w pewnym momencie jego rozwoju”10.

Podsumowując głosy badaczy, krytyków i sympatyków twórczości Tadeusza Żeleńskiego, zebrane z kilku ostatnich dekad, można – oczywiście w dużym skrócie, a więc i uproszczeniu – powiedzieć, że udało mu się zrealizować plan zarysowany w międzywojniu dla literatury polskiej. A mianowicie, Boy zdobył niekwestionowane miano „klasyka niemoralnego”, równoważącego wpływ romantyków w naszej kulturze narodowej – status autora „literatury niemoralnej”, czyli obrażającej „poczucia moralne swoich współobywateli”11, który „igra z najbardziej uświęconymi pojęciami, z najbardziej czcigodnymi uczuciami”, „prowokuje”, „demaskuje”, „ośmiela do myślenia”12. Niestety, także życiu i dziełu „klasyka niemoralnego”, choćby najprzemyślniej „błaznującego”, zagroziły procesy upraszczania. Autonomia w myśli, mowie, stylu życia i twórczości Żeleńskiego była od początku XXI wieku powoli sprowadzana – przede wszystkim na potrzeby masowego czytelnika – do biograficznych sensacji. „Klasyk niemoralny” w najszlachetniejszym znaczeniu tego terminu stał się niemal „klasykiem spod ciemnej gwiazdy” – w tak zatytułowanym felietonie o pośmiertnej sławie Restifa de La Bretonne’a jego wielbiciel napisał, że „edną z ciekawszych rzeczy są pośmiertne kariery pisarzy, płynność w kolejnym stosunku pokoleń do dzieł przeszłości. Pod warunkiem, że nie będzie się szukało jej wyrazu w oficjalnej historii literatury”13.

Taki stan rzeczy stał się punktem wyjścia i odniesienia dla grona Badaczek i Badaczy – reprezentujących różne ośrodki akademickie, różne pokolenia humanistów, różne metodologie czytania, pisania i dyskutowania o literaturze, obdarzonych różnymi temperamentami naukowymi i używających różnych stylistyk – którzy spotkali się 18 i 19 stycznia 2024 roku na ogólnopolskiej konferencji naukowej zatytułowanej Klasyk mimo woli. W 150. rocznicę urodzin Tadeusza Żeleńskiego (Boya), zorganizowanej przez Instytut Literatury i Nowych Mediów Uniwersytetu Szczecińskiego oraz Instytut Filologii Polskiej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Idąc szlakiem przetartym przez autora Słówek, korzystając z jego wskazówek i ostrzeżeń, uczestnicy konferencji postanowili wykorzystać okrągłą rocznicę, aby „odnowić stosunek” do tego pisarza, odnotować „z czułością sejsmografu wrażliwość i jej rodzaj – na te lub inne prądy, na te lub inne utwory” w jego spuściźnie, co uważał za „piękne zadanie krytyki literackiej”14. Stawiał przed nią „dwojakie zadania”: „Jedno – to pośrednictwo między wrażliwością widza a wartościami dzieła. Drugie – to wiązanie dzieła z jego epoką, objaśnienie go, odpowiednie nastawienie czytelnika do tworu powstałego w innej dobie, w innych warunkach”15.

Zgromadzeni na konferencji naukowcy starali się realizować oba te „piękne zadania” krytyki literackiej, przyglądając się nie dość jeszcze poznanym aspektom biografii Boya czy też nieprzeczuwanym dotąd walorom jego spuścizny ideowej i artystycznej oraz podejmując próby zrozumienia ich w kontekście trzech epok literackich, do których zalicza się jego aktywność: Młodej Polski, dwudziestolecia międzywojennego i drugiej wojny światowej. Wystąpienia konferencyjne zostały ułożone – zgodnie z ich problemowymi dominantami – w panele poświęcone tekstom auto/biograficznym Boya, jego stosunkowi do historii oraz miejscu w historii literatury i teatru, praktykom translatorskim i interwencjom społecznym, a także recepcji jego biografii i twórczości. Książka niniejsza zachowuje tę pierwotną strukturę konferencji, zawiera ponadto przedruki kilku, opublikowanych w ostatnich latach, tekstów o Boyu, uznanych przez Redaktorki za istotne uzupełnienie obrad (zostały one odnotowane w osobnej nocie edytorskiej). W tym miejscu Redaktorki składają Autorom podziękowanie za zgodę na ich ponowne udostępnienie w nowym kontekście publikacyjnym. Wyniki wspólnego zbiorowego namysłu nad „problematem Boya” znów można podsumować jego własnymi słowami, że: „błazen i człowiek nauki, że leniwy wierszokleta i zajadły pracownik to nie są dwie osoby luzujące się na przemian i wstydzące się jedna drugiej – jedna czcigodna, a druga kompromitująca – ale że to jest zupełnie jeden i ten sam człowiek”16 oraz: „Im dłużej artysta żyje, tym mniej się o nim wie”17.

Teraz, wykonawszy w najlepszej wierze pracę „pośredników w miłości” do literatury, czyli „ułatwiwszy porozumienie” między Czytelnikami a pisarzem, Autorki i Autorzy monografii o Boyu mogą „dyskretnie się wycofać”18…

Sylwia Panek

Agata Zawiszewska-Semeniuk

------------------------------------------------------------------------

1.

1 T. Żeleński (Boy), Stulecie klasyka mimo woli, w: tegoż, Pisma, t. X: Mózg i płeć III, red. H. Markiewicz, oprac. i przedm. J. Kott, Warszawa 1957, s. 24.

2.

2 T. Żeleński (Boy), Mickiewicz a my, w: tegoż, Pisma, t. IV: Brązownicy i inne szkice o Mickie­wiczu, red. H. Markiewicz, przedm. M. Janion, Warszawa 1956, s. 33.

3.

3

Tamże, s. 29.

4.

4 T. Żeleński (Boy), Gry słów, w: tegoż, Pisma, t. VI: Szkice literackie, red. i oprac. H. Markiewicz, Warszawa 1956, s. 116.

5.

5 T. Żeleński (Boy), Na marginesie stulecia Byrona, w: tegoż, Pisma, t. VI, dz. cyt., s. 38.

6.

6 T. Żeleński (Boy), Rabelais, w: tegoż, Pisma, t. VIII: Mózg i płeć I, red. i oprac. H. Markiewicz, oprac. i przedm. J. Kott, Warszawa 1957, s. 85.

7.

7 T. Żeleński-Boy, Dziwna przygoda pierwszej powieści Stendhala, w: tegoż, Pisma, t. XII: Stendhal i Balzak, red. H. Markiewicz, oprac. J. Kott, Warszawa 1958, s. 75.

8.

8 T. Żeleński (Boy), Cichy jubileusz, w: tegoż, Pisma, t. II: „Znasz-li ten kraj?…” i inne wspomnienia, red. H. Markiewicz, oprac. W. Kopaliński, Warszawa 1956, s. 256.

9.

9

T. Żeleński (Boy), Na marginesie stulecia Byrona, dz. cyt., s. 37.

10.

10 T. Żeleński (Boy), Smutny Szatan, w: tegoż, Pisma, t. III: Ludzie żywi, red. H. Markiewicz, Warszawa 1956, s. 76.

11.

11 T. Żeleński (Boy), O literaturze niemoralnej, w: tegoż, Pisma, t. VI, dz. cyt., s. 11.

12.

12 T. Żeleński (Boy), List otwarty do pani Izy Moszczeńskiej z „Kuriera Warszawskiego”, w: tegoż, Pisma, t. XVI: Felietony I, red. H. Markiewicz, oprac. W. Kopaliński, Warszawa 1958, s. 330.

13.

13

T. Żeleński (Boy), Klasyk spod ciemnej gwiazdy, w: tegoż, Pisma, t. IX: Mózg i płeć II, red. H. Markiewicz, oprac. i przedm. J. Kott, Warszawa 1957, s. 263.

14.

14 T. Żeleński (Boy), Mickiewicz a my, dz. cyt., s. 31.

15.

15 Tamże, s. 32.

16.

16

T. Żeleński (Boy), Jak zostałem literatem, w: tegoż, Pisma, t. II, dz. cyt., s. 310.

17.

17 T. Żeleński (Boy), Obrachunki fredrowskie, w: tegoż, Pisma, t. V: Obrachunki Fredrowskie, red. i oprac. H. Markiewicz, Warszawa 1956, s. 32.

18.

18 T. Żeleński (Boy), Mózg i płeć. Przedmowa do pierwszego wydania, w: tegoż, Pisma, t. VIII, dz. cyt., s. 18.Jan Gondowicz

Breweriant. Boy-autoportrecista

Jak w znanym dowcipie o numerowaniu dowcipów, numeruje się czasem anegdoty. Anegdota numer 20 ze zbioru relacji o Francu Fiszerze Na rogu świata i nieskończoności przynosi opowiastkę w klimacie humoresek Czechowa. Spisał ją Antoni Słonimski:

Pewien zamożny ziemianin – opowiadał Fiszer – zwykle grywał w karty w bufecie kolejowym w Łomży. Kiedyś, czekając parę godzin na pociąg, nie mając partnerów, zwrócił się do bufetowego, czy nie znalazłby mu jakich graczy. Bufetowy oznajmił, że jest dwu graczy, ale są to znani szulerzy z Częstochowy. – Z szulerami grać nie będę – obruszył się szlagon. Po półgodzinie załamał się psychicznie i zwrócił się do bufetowego: – Daj pan tych szulerów, zagram, ale na gotówkę. – Bufetowy wrócił po chwili i oznajmił, że niestety szulerzy nie mają ani grosza, bo ich poprzedniego dnia ograli szulerzy warszawscy. – Z szulerami, i to jeszcze bez gotówki, mowy nie ma! – sapał z irytacji ziemianin. Po drugiej półgodzinie zwrócił się znów do bufetowego: – Dawaj pan tych szulerów, ja im pożyczę. – To – dodawał Fiszer z uznaniem – to był gracz prawdziwy!1

W co grano w tej Łomży? Pewnie w staroświeckiego ferbla. Jednak w tym samym mniej więcej czasie Tadeusz Żeleński uznawał wyłącznie „wściekłego bakarata”. Był co się zowie graczem prawdziwym w wyżej podanym sensie i ujrzał w tej grze coś na kształt wtajemniczenia. „Siedząc żałośnie nad bakiem – czytamy w znanym wierszu Słówek – Dumałem o życiu takiem…”2. Żart! Ale po latach już bynajmniej już nie żartował.Od dziesiątego wydania Słówek uczony komentarz doktora Tadeusza Żeleńskiego odsyła wspomniany wierszyk do szkicu Czysta poezja, otwierającego (bodaj nie przypadkiem) zbiór Marzenie i pysk (1930)3. Owa Czysta poezja to perła eseistyki Boya, w której naprawdę jest w czym wybierać. Tekst wiąże w równych proporcjach „pysk” z „marzeniem” – to, co nieczyste, z tym, co wzniosłe, co poniżające – z istotnym; co bezwstydne – z darzącym mądrością.

Czym jest czysta poezja z tytułu eseju, Boy wyłożył sporo wcześniej w czwartym tomie Flirtu z Melpomeną, recenzując francuską komedię Dzień cudów:

Jest jeden cudowny talizman, mający władzę rzucania tęczowego mostu pomiędzy naszem szarem, smutnem życiem a zaczarowanym światem cudów, światem owych baśni, któremi kołysało się nasze dziecięctwo. Jest moc, która, jakby czyniąc sobie igraszkę, może w ciągu kilku godzin biednego prostaczka wynieść na zawrotne wyżyny, uczynić równym potentatom tego świata, aby potem, z ironicznym uśmiechem, jednym szczutkiem strącić go w dawną mizerję. Tym talizmanem, tą mocą, tym duchem jest po prostu – talja kart. Talja kart, to poezja, to czyn, to marzenie w kieszonkowem wydaniu i dostępne każdemu. Nie każdy może napisać poemat, wygrać bitwę, przeprowadzić szczęśliwie misję polityczną; ale każdy może uczynić to, w czem mieszczą się poniekąd sensacje tego wszystkiego razem: trzymać bank i pociągnąć „passę” dwanaście razy z rzędu…4

Jak wskazuje porównanie daty premiery Dnia cudów z datą pierwodruku recenzji, Boy tworzył swe nader obszerne omówienie tej bulwarowej sztuczki całą noc, porwany siłą wspomnień, w autentycznych emocjach. Z myślą zarówno o tych, którzy nie znają reguł gry w bakarata, jak i tych, co znają je aż nazbyt dobrze, skłaniał ich do utożsamienia się ze szczęśliwym graczem, przedstawionym – niczym w liście prywatnym – w drugiej osobie gramatycznej:

Czy jest taki nieszczęśnik, który nigdy w życiu nie grał w baka? Żal mi go: zubożył swoją egzystencję o 50% wrażeń. Trzymasz w ręku talję kart; przeciągnąłeś szczęśliwie pięć, sześć razy; zostawiasz wszystko. Banco! Karty padają, wśród ciszy, z mechaniczną sprawnością: raz, dwa, raz, dwa; wykrywasz trzecią – sprzedałeś trójkę. Zaglądasz w swoje: – piątka. Chwila wahania, lekkie ciareczki przebiegają ci przez krzyże, wreszcie kupujesz. Teraz „filujesz”. Jeżeli jest jakaś przyjemność, którą szatan wymyślił osobiście, to owa aż do bólu mocna rozkosz „filowania”. Wysuwają się dwa rożki, potem nic, długo nic, biała płaszczyzna niemal aż do środka. Na tym milimetrze, który się odsłoni za chwilę, skupia się twoja myśl, życie, nadzieja, duma: jeżeli się okaże czwórka, jesteś bohaterem, bogiem, jeśli piątka – durniem. Czwórka! Oddychasz; oddech zawieszony długo, długo, wydziera się z ulgą; tak musiał odetchnąć Napoleon po wzięciu mostu pod Lodi, lub Mickiewicz, gdy wyrzucił z siebie lawę swej improwizacji5.

Z perspektywy stulecia czytelnik odnieść może wrażenie, iż hazard pod piórem Boya rywalizuje zwycięsko z kwestiami, które zbudowały jego reputację: uwolnieniem erotyki z pęt konwenansu, wyzwoleniem kobiet, propagandą francuskiej clarté, ograniczeniem wpływów Kościoła katolickiego, odbrązawianiem wieszcza i tak dalej. Cały niewątpliwy Boyowski racjonalizm kapituluje w tym wywodzie w obliczu metafizyki czystej emocji, libido sukcesu, o jakim wiele rzec mógłby nader ówcześnie poważany psychoanalityk Alfred Adler6. Kluczowe odkrycie Adlera, Minderwertigkeitskomplex, kompleks niższej wartości i żądzę wydobycia się zeń, Boy odtwarza z bezbłędną ścisłością:

Talja kart, to przedmiot, w którym mieści się w całej czystości najgłębszy filozoficzny problem świata: tajemnica determinizmu i wolności. Rozdajesz po dwie karty: przeciwnik ma ósemkę, ty dziewiątkę; obie te cyfry spoczywały obok siebie w talji, niezawodnie, nieodmiennie, mimo to uczuciowo wygrana była aktem twojej zwycięskiej woli, i duma, która rozpiera twoją pierś, w niczem nie ustępuje dumie najbardziej zasłużonych ludzi czynu7.

Istota rzeczy polega więc na odzyskaniu poczucia panowania nad losem przez narzucenie przypadkowi własnej woli. Fiksowanie wzrokiem odsłanianych kart czy kulki rulety należy do widomych objawów tej najpierwotniejszej z magii. Późniejszy o sześć lat esej, a właściwie studium medyko-socjologiczne Czysta poezja intuicję tę poszerza i pogłębia: zmagania z przeznaczeniem ujawniają swe oblicze nałogu. Toteż w diagnozie Boya jaskinia gry okazuje się przystanią dusz nie tyle znieprawionych, ile wydanych na łaskę przypadku. Hazardziści Boyowscy to bardzo średnia krakowska klasa średnia: studenteria, biuraliści, rzemiosło – ludzie (zawsze – co skłania do refleksji – mężczyźni) rozczarowani i wyjałowieni:

Nic nie można było zarobić, nic wykombinować, pensja w tem biednym urzędniczem mieście nikomu nie wystarczała . Drugą przyczyną to było ubóstwo już nie pieniędzy, ale życia. To był Kraków z epoki W sieci, gdy młodzi tłukli głowami o mur. Smutek, ciasnota, beznadziejność… Karciarnia była w maleńkim Krakowie niby eksterytorjalna ambasada potężnego szatana. Miało się uczucie, jakby, za obróceniem pierścienia w bajce lub wymówieniem zaklętego słowa, otwierał się sezam wzruszeń, przeżyć, nadziei…8

Młody Tadeusz Żeleński trafił w to środowisko, z czego zdawał sobie sprawę, jako, by tak rzec, kandydat do deklasacji, na progu katastrofy, która spotkała na przykład jego partnera od kart, Włodzimierza Asnyka, syna poety („Synowie takich ojców…”9). Na tym tle rozlokowane zostaje kapitalne panoptikum graczy – co do jednego nieudaczników lub desperatów. I aczkolwiek bakarat w zasadzie jest grą losową, twórca sylwetek nie wspomina, by którykolwiek z nich wyszedł w hazardzie na swoje.

„Byłem tedy graczem; mogę się przyznać, już jest przedawnienie”10. Lecz kiedy się to działo, jest nie całkiem pewne. Z jednej strony wspomina Boy o „obkuwaniu podręczników medycyny” i „wiszących wciąż nad głową egzaminach lekarskich”, od której to wizji uciekał. Mowa więc o czasach sprzed „kryzysu powołania” medycznego i przerwy w studiach 1898–1899. Z drugiej opowiada, jak wymknął się z widowni spektaklu teatru japońskiego, by wrócić do stołu gry. Sławna tragiczka Sada Yacco wystąpiła w Krakowie raz jeden, 11 marca 1902 roku11, gdy dr Tadeusz Żeleński był już obiecującym stażystą w Szpitalu św. Łazarza. Stąd wniosek, że dotknęła go, mówiąc językiem medycznym, recydywa. Wspomnienia Boya z tych lat są szczególnie zwodnicze i sumaryczne, zaś korespondencja przepadła. Przyjąć można, iż uzyskane przezeń w 1898 roku fatalne stypendium wojskowe w wysokości pięciuset guldenów (właściwie już koron austro-węgierskich)12 pochłonęły finansowane z uwagi na Dagny ekscesy Przybyszewskiego. Nie była to suma zawrotna: odpowiadała stu litrom koniaku. Trudno rzec, by armia austriacka szacowała wysoko swych medyków. Natomiast hazard służyć miał uzupełnianiu ciągłych deficytów. W miarę możliwości: „Byłem wówczas potrosze graczem; jak wiadomo, szczęście bywa zmienne”13. Skądinąd kronikarz Znasz-li ten kraj?… nader starannie maskuje fakt, że wkrótce (od przybycia do Krakowa Dagny w listopadzie 1898) przyszło mu stać się jednym z głównych sponsorów „Przybysza”, i temu właśnie zawdzięczał przynależność do jego „bandy”. Powrót do gry w 1902 roku miał natomiast na celu zwrot (skądinąd, jak zastrzega Boy, zasadniczo nieprawny) pobranej sumy, a tym samym uniknięcie sześcioletniej służby wojskowej, do której go powołano, co relacjonuje w felietonie Mój debiut w psychiatrii14. Od wojska wymigał się cudem, lecz nigdy się nie odegrał.

Cały ów biograficzny epizod wskazuje, jak środek zdobycia pieniędzy stał się celem samym w sobie, darząc ofiarę hazardu nieodpartym oszołomieniem, ilinx w kategoriach Rogera Caillois. „Mnie samemu, w bogobojnym Krakowie – wspomina Boy – zdarzało się za młodu rżnąć w baka, przez 40 godzin nie wstając z krzesła: rzecz fatalna dla zdrowia!”15. Za dobroduszną autoironią byłego już lekarza kryją się jednak zadziwiające emocje. Boy tym razem recenzuje bowiem pamflet sceniczny Gabrieli Zapolskiej o akcji umieszczonej w Monte Carlo. I w nieświadomie komiczny sposób bierze kasyno w obronę:

Zapewne, Monte-Carlo nie jest przybytkiem cnoty; ale trudno znowuż zwalać mu na głowę wszystkie nieprawości ludzkie. Nie tworzy ono graczy, tylko ich skupia, zapewniając im warunki gry względnie bardzo przyzwoite i bezpieczne. Przedewszystkiem, każdy może przegrać tylko to, co ma w kieszeni, nie może zgrać się na słowo, co bywa najczęstszem źródłem tragedji. Świadomość iż, w razie zupełnej przegranej, trzeba bezzwłocznie opuścić plac boju, sprawia iż gra się tam znacznie umiarkowaniej i niżej niż u siebie w domu, gdzie człowiek czuje za sobą różne, mniej lub więcej godziwe, źródła pieniędzy i kredytu. Wogóle zgrywają się tam (zwłaszcza drobni gracze) o wiele mniej niż się mówi, a nawet myśli: niejeden „zgrany”, gdyby obliczył wydatki pobytu, okazałby się może wygranym; a mimo to, poczciwe kasyno wspomoże go wiatykiem na drogę. Jest się w dobrym klimacie, pięknem otoczeniu . Trzeba przyjąć za pewnik, że każdy, kto gra nałogowo w Monte, zgrywałby się i gdzieindziej: a przeciwnie, są typy, które, dzięki nadziei dorocznej wycieczki do Monte-Carlo, prowadzą, przez 11 miesięcy w roku, oszczędny i pracowity żywot16.

Poczciwe kasyno… Idylla! Jakiż kontrast z ponurymi szulerniami na krakowskim Stradomiu czy Grzegórzkach!

Co stoi za tą wizją? Niewątpliwie Bodenhain, wystawiona w Zielonym Baloniku parodia umoralniającej sztuki Lucjana Rydla (1906) pod tymże tytułem. Lektura tekstu Boya nie pozostawia wątpliwości, że musiał on zawadzić o „wspaniałe salony bakaratowe” Monte Carlo, zapewne podczas drugiego stypendium paryskiego w 1904 roku. I ze świeżej pamięci stworzył postać 99-letniego polskiego arystokraty, któremu ku konsternacji szefów kasyna sprzyja szczęście w grze i który udziela wnukowi i siostrzeńcowi nauk, znanych po latach z Boyowskiej Czystej poezji:

Ziemowit gwałtownie

Ja chcę być mojej karty panem!

Hr. Napoleon z goryczą i smutkiem

Panem? Z nas każdy karty sługą!

Ona władczyni, ona pani,

Ona kieruje złota strugą,

A myśmy wszyscy jej poddani;

W tym, dziecko, mądrość tkwi najwyższa,

By umieć s ł u c h a ć jej rozkazu,

A wówczas ze swojego spichrza

Da ci garść złota raz po razu17.

Bakarat to gra publiczna i spektakularna. Przy długim stole, gdzie optymalna liczba wynosi czternastu graczy, każdy, czekając na swoją kolej, obserwować może pozostałych. Szczególnie zaś tego, który akurat ciągnie dwie karty lub dobiera trzecią. Wygrywa, mając na ręce najwyższe karty: dziewiątkę – duży szlagier, jak poucza w przypisach do Bodenhainu dr Tadeusz Żeleński, lub przynajmniej ósemkę – mały szlagier, „bardzo wysoką kartę, prawie dającą pewność wygranej”18. Niestety, wyższą kartę może mieć krupier… Rozgrywki błyskawicznie obiegają stół, stąd inna nazwa gry: chemin de fer, czyli kolejka. By uniknąć rozpoznania koszulek konkretnych kart, co potrafią niektórzy gracze, używa się kolejno ośmiu talii. I tu pojawia się motyw z anegdoty Franca Fiszera: „Ogłupienie grą przechodzi w najniebezpieczniejszą fazę, kiedy zaczyna trącić finansowym platonizmem. Dochodzi się do tego, że wszystko jedno jak, z kim, po czemu, byle grać”19. Po latach doświadczenie to zabarwiało czasem konieczność recenzowania kiepskich sztuk – i wtedy pod pióro Boya trafiało, jakby niechcący, słownictwo bakarata: „Byłbym pochlebcą, gdybym powiedział, że pomysł, na którym opiera się ta komedyjka, jest bardzo nowy; ale, ostatecznie i dziewiątka w baku nie jest niczem nowem, a przecież można ją zawsze oglądać z przyjemnością”20. Recenzent nie ma żadnej wątpliwości, że wyraża się w sposób powszechnie zrozumiały.

„Sam był dla siebie problemem. Wykładał na widok publiczny epizody życiowe, które ludzie pospolicie ukrywają (hazard, symulacja obłędu itp.)” – stwierdza w pionierskiej książce o Boyu sceptyczny wobec jego wynurzeń Andrzej Stawar. „Boy nie szczędzi rysów o charakterze niemal psychopatycznym”21. Istotnie, świadectwa tak drastyczne, jak Jeszcze dokumenty ze zbioru Słowa cienkie i grube (1931) czy sławny felieton Czemu? z tomu Zmysły… zmysły… (1932) nie mają sobie równych w publicystyce Dwudziestolecia, a i długo później. Uchylając się od rozwiązania zagadki osobowości Boya, Stawar przywołuje Wyznania Rousseau, z którymi ich tłumacz zdaje się rywalizować. Nie bez racji: „Czy mianowicie nie byłoby dobrze, czy nie byłoby zbawienne – czytamy – aby pisarze nasi pokazywali się czasem publiczności tak, jak ich Pan Bóg stworzył (oczywiście w znaczeniu moralnem, proszę być bez obawy)”22, co wiedzie do brzmiącej już poważnie deklaracji: „Prześladuje mnie największa z tragedji: dwoistość osobowości”23. Wypowiedziawszy to zdanie, Boy z miejsca zjeżdża na kontrast tłumacza-benedyktyna, niemal profesora, oraz leniwego, kapryśnego i lubieżnego poety, co stanowi prześladujący go komunał. Istota rzeczy tkwi jednak, jak się zdaje, gdzie indziej: w strukturze świadomości pisarskiej podzielonej na obserwowanego i obserwatora. Dwa wyżej wspomniane, kompromitujące ponoć felietony dają temu dobitne świadectwo. „Sam był dla siebie problemem”… Przypadkiem do zbadania.

Tadeusz Żeleński, już sceptyczny Boy, spogląda w Czystej poezji na opętanego przez demona gry jeszcze-nie-Boya, odtwarzając z pamięci wypełniający spelunkę klimat rozprzężenia. I on także siedzi tam przy kartach wśród demonicznych w swym zaślepieniu straceńców, żywych trupów, znieczulony na wszystko, co nie jest grą: „Od pierwszego wejścia chwyta po prostu za włosy astralna ręka gry, dreszczyk przebiega po krzyżach. Stanowczo w tem jest coś więcej, niż te pieniądze, które się rozgrywa: to powietrze przesycone wszystkiemi możliwościami, całą energją potencjalną szansy, niespodzianki, występku i nieszczęścia, energją, która jest utajona w talji kart”24. Żeby tak widzieć siebie, trzeba zdobyć się na szczególną odwagę, tym bardziej, jeśli ma to trafić pod osąd opinii publicznej. Jest to moment, w którym osławione Boyowskie brewerie przechodzą w wielkie serio obnażonej ludzkiej natury. Istotnie, pisarz odkrywa tu w sobie człowieka „jak go Pan Bóg stworzył”, zaś tę nagość ledwie przysłonić może ironia: „Niejeden z państwa zauważył, że nic tak nie nastraja do filozoficznych dumań, jak zerżnąć się w baka, ale tak na goło!…”25.

Bibliografia

Adler Alfred, Znajomość człowieka. Charakter, przeł. J. Buchholtzowa, Warszawa 1935.

Na rogu świata i nieskończoności. Wspomnienia o Franciszku Fiszerze, zebrał i opracował R. Loth, Warszawa 1985.

Stawar Andrzej, Tadeusz Żeleński (Boy), Warszawa 1958.

Wśród mitów teatralnych Młodej Polski, red. I. Sławińska, M.B. Stykowa, Kraków 1983.

Żeleński-Boy Tadeusz, Brewerje, Warszawa 1926.

Żeleński-Boy Tadeusz, Flirt z Melpomeną i inne flirciki (wieczór trzeci), Kraków 1922.

Żeleński-Boy Tadeusz, Flirt z Melpomeną (wieczór czwarty), Warszawa 1924.

Żeleński-Boy Tadeusz, Flirt z Melpomeną. Wieczór ósmy, Warszawa 1929.

Żeleński-Boy Tadeusz, Marzenie i pysk, Warszawa 1930.

Żeleński-Boy Tadeusz, Słówka. Wydanie nowe, przedmową i komentarzem opatrzył dr Tadeusz Żeleński, Kraków 1962.

Żeleński-Boy Tadeusz, Znasz-li ten kraj?… (Cyganerja Krakowska), Warszawa 1932.

Breweriant. Boy-autoportrecista

Abstrakt: Tadeusz Żeleński (Boy) w Czystej poezji – jednym z najlepszych swoich esejów, otwierającym zbiór Marzenie i pysk – przyznaje się do hazardowego nałogu sprzed lat. A okazał się szczególnie podatny na uroki gry w bakarata, łasy na emocje, na klimat wtajemniczenia towarzyszący karcianym potyczkom. Żeleński grać zaczął nie bez powodów natury osobistej, finansowej, a także środowiskowej. Kraków lat 80. XIX wieku nie oferował ani wielu rozrywek, ani możliwości zarobkowania, wybicia się. Hazard staje się w tekstach Boya nie tylko epizodem biograficznym, lecz także poligonem autoanalizy. Z bakarata czyni metaforę gry społecznej, ale i – co ważniejsze – „ogrywania” przypadku.

Słowa kluczowe: Tadeusz Żeleński (Boy), nałóg, inicjacja, hazard, autoanaliza, biografia

The Rogue. Boy the Self-Portraitist

Abstract: In his work ‘Czysta poezja’ (Pure Poetry), one of the best essays that opens the collection ‘Marzenie i pysk’ (The Dream and the Gob), Tadeusz Żeleński (Boy) confesses to a gambling addiction from years past. It seems he had been particularly susceptible to the charm of baccarat, avidly gulping the emotions and atmosphere of initiation that accompanies card skirmishes. Żeleński started playing not without motivations of a personal, financial or even social nature. Kraków in the 1890s did not offer much in the way of entertainment or opportunities to earn a living or make a name. In Boy’s texts, gambling becomes not only a biographical episode, but also a field for self-analysis. He turns baccarat into a metaphor for the social game, but also and more importantly, for ‘putting one over’ chance itself.

Key words: Tadeusz Żeleński (Boy), addiction, initiation, gambling, self-analysis, biography

Jan Gondowicz – eseista i tłumacz, absolwent polonistyki UW, były felietonista „Nowych Książek”, były konsultant programowy warszawskiego Teatru Dramatycznego. Autor pięciu tomów szkiców, monografii rysunków Brunona Schulza, książki o istotach fantastycznych, a także licznych przekładów literatury rosyjskiej i francuskiej, głównie awangardowej. W 2024 roku ukazał się zbiór jego szkiców Flirt z Paralipomeną.

------------------------------------------------------------------------

1.

1 Na rogu świata i nieskończoności. Wspomnienia o Franciszku Fiszerze, zebrał i opracował R. Loth, Warszawa 1985, s. 272.

2.

2

T. Żeleński-Boy, Zdarzenie prawdziwe, w: Słówka. Wydanie nowe, przedmową i komentarzem opatrzył dr Tadeusz Żeleński, Kraków 1962, s. 183. Wiersz z 1911 roku.

3.

3 Pierwodruk: „Kurier Poranny” 1930, nr 61, 2 marca.

4.

4 T. Żeleński-Boy, Dzień cudów Yves Mirande’a i Gustave’a Quinsona, w: Flirt z Melpomeną (wieczór czwarty), Warszawa 1924, s. 189–190. Premiera 22 września 1923, pierwodruk recenzji: „Kurier Poranny” z 23 września.

5.

5

T. Żeleński-Boy, Dzień cudów, dz. cyt., s. 190–191.

6.

6 Por. A. Adler, Znajomość człowieka. Charakter, przeł. J. Buchholtzowa, Warszawa 1935.

7.

7 T. Żeleński-Boy, Dzień cudów, dz. cyt., s. 191.

8.

8

T. Żeleński-Boy, Czysta poezja, w: tegoż, Marzenie i pysk, Warszawa 1930, s. 8–9.

9.

9 Tamże, s. 16.

10.

10 Tamże, s. 7.

11.

11 R. Taborski, Z dziejów recepcji teatru i dramatu orientalnego w okresie Młodej Polski, w: Wśród mitów teatralnych Młodej Polski, red. I. Sławińska, M.B. Stykowa, Kraków 1983, s. 151.

12.

12

Od reformy walutowej 1892 roku.

13.

13 T. Żeleński-Boy, Znasz-li ten kraj?… (Cyganerja Krakowska), Warszawa 1932, s. 48.

14.

14 T. Żeleński-Boy, Mój debiut w psychiatrii, w: Brewerje, Warszawa 1926, s. 99 i n.

15.

15 T. Żeleński-Boy, Nerwowa awantura G. Zapolskiej, w: Flirt z Melpomeną i inne flirciki (wieczór trzeci), Kraków 1922, s. 51. Premiera 6 czerwca 1921.

16.

16

Tamże, s. 50–51.

17.

17 T. Żeleński-Boy, Bodenhain, w: tegoż, Słówka, dz. cyt., s. 375.

18.

18

Tamże, s. 479.

19.

19 T. Żeleński-Boy, Czysta poezja, dz. cyt., s. 15.

20.

20 T. Żeleński-Boy, Kochanek pani Vidal Louisa Verneuila, w: tegoż, Flirt z Melpomeną. Wieczór ósmy, Warszawa 1929, s. 209. Premiera 1 września 1928.

21.

21 A. Stawar, Tadeusz Żeleński (Boy), Warszawa 1958, s. 96.

22.

22 T. Żeleński-Boy, Jak zostałem literatem, w: Brewerje, dz. cyt., s. 37.

23.

23

Tamże, s. 39.

24.

24 T. Żeleński-Boy, Czysta poezja, dz. cyt., s. 9–10.

25.

25 T. Żeleński-Boy, Jak zostałem literatem, w: Brewerje, dz. cyt., s. 40–41.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij