- W empik go
Klasyka dla dzieci. Charles Dickens. Tom 10. Opowieść wigilijna - ebook
Klasyka dla dzieci. Charles Dickens. Tom 10. Opowieść wigilijna - ebook
Klasyczne powieści Charlesa Dickensa w uproszczonych adaptacjach dla dzieci. Tom 10.
Czy ktoś może sprawić, by zgorzkniały starzec pokochał Boże Narodzenie? Może duchy?
Serce Scrooge'a jest zimne jak lód. On sam – bogatszy niż połowa banków w Anglii i bardziej wredny, niż można sobie wyobrazić. Kiedy jednak pewnej nocy w jego sypialni pojawiają się jeden po drugim trzy straszne duchy i zabierają go w podróż w czasie, dowiaduje się, ile jest warte jego życie. Czy zdąży się zmienić, nim będzie za późno?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8233-865-2 |
Rozmiar pliku: | 14 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zacznijmy od początku: Marley nie żył. Nie było co do tego wątpliwości. Tak – stary Marley był martwy.
Ebenezer Scrooge i Jacob Marley byli wspólnikami w interesach od wielu lat. Scrooge był jedynym przyjacielem Marleya i jedyną osobą na jego pogrzebie – oczywiście oprócz księdza. Jednak Scrooge nie zmartwił się specjalnie tym smutnym wydarzeniem. W dniu pogrzebu Marleya poszedł nawet do pracy.
Cóż, Scrooge był bardzo chciwym człowiekiem! Interesy zawsze stawiał na pierwszym miejscu. Był twardy jak kamień, a także zimny jak lód. Nawet w najgorętsze dni lata jego lodowate spojrzenie przyprawiało ludzi o dreszcze.
Pewnej Wigilii, siedem lat po odejściu Marleya, stary Scrooge pracował w swoim biurze. Była zimna, mglista pogoda. Jednak Scrooge nie zamknął drzwi biura. Musiał mieć oko na swojego urzędnika, który siedział w nędznym kantorku obok i odpisywał na listy.
W pomieszczeniu, w którym pracował Scrooge, płonął niewielki ogień. Tak niewielki, że ciepło ledwo wydostawało się z kominka. Urzędnik, który nazywał się Bob Cratchit, owinął się białym wełnianym szalikiem i próbował ogrzać płomieniem świecy. Bez skutku.
– Wesołych świąt, wujku! – rozległ się radosny głos. To był siostrzeniec Scrooge’a, Fred.
– Co za bzdury! – wykrzyknął Scrooge.
– Nie złość się, wujku!
– Gdyby to zależało ode mnie – oświadczył Scrooge – każdy idiota, który łazi, życząc wszystkim wesołych świąt, zostałby uduszony we własnym sosie i pogrzebany z kołkiem ostrokrzewu wbitym w serce.
– Nie złość się, wujku – powtórzył Fred. – Przyjdź do nas jutro na kolację.
Scrooge odpowiedział mu, że prędzej go zobaczy w… – no cóż, w miejscu, którego nazwy lepiej nie wymieniać. Mimo to Fred miał nadal dobry humor. Wychodząc z biura, życzył wujowi i urzędnikowi wesołych świąt Bożego Narodzenia.
Ostatnia godzina pracy biegła bardzo wolno. W końcu Scrooge dał pracownikowi znak, że czas pójść do domu. Bob Cratchit natychmiast zgasił świecę i włożył kapelusz.
– Przypuszczam, że będziesz chciał mieć jutro wolny cały dzień? – zapytał Scrooge. Następnego dnia było Boże Narodzenie.
– Tak, jeśli nie ma pan nic przeciwko – odparł Bob Cratchit.
– Mam i to wiele – warknął Scrooge. – Ale przypuszczam, że muszę ci dać dzień wolny. Przyjdź za to wcześniej kolejnego ranka.
Ebenezer Scrooge mieszkał w ponurym miejscu na smutnym osiedlu. Podwórko było zamknięte od ulicy i tak ciemne oraz mgliste, że nawet Scrooge, który znał każdy kamień na ścieżce, musiał wyciągać ręce przed siebie, by dotrzeć do swoich drzwi.
Scrooge rzadko myślał o Jacobie Marleyu, swoim wspólniku, który nie żył od siedmiu lat. Dlaczego więc trzymając klucz w dłoni, zobaczył, jak kołatka u drzwi zmienia się w twarz Marleya?
Twarz ta nie miała złowrogiego wyrazu. Marley spojrzał na Scrooge’a tak, jak niegdyś, szeroko otwartymi oczami. Jego włosy poruszyły się nieznacznie, jakby powiał wiatr, którego przecież nie było.
Widok Marleya zmroził krew w żyłach Scrooge'a. Mimo to włożył klucz do dziurki w drzwiach, przekręcił go pewnie, wszedł do środka i zapalił świecę.
– Co za bzdury – wykrzyknął.
Wszedł na górę po ciemnych schodach. Kiedy dotarł do swojego pokoju, zamknął za sobą drzwi i zasunął dwa rygle. Potem zajrzał pod stół, pod fotel i do szafek.
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_