Klasyka dla dzieci. Sherlock Holmes. Tom 20. Ostatnia zagadka - ebook
Klasyka dla dzieci. Sherlock Holmes. Tom 20. Ostatnia zagadka - ebook
Klasyczne opowieści detektywistyczne Arthura Conan Doyle’a o Sherlocku Holmesie w uproszczonych adaptacjach dla dzieci. Idealna propozycja dla młodych wielbicieli zagadek i kapitalne wprowadzenie do klasyki. Tom 20. Holmes musi stawić czoła wyzwaniu – i to poważnemu. Jest na tropie profesora Moriarty'ego – najniebezpieczniejszego przestępcy z jakim miał do czynienia. Ale wygląda na to, że profesor zawsze o krok wyprzedza detektywa. Czy Holmesowi uda się rozwikłać uknutą przez Moriarty'ego sieć zbrodni, zanim będzie za późno? A może naprawdę ta zagadka okaże się jego ostatnią?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8233-847-8 |
Rozmiar pliku: | 8,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Z wielkim smutkiem biorę do ręki pióro, by napisać te słowa. Będzie to niestety ostatnia historia o zadziwiających talentach mojego przyjaciela Sherlocka Holmesa.
W tych opowiadaniach starałem się uchwycić magię i tajemniczość naszych cudownych przygód. Po relacji z ostatniej wspólnie z Holmesem rozwiązanej sprawy postanowiłem zaprzestać pisania i przemilczeć tragedię, jaka się później wydarzyła. Tragedię, która pozostawiła w moim życiu przepastną pustkę.
Wiedziałem, że próba opowiedzenia tej historii rozbudzi we mnie bardzo bolesne wspomnienia, ale czuję, że powinienem upublicznić wszystkie fakty. Pułkownik James Moriarty w opublikowanych niedawno listach usiłuje wybielać pamięć po swoim bracie zbrodniarzu. Ale w ten sposób plami honor mojego nieodżałowanego przyjaciela.
Jestem jedyną osobą, która zna całą prawdę na temat tego, co się wydarzyło. Uważam, że nie ma już żadnego powodu, żeby to dłużej utrzymywać w tajemnicy.
Z tego, co mi wiadomo, w gazetach ukazały się zaledwie trzy relacje na ten temat. Pierwsza z nich we francuskiej „Journal de Geneve” szóstego maja 1891, a następna w „The Evening Standard”, dzień później. Ostatnie były wspomniane wyżej listy.
Żadna z tych wersji nie zawierała całej prawdy. Jedyne zatem, co mi pozostaje, to dokładnie opisać, co się naprawdę wydarzyło pomiędzy profesorem Moriartym a Sherlockiem Holmesem.
Od czasu, gdy się ożeniłem, spotykaliśmy się już z Holmesem o wiele rzadziej. Byłem wówczas wyjątkowo zajęty, gdyż otwierałem własny gabinet chirurgiczny. Mimo to przyjaciel nadal mnie czasami odwiedzał, gdy potrzebował mojej pomocy w śledztwie. Takich okazji było jednak stopniowo coraz mniej. W roku 1890 towarzyszyłem mu zaledwie przy trzech sprawach.
Pod koniec tamtego roku oraz wczesną wiosną 1891 gazety donosiły, że Holmes pracuje na usługach francuskiego rządu. Prowadził dochodzenie w sprawie o znaczeniu międzynarodowym.
Otrzymałem od niego w tamtym okresie dwie wiadomości – jedna była wysłana z Narbonne, a druga z Nimes. Z ich treści mogłem się domyślić, że jego pobyt we Francji będzie prawdopodobnie dość długi. Byłem zatem bardzo zaskoczony, gdy zjawił się w moim gabinecie wieczorną porą dwudziestego czwartego kwietnia.
Odniosłem wrażenie, że był bledszy i chudszy niż zazwyczaj. Wprawdzie nie powiedziałem na ten temat ani słowa, ale on i tak odczytał te obserwacje z mojej twarzy.
– Owszem, trochę się ostatnio przepracowuję, Watsonie – odezwał się. – Nie masz nic przeciwko temu, żebym zamknął okiennice?
Ostrożnie podszedł do okna wzdłuż ściany, a następnie gwałtownym ruchem pociągnął je do środka i zatrzasnął.
– Czyżbyś się czegoś obawiał? – spytałem.
– Tak, zgadłeś, boję się – odpowiedział.
– Ale czego? – Nigdy jeszcze nie widziałem, żeby się tak zachowywał.
– Broni pneumatycznej.
– Nie rozumiem, Holmesie.
– Znasz mnie dobrze, Watsonie. Wiesz, że nie jestem nerwowy. Ale jeśli ktoś próbuje nie dostrzegać realnego niebezpieczeństwa, świadczy to o głupocie raczej niż odwadze.
– Tak, oczywiście – zgodziłem się z nim. Wiedziałem doskonale, że Holmes nie należy do osób lękliwych.
– Wybacz, że nachodzę cię o tak późnej porze – ciągnął. – Gdy będę się z tobą żegnał, chciałbym wyjść, przeskakując przez murek twojego ogrodu. Nie masz nic przeciwko temu?
Wprawdzie byłem przyzwyczajony do jego dziwacznych pomysłów, ale mimo to wyczułem w tym zachowaniu coś niepokojącego.
– O co tu chodzi, Holmesie? – spytałem wprost.
Wyciągnął dłoń w moją stronę. W świetle lampy ujrzałem, że krwawi z dwóch rozciętych kłykci.
– Chodzi o coś bardzo poważnego – odrzekł. – Poważnego na tyle, że tę dłoń zranioną w bójce mogę uznać za drobnostkę. Czy twoja małżonka jest w domu?
– Nie, pojechała w odwiedziny.
– Czyli siedzisz tu sam?
– Zgadza się. – Skinąłem głową. Oprócz niepokoju Holmes zdołał już rozbudzić we mnie ciekawość.
– Świetnie. W takim razie nie będziesz miał nic przeciwko temu, by ruszyć ze mną w Europę. Wycieczka zajmie nam tylko tydzień.
– Ale dokąd konkretnie?
– Oj, gdziekolwiek. Wszystko mi jedno – odparł Holmes.
Coś mi się w tym wszystkim nie podobało. Takie wczasy bez wyraźnego powodu były zupełnie nie w jego stylu. Niepokoiła mnie bladość i zmęczenie na jego twarzy. O cóż mogło chodzić, u licha? Dlaczego był tak nerwowy?
Dostrzegł te pytania w moich oczach. Usiadł, złączył koniuszki palców, a łokcie oparł na kolanach.
– Podejrzewam, że nigdy nie słyszałeś o profesorze Moriartym? – spytał.
– Nie, nigdy.