Klasyka dla dzieci. Sherlock Holmes. Tom 22. Pies Baskerville'ów - ebook
Klasyka dla dzieci. Sherlock Holmes. Tom 22. Pies Baskerville'ów - ebook
Klasyczne opowieści detektywistyczne Arthura Conan Doyle’a o Sherlocku Holmesie w uproszczonych adaptacjach dla dzieci. Idealna propozycja dla młodych wielbicieli zagadek i kapitalne wprowadzenie do klasyki. Tom 22. Devon to bardzo niebezpieczne miejsce. Podobno grasuje tam upiorny pies zabójca, a na okolicznych wrzosowiskach pomieszkuje jakiś tajemniczy człowiek. Ale nasi ulubieni pogromcy zbrodni – Holmes i Watson – muszą zapomnieć o lęku, gdyż tylko oni mogą rozwikłać dziwną sprawę morderstwa sir Charlesa Baskerville’a, zanim taki sam los spotka jego bratanka.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8233-869-0 |
Rozmiar pliku: | 4,9 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ta przedziwna przygoda rozpoczęła się pewnego najzwyklejszego poranka. Gdy wszedłem do salonu, Holmes siedział już przy stole, jedząc śniadanie i przeglądając niespiesznie nagłówki w „Timesie”. Przysiadłem się do niego i nalałem sobie kawy.
Mój przyjaciel otworzył usta, by wziąć kolejny kęs tosta, ale znieruchomiał i zerknął w stronę okna.
– Słyszę, że taksówka konna zatrzymuje się pod naszym domem, Watsonie. Ciekawe, czy to ktoś do nas. – Wstał od stołu i wyjrzał przez okno. – Oho! Tak jest!
Taksówka konna
(zwana dorożką Hansoma)
Szybki i dość tani środek transportu publicznego, w sam raz dla dwóch osób. Sprawnie wchodzi w zakręty bez niebezpiecznych przechyłów, choć ma jedynie dwa koła. Woźnica siedzi na zewnątrz za skrzynią powozu, tak aby podróżni mogli swobodnie rozmawiać. Z kolei dorożka Clarence’a ma cztery koła i bywa nazywana „warkotką” z powodu hałasu, jaki robi, tocząc się po bruku. Ten pojazd przydaje się grupom liczniejszym niż dwie osoby i tym, którzy podróżują z większym bagażem.
Chwilę później usłyszałem dzwonek do drzwi i nasza gospodyni, pani Hudson, wpuściła gościa.
Do pokoju wszedł wysoki, szczupły mężczyzna. Oczy błyszczały mu bystro zza okularów w złotych oprawkach, a długi nos upodabniał go trochę do ptaka.
– Czy mam przyjemność z panem Sherlockiem Holmesem? – odezwał się, wyciągając dłoń na powitanie.
– Witam, miło mi. To mój przyjaciel, doktor Watson. Czym możemy służyć? – odpowiedział Holmes.
– Nazywam się doktor Mortimer. Mam pewien bardzo osobliwy problem i potrzebuję rady. Słyszałem, że jest pan specjalistą w takich sprawach.
– Proszę zatem zdradzić nam coś więcej.
– Mam tu przy sobie pewien stary manuskrypt – zaczął doktor Mortimer.
– Zauważyłem to, gdy pan wszedł – wtrącił Holmes. – Pochodzi zapewne z 1730 lub coś koło tego, chyba że to falsyfikat.
– Dokładna data jego powstania to rok 1742 – odparł doktor Mortimer, wyraźnie pod wrażeniem. – Jest to dokument rodzinny, powierzony mi na przechowanie przez sir Charlesa Baskerville’a, który niestety zmarł kilka miesięcy temu w swoim domu w Devon. Byłem jego lekarzem i przyjacielem. Dokument opisuje legendę, która od pokoleń prześladuje rodzinę Baskerville’ów – ciągnął doktor. – Jestem pewien, że jej treść ma jakiś związek z tym dziwnym problemem, o którym wspomniałem. Pozwólcie, panowie, że przeczytam wam to na głos.
Holmes oparł się wygodnie, złączył koniuszki palców i przymknął oczy, a doktor Mortimer odchrząknął i zaczął czytać.
Jako potomek rodziny Baskerville’ów pragnę niniejszym wyjawić prawdę, która kryje się za legendą psa Baskervilleʼów.
Mój przodek, sir Hugo Baskerville, był złym i okrutnym człowiekiem. Gdy zakochał się bez wzajemności w córce pobliskiego gospodarza, postanowił po prostu porwać ją z rodzinnej farmy.
Zawlókł dziewczynę do swej posiadłości i uwięził w pokoju na najwyższym piętrze Baskerville Hall. Dziewczyna zdołała jednak uciec oknem, schodząc po bluszczu obrastającym południową ścianę domu.
Gdy sir Hugo dowiedział się o jej ucieczce, wpadł w wielki gniew. Krzyczał, że gotów jest zaprzedać duszę diabłu, byle tylko schwytać swoją brankę.
Osiodłał rumaka, rzucił psom łowczym chusteczkę dziewczyny, by zwęszyły trop – i puścił się galopem w pogoń przez wrzosowiska.
Po jakimś czasie słudzy ruszyli za swoim panem. Po drodze napotkali pasterza, który potwierdził, że widział dziewczynę uciekającą przed sforą psów, a jej tropem podążał sir Hugo oraz coś jeszcze. Coś tak potwornego, że nie dało się tego opisać.
Gdy słudzy odnaleźli wreszcie psy swego pana, zwierzęta kuliły się, skomląc na skraju skarpy. Mężczyźni ze zgrozą dostrzegli leżące w dole martwe ciała dziewczyny i sir Hugo oraz stojącą nad zwłokami wielką czarną bestię, która swoim przerażającym wyglądem przypominała upiornego psa!
Słudzy rzucili się do ucieczki. Od tamtej pory legenda piekielnego psa prześladuje rodzinę Baskerville’ów. Nikt z członków naszego rodu nie powinien pod żadnym pozorem błąkać się nocą po wrzosowiskach.
Holmes ziewnął dyskretnie.
– Fascynujące, nieprawdaż? – spytał doktor Mortimer.
– Muszę przyznać, że nie przemawiają do mnie tego typu bajeczki.
Doktor Mortimer wyjął z kieszeni złożoną gazetę.
– To wcale nie jest bajka, panie Holmes. Proszę spojrzeć na to.
Holmes przebiegł artykuł wzrokiem i po chwili podał mi go do przeczytania.
Nagła i niespodziewana śmierć sir Charlesa Baskerville’a zasmuciła mieszkańców hrabstwa. Zmarły słynął ze swojej dobroci i szczodrości.
Miejscowi twierdzą, że zabił go upiór pod postacią psa, choć śledczy ustalili, że śmierć nastąpiła z przyczyn naturalnych.
Fakty są następujące: każdego wieczoru sir Charles wychodził na spacer wzdłuż alei cisowej. 4 maja również wyszedł na swoją codzienną przechadzkę. Była już północ, gdy Barrymore, lokaj sir Charlesa, zauważył, że drzwi do ogrodu są otwarte, a jego pan wciąż jeszcze nie wrócił. Zaniepokojony służący wyszedł w poszukiwaniu sir Charlesa. Wkrótce natknął się na jego zwłoki leżące kawałek za bramą prowadzącą na wrzosowiska.
Okoliczni mieszkańcy żywią nadzieję, że do rodowej posiad- łości wprowadzi się teraz spadkobierca sir Charlesa, sir Henry Baskerville, by kontynuować dobroczynną działalność swego wuja.
Holmes oddał gazetę doktorowi Mortimerowi.
– Dziękuję – odezwał się mój przyjaciel – ale naprawdę nie sądzę, żebym miał tu cokolwiek do roboty.
– Zdaję sobie sprawę, że wygląda to dość niepoważnie, panie Holmes. Ale proszę mi wierzyć, że przez ostatnich kilka miesięcy przed śmiercią sir Charles bardzo nerwowo reagował na każdą wzmiankę o tej legendzie. Początkowo sądziłem, że ponosi go wyobraźnia, ale okazało się, że miał rację. Tamtej nocy, gdy sir Charles zginął, Barrymore posłał po mnie. Po przybyciu natychmiast dokładnie obejrzałem zwłoki. Na ciele nie było żadnych ran, ale twarz zmarłego zastygła w wyrazie skrajnego przerażenia. Naokoło znalazłem też bardzo dziwne ślady.
– Należące do kobiety czy mężczyzny? – spytał Holmes rzeczowo.
Doktor Mortimer zniżył głos do szeptu.
– To były ślady potwornego widmowego psa!