Klasyka dla dzieci. Sherlock Holmes. Tom 3. Błękitny karbunkuł - ebook
Klasyka dla dzieci. Sherlock Holmes. Tom 3. Błękitny karbunkuł - ebook
Tom trzeci z serii klasycznych opowieści detektywistycznych Arthura Conan Doyle'a o Sherlocku Holmesie w uproszczonych adaptacjach dla dzieci. Idealna propozycja dla młodych wielbicieli zagadek i kapitalne wprowadzenie do klasyki.
Ze szkatułki hrabiny Morcar skradziony zostaje słynny klejnot, Błękitny Karbunkuł. Hrabina oferuje 1000 funtów za wskazanie sprawcy. Holmes i Watson wkraczają do śledztwa, by nie skazano niewinnego człowieka. Czy pomoże im w tym… gęś?
Dla dzieci powyżej 7 lat.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-8233-043-4 |
Rozmiar pliku: | 4,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Taczkowy
Handlarz uliczny sprzedający towar wprost z drewnianej taczki. Od taczkowych można się sporo dowiedzieć, gdyż świetnie znają Londyn i mają na co dzień kontakt z wieloma ludźmi. Zwykle są bardzo obrotni, a swoje towary zachwalają melodyjnym pokrzykiwaniem.
Mimo że byliśmy współlokatorami dopiero od kilku miesięcy, zdążyłem już wziąć udział w paru sprawach prowadzonych przez Holmesa. Bardzo lubiłem mu asystować i gdy tak szedłem zaśnieżonymi ulicami Londynu, zastanawiałem się, czy mój przyjaciel pracuje aktualnie nad jakąś nową tajemnicą, czy też może spędził święta w ciszy i spokoju. Bez wątpienia spędził je w samotności, ale brak towarzystwa nie był dla niego przykrością. Poza tym byłem pewien, że nasza gospodyni pani Hudson dbała o niego tak jak zawsze.
Gdy przekręciłem klucz w zamku i otworzyłem drzwi, do holu weszła pani Hudson.
– Wesołych świąt, doktorze Watson! – wykrzyknęła serdecznie, promieniejąc radością. Przez chwilę nawet myślałem, że pocałuje mnie w policzek. Nie miałbym nic przeciwko temu, ale uśmiechnąłem się na myśl, jak na taką wylewność zareagowałby Holmes.
– Jestem pewna, że pan Holmes bardzo się ucieszy na pana widok. Trochę towarzystwa dobrze mu zrobi.
Zdjąłem kapelusz i płaszcz, strząsnąłem z nich śnieg za progiem, po czym zawiesiłem je na stojaku w holu.
– Zimny mamy dzień, pani Hudson. Mam nadzieję, że nie musi pani nigdzie wychodzić.
Gospodyni uśmiechnęła się i pokręciła głową.
– Przyniosę wam zaraz gorącej kawy.
Perspektywa jakiejś nowej zagadki do rozwiązania sprawiła, że przeskakiwałem po dwa stopnie na raz. Otworzyłem drzwi naszego salonu i ujrzałem Holmesa paradującego w koszuli nocnej i fioletowym szlafroku. Blask ognia strzelającego w kominku podkreślał ostry profil jego twarzy okolonej ciemnymi włosami w wyjątkowym nieładzie. W ręku trzymał jedną ze swoich fajek z długim cybuchem.
Na podłodze wokół niego leżało kilka rozrzuconych gazet, a Holmes wpatrywał się uważnie w stary, sfatygowany kapelusz wiszący na oparciu krzesła. Najwyraźniej badał ten przedmiot dokładnie już od jakiegoś czasu, gdyż na krześle leżała też lupa. Mogło to znaczyć tylko jedno.
– Czy popełniono jakąś zbrodnię? – zapytałem z przejęciem. – Czyżby ten zwyczajnie wyglądający kapelusz skrywał jakąś mroczną tajemnicę?
Cień uśmiechu przemknął po twarzy Holmesa. Nie wydawał się bynajmniej zaskoczony moim przybyciem, mimo że wróciłem parę dni wcześniej, niż się umawialiśmy.
– Nie, Watsonie. Ale tajemnica istotnie jest dość interesująca. Wejdź, proszę. Cieszę się, że mogę się tym podzielić z przyjacielem.
– Nie daj się prosić, Holmesie, i opowiedz mi o tym kapeluszu – zagaiłem, siadając naprzeciwko niego i ogrzewając sobie dłonie przy ogniu. – Podejrzewam, że tylko z pozoru wydaje się zwyczajny, ale zawiera kluczową wskazówkę, która pomoże ci rozwikłać zagadkę i schwytać zbrodniarza.
– Ach, nie, nie ma tutaj żadnej zbrodni.
– W takim razie dlaczego z tak wytężoną uwagą badasz ten przedmiot?
Holmes odwrócił się, by na mnie spojrzeć.
– Gdy cztery miliony ludzi znajdzie się w tak ogromnym zagęszczeniu na powierzchni zaledwie kilku mil kwadratowych, nieuniknione stają się różne dziwaczne przypadki, których przyczyny jednak nie zawsze są zbrodnicze, jak już się parokrotnie mogliśmy przekonać.
– W istocie – przyznałem. – Spośród sześciu spraw, w których ci ostatnio towarzyszyłem, trzy nie nosiły żadnych znamion przestępstwa.
– I nie mam żadnych wątpliwości, że ta drobna sprawa również należy do tej niewinnej kategorii. Ten kapelusz nie jest ważny sam w sobie, Watsonie, ale postanowiłem go potraktować jako zabawny problem intelektualny.
Westchnąłem. Wyglądało na to, że moje nadzieje były płonne.
Tymczasem Holmes zadowolony z tego, że przyjąłem jego wyjaśnienie, rozsiadł się w fotelu.
– Kapelusz znalazł się w tej okolicy w Wigilię – zaczął. – Kapelusz i gęś.
– Mam nadzieję, że gęś nie miała na sobie kapelusza?
Mój żarcik został oczywiście zignorowany, ale nie mogłem się powstrzymać i zachichotałem pod nosem. Żeby dowiedzieć się czegoś więcej, pozostawało mi cierpliwie poczekać. Popędzanie Holmesa pytaniami nie miało sensu. Wiedziałem, że opowie mi wszystko po swojemu, niespiesznie.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej