Klejnot pustyni - ebook
Klejnot pustyni - ebook
Penelopa nie znosi bajek, jednak nawet ona musi przyznać, że egzotyczny El Zafir, w którym podjęła pracę, przypomina baśniową krainę. W dodatku Rafik Hassan, władca tego królestwa, na pewno zrobiłby karierę w Hollywood. Właśnie tak wiele kobiet wyobraża sobie romantycznego kochanka i dumnego władcę pustyni. Rozsądek każe Penelopie zachować zimną krew, ale serce podpowiada, że czasami warto poddać się emocjom…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-0995-3 |
Rozmiar pliku: | 660 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Penelopa Colleen Doyle nie wierzyła w bajki. Pocałunkiem nie da się przemienić żaby w pięknego księcia. W każdym razie mężczyźni, z którymi kiedykolwiek się całowała, pozostawali żabami albo, co gorsza, zmieniali się we wstrętne ropuchy. Przejście przez pałac króla El Zafiru^() sprawiło jednak, że zapragnęła uwierzyć w cud.
– Czy jesteśmy już blisko? – zapytała swego ciemnookiego przewodnika o oliwkowej karnacji.
– Tak – odparł z miękkim akcentem, zerkając na nią przez ramię. – To prawie tutaj.
Zapomniała, jak się nazywał. Miała zwykle doskonałą pamięć, ale sytuacja była daleka od zwykłości. To był El Zafir – kraina jak z bajki, magiczna, oszałamiająco piękna. Penelopa znajdowała się w pałacu królów. Szła korytarzami o marmurowych lśniących posadzkach. Otwierały się przed nią podwoje pod łukowymi sklepieniami, prowadzące do kolejnych pysznie umeblowanych komnat. Idąc krok po kroku w swoich zwykłych butach na płaskim obcasie, miała jednak dość absurdalną ochotę, by zostawić jeden z nich za sobą. Na wypadek, gdyby musiała wrócić sama tym labiryntem, którym wydał jej się pałac.
Królewski pałac! Na miłość boską! Jednakże nawet uczucie paniki, w jaką wprawiała ją świadomość, gdzie się znajduje, nie było w stanie poderwać jej do działania. Nie spała już ponad dobę. Przekroczenie kilku stref czasowych wyssało z niej wszystkie siły. Czuła się tak, jakby całą drogę ze Stanów odbyła na piechotę.
Skręcili korytarzem i zatrzymali się przed potężnymi mahoniowymi drzwiami. Sklepienie było tak wysokie, że budząca lęk bariera przypomniała jej scenę z filmu z King Kongiem i ogromne wrota, które miały zamknąć gigantowi drogę ucieczki. Penelopa nie była małpą ani tym bardziej gigantem. Miała zaledwie niecałe sto sześćdziesiąt centymetrów wzrostu.
– Jesteśmy w urzędowym skrzydle pałacu – oznajmił jej przewodnik.
– Czy macie jakąś mapkę, z której mogłabym skorzystać, by dotrzeć do mego miejsca pracy?
– Nie. – Mężczyzna nie zareagował uśmiechem, choćby najlżejszym. Jeśli w tym małym, lecz znaczącym, bogatym w ropę kraiku nikt nie miał poczucia humoru, to dwa lata, które planowała tu spędzić, mogły się okazać bardzo długie.
Przewodnik pchnął drzwi, odsłaniając wyłożony dywanami hol w kształcie litery T.
– Proszę za mną.
Śmieszne. Nie przyszłoby jej do głowy ruszyć się tu gdzieś samodzielnie. Zagubiłaby się chyba na parę dni, i musiano by wysłać za nią ekipę poszukiwaczy. Czy w El Zafirze można było w ogóle liczyć na czyjąś pomoc?
Jej przewodnik przeszedł przez kilka pomieszczeń, otwierając kolejne drzwi, po czym skręcił i wszedł do otwartego biura. Było większe niż całe jej – co prawda niewielkie – mieszkanie, a nawet w porównaniu z teksańskimi – ogromne.
– Proszę usiąść. – Wskazał gestem piękną skórzaną kanapę pod ścianą. – Otrzyma pani zaraz wytyczne dotyczące pani obowiązków.
– Od księżnej Farrah?
– Nie.
A zatem od kogo, chciała zapytać, rozglądając się wokół w poszukiwaniu jakiejś wskazówki. Nie musiałaby się zastanawiać, gdyby na drzwiach umieszczono stosowne tabliczki z nazwiskiem. Można by sądzić, że w budżecie tak zamożnego kraju znajdzie się parę dolców na coś tak banalnego.
Jej przewodnik nie udzielił żadnych dalszych wyjaśnień. Skłonił się lekko i wyszedł z pokoju. Penelopa rozejrzała się ponownie. Ponosiły ją nerwy. Kurczącemu się żołądkowi nie przysłużyłaby się dobrze kofeina, ale umysłowi pomogłaby z całą pewnością.
Kawy co prawda nie podano, lecz otoczenie było wręcz oszałamiające. Przed kanapą stało półokrągłe wiśniowe biurko. Blat był tak wypolerowany, że czesząc się, Penny mogła skorzystać z niego jak z lustra. Jednak upięcie długich włosów w węzeł z tyłu głowy było czynnością prostą i nie wymagało patrzenia. Na biurku stał komputer z drukarką, skanerem i faksem. Za nim, przy ścianie, znajdowała się kopiarka. Ciekawe, czy wszystkie pomieszczenia urzędu były tak świetnie wyposażone. I czy w ogóle ktoś tutaj korzystał z tego sprzętu? Skoro znajdowała się w technicznym centrum pałacu, oznaczało to, że skierowano ją do pracy właśnie tutaj.
Nagle spostrzegła drzwi po prawej stronie. Kawa… A gdyby tak zapukać, uchylić je i poprosić o filiżankę? Nie, nie wypada. Nakazano jej czekać, więc miała czekać, i koniec. Westchnęła ciężko i usiadła na kanapie. Chwilę później westchnęła znowu, ale z całkiem innej przyczyny. Nigdy w życiu nie było jej tak wygodnie. Kto by pomyślał, że skórzana tapicerka nie musi być zimna, a przeciwnie – potrafi być tak bajecznie przyjemna w dotyku i miękka. Penelopa walczyła ze sobą, by nie przymknąć oczu. Czekając na polecenia, umościła się wygodniej.
Rafik Hassan, książę El Zafiru, a zarazem szef krajowego MSW oraz MSZ otworzył drzwi gabinetu, by porozmawiać z asystentem. Dopiero widok pustego biurka przypomniał mu, że odebrano mu dotychczasowego sekretarza. Była to pierwsza sprawa, o której z samego rana powiadomił go ojciec, król Gamil. Ciotka Farrah obiecała, że przyśle mu kogoś w zamian. I oto na kanapie siedziała młoda kobieta. Nie, nie siedziała, raczej się kuliła. Czy to właśnie ta osoba na zastępstwo?
Podszedł bliżej i spojrzał na nią z góry. Była ubrana w luźną sukienkę za kolano, odsłaniającą bardzo zgrabne łydki. Na nogach miała buty na płaskim obcasie. Przypominała dziecko, tyle że pozbawiony wdzięku strój opinał się na krągłym kobiecym biodrze. Była w ogóle nieduża. Niestety nie dało się tego powiedzieć o brzydkich okularach w czarnej oprawce, szpecących owal twarzy.
W chwili obecnej okulary były jej niepotrzebne, ponieważ miała zamknięte oczy. Rafikowi przypomniała się amerykańska bajka, jedna z serii o Złotowłosej, które czytywał dzieciom swego brata. Dziewczyna na kanapie miała złotawe włosy. Spała mocno. Czy w tych okolicznościach miał się poczuć jak jeden z trzech niedźwiedzi z bajki? Jego braci, Farika i Kamala, porównanie do amerykańskich niedźwiedzi zapewne nieszczególnie by ucieszyło. Poza tym jego samego uważano w rodzinie za amanta. Jak więc mógł być niezgrabnym niedźwiedziem?
– Przepraszam. – Skłonił się przed skuloną dziewczyną.
Długie gęste rzęsy zatrzepotały. Czy wydawały mu się długie i gęste tylko dlatego, że powiększały je szkła brzydkich okularów? Dziewczyna uniosła powieki. Zobaczył duże niebieskie oczy i ponowił w myślach pytanie.
– Panno…
– Cześć! – Usiadła prosto i rozejrzała się z wyrazem absolutnej dezorientacji. Raptem spotkali się wzrokiem.
– Wygląda na to, że nie jestem już w Kansas. – Ziewnęła, zasłaniając usta delikatną dłonią, lecz zdążył zauważyć, że zęby miała równe i białe. – To cytat z amerykańskiego filmu „Czarnoksiężnik z krainy Oz” – ze sceny, w której Dorotka uświadamia sobie, że jest bardzo daleko od domu.
– Wiem. – Znał tę baśń, której bohaterowie usiłują odnaleźć dom, mądrość, odwagę i serce.
– Jesteś zatem Amerykanką? – Pytanie było retoryczne, gdyż akcent panny Doyle zdradzał jej pochodzenie w sposób oczywisty.
– Owszem. Dopiero co przyleciałam samolotem z Teksasu.
– Słyszałem.
– Zdziwiłabym się, gdybyś nie wiedział – odpowiedziała z uśmiechem. – Też tutaj pracujesz?
– Tak.
– Biuro musi mieć huk roboty, skoro do jego obsługi potrzeba aż dwóch urzędników.
Uważała go zatem za urzędnika? A to dobre. Chciał już sprostować, gdy raptem przesunęła się na brzeg kanapy i przeciągnęła, unosząc ręce. Pod zapiętą na guziki sukienką wyprężyły się krągłe piersi. Nie powiększały ich żadne grube soczewki, a mimo to widok był imponujący.
– Dostanę tu gdzieś kawę? – zapytała.
– Zaraz po nią zadzwonię – odpowiedział machinalnie, wpatrując się w jej wdzięki.
– Och, wspaniale. Będę twoją dozgonną dłużniczką. Wielkie dzięki.
Rafik podszedł do telefonu na biurku i podniósł słuchawkę.
– Kawę proszę. Bardzo mocną.
– Wielkie dzięki – powtórzyła.
Gdy znów na nią spojrzał, wpatrywała się w niego przez okulary z takim samym zainteresowaniem, z jakim przed chwilą sam się jej przyglądał.
– Coś nie tak?
– Nie, nie. Przepraszam, że się tak gapię. Ale to dlatego, że…
– Że?
– Oj, nieważne. – Pokręciła głową. – Pomyślisz, że jestem lizusem. Jeśli mamy razem pracować, podlizywanie się nie byłoby najlepszym początkiem.
– Obiecuję, nic takiego nie pomyślę. – Był szczerze zaciekawiony. – Czemu masz taką minę? Mam coś na nosie? Zabrudziłem sobie twarz? Wyglądam dziwnie?
– Oj, nie. Jesteś bardzo przystojny. – Spuściła głowę, zmieszana. – Chodzi o to, że jeśli wszyscy faceci w tym kraju są do ciebie podobni, to… – Zarumieniła się prześlicznie. – Przepraszam. Mam nadzieję, że się nie gniewasz za to, co powiedziałam. Po prostu… mało wiem. Zebrałam trochę wiadomości o tym kraju, ale nie o… Naprawdę przepraszam. Ale zapytałeś, więc…
– Tak, zapytałem. – Była wyraźnie zmęczona, co świadczyło o tym, że to, co powiedziała, powiedziała spontanicznie. Komplement był szczery i czarująco niewinny. Rafik był bliski zapomnienia jej tego, że uznała go za urzędnika.
– W Teksasie mężczyzna to kowboj. W opinii większości kobiet urzędnik to nie chłop. Cóż, nie były nigdy w El Zafirze.
Rafik nie potrafił osądzić, czy to co usłyszał, miało mu pochlebiać, czy też powinien się poczuć urażony. Postanowił jednak dowiedzieć się trochę o teksańskich kowbojach, oczywiście po cichu. Zdusił też w sobie chwilową słabość i chęć wybaczenia Amerykance pomyłki. Mimo to, co było dość dziwne, miał ochotę słuchać jej dalej.
– Masz więc tu być asystentką?
Skinęła głową, zdjęła okulary i potarła oczy. Spodziewał się, że zobaczy rozmazany tusz. A tu nic. Dziewczyna nie używała kosmetyków! Jej twarz pozostała czysta i gładka.
– Przyleciałam do El Zafiru dziś rano. Miałam być dwa dni wcześniej, ale loty z północnego Teksasu zostały odwołane z uwagi na burze. Tam, skąd pochodzę, mówi się, że jeśli pogoda jest zła, na ogół wystarczy chwilę poczekać. Tym razem jednak nie dopisało mi szczęście.
– A jak do tego doszło, że przyjechałaś do mojego… do El Zafiru? Panno…
– Doyle. Penelopa Colleen Doyle. Łatwo zapamiętać, bo rymuje się z oil (ropa), a w ogóle możesz mi mówić Penny.
– Penny – powtórzył i prawie się roześmiał. Imię kojarzyło się z najdrobniejszym angielskim bilonem.
– Zatrudniła mnie księżna Farrah Hassan. Poznałeś ją?
Rafikowi drgnęły usta.
– Spotkaliśmy się raz czy dwa.
– Wspaniała dama, zrobiła na mnie duże wrażenie. Jest siostrą króla. Mam być jej asystentką.
– Kiedy ci to zaproponowała?
– Miesiąc temu.
– I zjawiasz się dopiero dziś?
Penny kiwnęła głową.
– Musiałam wynająć komuś swoje mieszkanie i przenieść gdzieś rzeczy.
Wyglądała bardzo młodo. Aż trudno uwierzyć, że mieszkała sama i była za wszystko odpowiedzialna.
– Ile masz lat?
– U nas, w Stanach, ktoś, kto zadaje takie pytanie, uważany jest za gbura. Kobiety nie wypada pytać o wiek. To bardzo niepolityczne.
– Znam się na polityce. – Na kobietach też, dopowiedział w myślach. – Wyglądasz tak młodo, że…
– Mam dwadzieścia dwa lata. – Penny wyprostowała się. – Nie musi cię to obchodzić, ale mam wykształcenie pedagogiczne, zrobiłam też dyplom z zakresu biznesu. W college’u studiowałam jednocześnie dwa kierunki. Zależało mi na pracy, i to dobrze płatnej. Złożyłam więc CV w agencji, poprzez którą zamożni ludzie szukają opiekunek do dzieci. Księżna przejrzała dokumenty i zdjęcia i wybrała między innymi mnie. Szukała, jak twierdził szef agencji, zwykłej niani.
– Zwykłej?
– Właśnie. Nie powinnam pewnie pytać, ale… Jak myślisz, czemu księżna podkreślała, że zależy jej na dziewczynie o przeciętnej urodzie?
Nie widział powodu, żeby wyjaśniać, że motywy takiego, a nie innego wyboru księżnej wiązały się z jego osobą.
– Nie umiem powiedzieć.
– Ja też. – Wzruszyła ramionami. – Mam odpowiednie kwalifikacje, doszłam więc do wniosku, że się do tej pracy nadaję.
– Rozumiem. – W opinii rodziny był bardzo elokwentny, lecz to proste stwierdzenie zwyczajnej dziewczyny zbiło go z tropu. Jego znajomość kobiet opierała się na kontaktach z wysokimi, wyrafinowanymi ślicznotkami. O małych kobietkach w dużych nieładnych okularach nie wiedział nic.
– Lubię wychodzić życiu naprzeciw. Jeśli chowasz głowę w piasek, to widać ci tylko… – Poprawiła okulary. – No cóż, całą resztę. Rozumiesz, prawda? Staram się myśleć trzeźwo. Lepiej brać się z życiem za bary, niż czekać na cud. Dobrze mówię?
Nie bardzo wiedział, co odpowiedzieć, więc uznał, że zręczniej będzie skierować rozmowę na inny tor.
– A zatem moja… to znaczy, księżna Farrah, przeprowadziła z tobą interview.
– Tak. Zafundowała mi bilet w obie strony, i poleciałam do Nowego Jorku. Pierwszy raz w życiu leciałam samolotem. Było super. Ale pojawił się problem z…
Drzwi otworzyły się i posługująca kobieta wtoczyła do gabinetu wózeczek ze srebrną zastawą i filiżankami z chińskiej porcelany.
– Dziękuję, Selimo.
– Bardzo proszę, Wasza…
– Zostaw – przerwał gwałtownie. – Zajmę się wszystkim sam.
Kobieta ukłoniła się i wyszła. Penny przyglądała się całej scenie ze zdumieniem.
– Fantastyczne! – rzuciła. – Czy wszyscy tutaj są tak grzeczni i dyskretni? My w Stanach moglibyśmy pobierać u was lekcje. Będziesz mi musiał pomóc. Nie chciałabym nikogo urazić. Jeśli spostrzeżesz, że zachowuję się nietaktownie, bardzo proszę, weź mnie na bok i powiedz. Nie chciałabym wyjść na głupią.
– Jesteś Amerykanką – odparł, jakby to tłumaczyło wszystko. Uniósł dzbanek i nachylił dzióbek nad jedną z delikatnych filiżanek.
– Czy mógłbyś nalać kawy i dla mnie? Nie mogę uwierzyć, że zasnęłam. Muszę się rozkręcić.
– Przeciwnie. Wszystko wskazuje na to, że…
– Mówię za dużo, tak? Owszem, czasem mi się to zdarza. Dziś jednak rzeczywiście trajkoczę. Pewnie dlatego, że jestem zmęczona i podenerwowana. Paskudna mieszanka. Przeszkadza ci to? Księżna nie będzie miała mi chyba tego za złe?
– Ma bardzo silną osobowość. Cukier, śmietankę?
– Nie, dziękuję.
Podał jej filiżankę.
– Mówiłaś, że…
– Na czym to ja skończyłam? – Napiła się kawy i pomyślała. – A, mam! No więc poleciałam do Nowego Jorku na spotkanie z księżną. Nie wiedziałeś o tym? Lot się opóźnił.
– Z powodu pogody.
Skinęła głową.
– Dobrze zapamiętałeś. Potem nie mogłam się przebić przez korki. Nim dotarłam do hotelu – och, mówię ci, ale cudo – księżna zatrudniła już kogoś innego.
– Nianię o pospolitej urodzie.
– Tak. – Ściągnęła brwi. – Naprawdę nie pojmuję, dlaczego przeciętność miałaby być kryterium przy zatrudnianiu pracownika. Dziwaczne.
– Faktycznie.
– Tak czy owak, księżna odniosła się do mnie niezwykle miło i bezpośrednio. Zaprosiła mnie na lunch. Pogadałyśmy sobie o życiowych sprawach i poplotkowałyśmy przy czekoladzie.
– Poplotkowałyście sobie?
– No tak. Wiesz, jak to jest… Gdzie kobiety opowiadają sobie rzeczy, które je do siebie zbliżają?
– Ach… Przy czekoladzie. Tak?
Penny kiwnęła głową.
– Piłyśmy chyba godivę. Pyszota! Nieważne zresztą. Ważne, że księżna powiedziała, że się jej podobam i że potrzebuje asystentki. No i… zatrudniła mnie. To była propozycja nie do odrzucenia. Sam wiesz, jak dobrze tu u was płacą.
– Faktycznie.
– Ma się zapewniony własny pokój i wyżywienie.
– Naprawdę znakomita oferta pracy.
– Powiedz, proszę… czy mógłbyś mi przypomnieć, jak się nazywasz? – Podniosła filiżankę do ust. – Bardzo to nieładnie z mojej strony, ale zapomniałam. Tłumaczy mnie wyłącznie zmęczenie. Wyśpię się tylko i zaraz odzyskam formę. Zazwyczaj świetnie zapamiętuję nazwiska.
– Nie sądzę, żebym ci się przedstawiał.
Szczerze go sobą zaintrygowała. Jak na osobę padającą ze zmęczenia, dysponowała zdumiewającą energią. Wy poczęta była bez wątpienia jak… Nie mógł sobie przypomnieć amerykańskiego określenia. Jak piorun kulisty? Tak, chyba tak. Zdecydowanie taka była Penny Doyle. Ciekawe, czy tylko w podejściu do pracy, czy ognisty temperament ujawniał się też w jej życiu osobistym – na przykład w związku z mężczyzną?
– Masz taką minę… Czy mam coś na nosie? Ubrudziłam sobie twarz? Uważasz, że wyglądam dziwnie? – zażartowała, powtarzając jego niedawne słowa.
– Wcale nie.
– No to zdradź mi, jak się nazywasz. Na pewno nie jakoś okropnie. Skoro mamy razem pracować, byłoby niegłupio, gdybym mówiła ci po imieniu.
Rafik wstał i wyprostował się dumnie.
– Nazywam się Rafik Hassan. Jestem księciem, ministrem spraw wewnętrznych i zagranicznych państwa El Zafir.
Oczy Penny stały się nagle okrągłe. Filiżanka wypadła jej z rąk, uderzyła o kolana i spadła na podłogę. Kawa, która nie zdążyła wsiąknąć w sukienkę, opryskała jasny berberyjski dywan. Z otwartych ust panny Doyle nie wybiegło nawet jedno słowo. Książę Hassan odniósł autentyczne zwycięstwo. W końcu pozbawił ją mowy.
Rafik przeszedł do domowego skrzydła pałacu i zapukał do apartamentu ciotki. Usłyszał stłumione „Proszę” i wszedł do foyer. Marmurowa posadzka odbiła echo jego kroków, gdy skierował się prędko do salonu. Z okien pokoju, rozświetlających całą ścianę, roztaczał się widok na Morze Arabskie. Miejsce centralne zajmowała duża biała sofa, ustawiona na jasnym pluszowym dywanie. Jedynym akcentem kolorystycznym wnętrza były obrazy. Siostra ojca była właścicielką słynnej w świecie kolekcji dzieł sztuki.
Rafik podszedł do ciotki, siedzącej na kanapie w otoczeniu urzędowych pism i dokumentów.
– Ciociu Farrah, chciałbym z tobą porozmawiać.
– Naturalnie. W czym rzecz?
– Krótko mówiąc, chodzi mi o Penny.
Księżna uśmiechnęła się i nagle odmłodniała. Miała pięćdziesiąt parę lat, ale była wciąż piękną i atrakcyjną kobietą. Jej ciemne, uczesane gładko krótkie włosy sięgały kołnierzyka turkusowego żakietu od Chanel.
– Cudowna, nie?
– Jest… jakaś…
– Nie podoba ci się? Dlaczego? – Księżna odłożyła na bok papiery.
– Usnęła mi na kanapie w gabinecie!
– Biedactwo! No cóż, stało się. Na jej obronę muszę powiedzieć, że ta twoja kanapa jest bardzo wygodna. – Westchnęła ze współczuciem. – Penny miała ciężką podróż. Mówiono mi, że to urocze dziecko uparło się, by rozpocząć pracę w umówionym terminie. Nie chciała go przesunąć choćby o dzień.
– Powinno się ją ściąć.
– Faktycznie, właściwa nagroda za poświęcenie.
– Żartuję.
– Miło mi to słyszeć. – Księżna wybuchnęła śmiechem.
– Tę formę kary rząd uznał za bezprawną, jeszcze zanim się urodziłam.
– Właściwsze byłoby obcięcie jej języka. O, tak. Świetny pomysł, jeśli wolno mi mieć w tym względzie własne zdanie. Kara powinna odpowiadać popełnionemu przestępstwu.
– Drogi mój, a jakąż to zbrodnię popełniła Penny?
– Jest… – Szukał przez chwilę słów najlepiej oddających jego myśli. – Jest kobietą.
– Ach! – Ciotka podniosła głowę. – I stanowi dla ciebie zagadkę.
– Ależ skąd! W życiu nie spotkałem kobiety, której nie potrafiłbym rozszyfrować. – Było to maleńkie kłamstewko. Owszem, nie spotkał takiej kobiety, aż do dziś.
– Jesteś zatem zaintrygowany?
– Nonsens. – Odwrócił wzrok w stronę balkonu. – Kompletny absurd.
– Rafik… Powiedz mi, czy byłeś już kiedyś zakochany?
Nie umiał odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Podobało mu się wiele kobiet. Bywał zauroczony. Ale – zakochany?
– Nie bawmy się, ciociu. Miłość to luksus, na jaki nie może sobie pozwolić królewski syn. Żenimy się z obowiązku, więc i ja ożenię się kiedyś i spłodzę dziedzica.
– Tylko kiedy to będzie?
– Gdy uznam, że jestem do tego gotów. – Zerknął na ciotkę. – Rozmawialiśmy jednak o Penny Doyle. Nie rozumiem, co to ma z nią wspólnego?
Księżna Farrah splotła ręce na podołku.
– Mówię o tym, ponieważ nie potrafię wyzbyć się przekonania, że z powodu tragicznej, przedwczesnej śmierci twojej mamy, jesteś zwichrowany uczuciowo. Bardzo to smutne. Służba, domowi nauczyciele, prywatne studia… Gdzieś po drodze umknęła ci szkoła uczuć.
– Otrzymałem znakomite wykształcenie. A co do tej małej Amerykanki…
– Penny. Wydała mi się jak łyk powietrza. Ale wolno ci się ze mną nie zgodzić.
Rafik spojrzał na ciotkę i widząc jej minę, zrozumiał, że musi nad sobą zapanować. Księżna Farrah była kobietą, kimś starszym, kochała ją cała rodzina Hassanów. Zasługiwała na szacunek, grzeczność i ochronę przed nieprzyjemnościami. Jednakże błysk w jej oczach sprawił, że Rafikowi przeszło przez myśl, że być może to jemu przydałaby się teraz ochrona.
– Dlaczego miałbym się zgadzać? To zwykła kobieta z Teksasu. Bez znaczenia i taka mała… Wydaje mi się, że w Teksasie mieliśmy zawsze potężniejszych sojuszników.
– Owszem. Penny jest wyjątkiem.
– Penny – prychnął wzgardliwie Rafik. – Nawet imię ma banalne. Bilonik.
– A słyszałeś powiedzenie o pieniążku znalezionym na szczęście? Że jak się go znajdzie i podrzuci w górę, to tego dnia wszystko się uda?
– Może i słyszałem. Penny Doyle – rym do oil – wymruczał i bezwiednie uśmiechnął się, przypominając sobie jej własne słowa. Dobrze, że stał tyłem do swej spostrzegawczej ciotki, i nie mogła widzieć jego miny.
Księżna zakaszlała. Rafik odwrócił głowę i spostrzegł w jej oczach rozbawienie.
– Dobrze się czujesz? – zapytał. Nie do wiary, ale odniósł wrażenie, że ciotka się z niego naśmiewa.
– Doskonale.
– Więc o co chodzi?
– Właśnie na taką twoją reakcję liczyłam. W tej sytuacji nie muszę dawać ci przestrogi, żebyś zachował wobec Penny dystans.
– Jeśli to cię, ciociu, niepokoi, to dlaczego ojciec odebrał mi dotychczasowego asystenta i zastąpił go kobietą?
Księżna westchnęła, ale tak jakoś dziwnie, jakby tłumiła chichot.
– Potrzebny mu był ktoś z doświadczeniem. Poza tym król nie musi się tłumaczyć. Zrobił, co uznał za stosowne. Penny doskonale odpowiada twoim… potrzebom. Potrzebom ministerstwa – dodała. – Na twoim miejscu zastanowiłabym się dwa razy, zanim poszłabym z tą sprawą do ojca.
– W porządku. Czuję się jednak urażony twoimi pouczeniami.
– Oj, Rafik. Masz opinię podrywacza. Obawiam się o Penny.
– Dlaczego? Swoim gadulstwem położyłaby trupem nawet słonia.
– Możliwe, ale… Została skrzywdzona. Przez mężczyznę.
Rafik zmienił się na twarzy. Paplanina Penny drażniła go, ale poza tym… wszystko w niej było takie szczere, delikatne.
– To znaczy… co się stało?
– Całą tę okropną historię opowiedziała mi w Nowym Jorku. Miała dwanaście czy trzynaście lat, gdy umarła jej matka. Wychowywała ją samotnie, była skromną nauczycielką. Mimo to udało się jej zgromadzić pewien kapitał. Pozostawiła go córce na koncie. Penny zamierzała otworzyć przedszkole. Jednakże pewien drań zawrócił jej w głowie i na koniec uciekł z jej pieniędzmi. Od tej pory dziewczyna wystrzega się mężczyzn jak zarazy, nie ufa nikomu.
– Ten ktoś to nie mężczyzna. Mężczyzna nie potraktowałby kobiety w taki sposób. Zwłaszcza takiej.
– To znaczy jakiej? – Ciotka uniosła brwi.
– Nieważne. Chciałbym spotkać tego gościa. – Rafik zacisnął zęby. – Końmi bym go rozciągnął, a i tak byłaby to zbyt łaskawa kara.
– Zgadzam się. – Księżna ciężko pokiwała głową, ale zaraz uśmiechnęła się łagodnie. – Teraz jednak Penny jest u nas, zaopiekujemy się nią. To znaczy, ja się nią zaopiekuję. Moim zdaniem nie mogło stać się lepiej.
– Nie sądzę.
Kiedy zostawił Penny samą, oniemiałą, był nią jedynie rozbawiony i odrobinę zaciekawiony. Teraz, gdy znał już jej historię, czuł się dziwnie nieswój. Kobiety nie wywoływały zazwyczaj w jego uczuciach takiego zamętu. Niedobrze, bardzo niedobrze. Chyba mógłby jeszcze wpłynąć na decyzję ciotki. Niechby zajęła się tą dziwną dziewczyną, ale nie przydzielała mu jej do pracy.
– Rafik, nie rozumiem cię.
– Byłoby znacznie korzystniej, gdyby ojciec oddał mi mego asystenta. Miałabyś wtedy tę swoją Penny Doyle do dyspozycji. Obyś się tylko nie zawiodła na swojej dobroci. Serdecznie ci tego życzę.
Ciotka pokręciła głową.
– Obawiam się, że na odzyskanie dotychczasowego asystenta nie możesz liczyć. To niemożliwe.
– Dlaczego?
– Nie mam na to wpływu. Leży to w gestii króla.
– Wysłuchałem twojej rady i pomyślałem dwa razy. Pomówię z ojcem.
– Jak chcesz. A póki co… Za moment mają się zacząć przygotowania do międzynarodowej imprezy na cele dobroczynne. Będzie ci potrzebna pomoc. Kobieca ręka bardzo się przyda.
– Ty jesteś kobietą i moją prawą ręką w tym przedsięwzięciu – zaakcentował z mocą Rafik. – Czy to nie dość?
– Penny będzie pracowała i ze mną, i z tobą.
Rafikowi absolutnie nie odpowiadało takie rozwiązanie. Spróbował innej taktyki.
– Czy to fair wobec panny Doyle? Jesteś, ciociu, bardzo wymagająca wobec swoich pracowników, więc…
– Bez przesady. Nie popełnimy żadnego nadużycia. Podejrzewam zresztą, że ta dziewczyna potrafi ciężko pracować.
– A zwłaszcza mówić – jęknął. – Praca w ministerstwie nie polega na gadaniu.
– To urocza dziewczyna.
– Jeśli dobrze rozumiem, ubiegała się o posadę niani. Mówisz, że jest urocza. W porządku, niech będzie, ale miała się zajmować dziećmi Farika.
– Tak. Wydała mi się jednak taka… dynamiczna, inteligentna. Zdobyła wykształcenie, i to w dwóch kierunkach. Jest dyplomowaną przedszkolanką, ale ukończyła też kurs biznesu, bo, jak mi oznajmiła, wie, że prowadzenie przedszkola wymaga i takiej wiedzy. Sam Prescott wystawił jej znakomite referencje.
Młody Prescott pochodził z zamożnej teksańskiej rodziny. Rafik przyjaźnił się z nim od dziecka. Żartowali czasem, że gdyby Ameryka była królestwem, Sam i jego bracia byliby szejkami. Ojcowie znali się dobrze i prowadzili wspólne interesy.
– Skąd ją zna? – zapytał Rafik.
– Prescottowie pomagają finansowo niezamożnym uzdolnionym studentom. Penny została wybrana jako ich stypendystka. Była jedną z najlepszych studentek w klasie biznesowej i otrzymała wyróżnienie kierownictwa korporacji Prescotta w Dallas. Mam więc mocne podstawy, żeby uznać, że jest szybka, bystra, pracowita i umie zdobywać nowe kwalifikacje.
– I najwyraźniej odpowiedzialność za to spadnie na mnie. – Rafik spojrzał na ciotkę ponuro, ale nie przejęła się jego niechęcią.
– Takimi minami możesz sobie straszyć dzieci. Ale… Rafik… nie wystraszyłeś chyba Penny? – Popatrzyła na niego żywo. – Jesteś dyplomatą, reprezentujesz rodzinę. Jeśli…
– Nie mam zwyczaju przerażać dzieci ani kobiet. Tyle że… Wiesz, przy kawie… no, powstał mały problem.
Dokonał w gruncie rzeczy cudu. Sprawił, że Penny oniemiała. Na szczęście, kawa zdążyła wystygnąć. Dziewczyna się nie poparzyła. Miał jednak leciutkie wyrzuty sumienia, że do tego doprowadził.
– Co z tą kawą? – przynagliła go ciotka.
– Penny upuściła filiżankę.
– Przyczyniłeś się do tego?
– Po prostu się przedstawiłem.
Tak, tyle że przedtem pozwolił jej mniemać, że rozmawia z urzędnikiem. Doprowadził do tego, że powiedziała szczerze, co o nim myśli – że jest bardzo przystojny – czego na pewno by nie zrobiła, gdyby wiedziała, z kim ma do czynienia.
Ciotka zmarszczyła brwi.
– Gdzie teraz jest Penny?
– U siebie, to znaczy w tym małym mieszkanku, które dla niej przeznaczyłaś, w gościnnym skrzydle pałacu. Poradziłem jej, żeby cały dzisiejszy dzień uznała za wolny i odpoczęła po podróży.
– Świetnie. – Księżna z aprobatą kiwnęła głową. – Cieszę się, że porozmawialiśmy. A zatem, mój bratanku, przypominam ci po raz ostatni. Nie czaruj Penny. Póki co jest twoją asystentką. Nikim więcej. Interesy kraju nie mogą ucierpieć po raz kolejny z powodu twojej skłonności do amorów i niewątpliwego uroku.
– Dziękuję, ciociu. – Uśmiechnął się.
– To nie miał być komplement. Rafik, nie wygłup się. Nie rób nic wykraczającego poza zwyczajność. Bądź wobec Penny naturalny, a w pracy obowiązuje cię zwykła uprzejmość. To wszystko.
Młody Hassan wyprostował się dumnie.
– Płynie we mnie krew królów El Zafiru. Godne zachowanie to mój obowiązek. Ty sama, ciotko, uczyłaś mnie dostojeństwa. Nie rozumiem, dlaczego muszę wysłuchiwać tych wszystkich pouczeń.
– Uczyłam cię również szacunku dla starszych. – Prychnęła nosem. – Zachowujesz się jak krnąbrny chłopczyk.
– Nie zauważyłem.
– Oczywiście. Nigdy nie zauważasz u siebie żadnych mankamentów. Twoi bracia również.
– A co tu mają do rzeczy Farik i Kamal?
– Minister przemysłu naftowego i następca tronu rzeczywiście nie mają nic wspólnego z naszą rozmową. Stwierdzam tylko fakt.
– Mężczyźni z królewskiego rodu Hassanów przysięgają wierność swemu krajowi i rodzinie – powiedział. – Jesteśmy gwarantami bezpieczeństwa narodu. Nie możemy sobie pozwolić na błąd.
– Święta to i wielka odpowiedzialność – zgodziła się ciotka. – A ja znalazłam młodą kobietę, która, głęboko w to wierzę, będzie znakomitą asystentką. Chciałabym zatrzymać ją u siebie przez długie lata. Proszę cię jedynie o to, żebyś nie zrobił nic takiego, co przyspieszyłoby jej powrót do Stanów.
– Nie przyszłoby mi to do głowy.
Ciotka skrzywiła się.
– Zaczynam się denerwować, kiedy jesteś taki posłuszny.
Otworzył usta, żeby energicznie zaprotestować, lecz machnęła ręką.
– Idź już. Porozmawiaj z ojcem albo z którymś z twoich braci. Może oni ci uwierzą.
– Nie jestem taki posłuszny, jak ci się wydaje. – Z niewiadomej przyczyny czuł potrzebę bronienia się. Ale zupełnie mu to nie wychodziło.
– Mam jednak nadzieję, że będziesz, dla dobra nas wszystkich.
Udręczony, stłumił westchnienie, skłonił się lekko przed ciotką, gdyż tak nakazywał jej wiek i pozycja w rodzinie, i wyszedł. Jego myśli pobiegły natychmiast w stronę młodej Amerykanki. Inteligentna, zajmująca? Nie miał pewności, czy zdążył dostrzec te cechy Penny Doyle. Może więc należało ponownie z nią porozmawiać. Tylko po to, żeby się przekonać, czy nie ocenił swej nowej asystentki za nisko. Powinien poznać ją lepiej. Sprawy w ministerstwie musiały toczyć się gładko.