Klejnot w koronie - ebook
Klejnot w koronie - ebook
Leila Skavanga, współwłaścicielka kopalni diamentów, zawsze wolała cichą pracę w archiwum niż brylowanie w towarzystwie. Nie mogła jednak nie pójść na przyjęcie ślubne swojej siostry. Nie bawiła się zbyt dobrze, dopóki nie zainteresował się nią książę Rafael Leon. Wówczas zapomniała o swej zwykłej ostrożności i dystansie i spędziła z nim noc. Teraz musi go odnaleźć i powiedzieć mu, że zostanie ojcem…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-4054-3 |
Rozmiar pliku: | 729 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Leila obserwowała przez okno taksówki gości wchodzących do hotelu. Pora roku nie zachęcała do tego rodzaju imprez. Miasto Skavanga leżało za kołem polarnym, w krainie słońca o północy, ale kiedy Britt, siostra Leily, wydawała przyjęcie, nikt nie przejmował się pogodą. Kobiety musiały włożyć obowiązkowo szpilki i obcisłe sukienki, a panowie garnitury.
Leila, jako jedyna z trzech sióstr Skavanga, nie błyszczała na przyjęciach. Błaha rozmowa nie była jej mocną stroną. Najlepiej czuła się w swoim gabinecie w podziemiach muzeum górniczego, gdzie gromadziła fascynujące informacje…
Spokojnie, nakazała sobie w duchu. Britt pożyczyła jej olśniewającą sukienkę i sandały pod kolor, a obok na siedzeniu taksówki leżała kurtka z futerkiem. Wystarczyło wejść do hotelu i zniknąć w tłumie.
– Niezła zabawa panią czeka! – zauważył kierowca, kiedy dała mu suty napiwek. – Przepraszam, że nie podwiozłem pani bliżej, ale nigdy nie widziałem tu tylu samochodów.
– Proszę się nie martwić. Poradzę sobie.
– Ostrożnie, bo się pani poślizgnie…
Za późno.
– Wszystko w porządku? – Kierowca wychylił się przez okno.
– Tak, dzięki.
Akurat. Wykonała właśnie kilka piruetów. Taksówkarz pokręcił głową.
– Drogi są oblodzone.
Kucała niezbyt elegancko obok samochodu; rajstopy miała porozdzierane, a sukienka… nie uległa, na szczęście, całkowitemu zniszczeniu po bliskim spotkaniu z karoserią ubłoconej taksówki.
Pozbierała się i stanęła, czekając na lukę w nieprzerwanym sznurze samochodów. Kierowca też czekał.
– To ci trzej panowie ocalili miasto?
Leila poczuła żywsze bicie serca. Dostrzegła na schodach prowadzących do wejścia męża Britt, szejka Kareshi, i narzeczonego jej drugiej siostry Evy, zabójczo przystojnego hrabiego włoskiego, Romana Quisvadę. I tego trzeciego, który przyciągał nieodparcie jej wzrok. Szedł przodem – Raffa Leon, obecnie samotny.
Leila pokręciła głową, zniecierpliwiona tą chwilą najczystszej fantazji. Uchodziła w tej przebojowej rodzinie za najbardziej nieśmiałą; nawet najbardziej doświadczona kobieta zastanowiłaby się dwa razy, zanim rzuciłaby się temu mężczyźnie w ramiona, a co dopiero tak płochliwa mysz jak ona.
Taksówkarz miał jednak rację: ci trzej ludzie ocalili miasto. Leila i jej dwie siostry, wraz z dawno zaginionym bratem Tyrem, były właścicielkami kopalni, ale gdy skończyły się minerały i odkryto diamenty, nie mogły sobie pozwolić na specjalistyczny sprzęt, którego wymagało wydobycie cennych kamieni. Skavanga zawsze żyła dzięki kopalni, więc stawką był też byt jej mieszkańców. Na szczęście pojawiło się na horyzoncie potężne konsorcjum, które uratowało biznes, jak i samo miasto.
– Jest jeszcze jeden miliarder, jeśli się pani pośpieszy. – Taksówkarz mrugnął. – Dwaj pozostali się ożenili… albo mają się ożenić, jak słyszałem.
– Tak – odparła z uśmiechem. – Z moimi siostrami…
– Więc to pani jest jednym z Diamentów Skavangi? – zawołał podekscytowany kierowca.
– Tak nas nazywają, ale jestem najmniejszym kamieniem ze skazami…
– Dlatego po mojemu jest pani najbardziej interesująca – przerwał jej. – I wciąż ma pani szansę, skoro pozostał jeszcze jeden miliarder do wzięcia.
Podobało jej się jego poczucie humoru.
– Nie zwariowałam jeszcze. I na pewno nie jestem w typie Raffy Leona. – Westchnęła teatralnie. – Dzięki Bogu.
– Cieszy się złą sławą – przyznał taksówkarz. – Ale nie należy wierzyć we wszystko, co wypisują w gazetach. I niech pani pamięta jedno. Miliarderzy lubią się żenić z biedniejszymi. Chcą po całym dniu w biurze mieć w domu spokój. Bez obrazy – dodał pośpiesznie. – To miał być komplement. Wygląda pani na miłą i spokojną dziewczynę.
W tym momencie Leila skręcała się już ze śmiechu.
– Nie gniewam się. Niech pan uważa na drodze. Czeka pana pewnie długa noc.
– Owszem. Dobranoc, kochanie. Udanej zabawy.
Najpierw jednak chciała pójść do toalety i doprowadzić się do porządku. Nie zamierzała sprawić zawodu swoim olśniewającym siostrom i zjawić się na ich przyjęciu uwalana błotem.
Dostrzegła przerwę w sznurze samochodów i przeszła przez oblodzoną ulicę. Raffa Leon stał u szczytu schodów, najwyraźniej czekając na jakąś bywalczynię salonów.
O rany, ależ był niesamowity.
Zastanawiała się, jak tu wejść do hotelu, by jej nie zauważył… musiała tylko przemknąć obok niego…
Wszystko szło po jej myśli. Raffa patrzył w drugą stronę, kiedy wbiegała na schody, jednak trafiła na oblodzony stopień i poczuła, jak ślizgają jej się szpilki. Była pewna, że wyląduje twardo na kamieniu.
– Leila Skavanga!
Patrzyła zszokowana na przystojną twarz, która pojawiła się nad nią niespodziewanie.
– Raffa Leon! – Udała zaskoczenie. – Przepraszam, nie zauważyłam cię.
Zaskoczenie? Raczej głębokie zażenowanie. Jeśli nie chciała wpaść tego wieczoru w czyjeś ramiona, to właśnie w jego, a Raffa trzymał ją tak mocno, że nie miała wyboru, zmuszona pozostać tam, gdzie nagle się znalazła. I te oczy…
– Dziękuję – powiedziała, kiedy postawił ją na nogi.
– Cieszę się, że cię złapałem.
Głos miał głęboki i podniecający, z nieznacznie obcym akcentem.
– Ja też się cieszę.
– Nie skręciłaś sobie kostki?
Ten wysoki, śniady i przystojny mężczyzna patrzył na jej nogi. Świadoma swoich podartych rajstop, zaczęła poprawiać sukienkę.
– Nie, w porządku. – Poruszyła ostrożnie stopami i poczuła się głupio.
– Spotkaliśmy się już – zauważył.
– Na ślubie Britt. Miło cię znów widzieć.
Nie tylko pachniał bosko i miał w sobie jakiś szelmowski urok; jego oczy i energia, jaką emanował, też wykraczały poza skalę. To spotkanie przyprawiało ją o dreszcz i chęć ucieczki, ale Raffa nie zamierzał się ruszyć, tylko przyglądał się uważnie jej twarzy. Czyżby pozostały jej resztki kanapki między zębami? Przesunęła dyskretnie językiem po wargach.
– Nie tylko się spotkaliśmy. Można powiedzieć, że jesteśmy prawie rodziną.
– Słucham… – Nie była w stanie myśleć logicznie. – Rodziną?
– Si. Teraz, kiedy drugi przedstawiciel konsorcjum poślubia jedną z sióstr Skavanga, pozostaliśmy tylko my dwoje. Dlaczego jesteś taka zszokowana? Chodziło mi tylko o to, że możemy się lepiej poznać.
Naprawdę tego chciał?
Dlaczego?
Nabierając z miejsca podejrzeń, wypaliła:
– Nie mam zbyt wielu udziałów w firmie.
Parsknął śmiechem.
– Nie zamierzam ich kraść, Leilo.
Jakim cudem ktoś muskający jej dłoń ustami mógł wywoływać takie wrażenie? Siostry przed swoimi zaręczynami mówiły bezustannie o romantycznych schadzkach, ale to był dla Leili całkowicie nowy świat. Co nie znaczy, by Raffa miał w sobie coś romantycznego. Po prostu pragnął, by się odprężyła. Więc dlaczego odnosiło to odwrotny skutek?
Wciąż przybywali nowi goście, napierając zewsząd, co uniemożliwiało rozmowę. Niezobowiązujące pogawędki nigdy jej nie wychodziły. Ale to było przyjęcie sióstr Skavanga, a Raffa został na nie zaproszony. Musiała go zabawiać.
– Mam nadzieję, że miałeś przyjemną podróż.
Wydawał się rozbawiony jej wstępnym komentarzem.
– Teraz jest mi bardzo przyjemnie. – Słowom tym towarzyszył uśmiech, który podbiłby Hollywood. – Przed dzisiejszym wieczorem miałem mnóstwo spotkań w interesach. Właśnie skończyłem kolejne.
– Więc zatrzymałeś się tutaj, w hotelu?
Zaczerwieniła się pod wpływem jego spojrzenia. Pomyślał pewnie, że się do niego przystawia, podczas gdy ona nie miała zielonego pojęcia, o czym mówić. Na szczęście Raffa skupił się na zadaniu, jakim było dotarcie do drzwi hotelu.
– Tłum się chyba przerzedził. Wejdziemy?
– Mogę jeszcze chwilę zaczekać – odparła, wyczuwając, że chce się już oddalić.
– Nie przejmuj się tak – powiedział z uśmiechem. – Spodoba ci się przyjęcie. Zaufaj mi…
Zaufać mu? Człowiekowi o takiej reputacji?
– Lepiej poszukam sióstr, ale dzięki za pomoc… i ratunek.
– Proszę bardzo.
Oczy miał ciepłe i błyszczące; zdawały się przenikać ją na wskroś, choć był na dobrą sprawę kimś całkowicie obcym. Tym bardziej pragnęła trzymać się planu: napić się drinka z siostrami, zjeść kolację, pogadać z tym i owym i zniknąć w miarę grzecznie.
– Drżysz, Leilo…
Och… Uświadomiła to sobie teraz.
– A ty się śmiejesz? – Przygryzła wargę, by nie myśleć o tym, że jej dreszcz nie ma nic wspólnego z zimnem.
– Proszę… okryj się moim płaszczem…
– Nie, ja…
Zanim zdążyła cokolwiek zrobić, zarzucił jej swój płaszcz na ramiona, który miał w sobie jego ciepło i pachniał nieznacznie wodą kolońską.
– Gdzie się tak ubłociłaś?
Ponieważ nic nie uchodziło jego uwadze, postanowiła sobie zażartować.
– No… ślizgałam się przez chwilę.
Roześmiał się.
– A ja myślałem, że cię ocaliłem.
– Prawie.
– Następnym razem będę się musiał bardziej postarać.
– Na szczęście nie będzie następnego razu. Zamiast rozmawiać z taksówkarzem, trzeba było patrzeć pod nogi.
– Mam nadzieję, że lądowanie nie było zbyt twarde?
– Tylko moja duma ucierpiała.
– Lepiej wejdźmy do środka, zanim przydarzy ci się następny upadek.
Jego uśmiech był nieodparcie seksowny; odwróciła wzrok, ale przyjemnie było mieć świadomość, że ten jeden raz jest pod opieką mężczyzny, zresztą była przekonana, że Don Leon oddali się pod jakimś pretekstem, gdy tylko znajdą się w hotelu.
A więc w końcu poznał trzecią z sióstr Skavanga. I trwało to dłużej niż krótki uścisk dłoni na tamtym weselu, gdy witali gości. Okazała się zaskakująca. Spięta, ale zabawna, Leila Skavanga z jakiegoś powodu nie odznaczała się pewnością siebie. Nie miał do niej pretensji, że nie jest zachwycona przyjęciem – sztuczne uśmiechy i bezsensowne rozmowy też go nie bawiły.
Wiedział, jak trudno jest być najmłodszym w rodzinie, choć szybko uwolnił się od narzuconych mu więzów. Kiedy ktoś pozbawiony rodziców jest pomiatany przez trzech starszych braci, nie wspominając o dwóch starszych siostrach, które ochoczo biorą w tym udział, nic dziwnego, że człowiek staje się niesforny. Istnieją w takiej sytuacji dwa wyjścia: być zdeterminowanym jak on albo nieśmiałym i wycofanym jak Leila Skavanga.
– Poszukajmy najpierw toalety, żebyś mogła doprowadzić się do porządku – zaproponował, gdy tylko weszli do hotelu. Uświadomił sobie, że jest wobec tej kobiety wyjątkowo opiekuńczy.
– Taki miałam zamiar – przyznała, chcąc mu dać do zrozumienia, że potrafi o siebie zadbać.
– Zanim cię złapałem?
– Zanim wylądowałam w twoich ramionach – skorygowała.
Roześmiał się. Podobała mu się jej buńczuczność. I czuł, że kryje się w tej młodej kobiecie coś więcej, niż początkowo mu się zdawało. Po chwili jednak zarumieniona odwróciła wzrok.
Dlaczego? Zbyt bliski kontakt fizyczny? Z nim?
Była aż tak niewinna? Wewnętrzny głos podpowiadał mu, że się nie myli. W porównaniu z przebojowymi siostrami wydawała się tym bardziej intrygująca. A gdy spojrzała na niego pięknymi i szczerymi oczami, doznał niekłamanej fizycznej reakcji.
– Chodź – powiedział, przepychając się przez tłum. – Trzeba doprowadzić cię do porządku, żebyś się mogła dobrze bawić.
Leila przygryzła wargę, chcąc ukryć uśmiech. Myśl o tym, że Raffa Leon będzie „doprowadzał ją do porządku”, była dość pociągająca. Błogosławiła się za swój rozsądek.
Na szczęście wszyscy wlepiali w niego spojrzenie, więc nikt nie zwrócił uwagi na jej brudną sukienkę.
Wstydź się! To miał być twój przełomowy rok!
Była zawsze postrzegana jako najspokojniejsza w rodzinie, istna marzycielka, i jeśli zamierzała cokolwiek zmienić, należało zrobić to właśnie teraz. Ale czy byłoby to bezpieczne? Kiedy obiecała sobie, że dokona jakiegoś przełomu, nie brała pod uwagę obecności tego diabła u swego boku. Don Rafael Leon, książę Kantalabrii, nie był kimś, komu można by zaufać. Myślała o jakimś spokojnym mężczyźnie, kimś niewymagającym i miłym. Kimś bezpiecznym. A Raffa Leon nie był bezpieczny.
Jak więc miała rozumieć tę jego rycerskością wobec swojej osoby?
Wrodzona grzeczność, nic więcej. Nawet żarłacze miały tyle przyzwoitości, by krążyć wokół ofiary, zanim ją atakowały.
Krzyknęła, kiedy Raffa chwycił ją za ręce i przyciągnął ku blaskowi świateł wielkiego żyrandola.
– Dios, Leilo! Jest gorzej, niż myślałem! – Patrzył na jej zniszczoną kompletnie sukienkę, podczas gdy ona była w stanie doznawać tylko żaru, który ją zalewał. – Na pewno nic ci się nie stało?
– Nie, absolutnie… – Chciała stać tak jeszcze przez chwilę, doznając ciepła i siły jego dłoni.
– No cóż, nie zamierzam spuszczać cię dziś wieczór z oka – oznajmił z rozbawieniem w oczach, jakby się domyślał jej reakcji na swój dotyk. – Nie możemy ryzykować kolejnych wypadków.
– Zgadzam się – mruknęła, wciąż wpatrując się w niego jak urzeczona idiotka.
– Toaleta?
– Oczywiście… Nic mi nie jest. Poradzę sobie.
– Naprawdę?
– To znaczy, bez ciebie – potwierdziła uprzejmie.
Raffa pociągnął ją przez hotelowe lobby, gdzie tłum rozstępował się przed nim niczym Morze Czerwone.
– Jestem pewna, że masz obowiązki…
– Tak – przyznał. – Muszę dopilnować, żeby ten wieczór upłynął dla ciebie lepiej niż jego początek. Od niczego mnie nie odciągasz. Skorzystam z każdej wymówki, żeby nie gadać z ludźmi, których nie znam i których więcej nie zobaczę. – Wzruszył ramionami. – Marzę o tym, żeby uciec od tego tłumu.
Ona myślała tak samo, wychodząc z domu, ale tylko dlatego, że czuła się nieśmiała, co z pewnością nie było jego problemem.
– Pamiętam wesele Britt – powiedział, kiedy czekali w kolejce do szatni. – Bawiłaś się w berka z tymi dziewczynkami, które sypały kwiatki przed młodą parą. Świetnie sobie z nimi radziłaś.
– Mnie też się to podobało – przyznała. – Obawiam się, że nie stać mnie było na nic bardziej wyrafinowanego.
– Można to kreślić jako czarujące, Leilo.
Jej sekret wyszedł na jaw. Uwielbiała dzieci. Prawdę powiedziawszy, kochała je i zwierzęta bardziej niż większość ludzi spoza jej rodziny, ponieważ były one prostolinijne.
– Nasza kolej. – Rafa położył jej dłoń na plecach.
Jego dotyk rozpalił każdą cząstkę jej ciała. Może dlatego, że jego dłoń była tak silna i jednocześnie tak delikatna…
– Więc lubisz dzieci?
– Tak. – Oddała mu płaszcz i spojrzała na niego wyzywająco. – Szczerze mówiąc, nie mogę się doczekać, kiedy będę je miała. Nie chcę tylko mężczyzny.
Zacisnął wargi, co wydało jej się niezwykle pociągające.
– Może być trudno.
– Dlaczego?
– Biologia – oznajmił z przebiegłym uśmiechem.
Na szczęście uniknęła dalszego pojedynku słownego, ponieważ w tym właśnie momencie, wsparta na ramieniu swego przystojnego szejka, weszła do hotelu jej siostra Britt; popatrzyła zdziwiona na Leilę, jakby chcąc spytać: „Co, u diabła, z nim tu robisz?”, po czym wskazała głową windy. Znaczyło to, że ma jak najszybciej udać się do prywatnego apartamentu rodzinnego i uwolnić od najniebezpieczniejszego mężczyzny w mieście.
Odpowiedziała siostrze wymownym uśmiechem: czy muszę?
Pytanie brzmiało raczej: czy tego chciała?
Britt wzruszyła ramionami. Twoja sprawa.
– Idź do toalety i zajmij się sukienką – poradził Raffa. – I… – Spuścił wzrok. – Masz podarte pończochy.
– Rajstopy – poprawiła bezzwłocznie.
– Nie pozbawiaj mnie przyjemnych złudzeń.
Ten uśmiech!
Czując, jak traci równowagę, uznała, że najwyższy czas uwolnić się od najgorętszego mężczyzny w najbliższym otoczeniu.
– Nie czekaj na mnie – zawołała przez ramię, wchodząc pośpiesznie do toalety.
Miała nadzieję, że zrozumiał aluzję. Wsparta o umywalkę, starała się uspokoić oddech. Do diabła z sukienką. Myślała tylko o mężczyźnie za drzwiami. Czy będzie na nią czekał? Raczej nie, dzięki Bogu. Nikt jeszcze nie zrobił na niej tego rodzaju wrażenia. Co oznaczało, że jest obłąkana. W porównaniu z Raffą Casanova przypominał chłopca z chóru kościelnego. Nie zamierzała zgłaszać się na ochotnika do jego haremu.
Kawałkiem papieru toaletowego starła błoto z sukienki, która odzyskała jako taki wygląd, ale, co Raffa trafnie zauważył, rajstopy były zniszczone. Zdjęła je i wrzuciła do kosza na śmieci.
Gołe i blade nogi? Ale kto to zauważy?
Raffa.
Dostrzegał wszystko.
Przypuszczała jednak, że tego wieczoru nie zamieni z nią już więcej słowa. A nawet gdyby, to czy nie pragnęła w tym roku trochę wyluzować? Zrobić to, co zawsze chciała – podróżować, poznać nowych ludzi? I jeśli na nią czekał, to dlaczego nie miałby zaprowadzić jej na przyjęcie? Britt i Eva pewnie od dawna już zajmowały się serwowaniem koktajli i koreczków. Poza tym Raffa był o wiele zabawniejszy niż burmistrz Skavangi czy starszy pastor, który zawsze raczył ją rozmową o konieczności znalezienia męża, zanim będzie za późno.
W wieku dwudziestu dwóch lat? Kto zresztą potrzebował męża? Pragnęła tylko dziecka, a jeszcze lepiej dzieci. Zawsze żywiła macierzyńskie uczucia. Zresztą, gdyby jednak Raffa jakimś cudem na nią czekał, przydałby jej się partner na przyjęciu. Poza tym nie co dzień miała okazję pogadać z miliarderem.
Więc… będzie tam czy nie? Czy może odetchnął z ulgą, gdy tylko zniknęła w toalecie? Otworzyła drzwi…
– Leila.
– Raffa…
Klęska. Jedno spojrzenie w te roześmiane oczy i traciła oddech. Wyglądał olśniewająco. Ubrany w ciemny garnitur podkreślający jego mocne ciało, przewyższał wzrostem większość mężczyzn i emanował niepowstrzymaną energią.
– Przepraszam, że tak długo czekałeś.
– Warto było. Wyglądasz niesamowicie.
Co? Omal nie przewróciła oczami, ale potem sobie przypomniała, że to kolejny przykład jego wyćwiczonego uroku.
– Przynajmniej nie mam na sobie błota. Musiałam zdjąć rajstopy…
Hm? Co chciała dać mu do zrozumienia?
Miał w oczach rozbawienie, ale zaczęła bełkotać zdenerwowana:
– Gołe nogi… no… białe nogi właściwie…
Wspaniałe nogi, pomyślał. Reszta też bardzo ładnie opakowana. Nosiła tę samą sukienkę co na weselu Britt, kiedy bawiła się z dziećmi.
– Sukienka Britt – wyjaśniła, dostrzegając jego spojrzenie. – Miałam ją na jej weselu.
– Pamiętam.
– To najładniejsza sukienka, jaką kiedykolwiek widziałam – trajkotała dalej. – Prosiłam Britt, żeby nie kupowała czegoś, czego nigdy więcej nie włożę, i patrz! Znowu mam ją na sobie!
Zastanawiał się, dlaczego Leila nie ma ładnych sukienek, które mogłaby nosić.
Dlaczego się tym przejmował?
– Jest trochę za ciasna – ciągnęła, odzyskując nieco rezon. – Britt jest taka szczupła…
Im ciaśniej, tym lepiej, jeśli miał być szczery. Nigdy nie podobała mu się chudość. Sukienka zawsze wyglądałaby na niej lepiej, bo Leila miała zmysłowe kształty.
– Rzadko chodzę na przyjęcia. Nie użalaj się nade mną… Zwykle bywam w spokojniejszych miejscach…
– Ja też – odparł, otaczając ją ramieniem. Zawsze preferował ciche pokoje i gorące kobiety. – Mam pomysł… – Przystanął przy windzie. – W głębi korytarza jest cichy salonik. Może zrobimy sobie kilka minut przerwy? Będziesz się mogła doprowadzić do porządku.
I trochę się uspokoić, pomyślał.
– Wyglądam koszmarnie?
Wyglądała cudownie i była taka ufna, kiedy popatrzyła na niego. No cóż, nic jej nie groziło. Zrezygnował z szampana i uwodzenia na rzecz bezalkoholowych napojów i kilku chwil spokoju dla Leili. Potrzebowała relaksu przed przyjęciem, poza tym, co go samego zaskoczyło, chciał ją lepiej poznać.
– Chodź, przyjęcie zacznie się dopiero za pół godziny – zapewnił.
– Ale siostry na mnie czekają.
– Będą tak zajęte tym, co robią najlepiej, że nawet nie zauważą naszej nieobecności.
Otworzył drzwi saloniku i cofnął się. Nie mogli być sami; siedziało tu kilkoro gości; czytali gazety albo rozmawiali przyciszonymi głosami. Na kominku płonęło grube polano. Nie brakowało wygodnych foteli, gwarantujących prywatność. Idealne miejsce dla niepewnej siebie dziewczyny.
– Urocze – zauważyła z ulgą, rozglądając się wokół.
– Soku pomarańczowego?
– Z odrobiną lemoniady. Skąd wiedziałeś?
Uwielbiał, kiedy jej twarz rozjaśniał uśmiech.
– Szczęśliwy traf.
Leila go intrygowała, choćby dlatego, że tak bardzo różniła się od sióstr. Środkowa, Eva, teraz w przededniu ślubu, była uparciuchem i urwisem, Britt zaś trzeźwo myślącą bizneswoman, która miękła tylko u boku swego szejka. Siostry i brat Tyler otoczyli Leilę bez wątpienia troskliwą opieką i chronili po śmierci rodziców, którzy zginęli w katastrofie lotniczej… Była wtedy taka młoda. Intuicja, która nigdy go nie zawiodła, podpowiadała mu jednak, że Leila Skavanga nie jest tylko trzymaną pod kloszem dziewczyną, która pracuje w dziale archiwów muzeum kopalni Skavanga; chciał się dowiedzieć, kim jeszcze jest.