- W empik go
Kleptek - ebook
Kleptek - ebook
Pełna humoru opowieść dla starszych przedszkolaków.
Odnosisz czasem wrażenie, że ktoś chowa twoje rzeczy w różne dziwne miejsca? Często zdarza ci się szukać kluczy, które przed chwilą miałeś w dłoni? Uważaj! To znak, że do Twojego mieszkania wprowadził się Kleptek.
Zabawna, a zarazem wzruszająca opowieść o 5-letnim Jędrusiu, który z powodu choroby bardzo często przebywa w domu lub szpitalu. Najbliższym przyjacielem chłopca jest tytułowy Kleptek – fikcyjna postać odpowiedzialna za znikanie rozmaitych rzeczy w domu. Zabawy z niewidzialnym kolegą sprawiają, że blade życie Jędrusia nareszcie nabiera rumieńców.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-280-3253-8 |
Rozmiar pliku: | 6,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– No gdzie to może być?! Przecież przed chwilą kładłem to tutaj… Jeszcze sekundę temu leżało to dokładnie w tym miejscu! Sam widziałem!
Niektóre rzeczy znikają, kiedy są najbardziej potrzebne! Dorośli twierdzą, że to złośliwość przedmiotów martwych. Albo mówią, że coś znika, jakby diabeł nakrył to ogonem. Ale ja wiem, że jest zupełnie inaczej. Wiem, dlaczego czasami nie możemy znaleźć widelca, długopisu, kluczy, zabawki, solniczki czy temperówki. Wiem, kto je przed nami chowa. I o nim właśnie będzie ta historia.
Niedziela, kapcie, naleśniki
– Gdzie są moje kapcie?! – dobiegały nas z sypialni, jak w każdy niedzielny poranek, głośne narzekania taty.
Mama, która smażyła naleśniki na śniadanie, odkrzyknęła:
– Tam, gdzie zawsze, kochanie!
Tata wszedł do kuchni. Był boso.
– Pod łóżkiem ich nie ma – mruknął i ujął się groźnie pod boki. Jego grube paluchy stóp poruszały się nerwowo, a mnie się wydawało, że krzyczą: „Oddajcie nam nasze kapcie!”.
Świdrujące spojrzenie taty padło na mnie. Ale ja nie miałem z tym nic wspólnego. Wiedziałem, kto u nas chowa różne rzeczy, ale rodzice nie chcieli mnie słuchać, więc już dawno przestałem im to mówić.
Mama tylko wzruszyła ramionami i podrzuciła do góry naleśnik, który chwilę unosił się w powietrzu, a potem z gracją spadł na patelnię. „Koniec rozmowy, naleśniki ważniejsze!”, zdawała się mówić mama.
Tata podrapał się po łysinie i rozejrzał po kuchniopokoju, a potem usiadł za stołem i zajrzał pod talerz, którym przykryte byłe ciepłe naleśniki.
– Tam kapci nie znajdziesz – zauważyła mama.
Tata z trudem wsadził cały naleśnik do ust i przeżuwając go, obserwował, co się dzieje na ulicy przed naszym blokiem.
– Tam też ich pewnie nie zostawiłeś – skomentowała mama. – No chyba że zacząłeś lunatykować i przez sen wybrałeś się na spacer. Albo postanowiłeś zrobić to, o czym mówisz od trzech miesięcy, i nocą wziąłeś się do porządkowania garażu.
Tata nie odpowiedział, bo w jego ustach właśnie znikał drugi naleśnik. Przestał jednak wpatrywać się w okno i zajrzał pod stół, a wtedy zobaczył moje gołe stopy, które fruwały w powietrzu.
– A ty gdzie masz kapcie? – zapytał z pełnymi ustami i połaskotał mnie w piętę.
– Ty też chodzisz boso? – Mama popatrzyła na mnie groźnie, ale zaraz dała mi spokój, bo właśnie kolejny naleśnik unosił się w powietrzu i musiała uważać, żeby go przechwycić, zanim ten wyląduje na podłodze.
Co miałem powiedzieć? I tak by nie uwierzyli, że moje kapcie też zabrał Kleptek. Wolałem więc na kolanach szukać ich razem z tatą po całym mieszkaniu. W końcu nie było ono takie duże.
Pod starym kredensem nic nie znaleźliśmy, za skórzaną kanapą – także. Dokładnie przeszukałem pudło z zabawkami, a nawet szuflady biurka. Tata zajrzał do szafy, ale kiedy z powrotem zasunął lustrzane drzwi i zobaczyłem jego odbicie, doskonale wiedziałem, że trzeba szukać dalej. A ponieważ mama ciągle powtarza, że tata jest nieuważny, postanowiłem sam dla pewności jeszcze raz przeszukać szafę – w końcu było to ulubione miejsce Kleptka. Sprawdziłem więc w kieszeniach płaszczy, a nawet w rękawach. Ani śladu kapci! Nie znalazłem ich też w łazience – ani w umywalce, ani w wannie. Wsadziłem głowę do pralki. Pusto. Wysypałem wszystko z kosza na brudne ubrania, ale na dnie odkryłem jedynie swój resorak, który Kleptek zwinął mi jakiś czas temu.
– Mam! – krzyknąłem radośnie na widok samochodziku.
Ale kiedy tata zobaczył, co znalazłem, tylko postukał się w czoło.
Mama, która stanęła w progu łazienki, też nie miała szczęśliwej miny.
– I kto to posprząta? – spytała. W dłoni trzymała kapcie taty, którymi wskazywała na porozrzucane po podłodze ubrania.
– Gdzie one były?! – zawołał tata i zaczął oglądać swoje kapcie jak detektyw, który przez lupę szuka odcisków palców.
– Spytaj kapci, może ci powiedzą – prychnęła mama i zaraz dodała: – Były tam, gdzie zawsze. Pod wieszakiem. Twoje też tam są – zwróciła się do mnie i szybko pobiegła z powrotem do kuchni, bo zaczął dochodzić stamtąd dziwny zapach.
– Przecież sprawdzałem tam z tysiąc razy! – Tata popatrzył na mnie, jakby chciał, żebym potwierdził jego wersję.
– Wystarczyło raz a dobrze – dobiegły nas z kuchni słowa mamy.
Wzruszyłem ramionami. Ja też tam sprawdzałem i przysięgam, że wtedy kapci tam nie było. Złośliwy Kleptek musiał podrzucić je do przedpokoju przed chwilą. Ale kto mi w to uwierzy? – pomyślałem i mocniej ścisnąłem w dłoni resorak.
Już ja mu pokażę! Kleptkowi oczywiście.