Kobieta z charakterem - ebook
Kobieta z charakterem - ebook
Alec przybył do ośrodka jeździeckiego, by na prośbę braci Ryderów, właścicieli dużej korporacji, sprawdzić jego opłacalność. Już podczas pierwszej rozmowy bardzo mu się spodobała właścicielka ośrodka, siostra obu braci. Od tej pory Alec ma dylemat, bo naczelną zasadą jego firmy jest dystans do klienta. Nie może się jednak oprzeć i ulega wdziękom pięknej Stephanie. Ona zachodzi w ciążę, a bracia żądają, by ją poślubił. Alec zastanawia się, jak uniknąć związku, nie narażając się na ich gniew. Stephanie jednak wcale nie zamierza wyjść za mąż…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-238-9118-5 |
Rozmiar pliku: | 573 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stephanie Ryder poczuła na skórze dekoltu podejrzany chłód. Zerknęła w dół i zauważyła, że odpiął jej się guzik bluzki. Wyraźnie widać było koronkę białego biustonosza i fragment piersi. Zakryła dekolt rękami i spojrzała łobuzersko na mężczyznę stojącego w drzwiach.
– Dżentelmenem to ty nie jesteś, Alec.
Powoli jego wzrok przesunął się z wysokości piersi Stephanie na wysokość jej oczu. Alec miał na sobie koszulę od garnituru, grafitowe spodnie i czarne mokasyny, co wyglądało nieco dziwnie na tle wiejskich zabudowań stajni.
– Ustaliłaś to już po dwudziestu czterech godzinach?
– Wcześniej, ale wciąż mnie utwierdzasz w tym przekonaniu.
– Jeszcze jesteś na mnie wściekła?
Zapięła guzik i wygładziła bluzkę.
– Nie byłam wściekła.
Raczej rozczarowana. Wczoraj wieczorem Wesley Harrison już był gotów ją pocałować, kiedy Alec pojawił się w pobliżu. Wesley był świetnym facetem. Przystojny, niegłupi, zabawny i tylko rok młodszy od Stephanie. Trenował w Ośrodku Jeździeckim Ryderów od czerwca i flirtował z nią od chwili, gdy się poznali.
– Jest dla ciebie za młody – stwierdził Alec.
– Jesteśmy w tym samym wieku. – No, prawie.
Alec zmrużył oczy, poddając w wątpliwość jej prawdomówność, ale powstrzymał się przed komentarzem. Jego obecność była dla niej trudna. Nie dosyć, że miał przyjrzeć się przez lupę dokumentom finansowym ośrodka, to jeszcze wyglądał niepokojąco atrakcyjnie. Stephanie z przyjemnością patrzyła na jego krótko przystrzyżone włosy i ciemnoszare oczy.
No cóż, spędziła większość życia, radząc sobie z dwoma starszymi braćmi i ogromną liczbą koni wyścigowych, toteż nie da się zastraszyć jakiemuś wynajętemu korporacyjnemu kontrolerowi.
– Nie powinieneś pracować? – zapytała.
– Potrzebuję twojej pomocy.
Teraz z kolei ona uniosła brwi. Zarządzanie finansami nie było jej mocną stroną.
– W czym?
– Chcę obejrzeć tę posiadłość.
– Nie ma sprawy. – Sięgnęła po telefon.
– Co robisz?
– Dzwonię do szefa stajni.
Alec podszedł bliżej.
– Po co?
– Żeby cię oprowadził.
Wyjął telefon z jej ręki.
– Ty możesz mnie oprowadzić.
– Ja nie mam czasu.
– Wciąż jesteś na mnie zła.
– Nie, nie jestem.
Nie była zachwycona jego przyjazdem.
Będzie tu gościem przez kilka dni, a został wynajęty przez jej braci, by zbadać stan finansów rodzinnej korporacji Ryder International. Obawiała się, że znajdzie sporo wad w zarządzanym przez nią Ośrodku Jeździeckim Ryderów. Stephanie szkoliła tam światowej sławy jeźdźców skaczących przez przeszkody na koniach, a dobra jakość kosztuje. Konie, karma, uprząż, instruktorzy, weterynarz. Wciąż musiała tłumaczyć się z wydatków przed braćmi, ale nie miała zamiaru tłumaczyć się przed nieznajomym.
– Jesteś dumna z tego ośrodka? – zapytał.
– Oczywiście – odrzekła bez wahania.
– Więc mi go pokaż.
Po chwili podjęła decyzję, wyprostowała się na całą wysokość swoich stu sześćdziesięciu pięciu centymetrów i spojrzała mu w oczy.
– Dżentelmenem to ty nie jesteś, Alec – powtórzyła.
Uśmiechnął się szerzej i odsunął od drzwi.
– Prowadź.
Stephanie wymaszerowała ze stajni z godnością.
Rzadko się zdarzało, by facet ją przegadał, niemniej postanowiła mieć to za sobą. Oprowadzi go po ranczu, odpowie na pytania i odeśle go do głównego domu, a sama zajmie się swoimi sprawami.
Przed południem miała lekcje ze średnio zaawansowanymi, po południu swój własny trening, a potem musi zaprowadzić do weterynarza swoją klacz Rosie-Jo, by sprawdzić, czy nic sobie nie zrobiła, gdy wczoraj się potknęła.
Przeszli obok stodoły z sianem, kierując się w stronę głównej stajni i parkuru. Miała ochotę przeprowadzić go w tych eleganckich butkach przez najbardziej zabłocone miejsce za stajniami, gdzie wyrzucano obornik. Dobrze by mu to zrobiło.
– Więc co ty właściwie robisz? – zapytała.
– Poluję na kłopoty.
– Co to znaczy?
Przechyliła głowę, by raz jeszcze przyjrzeć się jego profilowi. Musiała przyznać, że Alec jest niezwykle przystojny i atrakcyjny.
– To znaczy, że kiedy ludzie mają kłopoty, wzywają mnie.
– Jakie kłopoty?
– Takie jak twoje. A co to jest? – zapytał, gdy przechodzili obok niskiego białego budynku.
– Gabinet weterynarza.
– Macie własnego weterynarza?
– Tak. Masz na myśli kłopoty z płynnością finansową i zbyt szybki rozwój korporacji?
– Czasami.
– Jesteś z tego dumny? – Przechyliła głowę na bok, oczekując odpowiedzi. Ten gest zwykle sprawdzał się w przypadku braci.
– Dobra. Przeważnie określam możliwości ekspansji rynkowej w tym sektorze, a następnie analizuję specyfikę ekonomiczną i polityczną działań w danym sektorze za granicą. – Stephanie zamrugała powiekami. – W imieniu prywatnych spółek.
– Weterynarz nazywa się doktor Anderson – wyjaśniła, a Alec się roześmiał. – To bardzo ambitna praca.
Alec wzruszył ramionami.
– Trzeba nawiązać kontakty, a jak się już pozna zasady prawne danego kraju, można je zastosować w różnych sytuacjach. – Przechodzili obok padoków, powiał wiatr, kilka koni zarżało. – Powiedz mi coś o swojej pracy.
– Uczę konie przeskakiwać przez różne rzeczy – oznajmiła, nie starając się koloryzować.
W jego głosie słychać było uśmiech, gdy rzekł łagodnym głosem:
– To bardzo ambitna praca.
– Wcale nie. Każesz im galopować, a jak się rozpędzą, każesz skakać, i na ogół to rozumieją.
– A jak nie?
– Wtedy stają, a ty zaczynasz wszystko od nowa.
Gdy dotarli do białego płotu otaczającego główny parkur, droga przeszła w zakurzoną ścieżkę. Alec przystanął, przyglądając się uczniom i ich trenerowi. Stephanie zatrzymała się obok niego.
– Nie chciałem być pretensjonalny – mruknął.
– Wiem. – Zdawała sobie sprawę z tego, że w opisie swojej pracy Alec zbytnio nie przesadzał, bo bracia nie zatrudniliby go, gdyby nie był znakomitym specjalistą.
– No dobrze, więc powiesz mi, co naprawdę robisz?
Chciała znów rzucić coś złośliwego, ale jego spojrzenie było naprawdę szczere.
– Trenuję konie. Kupuję, sprzedaję je, hoduję i trenuję. – Podniosła głowę, przyglądając się uczniom. – I skaczę na nich.
– Słyszałem, że przygotowujesz się do olimpiady?
– Olimpiada to pieśń przyszłości. Na razie nastawiłam się na zawody w Brighton.
Gdy rozmawiali, zza ławek wyłonił się Wesley, wprowadzając na tor konia Rockfire`a, by trenować skoki. Stephanie podziwiała smukłą sylwetkę i błyszczące jasne włosy chłopaka. Jego usta były wczoraj już tak blisko... Ciekawe, czy Wesley odważy się spróbować jeszcze raz.
– A co z zarządzaniem? – dociekał Alec. – Zajmujesz się również transakcjami dotyczącymi stajni?
Skinęła głową, zerkając jednocześnie na Wesleya. Był to jego pierwszy rok na torze dla dorosłych i starał się robić dobre wrażenie.
Przeczesał dłonią włosy, nim założył kask.
– To twój chłopak?
Odwróciła się zawstydzona. Zauważyła teraz kontrast między oboma mężczyznami. Jeden jasno-, drugi ciemnowłosy. Jeden wyluzowany, drugi poważny.
Pokręciła głową.
– Nie.
– Ale podkochujesz się w nim?
– Ależ skąd.
Alec zdjął rękę z barierki, gdy Wesley i Rockfire pomknęli, szykując się do skoku.
– No, nie byłbym taki pewny.
Spojrzała na niego ze złością.
– To nie twój interes, zapamiętaj.
Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, i przez chwilę milczał, marszcząc czoło.
Nagle coś do niej dotarło. Nie, to niemożliwe.
Ona pragnie Wesleya, a nie jego.
– Masz rację – odezwał się w końcu Alec. – To nie mój interes.
To nie mój interes, przypomniał sobie Alec wieczorem. Był w domu Stephanie i patrzył na jej podobiznę z okładki „Magazynu Jeździeckiego”, wiszącą na ścianie w srebrnej ramce. Nie powinien myśleć o tym, że te srebrnoniebieskie oczy skrywają jakiś sekret, kasztanowe niesforne loki aż się proszą o dotyk męskiej dłoni, a piegi na nosie dodają uroku nieskazitelnej cerze.
Jednak puchar, który Stephanie trzymała w ręku, powinien go zainteresować, podobnie jak fakt, że na okładce magazynu o ogólnokrajowym zasięgu widnieje nazwisko Ryderów.
– To było w Carlton Shores. – Nagle przypomniał sobie jej głos i aż go ciarki przeszły. – W dwa tysiące ósmym -dodała.
Poczuł zapach świeżo zaparzonej kawy i zobaczył, że Stephanie trzyma w rękach dwa kubki.
– Wygrałaś – powiedział niepotrzebnie.
Wręczyła mu kubek.
– Chyba czarny z ciebie charakterek.
– Może i masz rację. – Uśmiechnął się.
– Ja piję z mlekiem i z cukrem. A te zdjęcia możesz sobie interpretować, jak chcesz.
– Ciekawe, dlaczego mnie to nie dziwi.
Stephanie pracowała w branży, w której były pompa, blask, występy. Oczywiście, ciężko pracowała na swój sukces, ale jej wkład na pewno nie był znaczący, jeśli chodzi o dochody Ryder International.
Wypił łyk kawy, która była taka, jaką lubił, a jego wzrok rozpoczął wędrówkę po jej postaci: wilgotne kasztanowe włosy zaplecione w warkocz, obcisły biały T-shirt, granatowe dresowe spodnie, jasnozielone skarpetki.
– Ładnie – podsumował.
Uśmiechnęła się i wysunęła stopę.
– Royce mi je przywiózł z Londynu. Podobno bardzo modne.
– Urządzasz pokaz mody?
– Już nie miałam nic czystego – przyznała. – Jeśli chodzi o pranie, jestem dosyć leniwa.
– Jasne, leniwa. Od razu tak pomyślałem, jak cię zobaczyłem. – Była prawie dziewiąta wieczorem, a ona dopiero skończyła pracę i ledwie zdążyła się wykąpać. – Pasuje do ciebie ten strój.
Mając taką figurę, mogłaby się ubrać w worek od kartofli i też wyglądałaby znakomicie.
Oczarował go błysk w jej oczach i ładnie zarysowane ciemne wargi kontrastujące z kremową cerą. Była urocza i całuśna, toteż bardzo musiał się starać, by zachowywać się profesjonalnie.
– Czy zdajesz sobie sprawę z tego, że Ośrodek Jeździectwa Ryderów prawie nie przynosi zysków? – zapytał bez ogródek.
Ogniki w jej oczach zgasły, no i dobrze.
– Zarabiamy przecież.
– To kropla w morzu w porównaniu z tym, co wydajecie.
Oczywiście sprzedali kilka koni, kilka przechowywali, pobierali opłaty od uczniów, ale było to nic w porównaniu z wydatkami koniecznymi w prowadzeniu takiego przedsięwzięcia.
Wskazała na okładkę magazynu.
– I jest jeszcze to.
– Nikt nie kwestionuje, że wygrałaś.
– Mówię o wartości marketingowej. Okładka i artykuł na cztery strony.
– A ilu potencjalnych najemców powierzchni biurowych w Chicago czyta „Magazyn Jeździecki”?
– Wielu. Skoki przez przeszkody to sport ludzi bogatych i sławnych.
– A przeprowadziłaś analizę demograficzną czytelników? – Stephanie zacisnęła usta i postawiła kubek na stole. Żałował, że przestała się uśmiechać, ale postanowił brnąć dalej. – Oczywiście nie należy negować wartości marketingowej...
– Bardzo dziękuję, mój ty guru w sprawach działań w sektorach zagranicznych.
– Przepraszam, ale usiłuję prowadzić profesjonalną...
Trzasnęły drzwi frontowe i w pokoju pojawił się Royce. Alec zamilkł, bo zorientował się, że rozmawiali dosyć głośno. Jednak Royce uśmiechał się przyjaźnie, jakby niczego nie usłyszał.
– Cześć, Royce. – Stephanie podeszła do brata, ponownie przywołując na twarz uśmiech.
Royce ją uścisnął i zwrócił się do Aleca.
– Czy w czymś wam przeszkodziłem?
– Rozmawialiśmy o mojej karierze – odparła Stephanie szczebiotliwym głosem. – I o reklamie, jaką mój ośrodek robi całej korporacji.
Alec skinął głową, zadowolony, że ich sprzeczka nie dostała się do obcych uszu.
– Pokazałaś mu wideo? – zapytał Royce.
– A po co?
– Żeby uzyskał więcej informacji na temat twojej kariery. Masz jakiś popcorn?
– Jeszcze nie jedliśmy kolacji. Nie...
– To usmażymy sobie hamburgery. – Royce zakasał rękawy sportowej koszuli. – Ja bym zjadł, a ty, Alec?
– Chętnie. – Tak samo chętnie obejrzałby wideo, tym bardziej że Stephanie się do tego nie paliła.
Czyżby miała coś do ukrycia?
– To ja pójdę coś zjeść do domku kucharza. – Stephanie zmarszczyła nos.
– Jak sobie chcesz – odparł Royce, Alec zaś zauważył na jego twarzy cień zadowolenia.
Co tu jest grane? Stephanie włożyła stare skórzane oficerki, szary sweter i wypadła z pokoju.
– No, myślałem, że już nigdy nie wyjdzie. – Royce odetchnął z ulgą.
– O co chodzi? – zapytał Alec.
– Nic, zjemy hamburgery i obejrzymy rodzinne wideo.
Dwadzieścia minut później Alec, który umierał z głodu, z apetytem jadł upieczonego przez Royce’a na grillu soczystego hamburgera z cebulą, ogrodowym pomidorem, w bułce domowego wypieku.
Usiedli na kanapie przed telewizorem z talerzami na kolanach i Royce włączył wideo. Na ekranie mała ruda Stephanie przeskakiwała przez wysokie na metr przeszkody na małym kucyku. Wyglądała słodko.
Przez ten krótki czas, jaki spędził w głównym domu na ranczo z Royce’em i jego narzeczoną, Amber, Alec zdążył się zorientować, że obaj bracia, Royce i Jared, bardzo siostrę rozpieszczali.
Na ekranie mała Stephanie uniosła się w siodle, kucyk przeskoczył przeszkodę i nagle się zatrzymał, a Stephanie poleciała dalej i wylądowała pupą w piachu. Obaj bracia podbiegli do niej, pomogli jej wstać i mówili coś, czego nie było słychać.
Ona potrząsnęła głową, wzięła zwierzę za uzdę i ponownie zaprowadziła na start, by powtórzyć skok.
Rozbawiony Alec był pełen podziwu. Nagle Royce odstawił talerz i zmniejszył głośność.
– Powinieneś o czymś się dowiedzieć – powiedział Royce – ale proszę, zachowaj to dla siebie.
– Wszystko, co powiesz, zostanie między nami – zapewnił Alec.
W jego zawodzie dyskrecja była koniecznością.
– No to słuchaj. – Alec nabrał powietrza. – Jesteśmy szantażowani. Chodzi o Stephanie.
– Co takiego zrobiła? Dała koniom środki dopingujące? Ustawiła wygraną?
– Ona nic nie zrobiła. Nic na ten temat nie wie i niech tak zostanie.
– A kto was szantażuje?
– Wolałbym nie mówić.
– Jasne.
– Ten szantaż to nasz największy wydatek.
– A o jakiej kwocie mówimy? – zapytał Alec.
– Sto tysięcy miesięcznie.
– Miesięcznie? – Alec wyprostował się. – Od jak dawna to trwa?
– Co najmniej od dziesięciu lat.
– Słucham? Wydaliście dwanaście milionów dolarów w tajemnicy przed Stephanie? To rzeczywiście musi być jakaś wielka tajemnica.
Royce popatrzył na niego ze złością.
– Przepraszam, to nie moja sprawa – zreflektował się Alec.
– Nigdy byś się tego nie domyślił – powiedział Royce.
– A jeżeli?
– Nie, i nie chcę, żebyś węszył.
– No dobrze. Ale wolno mi się zastanawiać.
Na ekranie jedenastoletnia Stephanie kontynuowała skoki. Royce westchnął.
– Niech ci będzie – powiedział wreszcie. – Mój ojciec był mordercą, a moja matka go zdradzała. Jesteśmy szantażowani przez brata jej kochanka. Ten kochanek był ofiarą zabójstwa.
Alec w myślach dopowiedział sobie resztę.
– A Stephanie jest twoją przyrodnią siostrą.
Mina Royce’a powiedziała mu, że odkrył prawdę.
– I to jest wiadomość warta dwanaście milionów dolarów – dodał Alec.
– Ona nie może się o tym dowiedzieć.
– Ale przecież nie będziecie płacić w nieskończoność.
– Chyba będziemy. Mój dziadek płacił szantażyście do śmierci, potem robił to McQuestin, a ja przejąłem sprawę parę miesięcy temu.
Chociaż kontrakt tego nie obejmował, Alec postanowił być uczciwy.
– A co zrobicie, jeśli on podniesie stawkę?
Takiej możliwości Royce nie przewidział.
– W końcu będziecie musieli jej powiedzieć, Royce.
Royce potrząsnął głową.
– Nie, jeżeli go złapiemy.
– A jak chcecie to osiągnąć?
– Nie wiem, ale może ty masz pomysł?