Kobieta ze snu - ebook
Kobieta ze snu - ebook
„Często miewał erotyczne sny, ale ten był inny, taki prawdziwy, jakby wcale nie był snem. Buck zamknął oczy, usiłując przypomnieć sobie szczegóły. Ciepła atłasowa skóra. Pełne, spragnione pocałunków usta. Zmysłowy zapach. Wszystko pamiętał, nie pamiętał jedynie twarzy. Gotów byłby zrobić wiele, żeby tylko ten sen powrócił. Nigdy jeszcze nie przeżył takiej rozkoszy...”
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3195-4 |
Rozmiar pliku: | 677 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Porter Hollow, Utah
Połowa czerwca
Terri Hammond podniosła kubek z napisem „Moja prawa ręka”, by popić dwie tabletki aspiryny. Dostała go rok temu na Gwiazdkę od Bucka Morgana, prezesa Bucket List Enterprises. Buck uważał słowa na kubku za komplement, natomiast jej zdaniem oddawały one charakter ich relacji: szefa i podwładnej, która wykonuje obowiązki, nie oczekując na pochwały.
Oczywiście oprócz kubka dostała wysoką premię, dziś jednak ledwo się hamowała, by nie cisnąć kubkiem w ścianę. Nic dziwnego, że głowa jej pękała. Dochodziła dziesiąta, poniedziałek zaczął się koszmarnie, a Buck zapadł się pod ziemię.
Zaraz po przyjściu do pracy odsłuchała wiadomość od Jaya Micklesona, instruktora skoków spadochronowych: z powodu ostrego bólu kręgosłupa nie zjawi się na skok w tandemie. Wiedziała, że jeśli nie złapie innego instruktora lub nie znajdzie Bucka, sama będzie musiała skoczyć. Miała uprawnienia, brakowało jej tylko czasu.
Potem zadzwoniła kierowniczka z domu opieki Canyon Shadows z informacją, że dziewięćdziesięciojednoletnia babcia Terri znów odmawia jedzenia. Staruszka zwymyślała dziewczynę, która próbowała ją nakarmić, zrzuciła talerz na podłogę i zażądała odwiezienia do własnego domu.
Do jutra wszystko się uspokoi, mimo to Terri czuła się w obowiązku pojechać do babki. Ta cudowna kobieta, która opiekowała się nią po śmierci jej rodziców, cierpiała na demencję, ale to nie zmieniało faktu, że zasługiwała na miłość i szacunek.
Czekając na swojego asystenta Boba, Terri odebrała kolejny telefon. Zrobiło jej się słabo na dźwięk głosu Diane, eksżony Bucka, która dzięki zabiegom cwanego prawnika dostała po rozwodzie dwadzieścia procent udziałów w firmie.
– Terri? Daj mi Bucka.
Z jej powiększonych kolagenem ust nigdy nie padło „proszę” ani „dziękuję”.
– Przykro mi, nie ma go w biurze.
– A gdzie jest? Bo nie odbiera komórki.
– Wiem, też próbuję się z nim skontaktować. W czym mogę ci pomóc?
– Przekaż mu, że w tym tygodniu urządzam weekend medytacyjny, więc nie mogę przywieźć Quinn. Jeśli chce, żeby spędziła z nim lato, niech przyśle kogoś po nią do Sedony albo sam się pofatyguje.
– Przekażę.
Kobieta rozłączyła się.
Dziewięcioletnia córka Bucka była świetną dziewczynką, która jeździła od jednego rodzica do drugiego. Żadne nie miało dla niej wiele czasu.
No dobrze, odbiór córki to problem Bucka, ale trzeba go o tym poinformować. Ponownie sięgnęła po komórkę i znów usłyszała niski seksowny głos, który wciąż wywoływał w niej dreszcze: Cześć. To ja, Buck Morgan. Nie mogę odebrać telefonu. Zostaw wiadomość. Oddzwonię.
– Do jasnej cholery, Buck, gdzie jesteś? Jay ma uraz kręgosłupa, poza tym musisz skontaktować się z Diane w sprawie odbioru Quinn. Odezwij się.
Pięć minut później pojawił się Bob. Ciemnowłosy przystojny dziewiętnastolatek odznaczał się dużą pewnością siebie, lecz jego umiejętności pozostawiały wiele do życzenia. Po trzech tygodniach szkolenia Terri miała spore wątpliwości, czy chłopak nadaje się do pracy w Bucket List. Niestety ojciec Boba był jednym ze wspólników, więc…
Poinformowawszy Boba, dokąd się wybiera, zostawiła mu kilka poleceń, po czym szybkim krokiem ruszyła przez hol luksusowego hotelu. Jej stary wysłużony jeep stał w rzędzie przeznaczonym dla aut pracowników. Zapaliła silnik i skręciła w Main, kierując się do domu opieki. Zanim dotarła na miejsce, kryzys był zażegnany.
– Harriet uspokoiła się tuż po tym, jak zadzwoniliśmy do ciebie – rzekła przełożona pielęgniarek. – Troszkę zjadła, potem zasnęła w fotelu przed telewizorem.
– Ale nie dajecie jej środków nasennych?
– Nie, kochanie.
Terri przeszła schodami na piętro, a parę metrów dalej otworzyła drzwi do pokoju babki. W telewizji nadawano teleturniej, ale staruszka go nie oglądała. Spała na swoim starym rozkładanym fotelu, z przechyloną na bok głową. Wyglądała jak wróbelek. Z trudem przełykając łzy, Terri zgasiła telewizor i wyszła. Wróci po kolacji. Teraz musi znaleźć Bucka.
Denerwowała się. Buck ciężko pracował na swój sukces, ale lubił się też zabawić. Czasem po szalonej nocy bywało, że zaspał. Lecz nigdy nie zdarzyło mu się zapaść pod ziemię; zawsze przysyłał esemesa, a przynajmniej zostawiał włączoną komórkę. Musiało coś się stać.
Po Main kręciło się mnóstwo turystów, zaglądali do drogich butików i galerii sztuki, wstępowali do restauracji. Przez dziesiątki lat Porter Hollow było niedużym miasteczkiem w stanie Utah położonym wśród malowniczych czerwonych skał, lecz nieodkrytym przez resztę świata. Właśnie w takim sennym miasteczku urodził się Buck. Jedenaście lat temu po zakończeniu służby wojskowej wrócił w rodzinne strony z głową pełną pomysłów. Postanowił ożywić miasteczko, rozsławić je na cały kontynent.
Zaczął skromnie: połączył siły z kilkoma firmami specjalizującymi się w turystyce przygodowej i stworzył Bucket List Enterprises. W ciągu kilku lat miasteczko stało się mekką dla miłośników adrenaliny. Było idealnym punktem wypadowym do czterech parków narodowych, do Lake Powell, jednego z najpiękniejszych sztucznych zbiorników wodnych na świecie, oraz do Cedar City, gdzie odbywał się słynny festiwal szekspirowski. Swym klientom Buck oferował spływy rzeczne, wędkarstwo sportowe, wędrówki piesze, wycieczki rowerowe, skoki ze spadochronem, jazdy quadem, wyprawy konno w góry. Zbudował ogromny kompleks hotelowy, w którym mieściły się luksusowe sklepy, pięciogwiazdkowe restauracje, salon spa i kosmetyczny oraz biuro. Miał siedemdziesiąt procent udziałów – był milionerem.
Z głównej szosy Terri skręciła w drogę wijącą się przez cynobrowy kanion do ogrodzonej posiadłości. Jeżeli nie zastanie Bucka w domu, wtedy zacznie dzwonić po ludziach, na policję. Buck Morgan nie tylko był jej szefem, był także przyjacielem. Gdy dorastała, kumplował się z jej starszym bratem Steve’em. Wszystko razem robili: grali w piłkę, polowali, łowili ryby, umawiali się z najładniejszymi dziewczynami w szkole.
Po maturze obaj wstąpili do wojska i zostali wysłani do Iraku. Buck wrócił do Porter Hollow bez zadrapania, natomiast Steve, który zginął podczas patrolu, wrócił w przystrojonej flagą trumnie. Terri była załamana. Kiedy po dwóch latach studiów przyjechała do domu, by zająć się babcią, Buck zaproponował jej dobrze płatną posadę asystentki i kierowniczki biura. Widywali się codziennie. Jej uczucie do Bucka rosło, choć on tego nie zauważał.
Pogarszające się zdrowie babki oraz lojalność wobec Bucka sprawiły, że Terri została w Porter Hollow. W Bucket List pracowała już dziesięć lat. Ostatnio jednak coraz częściej zastanawiała się nad przyszłością. Miała trzydziestkę na karku. Czy chce resztę życia spędzić u boku faceta, który uwielbia seksowne blondynki, a na nią patrzy tylko wtedy, gdy czegoś od niej potrzebuje?
Jako asystentka poznała właścicieli innych ośrodków sportowych. Kilku spytało ją wprost, czy nie chciałaby zmienić pracy. Bez trudu znalazłaby nowy dom opieki dla babci… Tak, powinna o tym pomyśleć. Zmiana otoczenia dobrze jej zrobi. Może nawet zdołałaby odkochać się w Bucku, do którego wzdychała, odkąd skończyła czternaście lat.
Zatrzymawszy się przed żelazną bramą, wstukała kod. Po krzyżu przebiegł jej dreszcz. Co zastanie?
Dom zbudowany z drewna, kamienia i szkła stał pośród skał, jakby był częścią krajobrazu. Terri zatrzymała się na końcu podjazdu. W ogrodzonej części ogrodu urzędował Murphy, którego Buck wziął ze schroniska. Był to wielki pies, skrzyżowanie rottweilera z pitbullem, który wyglądał groźnie, lecz nie skrzywdziłby muchy. Merdając wesoło ogonem, podbiegł do ogrodzenia.
– Cześć, piesku. – Wsunęła palce między pręty.
Gdyby coś się wydarzyło, Murphy byłby zaniepokojony, a zachowuje się normalnie. Beżowy hummer stał w garażu, co znaczyło, że Buck jest w domu. Więc dlaczego nie odbiera telefonu?
Otworzyła drzwi. Telewizor nie grał. Z kuchni nie dochodziły żadne dźwięki ani zapachy. Zajrzała do jadalni, do spiżarni, do gabinetu, do toalety na parterze. Sypialnie znajdowały się na piętrze. Wzdrygając się, ruszyła na górę. A jeśli Buck ma gościa? No dobrze, jeśli usłyszy jakieś odgłosy, szybko się wycofa.
Z podestu na półpiętrze zobaczyła, że drzwi do sypialni Bucka są uchylone. Już w pokoju zauważyła, że zasłony były zaciągnięte. W półmroku dojrzała pojedynczą postać leżącą twarzą w dół na ogromnym łóżku. Tak, to na pewno Buck. Czy dobrze się czuł?
Zdjęła sandały i podeszła na palcach do łóżka. Usłyszała chrapliwy oddech. Przynajmniej żyje, pomyślała z ulgą. Spodnie, buty i koszula leżały na podłodze. Nawet nie miał na sobie…
Stała ze wzrokiem wbitym w jędrne pośladki, z których zsunęła się kołdra. Nagle uświadomiła sobie, że Buck jest nagi jak go Pan Bóg stworzył.
Ale nie przyszła tu gapić się na apetyczne ciało swojego szefa. Coś było nie tak. Albo Buck jest chory, albo pod wpływem środków odurzających.
Telefon komórkowy leżał na szafce. Był wyłączony. Obok zauważyła pustą szklankę i dwa opakowania z lekami. Przysunęła je do światła, które wpadało z korytarza. W jednym znajdował się silny lek przeciwbólowy, który Buck brał na migrenę. Drugiego leku nie znała. Jeżeli Buck zażył oba, dawka mogła go powalić…
Nie była lekarzem, ale jedno wiedziała ponad wszelką wątpliwość: nie może zostawić Bucka samego. Musi go obudzić, upewnić się, że wszystko jest w porządku.
Pogładziła go delikatnie po ramieniu.
– Buck…
Zadrżał, a po chwili wydał jakiś pomruk.
– Buck, otwórz oczy. – Potrząsnęła go za ramię.
Ponownie zamruczał i odwrócił się na wznak. Oczy miał otwarte, ale spojrzenie półprzytomne.
– Hej, ślicznotko. Zjawiasz się w samą porę.
– W porę? Na co?
Chyba wciąż spał, w każdym razie na pewno jej nie rozpoznał. Terminem „ślicznotka” zwracał się do kobiet, które podrywał. Do niej tak nie mówił.
– Na to. – Zdecydowanym ruchem wsunął jej dłoń pod splątaną na brzuchu kołdrę i zacisnął na penisie.
Terri wstrzymała oddech. Nie była dziewicą, miała kilka związków na studiach, przeżyła krótki romans podczas podróży na Hawaje, ale to było dawno. A Buck… kurczę, Buck był nie tylko jej szefem i przyjacielem, ale również mężczyzną, w którym od lat się kochała.
Najwyraźniej oszalał. Gdyby była mądra, wyszłaby. Ale przeniknął ją żar i nawet gdy Buck cofnął rękę, nie była w stanie odkleić dłoni od jego członka.
– Chodź, maleńka… – szepnął, kiedy wciąż usiłowała przemówić sobie do rozumu.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował namiętnie. Zrezygnowała z prób racjonalnego myślenia i skupiła się na doznaniach. Płonęła, jakby była żywą pochodnią. Podniecona czekała na dalszy ciąg. Bardzo pragnęła tego mężczyzny i w tej chwili on też jej pragnął.
Wprawnymi ruchami pozbawił ją spodni i majtek, następnie posadził ją na sobie i wsunął rękę między jej uda. Uśmiechnął się zadowolony.
Uniosła się, po czym wolno opuściła się na jego przyrodzenie. Zamknęła oczy i wstrzymała oddech, czując, jak ją wypełnia. Zamruczał usatysfakcjonowany. Tak, tego mężczyzny pragnęła, zanim dowiedziała się, co to jest seks. Podniecona, unosiła się i opadała, delektując się każdym ruchem…
Długo nie wytrzymali. Już po paru chwilach ruchy stały się szybsze, oddechy bardziej urywane. Gdy ona opadała, Buck unosił biodra. Wreszcie, gdy koniec był już blisko, Buck przekręcił się i przejął kontrolę.
Teraz on był na górze. Zacisnęła nogi wokół jego bioder. Wchodził w nią i wychodził, szybko, mocno, jakby tylko tam mógł znaleźć ratunek i spełnienie. Znaleźli je razem. Potem, pomrukując cicho, Buck stoczył się na materac. Terri leżała z błogim uśmiechem, zbyt osłabiona, by ruszyć choćby ręką. Orgazm, jaki przeżyła, wynagrodził jej piętnaście lat czekania.
Wtem uświadomiła sobie, co się przed chwilą wydarzyło. Kochała się namiętnie ze swoim szefem. Usiadłszy, popatrzyła na Bucka. Oczy miał zamknięte, oddech spokojny, usta uśmiechnięte. Cholera, zasnął! A może wcześniej też nie był w pełni obudzony?
Speszyła się. Dla niej ziemia się zatrzęsła, a dla niego? Uniósł powieki, zobaczył w sypialni kobietę i zareagował. Mogła być kimkolwiek. Kiedy się obudzi, przypuszczalnie niewiele będzie pamiętał. Może nawet zapomni, z kim się kochał.
Tak byłoby najlepiej, uznała, zbierając części garderoby. Jeżeli Buck nie będzie pamiętał tożsamości tajemniczej kochanki, ona do niczego się nie przyzna. Dzięki temu unikną niezręczności i zakłopotania.
Chyba że to był ten punkt zwrotny, na który czekała. Hm, czy mogła liczyć, że dzisiejszy poranek zmieni ich relacje? Że Buck dojrzy w niej fajną seksowną laskę, a nie tylko lojalną asystentkę, która trwa u jego boku ponad dziesięć lat?
Jeżeli tak się nie stanie, może powinna zamknąć za sobą ten rozdział życia i otworzyć następny?
Przed wyjściem z sypialni włączyła komórkę Bucka, nastawiając dźwięk na maksymalny. Jeśli ktoś będzie miał do niego sprawę, niech dzwoni.
W holu ubrała się pośpiesznie. Miała wrażenie, jakby tkwiła w dziwnym śnie. Od Bucka będzie zależało, czy ten sen się urzeczywistni.
Zeszła na dół, wsypała Murphy’emu jedzenie do miski, zmieniła mu wodę, po czym wsiadła do samochodu. Nie martwiła się już o Bucka. Udowodnił, że nic mu nie dolega.
Dwadzieścia minut później wjechała na hotelowy parking, zgasiła silnik i przez moment nie ruszała się z miejsca. Serce biło jej mocno, tętno miała przyśpieszone. Jadąc do Bucka, nie sądziła, że wyląduje w jego łóżku. Okej, musi wziąć się w garść i nie robić sobie żadnych kretyńskich nadziei, że coś może z tego wyniknąć.
Wygładziła koszulę z logo firmy na piersi, wysiadła z jeepa i ruszyła do hotelu.
Ogromny hol, zbudowany w stylu rustykalnym podobnie jak domki nad pobliskim Wielkim Kanionem, zapierał dech w piersi. Kominek z kamienia sięgał do sufitu. Między wejściem a recepcją znajdował się wodospad. Na ścianach wisiały niezwykłej urody dywany wykonane przez Indian z plemienia Nawaho. W sklepikach można było kupić oryginalne indiańskie tkaniny, ceramikę, biżuterię. Buck nie chciał podróbek, żadnej masowej produkcji. Wszystkie wyroby były oryginalne, o wysokiej wartości artystycznej.
Terri powitała uśmiechem recepcjonistki i skręciła do toalety dla personelu. Spodziewała się ujrzeć w lustrze to co zawsze – brązowe oczy ze złocistymi cętkami, gęste brwi, kwadratową brodę, prosty nos obsypany piegami, neutralny, „biurowy” wyraz twarzy. Ale z lustra patrzyła na nią obca twarz o zarumienionych policzkach, zmysłowo nabrzmiałych wargach i lśniących oczach.
Psiakość! Równie dobrze mogłaby powiesić na sobie napis: Kochałam się z szefem.
Odkręciła zimną wodę, opłukała policzki, wytarła je papierowym ręcznikiem. Następnie pociągnęła usta kolorowym błyszczykiem i wilgotnymi dłońmi przygładziła włosy. Okej, starczy.
Siedziba Bucket List Enterprises mieściła się w bocznym skrzydle hotelu. Składała się z przestronnej sali dla pracowników, z sali konferencyjnej, pokoju socjalnego, męskiej i damskiej toalety, skromnego gabinetu Terri i dużego gabinetu, w którym urzędował Buck.
Terri wkroczyła do biura z taką miną, jakby nic się nie stało. W gabinecie zastała Boba, który siedział na jej fotelu, z nogami na biurku. Mahoniowy blat nosił ślady po rozlanej kawie. Ogarnęła ją złość, ale powstrzymała się od kąśliwej uwagi. Sama go prosiła, by odbierał telefony.
– Co się dzieje? – spytała.
Bob nie zwolnił fotela, ale z lekko zawstydzoną miną opuścił nogi i sięgnął po notes. Przynajmniej był na tyle mądry, by zapisywać informacje.
– Sprawa skoku jest załatwiona. Jay zadzwonił do innego instruktora, który zgodził się go zastąpić.
– Super. – Odetchnęła z ulgą. Po swej porannej przygodzie nie zdołałaby skoczyć z przypiętą do siebie kobietą, która w ten sposób chciała uczcić siedemdziesiąte urodziny. – Coś jeszcze?
– Diane znów dzwoniła. Pytała o Bucka. Powiedziałem jej, że go szukasz. – Bob podniósł wzrok. – Znalazłaś?
– Tak. Nie czuje się najlepiej – odparła, starając się zachować kamienną minę. – Wyłączył telefon, żeby nikt mu nie przeszkadzał.
– Dobra, to ja pójdę. – Chłopak wstał. Przewyższał Terri co najmniej o głowę. – Zgubiłaś kolczyk?
Przysunęła palce do uszu. Faktycznie, jednego brakowało. Akurat te kolczyki należały do jej ulubionych: małe, inkrustowane turkusem, przedstawiały Kokopelli, grające na flecie indiańskie bóstwo. Zebrała na ich temat mnóstwo komplementów, nawet Buck zwrócił na nie uwagę. Teoretycznie kolczyk mógł spaść wszędzie, ale dobrze wiedziała, gdzie go zgubiła.
Buck na pewno go rozpozna, a zatem… Zatem czeka ich katastrofa albo początek czegoś wspaniałego. Co właściwie, przekona się, gdy zobaczy Bucka.