Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Kobiety Białorusi - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
8 września 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kobiety Białorusi - ebook

Historia trzech kobiet, które odmieniły polityczny krajobraz Białorusi

To, co zdarzyło się w 2020 roku na Białorusi, brzmi, jakby jakiś scenarzysta o zdecydowanie wybujałych ambicjach wymyślił fabułę serialu politycznego dla Netflixa i poniosło go trochę, jeśli chodzi o nieoczekiwane zwroty akcji. Pewien bloger chce rzucić wyzwanie Aleksandrowi Łukaszence i zostać prezydentem Białorusi. Jednak zanim jeszcze zostanie zarejestrowany jako kandydat, Łukaszenka każe go zamknąć. Na co żona blogera, Swiatłana Cichanouska, oświadcza, że w takim razie ona chce kandydować w miejsce męża. Zostaje wyśmiana, bo przecież jest zwykłą gospodynią domową, bez pojęcia o polityce. Ponieważ jednak sprawia wrażenie tak nieszkodliwej, komisja wyborcza akceptuje jej kandydaturę w wyborach na prezydenta. Przed Swiatłaną Cichanouską stoi zadanie przerastające jej możliwości, lecz uzyskuje pomoc od dwóch sojuszniczek: menedżerki IT Wieraniki Cepkały i muzyczki Maryi Kalesnikawej. (…) Wbrew wszelkim państwowym szykanom dokonują cudu – nigdy jeszcze w historii młodego państwa nie gromadziło się aż tylu ludzi w jego najrozmaitszych regionach. Ludzi, którzy zgodnie popierają Swiatłanę Cichanouską…

W nocy z 10 na 11 sierpnia, Swiatłana Cichanouska została zmuszona do opuszczenia Białorusi. Menedżerka IT Wieranika Cepkała wyjechała już w dniu wyborów do rodziny w Moskwie i tam zagłosowała w ambasadzie. Muzyczka Maryja Kalesnikawa zdecydowała się zostać – i niech się dzieje, co chce. Od 8 września 2020 roku siedzi w areszcie. Grozi jej do dwunastu lat więzienia.

W takim momencie serial Netflixa przeważnie się kończy, dalszego ciągu się nie przewiduje. Trzy kobiety pokonane. Siedzą w pace albo żyją na wygnaniu. Już po wszystkim. Happy endu brak. Jednak historia toczy się nadal. Opowiada o zrywie, o tęsknocie za zupełnie zwyczajną przyszłością i o tym, jak kobiety sięgnęły pomoc. I już zmieniła Białoruś.

Nie należy wyobrażać sobie nie wiadomo czego – tak potężny masowy ruch nie jest, oczywiście, jedynie sprawą kobiet. Tworzą go wszyscy – zarówno konserwatyści, jak i liberałowie, młodzi i starzy, kobiety i mężczyźni. Ale tym razem wyjątkowo nie powinno chodzić o mężczyzn, lecz o kobiety, o historie o tym, jak się przełamały i sięgnęły po moc. Na wschód od Niemiec to się jeszcze nigdy nie zdarzyło.

Alice Bota

 

Tak oto skromna nauczycielka, sama mówiąca o sobie „kura domowa”, która nic, tylko „robi mężowi kotlety”, stała się nagle osobą publiczną, polityczką. Łukaszenka początkowo zlekceważył ten fakt. Publicznie przyznał nawet, że nie boi się „kury domowej”. Szydził z Cichanouskiej, jak zwykł szydzić z kobiet. Popełnił największy błąd w swojej politycznej karierze.

Ze wstępu Małgorzaty Nocuń

Kategoria: Reportaże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7722-0
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WPROWADZENIE DO WYDANIA POLSKIEGO

Wpro­wa­dze­nie
do wyda­nia pol­skiego

Kiedy wyda­wało się, że dla Bia­ło­rusi nie ma już nadziei, bo pre­zy­dent Alek­san­der Łuka­szenka może stłu­mić każdy pro­test przy pomocy „brat­niej” Rosji, a opo­zy­cyjni poli­tycy sie­dzą za kra­tami, to one prze­jęły ini­cja­tywę. Nauczy­cielki, muzyczki, lekarki, robot­nice, eme­rytki i gospo­dy­nie domowe zde­cy­do­wały się rzu­cić ręka­wicę krwa­wemu dyk­ta­to­rowi. To o nich opo­wiada książka Alice Boty _Kobiety Bia­ło­rusi. O rewo­lu­cji, odwa­dze i dąże­niu do wol­no­ści_.

Powstała ona z myślą o nie­miec­ko­ję­zycz­nym rynku wydaw­ni­czym. Cie­szy jed­nak fakt, że została prze­ło­żona na język pol­ski przez Ewę Kocha­now­ską. Pol­scy czy­tel­nicy i czy­tel­niczki będą mieli bowiem oka­zję dowie­dzieć się, czym jest siła bia­ło­ru­skich kobiet, jak skom­pli­ko­wane i nie­ła­twe są ich prze­ży­cia i przed jakimi – nie­jed­no­krot­nie tra­gicz­nymi – wybo­rami codzien­nie stają. Opo­wieść Boty pozwala poznać histo­rię nie tylko bia­ło­ru­skich kobiet, lecz także samej Bia­ło­rusi, kraju, któ­rego trudne losy spla­tały się przez stu­le­cia z losami Pol­ski i z któ­rym wciąż sąsia­du­jemy.

Jako repor­terce piszą­cej o Bia­ło­rusi nie­raz zada­wano mi pyta­nie: „Czy doświad­cze­nie Bia­ło­rusi można porów­nać z doświad­cze­niem Pol­ski w okre­sie komu­ni­zmu?”. Kobiety pytały mnie wie­lo­krot­nie, jak żyje się Bia­ło­rusinkom. Czy jest im o wiele cię­żej niż nam? Nie­stety, Bia­ło­ruś z roku na rok sta­cza się w kie­runku tota­li­ta­ry­zmu. Pań­stwo bru­tal­nie inge­ruje w życie oby­wa­teli, w ostat­nich kilku latach także kobiet, które coraz czę­ściej stają się świa­do­mymi oby­wa­tel­kami i chcą brać czynny udział w życiu spo­łecz­nym. Spra­wia to, że ścią­gają na sie­bie nie­bez­pie­czeń­stwo. W ubie­głych latach wiele bia­ło­ru­skich kobiet tra­fiło do aresztu i prze­żyło w nim tor­tury, ponie­waż w ich tele­fo­nach komór­ko­wych służby spe­cjalne odkryły „nie­pra­wo­myślne roz­mowy” toczone ze zna­jo­mymi przez komu­ni­ka­tory inter­ne­towe. Rze­sze Bia­ło­rusinek zostały także zwol­nione z pracy za poglądy nie­zgodne z poli­tyczną linią pań­stwa. Spora grupa cierpi repre­sje i prze­śla­do­wa­nia z powodu dzia­łal­no­ści swo­ich mężów, part­ne­rów czy synów. Na Bia­ło­rusi sto­suje się sta­li­now­ską metodę współ­od­po­wie­dzial­no­ści. Jeśli twój męż­czy­zna jest zwią­zany z opo­zy­cją, to ty (i czę­sto twoje dzieci) ponie­siesz za to odpo­wie­dzial­ność.

Hasło „kobiety na Bia­ło­rusi” od wielu lat wiąże się dla mnie ze wspo­mnie­niem Swia­tłany Zawadz­kiej. Swieta była „zwy­kłą dziew­czyną”, zako­chała się w przy­stoj­nym mło­dym chło­paku, szybko uro­dziło im się dziecko. Pech chciał, że chło­pak Swiety miał smy­kałkę do robie­nia zdjęć i krę­ce­nia fil­mów. W latach dzie­więć­dzie­sią­tych został oso­bi­stym ope­ra­to­rem fil­mo­wym pre­zy­denta Łuka­szenki, który czę­sto pod­kre­ślał, że darzy go szcze­gólną sym­pa­tią. Kiedy Alek­san­der Gri­go­rie­wicz obrał dla swo­jego pań­stwa auto­ry­tarny kurs, Zawadzki zgi­nął bez śladu. Wszystko wska­zuje na to, że został zamor­do­wany. Łuka­szenka nie prze­ba­cza zdraj­com. Swieta zaan­ga­żo­wała się w poszu­ki­wa­nie męża. Po kliku latach zro­zu­miała, że nie ma to sensu, bo Dima nie żyje, ale jako wdowa chciała poznać jego los. Chciała wie­dzieć, gdzie spo­czywa ciało jej męża. Dla reżimu jej postawa była rów­no­znaczna z zaan­ga­żo­wa­niem się w poli­tykę. Swieta mówiła o tym w nastę­pu­jący spo­sób: „Chcia­łam być zwy­kłą kobietą. Goto­wać mężowi obiad, wycho­wy­wać dziecko. To poli­tyka bru­tal­nie zain­ge­ro­wała w moje życie i uczy­niła ze mnie opo­zy­cjo­nistkę”. Dzia­łal­ność Swiety draż­niła reżim. Na jed­nej z mani­fe­sta­cji, na któ­rej Swieta nie skan­do­wała żad­nych haseł, tylko mil­cząc, stała z por­tre­tem męża, przed­sta­wi­ciel służb spe­cjal­nych wymie­rzył jej cios pię­ścią w twarz. Ten cios sta­no­wił prze­strogę dla wszyst­kich bia­ło­ru­skich kobiet myślą­cych o jakim­kol­wiek zaan­ga­żo­wa­niu spo­łecz­nym. Musiały zro­zu­mieć, że wobec „płci pięk­nej” – jak mówi się o kobie­tach w patriar­chal­nych spo­łe­czeń­stwach – reżim nie będzie wyro­zu­miały. Będzie prze­śla­do­wał kobiety, tor­tu­ro­wał je, ska­zy­wał na wie­lo­let­nie wię­zie­nie i pobyt w kolo­nii kar­nej. Nie ma dla nich taryfy ulgo­wej.

Roz­po­czy­na­jąc opo­wieść, Bota powo­łuje się na sta­ty­styki. Kobiety sta­no­wią zgod­nie z nimi 55% wybor­ców na Bia­ło­rusi. Do 2020 roku (krwawe stłu­mie­nie powy­bor­czych pro­te­stów) kobiety stro­niły od czyn­nego zaan­ga­żo­wa­nia w dzia­łal­ność opo­zy­cyjną. Poli­ty­czek było i jest sporo, ale po stro­nie reżimu. Jeśli na prze­strzeni lat kobiety czyn­nie uczest­ni­czyły w ruchach pro­te­stu, grały w nich dru­gie skrzypce. To w Euro­pie Zachod­niej kobiety mogą zosta­wać pre­zy­dent­kami, pre­mier­kami i kanc­ler­kami. W bia­ło­ru­skiej poli­tyce odgry­wają role masko­tek. Mają dobrze wyglą­dać i gło­sić poglądy zgodne z linią pań­stwa. Reżim dba, by nie wychy­lały się zanadto.

Pol­skie spo­łe­czeń­stwo jest w dużym stop­niu patriar­chalne. Kobiety z trud­no­ścią uzy­skują awans zawo­dowy, gorzej zara­biają, wyko­nują nie­od­płatne prace opie­kuń­cze. Ostat­nio pań­stwo w okrutny spo­sób decy­duje także o naszych pra­wach repro­duk­cyj­nych przez wpro­wa­dze­nie prak­tycz­nie cał­ko­wi­tego zakazu abor­cji. Jed­nak sytu­acji kobiet w Pol­sce nie można nawet porów­ny­wać z sytu­acją Bia­ło­ru­si­nek.

Na Bia­ło­rusi kobieta wciąż ma odgry­wać przede wszyst­kim rolę matki i straż­niczki ogni­ska domo­wego. Żeby mał­żeń­stwu udało się wią­zać koniec z koń­cem kobiety muszą łączyć zaan­ga­żo­wa­nie w życie domowe z pracą zawo­dową. W ich codzien­no­ści wręcz nie ma miej­sca na aktyw­ność spo­łeczną czy poli­tyczną. Jed­no­cze­śnie naka­zuje się im zapo­mnieć o wła­snych ambi­cjach. Choć czę­sto są o wiele sta­ran­niej wykształ­cone niż męż­czyźni, pra­cują na niż­szych sta­no­wi­skach i gorzej zara­biają. Na dro­dze do reali­za­cji ich zawo­do­wych marzeń stoją nie tylko patriar­chalne prze­ko­na­nia, ale także pań­stwo. W Bia­ło­rusi wciąż obo­wią­zuje bowiem – odzie­dzi­czona po cza­sach radziec­kich – lista zaka­za­nych kobie­tom zawo­dów (nie wolno im na przy­kład zostać pilot­kami samo­lo­tów). Two­rząc ją, tota­li­tarne radziec­kie pań­stwo tłu­ma­czyło, że zakaz wyko­ny­wa­nia nie­któ­rych „cięż­kich” prac ma ochro­nić płod­ność kobiety. Owa lista zmu­siła wiele oby­wa­te­lek do emi­gra­cji. Te, które nie miały siły, by w imię reali­za­cji wła­snych marzeń wyje­chać z kraju, pogrą­żyły się we fru­stra­cji.

Myśląc o życiu na Bia­ło­rusi, zawsze odwo­łu­jemy się do dużych miast, takich jak Mińsk czy Grodno. Należy jed­nak pamię­tać, że rze­sze kobiet żyją na pro­win­cji. Pra­cują, wręcz nie­wol­ni­czo, w gospo­dar­stwach powsta­łych na gru­zach sow­cho­zów i koł­cho­zów. Po wielu latach takiej harówki są wynisz­czone i czę­sto cho­rują z prze­mę­cze­nia.

Bota łączy dwa podej­ścia. Snuje opo­wieść w skali makro i mikro. Opi­suje znane opi­nii mię­dzy­na­ro­do­wej bia­ło­ru­skie poli­tyczki i „zwy­kłe” kobiety, które z dnia na dzień stały się spo­łecz­nymi akty­wist­kami. Sym­bo­lem Bia­ło­ru­si­nek bez­względ­nie jest dziś Swia­tłana Cicha­no­uska, nie­uzna­wana przez bia­ło­ru­ski reżim, ale uzna­wana przez Zachód zwy­cięż­czyni wybo­rów pre­zy­denc­kich z 2020 roku. Zanim jed­nak Cicha­no­uska została poli­tyczką, nie wyróż­niała się niczym na tle innych bia­ło­ru­skich kobiet. Podob­nie jak każda z boha­te­rek Boty przed 2020 rokiem zaj­mo­wała się pracą zawo­dową, opieką nad domem i wycho­wy­wa­niem dzieci. Jed­nak poli­tyka bru­tal­nie zain­ge­ro­wała w jej życie. Kiedy Siar­hiej, jej mąż, a zara­zem znamy i ceniony blo­ger, zde­cy­do­wał się na start w wybo­rach pre­zy­denc­kich, jej życie bez­pow­rot­nie się zmie­niło. Cicha­no­uski szy­dził w inter­ne­cie z Łuka­szenki i zyskał na Bia­ło­rusi dużą popu­lar­ność. Dyk­ta­tor poczuł się zagro­żony i wtrą­cił go za kraty jesz­cze przed roz­po­czę­ciem kam­pa­nii wybor­czej. Swia­tłana pod­jęła naj­trud­niej­szą w życiu decy­zję: posta­no­wiła ubie­gać się o urząd pre­zy­denta, by oca­lić kapi­tał zaufa­nia spo­łecz­nego wypra­co­wany przez jej męża. Tak oto skromna nauczy­cielka, sama mówiąca o sobie „kura domowa”, która nic, tylko „robi mężowi kotlety”, stała się nagle osobą publiczną, poli­tyczką. Łuka­szenka począt­kowo zlek­ce­wa­żył ten fakt. Publicz­nie przy­znał nawet, że nie boi się „kury domo­wej”. Szy­dził z Cicha­no­uskiej, jak zwykł szy­dzić z kobiet. Popeł­nił naj­więk­szy błąd w swo­jej poli­tycz­nej karie­rze.

W 2020 roku Cicha­no­uska, wraz z innymi bia­ło­ru­skimi kobie­tami, posta­no­wiła zawal­czyć z Łuka­szen­kow­ską dyk­ta­turą. Jej naj­bliż­szymi współ­pra­cow­nicz­kami zostały mene­dżerka IT Wie­ra­nika Cep­kała i fle­cistka Maryja Kale­sni­kawa. Splótł je podobny los. Mąż Cep­kały (Wale­ryj Cep­kała) i przy­ja­ciel Kale­sni­ka­wej (Wik­tar Baba­ryka) także chcieli zmie­rzyć się z Łuka­szenką w wybo­rach pre­zy­denc­kich. Podzie­lili los Cicha­no­uskiego i tra­fili za kraty.

Cicha­no­uska, Cep­kała i Kale­sni­kawa odwie­dzały bia­ło­ru­ską pro­wi­ni­cję. Sama uczest­ni­czy­łam w takich podró­żach z opo­zy­cyj­nymi kan­dy­da­tami na urząd pre­zy­denta wiele lat temu. Wiem, jakie to trudne. Jest się na oku służb spe­cjal­nych i obser­wuje się sku­tych stra­chem miesz­kań­ców małych mia­ste­czek. Kobiety spra­wiały jed­nak, że ludzie (nie tylko mło­dzi) prze­ła­my­wali strach i decy­do­wali się uczest­ni­czyć w przed­wy­bor­czych wie­cach. Czuli, że nie prze­ma­wia przez nie poli­tyczna ambi­cja, ale chęć walki o wolną Bia­ło­ruś. Umiały ich prze­ko­nać, że zmiana – choć trudna – jest moż­liwa. Cicha­no­uska, Cep­kała i Kale­sni­kawa powo­do­wały, że zaczy­nali wie­rzyć w Bia­ło­ruś bez Łuka­szenki. Ta wiara prze­ło­żyła się na fre­kwen­cję pod­czas powy­bor­czych pro­te­stów: ulice naj­więk­szych bia­ło­ru­skich miast zalały wie­lo­ty­sięczne tłumy.

Miesz­kań­com i miesz­kan­kom Zachodu trudno wyobra­zić sobie traumę, która jest udzia­łem boha­te­rek książki Boty. Cicha­no­uska stała się emi­grantką, mieszka na Litwie. Osa­dzo­nego w bia­ło­ru­skim wię­zie­niu męża nawet nie może odwie­dzić (gdyby prze­kro­czyła gra­nicę Bia­ło­rusi, reżim natych­miast wtrą­ciłby ją do wię­zie­nia). Jej dzieci są pół­sie­ro­tami. Rysują por­trety taty i obwie­szają nimi swój dzie­cięcy pokoik. Muzyczka Maryja Kale­sni­kawa zde­cy­do­wała się zostać, „i niech się dzieje, co chce” – pisze Bota. Otrzy­mała wyrok jede­na­stu lat wię­zie­nia.

Pod­czas lek­tury książki Boty chwi­lami ści­ska się serce. Gdzie upa­try­wać nadziei? Można tylko łudzić się, że poświę­ce­nie i hero­izm boha­te­rek _Kobiet Bia­ło­rusi_ nie zostaną zmar­no­wane przez histo­rię. Że ich tra­giczny los się odwróci i będą mogły powró­cić do życia spo­łecz­nego, ale już na innych – rów­nych z męż­czy­znami – zasa­dach. Po pro­stu tak jak męż­czyźni staną się jego peł­no­praw­nymi uczest­nicz­kami. I jestem pewna, że wten­czas zamor­dyzm już Bia­ło­rusi nie będzie gro­ził.

Mał­go­rzata NocuńMAŁA INSTRUKCJA OBSŁUGI

Mała
instruk­cja obsługi

Widzia­łam na wła­sne oczy, jak w 2008 roku w Gru­zji demon­stro­wano prze­ciwko ówcze­snemu pre­zy­den­towi. Byłam przy tym, jak w 2011 roku w Tel Awi­wie tysiące ludzi w dobrym nastroju roz­bi­jały namioty w pro­te­ście prze­ciwko kry­zy­sowi miesz­ka­nio­wemu. Szłam za trumną, kiedy pod­czas pro­te­stów na Maj­da­nie w Ukra­inie w 2014 roku zabito pierw­szego demon­stranta. Patrzy­łam z nie­do­wie­rza­niem, jak pod­czas aksa­mit­nej rewo­lu­cji w Arme­nii w 2018 roku doko­nała się poko­jowa zmiana wła­dzy, a ludzie tań­czyli na uli­cach. Rok póź­niej w Moskwie wybu­chły pro­te­sty, do któ­rych wzy­wał Alek­siej Nawalny i które nie były już tak rado­sne. Znam to wszystko. Ruchy pro­te­sta­cyjne nie są dla mnie niczym nowym. To raczej zwy­kła dzien­ni­kar­ska robota. Aż nade­szła Bia­ło­ruś 2020 roku.

Te pro­te­sty pozba­wiły mnie snu. Tak, naprawdę tak było. Prze­waż­nie demon­stro­wano w week­endy. Mia­łam wtedy komórkę przy łóżku i cały czas śle­dzi­łam stale aktu­ali­zu­jące się liczby aresz­to­wań. Pisa­łam na Mes­sen­ge­rze do moich bia­ło­ru­skich roz­mów­ców: „Halo, wszystko u was w porządku?” albo „Wie pan już, kiedy wypusz­czą żonę?” czy też „Może pani mówić? Jest pani ranna?”. Cza­sami aż do świtu cze­ka­łam na odpo­wiedź. Jeśli nic nie przy­cho­dziło, wie­dzia­łam, co się stało – zostali aresz­to­wani.

W pierw­szych mie­sią­cach po sfał­szo­wa­nych wybo­rach w sierp­niu 2020 roku nie udało mi się prze­spać ani jed­nej nocy. Ten temat poru­szał mnie do żywego: losy ludzi, ich zaan­ga­żo­wa­nie. Z jed­nej strony nie mogłam uwie­rzyć, że dzieje się to tak bli­sko Nie­miec. Jest coś wznio­słego w ludziach prze­zwy­cię­ża­ją­cych strach i sta­ją­cych do nie­rów­nej walki, mimo że tak nie­skoń­cze­nie wiele mają do stra­ce­nia; w tym, że zacho­wują się poko­jowo, cho­ciaż doznają tak wiel­kiej prze­mocy. Kiedy piszę tę przed­mowę, pro­te­sty trwają już od pra­wie trzy­stu dni.

Są mniej­sze, coraz sła­biej widoczne, ale jesz­cze nie znik­nęły. Przy­po­mina mi się wywiad z ukra­iń­skim filo­zo­fem Mychaj­łem Mina­ko­wem, który przyj­rzał się danym doty­czą­cym pro­te­stów spo­łecz­nych w ciągu minio­nych stu dwu­dzie­stu lat. Nie zna­lazł żad­nych porów­ny­wal­nych wystą­pień, które pozo­sta­wa­łyby poko­jowe tak długo jak te na Bia­ło­rusi.

Z dru­giej strony wydaje mi się nie­po­jęte, ile trzeba było czasu, by te obrazy prze­są­czyły się do powszech­nej świa­do­mo­ści w Niem­czech i w końcu obu­dziły nasze zaan­ga­żo­wa­nie i soli­dar­ność – i jak szybko jed­nak zdo­łały zblak­nąć. Jak gdyby Bia­ło­ruś leżała daleko od nas. Jak gdyby w tych wyda­rze­niach nie cho­dziło o znacz­nie wię­cej niż o sam kraj, bo o walkę o prawa czło­wieka. O wol­ność. O prawo do decy­do­wa­nia o sobie. O do głębi euro­pej­ską histo­rię.

Ta książka chce być swego rodzaju trans­la­to­rem. Chce zazna­jo­mić Niemcy ze spo­łe­czeń­stwem, które jawi się jako dale­kie i obce. Mam nadzieję, że prze­mówi rów­nież do tych, któ­rzy nic nie wie­dzą o Bia­ło­rusi, ale od lata zdą­żyli już o niej usły­szeć. Kogo zaś nie inte­re­sują Bia­ło­ruś i trans­for­ma­cje wła­dzy, tego uwagę może przy­kuje kry­jąca się za tymi tema­tami opo­wieść o tym, jak kobiety się­gnęły po moc. O tym, jak trzy kobiety rzu­ciły wyzwa­nie dyk­ta­to­rowi Alek­san­drowi Łuka­szence i w powszech­nym ruchu pro­te­sta­cyj­nym wywal­czyły sobie wresz­cie widzial­ność, oraz o tym, jak ten ruch przy­czy­nił się do tego, że pro­te­sty prze­ciwko Łuka­szence pozo­stały poko­jowe.

Z tego wła­śnie powodu niniej­sza książka chce poru­szyć oba tematy. Z jed­nej strony przed­sta­wia trzy klu­czowe aktorki sceny poli­tycz­nej: nauczy­cielkę i gospo­dy­nię domową Swia­tłanę Cicha­no­uską, muzyczkę Maryję Kale­sni­kawę i mene­dżerkę w branży IT Wie­ra­nikę Cep­kałę. Z dru­giej zaś oddaje głos wielu nie­zna­nym kobie­tom: lekar­kom, pro­gra­mist­kom, mat­kom, nauczy­ciel­kom, mene­dżer­kom PR, gospo­dy­niom domo­wym, femi­nist­kom, które miesz­kają na Bia­ło­rusi lub na uchodź­stwie i opo­wia­dają o tym, jak lato 2020 roku i pro­te­sty zmie­niły je na zawsze.

Nie należy wyobra­żać sobie nie wia­domo czego – tak potężny masowy ruch nie jest, oczy­wi­ście, jedy­nie sprawą kobiet. Two­rzą go wszy­scy – zarówno kon­ser­wa­ty­ści, jak i libe­ra­ło­wie, mło­dzi i sta­rzy, kobiety i męż­czyźni. Ale tym razem wyjąt­kowo nie powinno cho­dzić o męż­czyzn, lecz o kobiety, o histo­rie o tym, jak się prze­ła­mały i się­gnęły po moc. Na wschód od Nie­miec to się jesz­cze ni­gdy nie zda­rzyło – a prze­cież jest to temat uni­wer­salny. Sound­track, który rów­nież w Niem­czech będzie grany jesz­cze wiele razy.

Pisa­nie książki ozna­cza podej­mo­wa­nie decy­zji. Nie­które nie przy­cho­dziły mi łatwo. Na przy­kład kwe­stia języka zacho­wu­ją­cego rów­ność płci. Natu­ral­nie język się zmie­nia i nie tylko ta książka opo­wiada o tym, jak szybko może to cza­sem nastą­pić. Wyda­wa­łoby się więc słuszne zazna­czać za pomocą wiel­kiego „I” w środku słowa lub gwiazdki gen­de­ro­wej¹, że w danym przy­padku cho­dzi zarówno o kobiety, jak i o całość, któ­rej część sta­no­wią. Zwłasz­cza w książce o tym, jak się­gnęły po moc!

A jed­nak nie zde­cy­do­wa­łam się na to. Dla­tego, że w obszer­nych frag­men­tach cytuję swoje bia­ło­ru­skie roz­mów­czy­nie. One nie uży­wają języka rów­no­ścio­wego, mówiąc po rosyj­sku o sobie lub swo­ich współ­to­wa­rzysz­kach. W rosyj­skim się tego nie spo­tyka. Co wię­cej, na­dal rzad­kie jest posłu­gi­wa­nie się żeń­skimi okre­śle­niami zawo­dów, takimi jak poli­tyczka, lekarka, artystka, pisarka. W każ­dym razie odra­dzała mi to moja moskiew­ska nauczy­cielka rosyj­skiego, sza­le­nie zresztą wyeman­cy­po­wana. Uwa­żała, że żeń­ska forma ma w sobie coś depre­cjo­nu­ją­cego. Dalej jed­nak przed­sta­wia­łam się jako „kore­spon­dentka” – ale nie mogłam i nie chcia­łam podej­mo­wać tej decy­zji w imie­niu moich roz­mów­czyń. Szcze­gól­nie w sytu­acji, gdy język winien odzwier­cie­dlać sta­no­wie­nie o sobie, taki krok wyda­wał mi się nad­uży­ciem.

A oto kom­pro­mis – co do zasady sta­ram się uży­wać żeń­skich form. Cza­sami poprze­staję na gene­rycz­nym rodzaju męskim, w nie­wielu miej­scach pozwa­lam sobie wypró­bo­wać gene­ryczny rodzaj żeń­ski. Tam zaś, gdzie nie­miecki prze­kład brzmiałby absur­dal­nie, czyli na przy­kład gdy Maryja Kale­sni­kawa w prze­mó­wie­niu z oka­zji Mię­dzy­na­ro­do­wego Dnia Kobiet okre­śla sie­bie jako „femi­ni­stę”, dosto­so­wa­łam odpo­wied­nio tłu­ma­cze­nie i posłu­ży­łam się rodza­jem żeń­skim.

Kolejny kom­pro­mis – spo­sób trak­to­wa­nia języka bia­ło­ru­skiego, na­dal rugo­wa­nego z prze­strzeni publicz­nej. Czy po nie­miecku powin­nam pisać „Bela­rus”, mimo że dzie­siątki lat obo­wią­zy­wała wer­sja „Weißrussland”?² Tu decy­zja była pro­sta, posłu­cha­łam zale­ceń nie­miecko-bia­ło­ru­skiej komi­sji histo­rycz­nej. Poza tym przy­szło mi do głowy, że „Weißrussland” brzmi jak nazwa jesz­cze jed­nego zachod­niego obwodu Rosji. Ale trud­no­ści się mno­żyły: „_bela­rus­sisch_” czy „_bela­ru­sisch_”? Wybra­łam pierw­szy wariant, cho­ciaż zna­la­złyby się prze­ko­nu­jące powody za sto­so­wa­niem dru­giego z nich.

A imiona i nazwi­ska trzech naj­waż­niej­szych kobiet – jak mam je zapi­sy­wać?³ Po bia­ło­ru­sku? Wtedy żeń­skie trio nazy­wa­łoby się Maryja Kale­sni­kawa, Wera­nika Zapkala i Swja­tlana Zicha­no­uskaja. A może powin­nam sko­rzy­stać z zapisu rosyj­skiego? Ten język jest na Bia­ło­rusi dru­gim języ­kiem urzę­do­wym, któ­rym posłu­guje się prze­wa­ża­jąca więk­szość spo­łe­czeń­stwa. W przy­padku tego powsta­nia – ina­czej niż w rela­cjach ukra­iń­sko-rosyj­skich – spór o język nie odgrywa żad­nej roli. Dwie z wymie­nio­nych kobiet wyraź­nie lepiej opa­no­wały rosyj­ski niż bia­ło­ru­ski i nie­mal zawsze uży­wają swo­ich rosyj­skich imion i nazwisk. Z tego powodu sto­so­wa­łam zapis rosyj­ski, chyba że roz­mówcy i roz­mów­czy­nie obsta­wali przy bia­ło­ru­skiej wer­sji. W nie­miec­kim wyda­niu książki trzy boha­terki nazy­wają się Maria Kole­sni­kowa, Vero­nika Zepkalo i Swe­tlana Ticha­now­skaja, tak samo jak w moich arty­ku­łach do cza­so­pi­sma „Die Zeit”. Nie­wąt­pli­wie nie jest to ide­alny kom­pro­mis, ufam jed­nak, że wystar­czy on czy­tel­nicz­kom i czy­tel­ni­kom, a przede wszyst­kim moim bia­ło­ru­skim roz­mów­czy­niom.

Naj­bo­le­śniej­szy kom­pro­mis doty­czy zdo­by­wa­nia infor­ma­cji. Oso­bi­ste spo­tka­nia z Bia­ło­ru­si­nami i Bia­ło­ru­sin­kami nie odby­wały się na Bia­ło­rusi, lecz za gra­nicą. Chcąc na miej­scu zebrać infor­ma­cje i mate­riały źró­dłowe, byłam zdana na roz­mowy i spo­tka­nia online. W ciągu minio­nych mie­sięcy prze­pro­wa­dzi­łam około stu wywia­dów. Każdy z nich koń­czy­łam pyta­niem, czy dla bez­pie­czeń­stwa nie są konieczne zmiana imion lub zatar­cie danych per­so­nal­nych. Z tego powodu prze­waż­nie na próżno szu­kać w tej książce szcze­gó­łów bio­gra­ficz­nych – wyją­tek sta­no­wią trzy znane kobiety. Nie­któ­rzy roz­mówcy i roz­mów­czy­nie nie mieli nic prze­ciwko poda­wa­niu ich peł­nych nazwisk – nie­któ­rzy zaś po kilku tygo­dniach zmie­niali zda­nie. W jesz­cze innych przy­pad­kach trzeba było ukryć nawet imiona – takie zmiany są ozna­czone w książce. Zre­zy­gno­wa­łam z poda­wa­nia nazwisk. Nawet jeśli roz­mów­czyni się na to zga­dzała, uzna­łam dyna­mikę pro­ce­sów poli­tycz­nych na Bia­ło­rusi za zbyt nie­obli­czalną i nie­bez­pieczną, by podej­mo­wać takie ryzyko. To, co wczo­raj jesz­cze było nie­groźne, dzi­siaj jest karalne. A kto może zarę­czyć, co będzie jutro?

Mia­łam ogromną nadzieję, że będę mogła zdo­by­wać infor­ma­cje na miej­scu. Bez­u­stan­nie kon­tak­to­wa­łam się z dyplo­ma­tami i bia­ło­ru­skim Mini­ster­stwem Spraw Zagra­nicz­nych. Nic się jed­nak nie dało zro­bić. Opi­sy­wane w książce wra­że­nia, jakie wywarła na mnie zie­mia bia­ło­ru­ska, pocho­dzą z wcze­śniej­szych podróży. Obec­nie na­dal nie mam prawa wjazdu do tego kraju. Jesie­nią 2020 roku reżim anu­lo­wał akre­dy­ta­cje wszyst­kim zagra­nicz­nym kore­spon­den­tom i kore­spon­dent­kom.

Od tam­tej pory należę do kręgu osób, które nie otrzy­mały nowej wizy i akre­dy­ta­cji pra­so­wej. Moje sta­ra­nia zby­wano z tygo­dnia na tydzień, z mie­siąca na mie­siąc. Kil­koro kole­gów i kole­ża­nek po fachu już dawno dostało doku­menty. Aż wresz­cie dotarło do mnie, że w moim przy­padku ta zwłoka jest regułą. Wiem, że paru euro­pej­skich dyplo­ma­tów w Miń­sku gorąco wsta­wiało się za mną w zaku­li­so­wych roz­mo­wach, za co chcia­ła­bym im podzię­ko­wać. Jed­nak reżim, który w ogrom­nej mie­rze zlek­ce­wa­żył pan­de­mię koro­na­wi­rusa, zna­lazł nawet powód, dla któ­rego nie mógł mi wydać nie­zbęd­nych doku­men­tów – otóż był nim wła­śnie koro­na­wi­rus.

_Ber­lin, czer­wiec 2021 roku_1. ŻYCIE NA UCHODŹSTWIE

1

Życie na uchodź­stwie

W cen­trali

Drzwi otwie­rają się rap­tow­nie. Wcho­dzi Swia­tłana Cicha­no­uska – i led­wie można ją poznać. Wygląda na pewną sie­bie, pro­mie­nieje, jest bar­dzo pro­fe­sjo­nalna, ale także ostrożna, jakby wyma­cy­wała drogę przed sobą. Ude­rza mnie, jak czło­wiek może się zmie­nić w ciągu pół roku.

Jest senna lutowa sobota 2021 roku na Litwie. Jesz­cze rok temu, ubie­głego lata, Swia­tłana Cicha­no­uska była zalęk­nioną gospo­dy­nią domową z bia­ło­ru­skiej sto­licy, Miń­ska, którą los rzu­cił w świa­tła reflek­to­rów. Nie­na­wi­dziła maki­jażu, nie przej­mo­wała się stro­jem, nie miała czasu na wyszu­kane fry­zury. Teraz nosi poważ­nie wyglą­da­jącą fute­ra­łową sukienkę i wyso­kie obcasy. Twarz ma sta­ran­nie przy­pu­dro­waną, per­fek­cyj­nie nakre­ślone brwi, oczy pod­kre­ślone cie­niem. Ścięła dłu­gie włosy – boba przy­cię­tego do wyso­ko­ści brody dora­dziła jej sty­listka, która wybiera dla niej rów­nież ubra­nia na podróż służ­bową czy spo­tka­nia z sze­fami rządu. Wiza­ży­sta nauczył Cicha­no­uską, jak się naj­ko­rzyst­niej uma­lo­wać.

Czy naprawdę trzeba tak szcze­gó­łowo opi­sy­wać wygląd trzy­dzie­sto­ośmio­let­niej kobiety? Tak, ponie­waż wła­dza jest też zawsze kwe­stią per­cep­cji. Swia­tłana Cicha­no­uska aż za dobrze już o tym wie. Jej powierz­chow­ność odzwier­cie­dla wewnętrzną prze­mianę kobiety, która musiała się odna­leźć w nowym życiu. Nie chciała go. To nie­sa­mo­wite obcią­że­nie. Ale Cicha­no­uska stara się je zaak­cep­to­wać i także zewnętrz­nie stać się osobą, która potrafi spro­stać wyma­ga­niom nowej roli.

Stroje, maki­jaż, wywiady, spo­tka­nia z potęż­nymi poli­ty­kami z całego świata – wszyst­kie te rze­czy były nie­istotne w daw­niej­szym życiu Swia­tłany Cicha­no­uskiej. Tam­tego dnia, 9 sierp­nia 2020 roku, współ­to­wa­rzyszki musiały ją prze­ko­ny­wać, by się uma­lo­wała. Był dzień wybo­rów, który na Bia­ło­rusi miał zmie­nić wszystko bez­pow­rot­nie – rów­nież jej wła­sne życie. Cicha­no­uska oddała swój głos w miń­skiej szkole numer 137. Nie widziała powodu, żeby odszy­ko­wać się na tę oka­zję. Ale współ­to­wa­rzyszki nie odpusz­czały: w końcu będą na nią cze­kać setki zagra­nicz­nych repor­te­rów! Obrazy są ważne! Cicha­no­uska się pod­dała.

Nie tak dawno prze­waż­nie prze­by­wała sama z dziećmi w trzy­po­ko­jo­wym miesz­ka­niu w Miń­sku i cze­kała, aż mąż na week­end przy­je­dzie do domu. Dzi­siaj kie­ruje zło­żo­nym z około dwu­dzie­stu osób szta­bem, który zaj­muje całe pię­tro w nowo­cze­snym kom­plek­sie biu­ro­wym w litew­skiej sto­licy, Wil­nie. Tu obec­nie znaj­duje się jej cen­trala, skąd wysyła wie­ści światu: że jest legalną przy­wód­czy­nią wol­nej Bia­ło­rusi, że Unia Euro­pej­ska musi ener­gicz­niej zwal­czać jej prze­ciw­nika, bia­ło­ru­skiego dyk­ta­tora Alek­san­dra Łuka­szenkę, że Bia­ło­rusini i Bia­ło­rusinki potrze­bują pomocy, ponie­waż sami nie pora­dzą sobie z repre­sjami i prze­mocą ze strony pań­stwa.

Siódme pię­tro kom­pleksu biu­ro­wego, w któ­rym mie­ści się sztab Swia­tłany Cicha­no­uskiej. Za drzwiami wej­ścio­wymi sie­dzi bar­czy­sty ochro­niarz. Mie­rzy mnie szyb­kim spoj­rze­niem i prze­pusz­cza bez słowa. Kory­tarz się roz­wi­dla, jedna odnoga bie­gnie w lewo, druga w prawo. Prawy kory­tarz prze­mie­rzają stu­denci i stu­dentki z Bia­ło­rusi z kub­kami kawy w dło­niach. Tu, na uchodź­stwie, pra­cują nad demo­kra­tyczną przy­szło­ścią ojczy­zny, szu­kają infor­ma­cji, pro­wa­dzą blogi, kanały na YouTu­bie i utrzy­mują kon­takt z Bia­ło­rusią.

Po lewej znaj­duje się skrzy­dło sztabu. Tę część pię­tra wolno użyt­ko­wać wyłącz­nie Swia­tła­nie Cicha­no­uskiej i jej zespo­łowi. Naj­pierw widać jej skromne biuro, tej soboty zamknięte. Następ­nie duże, otwarte pomiesz­cze­nie z dłu­gimi rzę­dami sto­łów, które koja­rzy się z salą semi­na­ryjną – tu pra­cuje zespół. Dalej otwiera się kuch­nia z eks­pre­sem do kawy i pię­trzą­cymi się w kącie kar­to­nami po pizzy. A za kuch­nią jesz­cze jedno pomiesz­cze­nie, oddzie­lone szkla­nymi ścia­nami, wypo­sa­żone w sprzęt do nagry­wa­nia i biało-czer­wono-białą flagę jako tło dla wywia­dów i spo­tkań online.

Swia­tłana Cicha­no­uska ma teraz doradcę do spraw sto­sun­ków mię­dzy­na­ro­do­wych, eks­pertkę do spraw komu­ni­ka­cji, która w kilku języ­kach obsłu­guje kanały na Twit­te­rze i Tele­gra­mie, oraz poten­cjalną mini­strę poli­tyki edu­ka­cyj­nej. Jest też peł­no­moc­nik zaj­mu­jący się przy­szłą reformą kon­sty­tu­cji oraz kolejny – do spraw poli­tyki zagra­nicz­nej. Ten ostatni nazywa się Walery Kowa­lew­ski, pra­co­wał daw­niej jako dyplo­mata dla Alek­san­dra Łuka­szenki, przed pięt­na­stu laty porzu­cił apa­rat wła­dzy, gdy powtórne sfał­szo­wa­nie wybo­rów przez Łuka­szenkę odarło go ze złu­dzeń, i w grud­niu 2020 roku dołą­czył do zespołu Cicha­no­uskiej.

– Moją przy­wód­czy­nią jest Swia­tłana Cicha­no­uska. To na nią gło­so­wa­łem – stwier­dza.

Ci ludzie two­rzą swego rodzaju gabi­net cieni, cho­ciaż Cicha­no­uska nie używa tej nazwy. Przy­go­to­wują się na godzinę zero, na chwilę, kiedy Alek­san­der Łuka­szenka ustąpi i na Bia­ło­rusi zostaną wresz­cie prze­pro­wa­dzone uczciwe wybory. Swia­tłana Cicha­no­uska mówi:

– Kie­dyś pojawi się nowy pre­zy­dent. Nie wiemy, co zostawi po sobie Łuka­szenka. Może tylko spa­loną zie­mię. Może będzie trzeba zaczy­nać kom­plet­nie od nowa.

Na to wła­śnie chce przy­go­to­wać swój kraj.

Tej luto­wej soboty Swia­tłana Cicha­no­uska, oddaw­szy dzieci pod opiekę matce, będzie się jesz­cze wie­lo­krot­nie prze­bie­rać, sta­wać w świe­tle lamp bły­sko­wych i z poważ­nym spoj­rze­niem pozo­wać do kamery. Pro­fe­sjo­nalna sesja zdję­ciowa na stronę inter­ne­tową i do mediów spo­łecz­no­ścio­wych. Co chwilę znika w pokoju obok, gdzie czeka na nią foto­graf. Na miej­scu zostaje jej rzecz­niczka Anna Kra­su­lina, która pro­mie­nieje rado­ścią:

– Fan­ta­styczne, prawda? Tam ten okropny Łuka­szenka, a tu nasza piękna liderka!

Fabuła jak z serialu Net­flixa

Meta­mor­foza daw­niej apo­li­tycz­nej kobiety w poli­tyczkę doko­nuje się niczym na przy­spie­szo­nym fil­mie i w potwor­nie cięż­kich oko­licz­no­ściach. Angela Mer­kel ucho­dziła kie­dyś za „dziew­czynkę Kohla”, naiwną i posta­wioną przed zada­niem prze­ra­sta­ją­cym jej moż­li­wo­ści, póki wresz­cie nie stała się jedną z naj­po­tęż­niej­szych kobiet na świe­cie. Ale Mer­kel miała na tę prze­mianę wiele lat, a Bia­ło­ru­sinka Swia­tłana Cicha­no­uska musi się z tym upo­rać w ciągu led­wie paru mie­sięcy. Kiedy się prze­ista­cza, kiedy sza­moce się w nowej roli, widzi każ­dego dnia, jak wysoka jest cena, którą płacą w ojczyź­nie Bia­ło­ru­sinki i Bia­ło­ru­sini: zamy­kani w wię­zie­niach, upo­ka­rzani, bici. Każdy zaś Bia­ło­ru­sin i każda Bia­ło­ru­sinka może z kolei oglą­dać w cza­sie rze­czy­wi­stym, jak Swia­tłana Cicha­no­uska się uczy, jak się zmie­nia i wresz­cie, no tak, jak popeł­nia błędy.

Gdyby komuś, kto niczym Śpiąca Kró­lewna prze­spał rok 2020, trzeba było wytłu­ma­czyć, co się tam­tego roku stało, musie­li­by­śmy opo­wia­dać bez końca. Wielka Bry­ta­nia wystą­piła z Unii Euro­pej­skiej. Pan­de­mia spa­ra­li­żo­wała cały świat. Donald Trump po klę­sce w wybo­rach pró­bo­wał odzy­skać wła­dzę drogą zama­chu stanu. Jed­nak naj­bar­dziej nie­wia­ry­godna histo­ria roze­grała się w środku Europy, rap­tem pół­to­rej godziny lotu z Ber­lina – na Bia­ło­rusi. W kraju z dzie­wię­cioma milio­nami i trzy­stoma tysią­cami miesz­kań­ców, poło­żo­nym mię­dzy pań­stwami Unii Euro­pej­skiej, Ukra­iną i Rosją, od dwu­dzie­stu sze­ściu lat rzą­dzo­nym przez dyk­ta­tora.

To, co zda­rzyło się w 2020 roku na Bia­ło­rusi, brzmi, jakby jakiś sce­na­rzy­sta o zde­cy­do­wa­nie wybu­ja­łych ambi­cjach wymy­ślił fabułę serialu poli­tycz­nego dla Net­flixa i ponio­sło go tro­chę, jeśli cho­dzi o nie­ocze­ki­wane zwroty akcji. Pewien blo­ger chce rzu­cić wyzwa­nie Alek­san­drowi Łuka­szence i zostać pre­zy­den­tem Bia­ło­rusi. Jed­nak zanim jesz­cze zosta­nie zare­je­stro­wany jako kan­dy­dat, Łuka­szenka każe go zamknąć. Na co żona blo­gera, Swia­tłana Cicha­no­uska, oświad­cza, że w takim razie ona chce kan­dy­do­wać w miej­sce męża. Zostaje wyśmiana, bo prze­cież jest zwy­kłą gospo­dy­nią domową, bez poję­cia o poli­tyce. Ponie­waż jed­nak spra­wia wra­że­nie tak nie­szko­dli­wej, komi­sja wybor­cza akcep­tuje jej kan­dy­daturę w wybo­rach na pre­zy­denta.

Przed Swia­tłaną Cicha­no­uską stoi zada­nie prze­ra­sta­jące jej moż­li­wo­ści, lecz uzy­skuje pomoc od dwóch sojusz­ni­czek: mene­dżerki IT Wie­ra­niki Cep­kały, któ­rej mąż Wale­ryj Cep­kała także chciał kan­dy­do­wać i rów­nież nie został dopusz­czony do startu w wybo­rach, i muzyczki Maryi Kale­sni­ka­wej – jej przy­ja­ciel Wik­tar Baba­ryka też chciał się zmie­rzyć z Łuka­szenką, za co został aresz­to­wany razem ze swoim synem. Kobiety wspól­nie objeż­dżają bia­ło­ru­skie mia­sta, prze­ma­wiają z estrad do tysięcy ludzi i wbrew wszel­kim pań­stwo­wym szy­ka­nom doko­nują cudu – ni­gdy jesz­cze w histo­rii mło­dego pań­stwa nie gro­ma­dziło się aż tylu ludzi w jego naj­roz­ma­it­szych regio­nach. Ludzi, któ­rzy zgod­nie popie­rają Swia­tłanę Cicha­no­uską. Bądź mówiąc pre­cy­zyj­niej – wszy­scy są prze­ciwko dyk­ta­to­rowi Alek­san­drowi Łuka­szence. Swia­tłana Cicha­no­uska jest zale­d­wie obiet­nicą alter­na­tywy. Ale dzięki niej dla bar­dzo wielu osób szansa na zmianę staje się w ogóle moż­liwa do pomy­śle­nia, a póź­niej do reali­za­cji.

Jed­nak 9 sierp­nia 2020 roku, w dzień wybo­rów, Łuka­szenka dopusz­cza się naj­bez­czel­niej­szego oszu­stwa wybor­czego w histo­rii kraju. Sfał­szo­wał wszyst­kie wybory z wyjąt­kiem tych wygra­nych przez sie­bie w 1994 roku, żeby wyda­wało się, że stoi za nim prak­tycz­nie cały naród. Ale tym razem roz­miary fał­szer­stwa były bez­przy­kładne. Alek­san­der Łuka­szenka kazał obwo­łać się zwy­cięzcą z popar­ciem wyno­szą­cym 80,1% gło­sów – bez­wstydne łgar­stwo. Zaczęły się pro­te­sty, o jakich nikt ni­gdy nie sły­szał.

Następ­nego dnia, w nocy z 10 na 11 sierp­nia, Swia­tłana Cicha­no­uska została zmu­szona do opusz­cze­nia Bia­ło­rusi. Mene­dżerka IT Wie­ra­nika Cep­kała wyje­chała już w dniu wybo­rów do rodziny w Moskwie i tam zagło­so­wała w amba­sa­dzie. Muzyczka Maryja Kale­sni­kawa zde­cy­do­wała się zostać – i niech się dzieje, co chce. Od 8 wrze­śnia 2020 roku sie­dzi w aresz­cie. Grozi jej do dwu­na­stu lat wię­zie­nia.

W takim momen­cie serial Net­flixa prze­waż­nie się koń­czy, dal­szego ciągu się nie prze­wi­duje. Trzy kobiety poko­nane. Sie­dzą w pace albo żyją na wygna­niu. Już po wszyst­kim. Happy endu brak.

Jed­nak histo­ria toczy się na­dal. Opo­wiada o zry­wie, o tęsk­no­cie za zupeł­nie zwy­czajną przy­szło­ścią i o tym, jak kobiety się­gnęły po moc. I już zmie­niła Bia­ło­ruś. Trzy kobiety wyzwo­liły coś, czego nie da się zdła­wić siłą nawet naj­bru­tal­niej­szego pań­stwa. Bia­ło­ruś już ni­gdy nie będzie taka jak kie­dyś, podob­nie jak życie tych trzech kobiet. Swia­tłana Cicha­no­uska wal­czy na uchodź­stwie. Pro­wa­dzi podwójną walkę – o przy­szłość swo­jego kraju i walkę ze sobą samą o to, kim chce być. Mene­dżerka IT Wie­ra­nika Cep­kała mieszka wraz z rodziną w łotew­skiej Rydze i wycze­kuje powrotu na Bia­ło­ruś. A Maryja Kale­sni­kawa 17 wrze­śnia 2020 roku pisze swój pierw­szy list z wię­zie­nia do ojca.

Cześć,

nie wyobra­ża­cie sobie, jak mnie wzmoc­niło to poczu­cie nie­spra­wie­dli­wo­ści i bez­rad­no­ści, kiedy wbrew mojej woli chcieli mnie wyrzu­cić z kraju. Przede wszyst­kim, gdy wziąć pod uwagę, jaki to wybór posta­wił przede mną pierw­szy zastępca mini­stra spraw wewnętrz­nych: dwa­dzie­ścia pięć lat zony (obozu), brak zębów i szy­cie koszul dla bez­pieki albo po pro­stu wyjazd. Posta­no­wi­łam zostać. Ani przez chwilę nie żałuję tej decy­zji! Wol­ność warta jest tego, by o nią wal­czyć. Wszystko będzie dobrze! Jeste­ście nie­sa­mo­wici!

Masza

areszt śled­czy numer 8, Żodzino

Ależ per­spek­tywa – szy­cie koszul na akord dla zbi­rów Łuka­szenki, typowe zaję­cie kobiet osa­dzo­nych w bia­ło­ru­skim obo­zie kar­nym. Maryja Kale­sni­kawa pod­jęła decy­zję.2. PRZED BURZĄ

2

Przed burzą

Poli­tyk dnia wczo­raj­szego

Kiedy się to wszystko zaczęło? Kiedy na sys­te­mie, który wyda­wał się nie­znisz­czalny, poja­wiły się pierw­sze deli­katne rysy? Mińsk wygląda jak deko­ra­cje dawno prze­brzmia­łego socja­li­zmu. Ulice noszą nazwy Lenina, Dzier­żyń­skiego i innych sowiec­kich katów. Potężne magi­strale prze­gry­zają się przez mia­sto, mija­jąc prze­ska­lo­wane place, wiel­kie i czę­sto puste, więc czło­wiek mimo woli czuje się mały i nie­ważny. Jest czy­sto, nawet bar­dzo – to ten rodzaj czy­stości, który czę­sto cechuje kraje auto­kra­tyczne i spra­wia fał­szywe wra­że­nie na przy­by­szach. Wszystko jest ide­al­nie upo­rząd­ko­wane, ulice sta­ran­nie zamie­cione, na ścia­nach nie ma śladu graf­fiti – a jeśli nawet gdzieś pojawi się jakiś gry­zmoł, to natych­miast się go zama­lo­wuje.

Cen­trum oka­lają oka­załe fasady z cza­sów sta­li­ni­zmu, sym­bole sierpa i młota na każ­dej ulicy nasu­wają myśl, że tutaj prze­trwał Zwią­zek Radziecki. A na obrze­żach Miń­ska stoją rzę­dami szare blo­ko­wi­ska z wiel­kiej płyty, jak gdyby Leonid Breż­niew dopiero co kazał je pobu­do­wać. Nawet służby spe­cjalne dziś jesz­cze, sowiecką manierą, nazy­wają się KGB.

Za tymi kuli­sami pociąga za sznurki jeden tylko czło­wiek. Nie­na­wi­dzi inter­netu, wygląda, jakby wysko­czył wprost z polit­biura, i rok po roku wypra­wia uro­czy­sto­ści ku czci bol­sze­wic­kiej rewo­lu­cji paź­dzier­ni­ko­wej. Wszystko jest pod­po­rząd­ko­wane Alek­san­drowi Łuka­szence: rząd, sta­cje tele­wi­zyjne, par­la­ment, apa­rat bez­pie­czeń­stwa, służby mili­tarne. Już od nie­mal dwu­dzie­stu sied­miu lat. Bia­ło­ru­ski publi­cy­sta Ana­tol Maj­sie­nia led­wie dwa lata po elek­cji Łuka­szenki w 1994 roku nazwał jego ustrój „poli­tycz­nym kosz­ma­rem wywie­dzio­nym z prze­szło­ści”.

Trudno umiej­sco­wić poli­tycz­nie Alek­san­dra Łuka­szenkę. To poli­tyk dnia wczo­raj­szego. Opto­wał za zacho­wa­niem Związku Radziec­kiego, po swoim wybo­rze na pre­zy­denta szybko przy­wró­cił sowiec­kie sym­bole i wyniósł na ołta­rze Sta­lina mimo nie­wy­obra­żal­nego cier­pie­nia, jakiego ten przy­spo­rzył Bia­ło­rusi. Jed­nak Alek­san­der Łuka­szenka nie jest komu­ni­stą. „Nie ma żad­nych kon­kret­nych idei spo­łecz­nych, żad­nej ide­olo­gii, która for­mu­ło­wa­łaby jakiś cel lub model prze­kształ­ce­nia spo­łe­czeń­stwa” – pisze bia­ło­ru­ski poli­to­log Wale­rij Kar­ba­le­wicz w bio­gra­fii dyk­ta­tora⁴. Ide­olo­gia Łuka­szenki zwie się wła­dza. Nie poj­muje jej jako środka do celu, lecz jako cel sam w sobie, jako samo­utwier­dza­nie się. Rzą­dzę, więc jestem. „Życie bez wła­dzy jest nie­wy­obra­żalne dla Łuka­szenki. Traci wszelki sens” – stwier­dza Kar­ba­le­wicz.

Przed ponad dzie­się­ciu laty uka­zała się po rosyj­sku jego cie­sząca się roz­gło­sem bio­gra­fia Łuka­szenki, w któ­rej nakre­ślił nie­ko­niecz­nie pochlebny obraz poli­tyka. Kar­ba­le­wicz opi­suje go jako nie­obli­czal­nego, pogrą­żo­nego w kom­plek­sach czło­wieka, któ­rego napę­dza nie­na­sy­cony głód wła­dzy. Fana­tyka wła­dzy. Już wów­czas poli­to­log stwier­dził, że Łuka­szenka wyka­zuje pewne pato­lo­giczne cechy cha­rak­teru. Jest gotów na wszystko, jeśli przy­służy się to jego potę­dze.

Po takiej publi­ka­cji byłam prze­ko­nana, że Wale­rij Kar­ba­le­wicz prze­bywa za gra­nicą, jed­nak mieszka on na­dal na Bia­ło­rusi i uprzej­mie śmieje się, sły­sząc pyta­nie, jak to moż­liwe, że może w Miń­sku spo­koj­nie zaj­mo­wać się swoją pracą.

– Łuka­szence wszystko jedno, co o nim piszą, ważne, żeby pisali. Gdy byłem w Moskwie, widzia­łem moją książkę o nim usta­wianą w skle­pach w jed­nym rzę­dzie z bio­gra­fiami That­cher i de Gaulle’a. To mu pochle­bia.

Alek­san­der Łuka­szenka przez wiele lat potra­fił wyczuć spo­łeczne nastroje i zna­leźć wła­ściwy ton, gdy prze­ma­wiał do ludu. Kiedy w 1994 roku sta­nął do wybo­rów pre­zy­denc­kich, wygrał je, ponie­waż przed­sta­wiał się jako tępi­ciel korup­cji, obie­cy­wał reformy i lep­sze życie. Led­wie zdo­był wła­dzę, zapre­zen­to­wał swój nowy wize­ru­nek: gwa­ranta sta­bi­li­za­cji, pokoju i spo­koju na Bia­ło­rusi.

Popra­wił ludziom warunki życia, płace poszły w górę, wysoka infla­cja spa­dła, wzro­sła wydaj­ność gospo­dar­cza. Ale bał się praw­dzi­wych reform. Nie moder­ni­zo­wał pań­stwo­wego prze­my­słu i nie dbał o to, by zakłady zdolne były kon­ku­ro­wać na rynku glo­bal­nym, nie two­rzył też lep­szych warun­ków do dzia­ła­nia przed­się­bior­com i samo­dziel­nym pra­cow­ni­kom. Zakon­ser­wo­wał stary sys­tem.

– Łuka­szenka ze swo­jej natury nie jest refor­ma­to­rem – komen­tuje Kar­ba­le­wicz.

Nie jest czło­wie­kiem przy­szło­ści. Już przed ponad dekadą poli­to­log pisał, że Alek­san­der Łuka­szenka nie wyobraża sobie ustą­pie­nia ze sta­no­wi­ska. Sys­tem, który stwo­rzył, jest pod­po­rząd­ko­wany mu cał­ko­wi­cie we wszyst­kich obsza­rach spo­łecz­nych i poli­tycz­nych – Łuka­szenka stał się sys­te­mem, który nie dopusz­cza jakiej­kol­wiek zmiany. Dla­tego że zmiany mogłyby ozna­czać kata­strofę.

Jak jed­nak w kraju, w któ­rym wczo­raj domi­nuje nad dzi­siaj, zakieł­ko­wała śmiała wiara, że w ogóle mogłoby zaist­nieć coś takiego jak przy­szłość, jak inne życie?

Kiedy szu­kam początku tej nie­wia­ry­god­nej histo­rii, stwier­dzam, że go nie ma. Nie ma jed­nego decy­du­ją­cego momentu, który wszystko postawi na gło­wie, abso­lut­nego punktu zwrot­nego. Zmiana poja­wiła się cicha­czem. To wiele indy­wi­du­al­nych prze­żyć, które osta­tecz­nie dopro­wa­dzą do wybu­chu czy może raczej – do powsta­nia.

Nie­któ­rzy czuli zmianę już w marcu 2006 roku, kiedy Alek­san­der Łuka­szenka kazał sfał­szo­wać wybory pre­zy­denc­kie – wtedy wła­śnie doradca Swia­tłany Cicha­no­uskiej do spraw sto­sun­ków mię­dzy­na­ro­do­wych porzu­cił służbę w apa­ra­cie pań­stwo­wym. Inni widzą zapo­wiedź prze­miany w grud­niu 2010 roku, kiedy Łuka­szenka ponow­nie sfał­szo­wał wybory, a jego admi­ni­stra­cja dys­cy­pli­no­wała opo­zy­cję repre­sjami na nie­znaną dotąd skalę i wyso­kimi karami wię­zie­nia. Jesz­cze inni upa­trują punktu zwrot­nego w 2017 roku, kiedy Alek­san­der Łuka­szenka kazał roze­słać urzę­dom osła­wione pisma z żąda­niem spłaty wie­rzy­tel­no­ści do wszyst­kich, któ­rzy nie zapła­cili podat­ków w dosta­tecz­nej wyso­ko­ści.

Dekret numer 3 o „zapo­bie­ga­niu spo­łecz­nemu paso­żyt­nic­twu” Łuka­szenki karał wszyst­kich, któ­rzy nie pła­cili podat­ków lub pła­cili ich zbyt mało, ponie­waż za mało zara­biali – czyli bez­ro­bot­nych, arty­stów, blo­ge­rów, fre­elan­ce­rów, zatrud­nio­nych w nie­peł­nym wymia­rze godzin. Za jed­nym zama­chem Łuka­szenka upo­ko­rzył dzie­siątki tysięcy ludzi. Na całej Bia­ło­rusi setki osób uma­wiały się przez inter­net na pro­te­sty, jeśli w czy­imś domu wylą­do­wał jeden z „listów szczę­ścia”, jak zain­te­re­so­wani nazwali te pisma.

Koniec apa­tii

Dla Swia­tłany Cicha­no­uskiej oso­bi­sty prze­łom nad­szedł dopiero w maju 2020 roku wraz z repre­sjami skie­ro­wa­nymi prze­ciwko mene­dże­rom, biz­nes­me­nom i blo­ge­rom, któ­rzy chcieli rzu­cić wyzwa­nie Łuka­szence w wybo­rach pre­zy­denc­kich. Aresz­to­wano wów­czas rów­nież jej męża Siar­hieja. Cicha­no­uska nie szu­kała poli­tyki, ale ta ją zna­la­zła. Wkrótce potem zatrzy­mano także powa­ża­nego ban­kowca Wik­tara Baba­rykę i jego syna Edu­arda – Baba­ryka był znany na Bia­ło­rusi i ucho­dził za naj­bar­dziej obie­cu­ją­cego kan­dy­data w walce z Alek­san­drem Łuka­szenką, gdyby ten kie­dy­kol­wiek zezwo­lił na uczciwe wybory. Jesz­cze inni poczuli, że odwra­cają się od reżimu, dopiero po oszu­stwie z 9 sierp­nia 2020 roku, kiedy ten pró­bo­wał zdła­wić wszel­kie pro­te­sty, sto­su­jąc nie­wy­obra­żalną prze­moc, i kiedy wyda­rzyło się coś, z czym Alek­san­der Łuka­szenka w ogóle się nie liczył – tak jak naj­groź­niej­szy dlań poli­tyczny kry­zys wywo­łały trzy kobiety, tak teraz to kobiety powstały prze­ciwko ter­ro­rowi reżimu. Ich twa­rze będą wid­niały na zdję­ciach z pro­te­stów.

Już od dawna tliło się nie­za­do­wo­le­nie z rzą­dów Łuka­szenki. Pań­stwo coraz czę­ściej łamało nie­pi­saną umowę zawartą w latach dzie­więć­dzie­sią­tych mię­dzy panem a ludem – rząd gwa­ran­to­wał zabez­pie­cze­nia spo­łeczne jak w cza­sach sowiec­kich, poli­tyczną sta­bi­li­za­cję i mini­malny dobro­byt. Łuka­szenka bez­u­stan­nie obie­cy­wał mie­sięczny dochód w wyso­ko­ści pię­ciu­set dola­rów – „świę­tej” dla niego liczby. W zamian żądał, by oby­wa­tele z daleka obcho­dzili samą kon­cep­cję uczest­nic­twa w poli­tyce. Ich zada­niem miało być pod­trzy­my­wa­nie _sta­tus quo_. Lub przy­naj­mniej wytrzy­my­wa­nie.

Od czasu kry­zysu gospo­dar­czego przed mniej wię­cej dzie­się­ciu laty wzra­stała jed­nak fru­stra­cja życiem we wła­snym kraju, który tak wiele żąda, a tak mało obiet­nic dotrzy­muje. Gospo­darka popa­dła w sta­gna­cję, pań­stwowe firmy czę­sto oka­zy­wały się nie­ren­towne, dochody spa­dały, naci­ski pań­stwa reżimu przy­bie­rały na sile. W kuch­niach sza­rych ter­mi­tier, tam, gdzie w Związku Radziec­kim za zamknię­tymi drzwiami dys­ku­to­wano o poli­tyce i bluź­niono prze­ciwko despo­tom, przez lata wyraź­nie nabrzmie­wała cicha roz­pacz nad tym, jak samotny jest czło­wiek w swo­jej bie­dzie i jak bar­dzo ma dosyć tego, że pań­stwo z niego szy­dzi.

Wszystko mogłoby się jed­nak przez kolejne lata kisić we wła­snym sosie. Lata, w któ­rych mil­cząca więk­szość jakoś by się pogo­dziła z codzien­nymi urosz­cze­niami, na­dal odwra­cała wzrok ze stra­chu przed repre­sjami, z lęku przed nie­pew­nymi cza­sami, które przy­cho­dzą po zmia­nach, albo naj­zwy­czaj­niej z obo­jęt­no­ści. Bia­ło­ruś to w końcu nie Korea Pół­nocna – w obrę­bie jej sys­temu zawsze ist­niały ogra­ni­czone wol­no­ści, póki czło­wiek trzy­mał się z dala od poli­tyki.

– Byłam apo­li­tyczna jak dzie­więć­dzie­siąt pro­cent Bia­ło­ru­si­nów. Pano­wało u nas prze­ko­na­nie, że i tak nic nie zro­bisz – mówi Swia­tłana Cicha­no­uska. Świet­nie pamięta, jak urzą­dziła się w tej obo­jęt­no­ści. – Ludzie żyli w małych rodzi­nach, w któ­rych wszystko było dobrze. A kiedy wycho­dzili z domu, to na wiele spraw zamy­kali oczy – opo­wiada. – Dało się tak żyć. Łatwiej jest nie dostrze­gać pew­nych rze­czy.

Kto już nie mógł dłu­żej wytrzy­mać, ten po pro­stu wyjeż­dżał – do Rosji, Ukra­iny, Pol­ski albo na Litwę. Dyk­ta­tury kar­mią się stra­chem. Od małego wbi­jają czło­wie­kowi do głowy, by trzy­mał ją pochy­loną, nie uty­ski­wał i był wdzięczny. Z pięk­nych ludzi robią sku­lone posta­cie, które prze­my­kają przez życie. Każda dyk­ta­tura działa tak, że jeden napę­dza stra­chu, a drugi się boi – pisała nie­miecka noblistka Her­tha Müller, która prze­żyła kilka dekad w rumuń­skiej dyk­ta­tu­rze. Dyk­ta­tura każe czło­wie­kowi myśleć, że sąsiad może być poten­cjal­nym wro­giem, że nie wolno się roz­glą­dać na lewo i prawo, tylko naj­le­piej z nie­mal szczel­nie zaci­śnię­tymi oczami tępo wpa­try­wać się przed sie­bie, bo tak jest naj­bez­piecz­niej; że nie ma prawa inte­re­so­wać się tym, co się wokół niego dzieje, musi tylko dbać o wła­sny, odizo­lo­wany świa­tek. Lecz nawet tam wpełza strach.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. W języku nie­miec­kim to naj­po­pu­lar­niej­sze znaki, któ­rych używa się, by zazna­czyć, że mowa jest o obu płciach, np. „_Stu­den­tIn­nen_” lub „_Stu­dent*innen_”, czyli „stu­dentki i stu­denci” (wszyst­kie przy­pisy pocho­dzą od tłu­maczki).

2. Oczy­wi­ste dla Polek i Pola­ków sko­ja­rze­nie z Białą Rusią, nie zaś Rosją, jest „nie­sły­szalne” po nie­miecku; za to – co pod­kre­śla autorka – dotych­czas sto­so­wana nazwa Bia­ło­rusi – Weißrussland – ozna­cza dosłow­nie „Białą Rosję”, stąd też wybór nie­miec­kiej nazwy kraju nie świad­czy w tym wypadku o pry­wat­nych upodo­ba­niach, lecz sta­nowi decy­zję poli­tyczną. Taki też cha­rak­ter mają zresztą roz­wa­ża­nia autorki nad spo­so­bem zapisu imion i nazwisk bia­ło­ru­skich, ponie­waż dodat­kową kom­pli­ka­cję wpro­wa­dza język rosyj­ski, któ­rym posłu­guje się nie­mała część opo­zy­cjo­ni­stek i opo­zy­cjo­ni­stów.

3. W pol­skim prze­kła­dzie z powo­dów oczy­wi­stych ten pro­blem wygląda nieco ina­czej. Wraz z redak­cją zde­cy­do­wa­ły­śmy zacho­wać roz­wa­ża­nia autorki i – w miarę moż­no­ści – oddać jej wąt­pli­wo­ści, nato­miast przy­ję­ły­śmy bia­ło­ru­ską trans­kryp­cję przy­ta­cza­nych imion i nazwisk.

4. Autorka nie podaje umiej­sco­wie­nia cytatu w przy­wo­ły­wa­nej w biblio­gra­fii bio­gra­fii Łuka­szenki. W pol­skim prze­kła­dzie (Wale­rij Kar­ba­le­wicz, _Alek­sandr Łuka­szenko. Por­tret poli­tyczny_, przeł. Kamil Kły­siń­ski, War­szawa 2013) nie zna­la­złam zdań odpo­wia­da­ją­cych sen­sem cyta­towi, dla­tego tłu­ma­czę je bez­po­śred­nio z nie­miec­kiego.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: