Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kochać za bardzo - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2010
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kochać za bardzo - ebook

Anoreksja określana jest mianem choroby duszy i ciała. "Kochać za bardzo" to właśnie opowieść o powolnym umieraniu z bólu i miłości. To historia o toksycznym związku wypływającym z braku poczucia własnej wartości, ucieczce w chorobę i powolnej walce z chęcią do samounicestwienia się i z doskonałością. Bohaterka traci wszystko oprócz nikłej iskry woli walki podsycanej desperackimi zabiegami rodziny. W końcu trafia do szpitala, ale jej przeszłość również tam ją dopada... Czy uda się wygrać z chorobą? Czy można tak po prostu przestać kochać? I co ważniejsze - dlaczego czasami przestaje się kochać siebie?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62480-24-1
Rozmiar pliku: 866 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Cytat

Dla mojej rodziny za to co ze mną przeszli, dla wszystkich chorych na anoreksję i kochających za bardzo z nadzieją…

Mogłabym powiedzieć, że to autobiografia – ale to byłoby kłamstwo. Mogłabym powiedzieć, że to próba pogodzenia się z czymś, zamknięcie pewnego rozdziału w moim życiu – ale to też byłby fałsz. To opowieść o zmaganiach z anoreksją tysięcy kobiet (i mężczyzn) oraz o tym, że czasami kochamy za bardzo.

Nie będę Wam wciskać, że pisanie o tym nie boli. Wspomnienia są wciąż żywe, świeże i uwierają diabelnie duszę (powiedziałabym cholernie, ale to byłoby demoralizujące).

Kamila to ja i nie ja, to możesz być równie dobrze Ty – decyzja, jak w najbardziej kiczowatym teleturnieju, należy wyłącznie do Ciebie. Bramka „A” to anoreksja, bramka „B” to Bartek i koszmar, jakim stanie się Wasze życie (choć będziecie mieć złudzenie, że to nie „real”, to się nie może dziać). Bramki „C” w zestawie niestety nie proponują. To nie ta bajka…

PONIEDZIAŁEK 03.05.2004R.

Zastanawiam się nad zapachem magii. Pachnie zmysłowo wanilią, czy może jest ciepła i rozgrzana jak cynamon?

Jadąc rozklekotanym środkiem lokomocji (ach, komunikacja miejska i jej cienie, bo o blaskach szkoda gadać), nagle zdecydowanie poczułam ten cynamon. Nawet, jeśli to były kiczowate perfumy kupione w kiosku na rogu, to obudziły piękne wspomnienia z dzieciństwa. Nagle zatęskniłam za radosnym, przedświątecznym czasem. W rogu pokoju stoi ogromna choinka obwieszona do granic kolorowymi świecidełkami (w większości to przedszkolne arcydzieła mojego autorstwa), tata wyzywa, stojąc na drabinie i myjąc żyrandol, mama w amoku skrobie ryby, a ja z babcią wycinamy zabawne pierniczkowe stworki. Większość ciasta jest już na moim fartuszku (najbardziej niegustownym, lecz jakże pięknym falbaniastym wdzianku na świecie), na ziemi, no i… co tu ukrywać… w buzi. To ciasto pachnie właśnie cynamonem.

Wracając do magii, to jak właściwie ona powinna i czy powinna pachnieć? Może tak jak szczęście lub piękny bukiet kwiatów danych ze szczerego serducha powinna być wrażeniem, a nie konkretem? Ten zapach, wiąż go czuję… Już wiem – od dzisiaj będę nosić przy sobie jakiś magiczny symbol poruszający umysł, budzący tajemniczy uśmiech na twarzy, przenoszący w inny wymiar. Taką namiastkę raju na ziemi dla przetrwania złych chwil.

Tak CYNAMON to jest to! Dziś zdecydowanie powinien to być woreczek wypełniony tą przyprawą po same brzegi.

Ten refleksyjny nastrój nie pojawił się znikąd. NIE KOCHAM GO. Nie, wróć! Kocham go tak bardzo, że aż zaczynam Go nienawidzić. Już nie mogę, a co gorsza – nie potrafię udawać, że wszystko jest w porządku. On zabił we mnie wszystko, co dobre, beztroskie, radosne i szczęśliwe. Tłamsi mnie, niszczy, wyjaławia. Z pełnej marzeń wizjonerki, pewnej siebie przyszłej kobiety sukcesu (tak, tak… wbrew pozorom marzenia i sukces to doskonały tandem) uczynił mnie zalęknioną, bezbarwną plamą.

Muszę w sobie znaleźć siłę, która pozwoli mi skończyć z tymi kłamstwami, z tym brudnym życiem. Magio, daj mi odwagę!!!

GODZINA 9.52 A WŁAŚCIWIE 21.52

Wciąż jestem u rodziców. Tu jest tak bezpiecznie. Postanowiłam nie wracać do domu, do Niego. Czy mi się uda? Czy się po raz kolejny nie złamię? Czy wytrwam, czy po raz kolejny dam się przekonać o wielkiej miłości i zastraszyć?

Maj to miesiąc miłości, a ja modlę się o to, żeby dla mnie był jej końcem. Bez niego nie przeżyję.

WTOREK 04.05.2004R.

Czy to naprawdę koniec koszmaru, czy tylko pozory? Kiedy płakał mi na ramieniu… nie umiem wyjaśnić, co czułam. Kocham Go. Staram się przypomnieć wszystkie szczęśliwe chwile, ale jest ich tak niewiele. Pozory. Pozory i kłamstwa. Tym jest jego miłość do mnie. Tylko czemu ja wciąż kocham?!

Wracam do Czeladzi (wiem, wiem… setki ludzi puka się teraz w czoło). Ciekawe, dlaczego w odniesieniu do miejsca mojego zamieszkania nie mogę użyć słowa „dom”. Nie przechodzi mi ono przez gardło, kojarzy się wyłącznie z mieszkaniem rodziców. Wracam więc do… czego? Chyba tylko do kilku osobistych rzeczy, które w tym mieszkaniu się znajdują i są mi drogie. Paradoksalnie, żadna z nich nie jest związana z Nim. Może to dobrze. Przez dwa lata wspólnego życia nigdy nie dostałam od ukochanego prezentu, a jedyne kwiaty jakie mi podarował, to bukiet imieninowy, jaki dostał od swojej mamusi (żałosne, prawda?).

Wracam więc do tych czterech kątów wypełnionych Nim, jego rzeczami, rozkazami, nakazami, życzeniami i jego kontrolą. Wracam do rachunków, które muszę regulować, do kredytu na te zimne ściany, który zaciągnęłam, do szarej rzeczywistości. Do marzeń o studiach, których mi zabronił (takie „głupie gęsi” jak ja przecież nie studiują), do ciągłych wyzwisk. Ale wracam też do Niego, bo Go kocham.Może tym razem uda mi się wytrwać, być silną i walczyć o siebie? O siebie i o zapach cynamonu.

ŚRODA 05.05.2004R.

Nie mogę wytrzymać. Jego dotyk napawa mnie strachem, obrzydzeniem. Przeniosłam swój niewielki dobytek do drugiego pokoju. Ostatnio coraz częściej go nie ma w domu, znika wieczorami. O, słodka wolności samotnych chwil! W tle leci muzyka z „Miasta aniołów”, w lodówce czeka obiad na jutro, mieszkanie lśni, a ja cieszę się tymi kradzionymi chwilami ze sobą. Uspokajam swojego ducha lęku i przerażenia. Czuję, jak staję się bardziej radosna, widzę żywiej, barwniej. Przez ten oplatający mnie i karmiący się moją energią bluszcz zaczynają przedzierać się promienie słońca. Ach, jak grzeją!

GODZINA 23.53

Jeszcze Go nie ma. Może wróci zbyt pijany i po prostu zwali się na łóżko. Ciekawe, jak zareaguje na tą moją „przeprowadzkę”. Zaczynam się bać…

CZWARTEK 06.05.2004R.

Tak bardzo chciałabym realizować swoje marzenia! Tylko jakie one właściwie są? W świecie wymogów, ograniczeń i ciągłych oczekiwań gdzieś zgubiłam siebie i swoje Ja. Mam tylko szczęście, że zdaję sobie sprawę z konieczności odszukania prawdziwego wnętrza. Wierzę w sukces tego przedsięwzięcia.

Zaczynam być szczęśliwa, a właściwie zaczynam wierzyć, że jest to możliwe, że taki twór istnieje. A to już dużo. Chcę, by moja dusza śpiewała nieskrępowana, by umysł nieograniczenie płynął, chcę poznawać, chłonąć życie każdą komórką ciała.

Siedzę skulona, wciśnięta w róg kanapy, popijam gorącą herbatkę i czuję się odprężona, szczęśliwa. Oglądam komedię romantyczną (film, który On uznałby za rozrywkę w sam raz dla takich głąbów jak ja) – prosty lekki filmik wypełniony nadzieją, miłością, sztuką, spokojem i marzeniami. Takie są właśnie rzeczy, którymi chcę się otaczać. Czuję, że te książki, które ostatnio spotykam, ludzie, filmy, zdarzenia i decyzje to znaki. Tylko do czego to zmierza? Czekam otwarta na każde doznanie, czekam, żeby się przekonać…

Wczoraj nie wrócił na noc do domu. Dziś o jego obecności świadczyła tylko góra brudnych naczyń w zlewie, pusta lodówka i lista z „rzeczami do załatwienia”. Kusi mnie, żeby tak to wszystko zostawić, ale chyba zbyt się boję konsekwencji. Z drżeniem serca wspominam jego odrzucające i lekceważące milczenie i moje błagania, by się odezwał, przytulił. Ileż to godzin spędziłam na kolanach przed nim, ile godzin poświęciłam na przepraszanie nawet za to, że żyję. Wzdycham więc i człapię do kuchni. Mam nadzieję, że dziś znów nie wróci i nie zauważy, że się tak obijałam.

PIĄTEK 07.05.2004R.

Ten cuchnący oddech, nawet teraz to czuję. To śmierdzące potem i alkoholem ciało. Te żądania, pretensje, wyzwiska. Dziś jestem tego pełna. Nie chcę już tak żyć, nie mam siły. Nie chcę żyć.

NIEDZIELA 09.05.2004R.

Siedzę sobie u rodziców już drugi dzień. Nie spieszy mi się do mojego mieszkania. Boję się tam wracać i boję się otwarcie do tego przyznać. Nie mam już siły walczyć, nie mam już siły na nic. Nawet, żeby Go kochać.

Liczę, że pod skrzydłami rodziców podładuję troszkę akumulatory, odzyskam choć część wiary w siebie, we własne możliwości. Liczę, że ponownie odnajdę drogę do siebie.

PIĄTEK 14.05.2004R.

Stan niebytu – tak można określić miniony tydzień mojego życia. Chyba przeżyłam prawdziwą przemianę i stałam się innym człowiekiem. Ucieczka od Bartka (to dziwne – dopiero teraz użyłam jego imienia) zapoczątkowała serię wydarzeń, następujących po sobie lawinowo.

Stres wywołany rozstaniem, ciągle spadająca waga (nigdy bym nie uwierzyła w to, że tak po prostu można zapomnieć o konieczności jedzenia), ciągłe rozterki, brak widocznego celu, gorączkowe poszukiwanie samej siebie no i przede wszystkim dwa lata ciężkiej obozowej harówki (Herr Bartek czuwał) zrobiły swoje. We wtorek obudziłam się tak po prostu w szpitalu. W pamięci kompletna pustka, blokada, czarna dziura (mogłabym dalej opisywać ten stan, ale szkoda marnować papieru).

To brutalne sprowadzenie mnie na ziemię chyba było konieczne. Uzmysłowiło mi, jak cenne jest życie, jak wiele ludzi mnie kocha, troszczy się o mnie, a przede wszystkim, z jakim kłamca i hipokrytą związałam swój los. Łgarstwa, oszustwa, manipulacje – tym dałam się tyle czasu omamiać, tak nędznymi pozorami miłości. Dopiero teraz na wierzch wychodzą różnice między rzeczywistością a światem fantazji, jaką Bartek mnie i siebie otaczał. Albo może ja dopiero teraz to dostrzegłam?

Szczytem wszystkiego było nie poinformowanie moich rodziców o pobycie w szpitalu. Pomyśleć, że w niedzielę przyjechałam na jego prośbę, mieliśmy porozmawiać… Dwa dni później budzę się w sztywnej pościeli, na szpita lnym łóżku, a za rękę ściska mnie lekarz szepcząc, że teraz już wszystko będzie dobrze, że już mnie nikt nie skrzywdzi. We krwi alkohol (?), na papierze rozpoznanie - anorexia nervosa,a w sercu pustka. Bartek zaś nieporadnie próbuje się tłumaczyć przed lekarzami i rodziną dlaczego, u licha, ukrywał się przez dwa dni.

Pamiętam pierwszą spokojną myśl w szpitalu – teraz nie pozwolą mu mnie skrzywdzić. Zasnęłam bezpieczna i szczęśliwa.

SOBOTA 15.05.2004

Oj… Dziś najchętniej nie wychodziłabym z domu. Szerokiej publiczności poleciłabym zagrzebanie się w puchowych kołdrach z milusim kotkiem przy boku, książką w ręku (posiadającym takowego polecałabym ukochanego mężczyznę) i kubkiem gorącej kawy w dłoni. Świadomość, że muszę pojawić się w mieszkaniu, bo przecież muszę w coś się ubrać, jest okropna. Modlę się w duchu, żeby się na niego nie natknąć. Jedno jego słowo potrafi zadać ranę stokroć głębszą i boleśniejszą niż ostrze noża. A wszystko z delikatnym uśmiechem na ustach i stalowym błyskiem w oku. Zimno i beznamiętnie… jak wnętrze jego serca.

Wieczór. Udało się.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: