Kocham Adama - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Kocham Adama - ebook
Mia D’Angelo zaopiekowała się córką zmarłej siostry. Udaje jej się odnaleźć ojca małej Rose, znanego architekta Adama Chese’a. Zanim jednak odda mu dziecko, chce go lepiej poznać. Zaczyna spotykać się z Adamem i wkrótce zakochują się w sobie. Gdy Adam po pewnym czasie dowiaduje się o istnieniu Rose, czuje się oszukany…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-2103-0 |
Rozmiar pliku: | 707 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Adam Chase miał pełne prawo poznać swoją córeczkę.
Sprawa była oczywista, ale Mię wciąż ogarniały wątpliwości. W końcu podjęła decyzję i bladym świtem wybrała się na Monnlight Beach. Szła brzegiem morza z japonkami w ręku, a piasek przesypywał jej się między palcami stóp. Było chłodniej, niż się spodziewała, a znad morza nadpłynęła mgła, osnuwając plażę niczym całun. Czy to był jakiś omen? Może nie powinna była tu dziś przychodzić? W pamięci stanęła jej drobna twarzyczka o cudownie różowych policzkach i wargach. Jej pierwszy dziecięcy uśmiech natychmiast chwycił Mię za serce.
Rose. Tylko ona została Mii po ukochanej siostrze, Annie.
Spojrzała na ocean. Tak jak się spodziewała, między falami dostrzegła sylwetkę pływaka. Światowej sławy architekt, zagorzały samotnik i zawołany pływak Adam Chase bywał tu wcześnie rano, bo później plaża była zbyt zatłoczona.
Chłodna bryza potargała Mii włosy i pokryła ramiona gęsią skórką. Zadygotała z chłodu, ale też z powodu spoczywającego na jej barkach ciężaru. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że jej obawy są jak najbardziej uzasadnione.
Co powie ojcu Rose, kiedy go w końcu spotka? Przygotowała sobie kilka opcji, ale żadna nie wydawała się odpowiednia. Tymczasem pływak zbliżał się do brzegu. Mia starannie oceniła odległość, by przeciąć mu drogę, akurat gdy wyjdzie z wody. Teraz, kiedy dotarł na płyciznę i stanął, miał bary szerokie jak wiking. Ruszył w jej stronę długimi krokami, demonstrując atletyczną budowę. Te kilka zdjęć, które wygrzebała, szukając informacji o nim, nie oddawały mu sprawiedliwości. W rzeczywistości był dużo wyższy i przystojniejszy.
Potrząsnął głową, strącając krople wody z rozjaśnionych słońcem włosów. Zauroczona tym widokiem, nie zauważyła stłuczonej butelki, na wpół zagrzebanej w piasku, i nastąpiła na nią całą stopą. Zabolało, a krew pojawiła się niemal natychmiast. Mia przyklękła na piasku.
– Skaleczyłaś się? – Zatroskany głos pływaka rozległ się tuż za jej plecami.
– Tak – potwierdziła. – Stanęłam na szkle.
Wziął ją za rękę i ułożył palce na stopie.
– Uciskaj tutaj. Zaraz wracam.
– Dzięki.
Pod uciskiem krew przestała płynąć, a pieczenie osłabło. Zerknęła na pływaka, który oddalał się truchtem. Z tyłu był równie atrakcyjny jak z przodu. Na widok długich opalonych nóg i smukłych bioder westchnęła tęsknie. Nie tak miało wyglądać spotkanie, ale skoro samo wyszło…
Wrócił po chwili, niosąc biało-granatowy ręcznik plażowy, i przyklęknął obok niej.
– Założę opatrunek. To powinno zatrzymać krwawienie.
Dotykał jej ostrożnie i fachowo, jakby należało to do jego codziennych zajęć. Była pełna podziwu dla jego umiejętności.
– Znasz się na tym.
– Przez trzy lata pracowałem jako ratownik. – Odsłonił w uśmiechu białe zęby. – Mam na imię Adam.
– Mia – przedstawiła się.
– Miło cię poznać, Mia.
– I ciebie.
Kiedy skończył, ciasno owinięta stopa przypominała ogórek, ale przynajmniej nie krwawiła, choć chodzenie było mocno utrudnione.
– Mieszkasz gdzieś blisko?
– Nie bardzo.
Adam przysiadł na piętach i zastanawiał się przez chwilę.
– To duża rana. Powinien ją obejrzeć lekarz.
– Chyba tak.
Próba podparcia się na zranionej stopie okazała się zbyt bolesna.
– Posłuchaj… Mieszkam niedaleko. – Wskazał najbliższy widoczny dom. – Nie jestem niebezpieczny i mam odpowiednie środki, żeby odpowiednio opatrzyć tę ranę.
Poza nimi na plaży nie było nikogo. A skoro przyszła tu, by go poznać…
Wiedziała tylko tyle, że ceni sobie swoją prywatność, nieczęsto gdzieś bywa, no i jest ojcem Rose. Tego, czego o nim nie wiedziała, było znacznie więcej i chętnie uzupełniłaby te braki. W końcu przyszłość Rose była najważniejsza.
– Chyba dam się namówić.
Co prawda, nikt nie znał celu jej dzisiejszej wycieczki. Rose została pod opieką swojej prababci. Gdyby jej nowy znajomy zamierzał coś złego, nieprędko by do niego trafili…
Kiedy wziął ją na ręce, instynktownie objęła go za szyję.
– Wygodnie ci?
Niezdolna wydobyć z siebie głosu, tylko kiwnęła głową.
– Dobrze – odparł. – Tak będzie najszybciej.
– Dziękuję – szepnęła.
Odprężyła się trochę, ale stopa zaczęła pulsować boleśnie i kilka kropli krwi spadło na jasny piasek.
– Boli? – spytał.
– Boli – przyznała. – Okropnie mi głupio.
– Niepotrzebnie. – Dążył przed siebie długimi krokami.
Dom okazał się przestronny, nowoczesny, z pięknym widokiem na ocean, przynajmniej dwa razy większy od jej apartamentu w Santa Monica.
– Jesteśmy – powiedział.
– Może zostańmy tutaj… – Wskazała obszerne patio.
– Cóż, jeżeli tu czujesz się bezpieczniej… – Mrugnął szelmowsko.
– Nie o to chodzi.
– Nie? – Z uśmiechem uniósł ładnie ukształtowaną brew.
– Nie chciałabym ci niczego pobrudzić krwią. Masz pewnie jakieś cenne dywany…
– Dywany? – Uśmiechnął się szerzej. – Na szczęście ani jednego.
Wniósł ją do obszernego, wyłożonego marmurem holu, z którego na górę prowadziły kręcone schody. Dom był godny właściciela.
Ruszyli na górę.
– Dokąd idziemy? – spytała, zaniepokojona.
– Apteczka jest w mojej łazience. Mary wyszła po zakupy, więc nam jej nie przyniesie.
– Mary to twoja dziewczyna?
– Gospodyni – poprawił.
– Och… Długo tu mieszkasz? – Pospiesznie zmieniła temat.
– Dosyć.
– Dom jest wspaniały. Sam go urządzałeś?
– Z małą pomocą.
Grzecznie, ale wymijająco.
– Przykro mi, że zajmuję ci czas. Na pewno masz ciekawsze zajęcia.
– Jak już mówiłem, byłem kiedyś ratownikiem.
Rzeczywiście, już o tym wspominał.
Adam posadził Mię na brzegu wanny. Zdawał sobie sprawę, że spod długich, czarnych rzęs zielone jak wiosenna łąka oczy o kształcie migdałów śledzą każdy jego ruch. Nie miała makijażu, a jej uroda wydawała się całkowicie naturalna. Podobały mu się delikatne rysy, usta w kształcie serca i miękka skóra o ciepłym, brzoskwiniowym odcieniu.
– Poczekaj chwilę, włożę coś i znajdę okulary.
Wrócił w znoszonym T-shircie i okularach w drucianych oprawkach. Przygotował potrzebne środki opatrunkowe: gazę, bandaż, wodę utlenioną, maść z antybiotykiem i zsunął okulary na czubek nosa.
– Gotowa?
Pokiwała głową, a on delikatnie odwinął ręcznik.
– Chciałbym się lepiej przyjrzeć tej ranie.
– Naprawdę się na tym znasz – powiedziała miękko.
– Mhm.
– Czym się zajmujesz?
Jej stopa, drobna i delikatna, mieściła mu się w dłoni.
– Mam swoją firmę.
– Ten dom jest niezwykły.
– Dziękuję.
– Mieszkasz tu tylko z Mary?
– Czasami. Przesuń się bliżej umywalki, to będzie mi łatwiej obejrzeć skaleczenie. – Pomógł jej usadowić się tak, że stopa zwisała nad umywalką.
Szorty i koszulka bez rękawów raczej odkrywały, niż zakrywały opalone ciało. Nogi miała długie i smukłe jak tancerka i dopiero teraz, kiedy siedziała tak blisko, dostrzegł pełnię jej urody. Złapał się na tym, że obserwuje ją w lustrze.
– Byłeś w UCLA? – spytała, spoglądając na jego wypłowiałą, uniwersytecką koszulkę.
– Tak. Zrobiłem tam licencjat.
Od czasu, kiedy był ratownikiem, upłynęły całe lata. Nigdy wcześniej nie miał żadnych wątpliwości. Udzielał pierwszej pomocy setki razy, nawet kiedyś reanimował sześćdziesięciolatka z zawałem. Mężczyzna przeżył i kilka lat później zlecił mu zaprojektowanie domu na Riwierze Francuskiej. To był pierwszy z jego wielkich projektów.
Mia zadawała mu strasznie dużo pytań. Już kiedyś ktoś próbował przeprowadzić z nim wywiad w podobnie nietypowy sposób, z pewnością jednak nie ona. Wiedział z doświadczenia, że niektóre kobiety pod wpływem stresu związanego z urazem potrafiły się nieźle rozgadać.
– Trzeba to umyć.
– Nie jesteś czasem fetyszystą?
– Nic z tych rzeczy – odparł z uśmiechem.
Odetchnęła z wyraźną ulgą.
– Dobrze wiedzieć. W takim razie, działaj.
Napełnił umywalkę ciepłą wodą.
– Mów, gdyby bolało.
Kiwnęła głową, sztywna, jakby kij połknęła.
– Rozluźnij się.
Bez powodzenia próbowała spełnić jego prośbę. On tymczasem, jedną ręką przytrzymując kostkę, drugą obmył stopę antybakteryjnym mydłem.
– Już nie krwawi.
– Świetnie. Przynajmniej niczego nie pobrudzę.
– To cię tak martwiło? – spytał z niedowierzaniem.
Niewielu osobom udało się go rozśmieszyć równie skutecznie.
– Niczym się nie przejmuj. Chyba nawet nie będziesz potrzebowała szycia. Rana nie jest aż taka głęboka, jak sądziłem, ale ze dwa dni poboli przy chodzeniu. Dla pewności niech to obejrzy lekarz.
Przemył skaleczenie wodą utlenioną i nałożył maść z antybiotykiem.
– Jak się czujesz? – Podniósł głowę i spotkali się wzrokiem.
W pięknych zielonych oczach można było zatonąć bez reszty.
– Dobrze – odpowiedziała po chwili.
W domu było bardzo cicho. Adam delikatnie poklepał kostkę.
– To doskonale. Zaraz kończę. Jeszcze tylko opatrunek…
Zauważył, że Mia przygląda się jego lewej dłoni, gdzie na palcu serdecznym nie było białego śladu po obrączce.
Stopa była już opatrzona i Mia wstała z brzegu wanny, kiedy nagle głośno zaburczało jej w brzuchu. Zawstydziła się okropnie, ale Adam z uśmiechem zaprosił ją na śniadanie. Poradził, by jeszcze przez jakiś czas trzymała stopę wysoko i posłuchała go chętnie, zadowolona z możliwości spędzenia z nim więcej czasu.
Rozmowa trochę kulała, bo gospodarz był raczej małomówny. Siedzieli w wygodnych fotelach na tarasie, a stopę Mia ułożyła na sąsiednim krześle. Część tarasu ocieniał balkon powyżej, a widok na ocean był niezrównany.
Poranna mgła zaczynała opadać i gdzieniegdzie widać już było niebieskie niebo i przebłyski słońca, a fale z hukiem uderzały o brzeg.
Adam wyglądał na kogoś, kto umie cieszyć się życiem.
– Pracujesz w salonie fryzjerskim? – spytał.
– Prowadzę firmę, ale sama nie obcinam włosów. Zatrudniam dwie dziewczyny.
Nie dodała, że First Clips obsługuje dzieci. Fryzjerki nosiły kostiumy, małe dziewczynki zasiadały do czesania na tronie księżniczki, a chłopcy w kabinie statku kosmicznego. Po strzyżeniu dzieci dostawały diadem albo specjalne kosmiczne okulary. Mia była ze swojej firmy bardzo dumna. Pomysł wyszedł od Anny i to ona początkowo czesała, a Mia zajmowała się finansami. Dlatego starała się zachować ostrożność. Jeżeli Anna opowiedziała Adamowi o swojej pracy, mógł łatwo skojarzyć fakty i uznać, że jej obecność na plaży nie była przypadkowa.
Gospodyni Adama, Mary, pani około sześćdziesiątki, postawiła na stole jajka w koszulkach, przyrumieniony bekon i chrupiące bułeczki. Adam przedstawił je sobie.
– Mia nastąpiła na szkło na plaży.
Mary pokręciła głową.
– To te głupie dzieciaki. Wciąż się tu kręcą wieczorami. Fakt, że studiują, nie daje im prawa do picia alkoholu i wyrabiania Bóg wie czego na plaży. Skończy się zawiadomieniem policji.
– Może i tak – mruknął, ale nie wydawał się w pełni przekonany do pomysłu. – Albo sam to załatwię.
– Na razie jedzcie, bo wystygnie – ucięła Mary.
– Dziękujemy – odezwał się Adam. – Wszystko wygląda fantastycznie.
Nałożyli sobie i przez chwilę jedli w milczeniu.
– Wspomniałeś, że masz firmę. Czym się zajmuje? – Mia odezwała się pierwsza.
– Projektowaniem – odparł, zajęty rozsmarowywaniem masła na bułce.
– Czego? – dociekała, niezrażona jego powściągliwością.
– Domy, kurorty, wille…
– Na pewno dużo podróżujesz.
– Niespecjalnie.
– Domator?
Wzruszył ramionami.
– To coś złego?
– Nie. Sama taka jestem.
Teraz, kiedy zajmowała się Rose, miała czas tylko na pracę i dziecko. I to jej odpowiadało, bo nie wyobrażała sobie rozstania z Rose. Odnalezienie Adama stanowiło pierwszy krok, ale chyba nie miała ochoty na następny. Gdyby się okazał nieodpowiednim człowiekiem, oszczędziłby jej rozterek.
Czy miał żonę? Może był kobieciarzem? Narkomanem, hazardzistą, seksoholikiem? Jej wyobraźnia hulała na całego, ale przynajmniej częściowo powodem było to, że prawie nic o nim nie widziała. Pozostawało postarać się spędzić z nim więcej czasu.
Dla Rose była gotowa na wszystko.
– Nie dasz rady wrócić do domu – powiedział Adam.
Włożenie klapek czy marsz po piasku nie wchodziło w grę.
– Nie mam wyboru.
W odpowiedzi przechylił głowę na bok i uśmiechnął się lekko.
– Mogę cię odwieźć.
Pokręciła głową.
– Wykluczone, nie będę ci rujnować całego dnia. Dam sobie radę. – Dzielnie spróbowała wstać, ale stopa zakłuła ją boleśnie, więc pospiesznie ją odciążyła.
Adam natychmiast znalazł się obok i podtrzymał ją troskliwie.
– Sama widzisz.
– Rzeczywiście – odparła zrezygnowana. – Chyba masz rację.
Po raz trzeci tego dnia wziął ją na ręce. Kiedy Mary szykowała śniadanie, wskoczył pod prysznic i pachniał teraz bardzo kusząco.
Objęła go za szyję, z całego serca ciesząc się tą sytuacją.
Adam Chase miał pełne prawo poznać swoją córeczkę.
Sprawa była oczywista, ale Mię wciąż ogarniały wątpliwości. W końcu podjęła decyzję i bladym świtem wybrała się na Monnlight Beach. Szła brzegiem morza z japonkami w ręku, a piasek przesypywał jej się między palcami stóp. Było chłodniej, niż się spodziewała, a znad morza nadpłynęła mgła, osnuwając plażę niczym całun. Czy to był jakiś omen? Może nie powinna była tu dziś przychodzić? W pamięci stanęła jej drobna twarzyczka o cudownie różowych policzkach i wargach. Jej pierwszy dziecięcy uśmiech natychmiast chwycił Mię za serce.
Rose. Tylko ona została Mii po ukochanej siostrze, Annie.
Spojrzała na ocean. Tak jak się spodziewała, między falami dostrzegła sylwetkę pływaka. Światowej sławy architekt, zagorzały samotnik i zawołany pływak Adam Chase bywał tu wcześnie rano, bo później plaża była zbyt zatłoczona.
Chłodna bryza potargała Mii włosy i pokryła ramiona gęsią skórką. Zadygotała z chłodu, ale też z powodu spoczywającego na jej barkach ciężaru. Nie mogła się oprzeć wrażeniu, że jej obawy są jak najbardziej uzasadnione.
Co powie ojcu Rose, kiedy go w końcu spotka? Przygotowała sobie kilka opcji, ale żadna nie wydawała się odpowiednia. Tymczasem pływak zbliżał się do brzegu. Mia starannie oceniła odległość, by przeciąć mu drogę, akurat gdy wyjdzie z wody. Teraz, kiedy dotarł na płyciznę i stanął, miał bary szerokie jak wiking. Ruszył w jej stronę długimi krokami, demonstrując atletyczną budowę. Te kilka zdjęć, które wygrzebała, szukając informacji o nim, nie oddawały mu sprawiedliwości. W rzeczywistości był dużo wyższy i przystojniejszy.
Potrząsnął głową, strącając krople wody z rozjaśnionych słońcem włosów. Zauroczona tym widokiem, nie zauważyła stłuczonej butelki, na wpół zagrzebanej w piasku, i nastąpiła na nią całą stopą. Zabolało, a krew pojawiła się niemal natychmiast. Mia przyklękła na piasku.
– Skaleczyłaś się? – Zatroskany głos pływaka rozległ się tuż za jej plecami.
– Tak – potwierdziła. – Stanęłam na szkle.
Wziął ją za rękę i ułożył palce na stopie.
– Uciskaj tutaj. Zaraz wracam.
– Dzięki.
Pod uciskiem krew przestała płynąć, a pieczenie osłabło. Zerknęła na pływaka, który oddalał się truchtem. Z tyłu był równie atrakcyjny jak z przodu. Na widok długich opalonych nóg i smukłych bioder westchnęła tęsknie. Nie tak miało wyglądać spotkanie, ale skoro samo wyszło…
Wrócił po chwili, niosąc biało-granatowy ręcznik plażowy, i przyklęknął obok niej.
– Założę opatrunek. To powinno zatrzymać krwawienie.
Dotykał jej ostrożnie i fachowo, jakby należało to do jego codziennych zajęć. Była pełna podziwu dla jego umiejętności.
– Znasz się na tym.
– Przez trzy lata pracowałem jako ratownik. – Odsłonił w uśmiechu białe zęby. – Mam na imię Adam.
– Mia – przedstawiła się.
– Miło cię poznać, Mia.
– I ciebie.
Kiedy skończył, ciasno owinięta stopa przypominała ogórek, ale przynajmniej nie krwawiła, choć chodzenie było mocno utrudnione.
– Mieszkasz gdzieś blisko?
– Nie bardzo.
Adam przysiadł na piętach i zastanawiał się przez chwilę.
– To duża rana. Powinien ją obejrzeć lekarz.
– Chyba tak.
Próba podparcia się na zranionej stopie okazała się zbyt bolesna.
– Posłuchaj… Mieszkam niedaleko. – Wskazał najbliższy widoczny dom. – Nie jestem niebezpieczny i mam odpowiednie środki, żeby odpowiednio opatrzyć tę ranę.
Poza nimi na plaży nie było nikogo. A skoro przyszła tu, by go poznać…
Wiedziała tylko tyle, że ceni sobie swoją prywatność, nieczęsto gdzieś bywa, no i jest ojcem Rose. Tego, czego o nim nie wiedziała, było znacznie więcej i chętnie uzupełniłaby te braki. W końcu przyszłość Rose była najważniejsza.
– Chyba dam się namówić.
Co prawda, nikt nie znał celu jej dzisiejszej wycieczki. Rose została pod opieką swojej prababci. Gdyby jej nowy znajomy zamierzał coś złego, nieprędko by do niego trafili…
Kiedy wziął ją na ręce, instynktownie objęła go za szyję.
– Wygodnie ci?
Niezdolna wydobyć z siebie głosu, tylko kiwnęła głową.
– Dobrze – odparł. – Tak będzie najszybciej.
– Dziękuję – szepnęła.
Odprężyła się trochę, ale stopa zaczęła pulsować boleśnie i kilka kropli krwi spadło na jasny piasek.
– Boli? – spytał.
– Boli – przyznała. – Okropnie mi głupio.
– Niepotrzebnie. – Dążył przed siebie długimi krokami.
Dom okazał się przestronny, nowoczesny, z pięknym widokiem na ocean, przynajmniej dwa razy większy od jej apartamentu w Santa Monica.
– Jesteśmy – powiedział.
– Może zostańmy tutaj… – Wskazała obszerne patio.
– Cóż, jeżeli tu czujesz się bezpieczniej… – Mrugnął szelmowsko.
– Nie o to chodzi.
– Nie? – Z uśmiechem uniósł ładnie ukształtowaną brew.
– Nie chciałabym ci niczego pobrudzić krwią. Masz pewnie jakieś cenne dywany…
– Dywany? – Uśmiechnął się szerzej. – Na szczęście ani jednego.
Wniósł ją do obszernego, wyłożonego marmurem holu, z którego na górę prowadziły kręcone schody. Dom był godny właściciela.
Ruszyli na górę.
– Dokąd idziemy? – spytała, zaniepokojona.
– Apteczka jest w mojej łazience. Mary wyszła po zakupy, więc nam jej nie przyniesie.
– Mary to twoja dziewczyna?
– Gospodyni – poprawił.
– Och… Długo tu mieszkasz? – Pospiesznie zmieniła temat.
– Dosyć.
– Dom jest wspaniały. Sam go urządzałeś?
– Z małą pomocą.
Grzecznie, ale wymijająco.
– Przykro mi, że zajmuję ci czas. Na pewno masz ciekawsze zajęcia.
– Jak już mówiłem, byłem kiedyś ratownikiem.
Rzeczywiście, już o tym wspominał.
Adam posadził Mię na brzegu wanny. Zdawał sobie sprawę, że spod długich, czarnych rzęs zielone jak wiosenna łąka oczy o kształcie migdałów śledzą każdy jego ruch. Nie miała makijażu, a jej uroda wydawała się całkowicie naturalna. Podobały mu się delikatne rysy, usta w kształcie serca i miękka skóra o ciepłym, brzoskwiniowym odcieniu.
– Poczekaj chwilę, włożę coś i znajdę okulary.
Wrócił w znoszonym T-shircie i okularach w drucianych oprawkach. Przygotował potrzebne środki opatrunkowe: gazę, bandaż, wodę utlenioną, maść z antybiotykiem i zsunął okulary na czubek nosa.
– Gotowa?
Pokiwała głową, a on delikatnie odwinął ręcznik.
– Chciałbym się lepiej przyjrzeć tej ranie.
– Naprawdę się na tym znasz – powiedziała miękko.
– Mhm.
– Czym się zajmujesz?
Jej stopa, drobna i delikatna, mieściła mu się w dłoni.
– Mam swoją firmę.
– Ten dom jest niezwykły.
– Dziękuję.
– Mieszkasz tu tylko z Mary?
– Czasami. Przesuń się bliżej umywalki, to będzie mi łatwiej obejrzeć skaleczenie. – Pomógł jej usadowić się tak, że stopa zwisała nad umywalką.
Szorty i koszulka bez rękawów raczej odkrywały, niż zakrywały opalone ciało. Nogi miała długie i smukłe jak tancerka i dopiero teraz, kiedy siedziała tak blisko, dostrzegł pełnię jej urody. Złapał się na tym, że obserwuje ją w lustrze.
– Byłeś w UCLA? – spytała, spoglądając na jego wypłowiałą, uniwersytecką koszulkę.
– Tak. Zrobiłem tam licencjat.
Od czasu, kiedy był ratownikiem, upłynęły całe lata. Nigdy wcześniej nie miał żadnych wątpliwości. Udzielał pierwszej pomocy setki razy, nawet kiedyś reanimował sześćdziesięciolatka z zawałem. Mężczyzna przeżył i kilka lat później zlecił mu zaprojektowanie domu na Riwierze Francuskiej. To był pierwszy z jego wielkich projektów.
Mia zadawała mu strasznie dużo pytań. Już kiedyś ktoś próbował przeprowadzić z nim wywiad w podobnie nietypowy sposób, z pewnością jednak nie ona. Wiedział z doświadczenia, że niektóre kobiety pod wpływem stresu związanego z urazem potrafiły się nieźle rozgadać.
– Trzeba to umyć.
– Nie jesteś czasem fetyszystą?
– Nic z tych rzeczy – odparł z uśmiechem.
Odetchnęła z wyraźną ulgą.
– Dobrze wiedzieć. W takim razie, działaj.
Napełnił umywalkę ciepłą wodą.
– Mów, gdyby bolało.
Kiwnęła głową, sztywna, jakby kij połknęła.
– Rozluźnij się.
Bez powodzenia próbowała spełnić jego prośbę. On tymczasem, jedną ręką przytrzymując kostkę, drugą obmył stopę antybakteryjnym mydłem.
– Już nie krwawi.
– Świetnie. Przynajmniej niczego nie pobrudzę.
– To cię tak martwiło? – spytał z niedowierzaniem.
Niewielu osobom udało się go rozśmieszyć równie skutecznie.
– Niczym się nie przejmuj. Chyba nawet nie będziesz potrzebowała szycia. Rana nie jest aż taka głęboka, jak sądziłem, ale ze dwa dni poboli przy chodzeniu. Dla pewności niech to obejrzy lekarz.
Przemył skaleczenie wodą utlenioną i nałożył maść z antybiotykiem.
– Jak się czujesz? – Podniósł głowę i spotkali się wzrokiem.
W pięknych zielonych oczach można było zatonąć bez reszty.
– Dobrze – odpowiedziała po chwili.
W domu było bardzo cicho. Adam delikatnie poklepał kostkę.
– To doskonale. Zaraz kończę. Jeszcze tylko opatrunek…
Zauważył, że Mia przygląda się jego lewej dłoni, gdzie na palcu serdecznym nie było białego śladu po obrączce.
Stopa była już opatrzona i Mia wstała z brzegu wanny, kiedy nagle głośno zaburczało jej w brzuchu. Zawstydziła się okropnie, ale Adam z uśmiechem zaprosił ją na śniadanie. Poradził, by jeszcze przez jakiś czas trzymała stopę wysoko i posłuchała go chętnie, zadowolona z możliwości spędzenia z nim więcej czasu.
Rozmowa trochę kulała, bo gospodarz był raczej małomówny. Siedzieli w wygodnych fotelach na tarasie, a stopę Mia ułożyła na sąsiednim krześle. Część tarasu ocieniał balkon powyżej, a widok na ocean był niezrównany.
Poranna mgła zaczynała opadać i gdzieniegdzie widać już było niebieskie niebo i przebłyski słońca, a fale z hukiem uderzały o brzeg.
Adam wyglądał na kogoś, kto umie cieszyć się życiem.
– Pracujesz w salonie fryzjerskim? – spytał.
– Prowadzę firmę, ale sama nie obcinam włosów. Zatrudniam dwie dziewczyny.
Nie dodała, że First Clips obsługuje dzieci. Fryzjerki nosiły kostiumy, małe dziewczynki zasiadały do czesania na tronie księżniczki, a chłopcy w kabinie statku kosmicznego. Po strzyżeniu dzieci dostawały diadem albo specjalne kosmiczne okulary. Mia była ze swojej firmy bardzo dumna. Pomysł wyszedł od Anny i to ona początkowo czesała, a Mia zajmowała się finansami. Dlatego starała się zachować ostrożność. Jeżeli Anna opowiedziała Adamowi o swojej pracy, mógł łatwo skojarzyć fakty i uznać, że jej obecność na plaży nie była przypadkowa.
Gospodyni Adama, Mary, pani około sześćdziesiątki, postawiła na stole jajka w koszulkach, przyrumieniony bekon i chrupiące bułeczki. Adam przedstawił je sobie.
– Mia nastąpiła na szkło na plaży.
Mary pokręciła głową.
– To te głupie dzieciaki. Wciąż się tu kręcą wieczorami. Fakt, że studiują, nie daje im prawa do picia alkoholu i wyrabiania Bóg wie czego na plaży. Skończy się zawiadomieniem policji.
– Może i tak – mruknął, ale nie wydawał się w pełni przekonany do pomysłu. – Albo sam to załatwię.
– Na razie jedzcie, bo wystygnie – ucięła Mary.
– Dziękujemy – odezwał się Adam. – Wszystko wygląda fantastycznie.
Nałożyli sobie i przez chwilę jedli w milczeniu.
– Wspomniałeś, że masz firmę. Czym się zajmuje? – Mia odezwała się pierwsza.
– Projektowaniem – odparł, zajęty rozsmarowywaniem masła na bułce.
– Czego? – dociekała, niezrażona jego powściągliwością.
– Domy, kurorty, wille…
– Na pewno dużo podróżujesz.
– Niespecjalnie.
– Domator?
Wzruszył ramionami.
– To coś złego?
– Nie. Sama taka jestem.
Teraz, kiedy zajmowała się Rose, miała czas tylko na pracę i dziecko. I to jej odpowiadało, bo nie wyobrażała sobie rozstania z Rose. Odnalezienie Adama stanowiło pierwszy krok, ale chyba nie miała ochoty na następny. Gdyby się okazał nieodpowiednim człowiekiem, oszczędziłby jej rozterek.
Czy miał żonę? Może był kobieciarzem? Narkomanem, hazardzistą, seksoholikiem? Jej wyobraźnia hulała na całego, ale przynajmniej częściowo powodem było to, że prawie nic o nim nie widziała. Pozostawało postarać się spędzić z nim więcej czasu.
Dla Rose była gotowa na wszystko.
– Nie dasz rady wrócić do domu – powiedział Adam.
Włożenie klapek czy marsz po piasku nie wchodziło w grę.
– Nie mam wyboru.
W odpowiedzi przechylił głowę na bok i uśmiechnął się lekko.
– Mogę cię odwieźć.
Pokręciła głową.
– Wykluczone, nie będę ci rujnować całego dnia. Dam sobie radę. – Dzielnie spróbowała wstać, ale stopa zakłuła ją boleśnie, więc pospiesznie ją odciążyła.
Adam natychmiast znalazł się obok i podtrzymał ją troskliwie.
– Sama widzisz.
– Rzeczywiście – odparła zrezygnowana. – Chyba masz rację.
Po raz trzeci tego dnia wziął ją na ręce. Kiedy Mary szykowała śniadanie, wskoczył pod prysznic i pachniał teraz bardzo kusząco.
Objęła go za szyję, z całego serca ciesząc się tą sytuacją.
więcej..