- promocja
Kochana córeczka - ebook
Kochana córeczka - ebook
Moja kochana córeczko, patrzę jak bawisz się na trawniku przed domem.
Twoje długie blond włosy opadają na ramiona, a niebieskie oczy błyszczą z radości.
Jesteś absolutnie doskonała.
Dlaczego nie mogę cię już ochronić?
Córka Avy, Carly, to typowa dziesięciolatka: pełna energii, radosna i kreatywna. Dla rodziców jest całym światem. Kiedy jednak zaczyna potykać się na schodach i wchodzić w drzwi, Ava natychmiast chce jechać do lekarza. Jej mąż Rick jest pewien, że nie ma się o co martwić – przecież dzieci bywają czasem trochę niezdarne. Ale instynkt podpowiada Avie, że coś jest poważnie nie tak.
Carly otrzymuje straszną diagnozę: córka ma rzadką chorobę genetyczną.
Chwilę potem tragiczny wypadek sprawia, że życie rodziny znowu pogrąża się w chaosie.
Ava musi dokonać strasznego wyboru. Jak jednak wybrać pomiędzy dwoma osobami, które kocha najbardziej na świecie?
Kategoria: | Obyczajowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8195-752-6 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stoję przy oknie naszego nowego domu. Jest to jeden z tych rzadkich letnich dni we wschodnich Highlands, kiedy niebo jest czyste z wyjątkiem kłębka lub dwóch chmur, a delikatna bryza niesie morską wodę z Morza Północnego po wzgórzu aż do naszego ogrodu. Patrzę na ciebie, Carly, moja idealna dziewczynko, leżącą na trawie obok swojego ojca. Jesteście jak dwie wielobarwne rozgwiazdy, rozłożone i ufne, otwarte na obietnicę dnia, gdy oboje leżycie nieruchomo i czekacie, aż motyle usiądą na waszych muśniętych słońcem kończynach.
Kocham was oboje z taką siłą, że nie ma już we mnie miejsca na nic innego, i bardzo to doceniam, ale fakt, że za twoim uśmiechem, mój aniele, kryje się coś mrocznego i złowieszczego, sprawia, iż wszystko się we mnie skręca. Teraz, kiedy się krzywisz i podnosisz dłoń, aby osłonić swoje drogocenne oczy przed słońcem, nie potrafię powstrzymać łez.
Gdy widzę cię z twoim tatą, tak radosną i pełną nadziei, moje życie wydaje się kompletne, a poczucie spokoju łagodzi dreszcze przerażenia i na chwilę zapominam o niszczycielskim mieczu wiszącym nad głowami nas wszystkich.
Kiedy opuszczam gardę i próbuję uwierzyć, że jesteśmy tacy jak kiedyś, że stanowimy idealną rodzinę nietkniętą bólem i niepewnością, gdzieś z tyłu mojego umysłu pojawia się to toksyczne pytanie. Nie wiem, skąd się ono bierze, ale przynosi ze sobą takie poczucie niepokoju, że zapiera mi dech w piersiach.
Dzisiaj, patrząc na ciebie, ponownie zadaję sobie to pytanie i boję się usłyszeć odpowiedź. Co by się stało, gdyby wydarzyło się coś niewyobrażalnego i musiałabym wybierać między wami, między dwiema połówkami mojego serca?Rozdział pierwszy
Ava Guthrie zatrzymała samochód na końcu długiego żwirowego podjazdu. Droga z Aberdeen była łatwa mimo ulewnego deszczu, który towarzyszył im przez większą część podróży. A potem, tuż na północ od Inverness, chmury rozproszyły się i wyszło blade słońce. To było jak powitanie, bo zbliżali się już do obrzeży Dornoch w malowniczych wschodnich Highlands w Szkocji.
Na ostatnim odcinku podróży mijali puzzle z pól oddzielonych kilometrami murów wzniesionych bez zaprawy murarskiej i połacie drzew rosnących nad srebrzystą wodą Cromarty Firth. Wszystko to stanowiło ścieżkę miłych wspomnień, którą podążała Ava, zbliżając się do celu.
Zmęczona trzema godzinami za kierownicą, spięła swoje długie rudoblond włosy w kok i spojrzała przez okno na znajome miejsce, które od tej chwili mieli nazywać domem. Marcowe promienie słońca delikatnie ozłacały niski, bielony domek i sprawiały, że zapadający się, spadzisty dach, rząd wąskich okien i łuszcząca się z drzwi wejściowych farba wyglądały romantycznie.
Z płotu z przodu budynku pozostały już tylko fragmenty, brukowana ścieżka była zarośnięta mchem, brakowało kilku kamieni. Stojący zawsze dumnie na końcu podjazdu znak z nazwą Loch na brae, co, jak powiedział ojciec Avy, oznaczało Wody Wewnętrzne, był teraz oparty o ścianę domu, napis wyblakł, słupek spróchniał i postrzępił się na końcu.
Wszystkie te podniszczone elementy zamiast zasmucać Avę, złożyły się na obraz tak piękny, że kobieta nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Gdy na to wszystko patrzyła, powracały do niej wspomnienia z dzieciństwa spędzonego tutaj w odwiedzinach u babci Flory i sprawiały, że czuła ścisk w gardle. W żyłach tego małego domku płynęło tyle miłości i śmiechu… Aż trudno było uwierzyć, że stał pusty od niemalże roku, od czasu, gdy odeszła jej ukochana babcia.
Ava i Flora nawiązały więź głębszą niż typowe relacje babci i wnuczki, ponieważ kilkanaście lat wcześniej połączyła je tragiczna strata rodziców Avy, która skończyła wówczas dwadzieścia cztery lata i właśnie miała brać ślub.
Do niecodziennej tragedii na łodzi doszło na greckich wyspach, kiedy delikatna i często bojaźliwa matka Avy po raz pierwszy w życiu postanowiła przestać być tak ostrożną i dała się namówić kochającemu łodzie mężowi na wspólną wyprawę żeglarską. Wakacje życia rodziców ostatecznie zakończyły ich życie i ironia tego wydarzenia miała już nigdy nie opuścić młodej kobiety, ale utrata Flory była dla niej równie straszliwym ciosem.
Ava poczekała, aż natłok wspomnień i towarzyszące im ukłucie bólu na chwilę się uspokoją, i rozpuściła włosy. Jej mąż Rick spał obok, z każdym wydechem wydobywało się z jego ust ciche chrapnięcie, a na tylnym siedzeniu dziesięcioletnia córka Carly pochylała się nad iPadem. Kaptur bluzy w tęczowe wzory naciągnęła głęboko na czoło.
– Jesteśmy na miejscu. – Ava odpięła pasy. – Ej. – Szturchnęła Ricka, któremu broda opadła na pierś. – Obudź się, MacChrapku. – Zaśmiała się cicho, gdy podniósł głowę i ziewnął.
– Przepraszam, kochanie. Przez ostatnie pół godziny strasznie mnie zmogło. – Przeciągnął się i pogładził dłonią ciemne, krótko przystrzyżone włosy. Jego orzechowe oczy zalśniły w popołudniowym świetle.
– Właśnie widzę. – Poklepała go po udzie.
– Czyli dojechaliśmy na miejsce. – Wyjrzał przez okno. – Ta stara chałupa wcale tak źle nie wygląda. – Uśmiechnął się do niej. – Nie ma jak w domu, co?
Ava skinęła głową, po czym odwróciła się, by spojrzeć na córkę. Twarz Carly znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od iPada, jego ciemne krawędzie niemal zasłaniały jej chabrowoniebieskie oczy, takie same jak u matki. Długie włosy opadały spod kaptura na jeden policzek dziewczynki niczym złota zasłona, a z drugiej strony były schludnie zaczesane za ucho.
– Carly, możesz odsunąć tablet od swojej twarzy? Szkodzisz tym swoim pięknym oczom – obruszyła się Ava. – Poza tym w samochodzie nie musisz siedzieć w kapturze. – Pokręciła głową.
Carly położyła iPada na kolanach, skrzywiła się i zdjęła kaptur.
– Ale jak go odsunę, to nic nie widzę.
– Cóż, skoro naprawdę nic nie widzisz bez siedzenia z nosem w ekranie, to będziesz musiała zbadać sobie wzrok. – Ava zmarszczyła brwi.
Carly rzuciła jej ponure spojrzenie.
– Mamo, nie potrzebuję okularów. Po prostu jestem zmęczona.
– No cóż, zobaczymy. – Ava przekrzywiła głowę. – Chodź. Odłóż to i wejdźmy do środka. – Wskazała gestem na dom. – Możesz zobaczyć swój nowy pokój.
Rick wysiadł z samochodu i przeciągnął swoje długie ciało niczym leniwy kot.
– Pierwszą rzeczą w planie jest porządna filiżanka herbaty, potem możemy zacząć rozpakowywać walizki. – Puścił oko do Carly, która wysiadła z tyłu i stanęła na podjeździe z plecakiem przewieszonym przez ramię. – Kto ostatni w środku, ten wariat! – Zaśmiał się, gdy na widok jego miny Carly popędziła w stronę drzwi.
Ava wysiadła z samochodu, znajomy zapach mokrego pastwiska zmieszał się z silną wonią wody morskiej z pobliskiego Dornoch Firth. Pod wpływem tych zapachów kobieta zamknęła na chwilę oczy. W miejscu, w którym kończyła się ich zagroda, ziemia łagodnie opadała, zapewniając niezakłócony widok na znajdującą się poniżej Dornoch Beach. Nieskazitelnie czysty piasek tworzył miodowy pas wzdłuż krawędzi ciemnej wody, która wdarła się na ląd z Morza Północnego. Nastrojowa zatoka rozciągała się między rejonami Easter Ross i Sutherland, a jej widok budził wspomnienia z wakacji spędzonych z babcią na spacerach po piasku. Całe to miejsce pełne było obrazów z dzieciństwa Avy, które nakładały się na siebie, gdy oddychała wilgotnym od rosy powietrzem.
Kiedy wsiąkła w tę scenę, nagle znów była w wieku Carly, zbierała z Florą truskawki tak długo, aż opuszki jej palców zabarwiły się na czerwono, a potem patrzyła, jak babcia miesza w kotłach z dżemem, który robiła co roku. Na wspomnienie słodyczy truskawek ślina napłynęła Avie do ust.
Oblizała wargi, założyła pasek torebki na ramię i patrzyła, jak mąż i córka ścigają się do najbliższych drzwi.
– Oboje jesteście wariatami. – Zaśmiała się i pokazała im zwisający z palca wskazującego duży mosiężny klucz. – Beze mnie nikt nie wejdzie do środka. – Wyminęła ich i włożyła klucz do zamka.
Gdy otworzyła ciężkie drzwi, Rick i Carly przepchnęli się obok i wpadli do oświetlonego promieniami słońca salonu. Ich śmiech rozgrzał serce Avy, która stała niezdecydowana na kamiennym progu. – Rick, idę do stodoły, zaraz wracam! – zawołała za nimi.
– Jasne!
Odwróciła się i ruszyła za dom, a jej stopy chrzęściły na żwirowej ścieżce prowadzącej do budynków gospodarczych. Dwa niskie kamienne obiekty wzniesiono przy bocznym płocie, jeden miał podniszczony dach kryty strzechą, dach drugiego był dziurawy. W pierwszym budynku Flora przechowywała swoje krosno. Ava uwielbiała siedzieć na koślawym stołku oparta plecami o zimną kamienną ścianę i patrzeć, jak babcia z wprawą porusza czółenkiem tam i z powrotem. Flora prowadziła niezliczone nici wedle własnych wzorów i zamieniała naturalnie barwione wełny w piękne koce i szale, które później sprzedawała w sklepie Highland Clothing w mieście.
Ava dotarła do starej stodoły i się odwróciła, by podziwiać widok na odległą wodę i skrawek złotej plaży, który cieszył ją przez lata. Mewy skrzeczały nad jej głową, rześka bryza muskała włosy i Ava pozwoliła, by otoczenie w nią wsiąkło, a poczucie, że jest dokładnie tam, gdzie powinna być, przeniknęło ją do kości.
Odziedziczenie Loch na brae nie było niespodzianką, Flora zawsze mówiła, że kiedyś przepisze posiadłość na wnuczkę. Kiedy jednak przyjechali tu cztery miesiące wcześniej, Avę zszokowała propozycja Ricka, aby przenieść się tutaj z Aberdeen.
– Pomyśl o tym, Avo. Moglibyśmy wyremontować stodołę. Przekształcić ją we wspaniały wiejski domek z wyżywieniem we własnym zakresie. Na górnym poziomie jest miejsce na co najmniej trzy sypialnie. – Podniósł do góry swoje ręce architekta i wziął opuszczony budynek między kciuki. – Wyobrażasz to sobie? – Posłał jej czarujący uśmiech, który sprawiał, że jej serce przestawało bić nawet po czternastu latach małżeństwa.
– O dziwo, nie mogę. – Stłumiła uśmiech. – A nawet gdybym mogła, kosztowałoby to fortunę, a jak zarobilibyśmy na to, skoro mieszkalibyśmy tu na stałe?
Zaśmiał się.
– To miejsce ma tak pozytywne wibracje. – Uśmiechnął się do niej. – Tak jak ty i ja. – Ten sposób opisania ich relacji poruszył jej serce, wzięła męża za rękę i do siebie przyciągnęła. – Mógłbym wziąć trochę wolnego i przez kilka miesięcy robić tu remont, żeby zamienić to w dochodowe przedsięwzięcie, przynajmniej przez sporą część roku. Podczas wszystkich turniejów golfowych w Royal Dornoch zarobilibyśmy krocie. – Uniósł brwi. – Potem otworzę tutaj biuro i przez większość tygodnia będę pracował zdalnie. – Spojrzał na nią. – To tylko trzy godziny drogi z Aberdeen i jestem pewien, że mogę zmienić swój harmonogram pracy.
Do Avy nie docierało, że mówił poważnie, dopóki nie wspomniał o czasowym odejściu ze swojej firmy architektonicznej. Poza Avą i Carly firma była miłością jego życia i myśl, że miałby z niej zrezygnować, choćby na kilka tygodni, była zaskakująca.
Po kilku rozmowach, kilku butelkach wina i kilku pełnych paniki telefonach do swojej najlepszej przyjaciółki, Jenny, Ava w końcu zaczęła przekonywać się do pomysłu.
– No dobrze, Rick, jeśli weźmiemy to pod uwagę, to co z Carly? To będzie dla niej ogromna zmiana. Nowa szkoła, żadnych przyjaciół na początek i o wiele mniej możliwości spędzenia wolnego czasu niż tutaj – spytała, gdy siedzieli w kuchni ich domu w Aberdeen, w dzielnicy West End.
– Dostosuje się. I pomyśl, jak wspaniale byłoby wychowywać ją w takiej posiadłości. Będzie otoczona naturą, świeżym powietrzem i pięknem miejsca, z którego pochodzi rodzina jej mamy. Avo, zgódź się. – Rick zaczął ją namawiać. – Większość swoich projektów graficznych i tak wykonujesz w domu, a ja zrobię wszystko, co będzie trzeba, żeby nam się udało. – Splótł swoje palce z jej. – I co ty na to?
Przez kilka dni zastanawiała się nad tym pomysłem i każdego ranka, kiedy biegała po ulicach, patrzyła już nieco inaczej na szare, granitowe budynki i mętne światła miasta. Pewnego szczególnie mglistego poranka biegła obok pomnika Williama Wallace’a, chuchając na skostniałe z zimna palce i omijając samochody. Zbliżała się do galerii sztuki na Schoolhill, gdzie do niedawna w ramach wystawy Młodych Artystów Północy wisiał jeden z miniaturowych pejzaży miejskich Carly. I doznała objawienia. Obraz córki przedstawiał miejskie centrum w stonowanej palecie szarości i brązów. Nawet niebo miało odcień niebieskiego, który zdawał się być naznaczony groźbą deszczu. Ava nagle zatęskniła za wyjątkowym i magicznym światłem Dornoch i sposobem, w jaki igrało ono na ciemnej wodzie w zatoce, i zrozumiała, że owo światło dostarczy Carly tyle piękna, że będzie mogła umieszczać je na swoich obrazach.
Ava była szczęśliwa w Aberdeen, ale świadomość, że jej ukochane Loch na brae stało teraz puste i wystawione na działanie żywiołów, że nie ma w nim nikogo, kto mógłby je chronić i kochać tak, jak na to zasługiwało, bardzo ciążyła jej na sercu. Gdy wyobrażała sobie ten mały domek i rozpadającą się stodołę na wzgórzu z widokiem na plażę, tęskniła za słoną bryzą, wilgotną trawą pod bosymi stopami, zapachem zatęchłych liści i aromatem lawendy, którą Flora zawsze sadziła po obu stronach drzwi wejściowych. Ava otarła mgłę z twarzy i skręciła przy galerii, kierując się w stronę domu. Podjęła już decyzję.
Kiedy powiedziała Rickowi, że się zgadza, on z radości podniósł ją do góry i objął tak mocno, iż prawie połamał jej żebra. Następnie usiedli razem z Carly i spytali, co myśli na temat wyprowadzki z Aberdeen.
– A co ze szkołą, z Mandy, z moim malarstwem, z jazdą konną? – Oparła się na sofie i wydęła usta, jej broda zaczęła drżeć. – Moja nauczycielka malarstwa się załamie, jeśli odejdę. Mówi, że powinnam pomyśleć o pójściu do prawdziwej szkoły artystycznej – jęknęła.
Ava już miała zacząć ją pocieszać, kiedy do akcji wkroczył Rick.
– Znajdziemy ci tam świetną szkołę i nową stajnię. Może nawet uda się zorganizować kilka prywatnych lekcji malarstwa. No i jest tam mnóstwo przepięknych krajobrazów i scenerii do malowania. – Wydął zabawnie dolną wargę, naśladując minę córki. – A Mandy będzie mogła w każdej chwili przyjechać w odwiedziny. Z pewnością spodoba jej się plaża. – Po kilku chwilach zrozumiał, że wcale jej nie przekonał, wyciągnął więc ostatniego asa z rękawa. – Skoro będziemy mieli tyle miejsca i odpowiedni ogród, moglibyśmy nawet porozmawiać o kupnie psa.
Ava otworzyła usta ze zdumienia, ściągnęła na siebie spojrzenie męża i złowieszczo przejechała sobie dłonią po gardle. Wspominając o psie, posunął się za daleko, teraz jednak, na widok zachwytu na twarzy Carly, dotarło do niej, że została pokonana i jest już za późno na jakikolwiek sprzeciw.
W następnym tygodniu wystawili swój dom na sprzedaż i zaczęli snuć plany.
Teraz, gdy Ava odchyliła głowę do tyłu, pozwalając, by wilgoć mgły pokryła jej twarz, usłyszała głos Carly.
– Mamo, gdzie jesteś?
Podciągnęła suwak kurtki pod brodę i ruszyła ścieżką w stronę domu. Gdy dotarła za róg budynku, zobaczyła, jak Carly potyka się o duży leżący na skraju ścieżki kamień, traci równowagę i przewraca się na bok na wilgotną trawę. Jej szkarłatne rajstopy jaskrawo odznaczały się na tle szarawej zieleni.
– Ale numer. – Carly użyła ulubionego powiedzonka Ricka, przez chwilę miała zszokowaną minę, ale potem, ku uldze Avy, zaczęła się śmiać. – Kto to tu zostawił? – Przyciągnęła do siebie nogi i strzepnęła błoto z rajstop. – Nie zauważyłam go. – Spojrzała na Avę i wzruszyła ramionami.
Ta rzuciła się w jej stronę, pomogła córce wstać i dokładnie ją obejrzała. Poczuła, jak w jej wnętrzu pojawia się malutki węzeł niepokoju.
– Dobry Boże, kochanie. Musisz bardziej uważać. – Zdjęła kilka ździebeł trawy z kurtki Carly, a potem uniosła drobny podbródek córki. Spojrzała jej głęboko w oczy, zauważyła pod nimi cienie, a potem drgnięcie lewej gałki ocznej. Trwało to tylko ułamek sekundy, ale Ava to dostrzegła i ten niespotykany ruch ją przeraził. – Kochanie, nic ci nie jest? – Zmarszczyła czoło i wciąż trzymała córkę za brodę, aż wreszcie dziewczynka się odsunęła.
– Wszystko w porządku. – Uśmiechnęła się półgębkiem. – Tata mówi, żebyśmy weszły do środka. Zaparzył herbaty.
Ava zawahała się, ale to, co właśnie zobaczyła, zrzuciła na karb zmęczenia. Wreszcie się uśmiechnęła.
– W porządku. No to chodźmy, króliczku. Wejdźmy do środka, zanim zacznie porządnie lać. – Spojrzała na złowrogo wyglądające niebo.
Carly wzięła ją za rękę.
– Mam nadzieję, że tata znalazł coś do jedzenia. Umieram z głodu.
Ava się roześmiała.
– Cóż za miła odmiana. – Pozwoliła Carly zaprowadzić się do środka, po czym zamknęła drzwi przed zbliżającymi się chmurami.
Jasna kuchnia była oświetlona ciepłym blaskiem, na kuchence parował stary czajnik, a na wyszorowanym drewnianym stole stał serwis do herbaty Flory w wierzbowe wzory. Obok imbryczka leżała paczka czekoladowych ciastek, które tego ranka przed wyjazdem Rick wrzucił do samochodu. Teraz mężczyzna usiadł u szczytu stołu i uśmiechnął się do żony.
– Usiądźcie, miłe panie. Podano herbatę. – Wykonał zamaszysty gest nad stołem.
Carly wyciągnęła ciężkie krzesło i usiadła.
– Tato, podaj mleko. – W oczekiwaniu przerzuciła włosy przez ramię. Rick uniósł brwi ze zdziwienia.
– Dzieciaku, przecież stoi tuż przed tobą. – Wskazał mały dzbanek znajdujący się przed filiżanką Carly. – O, tutaj.
Carly opuściła podbródek i, jak zaobserwowała Ava, zaczęła delikatnie obracać głową, tak jakby szukała punktu, na którym powinna się skupić.
– Ach, racja. – Zaśmiała się i przysunęła do siebie dzbanek.
Po kręgosłupie Avy przebiegł zimny dreszcz, gdy przypomniała sobie Carly leżącą na trawie zaledwie kilka chwil wcześniej. Spróbowała ściągnąć na siebie wzrok męża. Kiedy wreszcie na nią spojrzał, natychmiast przestał się uśmiechać. Na jego twarzy malowało się pytanie. Kobieta niemal niezauważalnie pokręciła głową, on jednak chyba zrozumiał, o co jej chodzi, bo napił się herbaty, a po chwili odsunął filiżankę.
– Dobrze, to ty rozkoszuj się smakiem herbaty, a w tym czasie ja i mama przyniesiemy walizki z samochodu. Może zdążymy przed oberwaniem chmury. – Odsunął swoje krzesło od stołu i spojrzał na Avę.
Ta podniosła kołnierz i spojrzała na niego z wdzięcznością.
– Za chwilę wracamy. – Uśmiechnęła się do Carly, która wyciągnęła z plecaka swojego iPada, tak jakby w ogóle nie zwracała uwagi na to, że wychodzą z pomieszczenia.
Na podjeździe Rick otworzył bagażnik i zaczął wyjmować walizki.
– No więc, co się dzieje? – Zmarszczył czoło. – Znam tę minę.
Ava zmusiła się do przełknięcia śliny, próbując stłumić wewnętrzny głos, który szeptał ostrzegawczo, że nadchodzi coś trudnego i złowieszczego, coś, co idealnie pasowało do szeregu czarnych chmur zbierających się właśnie na horyzoncie i nad zatoką.
– Nie wiem, Rick. To tylko przeczucie… – przerwała. – Myślę, że z Carly może być coś nie tak. – Opanowało ją głębokie uczucie niepokoju, gdy Rick nagle odwrócił się, by stanąć z nią twarzą w twarz.
– Nie tak? Co masz na myśli? – Zmrużył oczy i na nią spojrzał.
– Nie wiem. – Pokręciła głową. – Ale chyba coś złego się dzieje.
– Ava, wiesz, jak się zachowujesz w kwestiach zdrowotnych. – Ponownie zmarszczył czoło. – Pewnie przesadzasz.
– Rick, nie traktuj mnie z góry. Wiem, co widziałam – warknęła, bo poczuła szybsze bicie serca pod mostkiem. Zawsze, gdy w ten sposób lekceważył jej obawy, przywoływał smutne wspomnienia, na które nie było teraz miejsca. Musiała skupić się na swojej córce.Rozdział drugi
Dwa dni później, tuż po odjeździe vana firmy przeprowadzkowej, Rick i Ava byli zawaleni pudłami. Większe meble, które przywieziono, łącznie z nowiutkim podwójnym łóżkiem Carly, znajdowały się już na właściwych miejscach. Skórzana kanapa podzieliła długi salon na dwie części. Za nią, niedaleko wejścia do kuchni, stał stół i krzesła, a dwa miękkie fotele ustawiono w drugim końcu części wypoczynkowej po obu stronach kamiennego kominka, nad którym chcieli powiesić telewizor. Stary rybacki kufer Avy służył jako stolik kawowy, a trzy zabytkowe lampy podłogowe Flory oświetlały ciemniejsze kąty pokoju.
Ava zasugerowała, żeby Carly zajęła mniejszy z dwóch pokoi na prawo od kuchni, ponieważ miał największe okno, wychodzące na boczny ogród. Powiedziała córce, że w dzieciństwie zawsze był to jej ulubiony pokój, bo gdy otworzyła okno i spojrzała w prawo, mogła dostrzec pas plaży. Carly chętnie się zgodziła, podekscytowana faktem, że po raz pierwszy będzie spać na innym piętrze niż jej rodzice i będzie miała najbliżej do głównej łazienki.
Rick zaprojektował i zbudował dla niej pomysłowe biurko narożne, które stało pod oknem, z mnóstwem schowków na liczne przybory artystyczne Carly i specjalną platformą na sztalugę, aby mogła jak najlepiej wykorzystać światło podczas malowania.
Pokój Avy i Ricka był jedynym pomieszczeniem mieszkalnym na górnym poziomie. Trzy lata wcześniej, z pomocą Ricka, który wszystko rozplanował, Flora zmodernizowała kuchnię i instalację centralnego ogrzewania, zainstalowała wąską klatkę schodową i zdjęła fragment dachu z tyłu domu. Po dodaniu dwóch lukarn, w miejscu, które wcześniej było poddaszem, powstała przestronna główna sypialnia z charakterystycznym skośnym sufitem i prywatną łazienką z prysznicem. Ava kwestionowała sens tak poważnej inwestycji ze strony babci na tym etapie życia, ale nawet gdy próbowała przekonać ją do rezygnacji z planów, w głębi duszy wiedziała, że babcia przygotowuje Loch na brae na przybycie wnuczki i jej rodziny.
Teraz, gdy Ava szła po wyłożonej szerokimi deskami podłodze swej nowej sypialni, poczuła cytrusowy zapach stojącej w rogu cedrowej skrzyni, w której znajdowały się różne tkane koce i narzuty robione przez Florę przez wszystkie te lata. Kiedy podniosła pokrywę, by dodać uwielbianą przez siebie chustę w odcieniu mchu, poczuła wyrzuty sumienia. Flora nigdy nie zwlekała z podjęciem decyzji w sprawach zdrowotnych, być może dlatego, że sama miała córkę z poważnymi problemami, natomiast Ava w ciągu dwóch dni od przyjazdu, przy całym zamieszaniu związanym z przeprowadzką i malowaniem części ścian przed przywiezieniem mebli, nie umówiła jeszcze wizyty u lekarza. Wciąż kręciła się wokół Carly i obserwowała, z jaką z łatwością dziewczynka porusza się po domu i ogrodzie, i wreszcie jej obawy zaczęły słabnąć. Aż do dzisiejszego ranka.
Carly była w swoim pokoju i wieszała ostatnie ubrania w wąskiej sosnowej szafie pod ścianą. Ava zapukała do drzwi, by sprawdzić, jak jej idzie.
– Kochanie, mogę wejść? – Stanęła w drzwiach, podziwiając świeżo pomalowany, słoneczny pokój, przez którego okna wlewało się poranne światło i rzucało na drewnianą podłogę kratkowany wzór.
– Tak. – Z palca wskazującego dziewczynki zwisały trzy wieszaki z długimi koszulkami w jasne wzory. – Prawie skończyłam. – Uśmiechnęła się do matki. – Muszę je tylko powiesić. – Ruszyła w stronę szafy i zanim Ava zdążyła ostrzegawczo krzyknąć, Carly weszła prosto na krawędź otwartych drzwi.
– Och, kochanie. – Kobieta szybko do niej podbiegła, wzięła wieszaki i posadziła córkę na skraju łóżka. – Pokaż. – Zrzuciła koszulki, odgarnęła włosy z twarzy Carly i spojrzała na różową kreskę, która zdążyła już pojawić się na wąskim, piegowatym czole. – Carly, co się dzieje? – Gdy do oczu dziewczynki zaczęły napływać łzy, poczuła ścisk w gardle. – No dalej, kochanie. Przecież możesz mi powiedzieć. – Usiadła obok niej i mocno przytuliła do swojego boku jej wąskie ciało.
Córka zamrugała kilka razy, a następnie zaczesała włosy za uszy.
– Nie wiem, mamo. – Nabrała drżąco powietrza. – Widzę plamki. Takie dziwne czarne plamki, kiedy na coś patrzę. – Wskazała przed siebie i zakreśliła okrąg w powietrzu.
Przez chwilę Ava miała wrażenie, jakby ściany zaczęły się do nich przysuwać. Odetchnęła, by się uspokoić.
– Czy te plamki są cały czas, czy tylko czasami? – Odsunęła się od Carly i odwróciła się do niej twarzą.
– Wcześniej pojawiały się tylko rano, gdy się budziłam. Myślałam, że może to z niewyspania albo że mam piasek pod powiekami czy coś takiego. – Dziewczynka pociągnęła nosem. – Teraz jednak widzę je przez cały czas. – Spojrzała na matkę. Na widok twarzy swej uroczej córki Ava poczuła, jak strach chwyta ją za gardło.
Kiwnęła głową, żeby dać sobie sekundę na odzyskanie panowania, zsunęła się z łóżka i uklękła przed Carly.
– Pokaż.
Delikatnie przechyliła podbródek Carly w stronę okna. Pod wpływem światła dziewczynka lekko się wzdrygnęła, ale błękitne tęczówki były czyste. Poza warstwą łez nie widać było nic nadzwyczajnego. A potem znowu się to stało. Lewa gałka oczna drgnęła, delikatnie, ale wyraźnie.
Ava wstała i odgarnęła włosy z twarzy. Poczuła, jak całe jej wnętrze zaczyna się trząść.
– Skarbie, nic nie widzę, ale chyba powinien zobaczyć cię lekarz. Tak na wszelki wypadek. – Zmusiła się do uśmiechu. – Wiesz, gdy tata był w twoim wieku, nosił okulary przez kilka lat, więc jeśli też będziesz musiała nosić je przez jakiś czas, to nic takiego się nie stanie, prawda?
Carly wzruszyła ramionami.
– Chyba nie. Ale może zamiast okularów będę mogła nosić soczewki? – W jej głosie słychać było ogromną nadzieję. Niewinność jej słów poruszyła zbolałe serce Avy.
– Jasne, kochanie. Spytamy okulisty. – Kiwnęła do niej głową. – Chodź, zjemy jakiś lunch. Skończymy tu później.
Carly weszła za nią do kuchni, ale nagle pociągnęła ją za rękę.
– Mamo, możemy zmienić żarówkę przy łóżku w moim pokoju? Jest tak jasna, że od patrzenia aż bolą mnie oczy.
Ava kiwnęła głową i zmusiła się do panowania nad głosem.
– Oczywiście, że tak, skarbie. Znajdziemy ci inną żarówkę.
Teraz Ava złożyła chustę i schowała ją do skrzyni. Udało jej się umówić wizytę u okulisty na następny ranek w pobliskim Tain. Teraz musiała tylko skupić się na zachowaniu spokoju, starać się nie przestraszyć córki i opanować pełzający niepokój, który wypełniał jej klatkę piersiową niczym twardniejący cement.
Nagle Rick stanął za nią i objął ją w pasie. Podskoczyła przestraszona.
– Wszystko w porządku? – Pachnący kawą oddech musnął jej policzek.
– Tak. – Oparła się plecami o jego szeroką pierś. – Po prostu staram się znaleźć sobie jakieś zajęcie.
Obrócił ją delikatnie twarzą do siebie, przyciągnął bliżej i spojrzał na nią ciepło.
– To z pewnością nic poważnego. Postaraj się nie martwić. – Pocałował ją w czoło. – Zabierzemy ją jutro do lekarza i wszystko będziemy wiedzieć. Jestem pewien, że to to samo, co u mnie. Przez kilka lat będzie musiała nosić okulary, żeby opanować sytuację, a potem będzie zdrowa jak ryba.
Jego słowa, zamiast uspokoić, pozostawiły w niej uczucie pustki. Po raz kolejny zdenerwowana skłonnością męża do odrzucania jej obaw, gdy chodziło o zdrowie Carly, delikatnie wyswobodziła się z jego objęć.
– Nie jestem tego taka pewna. – Przeszła obok niego i podniosła z łóżka stertę koszul. – Staram się nie zwariować, ale Rick, gdybyś widział, jak poruszyło się jej oko… Wyglądało to naprawdę dziwnie. – Unikając jego spojrzenia, zaczęła upychać koszule do głębokich szuflad komody pod oknem.
Rick podszedł do niej i wziął jej dłonie w swoje.
– Słuchaj, nie próbuję tego lekceważyć. – Lekko zmarszczył brwi. – Ale wiesz, jak się zachowujesz, gdy chodzi o jej zdrowie. Pamiętasz, jak miała trzy lata, potknęła się o plastikowy samochodzik i złamała sobie palec u nogi? – Spojrzał na nią. – Albo kiedy miała pięć lat i skręciła kostkę w parku, a ty myślałaś, że ją złamała? Za każdym razem byłaś przekonana, że odziedziczyła łamliwość kości po twojej mamie. – Wzruszył ramionami. – A z Carly było wszystko w porządku wtedy i będzie też teraz.
– To zupełnie co innego, Rick. – Ava cofnęła dłonie. – I miałam wszelkie powody do obaw do czasu, aż poddaliśmy ją badaniom. Wiesz, jak bardzo ta choroba wpłynęła na życie mamy. No cóż, na życie nas wszystkich. – Odwróciła się od niego, pochyliła się i wygładziła kołdrę. Oczami wyobraźni zobaczyła matkę: delikatną jak u ptaka sylwetkę, wielkie i pełne przerażenia turkusowe oczy. Ojciec Avy, Jack, inżynier naftowy o rumianej twarzy i złotym sercu, uspokajał matkę, gdy ta martwiła się każdą najmniejszą przeszkodą na drodze do celu – małym konarem drzewa, niewidoczną dziurą w chodniku, zakrętem na ścieżce, na którym mogłaby się potknąć i upaść.
Za każdym razem Ava szła z tyłu i żałowała, że nie było z nimi babci, która jak nikt potrafiła uspokoić Helen. Flora była fizycznie silna i krzepka, stanowiła antytezę swojej córki, jej okrutny kontrast, który dręczył Avę aż do dnia śmierci rodziców.
Rick mówił dalej, wyrywając ją z zamyślenia.
– Słuchaj, chcę tylko powiedzieć, że jeśli coś się dzieje, to sobie z tym poradzimy. Jak zawsze.
Ponieważ Ava potrzebowała zjednoczenia z nim bardziej niż tego, by przyznał jej rację, zapomniała o swojej irytacji i się do niego przytuliła.
– Wiem. – Głos jej się załamał. – Ale to nasze dziecko i jeśli coś się stanie…
– Zaufaj mi. To na pewno nic strasznego. – Palcem wskazującym uniósł jej podbródek. – Będzie dobrze. – Pochylił się i pocałował ją ciepłymi i natarczywymi ustami.
Poddała mu się i odwzajemniła pocałunek. Przypływ miłości do optymistycznie nastawionego męża usunął część jej niepokoju.
– Jesteś wrzodem na tyłku, Ricku Guthrie. Ale kocham cię na zabój. – Wtuliła głowę w jego szyję i poczuła, że mąż się uśmiecha.
– Ja ciebie też. – Ścisnął ją w talii, po czym znów uniósł jej podbródek palcem wskazującym i szepnął: – I zawsze będę cię kochał. Jesteś tą jedyną. – Kiedy tak stali nieruchomo zatraceni w chwili, w drzwiach pojawiła się głowa Carly.
– Och, fuj. Musicie to robić? – Skrzywiła się, ale Ava zauważyła, że córka powstrzymuje się od śmiechu. – Jesteście tacy obrzydliwi. – Rick wypuścił ją z objęć i rzucił się w pogoń za dziewczynką.
– Bezczelny małpiszon. – Kiedy Carly się odwróciła, by uciec, złapał ją i podniósł do góry. – Zastanawiam się, kto teraz zaparzy herbatę? – Zaśmiał się, gdy szamotała się w jego uścisku.
– Odczep się, wariacie. – Zachichotała. – Jak mnie puścisz, to ja zaparzę.
Rick postawił ją na ziemi, przejechał dłonią po swoim udzie, po czym zaczął dramatycznie kuśtykać w kierunku schodów.
– No to szybko. Jeśli nie będzie smaczna i mocna i nie podasz do niej ciastka, moja noga z pewnością nie wyzdrowieje.
Ava szybko wyszła na korytarz zaraz za nim. Nie chciała, żeby Carly sama zajmowała się parującym czajnikiem, więc szarpnęła go za rękaw.
– Wydaje mi się, że teraz jest moja kolej. – Rzuciła mężowi spojrzenie, które mówiło „nie protestuj”, i po sekundzie zrozumiał, o co jej chodziło.
Gdy Carly zaczęła schodzić po schodach, Rick podszedł szybko do córki i wziął ją za rękę.
– Dzieciaku, wygląda na to, że ci się upiekło. – Wyszczerzył zęby do dziewczynki, która wtuliła się w jego rękę. – Teraz kolej mamy.
– Och, dobrze. – Zaśmiała się Carly. – Jestem uratowana.
Ava zamknęła za sobą drzwi do sypialni i z niejasnym wspomnieniem matki pojawiającej się za nią na schodach poszła za mężem i córką. Poczucie niepokoju powróciło, kłuło ją pod mostkiem niczym tysiące igieł wbijających się wokół jej serca.Rozdział trzeci
Następnego ranka, zapomniawszy o wcześniejszych ustaleniach, Rick powiedział, że musi zostać i poczekać na stolarza i elektryka, którzy mieli rozpocząć prace w stodole. Ava, sfrustrowana, ale zbyt przejęta spóźnieniem, by się z nim kłócić, zrobiła herbatę na wynos, a następnie poszła z córką do samochodu.
Dwadzieścia minut później znalazła dogodne miejsce parkingowe w pobliżu centrum Tain i po chwili przeszły obok ozdobnej bramy z kutego żelaza do The Pilgrimage, siedemnastowiecznego budynku szkolnego na dziedzińcu St. Duthac Collegiate Church. Widok pięknej bramy natychmiast przeniósł Avę w czasy jej dzieciństwa, kiedy to babcia wydymała z dumy zaróżowione policzki, gdy opowiadała wnuczce o bogatej historii tego małego królewskiego miasteczka.
Z nadzieją, że uda jej się odwrócić uwagę wyraźnie zaniepokojonej córki, i ze świadomością, że kiedy jest zdenerwowana, to zbyt dużo mówi, Ava wskazała piękny kościół z imponującymi wieżyczkami i iglicami.
– W czternastym i piętnastym wieku król Szkocji Jakub IV odbył wiele pielgrzymek do świątyni St. Duthac.
Carly szła dalej, kiwając w milczeniu głową.
– To jeden z najpiękniejszych średniowiecznych kościołów w Highlands.
Ponieważ nie otrzymała żadnej odpowiedzi, a koniecznie chciała wyrwać córkę z zamyślenia, Ava zmieniła taktykę.
– To trochę jak Hogwart, ale na mniejszą skalę. – Szturchnęła Carly w ramię, ta jednak tylko coś mruknęła i przycisnęła dłoń do czoła, by osłonić oczy przed porannym światłem.
Ava poczuła rozczarowanie, wiedziała jednak, że póki co cisza jest najlepszym rozwiązaniem. Delikatnie wzięła więc Carly za rękę, mile zaskoczona, gdy córka się od niej nie odsunęła, choć po ukończeniu dziesiątego roku życia często tak właśnie robiła.
Szły wzdłuż Tower Street, lekki wietrzyk niósł ze sobą bogaty zapach palonej kawy i czegoś słodkiego, czego Ava nie potrafiła określić. Wreszcie skręciły w brukowaną High Street. Po obu stronach mijały budynki z piaskowca z łagodnie łukowatymi oknami i lśniącymi dachówkami na dachach. Wszystkie domy w naturalny sposób prowadziły ich w stronę gabinetu okulisty.
***
Doktor Harris był człowiekiem o łagodnym i swobodnym usposobieniu. Miał około czterdziestu lat, krótko przystrzyżoną brodę i nosił grube okulary.
Mimo narastającego zdenerwowania i pragnienia, by po prostu wziął się do roboty, Ava odczuwała wdzięczność, że przez rozpoczęciem badań znalazł czas, by przez dłuższą chwilę porozmawiać z Carly.
Dziewczynka zachowywała się spokojnie i swobodnie opisywała to, czego doświadcza. Badanie trwało około dwudziestu minut. Doktor Harris zaprosił Avę, by usiadła razem z nimi, przycupnęła więc na brzegu krzesła w rogu sali, w ciemności pozwalającej uwolnić usta od pełnego napięcia uśmiechu, podczas gdy w jej wnętrzu walkę toczyły przerażenie i słaby optymizm.
Wreszcie lekarz odjechał na swym stołku od miejsca, w którym przeprowadzał badanie, wstał i ponownie włączył światło.
– Cóż, Carly, nie było tak źle, prawda? – Uśmiechnął się, a ona pokręciła głową. – Byłaś bardzo cierpliwa. – Spojrzał na Avę i tuż przed tym, jak ponownie skupił się na Carly, Ava dostrzegła za jego uśmiechem błysk czegoś, co sprawiło, że na chwilę przestała oddychać. – Carly, teraz poczekaj w recepcji, a ja porozmawiam z twoją mamą. Potem do ciebie przyjdziemy. – Wskazał gestem drzwi.
– Dobrze. Dzięki. – Carly spojrzała na Avę, która się wyprostowała, zmusiła do uśmiechu i skinęła głową, po czym wyszła na jasno oświetlony korytarz. Ava widziała, jak córka podnosi rękę do czoła, by osłonić oczy przed światłem. Kiedy kobieta ponownie zobaczyła ten gest, lodowate szpony wbiły się w jej wnętrze. Wreszcie odwróciła się do lekarza i zobaczyła wymowny wyraz na jego twarzy. Była przekonana, że tym razem Rick się mylił. I chociaż chciała, by był tu z nią i trzymał ją za rękę, równocześnie czuła ukłucie gniewu za to, że nie przyjechał i że jak zwykle lekceważył jej obawy.
– Pani Guthrie, proszę usiąść. – Lekarz wskazał krzesło, z którego przed chwilą wstała Ava.
Umysł podsuwał Avie różne ponure scenariusze. Wreszcie usiadła i przytuliła do siebie torebkę, pragnąc mieć jakąś formę osłony przed granatem, który za chwilę okulista miał rzucić jej na kolana.
– To urocza dziewczynka. – Doktor Harris pochylił się do przodu i włożył splecione palce między kościste kolana. – Pani Guthrie, nie chcę pani niepokoić, chciałbym jednak, aby zabrała pani Carly na dalsze badania do specjalisty, okulisty w Inverness. – Przerwał, a Avy poczuła, jak śmiertelna lawina strachu zaczyna zasypywać ją od środka. – Widzę na siatkówce jakieś plamki i przebarwienia, które mnie niepokoją.
Avy wypuściła powietrze, jej serce waliło jak szalone. Spróbowała zrozumieć jego słowa, wściekła, że musi stawić temu czoła w samotności. Ściągnęła brwi.
– Tego rodzaju ślady są czasami nazywane plamkami starczymi i mogą wskazywać na problemy z plamką żółtą. – Przyjrzał się jej, czekając, aż jego słowa do niej dotrą. Kiedy zaczęła rozumieć, co powiedział, poczuła ochotę rzucenia się na niego i wrzaśnięcia: „Myli się pan, moja córka jest zdrowa!”. Wstrzymała oddech. – Proszę mi przypomnieć, ile lat ma Carly? – Podniósł leżącą na blacie obok kartę.
– Ma dzie… dziesięć lat. – Głos zaczął jej się łamać, więc odchrząknęła.
– Dziesięć. – Odłożył kartę. – Nie mogę tego powiedzieć na pewno, dopóki nie zostaną przeprowadzone dalsze badania, ale to może, podkreślam może, być choroba Stargardta.
Na dźwięk słowa „choroba” gniew Avy rozpadł się, a ją samą zalała fala mdłości tak silna, że zaczęła rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu kosza na śmieci. Jej górna warga momentalnie pokryła się potem, a język stał się suchy jak wiór i przykleił się do podniebienia. Zwiesiła głowę i otworzyła torebkę, nie wiedząc, czego szuka, aż wreszcie lekarz wstał i podał jej chusteczkę.
– Jest jeszcze zbyt wcześnie, by mieć całkowitą pewność, no i ta choroba występuje niezmiernie rzadko. Przez dwadzieścia lat mojej praktyki nigdy nie spotkałem się z takim przypadkiem. – Uśmiechnął się półgębkiem. – Ale gdybym nie poinformował pani o tym, co widzę, wykazałbym się ogromną niedbałością.
Ava z całych sił starała się przełknąć ślinę, by móc zadać mu niezliczone pytania, które teraz kłębiły się w jej głowie. W obawie, że może przegapić coś kluczowego albo wyjść na ignorantkę i kompletnie nieodpowiedzialnego rodzica, przesunęła się do przodu na krześle i skupiła na oczach za szkłami okularów.
– Czym więc dokładnie jest choroba Stargardta i co to oznacza dla mojej córki? Czy będzie musiała nosić okulary? Czy po leczeniu jej stan się poprawi? Na czym polega leczenie? – Zacisnęła drżące palce na torebce i liczyła sekundy do chwili, w której lekarz ponownie się odezwał.
Jego głos brzmiał bardzo uprzejmie.
– Choroba Stargardta powoduje z czasem degenerację plamki żółtej. Czas trwania choroby różni się w zależności od pacjenta. Polega ona na tym, że pogorszeniu ulega obszar w centrum plamki żółtej, który odpowiada za widzenie na wprost. – Przerwał. – Najczęściej występuje u młodych osób w wieku Carly, ale powtarzam, pani Guthrie, że jest to bardzo rzadkie schorzenie genetyczne. Choruje na nie jedna na około dziesięć tysięcy osób.
Ava próbowała wyobrazić sobie dziesięć tysięcy zdrowych dzieci wypełniających stadion piłkarski i wielką czerwoną strzałę przewrotnie odnajdującą wśród tłumu jej ukochaną Carly. Otrząsnęła się z tej dziwacznej wizji i ponownie skupiła się na doktorze, który kontynuował swój wywód.
– Jeśli chodzi o wpływ na pacjenta, to tak, jak opisała Carly, widzi on ciemne plamki w centralnym polu widzenia. Ma problemy z dostosowaniem się przy przejściu z jasnego do ciemnego otoczenia, odczuwa pewną wrażliwość na światło. – Wstał i otworzył szufladę w szafce obok. – Miałem kiedyś trochę literatury na temat tego typu schorzeń. – Zaczął przeszukiwać chaotyczną zawartość szuflady, ale niczego nie znalazł. – Podam pani nazwisko specjalisty, którego polecam w Inverness. To wyjątkowy człowiek i jeśli powie mu pani, że to ja was przysłałem… – Spojrzał na Avę i wyraz jego twarzy złagodniał. – Wiem, że to dla pani szok, ale młodzi ludzie z tym schorzeniem uczą się dostosowywać i w miarę normalnie funkcjonować. Są różne pomoce wizualne, a technologia teraz… – W tym momencie pękła wątła zapora kontroli Avy. Kobieta wstała i zaczęła chodzić za krzesłem. Wszystko się w niej trzęsło.
– Co dokładnie chce mi pan powiedzieć? Czy Carly będzie potrzebowała takich pomocy? – Otarła łzę, która spłynęła po jej policzku. – A jeśli tak, to co to oznacza? Jak źle będzie?
Zacisnął usta i się zawahał.
– Pani Guthrie, to zależy od pacjenta, ale w najgorszym przypadku Carly może całkowicie stracić widzenie środkowe i mieć zaburzone również widzenie peryferyjne. W niektórych przypadkach, zwłaszcza tych o wczesnym początku, tak jak ten, pogorszenie może nastąpić szybko i pozostać na stałym poziomie, ale w przypadku większości najlepsze, czego możemy się spodziewać, to wynik badania wzroku na poziomie dwadzieścia na dwieście, co oznacza ślepotę zgodnie z definicją prawną. – Przerwał, gdy Ava otworzyła usta.
Chciała wziąć oddech, ale powietrze w pomieszczeniu było gęste i lepkie. Kręciło jej się w głowie, światło na suficie parzyło jej skórę, pokój zaczął wirować. Żeby nie upaść, pochyliła się do przodu i próbowała złapać oddech.
Doktor Harris podszedł do niej i pomógł jej usiąść, po czym podał jej małą butelkę wody. Napiła się chłodnego płynu, cały czas wyobrażając sobie swoją córkę, swoją piękną, idealną córkę, z mlecznobiałymi tęczówkami, które zastąpiły chabrowe, i białą laską, którą przed sobą stukała.
Ślepota zgodnie z definicją prawną. Przymknęła oczy i wzięła kilka głębokich oddechów, a kiedy policzyła do dziesięciu, doktor Harris odchrząknął.
– W każdej chwili może się pani do mnie zwrócić z pytaniami. Podam pani dane kontaktowe doktora Andersona. To doskonały okulista, który będzie w stanie postawić ostateczną diagnozę. Pomoże pani załatwić dla Carly wszystko, czego ona będzie potrzebować. – Zawahał się. – Chyba powinniśmy już wyjść. Mała pewnie zaczęła się martwić. – Uśmiechnął się słabo, a Ava przytaknęła, bo wiedziała, że mężczyzna ma rację.
– Proszę dać mi chwilę. – Wytarła nos chusteczką, a świadomość, że będzie musiała znaleźć sposób, by powiedzieć Carly, że jej życie może zmienić się na gorsze i nikt nie będzie w stanie tego przewidzieć, pokryła skórę Avy niczym warstwa roztopionego ołowiu. Na myśl o tej rozmowie powróciły mdłości, jej kończyny zrobiły się zimne i przeszedł ją dreszcz. Czy mogłaby ukryć prawdę przed córką przynajmniej do czasu, aż zobaczą się ze specjalistą? Czy byłoby to w porządku? I jak powie o tym wszystkim Rickowi? Powinien być tutaj z nią.
Konsekwencje otrzymania tej straszliwej informacji były przytłaczające. Po raz kolejny Ava zatęskniła za babcią. Ona z pewnością wiedziałaby, co robić. Ava wyobraziła sobie mądre, niebieskie oczy, błyszczące nad drobnymi pajączkami rozsianymi na wysokich kościach policzkowych, i próbowała przywołać w pamięci śpiewny głos niosący słowa pociechy, której tak bardzo pragnęła. Ilekroć znajdowała się w tarapatach, do poradzenia sobie z którymi potrzebna była żelazna determinacja i bezgranicznie pozytywna postawa, wybierała Florę, a nie swoją biedną chorą matkę, i ta świadomość sprawiała, że w gardle Avy pojawiała się gula.
Ciąg dalszy w wersji pełnej