Kochanka króla - ebook
Kochanka króla - ebook
Beth, ekspedientka w luksusowym domu towarowym, dostaje nagrodę za dobrą pracę – spędzi kilka dni w pustynnym królestwie Q’Adar, a także będzie gościem na koronacji szejka. Już pierwszego dnia pobytu poznaje mężczyznę, który wydaje się uosobieniem jej snów. To sam władca Q’Adaru, szejk Khalifa Kadir. On i Beth pochodzą z różnych światów, jednak są sobą zbyt zauroczeni, by zważać na takie niedogodności. Wybucha gorący romans….
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1241-0 |
Rozmiar pliku: | 761 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ukryła się za skałami, obserwując mężczyznę wychodzącego z morza. Beth Tracey Torrance – spokojna ekspedientka z Liverpoolu – przycisnęła się do skał, nagrzanych od gorącego słońca. Znajdowała się w pustynnym królestwie Q’Adar, gdzie mężczyźni jeździli na wielbłądach i nosili broń. Chyba zwariowała, że siedzi w tym skwarze na skałach niczym manekin na wystawie. Koleżanki ujęłyby to dosadniej. Jednak coś ją ciągnęło do tego mężczyzny. Może zwykła ciekawość? Po powrocie do domu miała zdać szczegółową relację.
Wychyliła się, aby przyjrzeć się uważniej. Kiedy indziej odwróciłaby wzrok, ponieważ był nagi, ale tu – na pustyni – nic nie wydawało się jej realne.
Dlaczego nigdy nie mam aparatu, kiedy go potrzebuję? – pomyślała.
Ten muskularny człowiek o królewskiej postawie musi być dumnym synem tego narodu. Rzadko kiedy miała okazję widzieć mężczyznę tak przystojnego, że aż zapierało dech w piersiach.
Koleżanki z Khalify – luksusowego domu towarowego, gdzie pracowała – nigdy by nie uwierzyły. I tak już zaskoczyła je wiadomością, że nagrodę za zdobycie tytułu Ekspedientki Roku stanowi nie tylko wycieczka do pustynnego królestwa, lecz również zaproszenie na Bal Platyny i Diamentów. Była to uroczystość z okazji trzydziestych urodzin władcy, a zarazem jego koronacji. Szejk był właścicielem Khalify i wielu innych dochodowych inwestycji.
Nigdy nie spotkała szefa – pana Khalify Kadira. Bardzo ją podniecał fakt, że odtąd znany będzie jako Jego Wysokość. Pełny tytuł brzmiał Jego Wysokość Khalifa Kadir al Hassan – Szejk Szejków, Ten, Który Niesie Światło Narodowi. Zupełnie jak w bajce… – pomyślała, przypatrując się mężczyźnie znikającemu za skałami.
A teraz ona – Beth – ma się spotkać z Szejkiem Szejków, aby przyjąć z jego rąk nagrodę. Czy powinnam się ukłonić, czy dygnąć? Ciasna suknia bardzo utrudnia ruchy, więc chyba lepiej się ukłonić, kiedy go zobaczę. Zobaczę! Ona, prosta dziewczyna, ma spotkać szejka! O niczym nie myśli od wielu tygodni! A teraz jakiś mężczyzna z plaży całkowicie przysłonił wyśnione spotkanie!
Wtuliła się mocno w kamienie, przymknęła oczy i poczuła, że się rozpływa w duszy. Pal licho szejka! Nigdy nie zdoła zapomnieć tego nagiego mężczyzny!
Raczej wyczuł obecność intruza, niż go wypatrzył. Przeszkolenie w służbach specjalnych okazało się niezwykle przydatne. Szósty zmysł, który wykształcił w wojsku, ocalił mu kilkakrotnie życie oraz dopomógł mu w interesach. Swoje obroty mógł przyrównać do zysków pochodzących z wydobycia ropy, obficie występującej na tych terenach. Większość szejków nie pracowała, ale jaka to satysfakcja żyć z pieniędzy zarobionych przez innych? Miał w sobie niespożytą energię, ciągle szukał nowych wyzwań. Teraz przyjął na swoje barki zadanie swojego życia: ocalić ojczyznę od katastrofy.
Khalifa Kadar al Hassan – Szejk Szejków, wyprostował się dumnie i spojrzał w rozgrzane żarem niebo. Czuł się silniejszy niż kiedykolwiek, gotów podjąć nowe wyzwanie.
Był absolutnie wspaniały! Gdyby tylko odwrócił się nieco w prawo…
Nie. O czym ona myśli?!
Rozgorączkowana, przypatrywała się nagiemu mężczyźnie. Nie mogła się opanować. Odetchnęła z ulgą, kiedy się odwrócił plecami. Oby nie odwrócił się znowu, bo wtedy Beth przepadnie z kretesem. W życiu nie znajdzie takiego faceta! Nigdy! Obejrzała go dokładnie! Był tak blisko… A było na co patrzeć… Nie przykrył się ręcznikiem, choć rozłożył go na skałach kawałek dalej. Jakie to szczęście, że idąc po swoje rzeczy, nie musiał obok niej przechodzić. Mogła się bezpiecznie przypatrywać z kryjówki. Musi zapamiętać każdy szczegół jego ciała, by opowiedzieć wszystko przyjaciółkom.
Niewprawne oko oceniłoby, że szejk nie zważa na czyhające wokół zagrożenia. Jednak on nigdy nie uważał niczego za pewne, zwłaszcza gdy w grę wchodziło własne bezpieczeństwo. Długie lata spędził za granicą i ciągle nie był pewien wielu rzeczy w kraju. Wrócił na prośbę pozostałych szejków, którzy błagali, by został ich przywódcą. Gotów był służyć ojczyźnie jak najlepiej. Życie przygotowało go na wszelkie niespodzianki, może tylko poza pomysłami kobiet. Jego inwestycje plasowały się w światowej czołówce. Nie było nic, co by rzucało na niego choćby cień niesławy i powątpiewał, czy kiedykolwiek to nastąpi, gdyż rzadko kiedy dawał się porwać emocjom. Miał głębokie poczucie odpowiedzialności i skoro już zaakceptował to nowe wyzwanie, nie zawiedzie pozostałych szejków, lekkomyślnie wystawiając się na żer plotkarzy.
Idąc w kierunku ręcznika, dostrzegł kątem oka kosmyk złocistych włosów niknących za skałami. To potwierdziło jego przypuszczenia – nie groziło mu poważne niebezpieczeństwo. Gdyby dziewczyna była agentką służb specjalnych, już by wykonała jakiś ruch. Paparazzi? Zauważyłby odbicie obiektywu w słońcu. Nie, to turystka.
Powolnie ocierał twarz ręcznikiem. Nie śpieszył się, gdyż wiedział, że w ten sposób uśpi jej czujność. Mógł czekać, ile dusza zapragnie. I tak mu nie ucieknie. Stał na drodze do pałacu, pozostawały jej tylko ocean i bezkresna pustynia.
Z czasem skwar wygna ją z kryjówki, a on po kąpieli czuł się wypoczęty. Pływał cały dzień, najpierw w pałacowych basenach, a teraz w oceanie. W ten sposób uciekał od świata i kłopotów. Potrzebował przestrzeni. Pod jego nieobecność Q’Adar zaczął przypominać przeżartego rozleniwionego grubasa. Zamierzał to zmienić, umacniając gospodarkę i podcinając macki korupcji. Może mu to zająć lata, lecz nie wątpił, że mu się powiedzie.
To, że komuś udało się zwieść królewskich ochroniarzy, to tylko dowód na nieudolne funkcjonowanie państwa. Jako doświadczony biznesmen starał się jednak nie krytykować, nim całkowicie rozezna się w sytuacji. Bo niby czym było państwo, jak nie sprawnie zarządzaną firmą, której szef dba o interesy pracowników? Na ironię zakrawał fakt, że szejkowie wybrali go, by im przewodził, ze względu na jego nieskazitelną reputację. Prasa branżowa okrzyknęła go bezwzględnym i nieprzejednanym. I rzeczywiście taki był w stosunku do pracowników. Nie lekceważył dobrobytu pięćdziesięciu tysięcy ludzi. Bronił ich tak, jak jego przodkowie walczyli niegdyś o swoje terytoria.
Jednak w tej chwili musi się zająć tą kobietą. Będzie stanowić doskonały przykład nieuwagi ochrony. Postanowił zajść ją od tyłu. Dziewczyna myśli, że się od niej oddala, a tymczasem zbliża się do niej z każdym krokiem.
Kiedy się tak skradał, uderzyło go niesamowite piękno ojczyzny. Pustynna kraina oferowała wiele podniet i z łatwością można było się tu zapomnieć. W Księżycowym Pałacu czekał na niego ogromny przepych. Mury siedziby zdobiły złote liście, a drzwi wysadzane były szlachetnymi kamieniami. Wszechobecny zapach pachnideł przywodził na myśl rozkosze cielesne, a rozbrzmiewająca w komnatach słodka muzyka stanowiła balsam dla uszu.
Jedynie matka zakłócała ten idylliczny obrazek. W nadziei, że syn się wkrótce ożeni, sprosiła na uroczystość koronacji najpiękniejsze kobiety z całego świata. Nie zabrakło żadnego dworu. Zamiary królowej bardzo były na rękę skorumpowanym szejkom. Nie obchodziło ich, kim będzie żona władcy, o ile tylko Khal zostawi ich w spokoju. Niestety nie rozumieli, że jego kochanką jest praca, a w tej pustynnej krainie było mnóstwo do zrobienia.
Przypatrywała się mężczyźnie wycierającemu twarz. Fascynował ją, a zarazem niepokoił. Coś w jego obojętnej postawie podpowiadało jej, że ma się czego obawiać. Może wiedział, że obserwuje go zza skał? Może próbował się wyciszyć i wsłuchać w samego siebie? Podniósł twarz ku słońcu. Wiatr bawił się jego ciemną czupryną. Wstrzymała oddech, gdy opasał się ręcznikiem w talii.
Ruszył wolno w przeciwnym kierunku. Co za ulga! Skręcił w prawo i zniknął za skałami.
Odetchnęła głęboko. Cóż to było za przeżycie! Szkoda, że nie miała przy sobie rzeźbiarza albo malarza, który by potrafił uwiecznić piękno ciała nieznajomego.
Nagle krzyknęła. Poczuła na karku coś zimnego i twardego. Czy to była broń? Była zbyt przerażona, żeby się odwrócić.
– Wstawaj – usłyszała za sobą szorstki głos. – Wstań powoli i obróć się.
Postąpiła według rozkazu, potykając się o kamienie. Przed nią stał mężczyzna, którego podglądała.
– Powiedziano mi, że będę tu bezpieczna. Szejk oddał tę plażę do dyspozycji pracowników. – Czuła, że za moment się rozpłacze. Nie zauważyła broni, ale na pewno gdzieś ją miał. – Mam pozwolenie…
Zamilkła. Nie miała dokumentów! Zdjęła dżinsy i przebrała się w przewiewną sukienkę bez kieszeni.
– Mówi pan po angielsku?
– Równie dobrze jak pani – odparł bez śladu obcego akcentu.
Wpatrywał się w nią nieprzejednanym wzrokiem. W życiu nie widziała tak zimnego spojrzenia. I ta egzotyczna uroda! Ogarniał ją coraz większy gniew. Był od niej dwukrotnie wyższy i o wiele starszy. Zacisnęła zęby. Nie miał prawa grozić jej bronią.
– Często straszycie cudzoziemców zwiedzających Q’Adar?
Musiał przyznać, że ma odwagę. Jednak szpiegowała go i nie może jej to ujść na sucho.
– A pani często narusza cudzą prywatność?
Zaczerwieniła się. Najwyraźniej, w przeciwieństwie do niego, łatwo ulegała emocjom. Szybko opanowała zmieszanie. Stała ze zmierzwionymi włosami, odziana w skąpą plażową sukienkę, i ze złością wpatrywała się w mężczyznę błękitnymi oczyma. Była dużo młodsza, niż się mu wydawało, a jej skóra miała odcień świeżej brzoskwini. Z pewnością nie nawykła do ostrego pustynnego słońca. Instynktownie zrobił krok w przód, aby przejść do cienia.
– Proszę się nie zbliżać! – zaprotestowała, wyciągając przed siebie drobne ręce.
Bała się, lecz była gotowa walczyć. Nagle dostrzegł malutkie piegi na jej zgrabnym nosku…
Nieważne. Czemu zwrócił uwagę na coś takiego? Skąd się tu wzięła? Jakim cudem ominęła ochronę? Z pewnością nie należała do jego sfery. Inaczej by go rozpoznała. Pewnie pomagała w organizacji uroczystości. Jednak w takim razie co robi tutaj, na plaży, podczas gdy wszyscy pracują?
– Czy pani szef wie, że pani tu jest?
– Kto?
Co za tupet! – pomyślała. Po akcencie rozpoznał, że pochodzi z Liverpoolu.
– Ja zapytałem pierwszy. Czy pomyślała pani, że szef się może o panią niepokoić?
Zmarszczyła brwi.
– Przypuszczam, że pański ma więcej powodów do niepokoju.
– Na jakiej podstawie?
– Czy wie, że bierze pan broń na plażę?
– Broń?
Z trudem ukrył rozbawienie. Wyciągnął ręce, demonstrując, że niczego nie ukrywa. No, chyba że by chciała sprawdzić pod ręcznikiem.
– Próbowałem tylko zwrócić na siebie uwagę.
– Rozumiem. Przy pomocy schłodzonego w wodzie palca? – Na jej twarzy pojawił się grymas złości. – Więc nie używa pan broni. Za to napada pan na cudzoziemców, co?! – Po chwili wybuchnęła: – Nie zasługuję nawet na odpowiedź, choć śmiertelnie mnie pan przestraszył?!
Nie nawykł, aby ludzie traktowali go tak obcesowo. Jego oczy spoczęły na pełnych różanych wargach, wydętych na znak pogardy. Wyglądała tak słodko, że omal się nie uśmiechnął. Chciał jednak jak najszybciej załagodzić sytuację.
– Proszę przyjąć moje przeprosiny – rzekł cicho, dotykając prawą ręką piersi i czoła. – Ma pani prawo czuć się rozgniewana. Jako turystka w moim kraju jest pani moim gościem…
Słowa przeprosin zdziałały cuda. Spojrzała na niego z zainteresowaniem. Przysiągłby, że nawet więcej niż tylko z zainteresowaniem. Nie śpieszyło się jej odejść.
– Przyjmuję przeprosiny. Pan też tutaj pracuje?
Nie odpowiadał. Przyglądał się jej szczupłej sylwetce i jędrnym piersiom. Odczuwał coraz większe pobudzenie. Na twarz kobiety wypłynął purpurowy rumieniec.
– Tak – odrzekł w końcu. – Dopiero co przyjechałem. – Tak jak ja – podchwyciła, zapominając o złości. – Przypuszczam, że przyjechał pan na koronację. Słyszałam, że zatrudniono sporo nowych osób.
– Naprawdę?
Rzuciła mu przeciągłe spojrzenie, jakby zastanawiając się, czy można mu zaufać. W końcu się odważyła:
– Q’Adar to najpiękniejszy kraj na świecie, prawda?
Nie mógł zaprzeczyć. Morze przyozdobione białą falbaną piany jaśniało jadeitowym blaskiem. Ściany Pałacu Księżycowego mieniły się delikatnym różem w świetle popołudniowego słońca.
– Nie chodzi mi o ten przepych. Kiedy czegoś jest za dużo, to staje się to wulgarne.
– Wulgarne? – Po powrocie do domu też pomyślał, że pałac jest zbyt okazały. Co innego jednak słuchać krytyki z ust cudzoziemki.
– To piękno krajobrazu chwyta za serce. Plaża, morze, serdeczność ludzi. To właśnie czyni Q’Adar specjalnym.
Słysząc te słowa, nie mógł się na nią złościć.
– Myślę, że to przede wszystkim zasługa ludzi.
Urwała i się zaczerwieniła. Zdała sobie sprawę, że został na plaży tak długo tylko z jej powodu. Zaczęła się bawić kosmykiem włosów. Nagle dostrzegł w jej oczach strach. Zrozumiała, że nie zna tego człowieka i nie powinna z nim tak swobodnie rozmawiać. Kto wie, czy nie jest niebezpieczny?
– Nic pani nie zrobię – powiedział, unosząc ręce do góry.
Wstrząsnęła ramionami, jakby chcąc odpędzić strach. Nagle podskoczyła na dźwięk rogu, dobiegający z pałacu.
– Co to?
Spojrzała na niego pytająco.
– To Nafir.
– Co?
– Nafir. To taki ogromny miedziany róg. – Coraz trudniej było mu utrzymać powagę. – Ma trzy metry i wydaje z siebie tylko jeden dźwięk.
– Niezbyt wielki z niego pożytek, co?
Wyprostował się.
– Wręcz przeciwnie. Gra się na nim przy specjalnych okazjach. Dziś wieczorem obwieści początek przyjęcia z okazji urodzin szejka.
– Więc to była próba generalna?
– Prawdopodobnie.
Odetchnęła z ulgą.
– Co za szczęście! Przypomniały mi się Mury Jerycha. Kojarzy pan? Nie chcielibyśmy, by ta budowla na nas runęła, prawda?
Przez wiele wieków Pałac Księżycowy stanowił dowód supremacji Q’Adaru nad światem arabskim i nigdy nie słyszał, by ktoś sobie z niego kpił. Co miał zrobić z tą młodą kobietą? Zaintrygowała go…
– Nie powinna już pani wracać?
Na pewno czekały na nią jakieś obowiązki. Nie chciał, aby wpadła przez niego w tarapaty.
– A pan powinien?
Spojrzała na niego zadziornie.
– Zostanę tu jeszcze trochę.
– Ja też. Jeszcze dużo czasu do balu.
– Więc jest pani kelnerką?
Roześmiała się.
– Na litość boską, nie! Wyobraża pan sobie te latające kanapki i porozlewane drinki?! Nie nadaję się do takiej pracy!
– Jest pani gościem?
– Czemu się pan tak dziwi? Tak właściwie… Niezupełnie… Jestem czymś pomiędzy – dodała, dotykając delikatnie jego ramienia. Najwyraźniej chciała, aby się poczuł swobodniej.
Jej dotyk palił żywym ogniem. Otrząsnął się z wrażenia i zapytał:
– Jak to pomiędzy?
– Czymś pomiędzy służącą a gościem. Pracuję dla szejka, ale jestem mało ważna.
– Mało ważna? Wcale bym tak nie powiedział.
– To bardzo miło z pana strony, ale nie będę ukrywać prawdy. Jestem tylko zwykłą sprzedawczynią.
– Tylko? – Pomyślał o pozostałych sprzedawczyniach pracujących w jego domach towarowych na całym świecie. Stanowiły najważniejszy element sklepu – stały na pierwszej linii. A ta dziewczyna była najlepsza. Zrozumiał w końcu, kto przed nim stoi. Ciekaw był jej relacji, więc poprosił: – Powiedz o sobie coś więcej.
– Zdobyłam tytuł Ekspedientki Roku sieci Khalifa, a to jest moja nagroda – powiedziała, zakreślając ręką szeroki łuk.
– Podoba ci się tutaj?
Wspominała już o swoim zauroczeniu krajem, ale chciał ją poznać lepiej.
– Uwielbiam to miejsce! Czy może być inaczej? Słyszałam, że szejk jest wspaniały!
– Naprawdę?
– Nie mogę się wypowiedzieć, dopóki sama go nie zobaczę. Dam panu znać.
– Ach tak?
Z trudem powstrzymywał śmiech. Była taka młoda. Bardzo się zdziwił, kiedy nachyliła się, by powiedzieć:
– Wie pan, szkoda mi go…
– Naprawdę? Dlaczego?
Odsunęła się odrobinę i spojrzała na niego poważnie.
– Pewnie pan myśli, że ma wszystko. Ale to nieprawda. Jest niewolnikiem swojego życia. A panu jak się wydaje? – Nie czekając na odpowiedź, ciągnęła: – Nigdy nie będzie mógł robić, co mu się podoba. Ma tylko zadowalać innych.
Zrozumiał, że to właśnie dzięki tej pewności siebie tak oczarowała klientów.
– A czy jedno nie może się łączyć z drugim? – zapytał, dziwiąc się samemu sobie, że wdaje się z nią w dyskusję. Tak czy siak, to niewiarygodne, że w ogóle stał tu, na plaży, z jakąś nieznajomą.
Zastanowiła się przez chwilę.
– Musiałby rządzić krajem i interesami żelazną ręką, a przy tym znaleźć czas na życie osobiste.
– I jest go pani szkoda?
– Tak. To musi być okropne, kiedy ludzie kłaniają ci się w pas, a ty nawet nie wiesz, komu można ufać.
– Może szejk jest sprytniejszy, niż się pani wydaje.
– Rzeczywiście. Musi być mądry, skoro tak daleko zaszedł. Jego interesy… No i czy szejkowie by na niego głosowali, gdyby było inaczej? Podobało mi się to, a panu?
– Co?
– Sposób, w jaki go wybrali. No, a my w Anglii byliśmy strasznie dumni, że to właśnie nasz szejk został królem. Chociaż bardzo się martwimy, czy teraz nie sprzeda domów towarowych.
– Dlaczego miałby to zrobić?
– Teraz, kiedy musi się zająć krajem, interesy mogą go przestać obchodzić.
– Nie musi się pani tego obawiać.
– Brzmi pan bardzo pewnie… Pan coś wie… Jest pan kimś ważnym, prawda?
– Tylko uważnie słucham, co mówią ludzie – odparł wymijająco.
– Zupełnie jak my w sklepie. Zawsze coś ciekawego usłyszymy. Jaki on jest?
– Kto? Szejk?
– Pracuje pan dla niego, więc musi go pan znać. Niestety, kiedy ostatnio był w Khalifie, miałam grypę. Jest bardzo srogi?
– Tak.
– Ale jest dobrym szefem, prawda?
– Bardzo dobrym.
– Lepiej już pójdę. Dziękuję za pogawędkę. Idzie pan? – Odwróciła się do niego. – Muszę już iść i się przebrać w swoje zgrzebne szaty.
– Na bal? Oczywiście… – Prawie zapomniał o uroczystości, tak bardzo zauroczyły go zgrabne, lekko opalone uda, krągłe biodra i wiotka talia dziewczyny. Była tak bez pretensjonalna, że pozwolił sobie na żartobliwe pytanie: – Cieszy się pani z tego balu, Kopciuszku?
Spoważniała.
– Proszę mnie tak nie nazywać. Jestem Beth. Beth Tracey Torrance. – Po czym, przyprawiając go o zdumienie, wyciągnęła rękę na pożegnanie. – I nie szukam dobrej wróżki, która by mnie ocaliła. Sama się o siebie troszczę.
– Naprawdę? – zapytał, puszczając jej rękę. – A w jaki sposób?
– Ciężko pracując. Wie pan, przeczytałam kiedyś coś o Edisonie. To ten od żarówki… Nigdy nie zapomniałam tych słów. Stały się one moim mottem.
– Tak?
– Edison powiedział kiedyś: „Większość ludzi nie wykorzystuje okazji, bo przychodzi do nich ubrana w kombinezon roboczy i przypomina pracę”.
– Zgadza się pani z nim?
– Tak. W moim życiu się to sprawdziło. Ale ja kocham swoją pracę.
– Naprawdę?
– Uwielbiam ludzi. Ich uradowane twarze, kiedy podaję im coś, co może odmienić ich życie… Może to prezent, a może coś, co kupują dla siebie. Nieważne. Uwielbiam tę radość w ich oczach.
Twarz dziewczyny rozjaśniła się w uśmiechu.
– Więc to uradowane spojrzenie stanowi pani klucz do sukcesu?
– Pracują ze mną równie dobre dziewczyny. Obroty to przecież kwestia szczęścia. Prawda?
Po tym, co usłyszał, szczerze w to wątpił. Znowu dobiegł ich dźwięk rogu. Tym razem nie podskoczyła.
– Czy to nie romantyczne?
Spojrzeli na wały wokół pałacu, na których trzepotały chorągwie, zawieszone na cześć władcy. Ściany siedziby królewskiej mieniły się na różowo. Rzeczywiście, ludziom o bujnej wyobraźni, którzy mieli czas na podziwianie widoków, mogło się to zdawać romantyczne.
– Niech pan sobie tylko wyobrazi, że całe to zamieszanie, to z powodu pańskich urodzin. A ja miałam się za szczęściarę…
– Szczęściarę?
– Mam najwspanialszą rodzinę na świecie. Robią mi na urodziny najdziwniejsze niespodzianki. Wie pan, jak to jest…
Nie. Nie wiedział. Rodzice go kochali, ale najważniejsze były obowiązki. Niewiele miał czasu na zabawę. Prawie całe dnie się uczył. Nawet gdyby go nie wybrano Szejkiem Szejków, i tak by wrócił do kraju, żeby mu służyć.
– Szejk pewnie już czeka. – Spojrzała na promienie słońca odbijające się w szybach pałacu. – Pewnie już otworzyli butelki z szampanem.
Muszą na niego niecierpliwie czekać. Nie było go zbyt długo. Uroczystość została precyzyjnie zaplanowana co do minuty, nie było miejsca na żadne niespodzianki. Będzie to sztywna, pełna przepychu ceremonia, obfitująca w pułapki dla osób tak niedoświadczonych jak Beth.
– Czy ma się kto panią zaopiekować podczas balu?
– Zaopiekować się? – Rzuciła mu kokieteryjne spojrzenie. – Czemu pan pyta? Czyżby chciał się pan mną zająć? Jeśli tak, pora, żeby pan zdradził swoje imię.
– Będę pracował – przypomniał jej.
– Proszę się nie martwić. Tylko żartowałam. Wiem, że ma pan mnóstwo roboty, a w haremie czekają na pana setki kobiet. – Speszona, przymknęła usta ręką. – Przepraszam! Naprawdę nie chciałam! Nie cierpię stereotypów, a pan?
– Bez obaw. Nie obraziłem się. Co zaś do mojego imienia, może mi pani mówić Khal…
– Khal jak Khalifa? Co za dziwny zbieg okoliczności… – Spojrzała na niego i zbladła. – Nie… To nie jest zbieg okoliczności, prawda?