Kocia Szajka i fałszerze pierników - ebook
Kocia Szajka i fałszerze pierników - ebook
Emerytowany komisarz policji kot Bibi Lolo nie ma złudzeń – jego kariera dobiegła końca. Nie ma już siły gonić złodziei po ciemnych zakamarkach Torunia ani czaić się na dachach.
Kiedy jednak w mieście zaczyna grasować banda zuchwałych fałszerzy pierników, Bibi Lolo rozpoczyna śledztwo. Na pomoc przybywa mu słynna Kocia Szajka, detektywi, którym niestraszna żadna zagadka kryminalna.
Czy kotom uda się namierzyć przestępców i ocalić najlepsze pierniki na świecie?
Agata Romaniuk – pisarka, reporterka, socjolożka. Kocistka rozkochana w przygodach i małych miasteczkach. Jako Pani Wieczorynka opowiada w internecie improwizowane bajki na życzenie dzieci.
Audiobook „Kocia Szajka i fałszerze pierników” to wyśmienita lektura dla czytelników w wieku 7+.
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-268-4060-9 |
Rozmiar pliku: | 4,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
dziewczynki z waltornią
Rozdział pierwszy
Komisarz Bibi Lolo zapalił fajkę z kocimiętką. Był w fatalnym nastroju, a jego portfel świecił pustkami. Odkąd przeszedł na emeryturę, żył z dnia na dzień. Rzadko ktoś zlecał mu sprawy kryminalne. Nie miał już siły gonić złodziei po ciemnych zakamarkach Torunia ani czaić się na dachach. Coraz gorzej słyszał, a na deszcz łupało go w ogonie. Większość dni spędzał w mrocznym barze w towarzystwie wyliniałego lisa, który pożyczał zwierzętom na procent, i starej wrony, która śpiewała w operetce, zanim nie ochrypła od picia zimnego mleka. Spotykali się w lokalu Pod Smutnym Krzyżakiem, żeby ponarzekać na swój los. Lubili słuchać przebojów z musicalu „Koty” ze starej szafy grającej. A Ćma Barowa serwowała im, zależnie od nastroju, mrożoną deszczówkę albo grzany kompot z goździkami.
– Wszystko schodzi na psy – zamiauczał żałośnie komisarz Bibi Lolo. – Nie ma już dla mnie szans na powrót do gry. Kto niby miałby powierzyć jakąś sprawę kryminalną takiemu staremu kotu jak ja? Czas odejść.
Ćma Barowa przetarła blat baru i pochyliła się do komisarza.
– Nie dalej jak wczoraj ktoś o pana pytał. Wyglądało mi to na coś poważnego.
– A kto to był? – Komisarz zastrzygł uszami.
– Dziwna ekipa, muszę przyznać. – Ćma rozłożyła szeroko skrzydła dla większego efektu. – Jakaś ruda babka z wielkimi stopami. Jej buty były tak duże, że mogłaby przejść cały toruński rynek w siedem kroków. Towarzyszyły jej dwa koty, jeden elegancik, widać, że prosto od barbera... – Nie skończyła, bo Bibi Lolo jej przerwał.
– Od kogo?
– Od barbera. To taki fryzjer, który zajmuje się nie tylko futrem na grzbiecie, ale także wąsami i ogonem.
Komisarz gwizdnął przez zęby. „Też mi coś!” – pomyślał. Sam chodził do starego golibrody na Rybakach. Zdarzało mu się co prawda przejechać maszynką ciut za mocno i zadek komisarza świecił potem jak księżyc w pełni, ale na ogół strzygł doskonale i Bibi Lolo był zadowolony. Tymczasem Ćma Barowa opowiadała dalej:
– No więc był ten rudy, elegancki, modnie ostrzyżony, i jeszcze drugi, widać, że ważniejszy. Szef chyba.
– I czego chcieli? – próbował się dowiedzieć komisarz.
– A czy ja wiem... – prychnęła Ćma Barowa, polerując szklanki. – Pytali o komisarza. Nawet kompotu nie chcieli.
– Moim zdaniem podejrzane typy – wycharczał lis, który sączył kwaśne mleko z kubka z utrąconym uchem. – Od razu widać, że nie z Torunia.
– Wszystko się okaże. Mówili, że dziś wrócą – rzuciła wrona, przeglądając się w lustrze za barem. Siwiały jej pióra, a dziób był trochę matowy. – I to nawet za chwilę. Zapowiedzieli się na siódmą, a jest za pięć – dodała.
Komisarz Bibi Lolo nie zdążył nawet zerknąć na zegarek, który nosił na prawej przedniej łapie, kiedy otworzyły się dwuskrzydłowe drzwi baru. W promieniach słońca pojawiły się trzy postaci. Pośrodku kroczyła płomiennoruda dziewczyna z piegami na nosie. Po jej prawej stronie pojawił się sprężysty, gładko uczesany kot, a po lewej – okrągłe kocisko z przepaską na jednym oku. Cała trójka spojrzała na komisarza, który skrył się w cieniu.
– Czy to pan jest komisarzem Bibi Lolo? – zapytała ruda.
– Zależy, kto pyta – mruknął komisarz, podkręcając wąsy.
– Uszanowanie! – zawołał radośnie kot podobny do kuli futra w kolorze karmelu. – Już się przedstawiamy. Policjantka Walerka Koczy i my, Morfeusz i Komandos, detektywi z cieszyńskiej Kociej Szajki.
– Witamy w Toruniu. Czego się napijecie? – zapytała Ćma Barowa.
– Przyjemności zostawmy sobie na później – powiedział kot, który został przedstawiony jako Komandos. – Mamy sprawę do komisarza Bibi Lolo.
Stary kot podniósł łepek znad szklaneczki deszczówki. Poczuł dziwne drżenie wąsów na myśl o nowej zagadce kryminalnej.
Tydzień wcześniej Komandos, szef Kociej Szajki, wygrzewał się we wrześniowym słońcu przy Studni Trzech Braci w Cieszynie. Jednym okiem zerkał na pozostałe koty, które zajmowały się robieniem ludzików z kasztanów. Produkcja szła sprawnie, bo wszyscy najpierw porządnie naostrzyli pazurki. Kotka Poziomka zrobiła parę zakochanych wiewiórek z ogonkami z włóczki, a bracia Piksele zbudowali sześciogłowego smoka z zębami z wykałaczek. Tylko Morfeusz, zamiast robić ludziki, pilnie temperował ołówki i kredki.
– Po co ci tyle kolorów? – zapytała go Bronka od Cieślarów. – Zamierzasz narysować nową wersję „Bitwy pod Kotwaldem”?
– Ależ skąd! – zaprzeczył Morfeusz. – Od poniedziałku idę do pierwszej klasy.
Bronka prychnęła tak głośno, że zbudziła śpiącego na parapecie kamienicy gołębia. Pozostałe koty wymieniły zdziwione spojrzenia.
– Ty!? Do szkoły? Mosz ała! Nie przyjmą takiego ćmoka jak ty – zawołała czarna kotka, używając gwary jak zawsze, gdy poniosły ją emocje.
Kotka Poziomka skarciła ją wzrokiem. Zauważyła, że Morfeuszowi zrobiło się przykro i aż się zaczerwienił pod rudym futrem.
– Nie mów tak, Bronka. Morfeusz nie ma żadnego fioła, mądry z niego kot. Jeśli chce, to może iść do szkoły. Zwłaszcza że... – Nie dokończyła, bo w słowo weszła jej kotka Lola.
– ...zwłaszcza że będzie w jednej klasie ze swoją dziewczyną.
– To ty masz dziewczynę, Morfi? – zaciekawiła się Bronka.
– A, tak! Ma na imię Brydzia – przytaknął rudzielec.
– Ja ją znam. – Czarna kotka o mało nie wyskoczyła ze skóry z wrażenia. – Ona ma oczka każde w inną stronę. I ten... jak to się mówi... zacina się, jak za szybko miauczy. To ta sama?
– Tak, jest urocza, prawda? – przytaknął Morfeusz, a źrenice jego oczu przybrały kształt serc. – Dla niej warto się uczyć liter.
Bracia Piksele gwizdnęli z podziwem i zaczęli układać z kasztanów napis „zakochana para”, choć sami za dobrze nie umieli pisać. W tym momencie z daleka dobiegł ich turkot kółek dziecięcego wózka. Koty podniosły głowy i zobaczyły, że od strony ulicy Sejmowej zbliża się do nich znajoma postać. Była to młodsza aspirantka Walerka Koczy, gwiazda cieszyńskiej policji. To razem z nią Kocia Szajka rozwiązała już w przeszłości niejedną zagadkę kryminalną. Teraz policjantka pchała wózek z rocznymi chłopcami, którzy mieli na imię Krzysio i Zdzisio, ale nikt nie mówił o nich inaczej jak Pikselok 1 i Pikselok 2, na cześć bliźniaków – kotów Pikseli.
Walerka Koczy przywitała się czule ze wszystkimi kotami, a szczególnie ze swoim ulubieńcem Komandosem, który skomplementował jej trampki. Trzeba powiedzieć, że były one szczególne, bo wyhaftowano na nich tuzin zielonych ważek. Bez trudu zmieściło się ich tam aż tyle, bo policjantka miała wielkie stopy.
– Ale Pikseloki podrosły – zauważyła Lola. – Tylko patrzeć, aż zaczną łapać myszy.
– Na razie najchętniej łapią się nawzajem za włosy – zaśmiała się Walerka. A chłopcy faktycznie mieli się za co łapać, bo obaj mieli imponujące rude czupryny.
Walerka usiadła na murku koło kryjówki Kociej Szajki i chociaż wciąż się uśmiechała, koty od razu wyczuły, że przychodzi z jakąś kryminalną sprawą.
– Jest robota – zaczęła tajemniczo, ściszając głos.
– Do jasnej myszery! – zawołał Komandos. – Całe szczęście, bo już zaczynamy z lenistwa obrastać pajęczynami.
– Dostałam list od mojej koleżanki z Torunia. Lutka pracuje w tamtejszej policji – ciągnęła Walerka. – Nie mogą sobie poradzić z pewną tajemniczą sprawą.
– Zaginął skarb krzyżacki? – szepnął Morfeusz bardzo podniecony. – A może ktoś porwał Mikołaja Kopernika?
– Kogo? – Piksele nie zrozumieli.
– Takiego pana od gwiazd i nieba. Jest bardzo znany, pochodził z Torunia.
– Raczej trudno byłoby go porwać – zauważyła przytomnie Lola – bo żył ponad czterysta lat temu.
– Nie jest to takie całkiem niemożliwe... – upierał się Morfeusz.
Bronka rzuciła w niego kasztanem, żeby zamknął pyszczek i dał Walerce powiedzieć.
Tymczasem aspirantka Koczy wyjęła z kieszeni list i przeczytała go na głos:
Droga Walerko!
Z rozpaczą donoszę, że w Toruniu grasuje banda fałszerzy pierników. Podrabiają nasze najbardziej znane słodkości – pierniczki katarzynki, nadziewane serca i lukrowane uszatki. Oszukują mieszkańców i turystów, a to rujnuje dobre imię miasta. Od roku nie możemy wpaść na ich trop. Potrzebujemy pomocy Kociej Szajki i Twojej. Jesteście naszą ostatnią nadzieją!
Twoja Lutka
Koty były pod wrażeniem. Zapadła głęboka cisza, którą przerwał Komandos. Odchrząknął i powiedział:
– Nie ma co się zastanawiać. Sprawa jest poważna. Jedziemy! Piksele, kupujcie bilety na pociąg do Torunia. Morfeusz, ty szykujesz prowiant.
Rudzielec aż się rozpromienił na myśl o kanapkach z wegańskim pasztetem o mysim aromacie i butelce lemoniady z kocimiętką. Pozostałe koty zabrały się do planowania podróży.