Kocie chrzciny - ebook
Kocie chrzciny - ebook
Kissanristiäiset, kocie chrzciny, to pretekst do świętowania, muzyki, śpiewu. Finowie umieją imprezować i nie stronią od alkoholu, tak w towarzystwie, jak w samotności (to słynne fińskie „gaciopicie” w domu, na kanapie, w bieliźnie lub wyciągniętych dresach). Ale Małgorzata Sidz zaprasza nas nie tylko do zabawy – uchyla przed nami drzwi do fińskich domów, przedstawia fińskie rodziny, opowiada o fińskiej mentalności, o pracowitości i wyrozumiałości, alkoholizmie i samotności. Zabiera nas do domków letniskowych i do domów spokojnej starości. Pisze o historii, skomplikowanych relacjach z sąsiadami i o mniejszościach, ale też o Muminkach, Tove Jansson i saunach. Jej Finlandia to kraj wymykający się stereotypom, pełen sprzeczności i podziałów, wspaniały i trudny zarazem. Kraj lata i zimy.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8049-990-4 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Paweł Smoleński Królowe Mogadiszu
Rob Schmitz Ulica Wiecznej Szczęśliwości. O czym marzy Szanghaj
Marek Szymaniak Urobieni. Reportaże o pracy
Ola Synowiec Dzieci Szóstego Słońca. W co wierzy Meksyk
Jacek Hołub Żeby umarło przede mną. Opowieści matek niepełnosprawnych dzieci
Marcin Michalski, Maciej Wasielewski 81 : 1. Opowieści z Wysp Owczych (wyd. 2)
Ilona Wiśniewska Lud. Z grenlandzkiej wyspy
Remigiusz Ryziński Dziwniejsza historia
Maria Hawranek, Szymon Opryszek Wyhoduj sobie wolność. Reportaże z Urugwaju
Marcelina Szumer-Brysz Wróżąc z fusów. Reportaże z Turcji
Mariusz Surosz Pepiki. Dramatyczne stulecie Czechów (wyd. 2 zmienione)
Swietłana Aleksijewicz Czasy secondhand. Koniec czerwonego człowieka (wyd. 3)
Wojciech Górecki Buran. Kirgiz wraca na koń
Piotr Lipiński, Michał Matys Niepowtarzalny urok likwidacji. Reportaże z Polski lat 90.
Grzegorz Szymanik, Julia Wizowska Długi taniec za kurtyną. Pół wieku Armii Radzieckiej w Polsce
Barbara Demick W oblężeniu. Życie pod ostrzałem na sarajewskiej ulicy (wyd. 2)
Paweł Smoleński Wnuki Jozuego
Dariusz Rosiak Żar. Oddech Afryki (wyd. 3)
Dionisios Sturis, Ewa Winnicka Głosy. Co się zdarzyło na wyspie Jersey
Marta Madejska Aleja Włókniarek (wyd. 2)
Grzegorz Stern Borderline. Dwanaście podróży do Birmy
Karolina Bednarz Kwiaty w pudełku. Japonia oczami kobiet (wyd. 2)
Jacek Hugo-Bader Biała gorączka (wyd. 4)
Kate Brown Czarnobyl. Instrukcje przetrwania
Ilona Wiśniewska Białe. Zimna wyspa Spitsbergen (wyd. 3 zmienione)
Liao Yiwu Prowadzący umarłych. Opowieści prawdziwe. Chiny z perspektywy nizin społecznych (wyd. 2)
Renata Radłowska Nowohucka telenowela (wyd. 2 zmienione)
Aleksandra Boćkowska Można wybierać. 4 czerwca 1989
Agnieszka Rybak, Anna Smółka Wieża Eiffla nad Piną. Kresowe marzenia II RP (wyd. 2)
Jacek Hugo-Bader W rajskiej dolinie wśród zielska (wyd. 3)
Marta Sapała Na marne
Piotr Lipiński Gomułka. Władzy nie oddamy
Karolina Przewrocka-Aderet Polanim. Z Polski do Izraela
Marcin Kącki Białystok. Biała siła, czarna pamięć (wyd. 3)
Lars Berge Dobry wilk. Tragedia w szwedzkim zoo
Ojczyzna dobrej jakości. Reportaże z Białorusi, pod red. Małgorzaty Nocuń
Jelena Kostiuczenko Przyszło nam tu żyć. Reportaże z Rosji
Jacek Hołub Niegrzeczne. Historie dzieci z ADHD, autyzmem i zespołem Aspergera
Lene Wold Honor. Opowieść ojca, który zabił własną córkę
W serii ukażą się m.in.:
Wolfgang Bauer Nocą drony są szczególnie głośne. Reportaże ze stref kryzysu
Filip Skrońc Nie róbcie mu krzywdyLEGENDA
1 Laponia
2 Ostrobotnia Północna
3 Kainuu
4 Ostrobotnia Środkowa
5 Sawonia Północna
6 Karelia Północna
7 Ostrobotnia
8 Ostrobotnia Południowa
9 Finlandia Środkowa
10 Sawonia Południowa
11 Satakunta
12 Pirkanmaa
13 Päijät-Häme
14 Kymenlaakso
15 Karelia Południowa
16 Finlandia Południowo-Zachodnia
17 Kanta-Häme
18 Uusimaa
19 Wyspy Alandzkie
fińska Karelia (kraina historyczna)* * *
Na drewnianej ławie dopieka się łosoś. Powoli ogrzewa się każda deska kabiny. Niedługo sauna będzie wystarczająco ciepła. Wieczorem cała rodzina wejdzie do niej nago – rodzice, dwaj bracia, dziewczyna jednego z nich. Będą się śmiać, dokładać drewna i polewać wodą kamienie i siebie nawzajem. Skwierczenie i zapach brzozy wypełnią całą niewielką przestrzeń. Ten, komu za ciepło, wybiegnie i wskoczy na chwilę prosto do rześkiej, morskiej wody. Inni okładać się będą gałązkami, na zdrowie.
Dookoła działki wyrastają pojedyncze wysokie brzozy, pogryzione przez zające. Szosa kończy się gdzieś na pobliskim wzgórzu, skąd do morza prowadzi długi płat zieleni. Domki stoją w przestrzeni wydartej z lasu, otoczone przez niebieskie i czerwone kwiaty i krzaki wciąż pełne jagód. Z drzew dobiega kojący szum liści. Pod nimi kryje się pokryta mchem skała, na której można się położyć i oglądać chmury. Gdzieś w ściółce chowają się pojedyncze grzyby.
Na zewnątrz sauny siedzą chłopak z dziewczyną, zanurzają nogi w morskiej wodzie. Tylko syk otwieranych puszek zimnego piwa Karhu zakłóca idealną ciszę. Po drugiej stronie zatoczki stoją takie same drewniane domy w takich samych grupach – główny dom po dziadkach, parę dobudówek, szopa na narzędzia, czasami szklarnia, sauna, dom dla gości, druga sauna.
Juhannus, dzień Jana Chrzciciela. Najdłuższy dzień roku. Słońce zaczyna zachodzić bardzo powoli, a kiedy tylko świat na chwilę staje się jasnoszary, natychmiast zmienia zdanie i wraca na swoje miejsce. Ten spektakl najlepiej obserwować wśród przyrody, przy wodzie, w której słońce dodatkowo odbija paletę odcieni różu i pomarańczy.
W ciszy słychać tylko śpiew sąsiadów. Może wznoszą toasty, może tańczą. Na pewno bardzo dużo piją. Otwierają wino musujące, popijają je piwem i szotami aperitifu. Do mökki, czyli tradycyjnego fińskiego domku letniskowego, zaprosili znajomych, rodzinę. W tę noc nie zostaje się w mieście. W tę noc miasta są wyludnione, a wszystkie sklepy zamknięte. Podobno. Nikt nigdy tam nie był, żeby to potwierdzić.
Grill jest już gotowy. Obok niego, na tarasie, rozłożone są mięsa, ryby, chleb żytni, sałatka ziemniaczana. I oczywiście karjalanpiirakat – pierożki karelskie z własnoręcznie ubitą pastą jajeczno-maślaną. Trochę ziemniaków, trochę sałaty, śmietana. Będą pasować do mięsa, tak jak jabłkowy sznaps. Młodszy z synów już poszedł zbierać maliny do tarty.
Najedzeni, wejdą do nagrzanej balii. Wielka, pomieści wszystkich. Znajdzie się nawet miejsce dla małego, unoszącego się na wodzie plastikowego żółwia z termometrem w tyłku. Balia jest solidna, drewniana, pachnąca modrzewiem i żywicą. Tak jak z sauny, można z niej wyskakiwać, a potem biec po świeżej trawie, przez kamienie i piasek, prosto w zimne, słone orzeźwienie. Nago, w kąpielówkach, jak komu wygodniej. Wszystko jest akceptowane, wszystko jest dobrze widziane. Juhannus to taki dzień, w którym wszystkie rodziny są szczęśliwe i takie same.
Wieczorem rodzina rozpali wielkie ognisko – juhannuskokko. Najlepiej przy brzegu, żeby płomień pięknie odbijał się w wodzie. I większe niż w zeszłym roku. Będą spoglądać na nie, przytulając się i pijąc karhu. Może ktoś zaśpiewa, ktoś inny znajdzie odpowiednią muzykę w internecie. Rodzice skradną sobie całusa, kiedy synowie będą zajęci dorzucaniem drewna.
Ale to nie ostatni ogień tego dnia. Kiedy już zrobi się chłodno, rodzina ogrzeje się przy kominku. Zagra w gry planszowe, pokłóci się prawie na śmierć przy monopolu. Będą naleśniki z dżemem truskawkowym i bitą śmietaną. Koniecznie w kształcie wydłużonych serc. Do tego gorąca czekolada. Gdzieś w tle przygrywać będzie telewizor. Jego dźwięki zwolnią domowników z obowiązku niepotrzebnej rozmowy.
Kominek stoi w głównym domu, tym po dziadkach. Pełno w nim starych, drewnianych, skrzypiących mebli, które trochę przerażają, a trochę napełniają nostalgią. Dziadek sam zbudował ten dom, mówi tata, każdy fiński mężczyzna powinien. A potem wspomina, jak bawił się tu w chowanego. Jak razem z siostrą próbowali zabrać łódkę taty i udawali, że są żeglarzami. Teraz tata ma własny jacht, a nawet dwa. Jutro większym z nich wypłynie po pizzę na sąsiednią wyspę.
Ale dzisiaj będą jeść wołowinę z grilla. Zaraz mama zawoła wszystkich do pomocy. Na razie para wciąż milczy objęta i otulona ręcznikami. Rano, kiedy przyjechali, na trawie znaleźli ślady sarny. Może jelenia? A na pomoście stał zając i długimi uszami nasłuchiwał ciszy. Tak jak oni teraz. Chcieliby go zaprosić, żeby pomilczał z nimi. Na pamiątkę zostawił im tylko bobki.
Drugi syn powoli zabiera się do rozpalania ognia pod balią. Rodzice doprawiają mięso. Może pora już zabrać łososia z sauny? Trzeba pójść do domu po przyprawy i sosy. Chłopak z dziewczyną idą razem – trochę tam strasznie w pojedynkę. Zostawiają buty przed drzwiami, żeby nie zniszczyć drewnianej podłogi. Na półkach i szafkach z ciemnego drewna stoją oprawione w ramki fotografie gorzej i lepiej pamiętanych członków rodziny. Dom pełen jest wspomnień. Żyje własnym życiem już od ponad sześćdziesięciu lat.
W toalecie leży stosik Kaczorów Donaldów z lat siedemdziesiątych. Na framudze drzwi widać pozaznaczany dwukolorowymi kredkami wzrost. Metr, metr dwadzieścia dwa, metr pięćdziesiąt, metr sześćdziesiąt dwa. Dookoła medale i dyplomy od największego fińskiego banku – babcia pracowała tam całe życie. Wśród starych ścian słychać jeszcze wieczorami śmiech dzieci i wojenne opowiadania dziadka. Słychać, jak mały Tomi krzyczy do taty, żeby dał mu poprowadzić samochód po ścieżce, i jak mała Karin grabi piasek na plaży. Jak rodzice obserwują ich zza firanki i przytulają się dumni.
Dzisiaj Tomi przywiózł własnym samochodem do mökki całą rodzinę. Synowi i jego dziewczynie powierzył mały domek, który sam wybudował. Piękne drewno, dwa piętra, okna w dachu do obserwowania gwiazd. Wstawił tam nawet zmywarkę. Chodzi przecież o wygodę, o to, żeby przez te parę tygodni w roku spędzane w mökki cieszyć się nieograniczonym szczęściem i swobodą. Pić zdrowie dziadka i babci w domu, w którym ich już nie ma, i cieszyć się myślą, że nowe pokolenie jest już tutaj. Gotowe, by wypełnić te puste ściany swoją obecnością. I wybudować kolejny domek.Apartheid
30 kwietnia. Przed niskim, drewnianym budyneczkiem studiów o Azji Wschodniej skwierczy marynowany po koreańsku boczek. Tłuszcz tryska do sałatki, na biały obrus i do ziemniaków. Cztery długie stoły, a właściwie ławki szkolne, powoli uwalniają się od ciężaru fińskich i azjatyckich potraw. Siwiejący profesor w króliczych uszkach na głowie przygotowuje tradycyjny poncz na trzy sposoby, co sprowadza się do mieszania wódki z różnokolorowymi napojami gazowanymi. Ten z napojem malinowym opatrzony jest flagą Japonii. Czerwona fanta to Chiny, a dżin z pływającymi kawałkami ciemnych winogron – Korea. Jego młodszy kolega, który włożył kapelusz w kształcie beczki piwa, napełnia studentom kieliszki szampanem. Pani profesor w uszkach Myszki Miki bawi się z nimi w przechodzenie pod liną.
Studenci idący na koncert zbaczają z leśnej dróżki zwabieni głośnym k-popem, śmiechem i zapachem mięsa i grillowanych warzyw. Jest dużo alkoholu. Nawet mieszkające na kampusie wiewiórki zainteresowały się wydarzeniem i bezpiecznie, z pozycji niedalekiego krzaczka, obserwują, kiedy na ziemię spadną okruszki. Wróble obskakują rower, na którym ktoś zostawił kromkę czarnego pieczywa.
Około południa do stojących pod budynkiem dołączają kolejni studenci i rusza długa parada. Najważniejsi poniosą flagi swoich wydziałów, reszta kolorowe baloniki. Jest Kubuś Puchatek, Chewbacca i wielka dmuchana butelka szampana. Wśród nich grają na bębnach, słychać wuwuzele, ktoś rozrzuca konfetti i serpentyny, które inni zarzucają sobie potem na szyje. Ludzie machają do idących w paradzie z balkonów. Jest głośno, trochę brudno i bardzo pijanie.
Większość studentów nosi dziś kombinezony z naszywkami z odbytych wycieczek i przeżytych imprez. Kolory kombinezonów reprezentują konkretne wydziały, można też na nich napisać swoje imię flamastrem. Należy je zakładać na wszystkie imprezy i nie wolno ich nigdy prać. Kupuje się je tanio, ale w zamian zostaje się żywą reklamą sponsora. Medycyna na przykład nosi kombinezon w kolorze białym i reklamuje buranę – najpopularniejsze w Finlandii tabletki na ból głowy. Przydadzą się jutro.
Są koncerty, jest wesołe miasteczko, ktoś nadmuchał plastikowy basenik. Po rzece płyną wystrugane z byle czego kajaki, odważniejsi piją wódkę w pontonach. Niektórzy noszą kurtki, inni chodzą bez koszulek. Nawet głowa Lenina przystrojona jest w hawajski lei i kolorową czapeczkę. Młodzi, tańcząc na ulicy, podążają za paradą. W siatkach z Lidla niosą sześcio- i dziesięciopaki taniego piwa i wino w dwulitrowych kartonach z kranikiem. Na parę dni miasto zostało opanowane przez studentów i zatraca się w radosnym chaosie młodości.
Po koncertach, wspólnych śpiewach i przemówieniach pora, żeby wreszcie założyć marynarskie czapeczki. Zaraz będzie odliczanie. Czapeczki ze swoim nazwiskiem Finowie dostają po ukończeniu liceum. Przydają się potem przy wielu okazjach – między innymi na Vappu, święcie Pierwszego Maja, które najhuczniej obchodzone jest w przeddzień. Trzy, dwa, jeden – strzał korków! Z każdej strony rozlewa się strumień wina musującego. Można założyć czapeczki. Brudne kombinezony stają się jeszcze brudniejsze od lepkiego szampana. Młodsi popisują się, wypijając całą butelkę naraz. Rodzice przypatrują się im z wyrozumiałym uśmiechem. Ich czapeczki są już nieco wyblakłe, ale w rękach mają te same butelki taniego prosecco, a u boku znajomych ze szkoły, z którymi świętowali dwadzieścia lat temu.
Stoimy w grupie sześciu osób. Czapeczki na głowach, pierwszy szampan wypity. Ktoś schował korek na pamiątkę. Jeszcze tylko parę szybkich zdjęć grupowych i pora się zbierać. Nicklas zdejmuje czapeczkę i mówi:
– No to za godzinę to samo po szwedzku.
Tata zapłaci
Według książki komika Alfreda Backi Överlevnadshandbok för finlandssvenskar szwedzkojęzycznego Fina poznać można już chwilę po urodzeniu – wystarczy obok kołyski położyć kartkę i długopis, a od razu odezwie się w nim odruch pisania podań. Podań o dofinansowanie, oczywiście, do jednego z wielu ustanowionych dla mniejszości funduszy.
Marie^() pracuje w biurze Centrum Szwedzkojęzycznego Luckan w mieście Turku, po szwedzku Åbo. Zajmuje się promocją wydarzeń kulturalnych, fakturami, telefonami i – a jakże – rozpatrywaniem podań. Od godziny pijemy ciężką w smaku i zapachu herbatę ze smoły, to znaczy z dziegciu. Finowie kochają jej zdrowy zapach, który kojarzy im się z wilgotnym lasem i ciepłem kamiennego kominka. Przy stoliku obok siedzi para starannie ubranych na biało klientów w starszym wieku i czyta gazety z Wysp Alandzkich. Do biura codziennie przychodzi od dziesięciu do trzydziestu osób, najczęściej tak jak Marie – szwedzkojęzycznych Finów, aby dowiedzieć się, co szwedzkiego dzieje się w jednym z największych miast w Finlandii.
– Mamy tu szwedzki teatr, uniwersytet Åbo Akademi i pub studencki Kåren. Można iść na tanie kursy do domu kultury Arbis. To właściwie tyle, jeśli chodzi o szwedzkie życie w Åbo.
Szwedzi nie stanowią w Finlandii żadnej grupy imigrantów. Ich języka używa się tu jednak od dobrych ośmiuset lat, głównie wzdłuż zachodniego wybrzeża i na południu kraju, co wynika z historycznych zaszłości – Finlandia przez kilka wieków stanowiła część Szwecji. Po szwedzku mówi się dziś zasadniczo nad morzem, a po fińsku nad jeziorami. Tylko niektóre miasta są monojęzyczne. W Hanko, po szwedzku Hangö, leżącym pomiędzy Helsinkami a Turku, proporcje mówiących po szwedzku i fińsku rozłożone są po połowie. Tam wychowała się Marie.
– Piękne i malownicze miasteczko. Poznałam tam męża, miałam wtedy siedemnaście czy osiemnaście lat. Niestety w Hangö nie ma gdzie się kształcić. Jest szkoła zawodowa, ale jeżeli nie interesuje cię żaden z kierunków, które oferuje, musisz wyjechać do Szwecji albo do większego miasta. Najlepiej Åbo, bo tutaj jest Åbo Akademi.
Åbo Akademi to jedyny całkowicie szwedzkojęzyczny uniwersytet poza granicami Szwecji. Jego dostojne czerwonoceglaste i dyskretnie żółte mury obchodziły niedawno stulecie istnienia. Kampus dzielą z modernistycznymi białymi budynkami fińskiego Turun yliopisto, Uniwersytetu Turku.
Marie urodziła się i spędziła kilka pierwszych lat życia w Sztokholmie, dokąd jej rodzice wyjechali w latach siedemdziesiątych. Na ten okres przypadł też szczyt fińskiej emigracji do Szwecji, która rozpoczęła się zaraz po wojnie. Dzisiaj ponad pół miliona mieszkańców Szwecji deklaruje fińskie pochodzenie. Szwedów w Finlandii jest nie więcej niż osiem tysięcy.
Kiedy na studia Marie znowu wyjechała do Sztokholmu, była pod ogromnym wrażeniem.
– Znaleźć się w kraju, w którym wszyscy mówią w tym samym języku co ty, móc używać go wszędzie, przez całą dobę! Co za luksus! Wspaniale jest być wśród ludzi, którzy mówią w twoim języku. Ale w pewnym wieku czujesz jednak, że chcesz wrócić do korzeni. A moje korzenie to oczywiście Finlandia. Jestem Finką. Mówię po szwedzku, ale jestem Finką. Parę miesięcy temu moja córka Madde wkładała buty do szkoły i zawołała radosna: „Jaka jestem szczęśliwa, że jestem Szwedką!”. Musiałam jej wytłumaczyć, że to nie jest do końca tak.
Tożsamość szwedzkojęzycznych Finów wydaje się trudna do zdefiniowania w prostych kategoriach narodowych, do których przyzwyczaiła nas dziewiętnastowieczna myśl niemiecka: jeden naród – jeden język. Szwedzkojęzyczny Fin ma fiński paszport, czasami też szwedzki. Nie jest do końca Finem, ale nie jest też Szwedem. I nie tylko język go wyróżnia, ale i kultura. Nie wystarczy zapytać, w którym parku świętuje Vappu 30 kwietnia. Sprawa fińsko-szwedzkich tożsamości jest znacznie bardziej skomplikowana. Rozróżnić musimy:
– szwedzkojęzycznych Finów, czyli finlandssvenskar po szwedzku lub suomenruotsalaiset po fińsku, obywateli Finlandii, których językiem ojczystym jest szwedzki;
– Finów mówiących po fińsku, którzy w języku szwedzkim nazywani są finne dla odróżnienia od finländare (wszystkich obywateli Finlandii);
– Szwedów, których w Finlandii nazywa się po szwedzku sverigesvenskar lub rikssvenskar, dla odróżnienia od szwedzkojęzycznych Finów;
– Szwedów pochodzenia fińskiego lub Finów, którzy wyemigrowali do Szwecji, czyli sverigefinnar po szwedzku lub ruotsinsuomalaiset po fińsku;
– mieszkających w Szwecji szwedzkojęzycznych Finów;
– obywateli Szwecji mieszkających w Finlandii;
– Alandczyków.
Ale to nie wszystko. Bo żaden porządny szwedzkojęzyczny Fin nie określi się takim mianem – powie raczej, że jest åbolänning – z Åbo, nylänning z Nyland (östnylänning – ze wschodu i västnylänning – z zachodu) albo jako miejsce pochodzenia poda małą wioseczkę w Ostrobotni^(), w której każdy kąt stanowi mikrokosmos. Alandczyk jest po prostu z Alandów i o Finlandii nie wspomni wcale.
Mówiący po szwedzku mieszkańcy Finlandii są często etnicznie zbliżeni do Skandynawów. Wielu z nich ma mieszane fińsko-szwedzkie pochodzenie. Niektórzy są potomkami Finów, którzy język szwedzki przyjęli ze względu na jego wyższy status społeczny. A jeżeli mają czarną skórę i przez fińskich rodziców zostali zaadoptowani w wieku paru lat – to wciąż mogą nazywać się szwedzkojęzycznymi Finami. Granica podziału przebiega na poziomie języka, a nie pochodzenia.
Reszta tekstu dostępna w regularnej sprzedaży.WYDAWNICTWO CZARNE sp. z o.o.
czarne.com.pl
Wydawnictwo Czarne
@wydawnictwoczarne
Sekretariat i dział sprzedaży:
ul. Węgierska 25A, 38-300 Gorlice
tel. +48 18 353 58 93
Redakcja: Wołowiec 11, 38-307 Sękowa
Dział promocji:
ul. Marszałkowska 43/1, 00-648 Warszawa
tel. +48 22 621 10 48
Skład: d2d.pl
ul. Sienkiewicza 9/14, 30-033 Kraków
tel. +48 12 432 08 52, e-mail: [email protected]
Wołowiec 2020
Wydanie I