Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kod Oriona - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kod Oriona - ebook

Opowiadanie o przybyszach z gwiazdozbioru Oriona do Starożytnego Egiptu. "Kod Oriona" odsłania tajemnice początków naszej cywilizacji, zamknięte do tej pory w wielkiej piramidzie Cheopsa za niedostępnymi dla archeologów drzwiami. Dziś, kiedy udało się przejść tajemniczym korytarzem aż do samego serca sekretu, zamkniętego od 3600 lat, tajemnica została odkryta. Przybysze powrócili na sygnał nadany z samego wnętrza piramidy przez archeologów.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8126-854-7
Rozmiar pliku: 6,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Książkę dedykuję Wnukom

Annunaki przybycie z pasa Oriona.

W znanym od dawien, dawna wszystkim astronomom, pasie trzech dużych gwiazd widocznych z ziemi, nawet nie uzbrojonym okiem zwanym już od czasów starożytnych Egipcjan, pasem Oriona. Znajduje się bardzo duża i nieco podobna do naszej ziemi dziwna planeta zwana przez swoich mieszkańców planetą Nibiru. Natomiast swoją najbliższą gwiazdę ten kosmiczny lud nazywa gwiazdą Zaos. Od kilku milionów lat jest planeta Nibiru siedliskiem ludu zwanych Annunaki o bardzo wysoko rozwiniętej cywilizacji. Zamieszkujący ją osobnicy są tylko co nieco podobni do ludzi ale to tak, jakby nasze wykrzywione karykatury. Kosmici z wielkimi głowami, i mocno wyłupiastymi oczami wygląd mają bardzo dziwny słusznie nazywani są przez nas szarakami. Nazywani też przez nas już od samego zarania pojawienia się tych kosmicznych przybyszów w starożytnych czasach ludem Dukaz. Od wieków zawsze te trzy dalekie gwiazdy, przed patrzącym na nieskończony bezkres kosmicznej przestrzeni otwierały się widokiem, jak by ktoś patrzał, na stary fascynujący witraż piękny i nieznany. Był to dla nas ziemian, zawsze nietykalny tajemniczy i ekscytujący bardzo odległy kosmiczny świat. Pewnego zwykłego jak co dzień dnia, dało by się nagle pewnie zauważyć potężną, jak na bezkresną kosmiczną otchłań, flotyllę dwunastu olbrzymich bardzo groźnie wyglądających i uzbrojonych po zęby w nieznaną broń, dziwnych statków kosmicznych. Każdy okręt z tych galaktycznych gigantów był nieco inny, i niepodobny do swojego najbliższego towarzysza podróży w rozległym na kilkaset kilometrów szyku pewnie, z powodów różnego przeznaczenia poszczególnych maszyn. Niewątpliwie zależnego od wykonywanych przyszłych, jeszcze bardziej dziwniejszych zadań w kosmosie. Obserwacja tych poczynań była by, na pewno bardzo ciekawa i wielce intrygująca astronomów, czy też dla wielu teleskopów w obserwatorium SETI. O ile w czasie? W jakim się ta rzecz dzieje, można było by ziemianom spojrzeć przez jakiś nawet najlepszy umocowany na orbicie ziemskiej, teleskop kosmiczny czy też mocny radioteleskop. Lub nawet przez jakąkolwiek sondę dalekiego zasięgu, wyposażoną w jakiś najnowocześniejszy i najlepszy albo w miarę dobry, sprzęt namiarowy względnie radiowy. Do tego okresu jak i naszych współczesnych nam czasów, jednak jest jeszcze przed ziemianami ogromny, do przebycia nieskończenie duży szmat oceanu czasu, stuleci a nawet tysiącleci. Jest w chwili obecnej przecież określony przez nas rok 2949,przed narodzeniem Chrystusa i wczesny okres dynastyczny panowania faraonów egipskich na kilka tysiącleci, przed naszą erą. Na tron w tym roku wstąpił już drugi, młody jeszcze faraon Dzer, ze znanej nam dzisiaj najwcześniejszej i pierwszej znanej naszym archeologom dynastii. Ponad rozległą aż po same morze śródziemne, wielką doliną Nilu nie stoją jeszcze żadne piramidy. Nie ma tu też, nawet wiecznych dla nas trzech wielkich piramid, Cheopsa, Chefrena, i Mekyreinosa. Ani żadnej z pierwszych piramid schodkowych. Układanych równo z glinianej cegły w czworoboczne antaby. Na dzisiejszym płaskowyżu w Gizie na przedmieściach przyszłego kiedyś olbrzymiego Kairu, nie stoi nic. Nie ma tego miasta, nie ma też co zupełnie zrozumiałe, ogromnej i fascynującej od wieków bryły posągu Wielkiego Sfinksa, nie ma tutaj po prostu nic. Jest tutaj tylko pradawna i zielona od traw dolina Nilu, co dla nas wydawać by się mogło bardzo dziwne, usiana za to wysokimi trawami i papirusami daleko aż po horyzont. Nie ma też zupełnej białej i wielkiej pustyni saharyjskiej, jest tu raczej świat dość powszechnie występującej soczystej zieleni. Biały prawie jak papier, piach tylko nielicznymi małymi jaskrawymi łatami, czasami odcina się od soczystej mocnej zieleni, ponad metr wysokich traw. Nie ma kompletnie nic, na co można było by spojrzeć, oczami naszej dzisiejszej cywilizacji jak też i z naszej perspektywy, nas mieszańców ziemi. Dziwny to bardzo jeszcze i tajemniczy kraj, w północnej afryce. Na samym skraju olbrzymiej rzeki płynącej już wówczas, jak i dziś potężnego Nilu, rosną jak i dziś wielkie palmy, można spotkać w rzece tak krokodyle jak i z wielkimi pyskami zdolnymi połknąć drobne zwierze hipopotamy. Na tym zielonym i ukwieconym kobiercu mającym wygląd rajskiego i boskiego ogrodu Eden, nie ma też licznych dziś, rozwrzeszczanych głosem islamskiego muezina licznych przy rzece wiosek arabskich. Nie ma tu ani islamu ani chrześcijaństwa. Jest tu tylko raczej błoga niczym nie przerywana cisza. Za to panuje w tym nieznanym starożytnym Egipcie jedyny prawy bóg, zwany przez swoich mieszkańców bogiem słońca Ozyrysem a później Atonem. Właśnie też nad horyzontem zaczyna być powoli widoczny jego jeszcze mocno czerwony blask. Aton to stwórca wszelkiej żywej istoty, zwany też przez wczesnych Egipcjan Itu jak też i Ra. Aton to jest jeden jedyny bóg który uformował i stworzył naszą ziemię. Jest to też jeden z wielu bogów władców świata żywych i umarłych. Jednak jego kult rozwinie się dopiero o wiele mocniej kilkanaście dynastii później. Dziś w tym odległym nam świecie starożytnego Egiptu panuje już od kilkunastu lat jak już wiemy, faraon Dzer znany nam jako jeden z najstarszych i

najwcześniejszych faraonów z pierwszej ze znanych oraz nazwanych przez naszych archeologów, wczesnych

dynastii, starożytnego Egiptu. Tymczasem ta potężna flotylla statków kosmicznych z okolic wielkich gwiazd, Aniltaka, Alnilama, i Mintaka i pasa Oriona. Właśnie powoli wychodzi z orbity swojej planety nabiera rozpędu i rusza z wolna, nabierając szybkości, aż do szybkości pod świetlnej niknie z oczu obserwatora. Po czym zaraz przechodzi w szybkość nad świetlną, i pędzi coraz szybciej i szybciej w kierunku dalekiej świecącej potężnie, jak lotniczy reflektor gwiazdy Syriusza. Flota statków kosmicznych przybiera coraz bardziej na prędkości, osiągając po kilku godzinach nieosiągalną i niewyobrażalną dla nas, szybkość lotu, zwaną lotem nad świetlnym i znika w ogóle z pola widzenia jak pustynny miraż. Tylko w tej szybkości można przemierzać czarne bezkresy kosmosu. Już przecież nawet przewidzianej w teorii względności Einsteina, podróż w nieznanym nikomu kierunku odbywa się bardzo szybko. Wykorzystując swoje możliwości i wydajny nad wyraz

napęd wysublimowanej do granic możliwości antymaterii, bardzo szybko i zdecydowanie flota, obcych wielkich okrętów kosmicznych, właśnie kieruje się nie gdzie indziej jak ku naszej błękitnej planecie Ziemi. Stąd z samej głębi kosmosu nasza mała planetka jest też zupełnie niewidoczna a nasze, dla nas wielkie słońce, to jedynie maleńka jasna jak i inne gwiazdy, świecąca biało kropeczka na czarnym aż do głębi, firmamencie nieskończonego w każdym kierunku głębokiego kosmosu nieba. Te właśnie trzy ogromnie świecące z daleka wspaniałe gwiazdy zwane przez ziemian od samego początku ich poznania nie inaczej jak kolebką wszelkiego życia. Przecież właśnie tu w gwiazdozbiorze Oriona dzieją się tak dziwne rzeczy, że ziemianie od samego początku swego istnienia. Od zarania najwcześniejszych cywilizacji, w tą właśnie stronę w kierunku trzech gwiazd, zwracają swój badawczy wzrok. Najtęższe umysły do dziś dnia zadają sobie pytanie. Co tam jest? Kto włada tym tak bardzo dalekim odległym światem? Czy tam jest życie? Tak z tego co widzimy jest, i to całkiem dobrze rozwinięte.

Niezmiernie wielki i nieskończony aż po kres kosmos, mimo naszej do dziś niewiedzy. Aż tętni życiem, życie nie jest wyjątkiem tylko na naszej małej planecie. To ponoć właśnie z tego miejsca, skąd właśnie rusza ta wielka kosmiczna flotylla statków przyszło to niezrozumiałe dla wszelkich istot świadomych swego bytu życie.

Trzy wielkie słońca zwane Alnitak są potężną i jak by potrójną gwiazdą, odległą od ziemi 817 lat świetlnych.

Mamy okazję przyjrzeć się naocznie właśnie tym dziwnym przybyszom. Jako że możemy zajrzeć do wnętrza ich statków przez nikogo nie zapraszani, jak duchy my ludzie oglądamy właśnie te nad wyraz dziwne wydłużone głowy, czy też szarą odrażającą skórę. Te stwory prześladują ludzkość i dziś chociaż tak gwoli prawdy, nikt ze zdrowym rozsądkiem ich na własne oczy nie widział. Jednak oni są, i lecą do nas na ziemię z jakąś tajemniczą misją. Ci posłańcy stwórcy, czy jak kto woli swojej cywilizacji są obdarzeni nieziemską co zupełnie zrozumiałe. Inteligencją, wiedzą i tym wszystkim czego nam ludzkiej rasie do dziś dnia jest niestety brak. Ale też nie łudźmy się, to nie są przyjaźnie nastawieni kosmici. Oni mają jakiś swój nieznany nam cel. Jaki my na razie nie wiemy? Okaże się może to niebawem? Wielka gwiazda Alnilam to przecież bardzo stary ogromny i promieniujący silnie niebieskim światłem słonecznym, twór

błękitny nad olbrzym. Jeszcze dalej położony od naszej planety, aż o 1342 lata świetlne, to Mintaka jako gwiazda wielokrotna składająca się z czterech wirujących, wokoło siebie jak na zawrotnej karuzeli, ogromnych i potężnych olbrzymów, gorącego gazu. Cały ten wielki gwiazdozbiór jest tak dziwnie przez samą naturę oznaczony, że przyciąga wzrok, niemal natychmiast kiedy ktoś, nawet mimo swojej woli spojrzy na ciemne nocne roziskrzone gwiazdami niebo. Niesamowity i niespotykany urok tego rejonu nieba jest przecież od zarania ludzkości natychmiast zauważalny, i obserwowany przez wszystkie następujące po sobie kolejne pokolenia ludzi zamieszkujących naszą planetę. Jest też to jeden z największych i najstarszych rejonów kosmicznej przestrzeni, przez co od zawsze jest ta część nieba uważana za kolebkę wszelkiego życia. Zjawisko to jest o tyle dziwne, co i na tyle prawdziwe, że wszelkie spekulacje na temat gwiazdozbioru Oriona są wiecznie żywe. Wielka ilość starych wielkich gwiazd nad nami tam leżących, jest wprost niewyobrażalna. Natomiast w odległości dla nas nie do przebycia, bo przecież niemal

916 lat świetlnych. Flotylla kosmitów zwanych u nas Annunaki i dwunastu ich statków, znacznie przyspiesza a po kilku minutach niknie w ogóle, nawet dla siebie samych wzajemnie. Jak by jej tam nigdy nie było, w tej wielkiej przestrzeni zwanej przez nas ziemian dziś i kiedyś, pasem Oriona. Po pewnym niedługim nawet dla nas czasie, obca flotylla wyłania się nagle jak flotylla na razie cichych duchów kosmosu, w okolicach gwiazdy zwanej przez nas ziemian słońcem. Wyraźnie, mocno zwalnia ale porusza się w sześciu równych kolumnach, po dwa ogromne okręty kosmiczne w każdym szyku. Oddalonych od siebie po około dwa tysiące kilometrów jeden statek od drugiego. Nieznana armada, na razie nie wiadomo nikomu, czy wrogów czy też przyjaciół naszej planety, wchodzi po dość nie długim locie mocno zniżającym, w pobliże błękitnej i widocznej dla flotylli z kosmosu ziemi. Ogromne statki zbliżają się już do siebie na odległość bliziutko jak na te kolosy, jednego kilometra do dwóch tysięcy metrów, jeden od drugiego. Nagle nad każdym statkiem kosmicznym zapala się, jak zwykle przy wchodzeniu w pokłady gęstego gazu, rozgrzana do białości plazma, ziemskiej atmosfery i ciągnie się za okrętami świetlistą długą na kilkaset metrów poświatą identyczną do warkocza spadających często na ziemie meteorytów czy podobna do warkocza jakiejkolwiek zabłąkanej w tych okolicach komety. Lecące z ogromną szybkością statki jak by im nagle, niewidzialny woźnica ściągnął cugle, gwałtownie wyhamowują zwalniają bieg. To z kolei wywołuje jeszcze bardziej fascynujące zjawisko, ognistej kuli ciągnącej się za każdym z tych dwunastu olbrzymów. Są już w stratosferze i jeszcze zwalniają swój tak do tej pory szalony lot, sprawiają wrażenie że za chwilę za kilka sekund roztrzaskają się o planetę Ziemia. Jest to jednak tylko złudzenie optyczne, astronauci widać mają spore a nawet wielkie doświadczenie, w lotach do odległych światów. Statki kosmiczne wchodzą na niską orbitę naszej niebieskiej planety, okrążają ją samą dwukrotnie i jak na jakiś niesłyszalny rozkaz rozdzielają się na sześć odrębnych zespołów. Każdy po dwa statki i oddalają się od siebie, w mgnieniu oka i są już niewidoczne dla oczu potencjalnego obserwatora. Jeśli tylko taki ktoś byłby świadkiem tego niecodziennego zjawiska. Bardzo sprawnie pilotowane zespoły statków, kierują się w różne oddalone od siebie o tysiące kilometrów, miejsca na ziemi. Wszystkie sześć kluczy pojazdów, są ustawione jak by pod równiutką linię, idealnie pod kątem trzydziestu stopni od naszego równika ziemskiego. Pierwsze dwa, ogromne pojazdy szybują w zupełnej ciszy w kierunku dzisiejszych Chin, i lądują w zupełnej ciszy w samym centrum przyszłej prowincji Xi, an. Dwa następne kolosy szybują w kierunku naszej planety, dziś na ziemi meksykańskiej i płasko jak duchy, siadają na płaskowyżu Tiahuanaco. Inne pędzą w kierunku obu ameryk, Azji i afryki. Statki kosmiczne po wylądowaniu na ziemi nagle zamierają i jak by się bezgłośnie, po pewnym niedługim czasie, samoistnie hibernują w kompletnej i dziwnie dla nas ziemian rozbrzmiewającej na ziemi w tym czasie kompletnej ciszy. Wielkie czerwone słońce nad okolicą płaskowyżu w Asuanie nieopodal brzegu Nilu teraz właśnie, wyłania się bardzo powoli z za pofałdowanego kilkoma wydmami białego, ale już świecącego ostrym czerwonawym blaskiem wschodzącego słońca, trochę piachu, i otoczonego ciemną niemal wpadającą w czerń, zielenią drzew i traw aż po kres horyzontu. Jednak widok pięknie już drgającego w świetle i cieple poranka olbrzymiej naszej najbliższej gwiazdy, od szybko nagrzewającego się świata pustynnego w przyszłości, a dziś jeszcze pełnego zielonych wysokich traw, papirusów, łąk, przestrzeni i powietrza, jest urzekający w tym kompletnym pustkowiu. Dziś właśnie kiedy się to dzieje, ta okolica, to niemal jak zielony ukwiecony kolorowymi kwiatami raj, bez kilometrów piachu i wydm. Ciszę panującą dookoła i wstającą właśnie czerwoną tarczę słońca, przysłonił nagle. Olbrzymi cień jakiegoś pojazdu lecącego coraz niżej, i niżej, bez żadnego odgłosu silnika, czy też nawet jakiegokolwiek hałasu związanego z nagłym pojawieniem się gigantycznego statku kosmicznego. Potężny pojazd długości niemal ośmiuset metrów, z wielkiej szybkości gwałtownie przyhamował, po czym z wysokości kilkunastu metrów począł zwalniać. Wolniutko i bardzo majestatycznie siadał na zielonej trawie opodal nielicznego piasku, bez wzbijania w powietrze zbyt wielkich tumanów kurzu i obłoków piachu czy naginania wszędzie rosnącej trawy i papirusów. Po kilku sekundach statek kosmiczny rozsiadł się podobnie do olbrzymiej kwoki, wystawiając najpierw ogromne świecące białą niemal w świetle słońca stalą, wielki łapy opatrzone potężnymi zaczepiających grunt pazurami. Jak stary olbrzymi lew który, nieopodal wygrzewał się w porannym słońcu i leniwie przyglądał się obojętnie temu dziwnemu przybyszowi. Statek głośno sapnął jakimiś hydraulicznymi wielkimi siłownikami. Technologia jaką reprezentowali na ziemi przybysze jest tak doskonała a jednocześnie tak tajemnicza, że nie tylko w okresie w którym się dzieją te dziwne wypadki, ale i nam współczesnym ludziom przyzwyczajonych do rozwiniętych technologii. Pojawienie się tak ogromnych kosmicznych kolosów wydaje się jak by z przeniesionych żywcem na naszą planetę, dobrych filmów science fiction. Tymczasem po chwili nie zważając zupełnie na nic, stalowy gigantyczny jakby dawny sterowiec Zeppelina olbrzym, ucichł na lądowisku całkowicie a zaraz po tym jak by nigdy nic zamarł w kompletnym bezruchu. Tylko na jego metalicznie świecących we wstającym olbrzymim słońcu skrzydłach, i daleko wystających krańcowych płaszczyznach jak u naszych samolotów, w kilkunastu miejscach zapalały się i nerwowo migały

rytmicznie jak różnobarwne niesforne małe robaczki, lub świetliki światła pozycyjne. Dziwnego przybysza zauważył przejeżdżający i siedzący na ośle jakiś tubylec ubrany w bordowy egipski burnus z zawiązaną na głowie tego samego koloru chustą. Nie dowierzając własnym oczom stał nad samym brzegiem wielkiej rzeki, chwilę patrzał na straszny w jego mniemaniu widok. Miał zamiar wprawdzie zejść z wierzchowca i przyjrzeć się temu niezwykłemu zjawisku. Jednak po dłuższej chwili rozsądek przeważył nad ciekawością. Po czym ściągnął rzemienne cugle, i stopami obutymi w skórzane sandały zmusił swojego osła do w miarę, jak najszybszego oddalenia się z tego, w jego mniemaniu przeklętego miejsca. Gdzie rozsiadło się coś czego ani on ani jego najbliżsi czy dalsi pobratymcy nigdy na własne oczy nie widzieli. Popędził czym prędzej przed siebie wzbijając za sobą tumany wielkie piachu i kurzu.

Tymczasem statek kosmiczny nie zwracając na nic uwagi dalej wysyłał swoje rytmicznie światła prawdopodobnie pozycyjne. Nie wiadomo czy były to światła ostrzegawcze, czy lampy jakiegoś innego przeznaczenia. Jednak w tej scenerii kompletnej pustki i ciszy, te pulsujące rytmicznie światła, wydawały się zupełnie zbędne i niepotrzebne. Bo przecież ta dzisiejsza zielona pustynia była zgodnie ze swoją nazwą. Zupełnie pozbawiona w tej chwili czegokolwiek bo jedyny obserwator uciekł w popłochu. Nawet, lekki ciepły wiatr dmuchał słabiutko i nie było już nawet najmniejszego ruchu, z wyjątkiem jednego leżącego i ziewającego po nocy, wygrzewającego się w słońcu lwa. Który jako pan tej ziemi nie miał zamiaru zajmować się sapiącym uprzednio dziwnym przybyszem. Nie było na zielonej pustyni, już żadnego człowieka, ani też żadnej budowli nie było niczego w promieniu zasięgu wzroku. Prócz zjawiającej się nagle jednej i drugiej papirusowej łodzi żaglowej płynących dość szybko w dół olbrzymiej rzeki i przyszłej Aleksandrii u jej ujścia. Sama tylko zieleń była widoczna naokoło, a opodal o jakieś sto metrów od olbrzymiego statku rozciągał się dość, płaski ale gruby na kilkanaście metrów wysoki skalny sięgający hen daleko, granitowy czarny granitowy płaskowyż. Po dłuższej chwili z wnętrza statku wydobywać się zaczęły, jakieś dziwne odgłosy. Bo też jakby razem, niemal jednocześnie z jakimiś niepojętymi, niezrozumiałymi dla ziemian dziwnymi rozmowami. W jakimś zupełnie obcym i nieznanym dialekcie, czy też jakimś dziwnym nieznanym nigdy na ziemi języku, niezrozumiałym dla postronnego człowieka czy przypadkowego obserwatora. Przybysze prowadzili rozmowę spokojnie, długimi nad ludzkie rozmiary rękoma pokazując skalny płaskowyż, który stał tu przed nimi bezgłośnie i jak by bezradnie czekając co będzie się z nim działo. Otwierały się właśnie, wolniutko ciężkie stalowo święcące olbrzymie wrota, a z przepastnego wnętrza kosmicznego giganta wyskoczył jak błyskawica zupełnie niziutko nad ziemią. Jakiś bezgłośny płaski otwarty pojazd terenowy, świecący też w słońcu od jakiegoś dziwnego polerowanego metalu. Na którym siedziało czterech bardzo wysokich osobników. Ubranych w nieznane na ziemi ubrania, lub jakieś wyglądające na świecące w słońcu stalą z daleka, kombinezony bez hełmofonów. Czterech jeźdźców z odkrytymi głowami prowadziło ożywioną i zupełnie niezrozumiałą dla nas rozmowę. Kosmici czy kimkolwiek byli przybysze, wyglądali wprawdzie z daleka, jak zwykli i normalni ludzie. Tyle że siedzący w pojeździe tylko trochę podobni do ludzi kosmici, ludźmi nie byli. Można już było by, zauważyć ich ogromny i ponad ludzki wzrost, długie dziwne twarze raczej z złowrogim wyrazem w wielkich oczach. Łazik odleciał bezgłośnie kilkaset metrów od statku, nad skalisty płaskowyż. Zawrócił nagle niemal w miejscu. Po czym stanął na granitowym podłożu, tak szybko jak tu przyleciał. Olbrzymi jak by ludzie? Pokazali się w pełnej krasie swojej postawnej budowy. Każdy z obcych astronautów, miał wzrost na pierwszy rzut okiem, ponad dwa metry osiemdziesiąt centymetrów. Jeden z nich jeszcze bardziej, przewyższał trzech swoich towarzyszy o całą długą głowę. Natomiast nie wszyscy ci kosmici mieli długie bardzo grube, długie sięgające ramion skręcone w dziwne loki i jasno blond włosy, smagane co chwila gorętszym z chwili na chwilę, powiewem wiatru. Kilku z nich, bowiem było całkowicie łysych bez żadnego owłosienia na głowach i nie byli zbyt bardzo, podobni do swoich owłosionych wysokich współbraci. Lub pewnie pochodzących z innej zupełnie rasy. Jak i u nas, na ziemi, ludzie różnią się ilością włosów między sobą. Wyglądem i kolorem skóry ci różnili się między sobą. Przybysze z kosmosu mieli nieco dziwne, jak na nasze ziemskie przyzwyczajenia, gusta i wygląd. Bardzo długie głowy cofnięte daleko do tyłu za plecy. Na długich szyjach mieli jak by okryte świecące światełkami migającymi co jakiś czas obroże, albo komunikatory ze statkiem stojącym cały czas bezgłośnie. Zaczęli wspólnie oglądać skalne podłoże za pomocą jakiś wzierników i skanując je, jak się wydawało swoim własnym wzrokiem. Z ich ciemno niebieskich oczu, wydobywały się proste jak by laserowe linie, jasno czerwonego, zielonego i granatowego koloru. Można było też zauważyć że porozumiewali się czasami między sobą, bez słowa. Co wskazywało na bardzo wysoko rozwiniętą, inteligencję wykorzystującą w pełni zasoby mózgów. Nie tylko w kilku procentach jak my, ale na poziomie przekraczającym naszą ludzką wyobraźnie. Zaraz za tym dziwnym zjawiskiem. Świecące jaskrawym światłem proste długie linie wydobywające się z ich oczu układać się zaczęły, w równe prostokąty a na płaskowyżu powstały jak by malowane fosforyzującą farbą. Bardzo dobrze widoczne nawet bardzo z daleka, pewnie jakieś ich geometryczne oznaczenia geodezyjne. W jeszcze jednej chwili, a w przeciągu dosłownie kilku minut. Cały rozległy płaskowyż był podzielony na idealnie równiuteńkie prostokąty, o wymiarach od dwóch i pół metra do trzech i pół metra długości. Po wyznaczeniu linii dalej wyraźnie widocznych. Przybysze odsunęli się tym razem wolno, i bez specjalnego pośpiechu ze swoim łazikiem na skrawek piachu bliżej zielonej połaci trawy. Pojazd też samodzielnie skierował się za swoimi panami, jak mechaniczny posłuszny rozkazom tresowany pies. Natomiast olbrzymi statek kosmiczny, uniósł się znowu wolniutko w powietrze, bez żadnego słyszalnego odgłosu. Ustawił się całą swoją ogromną sylwetą, długości jakiś ośmiuset metrów, nad wyrysowanymi wirtualnie liniami i bez żadnego hałasu, począł wycinać w granitowym podłożu, idealnie równiutkie bloki skalne. Promieniami jakiegoś zielonego światła laserowego. Pod wpływem tych strumieni światła bazalt topił się jak wosk na świece, i w miejscach równego cięcia wyparowywał w gorące powietrze. Bardzo ciekawy widok, sprawiało samo wyjmowanie z litego podłoża ciężkich i litych bloków skalnych. Bo oto, już po wycięciu skalnego wielkiego kawałka bazaltu, lasery czy co tam mogło to być za światło? Samoistnie zaginało się do poziomu około dwóch metrów w głąb litej skały i po chwili ogromny jak furgonetka blok skalny, był uwalniany od swojego macierzystego podłoża bez żadnego odgłosu. Unoszony w powietrzu na wysokości metra, każdy blok skalny lewitował jak by był, nic nie ważącym piórkiem. Tym bardziej że każdy blok bazaltu ważył około w przybliżeniu, dobrych ponad sześćdziesiąt kilka ton. Wycięte z podłoża bloki skalne, ustawiały się jeden po drugim, w długi na około sto metrów rząd, po czym bez niczyjej pomocy kierowały się nad piasek pustyni zalegający miejscami przy samym brzegiem Nilu. Gdzie same się układały jak w magazynie wyrobów gotowych w równiutkie pryzmy o wysokości do dwudziestu metrów. W kilku równych bez żadnych krzywizn rzędach. Jednak po chwili zaczęły jeden za drugim, podnosić się z tego dziwacznego magazynu. Unosiły się około dwu metrów nad ziemią i jak posłuszny lokomotywie pociąg towarowy, ruszyły w stronę pustej już tafli rzeki. Gdyż załogi rzecznych stateczków widząc co się dzieje na pustym jak zwykle płaskowyżu, wzięły się same ostro do wioseł i znikły jak duchy, prędzej ze strachu, niż można się było spodziewać. Bloki skalne tymczasem wolno jak olbrzymie żółwie, weszły kolejno nad taflę Nilu i popłynęły nad lustrem wody w kierunku oddalonej o trzysta kilometrów dzisiejszej miejscowości Giza. Tymczasem nad kamieniołomami w Tura, gdzie pracowali robotnicy faraona, nad żmudnym i pracochłonnym wydobywaniem ciętego, na bloki wapienia, nad zamówioną dla siebie piramidą schodkową, u sławnego w Egipcie budowniczego przez faraona zwanego w języku egipskim Dzer. Pojawił się nieco później taki sam olbrzymi pojazd kosmiczny jak nad płaskowyżem w Asuanie. W chwili kiedy szybował jeszcze wysoko, zaobserwowali go kamieniarze kujący wapienne bloki na budowę piramidy. Statek zwolnił znacznie, zszedł bardzo nisko nad samo urobisko wapienia i kamieniołomów po czym usiadł także nieopodal, cichutko nie robiąc hałasu.

Świecąc za to, jak by znowu nerwowo, na przemian jasnymi różnokolorowymi światełkami. Jednak tu nie skończyło się, tak samo jak nad pustkowiem Asuanu. Bo przecież ci przerażeni robotnicy rozbiegli natychmiast się z wrzaskiem i w wielkim strachu. We wszystkich możliwych kierunkach, po całych wielkich kamieniołomach kryjąc się, gdzie tylko kto mógł, za leżące wszędzie wielkie odłupane wcześniej odłamy skalne. Po kilku chwilach przerażenie ludzi zamieniło się w kompletną ciszę. A ta nastąpiła na kilka długich, jak wieczność chwil. Statek kosmiczny stał sobie nieruchomo w miejscu, posapując jednak głośno co chwila, jakimś sprężonym powietrzem wydobywającym się spod spodu opartych o twardy grunt, grubych stalowych łap. Teraz jednak jakoś nikt nie wychodził z niego na zewnątrz. Przeciwnicy czyli ludzie faraona, i przybyli kosmici jak by obserwowali się wzajemnie i oceniali swoje siły na zamiary. Jednak konsternacja i strach przed dziwnym gościem w końcu przeważyła nad ciekawością, i wzięła przewagę nad kompletnym zaskoczeniem. Jak wielkie koty powoli, ludzie faraona Dzera, zaczęli wychodzić z za okolicznych skał. Wolno jak myśliwi czający się na dzikiego zwierza, podchodzili nieco bliżej do olbrzymiego wyglądającego, jak nieznany dziw okrętu. Gremialnie i milcząco poczęli powoli jak dzikie koty podchodzić bliżej i obserwować ciekawym, wnikliwym wzrokiem każdy z osobna. Raczej nigdy tu w Egipcie, nie widzianego i oczywiście nieznanego olbrzymiego sapiącego sprężonym powietrzem od czasu do czasu wielkiego, stalowego statku kosmicznego. Tego stalowo świecącego przybysza z gwiazd. Egipcjanie najpierw między sobą zaczęli cicho pogadywać o niezwykły zjawisku, po czym grupkami podchodzili coraz śmielej i bliżej. Jednak na samo czoło kilkuset ludzkich postaci, wysforowało się około pięćdziesięciu, bardziej odważniejszych strażników kamieniołomów, uzbrojonych w drewniane okute miedzią tarcze i miecze z brązu strażników. Podeszli już całkiem blisko a kilku z nich poczęło badać, przybyły statek grotami włóczni, i postukiwać mocno brązowymi mieczami o jasno świecący w słońcu pancerz. Nagle otworzyły się jak z sykiem węża, w ostrzegawczym i głośnym sapnięciem, olbrzymie stalowe wrota. Egipscy wojownicy nastroszyli się jeszcze groźniej jednak nie uciekali, ale tylko cofnęli się szybko, o dwa lub trzy kroki do tyłu. Na razie nie działo się absolutnie nic, tylko olbrzym sapać nagle zaczął jeszcze głośniej, a światełka na jego powierzchni zaczęły nagle wirować. Otaczając okręt prawie niewidzianą siateczką jakiegoś dziwacznego pola, jednak widocznego tylko pod pewnym kątem z boku. Strażnicy próbowali dotykać tej niemal niewidzialnej przeszkody znowu mieczami czy ostrymi końcówkami włóczni. Jednak każdy nowy dotyk powodował już, bardzo silne wyładowanie elektryczne, czy coś w tym rodzaju, ale statku kosmicznego już dotknąć bezpośrednio w żadnym wypadku, nie było można. Cała ta zabawa kotka i muszkę, trwała już blisko ponad godzinę i dalej nie działo się absolutnie nic. Kamieniarze w końcu wpadli na inny i lepszy ich zdaniem pomysł. Po czym niezwłocznie zaczęli obrzucać, kawałkami skalnych odłamów w spokojnie stojącego dziwnego potwora. Jakież jednak było zdumienie ludzi kiedy rzucane kamienie, odbijały się od ledwie widzialnej ochronnej powłoki i odskakiwały, jak by były wyrzucane z katapulty o kilkaset metrów dalej, albo ku, bitów znanej Egipcjanom miary. Odrzucane kamienie nie odbijały się, od półprzezroczystej powłoki w poziomie ale nabierały innego kierunku wysoko w górę, i wysokim eliptycznym lotem lądowały kilkaset metrów dalej, za rozbawionymi już znacznie tym dziwnym zjawiskiem ludźmi. Nikomu jednak rzucane kamienie nie wyrządzały żadnej krzywdy. Co z kolei wzbudziło już ogólną wesołość, i pewne poczucie odniesionej przewagi nad śmiesznym dla atakujących, zachowującym się statkiem kosmicznym. Egipcjanie w końcu, jednak znudzili się bezskutecznym zaczepianiem statku, i zajęli się gremialnym spożywaniem każdy swojej racji, przy ogniskach które w międzyczasie porozpalano wokoło statku. Pogadując jednak głośno i z wielką werwą, o tym bardzo dziwnym przybyszu i nie spuszczając go jednak, ani na jedną chwilę spod uważnych oczu. Pojazd kosmiczny natomiast stał dalej w bezruchu ale też i przestał sapać i wydawać jakiekolwiek dźwięki. Jakby nagle zamarł, z jego wnętrza nie dochodziły też żadne inne odgłosy. W międzyczasie wielki nadzorca kamieniarzy posłał gońców, do samego faraona Dzera, aby niezwłocznie powiadomić go o tym bardzo dziwnym nawiedzeniu kamieniołomów, przez jakiegoś ogromnego i tajemniczego, a jeszcze bardziej dziwacznego wielkiego jak góra bazaltu gościa. Tymczasem powoli zapadała ciemna i gwiaździsta noc. Nocne niebo pojawiło się w całej swojej krasie tysięcy gwiazd, na jego tle oświetlonym jasną tarczą księżyca czarnym jak bazalt firmamencie. Kamieniarze poukładali się wedle licznie rozpalonych ognisk, jedni już stracili całkowicie i zupełnie zainteresowanie, bezgłośnym ogromnym statkiem, inni zasypiali pochrapując głośno po ciężkiej pracy. Nagle jednak, jak by stalowy olbrzym zbudził się ze swojej pozornej drzemki. Począł sapać na nowo, siłownikami i sprężonym powietrzem. Po chwili zabłysły, znowu liczne jasne światła. Zalały ciemną już całkowicie okolicę, kilkoma strumieniami silnych reflektorów czy jakiś innych urządzeń. Potężne metalowe drzwi się otworzyły i wyszło z nich pięciu rosłych jak dęby kosmitów, tym razem nie wiadomo z jakiego powodu, w dziwnych kombinezonach kosmicznych. Kamieniarze natychmiast pobudzili się z płytkiego snu, z ciekawością, ponownie podchodzili nieufnie z poziomo postawionymi do natychmiastowego ataku, przygotowanymi długimi na cztery kubity dzidami. Jednak na ogromnych, kosmicznych mężczyznach, nie zrobiło to chyba absolutnie żadnego wrażenia. Przybysze z gwiazd weszli na płaskowyż i jeden z nich milcząc wyciągnął nagle długą rękę, w kierunku widocznego z daleka jasnego pasa drogi mlecznej. Chyba pokazując Egipcjanom skąd oni przybyli na ziemię. W tej samej chwili z ich oświetlonego rzęsistym światłem, przecież okrętu, jeszcze na dodatek, wystrzeliły trzy jak błyskawice, czerwone laserowe promienie wskazując na nic innego. Jak na pas Oriona i dokładnie w trzy gwiazdy skąd ci wielcy ludzie, chyba przylecieli na ziemię. Przybysze nie zachowywali się raczej wrogo, toteż po kilku chwilach otoczyła ich grupka co bardziej odważniejszych kamieniarzy faraona oglądając, przybyszy jak ludzie widzący pierwszy raz, takie zjawisko na własne oczy. Jak jakieś dziwne i nowe zwierzę albo obcy lud jak właśnie w tym przypadku miało to miejsce. Obcy z gwiazd jednak nie sprawiali wrażenia zagubienia, czy jakiegokolwiek strachu. Przybysze jednak sprawiali wrażenie, że doskonale się orientują w sytuacji i terenie. Jak i że, bardzo dobrze od dawna znają to miejsce, i wielkie kamieniołomy w których się chyba, także nie przypadkowo znaleźli. Wskazując ręką prosto niemal w górę na pas trzech gwiazd Oriona, dowódca czyli najwyższy z kosmitów. Zdecydowanym ruchem zdejmując z długiej głowy hełmofon, powiedział nagle najczystszym dialektem, w języku staroegipskim, do zdziwionych i już chyba przerażonych nieźle kamieniarzy i innych Egipcjan. Którzy też nagle nie wiadomo, jak i skąd, zjawili się jak duchy cicho, w swoich kamieniołomach. Widocznie posłańcy, biegnący bardzo szybko zawiadomić faraona Dzera. Przy tej okoliczności po drodze, nie przepuścili żadnej sposobności, aby oświecić niejako przy okazji, swoich śpiących już dawno w glinianych lepiankach, ziomków. Poinformować także o nie spodziewanych z kosmosu gościach i wizycie wielkiego statku na którym ci przybyli na żyzną ziemię faraona. Nagle kosmita wielki jak niemal dwóch postawionych na sobie ziemian wsparł się na długiej pulsującej, jasnym światłem lasce, a po chwili dał się słyszeć jego wyraźny, czysty ale jak by metaliczny nieco głos. Przybyliśmy tu do was ludzie, z bardzo dalekiej planety Nibiru. Zwanej w naszym języku niezrozumiałym dla was ziemianie, jesteśmy ludem Nibirian. Wy jako ludzie tej planety a naszej ziemi, nie bójcie się nas, jesteśmy spokojnym ludem, ale wymagamy od was bezwzględnego i ślepego posłuszeństwa. Nasz dom to ta, daleka planeta właśnie tam, gdzie teraz świeci światło naszej gwiazdy, zwanej przez nas Zaos. Widzicie ją? Kosmita wielki jak yeti, ponownie wskazał ręką, na pas Oriona święcący bardzo jasno z daleka. Jesteśmy wysłannikami Boga słońca naszego stwórcy a ten nie znosi żadnego sprzeciwu. Tak jak i my jego posłańcy. Ja jestem Eteran, a to są moi towarzysze i bracia, złożeni z kilku ras różniących się wprawdzie od siebie wyglądem, ale jesteśmy jednym ludem, tak jak i u was na ziemi ludzie są różnych kolorów skóry. My właśnie przybyliśmy do was, z posłaniem od boga i w związku z tym, musicie i macie obowiązek bezwzględnie nas słuchać, a nie stanie wam się nigdy z naszej strony, żadna krzywda. Chyba że wy prymitywni ziemianie, przeciwstawicie się naszej woli i naszym planom. Możecie jeśli chcecie, nazywać nas Annunaki albo też inaczej, bowiem jesteśmy też ludem Mardukinas. W naszym języku, Annunaki znaczy dla was. Ci którzy przybyli z nieba na ziemię. Słuchajcie wszyscy, ludzie faraona. Przybyliśmy tu po to, aby wskazać wam drogę do najdalszych nawet gwiazd, a także chcemy, wznieść i wykuć wielkie posągi w litej skale. W pewnym miejscu na waszej ziemi, niedługo wykujecie dla nas i dla siebie, olbrzymiego kolosa, z pagórka skalnego, na pamiątkę naszego do was przybycia. Nazwiecie tego leżącego olbrzyma nie inaczej jak właśnie wielki sfinks. Oto popatrzcie jak ma ten posąg wyglądać, kosmita powiedział to głośno jak by głosem nie znoszącym absolutnie żadnego sprzeciwu. Po chwili na tle ogniskami oświetlonych kamieniołomów, pojawił się olbrzymi kolorowy hologram, leżącego jak olbrzymi pies Sfinksa, którego mieli wspólnie, albo ludzkimi rękoma wykonać. Na ten jasny doskonale widoczny obraz, nałożona była jak żywa, rozległa panorama miejsca, w którym miał stanąć ogromny posąg. To przecież, El Giza, El Giza, głośno i gremialnie zakrzyknęli wszyscy kamieniarze. W tym też samym momencie, jak by na okrzyki zachwytu i podziwu dla ogromnego posągu. Pojawił się nagle za pagórków orszak lektyk, w których przybył nie kto inny, jak sam wielki faraon Dzer. Na co wszyscy poddani faraona, natychmiast padli na twarze, okazując wielki szacunek, swojemu władcy i bogowi. Faraon Dzer, jednak zwiedziony wrzaskami posłańców jak i goniony swoją własną ciekawością. Pomimo głębokiej i ciemnej nocy, przybył niezwłocznie i to w dość licznym, otoczeniu swojego dworu, kilku kapłanów, starszyzny oraz nieodzownych dam dworu do towarzystwa. Oraz żony samego faraona, królowej dolnego i górnego Egiptu. Zwanej też królową Kemetu czyli, państwa czarnej ziemi. Przepięknej kobiety jak wykutej z marmuru, boskiego posągu i nad wyraz, przecudnej urody królowej górnego i dolnego Egiptu, samej boskiej Evy. Królowa Egiptu zaprawdę była tak nieprzeciętną pięknością że chcąc nie chcąc, będzie miało to bezpośredni wpływ na dalsze losy całego tego wielkiego jak i niedawno powstałego państwa. Królowej wyrwanej wprawdzie ze słodkiego głębokiego snu, było zupełnie wszystko jedno, kto i po co przybył do jej kraju. Jednak nie było jej wszystko jedno co do pewnej sprawy. Czy wzbudzi zainteresowanie przybyłych, jako piękna kobieta czy też nie? Jednak uroda królowej potrafiła wbić w osłupienie niejednego mężczyznę. Ale za to jak by na przekór jej myślom osłoniętej szczelnie jak najdroższy skarb, przed nocnym chłodem grubym

puchowym pledem. Niesionej na złoconej bogato, w czarnym hebanowym drewnie, wygodnej lektyce przez ośmiu lektykarzy, prawie tak potężnych jak przybysze z kosmosu. Tymczasem Eteran nie zważając, specjalnie na dostojnych gości, jak by ich nie zauważając, wyświetlił kolejny, obraz wielkiego sfinksa. Mówiąc przy tym tak, wy albo wasi potomni, wykujecie posąg z naszą pomocą. Słuchajcie mnie Egipcjanie, wykujecie wielkiego sfinksa, w takiej oto litej skale. Właśnie w miejscu nazwanym przez was El Giza, a będzie on wyglądał tak. Pokazując znowu światłem jakiegoś wskaźnika, na doskonały hologram, wielkiego sfinksa, zaprogramowany widocznie już o wiele wcześniej. Na okrzyk podziwu i zwątpienia mówił dalej. Za kilkaset waszych ziemskich lat wzniesiemy wspólnie wielkie piramidy dla innego faraona, którego wy jeszcze nie znacie, ale my jako wasi bogowie, już znamy jego imię. Do tego jednak czasu, jeszcze mamy i wy jak i my, jako wasi bogowie, bardzo dużo pracy i trudu każdego dnia. Faraon Dzer zszedł w tym czasie ze swojej lektyki. Urażony był pewnie lekceważącym tonem kosmity jak i pewną obawą, nieśmiało podszedł do czwórki kosmicznych podróżników. I zapytał nagle jako władca i wcielenie boga na ziemi bardzo gniewnie. Kim wy, też jesteście? Jakim to prawem? Obcy przybysze, powołujecie się na naszych bogów? My mamy swoich bogów, naszym bogiem jest Ra, i ja sam jestem wcieleniem boga Horusa, dla moich poddanych jako, uosabiający cały dolny i górny Egipt. No właśnie. To dlatego jesteśmy tu po to, aby wspólnie czcić synów słońca a jesteśmy nimi też i my, faraonie Dzerze, powiedział nagle Eteran. Jak by dopiero w tej chwili zauważył władcę dolnego i górnego Egiptu. Przybyliśmy na waszą, a raczej właściwie na naszą ziemię, aby was oświecić i wspomóc naszą wiedzą, daną nam od boga. Nazywamy się ludem boskim Anunnaki, jak mówiłem już waszym poddanym, przybywamy z pasa Oriona, z planety Nibiru, faraonie Dzerze. Skąd wy, dziwni ludzie znacie moje imię? Zapytał władczo faraon. Ani ja ani mój lud, pomocy żadnej z waszej strony nie potrzebujemy, mamy wszystko czego nam, na naszej ziemi do życia w dostatku potrzeba. Dziwne, nie potrzebujecie pomocy? Potrzebujecie naszej pomocy faraonie, ale o tym jeszcze sami, nic nie wiecie. My wiemy za to wszystko o was, i poprowadzimy wasz lud do

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: