Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Kod Pixeli - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
30 stycznia 2025
20,00
2000 pkt
punktów Virtualo

Kod Pixeli - ebook

Granica między postępem a katastrofą jest cienka – Alex Smith właśnie ją przekracza. Po osobistej tragedii stoi na skraju załamania i rzuca się w wir pracy, desperacko próbując zagłuszyć swój ból. Pragnie stworzyć rewolucyjny program, który może zmienić oblicze technologii. Jedno jest pewne – gdy postęp odsłoni swoje mroczniejsze oblicze, nic już nie będzie takie jak wcześniej, a świat stanie na krawędzi zniszczenia. „Kod Pixeli” to wyjątkowo oryginalny pełen napięcia thriller technologiczny z elementami science fiction i dramatu psychologicznego. Opowieść o determinacji, ambicjach i technologii, która może wymknąć się spod kontroli.


Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Science Fiction
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397438835
Rozmiar pliku: 843 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa

Czym jest obraz wyświetlany na ekranie? To zbiór niepozornych punktów światła, zwanych pikselami. Każdy piksel jest niczym maleńka iskra, posiadająca odpowiednio dobrany kolor, intensywność i właściwe umiejscowienie w cyfrowej przestrzeni.

Gdy te migoczące cząstki światła układają się w harmonijną całość, rodzą się obrazy, które mogą wyłonić wszystko – od prostych, abstrakcyjnych form po złożone, niemal żywe wizje.

W tej wirtualnej rzeczywistości każdy obraz jest niczym tajemnicza konfiguracja gwiazd. Każdy układ pikseli skrywa swoją własną, niepowtarzalną galaktykę, czekającą na swoje odkrycie.Prolog

Mia wyszła z kawiarni, czując na policzkach delikatne ciepło promieni słońca. To był jeden z tych dni, gdy wszystko wydawało się idealnie współgrać. Świat zdawał się układać pod jej stopami. Trzymała w dłoni papierowy kubek z kawą, a jej kroki były lekkie, jakby unosiła się nad chodnikiem. Uwielbiała takie chwile – krótkie przystanki w codziennym pędzie, kiedy mogła na moment się zatrzymać, przymknąć oczy i delektować ciepłem popołudniowych promieni. Niedługo miała nadejść pora powolnego zachodu słońca, a świat otulał się miękkim światłem, które barwiło wszystko na złoto.

Stanęła na chodniku przed kawiarnią, gdzie ulica przecinała ciche, rozległe przedmieścia Chicago. Wokół panował spokój, a domy z zadbanymi trawnikami i nieliczne samochody na podjazdach dopełniały sielskiego obrazu. Oparła się o metalową barierkę oddzielającą chodnik od niewielkiego pasa zieleni.

Spojrzała na niedawno zakupiony elektroniczny pierścień, który troszczył się o jej zdrowie. Srebrny, gładki, minimalistyczny — na pierwszy rzut oka wyglądał jak zwykła biżuteria, ale dla niej był czymś znacznie więcej. Był symbolem nowoczesnej technologii. Gadżet monitorował jej puls, poziom stresu, a także jakość snu. Mia była dumna z tego, jak dba o siebie. Wierzyła, że te drobne, świadome kroki prowadzą ją ku długiemu, zdrowemu życiu.

Upiła łyk kawy, gdy coś przyciągnęło jej uwagę. Najpierw był to dźwięk – niski, narastający świst, który wydawał się sunąć po niebie. Mia spojrzała w górę. Niebo, wciąż jasne i przesiąknięte bladym odcieniem błękitu, miało na horyzoncie ciepłe pomarańczowe smugi, zwiastujące zbliżający się zmierzch. Na tym tle coś poruszało się szybko, zostawiając za sobą smugę dymu.

– Rakieta? – rzucił ktoś, wskazując na niebo. – SpaceX teraz wypuszcza ich mnóstwo, może to jedna z nich.

Ludzie zaczęli podnosić wzrok, przerywać rozmowy, patrzeć w kierunku obiektu. Niektórzy wyciągali telefony, próbując nagrać to, co widzieli. Mia zmrużyła oczy, próbując dostrzec więcej szczegółów.

Dźwięk stawał się coraz głośniejszy, aż przeszył przestrzeń nad ich głowami, wywołując wyraźny podmuch powietrza. Mia instynktownie się uchyliła, a wokół niej rozległy się krzyki. Ludzie cofali się, zdezorientowani i zaniepokojeni. Ognista smuga za obiektem ciągnęła się w stronę downtown, przecinając niebo jak rozpalony nóż.

– To... to nie jest rakieta – powiedział mężczyzna niemal bez tchu. Jego słowa, wypowiedziane z lodowatą pewnością, zdawały się zawisnąć w powietrzu. – To pocisk.

Obiekt zmierzał prosto w stronę downtown. Jego ognista smuga niemalże zniknęła na horyzoncie, w miejscu, gdzie wyrastały wieżowce odległego centrum miasta. Przez chwilę wszystko zdawało się zatrzymać. Mia poczuła, jak kubek w jej dłoni ciąży niczym kamień.

A potem nastąpił błysk.

Nie był to zwykły rozbłysk, jak ten, który widzi się podczas burzy czy wybuchu fajerwerków. To było coś więcej, coś znacznie mocniejszego. Światło pojawiło się nagle i było tak jasne, że wypełniło całe pole widzenia. Nie było miejsca na jakikolwiek cień, a nawet na ciemność. Wszystko zniknęło w oszałamiającym, palącym bielą rozbłysku. Mia odruchowo zakryła oczy ramieniem, podobnie jak reszta gapiów, lecz to nic nie dało. Światło przenikało przez powieki, przez skórę, przez wszystko.

Gdy oślepiający blask powoli znikał, opuściła dłonie zasłaniające oczy i zobaczyła, jak świat wokół niej zaczyna się zmieniać. W miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą wznosiły się wieżowce Chicago, teraz unosił się gigantyczny grzyb dymu i ognia. Był nienaturalny, groteskowy, przerażająco piękny. Czarna chmura rosła, pochłaniając niebo, a jej podstawę rozświetlały czerwone i pomarańczowe błyski.

Cisza trwała zaledwie moment, po czym rozległ się ogłuszający huk. Potężny, głęboki dźwięk wstrząsnął ziemią, zmuszając Mię do upadku na kolana. To nie był zwyczajny odgłos – była to fala, która przeniknęła przez jej ciało, wstrząsając każdą kością. Kiedy osunęła się na asfalt, poczuła, jak szorstka nawierzchnia rani jej dłonie. Powietrze wokół pulsowało, wibrując od siły uderzenia.

Z pobliskich budynków z impetem wypadły szyby, rozpryskując się na wszystkie strony i raniąc ludzi wokół. Chwilę później uderzył wiatr podmuchowy – niszczycielska fala powietrza, która z furkotem niosła gruz, odłamki szkła i pył. Powietrze zdawało się ryczeć, gdy huraganowy podmuch zmiatał wszystko na swojej drodze. Budynki w oddali zaczęły się rozpadać jak domki z kart, a ich fasady wystrzeliwały w powietrze. Samochody unosiły się, wirując jak dziecięce zabawki, i roztrzaskiwały się z hukiem. Ludzie krzyczeli, ale ich głosy ginęły w narastającym chaosie.

Mia, przyciśnięta do ziemi przez potężną siłę, desperacko szukała oparcia. Wiatr niemal unosił jej ciało w powietrze, próbując wyrwać ją z miejsca. W końcu, z ogromnym wysiłkiem, zdołała uchwycić się metalowego stojaka na rowery, solidnie zakotwiczonego w betonowym chodniku, który stał się jej jedynym punktem ocalenia. Palce zacisnęły się na zimnym metalu, gdy próbowała utrzymać się mimo siły, która próbowała ją oderwać. Wokół wszystko wirowało, a każda sekunda zdawała się wiecznością w obliczu niszczycielskiej furii żywiołu.

Gdy wiatr podmuchowy zaczął słabnąć, Mia poczuła, jak powietrze wokół niej zaczyna się zmieniać. Najpierw ciepło było jedynie nieprzyjemne, duszne, jak w parny letni dzień. Ale niemal natychmiast stało się jasne, że to coś więcej. Temperatura rosła w zatrważającym tempie, a żar wypełniał każdy zakamarek przestrzeni, otaczając ją jak niewidzialny płaszcz ognia.

Skóra Mii zaczęła piec, najpierw delikatnie, jak przy silnym słońcu, ale już po chwili uczucie nasiliło się, jakby znajdowała się zbyt blisko ogniska. Gorące powietrze utrudniało oddychanie, piekąc jej gardło i płuca. Wokół zaczęły unosić się zapachy – najpierw spalonego plastiku i drewna, ale potem coś bardziej przerażającego: metaliczna woń przypominająca spalone mięso.

Krzyki, które początkowo wydawały się dalekie, stawały się coraz głośniejsze, przeraźliwe i pełne bólu. Niektórzy ludzie próbowali biec, ale upadali, przygnieceni przez gorąc. Ubrania na nich zaczynały dymić, potem zajmowały się ogniem, a ich skóra nabierała przerażającej czerwieni, przechodzącej w głęboki, bolesny popiół.

Potem zrobiło się jeszcze goręcej. Mia poczuła, jak powietrze wokół niej zamienia się w piekło. Żar atakował każdą część jej ciała, niemal parząc od wewnątrz. Mia, desperacko przyciśnięta do ziemi, czuła, jak każdy oddech wdziera się do jej płuc jak rozpalona smoła. Ludzie wokół wpadali w panikę – jedni płonęli w miejscu, inni biegali bez celu, ich poparzone twarze były wykrzywione w grymasie bólu. Chaos, wrzask i upał splatały się w jeden przerażający obraz końca.

Mia próbowała się czołgać, ale asfalt pod jej dłońmi był tak rozgrzany, że przypominał wrzącą lawę, która parzyła jej skórę. Czarna chmura, niczym upiorny strażnik, wznosiła się ku niebu, zasłaniając je całkowicie, a na ziemię zaczęły opadać cząsteczki popiołu – resztki tego, co jeszcze przed chwilą było miastem. Zasłona dymu i pyłu zaczęła ją dusić.

Urządzenie na jej palcu przeraźliwie pikało, wydając mechaniczny, niemal ironiczny dźwięk, jakby alarmowało by wróciła na drogę fizycznego sukcesu. Jej ciało jednak było zbyt słabe, by walczyć. Czuła, jak płuca wypełniają się gorącym, toksycznym powietrzem.

— Pomocy... — wyszeptała, a jej głos, cichy i drżący, szybko zaginął w martwej ciszy. Wokół niej był tylko popiół, ogień i dym.

Chicago już nie istniało, a jej świat właśnie legł w gruzach.

Pierścień na jej palcu piknął po raz ostatni, jak cichy strażnik gasnącego życia, sygnalizując zatrzymanie akcji serca. Potem nastała cisza.Rozdział 1

DWA LATA WCZEŚNIEJ

Piksel. Samotny, migający punkt na ekranie, przyciągający wzrok swoją uporczywą, niemal hipnotyczną obecnością. Był niczym samotna gwiazda na bezkresnym, cyfrowym niebie – mały, ale pełen potencjału, jakby skrywający w sobie tajemnicę. Przez moment trwał w zawieszeniu, jakby badał otaczającą go pustkę, a potem, jak za sprawą niewidzialnej siły, obok niego pojawił się kolejny. Ich ruchy były delikatne, ledwie dostrzegalne, ale wyraźnie współgrające ze sobą. Punkty zbliżyły się do siebie, migając w perfekcyjnej harmonii, niczym dwa idealnie zsynchronizowane oddechy, gotowe, by wspólnie stworzyć coś większego.

Z czasem dołączyły do nich kolejne piksele, tworząc migoczący zbiór punktów. Powoli, niemal niedostrzegalnie, zaczynały tworzyć kształt prostokąta. Kilkanaście pulsujących w harmonii pikseli tworzyło kursor – symbol nieustającej pracy, zapowiedź czegoś większego, co miało dopiero powstać. Mały migoczący sześcian poruszał się z niemal organiczną precyzją, zostawiając za sobą trwały ślad – pierwsze litery, cyfry i symbole, które zaczęły wypełniać ekran.

Kursor z gracją przesuwał się po ekranie, a linijki kodu układały się w komendy, które stopniowo budowały strukturę programu. Z bałaganu wyłaniał się porządek, a kod, niczym helisa DNA, stawał się coraz bardziej precyzyjny i uporządkowany, tworząc spójną i harmonijną całość.

Ekran jarzył się delikatnym światłem, które oświetlało pokój. Powoli, jak cienie budzące się o zmroku, wyłaniały się kontury monitora, biurka i ciemnego pomieszczenia, odsłaniając sylwetkę człowieka pochylonego nad swoim cyfrowym dziełem, całkowicie pochłoniętego twórczym procesem.

Mężczyzna siedzący przed monitorem wpatrywał się w ciąg znaków układających się na ekranie. Jego ciemne, nieco potargane włosy były już lekko przyprószone siwizną na skroniach. Nadawało to pewnej dostojności, ale jednocześnie zdradzało lata stresu i nieprzespanych nocy. Ciemnobrązowe oczy, przymrużone z powodu zmęczenia, odbijały zimne, chłodne światło monitora. Twarz Alexa, z wyraźnie zarysowaną szczęką i wysokim czołem, była surowa, a jego kilkudniowy zarost nadawał mu nieco zaniedbany, ale zdecydowanie męski wygląd.

Sylwetka zdradzała dbałość o formę – regularna aktywność fizyczna ukształtowała smukłą posturę, z dobrze zarysowanymi ramionami i klatką piersiową. Dbałość o kondycję była nie tylko kwestią zdrowia, ale też formą odreagowania od zawodowego stresu. Palce, nadal pełne sprawności i precyzji mimo upływu lat, poruszały się po klawiaturze z niezwykłą gracją i pewnością. Pomimo zmęczenia skupienie nie słabło – praca była jedyną kotwicą, która trzymała go na powierzchni na rozszalałym morzu wspomnień.

Alex Smith siedział samotnie w ciemnym pokoju, całkowicie pochłonięty pracą. Za oknem cicho padał deszcz, co jest rzadkością w zazwyczaj słonecznym kalifornijskim San Diego. Krople wody delikatnie uderzały o szyby, wprowadzając do pomieszczenia nietypową dla tego regionu melancholię. Zaniedbane mieszkanie, pełne śladów tygodni spędzonych w izolacji i zaniedbaniu codziennych obowiązków, było niemym świadkiem jego odosobnienia.

Na półkach leżały stosy nieumytych naczyń, a delikatna warstwa kurzu okrywała niemalże każdy element pokoju. Fotografie w ramkach przedstawiały szczęśliwe chwile z przeszłości – Alex wraz ze swoją żoną Emily i ich ośmioletnim synem Ethanem. Uśmiechy na zdjęciach kontrastowały z ponurym nastrojem pokoju, przypominając o lepszych czasach.

Kursor przeskakiwał po ekranie, pozostawiając za sobą kolejne linijki kodu. Palce Alexa tańczyły po klawiaturze z szybkością, której można by pozazdrościć. Każdy błąd, każdy error, który się pojawiał, był natychmiast poprawiany. Alex cofał się, kasował i pisał od nowa, nieustannie dążąc do perfekcji swojego dzieła.

Mimo późnej pory, Alex popijał już zimną kawę, starając się mimo wszystko utrzymać dobrą koncentrację. Kursor nieustannie migotał na ekranie, zniecierpliwiony oczekiwaniem na kolejne polecenia. Alex, z twarzą skupioną i wzrokiem przykutym do monitora, wprowadzał kolejne linijki kodu, zdeterminowany, by znaleźć rozwiązanie dla kolejnego napotkanego problemu.

Błąd. Znowu... Mężczyzna kasuje kod i zaczyna pisać od nowa, uparcie dążąc do perfekcji. Wyraz jego twarzy zdradza frustrację, ale nie poddaje się. To właśnie ta cecha – nieustanna determinacja w dążeniu do perfekcji – zaprowadziła go na szczyt branży IT. Jego droga do sukcesu rozpoczęła się na skromnej farmie w Ashland, w stanie Oregon, gdzie nauczył się wytrwałości i ciężkiej pracy. Po latach wyzwań i poświęceń, osiągnął swój cel w Kalifornii, gdzie znalazł raj dla siebie i swojej rodziny, daleko od korzeni, ale blisko marzeń. Teraz siedzi samotnie, popijając kawę mimo późnej pory. Krople deszczu nadal uderzają o szybę okna, jakby przypominając o swoim nieustępliwym dążeniu do celu.

Po kolejnej serii prób kod w końcu działa, ale zbyt wolno, źle, nie tak... Alex uderza pięścią w blat i opada bezradnie na skrzypiący wysłużony fotel. Jego myśli krążą wokół Ethana, którego przenikliwe pytania często prowadziły Alexa do właściwych rozwiązań. Teraz jednak Ethana nie ma. Gdyby nie ten przeklęty wypadek… Emily odeszła, obwiniając go za śmierć ich syna. Wszystko w jednej chwili runęło jak domek z kart. Teraz została mu tylko praca.

Zrezygnowany, podnosi się z krzesła i kieruje kroki do łazienki. Pod prysznicem, gorąca woda spływa po jego zmęczonym ciele, jakby próbując zmyć ciężar wspomnień i zmory przeszłości, które nie dają mu spokoju. Woda spływająca powoli po jego ciele, nie przynosi jednak oczekiwanej ulgi. Zamiast ukojenia, pozostawia tylko lodowate wspomnienie bólu, który wciąż go prześladuje.

Wraca do pokoju, a jego wzrok zatrzymuje się na ciemnym oknie, za którym rozciąga się głęboka noc. Patrząc na snujące się po szybie krople, przypomina sobie, jak w dzieciństwie liczył je, gdy spływając łączyły się w większe strumienie. Fascynowały go swoją nieprzewidywalnością, wywołując w nim poczucie odkrywania porządku i harmonii. Matematyka zawsze była jego pasją, a te proste obserwacje kształtowały w nim zamiłowanie do analizy i poszukiwania wzorców, które z czasem doprowadziły go na drogę, którą teraz podąża.

Wpatruje się w pustkę, a myśli mimowolnie wracają do młodości spędzonej na farmie – do czasów, gdy wszystko wydawało się prostsze, a życie pełne nadziei. Rodzinna farma, pełna wyzwań, była miejscem, gdzie nauczył się wytrwałości i cierpliwości. Ojciec – John, z niezmienną determinacją, uprawiał ziemię. Matka – Grace, była kobietą o niezwykłej sile i niezłomnym duchu. Wychowywała syna na farmie, gdzie codziennie zmagała się z trudami życia na wsi. Była córką imigrantów z Polski, którzy zaszczepili w niej wartości mądrej i uczciwej pracy, oraz szacunku dla innych.

Alex dorastał na skromnej farmie w Ashland, w stanie Oregon, gdzie otaczające go pola i lasy były miejscem niekończących się przygód i źródłem rodzinnego ciepła. John i Grace Smith, byli pracowitymi ludźmi, którzy z oddaniem dbali o gospodarstwo i należyte wychowanie swojego syna.

John był silnym i cichym człowiekiem, który spędzał większość dni, pracując na polu. Jego ręce były zniszczone od ciężkiej pracy, ale jego oczy zawsze były pełne miłości do swojej rodziny. Często zabierał syna na pole, ucząc go, jak uprawiać ziemię i dbać o rośliny, pokazując piękno i urok natury. Praca uszlachetnia i prowadzi do spełnienia marzeń, powtarzał. Te słowa stały się mantrą, która kształtowała młody umysł.

Alex spędzał wiele godzin na świeżym powietrzu, biegając po polach, wspinając się na drzewa i budując szałasy w lesie. Jego dzieciństwo było pełne prostych, ale niezwykle wartościowych przyjemności. Uwielbiał obserwować zmieniające się pory roku, zbierać jajka od kur i pomagać przy żniwach. Te doświadczenia nauczyły go cierpliwości, wytrwałości i szacunku do natury.

Jednym z jego ulubionych zajęć było liczenie kropli deszczu na szybie. Siedział wtedy przy oknie, patrząc, jak krople łączą się w większe strumienie, a jego umysł wędrował po świecie matematyki. Fascynowały go liczby i wzory, które znajdował w otaczającym go świecie. Matka zauważyła jego zainteresowanie i zaczęła uczyć go podstaw matematyki, co szybko stało się jego ulubionym przedmiotem. Choć życie na farmie bywało trudne, matka zawsze dbała o to, by Alex miał dostęp do książek i możliwości nauki. Edukacja jest kluczem do lepszego życia, mawiała, zachęcając syna do zgłębiania wiedzy i rozwijania swoich pasji, które uważała za równie ważne jak nauka. Dzięki jej wsparciu, Alex mógł marzyć o czymś więcej niż tylko o codziennych obowiązkach związanych z farmą.

W szkole Alex szybko wyróżnił się jako wyjątkowy uczeń, którego zdolności i pasja do nauki przyciągały uwagę nauczycieli. Był zawsze gotowy do rozwiązywania równań matematycznych, wygrywania konkursów i zdobywania nagród. Jego nauczyciele widzieli w nim ogromny potencjał i zachęcali go do rozwijania swoich umiejętności. Mimo skromnych środków, rodzice dbali, by chłopiec miał wszystko, czego potrzebował. Był to czas, kiedy zrodziła się w nim prawdziwa pasja do nauki i technologii.

Dzięki wybitnym wynikom w nauce, Alex dostał od szkoły swój pierwszy komputer. Był to 8-bitowy komputer – Atari 800XL. Był to punkt zwrotny w jego życiu – Komputer otworzył przed nim zupełnie nowy świat pełen niekończących się możliwości. To niezwykłe, magiczne urządzenie, z masywną obudową, wieloma przyciskami i joystickiem, stało się dla Alexa narzędziem odkrywania nieznanych wcześniej cyfrowych przestrzeni. Gdy tylko po raz pierwszy uruchomił komputer i zobaczył migoczący kursor na ekranie i usłyszał pierwsze wydobywające się dźwięki, poczuł ekscytację, która szybko przerodziła się w prawdziwą pasję.

Komputer stał się bramą do nowego, nieznanego świata. Godzinami siedział przed ekranem, ucząc się podstaw programowania, stawiając swoje pierwsze linijki kodu w języku Basic. Każda nowa komenda i każdy mały sukces, taki jak wyświetlenie prostego napisu na ekranie, napełniały go niewyobrażalną radością i utwierdzały w przekonaniu, że programowanie jest tym, czym chce się zajmować. Pamięta, jak z wypiekami na twarzy tworzył swoje pierwsze gry, bardzo proste, ale niezwykle satysfakcjonujące. Były to pierwsze kroki, niczym niezdarne raczkowanie, które z czasem prowadziły go do coraz większych osiągnięć i coraz większej umiejętności w programowaniu.

Na biurku, na którym było gęsto od książek i zeszytów szkolnych, piętrzyły się również podręczniki do programowania, wydruki kodów oraz notesy pełne pomysłów na nowe programy. Alex z zapałem rozwiązywał kolejne problemy, pogłębiając swoją znajomość języka programowania. Napotykając na błędy i usterki, mobilizował się do jeszcze intensywniejszej pracy. Bardzo często tracił poczucie czasu, zarywając całe noce, byle tylko dokończyć kolejny program lub naprawić błąd, który od dłuższego czasu nie dawał mu spokoju.

Ojciec, mimo że nie rozumiał do końca, specyfiki komputerów i tego czym zajmuje się Alex, wspierał go całym swoim sercem. Często przynosił mu kanapki i gorące napoje, patrząc z dumą, jak jego syn rozwija swoje umiejętności programistyczne. Pewnego dnia, po szczególnie frustrującej sesji programowania, Alex podzielił się swoim pragnieniem posiadania lepszego sprzętu.

– Tato, ten komputer jest już stary i jest za wolny. Gdybym miał coś nowszego, mógłbym robić o wiele więcej – powiedział z głęboką nadzieją w głosie, patrząc na twarz ojca.

John spojrzał na niego z troską i zrozumieniem. Wiedział, że nie stać go na nowy sprzęt, lecz nie chciał, by syn czuł się ograniczony. – Rozumiem, Alex, ale nie mamy teraz pieniędzy na nowy komputer – powiedział zmartwionym głosem. – Brak pieniędzy nie zawsze jest końcem świata. Wykorzystaj to, co masz, najlepiej jak potrafisz. Czasami to właśnie ograniczenia zmuszają do znalezienia nowych rozwiązań, a to, czego się teraz nauczysz, będzie bezcenne i z pewnością zaowocuje w przyszłości.

Te słowa były nie tylko pocieszeniem, lecz również wyzwaniem do poszukiwania kreatywnych rozwiązań i maksymalnego wykorzystania dostępnych środków. Alex zrozumiał, że musi pokonać ograniczenia sprzętowe za pomocą swojego umysłu i pomysłowości. Chłopak zaczął eksperymentować z optymalizacją kodu, tworząc bardziej efektywne algorytmy i ucząc się, jak wycisnąć maksimum z posiadanego sprzętu. Z czasem te umiejętności okazały się bezcenne i wyróżniły go na tle innych.

W miarę jak jego umiejętności rosły, chłopak zaczynał marzyć o jeszcze większych projektach. Chciał tworzyć coś, co odmieni świat, co pozwoli mu wyjść poza granice farmy i zobaczyć, co kryje się za horyzontem. Atari stało się dla niego symbolem nie tylko technologicznego postępu, ale także osobistej determinacji i niezłomnej wytrwałości w dążeniu do celu. Ten skromny komputer otworzył przed nim drzwi do świata informatyki, stając się trwałym fundamentem jego przyszłej kariery.

Jego ambicje w końcu przyniosły mu stypendium, które otworzyło drzwi do studiów w Londynie. To było ogromne wyzwanie – młody człowiek z małej farmy w wielkim, nieznanym mieście na innym kontynencie. Londyn fascynował go swoją różnorodnością i wielkomiejskim rytmem, ale jednocześnie przytłaczał ogromem możliwości. Gdy po raz pierwszy postawił stopę na lotnisku Heathrow, czuł się jak by trafił do innego świata. Ogromne budynki, nieustający ruch uliczny, tłumy ludzi – wszystko to było dla niego nowe i niezwykle fascynujące.

Pierwsze dni w nowym miejscu były pełne wyzwań i wrażeń. Mieszkał w małym, skromnym pokoju w akademiku, dzieląc go z trzema innymi studentami którzy również przybyli tu z różnych części świata. Ich akcenty i różnorodne kultury były dla Alexa pierwszym krokiem w poznawaniu globalnej rzeczywistości. Każdego ranka budził się wcześnie, wciąż z lekkim zaskoczeniem, że znajduje się w sercu tak wielkiego miasta. Nim ruszył na uczelnię, często przez krótką chwilę zatrzymywał się, by oswoić się z hałasem i ruchem ulicznym, które stały się częścią jego nowej codzienności. Autobusy i metro były dla niego nowością, a labirynt ulic wydawał się na początku nie do ogarnięcia. Przyzwyczajenie się do zgiełku wielkiego miasta nie przyszło mu łatwo, ale z każdym dniem coraz bardziej czuł, że ten harmider jest teraz częścią jego nowego życia.

Na uniwersytecie spotkał Marka Levins’a, który z czasem stał się jego bliskim przyjacielem. Mark był rodowitym Londyńczykiem, energicznym i pełnym pomysłów studentem programowania. W dzień razem chodzili na zajęcia, a wieczorem przesiadywali nad swoimi projektami, wymieniając się pomysłami i sztuczkami programistycznymi. Mark wprowadził Alexa w świat nowych technologii i startupów, pokazując mu, jak wielkie możliwości daje duże miasto. W przerwach między zajęciami i pracą nad projektami, często wychodzili na imprezy, poznając uroki nocnego życia. To były dla niego niezapomniane chwile – pierwsze wizyty w klimatycznych pubach, koncerty na żywo w małych, zatłoczonych klubach, spacery po tętniących życiem targach i odkrywanie urokliwych zakątków miasta. Londyn stawał się dla nich placem zabaw, pełnym nowych wrażeń i wspólnych przygód. Coś o czym niegdyś czytał tylko w książkach, teraz było na wyciągnięcie dłoni.

Jednak życie w Londynie nie ograniczało się tylko do nauki, pracy i rozrywek. Podczas jednej z uczelnianych imprez Alex poznał Emily, a to spotkanie szybko okazało się przełomowym momentem w jego życiu. Emily była studentką sztuki, pełną pasji i energii, z długimi, kasztanowymi włosami, które falowały przy każdym jej ruchu, i uśmiechem, który potrafił rozjaśnić najciemniejszy dzień. Ich pierwsze spotkanie było przypadkowe – Emily przypadkowo wylała na niego drinka. Zamiast irytacji, Alex poczuł coś, czego nie czuł od dawna – radość i spontaniczność.

Spotkania z Emily były jak powiew świeżego powietrza. Opowiadała mu o swojej miłości do malarstwa, o marzeniach i planach na przyszłość. Alex, zazwyczaj skupiony na kodowaniu i technologii, znalazł w niej inspirację do spojrzenia na świat z innej perspektywy. Ich relacja dynamicznie się rozwijała – zaczęli spędzać razem coraz więcej czasu, odkrywając nowe zakątki Londynu. Od małych, ukrytych kafejek po wielkie galerie sztuki. Spacerowali po nastrojowych parkach, odkrywali stare teatry, a wieczorami podziwiali widok miasta z różnych mostów zawieszonych nad Tamizą.

Emily wprowadziła Alexa do swojego artystycznego świata. Razem chodzili na wystawy, a Alex uczył się dostrzegać piękno w prostych rzeczach, w kolorach, i kształtach. Emily z kolei uwielbiała słuchać gdy Alex opowiadał o nowych technologiach, za każdym razem z wielkim zaciekawieniem dopytując o szczegóły. Ich relacja od początku zdawała się być symbiozą dwóch różnych światów, które doskonale się uzupełniały.

Londyn był dla niego nie tylko miejscem nauki, ale także nieustanną inspiracją. Spacerując z Emily wzdłuż Tamizy, podziwiając majestatyczny Tower Bridge czy chłonąc atmosferę Covent Garden, czuł, że stał się częścią czegoś większego. Atmosfera miasta, jego historia i nowoczesność, wszystko to dodawało mu energii i motywacji. Na uniwersytecie, pod okiem genialnych umysłów z całego świata, Alex rozwijał swoje umiejętności programistyczne. Brał udział w licznych konkursach i maratonach programistycznych, w których udawało mu się zdobywać główne nagrody i wyróżnienia. Każde takie wydarzenie umacniało jego wiarę w siebie i w to, że może osiągnąć jeszcze więcej.

Studia były również czasem intensywnego rozwoju osobistego. Alex nauczył się samodzielności i odpowiedzialności, radząc sobie z codziennymi problemami życia w obcym mieście. Wielokulturowe środowisko akademickie otworzyło mu oczy na różnorodność świata, ucząc go zrozumienia i tolerancji dla innych kultur. Dzięki stypendium miał możliwość uczestniczenia w wykładach prowadzonych przez wybitnych profesorów i specjalistów z branży IT, co dodatkowo wzbogacało jego coraz większą wiedzę i doświadczenie.

Pod koniec studiów, dzięki wsparciu Marka, Emily i innych przyjaciół, Alex założył swój pierwszy startup. Była to mała firma zajmująca się tworzeniem aplikacji mobilnych. Pierwsze miesiące nie były łatwe – pełne wyzwań i nieprzespanych nocy. Jednak dzięki swojemu zapałowi, firma Alexa zaczęła przynosić pierwsze owoce ciężkiej pracy. Jego innowacyjne projekty coraz częściej przyciągały uwagę, a on sam zdobywał coraz większe sukcesy.

To tutaj odkrył swoje prawdziwe powołanie, nawiązał prawdziwe przyjaźnie, znalazł miłość swojego życia i zdobył doświadczenie, które ukształtowało jego przyszłość. Wyjazd do Londynu okazał się być jedną z najlepszych decyzji w jego życiu, otwierając przed nim drzwi do kariery i sukcesu, o którym marzył od lat spędzonych na farmie w Ashland.

Alex i Emily byli szaleńczo zakochani, ich uczucie rosło z każdym dniem. Ich związek rozwijał się szybko, a wspólnie spędzane chwile były pełne radości i pasji. Emily była uznaną artystką, pełną życia i wyobraźni, a Alex – wyjątkowym programistą. Razem przez wiele lat tworzyli harmonijną całość, codziennie czerpiąc z siebie nawzajem inspirację oraz wsparcie.

Po ukończeniu studiów Alex był pewien, że chce spędzić resztę życia z Emily. Pewnego letniego wieczoru, podczas spaceru nad Tamizą, zatrzymali się na moście, otuleni delikatnym światłem latarni. Wieczorowa pora dodawała romantyzmu tej chwili, a w tle unosiły się dźwięki melodii granej przez przydrożnego artystę, tworząc idealną oprawę magicznej chwili. W pobliżu nie było nikogo, co sprawiało, że moment ten należał tylko do nich. Wiedział, że to właśnie tutaj chce wyrazić swoje najgłębsze uczucia. Powoli uklęknął, patrząc Emily prosto w oczy, i z nadzieją w sercu poprosił ją o rękę. Światła miasta migotały w tle, a Emily, zaskoczona i wzruszona, zgodziła się bez chwili wahania. Ich miłość była gotowa na kolejny etap.

Po zaręczynach zaczęli planować wspólną przyszłość. Oboje wiedzieli, że nadszedł czas, by opuścić Londyn i spróbować czegoś nowego, poszukując miejsca, gdzie mogliby zacząć nowy rozdział swojego życia. Alex, zainspirowany możliwościami, jakie otwierały się przed nimi w Kalifornii, zaproponował Emily przeprowadzkę do San Diego. Kalifornijskie duże miasto kusiło nie tylko pięknymi plażami i łagodnym klimatem, ale również dynamicznie rozwijającą się branżą technologiczną, w której Alex widział ogromny potencjał. Był to dla nich nowy początek, i szansa na stworzenie czegoś nowego.

Przeprowadzka do San Diego była dużym krokiem i wymagała mnóstwo zaangażowania. Zostawili za sobą przyjaciół i wspomnienia z lat spędzonych w Londynie, jednak oboje byli pełni nadziei i podekscytowania. Kalifornia przywitała ich ciepłym słońcem i nowymi możliwościami. Alex szybko znalazł pracę w jednej z czołowych firm technologicznych, a Emily zaczęła nawiązywać kontakty w lokalnym środowisku artystycznym.

Ich życie diametralnie wzbogaciło się o nowe doświadczenia. Było pełne wyzwań, ale i pierwszych sukcesów które dodatkowo dodawały im energii do działania. Alex odnosił zawodowe sukcesy, pracując nad nowatorskimi projektami, które zdobywały uznanie w branży IT, a Emily z kolei organizowała wystawy swoich prac, zyskując coraz większe uznanie jako artystka. Razem tworzyli parę pełną zrozumienia, miłości i wzajemnego wsparcia.

Wkrótce na świat przyszedł ich syn, Ethan co było dla nich najpiękniejszym momentem w życiu. Ich syn był energicznym, ciekawym świata dzieckiem, które wniosło do ich życia mnóstwo radości. Alex i Emily starali się dać mu wszystko, co najlepsze, jednocześnie starając się łączyć swoje kariery z codziennymi wyzwaniami rodzicielstwa.

Chłopiec szybko stał się centrum ich świata. Alex uwielbiał spędzać z nim czas, ucząc go nowych rzeczy, bawiąc się i odkrywając świat na nowo przez jego młode oczy. Emily malowała portrety ich syna, uchwytując jego niewinność i radość życia. Byli szczęśliwi, tworząc razem ciepły dom pełen miłości.

Życie jednak nie zawsze realizuje scenariusze które chcielibyśmy napisać. Pewnego dnia, gdy Ethan miał zaledwie niecałe osiem lat, doszło do tragicznego wypadku. Alex i Emily przeżyli najgorszy koszmar swojego życia – w wypadku samochodowym stracili swojego jedynego syna. To tragiczne wydarzenie wstrząsnęło ich światem i na zawsze zmieniło bieg ich życia, pozostawiając po sobie nieprzemijający ból. Emily, nie mogąc poradzić sobie ze stratą, zaczęła obwiniać Alexa za to, co się stało. Ich związek, który wcześniej był pełen miłości i szczęścia, zaczął się rozpadać na drobne kawałki.

Emily odeszła od Alexa, pogrążając się w żałobie i chorobie psychicznej która z każdym dniem coraz bardziej wyniszczała jej psychikę. Wchodziła coraz głębiej w ciemność, a choroba stopniowo przejmowała nad nią kontrolę. Alex mógł jedynie bezsilnie obserwować, jak oddala się od niego, zamykając się w świecie bólu, do którego nie miał dostępu. Każda myśl o tym, co się stało, była jak ukłucie, przypominające mu, że stracił nie tylko syna, ale i żonę, która była jego oparciem. Teraz, pozostawiony sam ze swoimi demonami, Alex musiał zmierzyć się z bólem, który zdawał się nie do zniesienia. Została mu tylko praca, do której uciekł, próbując zapomnieć o tragedii. Jego życie w San Diego, które kiedyś było pełne nadziei i miłości, teraz stało się pustką, przerywaną jedynie dźwiękiem stukającej klawiatury i deszczem stukającym o szyby okna.

Alex odchodząc od okna ponownie usiadł przy biurku, wpatrując się w ekran komputera wypełniony setkami linijek kodu. Przeciągnął dłonią po twarzy, czując szorstkość nieogolonego zarostu. Praca, która kiedyś go pochłaniała, teraz była niczym ciężar, którego nie potrafił udźwignąć. Każda linijka kodu, która pojawiała się na ekranie, wydawała się zaledwie kolejnym krokiem w niekończącej się wędrówce przez mgłę. Czuł, jakby utknął w miejscu, z którego nie było ucieczki.

Mark Levins... Może czas się z nim skontaktować, pomyślał Alex, przypominając sobie dawne rozmowy i wspólnie prowadzone projekty. Mark, teraz wybitny naukowiec pracujący w Londynie, zawsze fascynował się zaawansowaną technologią. Teraz kierował zespołem badawczym w Imperial College London. Zdesperowany zdecydował się zwrócić do niego po pomoc, mając nadzieję, że to jedyna szansa na wyjście z mroku, który go coraz bardziej otaczał.

Podniósł z biurka leżący na nim telefon i zaczął pospiesznie przeszukiwać kontakty. W końcu znalazł właściwy numer i kliknął na niego, uruchamiając połączenie. Po kilku sygnałach usłyszał znajomy głos, który natychmiast przeniósł go w czasie o wiele lat wstecz.

– Mark? – Alex powiedział cicho, niemal niepewnie.

– Alex? Alex! Stary, kopę lat! Jak się masz? – usłyszał pełen entuzjazmu głos wychodzący z telefonu. Głos Marka był ciepły, pełen życia, ale zaraz potem dodał z troską – Znowu zarywasz noce przy pracy?

Alex zamknął oczy, próbując na chwilę odciąć się od całego świata.

– Cześć, Mark. Potrzebuję twojej pomocy – przyznał w końcu Alex, jego głos był pełen zmęczenia, jakby każda sylaba była ciężarem, który ledwo udźwignął.

Mark natychmiast spoważniał. – Co się stało? Wszystko w porządku?

Alex wziął głęboki oddech, jakby przygotowywał się do zanurzenia w zimnej wodzie. – Od pewnego czasu pracuję nad algorytmem, który układa piksele w specyficzny sposób. To bardziej skomplikowane, niż się wydaje. Bez twojej pomocy chyba utknąłem na dobre – słowa ledwo przeszły mu przez gardło, jakby przyznanie się do porażki kosztowało go więcej, niż mógł znieść.

Po drugiej stronie linii zapadła cisza, po dłuższej chwili Mark odpowiedział z charakterystycznym dla siebie ożywieniem – Brzmi interesująco, ale przyznam, że również trochę skomplikowanie. Oczywiście co dwie głowy, to nie jedna, chętnie rzucę okiem na to, nad czym pracujesz.

Alex poczuł lekką ulgę, ale to nie wystarczyło, by rozproszyć nawarstwiające się ciemne chmury, które od pewnego czasu zawisły nad jego myślami.

– To nie jest coś, o czym mogę mówić dokładnie przez telefon. Projekt nad którym pracuje jest... delikatny. Lepiej, by było gdybyśmy mogli omówić to na żywo. Chodzi o pewne trudności, z którymi się zmagam – starał się, by jego głos brzmiał przekonująco, choć czuł, że ledwo utrzymuje się na powierzchni.

– Jasne, w takim razie może przyjedź do Londynu – zaproponował Mark. W jego głosie dało się wyczuć cień uśmiechu. – Minęło masa czasu, a naprawdę miło byłoby znowu ciebie zobaczyć. Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Mam teraz całkiem duże mieszkanie. Mój nowy pies, Hektor, z pewnością cię polubi, a może nawet pozwoli, żebyś zabrał go na spacer. Zapraszam, możesz zatrzymać się u mnie. Co prawda, ostatnio trochę głośniej chrapię, ale ściany są na tyle grube, że dasz radę to przeżyć. – Zaśmiał się głośniej Mark.

Alex uniósł kącik ust w słabym uśmiechu, pierwszy raz od wielu dni.

– Może faktycznie to dobry pomysł – przyznał po chwili namysłu. – Przerwa dobrze mi zrobi, ale raczej wezmę hotel. Potrzebuję trochę przestrzeni, by w głowie poukładać sobie wiele spraw.

Mark nie naciskał. – Jasne, zrobisz jak uważasz. Ważne, żebyś trochę odetchnął. Daj znać, jak tylko załatwisz bilety.

– Wiesz, Alex, czasem zastanawiam się nad swoim życiem tutaj w Londynie. Praca jest niezwykle fascynująca, nie mogę narzekać, status na uczelni też robi swoje, ale... Czasami myślę, że chętnie bym się wyprowadził z miasta.

– Naprawdę? Zawsze miałem wrażenie, że idealnie odnajdujesz się w tej miejskiej dżungli. – odpowiedział nieco zdziwiony Alex

– Jest fascynująco, to prawda. Ale czasami gdy przychodzi wieczór, coraz bardziej mam wrażenie, że przeżywam dzień świstaka, cały czas przebywając między tymi samymi murami. Może to już ten wiek? – Po czym zaśmiał się chrypliwie Mark – Każdy dzień zaczyna się i kończy tak samo. Myślę, że żyjąc gdzieś w górach, życie miałoby inny rytm.

Zanim Alex zdążył odpowiedzieć, Mark zapytał – A co u ciebie prywatnie? Bardzo dawno się nie odzywałeś.

Cisza na linii przeciągnęła się na kilka długich sekund.

– U mnie... bywało lepiej. To długa historia, Mark – odpowiedział w końcu Alex, a w jego głosie dało się słyszeć wyczerpanie, które prześladowało go od miesięcy.

– Tym bardziej zapraszam do Londynu – odpowiedział Mark, jego głos brzmiał teraz bardziej miękko, ale nie mniej entuzjastycznie. – Wpadaj, jak najszybciej. Pogadamy jak za dawnych czasów.

Alex poczuł, jak napięcie powoli opuszcza jego ciało.

– Jasne, przyjadę. Do zobaczenia wkrótce, stary brachu.

– Trzymam cię za słowo, Alex, daj znać jak zarezerwujesz bilety. – zakończył Mark, a jego głos niósł obietnicę wsparcia, którego Alex teraz tak bardzo potrzebował.

Kiedy rozmowa dobiegła końca, Alex jeszcze przez chwilę wpatrywał się w telefon, jakby ten miał mu przynieść odpowiedzi, których od pewnego czasu intensywnie szukał. W końcu odłożył go na biurko i sentymentalnie spojrzał na wiszące na ścianie zdjęcia. Wspomnienia z dzieciństwa. Życie kiedyś wydawało się znacznie prostsze.

Po chwili zadumy sięgnął po laptopa, by nie tracić czasu i zarezerwować bilet. Nagle przez myśl przemknęły mu słowa matki, które często powtarzała mu w młodości. Te proste, lecz mądre słowa stały się jego życiowym przewodnikiem. „Każda długa podróż zaczyna się od pierwszego kroku. Nie bój się stawiać kolejnych, nawet jeśli nie wiesz, dokąd cię zaprowadzą” – mawiała Grace, gdy chłopak wahał się przed podjęciem nowych wyzwań.

Słowa te, które niegdyś traktował jak mantrę, powtarzał sobie teraz, gdy stał przed wyzwaniami dorosłego życia. Były one dla niego przypomnieniem, że niezależnie od tego, jak trudne mogą być kolejne kroki, warto je stawiać, bo to one prowadzą do twojego celu.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij