Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kokon - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
23 marca 2023
Ebook
39,00 zł
Audiobook
39,00 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kokon - ebook

Inspektor Tom Thorne na tropie inteligentnego i niebezpiecznego mordercy. Ten wyjątkowo przerażający typ zabił już trzy kobiety. Czwarta, choć żywa, już tyle szczęścia nie miała.

 

Psychopata z premedytacją wywołuje udar u porwanej kobiety, który prowadzi do syndromu zamknięcia. Ofiara zostaje wprowadzona w stan uśpienia – umysł i zmysły pozostają nienaruszone, jednak nie może się ona ruszać ani komunikować. Zwyrodnialec wciąga nieustępliwego inspektora Thorne’a w zabawę w kotka i myszkę, ujawniając swoje sadystyczne obsesje.

 

”Billingham jest coraz lepszy. To książki i bohaterowie, z którymi nie sposób się rozstać.” - Michael Connelly

 

”Od lat nie czytałam tak dobrej książki.” - Martina cole

 

”Pasjonująca… wciągająca i trzymająca w napięciu aż do końca.” - The times

 

Mark Billingham należy do czołówki brytyjskich autorów powieści kryminalnych. Od kilku lat kryminały o inspektorze Tomie Hornie zdobywają najbardziej prestiżowe nagrody. Każdy z nich trafia na najwyższe miejsca listy bestsellerów „Sunday Timesa”.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788742860007
Rozmiar pliku: 646 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowania

Chciałbym podziękować wielu osobom z różnych powodów:

Doktorowi Philowi Coburnowi za porady eksperta, chory umysł i szampańskie chwile; Carol Bristow za pomoc przy sprawach związanych z procedurą policyjną; profesorowi Sebastianowi Lucasowi ze szpitala św. Tomasza; Nickowi Jordanowi, Bernadette Ford i Davidowi Holdstockowi z wydziału ds. kontaktów z prasą Metropolitan Police; Caroline Allum; Hilary Hale, mojej błyskotliwej redaktorce, oraz wszystkim z wydawnictwa Little, Brown za ich nieograniczony entuzjazm; Sarah Lutyens, mojej agentce, za meble; Rachel Daniels z London Management; Peterowi Cocksowi za zdjęcia; Howardowi Prattowi za dźwięki; Mike’owi Gunnowi za żarty; Paulowi Thorne’owi za lekturę w wolnym czasie.

A także mojej matce Pat Thompson za trzydzieści dziewięć lat. Pamiętaj, co mówiłaś o głośnych krzykach w księgarni...Roger Thomas,

CZŁONEK KRÓLEWSKIEGO KOLEGIUM PATOLOGÓW

Dr Angela Wilson

Koroner

Southwark

26 czerwca 2000

Droga Angelo,

W związku z naszą ostatnią rozmową piszę do Ciebie, by przelać na papier pewne zebrane, dające do myślenia szczegóły, które możesz zechcieć załączyć do mego raportu z autopsji (A2698/RT) p. Susan Carlish, dwudziestosześcioletniej ofiary udaru odnalezionej w jej domu 15 czerwca.

Autopsja została przeprowadzona w szpitalu św. Tomasza 17 czerwca. Zgon nastąpił wskutek rozległego zawału wywołanego zatorem arterii głównej, ten zaś spowodowało spontaniczne przerwanie tętnicy szyjnej. Jako że badanie zostało przeprowadzone dwanaście godzin po śmierci denatki, nie mogłem wykonać testu na niedobór protein C i S. Pomijając ten fakt i biorąc pod uwagę, że panna Carlish paliła papierosy tylko od czasu do czasu, nie mamy tu do czynienia z typowymi czynnikami zwiększającymi ryzyko udaru. Odkryłem także pewne drobne uszkodzenia na szyi denatki, łącznie z naderwaniem więzadeł na wysokości pierwszego i drugiego kręgu szyjnego, choć mogły one powstać wcześniej, w trakcie odgięciowego urazu kręgosłupa szyjnego czy podczas uprawiania forsownych ćwiczeń sportowych. We krwi stwierdzono ślady benzodiazepanu. W trakcie przeszukania lokalu odnaleziono receptę na valium, wypisaną na nazwisko współlokatorki panny Carlish przed osiemnastoma miesiącami.

Choć nie mam wątpliwości co do przyczyny zgonu i przyznaję, że prowadzone przez policję śledztwo zabrnęło w ślepą uliczkę, zamierzam skontaktować się w tej sprawie z kilkoma kolegami po fachu, a kopię niniejszego listu rozesłać do wszystkich wydziałów patologii i biur koronera w całym Londynie. Ciekaw jestem, czy ktokolwiek z nich miał do czynienia z ciałem ofiary udaru (zwłaszcza kobiety w wieku 20–30 lat) wykazującym obecność którejś z następujących osobliwych cech:

Brak typowych dla tej przypadłości czynników ryzyka.

Zerwane więzadła w szyi.

Beznodiazepan we krwi.

Gdybyś miała chęć porozmawiać o moich odkryciach z perspektywą przeprowadzenia drugiej autopsji, z przyjemnością z tobą na ten temat pogawędzę.

Z poważaniem

Roger Thomas

Dr Roger Thomas, członek KPP, konsultant patomorfolog

PS Stan ciała (które skrzypiało jak świeżo wyczyszczone kalosze) nie był dla stróżów prawa niczym nadzwyczajnym ani nie wzbudził większego zainteresowania właścicieli zakładu pogrzebowego, lecz mnie wydał się co najmniej niepokojący z wyżej wymienionych powodów.–––

– Obudź się, Śpiąca Królewno...

Do tego światła, głosy, maska i słodka struga świeżego tlenu w moich nozdrzach...

A wcześniej?

Ja i dziewczęta trzymamy się za ręce, by wspólnie zaśpiewać „I Will Survive”, co sprawia, że wszyscy donżuani z Camberwell, w białych skarpetkach, obecni w klubie biorą nogi za pas...

Teraz tańczę sama. I to przy bankomacie, Boże jedyny!

Jestem nielicho wstawiona. To był niezapomniany wieczór.

Mocuję się, aby włożyć klucz do zamka.

W aucie siedzi facet z butelką szampana. Co świętuje? Łyczek szampana po wypiciu całego morza tequili na pewno nie zaszkodzi.

Jesteśmy w kuchni. Czuję dziwny zapach, jakby mydła. I czegoś jeszcze. Czegoś desperackiego.

Ten mężczyzna jest za moimi plecami. Klęczę. Gdyby mnie nie podtrzymał, wylądowałabym na podłodze. Czy aż tak dużo wypiłam?

Jego dłonie są teraz na mojej głowie i szyi. Jest bardzo delikatny. Mówi, żebym się nie martwiła.

A potem... już nic...1

Thorne nie znosił powszechnie wyznawanego poglądu, że policjanci są zahartowani. Zahartowany gliniarz był zupełnie nieprzydatny. Jak stara zastygła farba. On był po prostu... zrezygnowany. Z powodu bezdomnego ze strzaskaną czaszką i słowem „lump” wyciętym na piersi. Pół tuzina harcerek zdekapitowanych za sprawą pijanego kierowcy autobusu i niskiego mostu. A także znacznie drastyczniejszych przypadków. Z rezygnacją patrzył w szkliste oczy kobiety, która straciła syna i, przygryzając dolną wargę, jakby mimowolnie sięgała po czajnik. Thorne był zrezygnowany z tych wszystkich powodów. Ostatnio z powodu Alison Willetts.

– To uśmiech losu, słowo daję.

Był zrezygnowany, myśląc o tej drobnej istotce w ciele dziewczyny, omotanej plątaniną medycznych kabli, rurek i przewodów, jako o czymś przełomowym. Uśmiech losu. Odrobina szczęścia. A przecież jej właściwie tam nie było. Szczęście, że w ogóle ją znaleźli.

– No to jak, kto spieprzył sprawę? – Detektyw konstabl David Holland słyszał, że Thorne był z natury bezpośredni i konkretny, ale nie spodziewał się takiego pytania niedługo po tym, jak zjawił się przy łóżku dziewczyny.

– Cóż, szczerze mówiąc, ona nie pasuje do profilu. To znaczy prowadziła aktywny tryb życia i jest bardzo młoda.

– Trzecia ofiara miała zaledwie dwadzieścia sześć lat.

– Tak, wiem, ale proszę na nią spojrzeć.

Zrobił to. Miała dwadzieścia cztery lata, a wyglądała jak bezbronne dziecko.

– Cała ta sprawa była traktowana jak zwykłe zaginięcie. Do czasu, gdy miejscowi chłopcy odnaleźli jej chłopaka. – Thorne uniósł brew. Holland instynktownie sięgnął po notes: – Ee... Tima Hinnegana. To najbliższa jej osoba. Mam jego adres. Powinien zjawić się tu później. Odwiedza ją codziennie. Byli razem od osiemnastu miesięcy – dwa lata temu ona przeprowadziła się tu z Newcastle, by podjąć pracę jako pielęgniarka na oddziale dziecięcym.

Holland zamknął notes i spojrzał na przełożonego, który wciąż wpatrywał się w Alison Willetts. Zastanawiał się, czy Thorne wiedział, że reszta zespołu nazywała go wańką-wstańką. Nietrudno było odgadnąć, skąd wzięło się to przezwisko. Ile wzrostu miał Thorne... Metr sześćdziesiąt pięć, metr sześćdziesiąt osiem? Ale nisko położony środek ciężkości i krępa sylwetka pozwalały przypuszczać, że nawet popchnięty nie dałby się przewrócić i błyskawicznie powstałby do pionu. Coś w jego oczach mówiło Hollandowi, że tamten za nic nie dałby się powalić.

Jego ojciec znał gliniarzy takich jak Thorne, ale ten był pierwszym, z jakim Holland miał okazję pracować. Uznał, że lepiej jeszcze nie chować notesu. Wańka-wstańka wyraźnie miał o wiele więcej pytań. W dodatku ten facet miał dziwny zwyczaj zadawania ich nawet bez otwierania ust.

– Tak... no więc ta dziewczyna wraca do domu po upojnej nocy... to było tydzień temu, we wtorek... i kończy na progu recepcji ostrego dyżuru szpitala Royal London.

Thorne skrzywił się. Znał ten szpital. Wspomnienie bólu, jakiego doświadczył po operacji przepukliny pół roku temu, wciąż było przeraźliwie świeże w jego pamięci. Uniósł wzrok, gdy do pokoju zajrzała pielęgniarka w niebieskim uniformie, by zerknąć najpierw na nich, po czym na zegar. Holland sięgnął po legitymację, ale pielęgniarka już zamknęła za sobą drzwi.

– Kiedy ją przyjęto, wyglądało to na przedawkowanie. A potem dowiedziano się o tej dziwnej niby-śpiączce i przeniesiono ją tutaj. Kiedy jednak odkryto, że to udar, nie próbowano połączyć tego z Bekhendem. Nie sprawdzono, czy ma we krwi benzodiazepan, i nie skontaktowano się z nami.

Thorne spojrzał na Alison Willetts. Przydałoby się przyciąć jej grzywkę. Widział jak jej wywrócone do góry gałki oczne poruszają się w oczodołach. Czy wiedziała, że tu byli? Czy ich słyszała? Czy pamiętała?

– Skoro pan pyta, odpowiem, że moim zdaniem jedyną osobą, która spieprzyła sprawę, jest sam zabójca.

– Przynieś nam herbatę, Holland.

Thorne ani na chwilę nie odrywał wzroku od Alison Willetts i tylko cichy skrzyp i szurnięcie drzwi uświadomiło mu, że Holland wyszedł. Detektyw inspektor Tom Thorne nie chciał stanąć na czele operacji Bekhend, ale z wdzięcznością przyjął pierwszą nadarzającą się okazję przeniesienia z nowo powstałej Grupy ds. Przestępstw Szczególnych. Restrukturyzacja wszystkim dała się we znaki, a Bekhend była przynajmniej prostą operacją w starym stylu. Mimo to nie pragnął nią dowodzić w przeciwieństwie do kilku znanych mu osób. Oczywiście operacji przyznano priorytet, a on należał do ludzi, którzy z ogromnym wahaniem zabierali się do spraw, których rozwikłania nie byli pewni. A ta sprawa była naprawdę dziwna. To nie ulegało wątpliwości. Wiedzieli o trzech zabójstwach; każda ofiara poniosła śmierć wskutek silnego nacisku na tętnicę główną. Jakiś szaleniec atakował kobiety w ich domu, szprycował prochami i wywoływał u nich udar.

Wywoływał udar.

Hendricks był jednym z bardziej doświadczonych patologów, ale tydzień temu Thorne’owi wcale nie było miło w jego laboratorium, gdy tamten przyłożył wilgotne dłonie do jego głowy i szyi, aby zademonstrować mu zabójczą technikę. – Co ty, u licha, wyprawiasz, Phil?

– Zamknij się, Tom. Jesteś nafaszerowany prochami po same uszy. Mogę z tobą zrobić, co zechcę. Teraz przechylę ci głowę w bok i nacisnę ten punkt, aby zablokować tętnicę. To wymaga specjalistycznej wiedzy. Zastanawiam się, kto wchodzi w rachubę. Komandos? Ekspert od sztuk walki? Tak czy owak, cwany drań. Nie zostawił żadnych śladów. Rzecz jest prawie nie do wykrycia.

Prawie.

Christine Owen i Madeleine Vickery należały do grupy podwyższonego ryzyka udaru: jedna w średnim wieku, druga nałogowa palaczka. Obie odnaleziono martwe w ich domach, w przeciwległych dzielnicach Londynu. To, że ich ciała zostały niedawno umyte mydłem karbolowym, nie uszło uwagi patologów prowadzących sekcje. Choć mąż Christine Owen i współlokatorka Madeleine Vickery uznali, że to dziwne, nie mogli wyprzeć się (ani wyjaśnić) obecności kostki mydła karbolowego w łazience. U obu ofiar odkryto ślady środków uspokajających; w wypadku Owen wyjaśniono to przyjmowaniem leków antydepresyjnych, a Vickery, jak się okazało, od czasu do czasu brała narkotyki. Te tragiczne, lecz, jak dotąd przypuszczano, naturalne zgony nie zostały ze sobą połączone.

Jednak Susan Carlish nie należała do osób z grupy podwyższonego ryzyka i narażonych na udar, a środki uspokajające znalezione w jej kawalerce w podejrzanej butelce bez nalepki stanowiły nierozwikłaną zagadkę. Ale dopiero zerwane więzadła w szyi okazały się szczegółem łączącym te trzy przypadki. Dokonał tego pewien wyjątkowo bystry i dociekliwy patolog. Nawet Hendricks musiał przyznać, że wykazał się on nadzwyczajną czujnością. Niezwykłą przenikliwością umysłu.

Ale nie był aż tak przenikliwy jak zabójca.

– Tom, on bawi się stosunkami procentowymi. Mnóstwo ludzi w tym mieście zalicza się do grupy podwyższonego ryzyka udaru. Dajmy na to ty.

– Że co?

– Wciąż masz złotą kartę w Threshers, prawda?

Thorne już miał zaprotestować, ale powstrzymał się. I tak zbyt często wściekał się na Hendricksa.

– Wybiera trzy różne obszary Londynu, wiedząc, że szanse, by ktokolwiek połączył ze sobą te ofiary, są cholernie nikłe. Robi swoje, a my drepczemy w miejscu.

Thorne wstał, wsłuchując się w jednostajny rytm respiratora Alison. Określano to mianem zespołu zamknięcia. Alison prawdopodobnie nadal mogła widzieć, słyszeć i odczuwać. Prawie na pewno miała świadomość tego, co działo się wokół niej. I nie była w stanie się poruszać. Nie mogła ani drgnąć. Nie miała władzy nawet nad najdrobniejszymi mięśniami.

Zespół nie był adekwatnym określeniem. To był wyrok. A co ze skurwielem, który go wykonał? Czy to jakiś świr trenujący sztuki walki? Albo agent tajnych służb? To najbardziej prawdopodobne. Nie mieli lepszych kandydatów. Przynajmniej na razie...

Trzy różne obszary Londynu. Zrobił się nielichy bałagan. Trzej komendanci siedzący przy okrągłym stole, licytujący się o to, który z nich ma większego wacka, z trudem przygotowali operację Bekhend.

Jeżeli chodziło o skład zespołu, Thorne nie miał powodów do narzekania. Tughan był co najmniej skuteczny, a Frank Keable sprawdził się jako policjant, choć bywał trochę zbyt zachowawczy. Thorne będzie musiał rozmówić się z nim na temat Hollanda i jego notesu, którego ani na chwilę nie chował. Czy w wydziale nie było choćby jednego konstabla z pamięcią lepszą niż u złotej rybki?

– Sir?

Złota Rybka pojawił się z herbatą.

– Kto zwrócił naszą uwagę na Alison Willetts?

– Konsultant do spraw neurologii, ee... doktor...

Holland chrząknął i przełknął ślinę. W obu rękach trzymał plastikowe kubki z gorącą herbatą i nie mógł sięgnąć po notes. Thorne postanowił zachować się uprzejmie i wziął od niego kubek. Holland wyjął notes.

– Doktor Coburn. Anne Coburn. Ma dziś wykłady w Royal Free. Umówiłem pana na spotkanie z nią dziś po południu.

– Jeszcze jeden lekarz, któremu jesteśmy winni podziękowanie.

– Tak i kolejny szczęśliwy traf. Jej mąż to konsultant patolog David Higgins. Wykonuje dla nas wiele prac jako ekspert. Opowiadała mu o Alison Willetts, a on na to: „To ciekawe, ponieważ...”.

– Co to ma być? On jej to, a ona jemu na to... Pogawędki sobie urządzili na temat autopsji? Może jeszcze w łóżku, po szybkim numerku? Kto to słyszał?

– Nie wiem. Sam będzie pan musiał ją o to zapytać.

Odstępując na bok, by przepuścić pielęgniarkę, która przyszła wymienić Alison kroplówkę, Thorne uznał, że nie należy odkładać na później tego, co może zrobić od razu. Oddał Hollandowi kubek z nietkniętą herbatą.

– Zostań tu i zaczekaj na Hinnegana.

– Ale jest pan umówiony dopiero na wpół do piątej.

– Wobec tego przyjdę na spotkanie trochę wcześniej.

Pokonał labirynt korytarzy wyłożonych czerwonym popękanym linoleum w poszukiwaniu najszybszej drogi do wyjścia i ucieczki przed odorem, którego każdy człowiek przy zdrowych zmysłach nienawidzi z całego serca. Intensywna terapia mieściła się w nowym skrzydle Narodowego Szpitala Neurologii i Neurochirurgii, ale woń była obecna nawet tutaj. Środki odkażające, skonstatował, w szkole używano czegoś podobnego, a ta myśl sprawiła, że cofnął się we wspomnieniach do zapomnianych czasów przedszkolnych koszmarów. To była inna woń.

Dializ i śmierci.

Zjechał windą do głównej recepcji, której imponująca wiktoriańska architektura zdumiewająco kontrastowała z nowoczesnym otwartym planem nowych części szpitala. Kamienne tablice na ścianach roztaczały aurę dawno minionej świetności, podobnie jak zakurzone drewniane plakietki z nazwiskami konsultantów tej placówki. Chlubę tego miejsca stanowił naturalnej wielkości portret Diany, księżnej Walii, byłej patronki szpitala. Obraz był udany, w przeciwieństwie do popiersia księżnej stojącego na cokole opodal. Thorne zastanawiał się, czy było ono dziełem któregoś z pacjentów.

Gdy zbliżył się do wyjścia, miotane półgłosem przekleństwa i pochylające się w jego stronę ociekające parasole w rękach osób wchodzących do budynku uświadomiły mu, że lato miało się ku końcowi. Półtora tygodnia sierpnia i po lecie. Stanął pod wykwintnym szpitalnym portykiem z czerwonej cegły i mrużąc oczy, spojrzał poprzez strugi deszczu w stronę, gdzie stał jego samochód, przy barierkach okalających Queen Square. Ludzie szli mimo ulewy z pochylonymi głowami, przecinając na ukos trawniki lub zmierzając do stacji metra przy Russell Square. Ilu było wśród nich lekarzy i pielęgniarek? W promieniu półtora kilometra znajdowało się wiele szpitali oraz klinik specjalistycznych. Z miejsca, gdzie stał, widział gmach szpitala dziecięcego przy Great Ormond Street. Postawił kołnierz i przygotował się do biegu.

W pierwszej chwili pomyślał, że to mandat, gdy wyszarpnął kartkę zza wycieraczki. Kiedy jednak wyciągnął kartkę A-4 z foliowej koszulki i rozłożył, zdał sobie sprawę, że było to coś zupełnie innego. Ostrożnie włożył ją z powrotem do koszulki, wytarł z kropel deszczu i wlepił wzrok w liścik napisany zgrabnie na maszynie. Po pierwszych czterech słowach przestał zwracać uwagę na strużki deszczu ściekające mu po karku.

DROGI DETEKTYWIE INSPEKTORZE THORNE. CO MOGĘ POWIEDZIEĆ? PRAKTYKA CZYNI MISTRZA. CZY NIE ZAZDROŚCI JEJ PAN TEJ DOSKONAŁOŚCI... TEGO DYSTANSU? PROPONUJĘ, BY WZIĄŁ PAN POD ROZWAGĘ KONCEPCJĘ TEJ WOLNOŚCI. PRAWDZIWEJ WOLNOŚCI. CZY KIEDYKOLWIEK SIĘ PAN NAD NIĄ ZASTANAWIAŁ? PRZYKRO MI Z POWODU INNYCH. NAPRAWDĘ. NIE ZAMIERZAM URAŻAĆ PAŃSKIEJ INTELIGENCJI KOMUNAŁAMI NA TEMAT CELÓW UŚWIĘCAJĄCYCH ŚRODKI, LECZ POWIEM TYLKO, ŻE PRZY WIELKICH PRZEDSIĘWZIĘCIACH NALEŻY BRAĆ POD UWAGĘ ODPOWIEDNI MARGINES BŁĘDU. WSZYSTKO ZALEŻY OD NACISKU, INSPEKTORZE THORNE, ALE PAN PRZECIEŻ WIE JUŻ NA TEN TEMAT WSZYSTKO. A TAK MÓWIĄC POWAŻNIE, TOM, MOŻE CIĘ KIEDYŚ ODWIEDZĘ...

Nacisk...

Thorne rozejrzał się dokoła, jego serce biło jak szalone. Ktokolwiek zostawił ten liścik, musiał być niedaleko, samochód stał w tym miejscu od niedawna. Dostrzegł jedynie ponure, mokre od deszczu twarze i Hollanda lawirującego między kałużami i biegnącego przez ulicę w jego stronę.

– Chłopak tej dziewczyny właśnie przyszedł. Musiał pan minąć się z nim, wychodząc.

Wyraz twarzy Thorne’a sprawił, że konstabl stanął jak wryty i zamilkł.

– Wiesz co, Holland? Alison to nie była fuszerka.

– Oczywiście, że nie. Chciałem jedynie powiedzieć, że...

– Posłuchaj. On tego właśnie chce. – Wskazał na szpital. – Rozumiesz? – Koszula lepiła mu się do pleców. Deszcz i pot. Sam ledwie mógł to zrozumieć. Z trudem był w stanie uwierzyć w wypowiedziane przez siebie słowa. Holland patrzył z ustami rozdziawionymi ze zdumienia, zasłuchany w słowa, które tak wiele kosztowały inspektora. Słowa, które jeszcze zanim zostały wyartykułowane, uświadomiły Thorne’owi, że nie powinien się zgodzić na udział w tej operacji.

– Alison Willetts nie jest jego pierwszą pomyłką. To pierwsza z jego ofiar, z którą zrobił to, co chciał.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: