Kolacja w Buenos Aires - ebook
Kolacja w Buenos Aires - ebook
Grace Blake przyjmie posadę w angielskiej rezydencji argentyńskiego milionera Cesara Navarra. Po pierwszych dniach pełna energii Grace zaczyna się obawiać, czy wytrzyma w pustym, pilnie strzeżonym przez ochroniarzy i kamery domu. Ponieważ zawsze szczerze mówi, co myśli, jest pewna, że Navarro sam ją zwolni. On jednak nieoczekiwanie prosi, by przygotowała dla niego kolację urodzinową w Buenos Aires…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1285-4 |
Rozmiar pliku: | 718 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Na pewno dasz sobie radę?
– Grace, wsiadaj do samochodu i zmykaj! – Jej siostra, Beth, spojrzała na nią zniecierpliwiona. – Mam dwadzieścia trzy lata i jestem samodzielna. Zresztą potrzebujemy pieniędzy.
Grace musiała jej przyznać rację; rachunki, które nagromadziły się podczas choroby matki, wciąż były nieuregulowane. Sama musiała zrezygnować z posady szefa kuchni w jednym z ekskluzywnych hoteli londyńskich, żeby zająć się matką i umożliwić Beth skończenie studiów.
Co prawda Beth przeniosła się z powrotem do rodzinnego domu i pracowała w renomowanym wydawnictwie, ale jej pensja nie wystarczyłaby na pokrycie zaległości.
I dlatego Grace jechała teraz w dzikie zakątki Hampshire, gdzie czekał ją miesięczny okres próbny w domu bajecznie bogatego argentyńskiego biznesmena, a w perspektywie stała posada kucharki i gospodyni.
– Ciekawe, jaki jest Cesar Navarro na żywo – zastanowiła się Beth.
Grace parsknęła, sprawdzając zawartość swej przepastnej torby.
– Wątpię, czy szybko będę miała okazję osobiście go poznać.
– Jak to?
Widząc je razem, każdy uświadomiłby sobie od razu, że nie są biologicznymi siostrami. Beth była wysoką, ciemnooką blondynką, Grace natomiast miała trochę ponad sto pięćdziesiąt centymetrów wzrostu, długie ciemne włosy i niebieskozielone oczy.
Grace adoptowano, gdy miała zaledwie sześć tygodni, i była jedynym dzieckiem w domu do ósmego roku życia, kiedy rodzice zjawili się pewnego dnia z pięcioletnią Beth. Dziewczynki pokochały się od pierwszego wejrzenia i ta miłość pozwoliła im wspierać się nawzajem, kiedy ich przybrany ojciec zginął w wypadku samochodowym przed pięciu laty, a matka wylądowała na wózku inwalidzkim. Zmarła przed dwoma miesiącami z powodu powikłań płucnych.
– Jak twierdzi jego osobisty sekretarz, który mnie zatrudnił, mam dopilnować, by jego człowiek, Raphael, zaniósł panu śniadanie punktualnie o siódmej, a potem trzymać się z dala od głównej części domu, dopóki Navarro nie wyjedzie na cały dzień. Dopiero wtedy mam się zająć sprzątaniem, pomijając gabinet, do którego nie wolno mi wchodzić. Kolacja o ósmej, chyba że Raphael zadecyduje inaczej. I muszę zniknąć przed dziewiątą. Potem zaczynają się przyjęcia.
– Naprawdę tak myślisz?
– Nie. Sądzę po prostu, że pan Navarro nie ma ochoty oglądać nikogo ze służby.
Beth parsknęła śmiechem.
– Sprawia wrażenie przeczulonego na punkcie prywatności.
– Jako milioner jest pewnie przyzwyczajony do tego, że dostaje to, co chce. I kiedy chce.
Nie mogła wybrzydzać. Pomimo znakomitych referencji trudno jej było znaleźć pracę w Londynie. Zdesperowana, zgłosiła się do agencji pośrednictwa i dostała ofertę zatrudnienia – dobrze płatnego – na miesięczny okres próbny w rezydencji Cesara Nawarra w Hampshire.
– Ale będziesz miała własny domek na terenie posiadłości.
– Więcej prywatności dla pana Navarra – zauważyła ironicznie Grace.
– Nie martw się, wpadnę do ciebie w weekend i dotrzymam ci przez kilka dni towarzystwa.
– Coś mi się zdaje, że będę go potrzebowała. – Roześmiała się, obejmując Beth po raz ostatni. – Zadzwonisz w razie potrzeby?
– Wygląda raczej na to, że to ty będziesz do mnie wydzwaniać… i to często!
Grace rozmyślała po drodze o niezwykłych wymaganiach swojego pracodawcy. Słyszała oczywiście o Cesarze Navarro – któż by nie słyszał o argentyńskim multimilionerze, człowieku po trzydziestce, posiadaczu domów w większości stolic i chyba połowy wszystkich przedsiębiorstw na świecie? Jakim cudem znajdował czas na cokolwiek prócz pracy?
Zmuszona czekać dwa dni na wiadomość o drugiej, decydującej rozmowie, szukała w internecie informacji na temat enigmatycznego pana Navarra.
Samotnik, uświadomiła sobie, zapoznając się ze skąpymi wiadomościami na jego temat: wiek trzydzieści trzy lata, starszy z dwojga dzieci bogatych i obecnie rozwiedzionych rodziców, Amerykanki i Argentyńczyka; dorastał w kraju ojca, potem ukończył Harvard i założył własną firmę jako dwudziestotrzylatek. Osiągnął sukces i był teraz zmuszony podróżować bezustannie prywatnym odrzutowcem albo helikopterem i zatrzymywać się w tych swoich rezydencjach na całym świecie.
Kilka zdjęć sprzed lat ukazywało uderzająco przystojnego młodzieńca. Nawet wtedy odznaczał się arystokratycznymi rysami – ciemne oczy o przenikliwym spojrzeniu, wysokie kości policzkowe, wyraźne usta, kwadratowa szczęka, zdecydowana linia brody. Za każdym jednak razem ta ogorzała twarz wydawała się ponura i pozbawiona uśmiechu. Były jeszcze dwa zdjęcia z wieku dojrzałego, jedno pozowane, drugie przypadkowe, zrobione na jakimś prywatnym lotnisku; na obu wyglądał równie przystojnie, ale jeszcze bardziej posępnie. Wydawał się o kilka centymetrów wyższy od równie ciemnowłosego mężczyzny, który szedł obok niego po płycie lądowiska; ciemny garnitur podkreślał szerokość ramion i szczupłość sylwetki, długie włosy były zmierzwione… W arystokratycznych rysach najbardziej uderzały te ciemne przenikliwe oczy pod równie ciemnymi brwiami.
Grace nie mogła zrozumieć, dlaczego tak bogaty i przystojny mężczyzna nie jest jednocześnie playboyem, który zmienia kobiety jak rękawiczki.
Chyba że…
Może istniał powód, dla którego nie zrobiono mu nigdy zdjęcia z piękną dziewczyną u boku, a on tak obsesyjnie chronił swoje życie osobiste? Może ciemnowłosy mężczyzna, który wsiadał z nim na zdjęciu do helikoptera, wcale nie był osobistym sekretarzem?
Myśląc o tym, Grace nie mogła zapanować nad rozbawieniem, ale szybko spoważniała. Kierując się wskazówkami Kevina Maddoxa, zbliżyła się właśnie do wjazdu na teren posiadłości, gdzie miała mieszkać i pracować przez co najmniej miesiąc. W prawie czterometrowym murze osadzona była brama z kutego żelaza, a po obu jej stronach stali dwaj potężnie zbudowani i ostrzyżeni na wojskową modłę mężczyźni w czarnych garniturach; ich postawa świadczyła o czujności, a oczy, pomimo chmurnego wrześniowego dnia, kryły się za ciemnymi okularami. Jeden z nich podszedł do jej samochodu.
– Grace Blake?
– E… tak – odparła niepewnie, trochę zaniepokojona z powodu tych środków ostrożności. Z rozmowy telefonicznej, jaką przeprowadziła poprzedniego dnia z Kevinem Maddoxem, wynikało, że jej pracodawca przyjedzie do Anglii dopiero nazajutrz.
Krzepki ochroniarz skinął głową.
– Mógłbym zajrzeć do bagażnika?
– Do bagażnika?
– Jeśli nie ma pani nic przeciwko temu.
Odsunął się na bok, kiedy Grace wysiadła z wozu i otworzyła bagażnik. Potem sprawdził zawartość jej torby, w końcu powiedział coś do małego nadajnika w klapie marynarki i po kilku sekundach skrzydła wielkiej bramy zaczęły się rozsuwać.
– Skręci pani w pierwszą alejkę w prawo i dojedzie do swojej chaty – poinstruował ochroniarz.
Grace usiadła za kierownicą.
– Pan Navarro nie wróci do jutra?
– Nie.
– Ochrona zawsze tak tu wygląda? Nawet kiedy go nie ma?
– Owszem.
– Och. – Czuła chłodne spojrzenie rozmówcy. – Okej. Dzięki.
Ruszyła ostro do przodu i zobaczyła w lusterku, jak brama zamyka się za nią z wolna. Była pewna, że jest obserwowana przez niewidoczne kamery, kiedy jechała zadrzewioną alejką i skręcała w stronę chaty, która przynajmniej przez miesiąc miała być jej domem. Przyzwyczajona do całkowitej swobody, zaczęła mieć wątpliwości, czy wytrzyma tak długo w tym pilnie strzeżonym więzieniu.
– Nie przyjmuję żadnych tłumaczeń, Kevin – oświadczył Cesar zniecierpliwiony, wchodząc następnego dnia do przepastnego holu w swoim angielskim domu. Przyleciał właśnie z Buenos Aires i nie miał ochoty zajmować się trudnościami związanymi z interesem, który go tu sprowadził. – Jeśli Dreyfuss nie… Co to takiego? – Przystanął gwałtownie przy stoliku.
Kevin skrzywił się, patrząc na wazon z kwiatami.
– E… lilie?
– Mają zniknąć, gdy tylko skończymy rozmawiać – warknął i ruszył w stronę swojego gabinetu.
– Oczywiście.
Cesar usiadł za ogromnym mahoniowym biurkiem, potem spojrzał na młodszego mężczyznę.
– Dałem chyba jasno do zrozumienia, że nie życzę sobie żadnych kwiatów w tym domu?
– Przepraszam. Zapomniałem wspomnieć o tym pannie Blake.
– Nowej gospodyni?
– Pani Davis przeszła na emeryturę.
– Wiem o tym. – Wykrzywił ironicznie usta.
– Oczywiście, przesłałem Raphaelowi dossier panny Blake do zaaprobowania.
Cesar skinął głową.
– Masz kopię?
– Naturalnie. – Kevin otworzył teczkę i wyjął dokument. – Jest odrobinę za młoda, ale ma doskonałe referencje. Sprawdzono ją też dokładnie.
Cesar zajrzał do dossier i uniósł brwi, stwierdziwszy, że Grace Blake ma zaledwie dwadzieścia sześć lat.
– Odrobinę za młoda?
Kevin nie krył zakłopotania.
– Jej referencje były doskonałe.
Cesar rozsiadł się wygodnie i popatrzył na młodszego mężczyznę spod przymrużonych powiek.
– Jest także piękna?
Kevin się zaczerwienił.
– Jeśli sądzi pan, że miało to wpływ na…
– Jest więc piękna – zauważył ironicznie Cesar. – I nie była nigdzie zatrudniona przez ostatnie osiem miesięcy.
– Jej matka była bardzo chora, a ona zrezygnowała z pracy, żeby się nią zająć.
– Nie pytałem o szczegóły jej życia prywatnego.
– Próbowałem tylko wyjaśnić… Porozmawiam z nią o kwiatach, jak tylko skończymy.
– Nie zapomnij – powiedział Cesar, odkładając dossier na bok.
Raphael wciąż przebywał na zewnątrz, sprawdzając zabezpieczenia, ale Cesar nie miał najmniejszych wątpliwości, że po powrocie wyjaśni młodej i pięknej pannie Blake, czego oczekuje się tutaj od podwładnych.
Grace kończyła przygotowywać deser dla Cesara Navarro, kiedy do kuchni wkroczył Kevin Maddox.
– Miło cię znów widzieć, Kevin.
Piętnaście minut wcześniej usłyszała warkot helikoptera i miała nadzieję, że Kevin będzie towarzyszył panu Navarro. Po pierwszych dwóch dniach, kiedy miała wrażenie, że jest bezustannie obserwowana przez ochroniarzy albo kamery, które zlokalizowała i w domu, i w ogrodzie, nie wspominając już o tym pełnym monitorów pomieszczeniu w piwnicy, uważała go za względnie normalnego.
Chata, którą oddano do jej dyspozycji, była na dobrą sprawę luksusowa, ale wnętrze domu zapierało dech w piersi – antyczne meble, zdobione sufity, żyrandole, piękne obrazy – oryginały! – na krytych bladym jedwabiem ścianach. A kuchnia! Pomijając dwie kamery w narożnikach i konieczność posługiwania się kodem otwierającym drzwi, mogła podziwiać szafki dębowe, które nadawały wnętrzu staroświecki charakter, oraz wszelki sprzęt, nieodzowny w przypadku pierwszorzędnych posiłków, które miała zamiar szykować dla swego pracodawcy. Jednak opuszczanie posiadłości i powrót przypominały koszmar, o czym się przekonała tego ranka, udając się na zakupy do najbliższego miasta. Każda torba została dokładnie sprawdzona przez tego samego ochroniarza, co poprzedniego dnia – Rodneya, jak łaskawie oznajmił, kiedy go spytała o imię. Albo Navarro cierpiał na paranoję, albo miał rzeczywistych wrogów. I tak źle, i tak niedobrze.
Widok Kevina Maddoxa, z tymi jego krótkimi blond włosami i niebieskimi oczami, był jak łyk świeżego powietrza. A spędziła tu zaledwie dwadzieścia cztery godziny!
– Coś ładnie pachnie – zauważył.
Grace skinęła głową. Miała na sobie roboczy uniform: białą wykrochmaloną bluzkę i wąską czarną spódnicę.
– Zupa z marchwi, okoń z rusztu, młode ziemniaki z miętą, warzywa śródziemnomorskie saute. Jeśli chodzi o deser…
– Och. – Kelvin skrzywił się, patrząc na czekoladowy mus, który Grace ozdabiała właśnie wiórkami ciemnej i białej czekolady.
Dostrzegła wyraz jego twarzy.
– Pan Navarro nie lubi czekolady?
– Nie jada deserów.
– Żadnych?!
– Nie.
– Ale to moja specjalność!
– Wiem. – Kevin wzruszył ramionami. – Ale zaliczyłaś też kurs kulinarny w Paryżu, nim zaczęłaś się zajmować deserami.
Grace chciała już zaprotestować, ale zdała sobie sprawę, że to bezcelowe. Potrzebowała tej pracy; Navarro nie jadał deserów, koniec, kropka.
– Czy pan Navarro nie lubi czegoś jeszcze? – spytała, chowając mus do lodówki.
– Nie powiedziałem, że nie lubi deserów, tylko że ich nie jada – oznajmił Kevin z przekąsem.
– Pewnie się boi utyć… Och, przepraszam, nie powinnam tego mówić.
– Nie powinnaś – przyznał sucho Kevin. – Tak przy okazji, nie lubi także kwiatów w holu wejściowym. To moja wina. Pani Davis przebywała tu długo i znała jego dziwa… jego preferencje. Należało cię uprzedzić podczas drugiej rozmowy.
– Nie lubi lilii?
– Nie.
– A jakie kwiaty lubi mieć w domu?
– Żadnych.
– Ma alergię? Katar sienny?
– Nic mi o tym nie wiadomo.
Gace pokręciła głową.
– Co jest złego w kwiatach? – Lilie o długich łodygach były piękne, a ich zapach boski, kiedy układała je w wazonie.
Kevin wzruszył ramionami.
– Wiem z doświadczenia, że lepiej nie podważać zaleceń pana Navarra.
– Wszyscy mają tańczyć tak, jak zagra?
Kevin parsknął śmiechem.
– W rzeczy samej.
– I chce, żebym zabrała kwiaty z holu?
– Tak.
– W porządku.
Kevin westchnął z ulgą.
– Podoba ci się tutaj?
Nie podobało jej się. A teraz, kiedy Cesar Navarro pojawił się naprawdę, nie była pewna, czy kiedykolwiek jej się spodoba. Konieczność przestrzegania tych wszystkich zasad i ścisła ochrona wydawały się dostatecznie dziwaczne, ale teraz Grace wyczuwała obecność gospodarza w tym domu. Mroczną i arogancką. Kevin Madox nie zdradzał już takiej serdeczności jak podczas wcześniejszych rozmów, a Rodney i jego koledzy okazywali znacznie większą czujność. Jak ludzie mogą tak żyć? Jak Cesar Navarro może tak żyć? Bezustannie strzeżony, z dala od rzeczywistego świata? Nie potrafiła sobie wyobrazić. Uśmiechnęła się do Kevina wymijająco.
– Chata jest urocza, a kuchnia zachwycająca.
– To dobrze. – Był wyraźnie zadowolony z jej odpowiedzi. – Raphael zejdzie niedługo, żeby sprawdzić kolację pana Navarra. – Spojrzał na zegarek. – Czas na mnie.
– Nie zostajesz tutaj pod obecność pana Navarro? – spytała wyraźnie rozczarowana.
– Nikt nie zostaje w głównym domu z wyjątkiem pana Navarra i Raphaela.
Pan Navarro i Raphael.
– Czy Raphael ma ponad sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i jest dobrze zbudowany? Około trzydziestki, ciemne włosy i niebieskie oczy?
– Rysopis się zgadza – potwierdził Kevin. – Skąd… Och, właśnie się zjawił… – Odwrócił się, gdy do kuchni wszedł jakiś mężczyzna.
Tak, ten sam, ciemnowłosy.
Pan Navarro i Raphael. Może mimo wszystko nie myliła się w tej kwestii? Było to bez znaczenia. Grace zawsze wyznawała zasadę: żyj i daj żyć innym. Zresztą nie miała okazji dowiedzieć się czegokolwiek, ponieważ Kevin przedstawił ich sobie i zniknął. Raphael przez następną godzinę krążył bezustannie między kuchnią a jadalnią, obsługując osobiście Cesara Navarro. Surowość na jego twarzy i mrukliwe odpowiedzi skutecznie zniechęcały Grace do zadawania pytań. Nim zabrał srebrną tacę z dzbankiem mocnej czarnej kawy, była już zmęczona po całym dniu pracy i nie sprzeciwiała się, gdy Raphael oznajmił zwięźle, że nie jest już potrzebna. Czuła się zbyt znużona, by od razu wyjść, i posiedziała przez chwilę przy marmurowym barku. Wątpiła, czy zdoła przetrwać okres próbny. Bez względu na wynagrodzenie!