Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Kolce bez róży - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
21 lutego 2025
32,90
3290 pkt
punktów Virtualo

Kolce bez róży - ebook

Luiza już wprost nie może się doczekać swoich osiemnastych urodzin. W tym wyjątkowym dniu, tak jak u każdej pełnoletniej osoby w Softwill, odblokuje się u niej wewnętrznie skrywany dar. Jaki talent ukrywa w sobie Luiza? Czy będzie to nadludzka siła? Umiejętność latania? A może telekineza? Jak się okazuje, otrzyma ona całkowicie inny dar niż jej rówieśnicy. Dar, który według Luizy we współczesnym świecie, jest… całkiem bezużyteczny. W świecie ogromnych talentów, presji oraz niepewności, Luiza odkrywa, że dar nie jest jej największym problemem…

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788396967138
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Luiza jednym susem przeskoczyła przez płot należący do jej nauczyciela z liceum, pana Millera. Ten gonił ją po tym jak wykradła mu z domu notatki z odpowiedziami do sprawdzianu z fizyki z jego dobrze pilnowanej teczki, choć – jak widać – nie dość dobrze pilnowanej. Luiza biegnąc, ukradkiem obejrzała się czy udało jej się go zgubić, lecz ku swojemu rozczarowaniu, nauczyciel zbliżał się do niej nieubłaganie. Wtem uderzyła w kogoś stojącego na drodze i upadła na plecy. Przed nią stał pan Miller. Nie zdążywszy nawet pomyśleć jak to możliwe, zauważyła, że nagle ze wszystkich stron zaczęły pojawiać się dziesiątki panów Millerów. Luiza gorączkowo rozglądała się za drogą ucieczki, lecz wyglądało na to, że zaraz ją dopadną. Jeden z panów Millerów rzucił się na nią z krzykiem i próbował złapać ją za gardło.

− Lu, obudź się! Lu, słyszysz mnie?

Luiza natychmiast otworzyła oczy. Cała spocona usiadła na łóżku i z przerażeniem rozglądała się po pomieszczeniu próbując sobie przypomnieć, gdzie jest. Rozpoznawszy swój pokój zaczerpnęła głęboko powietrza i zaczęła się uspokajać. Poczuła na swojej lewej ręce dłonie swojej ośmioletniej siostrzyczki Mii, która teraz wpatrywała się w nią swoimi błękitnymi oczami.

− Znowu Ci się śnił ten wredny nauczyciel od fizyki? – spytała siostra ze smutkiem.

− Tak – odrzekła – Choć tym razem nie jeden, a kilkadziesiąt jego klonów rzuciło się na mnie.

− Myślałam, że ci przejdzie jak skończysz szkołę.

− Też tak myślałam, ale nie martw się, niedługo o nim zapomnę.

Odpowiedziała i z czułością pogłaskała Mię po jej miękkich, długich włosach. Mia rozpogodniała na twarzy i wtuliła się w siostrę. Po chwili do pokoju weszła mama.

− Cóż za piękny widok, chyba dzisiaj już nie muszę słodzić kawy – uśmiechnęła się i gestem wskazała kuchnię.

− Chodźcie na śniadanie, dzisiaj specjalnie upiekłam dla was chałkę.

− Chałkaaa! – krzyknęła z radością Mia i pociągnąwszy za rękę Luizę udały się do kuchni.

Tego dnia była tak piękna pogoda, że Luiza była wręcz przekonana, że była to sprawka jej chłopaka – Dawida, który w dniu ukończenia swoich osiemnastych urodzin zyskał dar panowania nad pogodą. Dzięki tej umiejętności całkiem nieźle zarabiał po ukończeniu szkoły, gdyż zajmował się planowaniem, nad którymi terenami ma być bezchmurne niebo, a w których ma padać obfity deszcz. Oczywiście był świadomy tego, że nie dogodzi wszystkim ludziom w Softwill. Zawsze brał pod uwagę nie tylko życzenie jednostki, ale i dobro ogółu. Zdarzało się czasami, że musiał wywołać deszcz w rejonie, w którym plony zaczęły umierać z braku wody, a w tym samym czasie jakaś para brała w kościele nieopodal ślub. „Takie jest życie” – mawiał – „Raz pod chmurą, raz na chmurze”. Luiza bardzo go lubiła nie tylko przez to, że był opiekuńczy, charyzmatyczny czy – nie ukrywając – przystojny. Lubiła go za to, że zawsze potrafił wywołać uśmiech na jej twarzy. Często spotykali się popołudniami na pagórku niedaleko jej domu, gdzie Dawid specjalnie dla niej tworzył różne kształty chmur i razem leżąc na kocu próbowali zgadywać co one przedstawiają.

Niestety nie popierała tych spotkań mama Luizy. Próbowała przekonać córkę, że nie jest on odpowiednią dla niej partią i nalegała, aby nie angażowała się uczuciowo. Miała nadzieję, że jej najstarsza córka wyjdzie za mąż za kogoś wysoko postawionego. Sama jest pełna ambicji i pnie się na sam szczyt, a posiadając dar widzenia aury, szybko stała się doradczynią zarządcy miasta Softwill. Jako, że ludzie znieśli podziały na kraje, teraz władza została rozłożona lokalnie i każde co najmniej milionowe miasto miało swojego przywódcę. Jej zadaniem jako doradcy jest zawieranie współpracy z odpowiednimi ludźmi dla których losy miasta nie są obojętne i dzięki którym następuje rozwój zarówno technologiczny jak i duchowy. Po kilku rozmowach z córką dotyczącą jej przyszłości w końcu machnęła ręką na jej schadzki z Dawidem wierząc, że to tylko młodzieńcza miłość, z której Luiza niedługo wyrośnie.

Luiza siedziała tak rozmyślając przy kuchennym stole, że nie zauważyła, jak z jej talerza zniknęła część chałki. Dobrze wiedziała kto w tym domu był największym fanem słodkich wypieków, więc tylko zjadła to co pozostało na talerzu i czym prędzej wstała, by udać się na umówione spotkanie z Dawidem. W końcu dziś był jesienny, lecz ciepły, poniedziałkowy poranek, gdzie miała czas na całodniowe spacery z ukochanym, a w dodatku to były jej osiemnaste urodziny. Dawid zdradził jej, że wziął sobie wolne z pracy i przygotuje dla niej ogromną niespodziankę. Nie mogła się już doczekać aż się spotkają, więc prędko zostawiła naczynia w zlewie i chciała udać się do pokoju, by się przebrać, ale po drodze zatrzymała ją mama, żeby przypomnieć jej, żeby wróciła na szesnastą do domu. Tradycją było, że w urodziny mama przygotowywała wykwintny obiad, piekła ulubione ciasto jubilatki i wręczała prezenty. Luiza przytaknęła tylko na potwierdzenie i pobiegła do pokoju przyszykować się.

Piętnaście minut później była już w drodze do umówionego miejsca. Na dworze było tak ciepło, że założyła zwiewną sukienkę w kolorowe kwiaty i z kieszonkami po bokach. Musiała iść poboczem drogi, gdyż na przedmieściach, gdzie mieszkała, nie budowano chodników. Na szczęście ruch był znikomy, widziała zaledwie dwa samochody. Mijając drzewa po drodze, skręciła w prawo przy najbardziej wygiętym z widoczną dziuplą w środku. Droga przerodziła się w ścieżkę wśród pól pszenicy. Luiza idąc wyciągnęła rękę, by muskać kępki kłosów, które rosły przy krawędzi ścieżki. Śmiała się do siebie, gdy zerwał się wietrzyk kołyszący zboże, które teraz łaskotało jej skórę. Gdy podniosła wzrok by spojrzeć, czy na pagórku już widać zarys sylwetki Dawida, przed jej oczami ukazał się jakiś dziwny monument. Luiza przyspieszyła kroku i w miarę przebytej drogi zaczęła zauważać, że koło niego ktoś stoi i poprawia na nim materiał. Zwolniła więc, by dokładnie się przyjrzeć owej postaci. Poprawiła grzywkę, która niedbale zwisała jej na twarzy i utrudniała widzenie. Niepewna czy iść dalej przystanęła nagle i zaczęła się zastanawiać co robić. Nie było jak się ukryć i przypatrzeć co tam się dzieje, gdyż stała już u podnóża górki na otwartej przestrzeni. Pójście w stronę tego monumentu też nie wydawało jej się teraz najlepszym pomysłem. Stanęła więc i patrzyła. Wtem postać odwróciła się i pomachała przyjaźnie ręką. Luzia nieco ośmielona tym gestem zbliżyła się, by zobaczyć, że nie ma czego się obawiać. To Dawid stał przy dziwnym posągu, a to coś przykryte płachtą mierzyło z jakieś 25 metrów! Dawid wyszedł jej naprzeciw z otwartymi ramionami, by się przywitać. Luiza wpadła w jego uścisk i pocałowała go. Odwzajemnił jej pocałunek, po czym ręką wskazał monument.

− Wszystkiego najlepszego jubilatko!

− Dzięki, ale właściwie co to jest?

− Wiem jak bardzo lubisz dostawać rzeczy na urodziny, dlatego… – spojrzał na Luizę, która teraz patrzyła na niego pod kątem mrużąc oczy – …dlatego postanowiłem ci dać wspomnienie.

− Wspomnienie? Coś duże jest. Jak je zmaterializowałeś? – szturchnęła go łokciem, a on tylko roześmiał się widząc jej podejrzliwe oczka, które teraz były malutkie jak dwa ziarenka.

− Otóż… – zaczął Dawid, po czym podszedł do płachty, chwycił za jej kraniec i jednym machnięciem ściągnął ją odsłaniając niespodziankę. – Oferuję ci niezapomniany lot balonem!

Luiza otworzyła szeroko oczy. Nigdy wcześniej nie latała balonem. W ogóle wcześniej za dużo nie podróżowała, gdyż wszystko czego potrzebowała zawsze znajdowało się na przedmieściach Softwill, więc nie wychyliła głowy poza dom na więcej niż paręnaście kilometrów.

− Ale dokąd polecimy?

− A to zależy.

− Zależy od czego?

− Od tego czy już odkryłaś swój dar.

Luiza spuściła wzrok i zaczęła natrętnie owijać palcami swój pukiel włosów. Tak była przejęta swoim snem, a potem spotkaniem, że całkowicie zapomniała, że dzisiaj jej dar został aktywowany. Nigdy nie dostała odpowiedzi od nikogo jak to się dzieje, że ciało człowieka samo wie kiedy wypadają jego osiemnaste urodziny, co do jednego dnia. Wiedziała jedynie, że nikt nie jest świadomy, jaką dokładnie umiejętność otrzyma, choć zdarzają się tacy, którzy otrzymywali w rodzinie z pokolenia na pokolenie taki sam dar. Jednak i tutaj zdarzają się wyjątki, tak jak u Zosi, jej dawnej koleżanki z ławki. Jej cała rodzina była ogrodnikami i władała żywiołem ziemi, bez trudu pomagali rosnąć roślinom w bardzo szybkim tempie, co skutkowało zawsze bogatymi zbiorami i wyżywieniem mnóstwa osób. Biedna Zosia, musiała czuć się jak czarna owca, gdy także otrzymała dar władania żywiołem, lecz zamiast ziemi, w jej przypadku był to ogień. Odkryła to, gdy próbowała pomóc jabłoniom przyspieszyć wydanie owoców, a spaliła pół sadu.

− Halo, ziemia do Luizy – Dawid machał jej ręką przed oczami wyrywając tym Luizę z zadumy.

− Ah, a więc jeszcze go, n–no… no nie odkryłam – stwierdziła oblewając się rumieńcem.

− W takim razie zapraszam szanowną panią, aby zrobiła mi ten zaszczyt i udała się ze mną do Sali Talentów. Słyszałem, że to największe i najlepsze miejsce na wypróbowanie swoich umiejętności.

− Ale to przecież w centrum Softwill! Jak chcesz tam wylądować?

− Spokojnie, mój kumpel Adam ma tam niedaleko kawałek działki, zgodził się, żebyśmy tam wylądowali na parę godzin.

− Jesteś niesamowity!

− Wiem – odpowiedział Dawid przekornie i oboje uśmiechnięci zaczęli szykować balon do podróży. A właściwie to on szykował, gdyż Luiza nie wiedziała co ma robić, więc tylko stanęła z boku i podśpiewywała radośnie piosenki.

Podróż upływała im w cudownej atmosferze. Luiza była wdzięczna losowi, że ma tak wspaniałą rodzinę i cudownego chłopaka. Na chwilę jednak przyszła do niej tęsknota za ojcem, który zginął w wypadku samochodowym kilkanaście lat temu. Pożegnała szybko tę myśl wiedząc, że ojciec nie chciałby, żeby się zamartwiała.

I tak za długo to robiła, opłakując go praktycznie codziennie przez wiele miesięcy. Wróciła więc myślami do teraźniejszości. Siedziała oparta głową o silne ramiona Dawida i tuliła się, próbując zapisać sobie tę chwilę w pamięci z jak najdrobniejszymi szczegółami. Przymknęła oczy, pozwalając, by lekki wietrzyk muskał ją po twarzy. Gdy je otworzyła zobaczyła, że Dawid ma całą kępkę jej włosów w ustach i patrzy na nią wymownie. Oboje wybuchnęli głębokim śmiechem. Luiza szybko wyjęła swoje włosy i związała je gumką, którą zawsze trzymała w kieszeni. Resztę podróży spędzili wtuleni w siebie z ciepłym uśmiechem na ustach.

Gdy wylądowali na działce Adama słońce górowało już wysoko na niebie. Luiza wychodząc z balonu zeskoczyła na ścieżkę prowadzącą do domu, tak jakby droga została specjalnie wybrukowana dla ludzi, którzy odwiedzali znajomego balonem na co dzień. Poczekała aż Dawid „zaparkuje” balon i przyczepi jego linkę do słupka nieopodal. Rozejrzała się po okolicy. Wzdłuż ścieżki, na której wylądowali, poukładane zostały kamienie w równych odstępach. Znajdowali się na środku działki i patrząc w stronę domu można było zauważyć, że każda roślina została zasadzona równiutko w rzędzie, prawdopodobnie przez rodziców Adama. Po prawej rosły maliny, jeżyny i borówki, przy których leniwie latały trzmiele przeskakując z kwiatka na kwiatek w poszukiwaniu słodszego nektaru. Obok rósł pojedynczy krzew granatowych róż. Takiego koloru kwiatów raczej nie spotyka się w Softwill – pomyślała Luiza. Niedaleko nich stała altanka, która spokojnie pomieściłaby kilkanaście osób. Obok stał także wielki piec do wypiekania chleba i ognisko, które zdradzało, że poprzedniego wieczoru było rozpalone do czerwoności. Po lewej stronie domu rósł ogromny orzechowiec. Luiza zaciekawiona zbliżyła się do niego. Zauważyła, że mimo ciepłej jesieni nie było na nim ani jednego orzecha.

− Piękny, prawda?

Luiza odwróciła się w kierunku głosu. Zobaczyła wysokiego chłopca o dużych zielonych oczach, gęstych włosach i zawadiackim uśmiechu. Ubrany był w luźny T-shirt, krótkie spodenki i adidasy.

− Owszem – odparła Luiza.

− Wiosną były przymrozki, więc niestety w tym roku musimy obejść się smakiem. Tak w ogóle jestem Adam – wyciągnął w jej kierunku rękę.

− Luiza.

− Chcecie wejść na herbatę? Co prawda ciastka już wyszły, ale na pewno mam w szafce jakieś herbatniki.

− Dzięki, ale mamy z Dawidem plany, a czas nas trochę goni.

− Rozumiem – spojrzał w kierunku balonu w momencie, gdy jego kumpel już szedł w ich kierunku.

Dawid przywitał się z najlepszym przyjacielem, chwilę pogadał i po kilku minutach wraz z Luizą wyszli z podwórka na główną ulicę, prowadzącą do centrum. O tej godzinie na ulicy był ogromny tłum. Niektórzy pospiesznie patrzyli na zegarek i szli w kierunku przystanku autobusowego, inni siedzieli przy stolikach znajdujących się przed kawiarniami śmiejąc się i głośno rozmawiając. Kilkoro dzieci przebiegło drogę przechodniom prawie ich taranując, a starszy pan tylko pomachał w ich stronę laską jakby grożąc, że ich dogoni i strzepie im tyłki. Cały ten gwar był dla Luizy niespotykany. Wszystko tętniło życiem, na każdym kroku coś się działo. Szła pod rękę z Dawidem co rusz zaglądając w witryny sklepowe, gdzie stały przeróżne eksponaty. W jednym ze sklepów na podeście stały manekiny przedstawiające luksusowe kreacje szyte z jedwabiu, w innym na stolikach wystawione zostały zastawy porcelany, które w ciągu kilku sekund zmieniały swoje kolory przez wszystkie odcienie tęczy. Jej uwagę zwrócił także sklep, w którym stały przeróżnej wielkości telewizory, od kieszonkowych po wielkogabarytowe. W jednym leciał program na żywo, który zapowiadał Wielki Konkurs Talentów mający odbyć się za niecałe dwa tygodnie. Luiza przystanęła na chwilę, by zobaczyć o co chodzi. Prowadzący przeprowadzał wywiad z osobą, która potrafiła ujarzmiać dzikie zwierzęta. Patrzyła jak głaskała je niczym pupile domowe i opowiadała jakich sztuczek uczy je na konkurs. Później przedstawiono osobę, która potrafiła zapanować nad żywiołem wody. Luiza nie mogła oderwać wzroku, gdy młoda kobieta wzbiła wodę ze zbiornika mieszczącego hektolitry wody i manewrowała nią w różnych kierunkach tworząc piękne wzory, niczym fajerwerki na niebie.

Dawid uśmiechnął się widząc ją taką podekscytowaną, ale przypomniał, że ich celem była Sala Talentów, a w takim tempie doszliby do niej dopiero jutro. Luiza skinęła głową i poszli razem dalej, nie zatrzymując się już po drodze. Dawid obiecał jej, że kiedyś zabierze ją na wycieczkę po mieście, co sprawiło, że Luiza mocniej ścisnęła jego rękę i najchętniej przeszłaby resztę drogi w podskokach.ROZDZIAŁ 2

Luiza od razu zauważyła do którego budynku się udają, gdy zobaczyła wielką halę z ogromnymi podwójnymi drzwiami, które uchylone zapraszały gości do środka. Nad nią wisiał wielki złoty napis „Sala Talentów”. Dawid, który był dwa lata starszy, nieraz już trenował swój talent do zmiany pogody w tym ośrodku, dlatego sprawnie ominął punkt informacyjny i zaprowadził ich prosto do kasy biletowej. W punkcie sprzedaży siedziała kobieta w średnim wieku z włosami spiętymi w kucyk. Na widok klientów uśmiechnęła się i przywitała gości.

− Witamy w Sali Talentów, jakie bilety Państwa interesują?

− Poprosimy jeden czynny i jeden bierny, na dwie godziny – odpowiedział Dawid.

− Dobrze, to będzie razem 12 złotników.

Luiza zdała sobie sprawę, że nie pomyślała o czymś tak podstawowym jak wzięcie ze sobą gotówki. Z drugiej strony nie miała zielonego pojęcia, że zjawi się w mieście. Zaczęła przestępować z nogi na nogę zaciskając ręce przed sobą w silnie spleciony koszyczek. Już miała coś powiedzieć Dawidowi, ale on puścił tylko oczko do Luizy, wyjął ze swojej kieszeni monety i podał kasjerce.

− Proszę.

− Dziękuję, oto państwa bilety, życzę miłego pobytu.Odeszli od kasy i skierowali się w stronę najbliższych drzwi. Luiza nalegała, aby oddać mu pieniądze za bilet, gdy tylko wróci do domu, ale on odpowiedział, że przecież nie będzie sama sobie kupować prezentów urodzinowych. Luiza wiedziała już bardzo dobrze, że w tym kontekście nie ma szansy go przekonać, więc odpuściła temat i udali się w głąb korytarza prowadzącego do pierwszej sali.

Przeszli przez próg i znaleźli się na ogromnej przestrzeni w miejscu, z którego po bokach rozwidlonych było mnóstwo ścieżek, każda prowadziła do tematycznego przeszklonego pokoju. Pokoje były przeróżnej wysokości, najwyższy z nich porównywalny był do miary balonu, którym przylecieli do centrum miasta, a najniższy, który znajdował się na samym początku, mierzył dwa i pół metra. Na sali znajdowało się prawie sto takich pokoi. W każdym znajdował się opiekun, który bacznie obserwował ludzi korzystających ze swoich mocy i w razie potrzeby doradzał im. Co jakiś czas zerkał także, czy osoby posiadające bilet bierny nie przekraczały wyznaczonego pola, w którym przejście na część treningową odgradzała pionowa bariera stworzona z pola energetycznego. Stworzono ją nie tylko po to, aby osoby z biernym biletem nie brały udziału w treningach, ale przede wszystkim by chronić ich przed niekontrolowanym użyciem mocy przez znajomych czy rodzinę.

Luiza ściągnęła brwi i bacznie przyglądała się pokojom zastanawiając się, który powinna najpierw wypróbować. Zauważył to Dawid, który odezwał się pierwszy.

− Od czego chciałabyś zacząć?

− Sama nie wiem, tyle jest tu możliwości… może najpierw poszukamy pokoju, w którym uczą czytania aury? Moja mama ma ten dar.

− Dobry pomysł. A jaki dar miał twój tata?

− Szczerze mówiąc, to… nie wiem.

− Serio? Przez tyle lat nie zauważyłaś ani nie spytałaś ojca o jego dar? – Dawid uniósł jedną brew i jednocześnie ręką zaczął przeczesywać włosy.

− Tak się składa, że nie i nic ci do tego!

Luiza poczuła jak rośnie w niej gniew. Nie wiedziała czy to ze względu na to, że Dawid wszedł w ciężki temat jakim był ojciec Luizy, którego ledwo pamiętała i który zmarł, gdy ona miała zaledwie kilka lat, czy to dlatego, że nie przyszło jej do głowy zadać takiego pytania.

− Przepraszam, nie chciałem cię urazić.

− Wiem – westchnęła – chodźmy już, nie chcę tu tak stać i słuchać jak ktoś mnie poucza.

Wywnioskowała z jego miny, że nie wie czy dalej jest wkurzona, czy powiedziała ostatnie zdanie po to, żeby pokazać, że się nie gniewa i lepiej zmienić temat, dlatego dała mu kuksańca i uśmiechnęła się. Dawid szybko pojął aluzję i żwawym krokiem zaczęli szukać pokoju.

Ten, którego szukali, znajdował się na samym końcu korytarza. Luiza i Dawid weszli do niego pewnym krokiem mrużąc oczy od nadmiaru światła, który z niego emanował. Gdy ich oczy zaczęły się dostosowywać do jasności, pokój okazał się cały pokryty białą farbą. Jedyne elementy w kolorze to opiekunka pokoju, która ubrana w sukienkę w stonowanym kolorze błękitu, okrągły stół z czterema krzesłami i średniej wielkości komoda znajdująca się pod ścianą. Luiza zdążyła tylko ukradkiem zerknąć na stojący mebel, gdy lekkim acz szybkim krokiem podeszła w ich kierunku kobieta.

− Dzień dobry, dzień dobry – z uśmiechem przywitała gości opiekunka. – Nazywam się Klara i jestem opiekunką tego pokoju. Widzę, że są państwo bardzo podekscytowani, a w dodatku zakochani! Promieniujecie takim ciepłem, że ciężko byłoby tego nie dostrzec nawet bez daru widzenia aury.

− Dzień dobry – odpowiedzieli razem Dawid i Luiza oboje patrząc na siebie porozumiewawczo z wypiekami na policzkach.

− Ah, przepraszam, czasem gadam o wszystkim co widzę. Proszę, usiądźcie – powiedziała jednocześnie prowadząc gości do stołu.

Gdy usiedli, kontynuowała:

− Które z państwa jest zainteresowane wzięciem udziału w szkoleniu widzenia aury?

− Ja – odpowiedziała Luiza wycierając ręką kropelkę potu, która nieproszona pojawiła się na czole – Chciałabym spróbować.

− Ależ skarbie, nie próbuj tylko rób – odpowiedziała opiekunka gestykulując przy tym energicznie – Cała tajemnica tkwi w tym, że trzeba coś zrobić, by wiedzieć czy to ci wychodzi. Gdy już zaczniesz, twoja energia sama pociągnie cię w odpowiednim kierunku. Jeśli nie poczujesz tego przyciągania to wtedy należy zrobić co innego.

− Nie bardzo wiem, na czym w sumie ta umiejętność polega…

− Rozumiem, już tłumaczę – zamrugała szybko opiekunka – Dar widzenia aury polega na dostrzeżeniu energii danego człowieka lub też przedmiotu między innymi poprzez kolory jakimi emanuje na różnych warstwach tejże energii. Każdy, zarówno organizm żywy jak i nieożywiony emanuje jakąś częstotliwością – spojrzała w kierunku Luizy, której mina wyraźnie wskazywała, że nie rozumie co do niej było mówione – Może jednak wytłumaczę to na przykładzie człowieka. Otóż utalentowane oko dostrzega otaczające go pasma kolorów zdradzające o nim wiele informacji takich jak: widzenie nastroju, cechy charakteru, a nawet, bazując na dwóch poprzednich aspektach, prawdopodobną przyszłość.

− Wow, to niesamowite – odpowiedziała Luiza.

− Proszę, podejdź ze mną do ścianki, zobaczymy czy posiadasz ten dar. Od razu uprzedzam, jest on niestety bardzo rzadki, więc nie rozczaruj się, jeśli okaże się, że nic nie widzisz. A więc, dość gdybania, czas działania.

Opiekunka Klara poprosiła, aby stanęły naprzeciwko siebie na tle ściany. W tym czasie Dawid siedział dalej przy stole i obserwował. Gdy Luiza obejrzała się na niego, uniósł ręce z uniesionymi kciukami i uśmiechnął się do niej. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i słuchała prowadzącej, która tłumaczyła jej na co zwrócić uwagę, aby wyraźnie zauważyć pasma kolorów. Gdy zajęły odpowiednie pozycje, Luiza patrzyła teraz na panią Klarę szukając wokół niej jakichkolwiek kolorów. Wyostrzyła wzrok, ale niczego nie dostrzegła. „Nie skupiaj się na konkretnym punkcie – tłumaczyła – musisz patrzeć bardziej peryferyjnie”.

Luiza posłuchawszy wskazówek rozluźniła się i spojrzała jeszcze raz. Dalej nic. Klara powiedziała, że mogą spróbować z przedmiotem, podeszła więc do starej komody i wyjęła z nich kilka przedmiotów użytku domowego. Położyła je pod ścianą i zachęciła Luizę do ponownej próby. Tutaj także nie widać było żadnych efektów. Zniechęcona Luiza postanowiła spróbować szczęścia gdzie indziej. Klara położyła jej rękę na ramieniu i powiedziała, że domyśliła się, że nie ma tej umiejętności po tym jak weszła do pokoju, ale zawsze warto było spróbować. Przekazała jej też na pocieszenie, że ma dużo energii życiowej i widzi w niej ogromny potencjał. Po cichu dodała, że odnosi wrażenie, że cokolwiek za talent by Luiza nie posiadała, będzie on miał ogromny wpływ na jej przyszłe losy. Nie chcąc zdradzać nic więcej pożegnała parę, która z mieszanymi uczuciami opuściła pokój zastanawiając się, dokąd udać się w następnej kolejności. Postanowili zaglądać po kolei do każdego z pokojów.

Po dwóch godzinach Luiza nadal nie odnalazła dziedziny, w której by się sprawdziła, a testowała się w kilkudziesięciu miejscach. Próbowała chyba wszystkiego, od próby zmieniania kształtów, przez opanowywanie żywiołów czy telekinezy, na lewitacji kończąc. Nic nie przynosiło zadowalających rezultatów. Rozczarowana wyszła z Dawidem z Sali Talentów. Oboje wracali do balonu w milczeniu. Po drodze Dawid zauważył małą, klimatyczną kawiarenkę, więc zabrał Luizę na kawę, aby choć odrobinę poprawić jej humor. Zamówili po latte i drożdżówce. Usiedli przy witrynie i czekając na zamówienie Dawid zagaił rozmowę.

− Wiesz, że nie każdy odkrywa swój dar pierwszego dnia, prawda?

− Niby prawda – westchnęła.

− I wiesz, że gdybyś nawet nie miała żadnego daru, to i tak będę cię kochać?

− Wiem.

− I wiesz też, że gdyby się okazało, że twoim darem byłoby przemienianie ludzi w zombie, to ucieknę gdzie pieprz rośnie?

− Jak ty to robisz? – zapytała.

− W sensie denerwuję cię? Och, do tego wiele nie trzeba…

− Wiesz o co mi chodzi – zmarszczyła brwi udając irytację.

− Po prostu uwielbiam cię rozśmieszać – odpowiedział. Luiza chciała coś mu odpowiedzieć, lecz wtem pierwszy dodał – Co oczywiście nie oznacza, że lubię jak chodzisz smutna…

− Oj Dawid, Dawid… – pokiwała głową i spojrzała na niego zalotnie. Lubiła słuchać jak się tłumaczył, choć dobrze wiedziała co miał na myśli. W końcu nie ma ludzi bez wad, prawda? – pomyślała.

− Nie wiemy, stolik się przesunął zrzucając rzeczy, wyglądało to tak jakby ktoś na niego wpadł – odparł Dawid.

− Ale nikogo nie widzieliśmy – dodała Luiza.

− Państwo pozwolą, zaraz sprzątnę ten bałagan i porozmawiam z menadżerem o całej sytuacji. Zaraz wracam – po czym ręką przywołała koleżankę z pracy, żeby ta przyszła posprzątać stół, a sama poszła do menedżera z prośbą o odtworzenie nagrania na kamerze. Po chwili konsternacji jaka panowała przy stoliku, kelnerka wróciła z małą kartą w ręku.

− Bardzo przepraszamy za zaistniałą sytuację, niestety nie jesteśmy w stanie stwierdzić co tak naprawdę się stało, ale faktycznie stolik przesunął się. Nie wiemy czyja to sprawka, pewnie jakiegoś żartownisia. Niemniej jednak w ramach przeprosin zwracamy państwu pieniądze i prosimy o przyjęcie tej karty upominkowej ze zniżką na następne zamówienie.

− Dziękujemy – odparł Dawid przyjmując pieniądze wraz z kuponem i chowając je do kieszeni.

− Chcesz iść do innej kawiarni? – zapytał Dawid. Luiza spojrzała na elektroniczną tabliczkę na przystanku autobusowym, na której zegar pokazywał piętnastą.

− Nie, już muszę się zbierać, obiecałam, że o szesnastej będę w domu.

− Jasne, rozumiem.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij