Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • Empik Go W empik go

Kolekcjoner - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
16 marca 2022
4,99
499 pkt
punktów Virtualo

Kolekcjoner - ebook

Głównego bohatera poznajemy, gdy mknie ze swoim kolegą Maćkowiakiem czerwoną Skodą w stronę granicy z Czechami. To ucieczka po napadzie na bank, w którym co prawda niepotrzebnie zginął człowiek, ale za to udało się ukraść 60 tysięcy euro. Początkowo wszystko idzie jak po maśle, jednak wraz ze zmieniającą się pogodą sprawy się komplikują - uciekinierzy są zmuszeni przeczekać noc w chacie tajemniczego starca.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-281-5680-3
Rozmiar pliku: 414 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pędziliśmy ponad setką. Ja prowadziłem, siedzący na tylnym siedzeniu Maćkowiak w gorączkowym pośpiechu przeliczał wysypane z worka zwitki banknotów. Zajęło mu to dobre dziesięć minut.

- Śmierć frajerom! – Wrzasnął wreszcie. Wrzucił do worka ostatni plik i wyszczerzył zęby w triumfalnym uśmiechu. – Równe sześćdziesiąt tysięcy euro!

Poinformowałem o tym fakcie świat kilkoma długimi sygnałami klaksonu. Kierowcy jadący z naprzeciwka patrzyli zdziwieni, ale co mi tam?

– Śmierć frajerom! – wykrzyczałem z całych sił nasze bojowe hasło. Nasze, czyli moje, Maćkowiaka i Kuźby, który już czekał na nas po drugiej stronie granicy, w krainie taniego piwa i wygodnego życia – w Czechach. Według umowy jemu przypadało 20 procent, a nam – po 40. Żyć nie umierać.

- Cholera, stary – podniecał się Maćkowiak – będziemy tam jak królowie, ha, ha!

- Yea, stary! – odpowiedziałem, patrząc w tylne lusterko, za którym oddalał się poczciwy maluch, wyprzedzony przeze mnie przed momentem. Droga była pusta. Jeszcze tylko kilka kilometrów do bocznej, która zaprowadzi nas w góry, a tam piechotą przeskoczymy na drugą stronę, prosto w ramiona Kuźby. Jako rodowity góral znał Tatry jak własną kieszeń i żaden szlak nie był mu obcy. Nieraz sprowadzał nam wódkę i piwo, kontaktując się z czeskimi kolegami po fachu w miejscu, gdzie nie sięgały ramiona Straży Granicznej.

Maćkowiak wysunął się do przodu i pstryknął radio. Właśnie leciały wiadomości i o kim mówili? He, wiadomo!

Godzinę temu w N. miał miejsce zuchwały napad na lokalną placówkę PKO. Bandyci zastrzelili strażnika i sterroryzowali personel, a następnie zabrali worek, w którym – według pierwszych szacunków – było 75 tysięcy euro. Bandyci oddalili się z miejsca przestępstwa czerwoną Skodą. Policja urządziła blokadę dróg w promieniu 30 kilometrów. Sprowadzono też dwa helikoptery...

Śmierć frajerom! Skodą przejechaliśmy trzy przecznice, po drodze pozbywając się masek i broni, a potem spokojnie zaparkowaliśmy na jakiejś ulicy i przeszliśmy kawałeczek na parking, gdzie stał ten zielony Opel. Żeby było zabawnie, parking znajdował się vis-a-vis posterunku policji.

...jednak zbliżająca się burza najprawdopodobniej wykluczy je z akcji. (Spikerka zamilkła na moment). W Gdańsku...

Pstryknąłem radio.

- I co? – Spojrzałem na Maćkowiaka z triumfem w oczach. – Miało się ten pomysł, żeby pod bank podjechać kradzionym wozem, co?!

- A jak! – klepnął mnie w plecy z uznaniem. – Ale jakbym nie dziabnął tego gliniarza, to byś już leżał!

- No, niby tak... - przyznałem niechętnie. Przed akcją umawialiśmy się – żadnych trupów. O ile to nie będzie konieczne. Strażnik bankowy dostał prosto w głowę, z niecałych trzech metrów. Nie miał szans na przeżycie. Jego czaszka pękła, rozbryzgując krew wokół. Zabarwiła marmurową posadzkę i spory kawał ściany. Nie miałem czasu na dokładniejsze przyglądanie się, w tym czasie zabierałem worek z kasą. Zresztą do widoku krwi obaj byliśmy przyzwyczajeni. Nieraz obiło się pysk jakiemuś frajerowi, który zapuścił się nieproszony do naszej dzielnicy. Przeważnie trafiał do szpitala. Jeden tam zmarł, ale trudno powiedzieć, kto zadał decydujący cios. Kopaliśmy go we czterech. Ot, zwykłe życie.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij