Kolekcjoner lęków - ebook
Kolekcjoner lęków - ebook
Tom esejów Gorana Vojnovicia to wędrówka w czasie, począwszy od historii pradziadka, Ukraińca z Galicji, który przybył do Bośni na początku dwudziestego wieku, przez wspomnienia z Jugosławii, z lat jej rozpadu w wyniku krwawej wojny i narodzin nowej ojczyzny, które przypadły na dzieciństwo i młodość pisarza, aż po nieodległą epidemię covidu. Jest to również podróż do wielu różnych miejsc, głównie rodzinnej Lublany, widzianej oczyma uważnego obserwatora, i wakacyjnej Puli, a nawet do odległych części świata.
Utwory zebrane w tym tomie są zarówno autobiograficznym zapisem stanów ducha i zmagania się z lękami, które mają wiele twarzy, jak też refleksją nad poszukiwaniami własnej tożsamości i próbą objaśniania zawiłości współczesnego świata, w którym przyszło autorowi żyć w tym niespokojnym zakątku Europy. Eseje z tomu "Kolekcjoner lęków" niewątpliwie pomogą lepiej wniknąć w uniwersum trzech wydanych dotychczas w Polsce powieści Vojnovicia, a tych czytelników, którzy ich jeszcze nie znają, zachęcą do lektury i sprawią, że staną się wielbicielami prozy tego fascynującego słoweńskiego pisarza.
| Kategoria: | Biografie |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-7963-209-1 |
| Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mój pradziadek Leon Obleszczuk, Ukrainiec z Galicji, który na początku dwudziestego wieku jako dziesięcioletni chłopiec przybył z rodziną do Bośni i Hercegowiny, kilka lat później wraz z wieloma młodymi Bośniakami znalazł się w Słowenii, gdzie w mundurze armii austriackiej strzelał do Włochów. Taki prosty był świat sto lat temu, czyli dużo wcześniej, niż Bośniacy w Bośni zaczęli strzelać do Bośniaków i niczego nie można było już zrozumieć.
Czasem zastanawiam się, co czuł pradziadek, leżąc w mundurze potężnej armii monarchii austro-węgierskiej gdzieś w błotnistych okopach nad Soczą i wsłuchując się w świst włoskich kul. Bo oczami wyobraźni widzę siebie, jak w mundurze ozdobionym żółtymi gwiazdkami, daleko od swojego słoweńskiego domu, może nawet w pobliżu rodzinnej wsi pradziadka, czekam cierpliwie, aż nad głową przeleci mi rosyjski pocisk, a ja bohatersko stracę życie w walce za Ursulę von der Leyen, za swobodny przepływ towarów, kapitału i ludzi, różnorodność i równouprawnienie, za artykuł 7. traktatu lizbońskiego, za Europejski Bank Centralny i Europejski Fundusz Rozwoju Regionalnego.
Trudno sobie wyobrażać we współczesnej Lublanie, że bierze się udział w wojnie, ale mam wrażenie, że czułbym się co najmniej dziwnie. I coś mi mówi, że już podczas pierwszej przerwy w wymianie ognia wstałbym i na cały głos przeklął idiotę, który mi wcisnął karabin do ręki i z tym karabinem zostawił na jakimś przeraźliwie zimnym zadupiu, posłałbym do diabła i zjednoczoną Europę, i Rosję, w myślach pożegnałbym Eurowizję, Ermitaż, babuszkę i eurokrem, po czym ruszyłbym prosto na Madagaskar.
Tak pewnie bym postąpił ja, który dobrze wiem, czym się ostatecznie skończyło to, co się zaczęło przed ponad stu laty w Sarajewie, i że nieodwołalnie rozpadło się nie tylko to, o co walczył pradziadek, ale i to, o co ponad dwadzieścia lat później walczył jego syn, a mój dziadek, Vladimir Obleščuk. Bo mnie historia nauczyła, że obaj, i pradziadek, i dziadek, walczyli nadaremnie, choć pradziadek Leon swoją wojnę przegrał, a dziadek Vladimir w swojej odniósł zwycięstwo.
Żebyśmy się jednak dobrze zrozumieli – nie jestem żadnym eurosceptykiem. W gruncie rzeczy idea zjednoczonej Europy, nawet biorąc poprawkę na wszystkie kryzysy finansowe, migracyjne i zdrowotne, wciąż niezmiernie mi się podoba. Darzę też sympatią ideę wspólnego państwa południowych Słowian, zresztą cesarstwo austro-węgierskie, za które niemal zginął pradziadek, było moim zdaniem całkiem do przyjęcia. Jestem przekonany, że jeśliby jakimś cudem przetrwało, również teraz dałoby się w nim godziwie żyć i nie byłoby żadną tragedią, gdybyśmy zamiast przewodniczącej Ursuli kłaniali się habsburskiej cesarzowej, a stolicę mielibyśmy w Wiedniu, nie w Brukseli.
Choć więc państwo budzi moją niekłamaną sympatię, uważam śmierć pod jego sztandarami za przeżytek, ideę mocno zdezaktualizowaną. W dzisiejszych czasach co najwyżej kibicujemy swojemu państwu, kiedy jego reprezentacja gra w mistrzostwach świata w piłce nożnej, a patriotyzm chętniej niż strzelaniem do nieznanych ludzi wyrażamy, zamieszczając fotografie z Piranu, Bledu i Jaskini Postojnej na naszych profilach na Instagramie. Gdy zaś na mundialu nasza drużyna odpada z dalszych rozgrywek, kibicujemy Niemcom, bo na końcu i tak zawsze wygrywają, a naszych zawodników mimo porażki witamy jak bohaterów – przecież po całym świecie głosili naszą chwałę i świadczyli o pięknie Piranu, Bledu i Jaskini Postojnej.
Właśnie ten aliaż konformizmu, tchórzostwa i pacyfistycznego patriotyzmu, który kształtował mój stosunek do wojny i pokoju, pozwala mi dopuszczać myśl, że także pradziadek Leon, poświęcając młode życie dla przyszłości monarchii habsburskiej i atakując bezładnie włoskie szeregi, do sensu swoich poczynań mógłby mieć taki sam dystans jak ja.
Jestem właściwie pewien, że młody Leon Obleszczuk – austro-węgierski żołnierz pochodzący z Bośni, urodzony w Galicji z ojca Ukraińca i matki o ukraińsko-polskich korzeniach – w błotnistych okopach nad Soczą zrozumiał, jak niebywale mądrym człowiekiem był jego ojciec, a mój prapradziadek Peter Obleszczuk, który przed europejskimi następcami tronu i zamachowcami dybiącymi na ich życie zwiał do dalekiej Brazylii. I mogę usłyszeć, jak on, młody żołnierz w ogniu bitwy, przeklina monarchię i jej aneksję Bośni, reformę rolną i wszystkie zwrotnice od Bosanskiego Brodu do Metkovicia, zastanawiając się tylko, czy z tego austriacko-włoskiego piekła uda mu się wynieść cało młodą, niewinną głowę.
Bo niby dlaczego Leon Obleszczuk ponad sto lat temu byłby gotów, bardziej niż ja teraz, oddać życie za swoje państwo? Dlaczego również mój pradziadek, tak jak ja, miałby nie wiedzieć, że już od niepamiętnych czasów powstają w Europie pięknie wykoncypowane, różnorodne i niezwykle skomplikowane państwa, które trochę ułatwiają, ale trochę też utrudniają ludziom życie, zanim rozpadną się mniej lub bardziej krwawo? Dlaczego Leon miałby również nie wiedzieć, że nie da się uniknąć takiego losu i że ludzie byliby o wiele szczęśliwsi, gdyby w umieraniu państw nie widzieli końca świata, a po rozpadzie tego lub innego imperium, monarchii albo socjalistycznej federacyjnej republiki nie zafundowali sobie wojny światowej lub choćby domowej? Właściwie dlaczego idea umierania za cesarstwo austro-węgierskie miałaby mu się wydawać bardziej racjonalna niż mnie idea umierania za Unię Europejską? Dlaczego ja miałbym być mniejszym głupcem niż on tylko z tego powodu, że urodził się w dziewiętnastym wieku i nie miał Wikipedii?
Ale wierzę, że pradziadek Leon Obleszczuk doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że jego śmierć na froncie włoskim nad Soczą nie miałaby żadnego sensu i było mu absolutnie obojętne, kto w końcu zwycięży w tej wojnie. Wierzę, że jemu też chodziły po głowie dawne wojny i że inaczej niż jego władcy czegoś się jednak nauczył. I pewnie przeczuwał, że rozpadający się na jego oczach świat wkrótce ktoś ponownie złoży, może nawet tak, że Austria i Włochy skończą w tym samym państwie. Wierzę też, że Leon wiedział już, że znowu znajdą się głupcy, którym nie będzie się podobał ten na nowo złożony świat, więc będą chcieli wszystko zdemontować – jeśli to możliwe, wywołując jakąś nową wojnę. I nie wątpię, że Leon Obleszczuk wiedział w tych okopach również to, że nawet po ponad stu latach będą istniały państwa wyprawiające młodych, niewinnych ludzi na bezsensowną śmierć.
Tak, wierzę, że w tych błotnistych okopach pomyślał o mnie i zapragnął, żebym w czasie pierwszej przerwy w wymianie ognia wstał i na cały głos przeklął idiotę, który wcisnął mi karabin do ręki, i żebym potem ruszył prosto na Madagaskar. Bo coś mi mówi, że mój pradziadek Leon był niezwykle mądrym człowiekiem, który nie życzyłby sobie, by jego prawnuk doświadczył losu takiego samego jak on.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------