Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Kolekcjoner lęków - ebook

Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
15 maja 2025
40,00
4000 pkt
punktów Virtualo

Kolekcjoner lęków - ebook

Tom esejów Gorana Vojnovicia to wędrówka w czasie, począwszy od historii pradziadka, Ukraińca z Galicji, który przybył do Bośni na początku dwudziestego wieku, przez wspomnienia z Jugosławii, z lat jej rozpadu w wyniku krwawej wojny i narodzin nowej ojczyzny, które przypadły na dzieciństwo i młodość pisarza, aż po nieodległą epidemię covidu. Jest to również podróż do wielu różnych miejsc, głównie rodzinnej Lublany, widzianej oczyma uważnego obserwatora, i wakacyjnej Puli, a nawet do odległych części świata.
Utwory zebrane w tym tomie są zarówno autobiograficznym zapisem stanów ducha i zmagania się z lękami, które mają wiele twarzy, jak też refleksją nad poszukiwaniami własnej tożsamości i próbą objaśniania zawiłości współczesnego świata, w którym przyszło autorowi żyć w tym niespokojnym zakątku Europy. Eseje z tomu "Kolekcjoner lęków" niewątpliwie pomogą lepiej wniknąć w uniwersum trzech wydanych dotychczas w Polsce powieści Vojnovicia, a tych czytelników, którzy ich jeszcze nie znają, zachęcą do lektury i sprawią, że staną się wielbicielami prozy tego fascynującego słoweńskiego pisarza.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7963-209-1
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

O czym wie­dział pra­dzia­dek Leon?

Mój pra­dzia­dek Leon Ob­lesz­czuk, Ukra­iniec z Ga­li­cji, który na po­czątku dwu­dzie­stego wieku jako dzie­się­cio­letni chło­piec przy­był z ro­dziną do Bo­śni i Her­ce­go­winy, kilka lat póź­niej wraz z wie­loma mło­dymi Bo­śnia­kami zna­lazł się w Sło­we­nii, gdzie w mun­du­rze ar­mii au­striac­kiej strze­lał do Wło­chów. Taki pro­sty był świat sto lat temu, czyli dużo wcze­śniej, niż Bo­śniacy w Bo­śni za­częli strze­lać do Bo­śnia­ków i ni­czego nie można było już zro­zu­mieć.

Cza­sem za­sta­na­wiam się, co czuł pra­dzia­dek, le­żąc w mun­du­rze po­tęż­nej ar­mii mo­nar­chii au­stro-wę­gier­skiej gdzieś w błot­ni­stych oko­pach nad So­czą i wsłu­chu­jąc się w świst wło­skich kul. Bo oczami wy­obraźni wi­dzę sie­bie, jak w mun­du­rze ozdo­bio­nym żół­tymi gwiazd­kami, da­leko od swo­jego sło­weń­skiego domu, może na­wet w po­bliżu ro­dzin­nej wsi pra­dziadka, cze­kam cier­pli­wie, aż nad głową prze­leci mi ro­syj­ski po­cisk, a ja bo­ha­ter­sko stracę ży­cie w walce za Ur­sulę von der Leyen, za swo­bodny prze­pływ to­wa­rów, ka­pi­tału i lu­dzi, róż­no­rod­ność i rów­no­upraw­nie­nie, za ar­ty­kuł 7. trak­tatu li­zboń­skiego, za Eu­ro­pej­ski Bank Cen­tralny i Eu­ro­pej­ski Fun­dusz Roz­woju Re­gio­nal­nego.

Trudno so­bie wy­obra­żać we współ­cze­snej Lu­bla­nie, że bie­rze się udział w woj­nie, ale mam wra­że­nie, że czuł­bym się co naj­mniej dziw­nie. I coś mi mówi, że już pod­czas pierw­szej prze­rwy w wy­mia­nie ognia wstał­bym i na cały głos prze­klął idiotę, który mi wci­snął ka­ra­bin do ręki i z tym ka­ra­bi­nem zo­sta­wił na ja­kimś prze­raź­li­wie zim­nym za­du­piu, po­słał­bym do dia­bła i zjed­no­czoną Eu­ropę, i Ro­sję, w my­ślach po­że­gnał­bym Eu­ro­wi­zję, Er­mi­taż, ba­buszkę i eu­ro­krem, po czym ru­szył­bym pro­sto na Ma­da­ga­skar.

Tak pew­nie bym po­stą­pił ja, który do­brze wiem, czym się osta­tecz­nie skoń­czyło to, co się za­częło przed po­nad stu laty w Sa­ra­je­wie, i że nie­odwo­łal­nie roz­pa­dło się nie tylko to, o co wal­czył pra­dzia­dek, ale i to, o co po­nad dwa­dzie­ścia lat póź­niej wal­czył jego syn, a mój dzia­dek, Vla­di­mir Ob­le­ščuk. Bo mnie hi­sto­ria na­uczyła, że obaj, i pra­dzia­dek, i dzia­dek, wal­czyli nada­rem­nie, choć pra­dzia­dek Leon swoją wojnę prze­grał, a dzia­dek Vla­di­mir w swo­jej od­niósł zwy­cię­stwo.

Że­by­śmy się jed­nak do­brze zro­zu­mieli – nie je­stem żad­nym eu­ro­scep­ty­kiem. W grun­cie rze­czy idea zjed­no­czo­nej Eu­ropy, na­wet bio­rąc po­prawkę na wszyst­kie kry­zysy fi­nan­sowe, mi­gra­cyjne i zdro­wotne, wciąż nie­zmier­nie mi się po­doba. Da­rzę też sym­pa­tią ideę wspól­nego pań­stwa po­łu­dnio­wych Sło­wian, zresztą ce­sar­stwo au­stro-wę­gier­skie, za które nie­mal zgi­nął pra­dzia­dek, było moim zda­niem cał­kiem do przy­ję­cia. Je­stem prze­ko­nany, że je­śliby ja­kimś cu­dem prze­trwało, rów­nież te­raz da­łoby się w nim go­dzi­wie żyć i nie by­łoby żadną tra­ge­dią, gdy­by­śmy za­miast prze­wod­ni­czą­cej Ur­suli kła­niali się habs­bur­skiej ce­sa­rzo­wej, a sto­licę mie­li­by­śmy w Wied­niu, nie w Bruk­seli.

Choć więc pań­stwo bu­dzi moją nie­kła­maną sym­pa­tię, uwa­żam śmierć pod jego sztan­da­rami za prze­ży­tek, ideę mocno zdez­ak­tu­ali­zo­waną. W dzi­siej­szych cza­sach co naj­wy­żej ki­bi­cu­jemy swo­jemu pań­stwu, kiedy jego re­pre­zen­ta­cja gra w mi­strzo­stwach świata w piłce noż­nej, a pa­trio­tyzm chęt­niej niż strze­la­niem do nie­zna­nych lu­dzi wy­ra­żamy, za­miesz­cza­jąc fo­to­gra­fie z Pi­ranu, Bledu i Ja­skini Po­stoj­nej na na­szych pro­fi­lach na In­sta­gra­mie. Gdy zaś na mun­dialu na­sza dru­żyna od­pada z dal­szych roz­gry­wek, ki­bi­cu­jemy Niem­com, bo na końcu i tak za­wsze wy­gry­wają, a na­szych za­wod­ni­ków mimo po­rażki wi­tamy jak bo­ha­te­rów – prze­cież po ca­łym świe­cie gło­sili na­szą chwałę i świad­czyli o pięk­nie Pi­ranu, Bledu i Ja­skini Po­stoj­nej.

Wła­śnie ten aliaż kon­for­mi­zmu, tchó­rzo­stwa i pa­cy­fi­stycz­nego pa­trio­ty­zmu, który kształ­to­wał mój sto­su­nek do wojny i po­koju, po­zwala mi do­pusz­czać myśl, że także pra­dzia­dek Leon, po­świę­ca­jąc młode ży­cie dla przy­szło­ści mo­nar­chii habs­bur­skiej i ata­ku­jąc bez­ład­nie wło­skie sze­regi, do sensu swo­ich po­czy­nań mógłby mieć taki sam dy­stans jak ja.

Je­stem wła­ści­wie pe­wien, że młody Leon Ob­lesz­czuk – au­stro-wę­gier­ski żoł­nierz po­cho­dzący z Bo­śni, uro­dzony w Ga­li­cji z ojca Ukra­ińca i matki o ukra­iń­sko-pol­skich ko­rze­niach – w błot­ni­stych oko­pach nad So­czą zro­zu­miał, jak nie­by­wale mą­drym czło­wie­kiem był jego oj­ciec, a mój pra­pra­dzia­dek Pe­ter Ob­lesz­czuk, który przed eu­ro­pej­skimi na­stęp­cami tronu i za­ma­chow­cami dy­bią­cymi na ich ży­cie zwiał do da­le­kiej Bra­zy­lii. I mogę usły­szeć, jak on, młody żoł­nierz w ogniu bi­twy, prze­klina mo­nar­chię i jej anek­sję Bo­śni, re­formę rolną i wszyst­kie zwrot­nice od Bo­san­skiego Brodu do Met­ko­vi­cia, za­sta­na­wia­jąc się tylko, czy z tego au­striacko-wło­skiego pie­kła uda mu się wy­nieść cało młodą, nie­winną głowę.

Bo niby dla­czego Leon Ob­lesz­czuk po­nad sto lat temu byłby go­tów, bar­dziej niż ja te­raz, od­dać ży­cie za swoje pań­stwo? Dla­czego rów­nież mój pra­dzia­dek, tak jak ja, miałby nie wie­dzieć, że już od nie­pa­mięt­nych cza­sów po­wstają w Eu­ro­pie pięk­nie wy­kon­cy­po­wane, róż­no­rodne i nie­zwy­kle skom­pli­ko­wane pań­stwa, które tro­chę uła­twiają, ale tro­chę też utrud­niają lu­dziom ży­cie, za­nim roz­padną się mniej lub bar­dziej krwawo? Dla­czego Leon miałby rów­nież nie wie­dzieć, że nie da się unik­nąć ta­kiego losu i że lu­dzie by­liby o wiele szczę­śliwsi, gdyby w umie­ra­niu państw nie wi­dzieli końca świata, a po roz­pa­dzie tego lub in­nego im­pe­rium, mo­nar­chii albo so­cja­li­stycz­nej fe­de­ra­cyj­nej re­pu­bliki nie za­fun­do­wali so­bie wojny świa­to­wej lub choćby do­mo­wej? Wła­ści­wie dla­czego idea umie­ra­nia za ce­sar­stwo au­stro-wę­gier­skie mia­łaby mu się wy­da­wać bar­dziej ra­cjo­nalna niż mnie idea umie­ra­nia za Unię Eu­ro­pej­ską? Dla­czego ja miał­bym być mniej­szym głup­cem niż on tylko z tego po­wodu, że uro­dził się w dzie­więt­na­stym wieku i nie miał Wi­ki­pe­dii?

Ale wie­rzę, że pra­dzia­dek Leon Ob­lesz­czuk do­sko­nale zda­wał so­bie sprawę z tego, że jego śmierć na fron­cie wło­skim nad So­czą nie mia­łaby żad­nego sensu i było mu ab­so­lut­nie obo­jętne, kto w końcu zwy­cięży w tej woj­nie. Wie­rzę, że jemu też cho­dziły po gło­wie dawne wojny i że ina­czej niż jego władcy cze­goś się jed­nak na­uczył. I pew­nie prze­czu­wał, że roz­pa­da­jący się na jego oczach świat wkrótce ktoś po­now­nie złoży, może na­wet tak, że Au­stria i Wło­chy skoń­czą w tym sa­mym pań­stwie. Wie­rzę też, że Leon wie­dział już, że znowu znajdą się głupcy, któ­rym nie bę­dzie się po­do­bał ten na nowo zło­żony świat, więc będą chcieli wszystko zde­mon­to­wać – je­śli to moż­liwe, wy­wo­łu­jąc ja­kąś nową wojnę. I nie wąt­pię, że Leon Ob­lesz­czuk wie­dział w tych oko­pach rów­nież to, że na­wet po po­nad stu la­tach będą ist­niały pań­stwa wy­pra­wia­jące mło­dych, nie­win­nych lu­dzi na bez­sen­sowną śmierć.

Tak, wie­rzę, że w tych błot­ni­stych oko­pach po­my­ślał o mnie i za­pra­gnął, że­bym w cza­sie pierw­szej prze­rwy w wy­mia­nie ognia wstał i na cały głos prze­klął idiotę, który wci­snął mi ka­ra­bin do ręki, i że­bym po­tem ru­szył pro­sto na Ma­da­ga­skar. Bo coś mi mówi, że mój pra­dzia­dek Leon był nie­zwy­kle mą­drym czło­wie­kiem, który nie ży­czyłby so­bie, by jego pra­wnuk do­świad­czył losu ta­kiego sa­mego jak on.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij