- W empik go
Koło ratunkowe - ebook
Koło ratunkowe - ebook
Luksusowy statek wycieczkowy, pełne morze i gorąca atmosfera…
Zośka, pomimo panicznego strachu przed wodą, wraz z narzeczonym Mateuszem wyrusza w rejs po pełnym morzu. Od dawna się między nimi nie układa, więc Zosia chce wykorzystać ten czas, by spróbować naprawić ich relację. Jednak gdy ukochany oznajmia jej okrutną prawdę, a cały misterny plan odbudowy związku legnie w gruzach, dopiero wówczas dziewczyna zacznie przygodę życia…
Trzymajcie się mocno! Czeka na was międzynarodowa afera kryminalna z oszustem matrymonialnym, ognisty romans z seksownym kapitanem i lekkie wakacyjne klimaty pełne szalonego humoru, nieoczekiwanych zwrotów akcji i pikantnej erotyki.
– No nie wiem, pewnych rzeczy nie da się zapomnieć! – Uśmiechnął się z pewnością sugerującą, że odnosi się do mojej uwagi o seksie.
Podniosłam wysoko brew i zmierzyłam go wzrokiem pełnym nagany, po czym wycedziłam tonem nieznoszącym sprzeciwu:
– Jednak nalegam, aby pan postarał się zapomnieć. Zapomni pan o naszym spotkaniu i już nigdy więcej się nie zobaczymy. Zgoda? – Wyciągnęłam dłoń w jego kierunku.
Teraz on mierzył mnie wzrokiem, ale nie dostrzegłam w nim ani krzty dezaprobaty, tylko coś, czego dawno nie doświadczyłam. Nie, na pewno się myliłam. Czemu nieznajomy miałby na mnie patrzeć z podziwem?! Na pewno nadinterpretowałam całą sytuację, a przez stres widziałam coś, czego nie było.
Podszedł do mnie i potrząsnął lekko wyciągniętą dłonią, jednak nie wypuścił jej od razu.
– Jesteśmy na statku. Jestem przekonany, że się jeszcze spotkamy.
Elisa Rocher
Białostocczanka, która od zawsze marzyła o tworzeniu, jednak dopiero niedawno odważyła się wpuścić innych do swojego świata. Jej debiutanckie opowiadanie W miłosnej sieci ukazało się w antologii Płonąca rzeka. Jednak rozpoznawalność zapewniło jej opowiadanie Nokaut, opublikowane online, które zebrało kilkutysięczne grono fanów. Tworzone przez nią historie są odzwierciedleniem zamiłowania do twardych facetów i mądrych, silnych kobiet.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8219-620-7 |
Rozmiar pliku: | 910 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gorzów Wielkopolski, 10 wrzesnia 2019 roku
Kochana córeczko,
_wiem, że ten list dotrze do Ciebie po mojej śmierci i bardzo mi przykro, że przez to będziesz jeszcze bardziej cierpieć. Jednak musiałam mieć pewność, że przekazałam Ci wszystko, co chciałam. Nie wiem, w jakim stanie będę pod koniec i czy będę miała dość siły, aby rozmawiać, stąd mój list._
_Wciąż nie mogę uwierzyć, że to się dzieje i że właśnie tak to się kończy, ale na pewne rzeczy nie mamy wpływu. Nie chcę Cię zadręczać wątpliwościami i żalami, które już nie mają znaczenia. Pragnę, byś wiedziała, że odchodzę szczęśliwa i spełniona. Mimo wszystko miałam udane życie, a te kilka ostatnich dni to nie czas na pytania: co by było, gdyby?_
Czas, który mi pozostał, chcę poświęcić Tobie. Moja droga już się kończy, ale Ty, kochanie, dopiero stoisz na progu swojej. Jeszcze tyle wspaniałych chwil przed Tobą!
_Wiem, że po mojej śmierci będziesz płakać. I zrób to, dziecko. Krzycz, smuć się! Daj sobie czas na żałobę, ale potem zacznij żyć pełną piersią. Spójrz na mnie, na moje życie i nie marnuj go tak jak ja! Może gdybym była odważniejsza, to wiele rzeczy by się nie wydarzyło? Nasze życie byłoby inne, być może lepsze? Znowu gdybam, a obiecałam tego nie robić. Wybacz!_
_Zosieńko, ucz się na moich błędach i czerp z nich natchnienie. Wiesz, czego żałuję najmocniej? Że nie spełniłam wszystkich swoich marzeń, a miałam ich tak wiele. Dzięki Tobie te małe udało mi się zrealizować, ale wciąż ubolewam, że nie umiałam zwalczyć strachu przed tymi większymi. Że nie skoczyłam na bungee albo nie udałam się w ten rejs dookoła świata z ciotką Elżbietą._
_Wierzę, że Ty będziesz ode mnie lepsza. Że Tobie się to uda. Dlatego proszę Cię, przełam swój strach! Bądź odważna i popłyń w rejs, skocz na bungee i ze spadochronu oraz zrób wszystko to, co wpadnie Ci do głowy… Zrób to za siebie i za mnie. Żyj pełnym i szczęśliwym życiem za nas obie. Zakochaj się szalenie i kochaj mocno, nie marnuj czasu na półśrodki i na związki, które nie mają przyszłości. Życie jest na to za krótkie._
_Zawsze będę z Tobą i będę Cię wspierać. Jesteś najlepszym, co mnie spotkało! Wiedz, że obojętnie, jaką ścieżkę życia obierzesz, ja zawsze będę z ciebie dumna. Kocham Cię najbardziej na świecie._
_Całuję i ściskam mocno, mama._1
– Nie, Mateusz, nie chcę! Zmieniłam zdanie, już nie chcę płynąć! Proszę, nie zmuszaj mnie do tego. Proszę! – zawyłam żałośnie i zaparłam się nogami o schodki prowadzące na statek. Kurczowo złapałam się barierek po obu stronach i nie zamierzałam iść dalej. Chociaż na dworze nie było więcej niż dwadzieścia stopni w słońcu, to lepki pot ściekał z czoła, a ze strachu żołądek podszedł mi do gardła.
– No już, rusz się! Nie czas na twoje fochy, ludzie z tyłu czekają! – warknął i naparł na mnie całym ciałem, przez co przesunęłam się o kilka centymetrów. Mimo że opierałam się z całych sił, to pod mocnym naciskiem jego ciała szłam dalej. – To ty chciałaś płynąć, nie ja, więc teraz nie narzekaj, tylko wchodź na ten przeklęty statek!
Nie byłam w stanie zareagować w inny sposób niż posłanie mu pełnego oburzenia spojrzenia, które najzwyczajniej w świecie zignorował. Ostatnio coraz bardziej denerwował mnie sposób, w jaki Mateusz mnie traktował i się do mnie odzywał. Zdusiłam jednak to uczucie, przysięgając, że gdy tylko znajdziemy się w kajucie, narzeczony dostanie ode mnie burę wszech czasów. Nie lubiłam prania brudów przy świadkach, dlatego tę „rozmowę” zostawiłam na później.
Czy tego chciałam czy nie, i tak znalazłam się na górze, a gdy zdążyłam złapać oddech, zostałam siłą wciągnięta przez szturmującą pokład hordę podróżnych. W panice zaczęłam się rozglądać dookoła. Mateusz, jak na złość, zniknął, zostawiając mnie zupełnie samą pośrodku deku. Po chwili zbliżyłam się do barierki i do niej przylgnęłam. Wiedząc, że jestem już bezpieczna, odetchnęłam z ulgą. Wtedy do moich nozdrzy dotarł powodujący mdłości i zawroty głowy odór portowej, stęchłej wody. Zamknęłam oczy i zaczęłam liczyć do stu, aby skoncentrować się na czymś innym niż na skręcających się kiszkach i zbierającej się w gardle żółci.
– Zośka! – wołanie Mateusza brzmiało jak wybawienie.
Spojrzałam w stronę, z której dobiegał jego głos i pomału ruszyłam, wciąż przytrzymując się poręczy. Obfite śniadanie, które rano zjadłam, zaczynało podchodzić do gardła, a żołądek ściskał się coraz bardziej, przez co szłam naprawdę wolno. W pewnym momencie barierka się skończyła, a ja byłam zmuszona znowu wejść w tłum, który – na moje szczęście – już się przerzedził. Szybko przecięłam pokład na skos i zakręciłam się wokół starszej pary, stojącej na środku pokładu z ogromną na dwa metry kartką w rękach. Jaskrawoniebieska koszula Mateusza mignęła mi w tłumie, jednak ja zagapiłam się na ludzi z rozłożoną mapą. Kto w tych czasach używa map? I kto w tych czasach je sprzedaje?
Ostry skurcz żołądka przypomniał o sobie, a ja wyrwałam jak z procy i w dwóch krokach dopadłam stojącego tyłem Mateusza. Złapałam go mocno za rękę i pociągnęłam za sobą, chcąc jak najszybciej znaleźć się w kajucie.
– Mateusz, kurwa mać! – syknęłam, prąc do przodu. – Jak mogłeś mi to zrobić? Czemu zostawiłeś mnie samą na tym jebanym statku?! Przecież doskonale wiesz, jak bardzo boję się takiej wyprawy. Od dwóch tygodni mam koszmary nocne, wizje, że rozbijamy się o pieprzoną górę lodową, tak samo jak Titanic. Prawie nie śpię, bo panicznie się boję, a ty tak sobie na luzaku spacerujesz po statku i gapisz się w niebo. Niebo to niebo, wszędzie jest takie samo! Ale dla ciebie wszystko jest ważniejsze niż własna narzeczona. Bo co? Bo jestem dorosła i sama powinnam stawić czoła swoim strachom? Bo zachowuję się jak dziecko, które potrzebuje uwagi i opieki rodzica?
– Ale…
– Proszę cię, Mateusz! Ty już nic nie mów! Już wystarczająco zrobiłeś! – skarciłam go złośliwie i skręciłam na klatkę schodową. Nie musieliśmy używać windy, skoro nasz pokój znajdował się tylko dwa piętra niżej. – Znam twoje zdanie na ten temat. Gdybyś mógł, to dawno byś stąd spieprzał w podskokach! Tak ciężko ci spędzić ze mną trochę czasu? Co się z nami stało? Doskonale widzę, że nasz związek się kończy, a miłość ulatuje. Nie tylko ty to czujesz, ale ja chociaż próbuję. Rozumiesz?! Ja próbuję to naprawić.
– Nie…
– Proszę cię, nie zaprzeczaj! Sam doskonale widzisz, jak jest między nami. Kiedy się ostatnio kochaliśmy? W ogóle pamiętasz? Nie pamiętasz! To było pół roku temu i to ty nie chciałeś, więc nawet nie próbuj zwalać winy na moją żałobę po śmierci mamy. Może jeszcze jest dla nas szansa i właśnie tu uda nam się znowu do siebie zbliżyć i naprawić związek? Właśnie dlatego tak mi zależy na tym rejsie. Mimo że boję się płynąć, to chcę spróbować! Dla nas!
– Ja…
– Ale dlaczego nie? Czemu od razu jesteś taki negatywnie nastawiony? Na wstępie przekreślasz moje pomysły? Choć raz mnie poprzyj zamiast stopować. Dlaczego nie chcesz spróbować? Powiedz prawdę, chociażby była najgorsza.
– To…
– Albo nie! Nie mów, nie chcę wiedzieć – przerwałam mu raptownie. – Na dziś wystarczy mi traumy, a jeszcze muszę przeżyć odbijanie od portu. Mam nadzieję, że ten kapitan jest lepszy od tego, który sterował Titanikiem, bo inaczej marny nasz los. Modlę się, aby moja śmierć nastąpiła szybko, na przykład od wybuchu w kotłowni, a nie od utonięcia. Nie chcę cierpieć!
Nawet nie wiem, kiedy stanęłam przed drzwiami kajuty.
– Mateusz, daj kartę! Mateusz?! Czemu nic nie mówisz?
Drzwi od pokoju się otworzyły, a w progu stanął Mateusz, na którego widok zrobiłam wielkie oczy.
– Zośka? – Jego zdziwienie było tak samo ogromne jak moje.
– O Jezu! – Odskoczyłam jak oparzona, w popłochu wytrącając obcą dłoń z ręki i przylgnęłam do narzeczonego. Wtuliłam się w jego bok i z przestrachem spojrzałam na faceta, którego przeciągnęłam przez połowę statku. A on? Nic sobie z tego nie robił. Stał, uśmiechając się od ucha do ucha.
– Mateusz, to nie tak, jak myślisz! – Złapałam go za rękę i mocno ścisnęłam. – To nieporozumienie!
– Właśnie widzę! – Zrobił kwaśną minę i spojrzał z wrogością na mężczyznę, który teraz z założonymi rękami opierał się o ścianę i ze stoickim spokojem przyglądał całej sytuacji.
– Zniknąłeś, a ja się zgubiłam, potem zobaczyłam cię w tłumie i przyprowadziłam tutaj. Myślałam, że on to ty! – Usilnie starałam się ignorować natarczywy wzrok mężczyzny i koncentrować się na Mateuszu. – Musisz mi uwierzyć!
– Niecodzienna sytuacja, ale znając ciebie, bardzo prawdopodobna. – Odetchnęłam szczęśliwa, że narzeczony mi uwierzył. Tymczasem on kiwnął głową na obcego. – A ty kim jesteś?
Cisza.
Spojrzałam w jego kierunku i o mało nogi mi się nie ugięły z wrażenia. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego wygląd. Skamieniałam i z uwielbieniem wpatrywałam się w najpiękniejszego mężczyznę, jakiego w życiu widziałam.
Błękitne, bystre oczy otoczone krótkimi, jasnymi rzęsami były tak przejrzyste jak najczystsze niebo w najpiękniejszy letni dzień. Pod kształtnym nosem znajdowały się dwie kuszące wargi, teraz zachęcająco rozchylone, zaś gęsta grzywa platynowych włosów, zawadiacko zakręconych nad wysokim czołem, tylko dopełniła boskości tego obrazka.
Ciche chrząknięcie sprawiło, że znowu spojrzałam mu w oczy i zatonęłam w nich. Zostałam uwięziona w lazurze, a cały świat jakby przestał istnieć. Pośrodku tej nicości byliśmy tylko my. Ja i on. Nic więcej się nie liczyło, nie istniało.
– Te, koleś! Gadaj, coś ty za jeden! – Mateusz oderwał się ode mnie i wystartował z pięściami do boskiego przystojniaka, który dalej stał bez ruchu.
– Czekaj! – Złapałam narzeczonego w pasie i odciągnęłam na bok. – Co ty robisz? Nie możesz się tak rzucać na każdego. Daj mi chwilę, a zaraz się dowiemy, kim jest.
– Jak chcesz! Ja idę na górę, zgubiłem komórkę. Może ktoś już ją znalazł. – Głos mu dziwnie złagodniał, a na twarzy pojawił się smutek, który zaraz zniknął, zastąpiony na powrót chmurną miną.
– Znowu mnie zostawiasz samą? – jęknęłam bezradnie.
– Zaraz wrócę, a ty wejdź do kajuty, tam nic ci nie będzie. – Z czułością cmoknął mnie w czoło i odszedł, nie oglądając się za siebie.
Odprowadziłam go wzrokiem. Zapatrzyłam się w pusty korytarz, dopóki kolejne chrząknięcie nie przywróciło mnie do rzeczywistości. Zerknęłam na bok, przystojniaczek stał teraz na szeroko rozstawionych nogach, a zniewalający uśmiech nie schodził z pięknej twarzy. Do diabła! Ależ kusząco wyglądał. Znowu spojrzałam na korytarz, licząc, że jednak Mateusz wróci i wybawi mnie od obecności takiego ciacha. Jednak nic się nie wydarzyło, dlatego ciężko westchnęłam i łapiąc się pod boki, obróciłam się przodem do nieznajomego.
– I co ja mam z tobą zrobić? – wymamrotałam do siebie. Gdy nie doczekałam się żadnego słowa z ponętnych warg, kontynuowałam. – _Sprichst du Deutsch? Nein? Do you speak english?_ Też nie? _¿Hablas español? A ty goworisz po russki?_ – Moje próby dogadania się w znanych mi językach skończyły się tylko jego perlistym śmiechem. Ale co to był za śmiech! Mocno wibrował w moim wnętrzu, sprawiając, że ubranie stało się niewygodne, a w powietrzu jakby nagle zabrakło tlenu. Rozkładając ręce, rozpaczliwie rozejrzałam się po korytarzu w poszukiwaniu ratunku, którego nie otrzymałam, a potem znowu spojrzałam na mężczyznę. Rozbawiony wyglądał tak wspaniale, że ta radość zaczęła się udzielać. Usta mi drgnęły i ułożyły się w podkówkę, po czym zaczęły dygotać od powstrzymywanego śmiechu.
– A wystarczyło zapytać po polsku. – Głos też miał piękny. Zachrypnięty, drażniący każdy zakamarek ciała i duszy. Odebrało mi mowę, a oddech przyśpieszył. Otworzyłam buzię, ale nie wiedząc, co powiedzieć, zamknęłam ją. Moje myśli zaczęły niebezpiecznie krążyć wokół jego kuszących czerwienią, pełnych ust oraz oczu bez dna, w których, o dziwo, chciałabym się utopić. Musiałam się go pozbyć, i to jak najszybciej. Nie tylko przy nim głupiałam, ale też zaczynałam mieć sprośne myśli.
– Czemu pan nic nie powiedział? – Spuściłam wzrok, nie mogąc znieść intensywności jego spojrzenia. – Tam na górze, gdy pana porwałam.
– Moja mama od urodzenia wpajała mi, że nigdy nie przerywa się wkurzonej kobiecie – odparł, podchodząc bliżej.
– Mimo wszystko powinien był pan coś powiedzieć. Zatrzymać mnie. Zrobić cokolwiek. – Ostrożnie spojrzałam w górę. Za każdym razem, gdy na niego patrzyłam, odkrywałam coś nowego. Jak na przykład milion złocistych piegów na prostym nosie, które aż prosiły się, aby je policzyć i scałować. Były tam zawsze? Czy pojawiały się, jak tylko dosięgały go pierwsze promienie słońca?
– Nie! – Zakołysał się na butach i zaplótł umięśnione ramiona na piersi, a mi aż ślinka pociekła na ich widok. Był jakby żywcem wyciągnięty z moich marzeń. Facet idealny, który nie istnieje w prawdziwym życiu. A może sądziłam, że nie istnieje, bo jednak stał tu przede mną jak najbardziej realny. – Mama zawsze mówiła, że trzeba poczekać, aż złośnica się wygada, bo inaczej można dostać po głowie.
Parsknęłam.
– Czyli wolał pan wysłuchiwać moich… – Zakryłam usta ręką i zamknęłam oczy, gdy przypomniałam sobie część głupot, które wygadywałam w oburzeniu i panice. – O matko! Najmocniej pana przepraszam, że musiał pan tego słuchać!
– To było całkiem… – przerwał, czym zmusił mnie do otwarcia powiek – ciekawe.
– A może umówimy się tak, że pan zapomni o tym, co mówiłam? Każde z nas rozejdzie się w swoją stronę? I już nigdy więcej się nie spotkamy? Mhm? – Chociaż nie chciałam go nie widzieć, to jednak tak było najlepiej. Na litość boską, miałam przecież faceta, który miał zostać moim mężem. Nie mogłabym spojrzeć sobie w twarz, gdybym zrobiła mu takie świństwo. Już i tak samo patrzenie na boskiego nieznajomego zakrawało na zbrodnię. Byłam pewna, że długo nie zapomnę tak przystojnego mężczyzny. – Co pan na to? – zakończyłam z nadzieją w głosie, co prawda całkowicie udawaną, ale on nie musiał o tym wiedzieć.
– No nie wiem, pewnych rzeczy nie da się zapomnieć! – Uśmiechnął się z pewnością sugerującą, że odnosi się do mojej uwagi o seksie.
Podniosłam wysoko brew i zmierzyłam go wzrokiem pełnym nagany, po czym wycedziłam tonem nieznoszącym sprzeciwu:
– Jednak nalegam, aby pan postarał się zapomnieć. Zapomni pan o naszym spotkaniu i już nigdy więcej się nie zobaczymy. Zgoda? – Wyciągnęłam dłoń w jego kierunku.
Teraz on mierzył mnie wzrokiem, ale nie dostrzegłam w nim ani krzty dezaprobaty, tylko coś, czego dawno nie doświadczyłam. Nie, na pewno się myliłam. Czemu nieznajomy miałby na mnie patrzeć z podziwem?! Na pewno nadinterpretowałam całą sytuację, a przez stres widziałam coś, czego nie było.
Podszedł do mnie i potrząsnął lekko wyciągniętą dłonią, jednak nie wypuścił jej od razu.
– Jesteśmy na statku. Jestem przekonany, że się jeszcze spotkamy. – Miał ciepłe ręce, trochę szorstkie, ale dające energię.
– Płynie tu trzy i pół tysiąca ludzi. – Jego dotyk wtapiał się w moją skórę, a ja ledwo mogłam wydobywać słowa, nie mówiąc już o myśleniu.
– To mniej, niż się pani wydaje. – Mrugnął do mnie, po czym – po chwili wahania – nieoczekiwanie wypuścił moją dłoń, a mnie od razu zrobiło się dziwnie źle bez jego dotyku. Zrugałam się w myślach za takie głupoty. Mam narzeczonego, nie mogę o tym zapominać!
– To do zobaczenia! – wypaliłam głośno i szybko otworzyłam drzwi kajuty, a zanim je zamknęłam, wpadł do niej jego perlisty śmiech.
Oparłam się plecami o najbliższą ścianę, a po chwili do mnie dotarło.
– Do zobaczenia?! – Uderzyłam się dłonią w czoło. – Zośka, jesteś naprawdę głupia!
Podeszłam do łóżka i z głośnym jękiem na nim usiadłam. Opierając łokcie na kolanach, wsunęłam głowę w ręce. Siedziałam tak chwilę, aż dotarła do mnie myśl, która sprawiła, że zerwałam się na równe nogi. Nie czułam zawrotów głowy ani nudności, a żołądek pracował bez problemów. Krzyknęłam szczęśliwa i wyrzuciłam ramiona do góry. Odetchnęłam spokojnie, rozkoszując się na nowo „czystym” powietrzem, a uśmiech szczęścia sam się pojawił na mojej twarzy.
Teraz na spokojnie rozejrzałam się dookoła. Kajuta nie różniła się wystrojem od tej ze zdjęcia, które widziałam w internecie, gdy przeglądałam rozkład pomieszczeń. Nauczyłam się go na pamięć, szczególnie jeśli chodzi o miejsca, które będą dla mnie bezpiecznym schronieniem, o ile można o takich mówić na płynącym statku.
Na podłodze leżała czerwona wykładzina w bordowe romby, ciągnąca się aż do niewielkiego pokoiku, w którym znajdowało się podwójne łoże oraz niska dwuosobowa sofa, a przy niej niewysoki drewniany stoliczek.
Mała łazienka, do której wchodziło się z korytarza, była obłożona kafelkami w odcieniach błękitu. Po lewej stronie znajdowało się duże lustro wiszące nad umywalką, po drugiej umieszczono wannę z prysznicem.
Na środku pomieszczenia przed kanapą stały walizki, które nadaliśmy podczas zaokrętowania w porcie. Z braku innego zajęcia wzięłam się za ich wypakowywanie, a kiedy pół godziny później Mateusz nie wrócił, zaczęłam się naprawdę martwić.
Wyciągnęłam telefon z plecaka i po sprawdzeniu, czy do mnie nie dzwonił, postanowiłam sama to zrobić. Gdy odezwała się poczta głosowa, już wiedziałam, że coś się stało. Dopadłam drzwi, lecz kiedy przekroczyłam próg, statkiem lekko zakołysało, a ja szybko cofnęłam się do środka. Delikatne drgania podłogi sprawiły, że uczucie paniki powróciło. Strużka potu spłynęła mi po kręgosłupie, a lodowate uczucie zimna rozeszło się po ciele, sprawiając, że wstrząsnęły mną dreszcze. Z trwogą, na trzęsących się nogach, powoli ruszyłam do najbliższej ściany i przywarłam do niej z całych sił.
Mateusz gdzieś tam był, a ja chciałam do niego dotrzeć. Należało wziąć się w garść. Przed oczami stanął mi nieznajomy, a jego błękitne i czyste spojrzenie sprawiło, że jakimś cudem udało mi się przegnać demony. Głośny dźwięk syreny statku, sygnalizujący odbijanie od portu, poderwał mnie na nogi. Starannie nałożyłam kupiony specjalnie na ten rejs kapok i bez myślenia, co dalej, wybiegłam na zewnątrz. Szybko uporałam się ze schodami, pokonując je po dwa stopnie jednocześnie, aż w końcu znalazłam się na górnym deku. Podróżni zgromadzili się przy balustradach, aby pomachać żegnającym ich ludziom, dzięki czemu miałam wolną drogę do obsługi statku.
Trzymając się kurczowo kamizelki, jakby miała ona jakieś czarodziejskie właściwości, które mogły mnie uratować od strachu, podeszłam do stojącej najbliżej stewardesy.
– Przepraszam. Mój narzeczony, Mateusz Kot, zgubił telefon na pokładzie i wyszedł z kajuty ponad pół godziny temu. Do tej pory nie wrócił, a my już odbijamy od portu. Czy może zgłaszał coś państwu? – powiedziałam po angielsku, próbując brzmieć na tyle spokojnie, na ile mogłam. Mimo to moje ciało trzęsło się i podrygiwało niespokojnie.
– Zaraz sprawdzę, czy ktoś to zgłaszał. Proszę przeliterować nazwisko – odparła kobieta z uśmiechem, po czym sięgnęła po krótkofalówkę i przekazała wiadomość po włosku.
Statek nabierał prędkości i chociaż nie umywała się do tej, którą będziemy płynąć, to zmiana pod stopami była coraz bardziej odczuwalna.
Zauważyłam, jak twarz kobiety zmienia się, gdy słucha informacji przez krótkofalówkę. Co chwilę zerkała na mnie to współczującym, to zrozpaczonym wzrokiem, a ja, kręcąc z niedowierzaniem głową, zaczęłam się wycofywać.
Nie, to nieprawda! Na pewno mi się wydaje. Wyolbrzymiam to, Mateuszowi nic nie jest. Może tylko upadł i skręcił sobie kostkę. On nie mógł umrzeć, prawda? Modliłam się w duchu, aby moje podejrzenia się nie sprawdziły.
– Proszę pani, pan Kot na własną prośbę zszedł ze statku przed odpłynięciem – powiedziała smutnym głosem stewardesa, gdy znalazła się przy mnie.
Odczułam niewyobrażalną ulgę. Kamień spadł mi z serca, a nogi zrobiły się jak z waty. Jednak po chwili dotarł do mnie prawdziwy sens usłyszanych słów. Z niedowierzaniem potrząsnęłam głową. Na pewno się przesłyszałam albo kobieta coś pomyliła.
– Nie, to niemożliwe. To musiał być ktoś inny, jakiś inny mężczyzna o takim samym nazwisku. – Mimo że zaprzeczałam, jej słowa ogłuszyły mnie, jakbym dostała obuchem w głowę. Zatoczyłam się do tyłu i opadłam na pobliską ławeczkę.
– Przykro mi, nikt inny o takim nazwisku z nami nie płynie. Sprawdzałam dwa razy. – Przysiadła przy mnie i ze współczuciem krótko ścisnęła mi ramię.
Wtedy moja komórka się rozdzwoniła, a ja podniecona poderwałam się na nogi, gdy zobaczyłam na wyświetlaczu imię narzeczonego.
– Mateusz, gdzie ty jesteś? – roztrzęsionym głosem wysapałam do słuchawki.
– Zosiu, zszedłem ze statku.
Czy mówisz po niemiecku, angielsku, hiszpańsku i rosyjsku? – w tej kolejności. Wszystkie tłumaczenia z podanych języków należą do autorki.