Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Kolory Miłości - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kolory Miłości - ebook

Rozpal w swoim sercu ogień Pożądanie, zakochanie, przebaczenie, bliskość, zabawa, desperacja, szaleństwo, ciekawość, namiętność… to zaledwie kilka z bogatej palety barw intensywnych kolorów miłości. Każdy odcień jest całkowicie inny, każdy tak samo ludzki. Czy miłość jest tym lepsza, im jest barwniejsza? A może najlepiej, aby jednak nasze uczucia były jednolite? Czy możemy obmalować nasze serca tylko tymi kolorami, które najbardziej nam się podobają? A może każdy, ciepły, przyjemny kolor, w którym się zatracimy musi zostać zrównoważony przez jedną z chłodnych, smutnych, niechcianych przez nas barw…? Co zrobić, aby uciec w życiu od szarości, bezsmakowej bieli czy depresyjnej czerni? Jak zbudować związek, po co o niego dbać, kiedy o niego walczyć, a kiedy go zakończyć? Czy warto zatracić się w chwilowej zabawie i co się stanie, gdy wpadniemy w niekończący się wir monotonii życia? Odpowiedzią na każde z tych pytań jest inny kolor. Pytanie, którym z nich obmalujesz dziś swoje serce?

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788397398504
Rozmiar pliku: 974 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

różowy

Miłosne splątanie

– O tej porze miasto jest niesamowite! – wykrzyknęła tak uradowana, że ze szczęścia aż zaświeciły się jej oczy.

– Jutro pochodzimy po nim do samego rana. Teraz byleby dojść do hotelu…

– Też jestem już wykończona…

Kilka minut spaceru, by dojść pod hotel, kilkadziesiąt sekund, by znaleźć się w pokoju.

– Chyba nie idziemy jeszcze spać…? – zapytała, rzucając się na łóżko.

W tej długiej sukni była taka piękna. Dobrze, że wyszliśmy wcześniej. Krótki spacer po starówce pozwolił na powrót ze sporym zapasem sił i alkoholem już tylko lekko szumiącym w naszych głowach. Może nie były to idealne warunki, ale uważałem, że są wystarczające, bym mógł dać jej jeszcze tak wiele siebie, zanim zaśnie w moich objęciach…

Powoli rozpinałem mankiety swojej koszuli, jednocześnie przyglądając się tej niezwykłej kobiecie. Była taka… piękna, radosna, kochana. Im dłużej obserwowałem ją w ciszy, tym cieplej robiło mi się na sercu. Radowało mnie to, jak na mnie czeka, jak się uśmiecha, gdy spogląda w sufit i jak cieszy się z tego, że ją tu zabrałem. Że po prostu byliśmy tu razem. A ja czułem się szczęśliwy, że mam ją.

Jej ciało było tak gorące, że na jego widok aż rozpływała mi się dusza. Długa, seksowna, ciasno ją opinająca sukienka, błyszcząca biżuteria, balowe rękawiczki, podkreślający jej niemal dziewczęcą urodę lekki makijaż, ślicznie upięte włosy… Moja najukochańsza.

Zdjąłem marynarkę, następnie buty i lekkim krokiem zbliżyłem się do łóżka. Usiadłem na jego brzegu i ostrożnie położyłem się na niej, opierając się na łokciach.

– Jesteś taka niesamowicie piękna – powiedziałem z zachwytem.

– Nie gadaj, tylko bierz się do roboty… – mruknęła.

Była o wiele bardziej pijana ode mnie. Mówiłem jej, by nie przesadzała z szampanem… Opuściłem się na łokciach i docisnąłem swoimi biodrami i torsem do jej zatopionego w ogromnym materacu ciała, po czym pocałowałem ją w usta. Powoli, namiętnie. Tak czule i głęboko, aż dostała gęsiej skórki. Spojrzałem w jej oczy ten ostatni, spokojny raz, a gdy tylko je zamknęła, zacząłem całować ją dalej, niżej, delikatniej. Raz w policzek, dwa razy w szyję. Przeniosłem się na jej dekolt, odsuwając sukienkę na bok, ta potem złożyłem pocałunek na tak bardzo przeze mnie ukochanej, małej piersi, którą wyciągnąłem dla siebie na wierzch.

– A co to za piękny, apetyczny cycuszek…?

Było mi tak dobrze… Może i wypiłam odrobinę za dużo, ale może to i lepiej. Leżałam na tym wielkim, wygodnym łóżku, w głowie kręciło mi się jak na karuzeli i czułam, jak mój ukochany powoli się do mnie dobiera… Szkoda, że nie działał szybciej. Albo nie, niech robi to jak zawsze. Najpierw niech całą mnie wycałuje, wypieści, wygłaszcze, a gdy już będę wrzeć z podniecenia, gdy napalę się na niego aż do czerwoności, niech pieprzy mnie bezlitośnie, dopóki nie oszaleję z rozkoszy. Szybki numerek można zrobić w aucie na poboczu w przerwie jakiejś dłuższej trasy, a nie w takim pięknym pokoju…

Ssał. Uwielbiał to robić, wychodziło mu to zresztą doskonale. Tak zmysłowo pieścił moje małe sutki… Jako młoda dziewczyna miałam kompleks najmniejszych piersi w klasie, ale on je wręcz ubóstwia. Mówi, że nie muszą być duże, bo mężczyźni tak naprawdę nie patrzą na ich wielkość i większe znacznie ma dla nich kształtny biust. Powtarza, że moje piersi są takie słodkie, bo mają małe, różowe suteczki, dzięki czemu są najseksowniejsze na świecie. Powiedział mi także, że tak naprawdę o wiele seksowniejszy i bardziej pociągający od dużych piersi jest płaski brzuch… Cóż, teraz to i tak nieważne.

Było mi z nim tak cudownie… Ale przy tym tak mało! Przyjemność kłuła mnie delikatnie niczym igła, a ja chciałam, aby uderzyła we mnie jak młot! Zaczynałam robić się mokra… Moje ciało przeszyło rozkoszne mrowienie, na skórze pojawiła się gęsia skórka, a z każdym uderzeniem niecierpliwego serca robiło mi się coraz goręcej… A to wszystko dzięki niemu. Jego pocałunki były zaledwie przystawką, a ja byłam już taka głodna. Może trochę go pogonić?

– Niżej… – wyszeptała cicho, z rozkoszą.

Mógłbym ssać jej sutki, całować ciało, głaskać ją po włosach i patrzeć głęboko w oczy do samego rana… Ale jaki byłby w tym sens, jeśli ona chce w tej chwili czegoś zupełnie innego? Nie ma niczego gorszego niż samolubny seks, nie ma nic mniej romantycznego niż bezmyślne zadowalanie się na drugiej osobie. Chce niżej? Chce mocniej…? To jej to dam. Będę tak długo szalał między jej udami, aż zemdleje z rozkoszy – językiem, palcami, penisem, jak będzie trzeba, to nawet pięścią! A gdy już padnie, gdy położy się półprzytomna bez nawet grama siły, wtedy przytulę ją do siebie, wycałuję z czułością i wygłaszczę tak, jak lubię…

Porzuciłem jej różowego, twardego sutka, drugiemu nie dając nawet małego buziaka, i przesunąłem swój język niżej. Rozsunąłem jej zniecierpliwione uda, włożyłem rękę pod sukienkę, ściągnąłem majtki… Powinienem ją tam jeszcze wylizać, wycałować i wypieścić, ale skoro jest aż tak napalona, to nie będę testował jej cierpliwości i pożądania.

Złapałem ją w talii i przysunąłem bliżej, tak że nogi miała tuż za materacem, a sam podniosłem się na chwilę, rozpiąłem rozporek i zrzuciłem spodnie. Nie zdejmowałem z siebie koszuli, nie chcąc tracić czasu, tylko wróciłem do jej rozchylonych ud i wszedłem w nią tak, jak leżała. Była taka ciasna, ciepła, mokra… W tym jednym zbliżeniu poczułem tak wiele przyjemnej rozkoszy, że znów przepełniłem się miłością do niej. Nie pamiętam, kiedy ostatnio kochaliśmy się nagle, bez wcześniejszego całowania aż do zdrętwienia języków, masaży, wzajemnego lizania po całym ciele, rozgrzewania palcami, ustami, zabawkami… Choć czasami można też i tak, brutalnie, na siłę. Nie każda noc musi być ekranizacją romantycznego erotyku, najważniejsze jest, aby było nam jak najlepiej. A dziś idealnie będzie właśnie tak – bez zbędnych słów, bez zwalniających tempo akcji gestów. Im głębiej w nią się wbijałem, tym mocniej się wokół mnie zaciskała, a im bardziej się nią podniecałem, tym lepiej nam było w tym pierwszym akcie dzisiejszej nocy. Samonapędzająca się maszyna rozkoszy. Czas sprawdzić, jak wielkie obroty jest w stanie osiągnąć.

– Mocniej…! – krzyknęłam chrapliwie.

O tak, kurwa, o tak! Nie mogę uwierzyć, jak bardzo jestem dziś na niego napalona! Od tylu godzin miałam na to ochotę, od tylu godzin tylko jedno krzyczało w mojej głowie, w sercu i między udami. I w końcu się doczekałam! Nie wypił za dużo, więc mogę liczyć na tak wiele! Jest dobrze, zaraz będzie lepiej, a potem wybitnie aż do samego końca. Gdy wszedł we mnie – powoli, głęboko, aż za ostrożnie, gdy dotarł do samego końca, czułam, jak przyjemnie rozmasowuje się we mnie, wypełnia mnie jak jeszcze nigdy, że jest inaczej niż kiedykolwiek…

Raz, drugi i jeszcze kilka powolnych tańców, aż nagle zaczął walić mnie jak młotem. Mocno, stanowczo, porządnie. Tak energicznie, że ten miękki materac zaczął pode mną falować niczym ocean w pierwszych chwilach wielkiego sztormu… I znów, i jeszcze. Coraz szybciej, coraz mocniej, coraz bardziej. Ludzka miłość u szczytu fizycznego piękna. Powolny masaż zamienił się w agresywne zapasy, jakie toczyły ze sobą nasze ciała w najprzyjemniejszy ze wszystkich sposób.

W końcu miałam to, na co czekałam, czego tak pragnęłam. Nie za mocno? Nie za szybko? Może w innych okolicznościach bym go przystopowała, ale nie dzisiaj. Dziś niech szaleje we mnie tak mocno, aż osłabnę! Stracę rozum i panowanie nad sobą, ale zyskam jeszcze więcej miłości i jeszcze mocniejsze przywiązanie! Pewnie wyżywa się na mnie za to, że tak szybko oderwałam go od jego ukochanego cycuszka. I dobrze, a nawet lepiej! W każdym jego ruchu wyczuwałam, jak bardzo jest na mnie zły, co sprawiało, że pieprzył mnie ostrzej niż zwykle. Czułam, jak z każdym ruchem przyspiesza, jak wkłada we mnie coraz więcej energii, sił, mocy… W głębi serca wiedziałam, że to może być najlepsza noc w moim życiu. Niech tak będzie, z każdą sekundą coraz mocniej, intensywniej, niech szaleje we mnie, aż dojdę. A potem niech złapie kilka oddechów, upije łyk wina i znów się mną zajmie! I tak w kółko, dopóki nie wymęczy nas rozkoszą aż do nieprzytomności.

– Aaaa…!

Zaczęła jęczeć. Pewnie zaraz dojdzie. Tylko że ja już nie daję rady… No nic, dorucham ją do końca, choćbym miał zemdleć w trakcie jej orgazmu. Kilka wolniejszych pchnięć, jakbym zaraz miał przestać się poruszać. Wchodziłem w nią powoli, ale głęboko, dając sobie czas na to, bym mógł wziąć kilka oddechów, by jeszcze bardziej z niej ciekło, byśmy wręcz do granic się na siebie napalili… Biodra w górę, ruch do tyłu, biodra w dół, zanurzenie do samego końca. Niczym luksusowy jacht płynący przez wysokie fale. Jeszcze chwila, jeszcze nie teraz. Wyczuję moment, gdy nakręci się do samego końca, aż niemalże pęknie ta przyjemna sprężynka, i…

Teraz.

Ta jedna krótka chwila, w której jej ciało jest w pełni gotowe. Niczym napięta struna na sekundę przed zerwaniem – jeśli poczekam zbyt długo, zamiast się zerwać, rozciągnie się na stałe. Więc albo to wszystko przyspieszę, albo wrócimy na start tego wieczoru. Wziąłem głęboki oddech, zaparłem nogami i zacząłem ostatni akt pierwszego tomu dzisiejszej nocy.

Leżała pode mną z jednym wycałowanym cyckiem, który falował z każdym jej ruchem wysunięty z dekoltu sukienki, z dołem kiecki podciągniętym powyżej bioder, mną w niej. Pieprzyłem ją co sił, a ona latała wraz z tym wielkim, sprężystym materacem. Bezlitośnie, bez namysłu, bez kolejnych prób. Albo stanę na wysokości zadania, a ona na chwilę oszaleje z uniesienia, rozbudzi się, otrzeźwieje i nabierze chęci na więcej i będziemy bawić się do ostatniego wspólnego tchnienia, albo nie dociągnę tego, co właśnie się dzieje do końca, i za moment oboje zaśniemy w niespełnieniu…

– Mocniej!

Był taki cudowny, żywy, przesiąknięty namiętnością… Jeśli mam kiedyś oszaleć, to właśnie tu, właśnie teraz, właśnie przez niego! Im mocniej mnie brał, tym bardziej go chciałam! Był jak benzyna dolewana do ognia pożądania, jak powódź podczas ulewy namiętności, jak trzęsienie ziemi naszych ciał w trakcie huraganu miłości, jak hałas życia zagłuszany pieśnią bliskości. Im więcej przyjemności od niego dostawałam, tym goręcej go pragnęłam. Kochałam go całym serem, codziennie uzależniając się od niego na nowo.

Byłam tak bliska spełnienia, a tak nienasycona rozkoszą… Chciałam… nie. Wymagałam najmocniejszego orgazmu w swoim życiu! I on doskonale o tym wiedział. Dawał z siebie więcej niż kiedykolwiek, widząc, że byłam dziś spragniona jak nigdy. A gdy już nadejdzie ta największa fala przyjemności, pragnę, aby w jej trakcie nie zwalniał! Aby moje orgazmy nachodziły na siebie kolejnymi falami tak długo, aż zemdleję z nadmiaru rozkoszy, a on padnie na mnie ze zmęczenia. Rozkosz, namiętność, pożądanie – są przede wszystkim w naszych głowach, a on był w mojej głowie od samego rana, a między moimi udami od niekończących się minut ekstazy… Moje ciało szalało za nim, odkąd tylko zaczęliśmy być razem, a wciąż było mi go tak mało.

Czułam, że mój mężczyzna nie daje już rady. Kątem oka widziałam, że jest czerwony na twarzy, pewnie pot lał się z niego strumieniami, nie mógł złapać oddechu, a mięśnie zaczęły mu płonąć… I dobrze. Nie każde cierpienie jest złe. A to, którego doznajemy w trakcie ostrego seksu, zawsze jest najlepsze. Niech. Się. Zamęczy. Na-aa. Mnie-eee. Na-a. Śmie-e-e-e-rć… O matko. To było… aż… no po prostu… Doszłam o wiele wcześniej i mocniej, niż myślałam. Życie we dwoje jest piękne. A już szczególnie życie z kimś, kogo pożąda się całym sobą i to z wzajemnością.

– Zadowolona?

– Taaak!

Za… Raz… Umrę. To cud, że w niej nie skończyłem. Kiedy ostatnio byłem tak zmęczony…? Aż mi się biało przed oczami robi… No ale z drugiej strony o wiele lepiej pieprzyć się w ten sposób, niż po prostu położyć się na sobie i pełzać przez kilka minut niczym dwa mokre i ciepłe ślimaki, a potem zasnąć… każde pod inną kołdrą… Było cholernie dobrze i chciałbym, żeby tej nocy było nam jeszcze lepiej, ale teraz potrzebuję chwili… Albo kilku…

Warto było wymęczyć się dla tak cudownego widoku. Jej słodka twarz, tak rumiana z podniecenia, i ze zmęczenia. I mimo że przecież głównie leżała, to jej drobne, smukłe ciało musiało się zmierzyć z prawdziwym huraganem rozkoszy. Czerwone policzki, głęboki oddech, lekko uśmiechnięte usta i te oczy. Najpiękniejsze oczy, jakie widziałem w życiu. Błyszczące zmęczeniem, rozpalone pożądaniem, a co najważniejsze – tak bezgranicznie we mnie zakochane. Nie iskierki, a dwa wielkie ogniska miłości, które promieniowały swoim ciepłem prosto w mojego serce. Ciało ciałem, ale to twarz, a w szczególności właśnie oczy są w człowieku najpiękniejsze.

Obszedłem łóżko i stanąłem zaledwie centymetry od jej twarzy… Zauważyła, gdzie się zatrzymuję, uśmiechnęła się lubieżnie i nawet nie próbowała go chwycić swoją delikatną dłonią, tylko od razu sięgnęła do niego nabrzmiałymi z podniecenia ustami i wessała mnie głęboko. Dawała mi przyjemność, którą ubóstwiałem, podkreślając ją tym, co właśnie miałem przed oczami. To takie podniecające, widzieć swoją ukochaną dziewczynę, piękną kobietę o tak delikatnej i dziewczęcej urodzie, która, patrząc mi głęboko w niedowierzające z przyjemności oczy, dławiła się moim kutasem, tak że z kącików ust spływała jej piana.

– Jesteś najcudowniejsza… – wydyszał nieprzytomnie.

Za to, co mi zrobił, wezmę go aż do samego żołądka…! Tylko nie mogę przesadzić, bo jeśli teraz skończy, to pewnie zaraz zaśnie, a ja mam ochotę jeszcze na tak wiele… Zwolnię i się uspokoję. Teraz obejmę go płytko… wolniejsze ruchy językiem, mniej ssania. Niech delektuje się chwilą, a nie bezmyślnie masturbuje moim samonawilżającym się gardłem z funkcją masażu…

Wsunął palce w moje włosy. No to teraz się zacznie. Uwielbiam, jak mnie głaszcze, jak powoli przesuwa tę swoją wielką, silną, szorstką dłoń po mojej głowie, jak zanurza swoje palce w moich włosach i drapie tuż za uchem… Znów mam ciarki! I jeszcze bardziej się na niego napaliłam! Tak bardzo go kocham… Gdybym go straciła, tobym oszalała. Muszę go mieć przy sobie, chronić przed innymi, trzymać jak najbliżej… Ale nie mogę być w tym zbyt toksyczna, bo mi ucieknie.

Chyba muszę przestać ciągle mu rozkazywać. Jak będę nadal wymagać tylko więcej i więcej, to w końcu odpuści, bo przecież każdy ma jakiś limit swojej tolerancji… Ale dziś chcę od niego już tylko jednego! Niech jeszcze raz ostro mnie wyrucha! Jeszcze ten jeden, mocny raz…

– Teraz twoja kolej! – zażądała z zadziornym uśmiechem, po wyswobodzeniu swoich niewinnych ust.

A było tak dobrze… Pochyliłem się do jej nabrzmiałych ust i je pocałowałem. Długo, namiętnie, jedną ręką głaszcząc jej słodką głowę, drugą łapiąc za wciąż wystającą z sukienki pierś… Powoli zacząłem całować całe jej ciało, wolno ją przy tym rozbierając.

Rozpiąłem zamek jej sukienki, uwolniłem wszystkie guziki i zsunąłem z niej kieckę jednym płynnym ruchem, jakbym wyciągał z bogato zdobionej pochwy najpiękniejszy na świecie miecz. Znów ujrzałem kobietę, którą tak nieopisanie kocham, której pożądam nieokiełznanie taką, jaką stworzył Bóg i naturalnie poprawiły ćwiczenia. Miała ciało, za którym szalałem, którego z każdym dniem pragnąłem bardziej, i które muszę mieć jak najbliżej siebie aż po wieczność. Długie nogi, biodra lekko wystające ponad łono, brzuch, na którym tak często kładę swoją głowę, żebra nieśmiało przebijające się przez bladą skórę, małe, słodkie, cudowne piersi, od których się uzależniłem, smukła szyja, piękne, czarne jak węgiel oczy i jeszcze ciemniejsze, długie włosy. Kochałem każdy najdrobniejszy fragment jej ciała, zwariowałem na punkcie całości. Perły i rękawiczki, które w dalszym ciągu miała na sobie, dodawały jej piękna. Były niczym wyraźna przyprawa, której odrobiona jest w stanie znacznie poprawić smak dania. Może ściągnę je z niej później, a może się w nich obudzi…

Gdy napatrzyłem się na to anielskie piękno, rzuciłem się, by już nie tylko je podziwiać, ale w końcu porządnie jej zasmakować… Zacząłem od stóp, na których zostawiłem kilka krótkich pocałunków. Uniosłem jej prawą nogę, przytuliłem twarz do łydki i pocałowałem. Chciałbym już nigdy jej nie puszczać, już na zawsze zamieszkać między jej nogami, ale przecież najlepsza miłość jest pełna energii, różnorodna i ekscytująca, a nie powolna, ospała i jednolita.

Nieprzerwanie całując jej miękką skórę, przeniosłem się do ud, między którymi zostałem na dłużej. Całowałem je, lizałem i masowałem, głęboko zatapiając pomiędzy nimi swoją twarz. A im wyżej docierałem, tym wyraźniej czułem ciepło jej podniecenia…

– Zostań! – poleciłam, zatrzymując jego głowę między moimi udami.

A on zaczął robić to, w czym dla mnie był najlepszy na świecie. To było tak nieopisanie przyjemne… Krótkie liźnięcia warg, pocałunki spadające na moje łono niczym grad, delikatne masowanie palcami łechtaczki przy jednoczesnych próbach wylizania mnie od środka, ssanie najrozkoszniejszego miejsca z palcami masującymi mnie od wewnątrz. Robił ze mną rzeczy, od których aż wyginało mnie z przyjemności, mój oddech się pogłębiał, serce przyspieszało, włoski się unosiły, a temperatura rosła. Dzięki niemu znów byłam w swoim prywatnym niebie, za którym tak nieopisanie tęskniłam.

Robił to wszystko, w czym osiągnął doskonałość. W kółko, bez przerwy, na przemian. Wolniej, szybciej, delikatniej, mocniej… Znał mnie na pamięć, każdy mój odruch, napięcie, reakcję, potrzebę. Znał każdy sygnał, który płynął z mojego ciała. Czuł, kiedy to, co robi, przynosi mi lekką przyjemność albo nagłą rozkosz, ale też bezbłędnie odczytywał, kiedy chciałam, by jednak coś zmienił. Kobiece ciało jest jak skomplikowana maszyna, którą steruje się przy pomocy setek przycisków, pokręteł, włączników, dźwigni. A on intuicyjnie wiedział, w jakiej kolejności mną sterować, abym dotarła do celu, do najczystszej, intensywnej, przeszywającej ciało, pętającej umysł i nasycającej duszę rozkoszy…

Najpierw mocno, ale nie za szybko, potem wolniej i delikatniej, jeszcze wolniej, za to intensywniej, energicznie i za moment znów lekko, by na końcu cały ten dotyk, jego chłodne wargi, ciepły język, męskie palce doprowadziły mnie do ekstatycznego szału, ostatecznego zadowolenia. Nabrzmiałą łechtaczkę na zmianę ssał oraz szybko i agresywnie oblizywał językiem, jedną dłoń zaciskał na moim udzie, a palcami drugiej wręcz rozrywał mnie na pół. Tak szybko nimi działał, tak delikatnie ruszał na boki, tak przyjemnie kręcił, dociskał i potrząsał głęboko we mnie.

– J-e-szcz-e… – wysapała.

Z napięcia jej ciało wygięło się w łuk, skóra zrobiła się chłodna, a oddech płytki. Przeszły ją ciarki, zaczęła nieśmiało jęczeć, całkowicie zatraciła się w anielskim uniesieniu. Sam odczuwałem w tej chwili jedynie głębokie zmęczenie, wyczerpywał mnie niedobór powietrza, opuchnięty od nadmiaru wysiłku język piekąco mnie palił, za to umysł, serce i duszę zatapiałem głęboko w erotycznym spełnieniu. Bo tak, jak rozkosznie jest otrzymywać przyjemność, tak doprowadzenie do namiętnej ekstazy drugiej, szczególnie ukochanej i bezgranicznie pożądanej osoby, przy odpowiednio mocnym skupieniu na osiągnięciu przez nią spełnienia, staje się czymś wręcz mistycznym.

Ledwo co łapałem powietrze, połowa ciała paliła mnie żywym ogniem, moje usta pulsowały z wysiłku – lepiej być nie mogło. Ból i zmęczenie podczas seksu były tym, co najbardziej mnie kręciło. Im więcej się męczyłem, im dłużej, mocniej i szybciej ją kochałem, tym moje ciało stawało się silniejsze, wytrzymalsze, lepsze, dzięki czemu następnym razem mogłem pieprzyć ją dłużej, intensywniej, bardziej… Tak było, odkąd tylko zaczęliśmy naszą wspólną romantyczno-erotyczną przygodę. Każdy namiętny, szalony seks aż do upadłego sprawiał, że kolejny był jeszcze lepszy.

Kochałem wymęczać się na jej ciele. Jednak niezależnie od tego, jak dokładnie się do tego przygotuję, jak bardzo się w tym wyćwiczę i ile razy doświadczę sobą jej ciała, zawsze jest jakaś granica – dzisiaj właśnie przekroczyłem swoją. Byłem zbyt zmęczony, a ona już mną spełniona, więc zacząłem opuszczać te najrozkoszniejsze z miejsc, to boskie gniazdo między jej udami, powoli przesuwając się w górę jej zmysłowego ciała. Jeden pocałunek między wciąż ociekającymi rozkoszą wargami, kilka na łonie, kilka na brzuchu, piersi, z których jedną zatapiałem w swoich ustach, a drugą ugniatałem dłonią, potem szyja, którą tak uwielbiam i w którą mógłbym się wgryźć aż do krwi, a na końcu, patrząc głęboko w te zakochane we mnie, zatopione w rozkoszy oczy, pocałowałem ją w usta. Jej cudowne usta, w których mógłbym być już zawsze, splątać nasze języki w supeł, wymieszać oddechy i zasnąć na wieki…

– Kocham cię… – wyszeptałam w jego usta, zatapiając się w pociemniałych pożądaniem oczach mężczyzny, którego sama tylko bliskość sprawiała, że rozpływałam się w życiowym spełnieniu.

– Ja też cię kocham, myszko – odparł niskim, wymęczonym głosem.

– Uwielbiam, gdy tak robisz. – Wciąż rozpływałam się z rozkoszy, ciągle nie dowierzając, jak dobrze znał moje ciało i jak wiele był w stanie mu dostarczyć. Za każdym razem zaskakiwał mnie tym, co potrafi, a ja za każdym razem cieszyłam się z tej rozkosznej niespodzianki. A im lepsze miałam orgazmy, tym mocniej go kochałam i tym silniej potrzebowałam. Był moim nałogiem.

Udany związek jest jak długa lina, do końców której przywiązują się dwie, na początku obce sobie osoby. Każda niezapomniana randka, głęboki pocałunek, radosny gest, a co najważniejsze każdy dobry seks, i przede wszystkim mocny orgazm sprawiają, że ta lina robi się coraz krótsza i mocniejsza, aż w końcu łączy dwoje wtulonych w siebie ludzi na zawsze.

Czuję, że nasza lina trzyma nas przy sobie oddalonych zaledwie o pojedyncze centymetry. I bardzo się z tego cieszę. Uwielbiam tę bliskość, jego ciepło, nasze współuzależnienie. Wszystko to, co uczyniło z nas parę, i to, co spaja nas razem każdego dnia… Dwa ciała, które zatracają się w sobie, szalejąc z rozkoszy, zawsze płoną wspólnym ogniem pożądania.

– Uwielbiam to, że mogę cię pieścić całymi godzinami… – wyznałem, zamykając oczy przed kolejnym pocałunkiem.

Za każdym razem, gdy się z nią kochałem, zaskakiwało mnie to, jak bardzo jesteśmy siebie spragnieni. To było jak sen. Była dla mnie coraz piękniejsza, za każdym razem wszystko to, co nas łączyło, stawało się mocniejsze, a niewyobrażalne pożądanie, którym dla siebie płonęliśmy, coraz gorętsze.

Ponoć każdy orgazm jest jak kolejny szlif na diamencie kobiecego ciała. Im częściej i mocniej go przeżywa, tym seksowniej wygląda, uwydatnia swoją kobiecość, ma ładniejszą cerę, piękniejsze oczy, lepszą figurę, i – co najważniejsze – promienieje radością. I chyba rzeczywiście tak było…

Skoro wszystko to, co jest tak cudowne, wraz z kolejnym seksem staje się tylko piękniejsze, będę kochał ją aż do upadłego, pielęgnując w ten sposób kwiat jej kobiecości tak długo, dopóki nie przekwitnie w moich ramionach.

– Chcę jeszcze – niecierpliwiła się.

– Ja też… – szeptałem między kolejnymi pocałunkami – …tylko muszę… odrobinę… odpocząć.

– Połóż się wygodnie… a ja się nami zajmę…

Było dwa zero dla mnie i właśnie rozpoczynał się trzeci rozdział dzisiejszej nocy. Objęłam go nogami, on przesunął się i obrócił wraz ze mną na plecy, przez co zamieniliśmy się miejscami. Teraz to on leżał wygodnie na miękkim materacu, a ja całowałam go niżej i niżej… Widziałam, że jest bardzo zmęczony, bo jego penis był twardy tylko do połowy. Złapałam go w dłonie, spojrzałam w oczy mojemu mężczyźnie i wsunęłam go do ust. Ssałam, ssałam i ssałam aż poczułam, że znów jest w pełni na mnie gotowy.

Wspięłam się na niego, objęłam udami w pasie, pochyliłam się lekko, jedną dłoń zatopiłam w materacu tuż obok jego głowy, a drugą złapałam za najbardziej potrzebną mi teraz część jego ciała i patrząc w tak ukochane przeze mnie oczy, włożyłam w siebie tylko jego żołądź, by zacisnąć się na nim z całych sił i bardzo powoli opuścić swoje biodra… Jego twarz napięła się z rozkoszy.

Leżąc pode mną nieruchomo, zbierał utracone podczas wcześniejszych pieszczot siły, a ja zaczęłam swój solowy taniec. Najpierw powoli. Jak lekkie fale na małym jeziorze w letnie popołudnie. Bardziej w prawo i w lewo niż w górę i w dół. Falowałam nad nim, kręcąc pośladkami, a z każdym moim ruchem wracało mu coraz więcej werwy. Nie musiałam długo czekać, aż podnieci się tak bardzo, że wyczułam głęboko w sobie pulsowanie jego członka. Serce biło mu tak mocno, że każde jedno jego uderzenie sprawiało mi dodatkową przyjemność.

– Komuś tu wróciły siły…

– Jeszcze chwila, kochanie…!

Byłem w niebie. Rozkosznym niebie powolnej namiętności. Najpiękniejsza kobieta mojego świata, ta, którą kochałem i której bezgranicznie pragnąłem, właśnie nadziewała się na mnie swoimi biodrami, falowała pośladkami, kręciła ciałem, dociskała się do mnie… Jednak ani jej ciało, ani jej ruchy nie były tak seksowne jak jej śliczne, tak bardzo napalone na mnie oczy, którymi to wpatrywała się we mnie jak w obrazek…

To chwila, która zostanie ze mną na zawsze. Jej uda okalające moje ciało, delikatne dłonie wsparte na moim torsie i wszystko, co tak nieskończenie mnie w niej podnieca… Lekkie wcięcie w talii, płaski brzuch przesuwający się tuż nad moim, cudowne, jędrne piersi, delikatne ramiona, długa szyja, pełne usta, zadziorny nosek, piękne, oczy i wieńcząca to wszystko burza włosów. Ta chwilowa jedność, którą tworzyliśmy, i ona, oślepiająca mnie rozkoszą, tak wyraźnie od niej promieniującą.

Nie wiem, co dawało mi więcej radości, szczęścia, życiowego spełnienia – to, że była moja i tak niesamowicie piękna, czy to, że dawałem jej tak wielką rozkosz… Nie ma nic bardziej męskiego niż kobiecy orgazm. Nie ma nic bardziej zachwycającego od zakochanej kobiety. Mógłbym teraz płakać ze szczęścia, gdyby nie to, że męskie łzy, nawet te szczęśliwe, to antyafrodyzjak, najbardziej aseksualna rzecz na świecie. Dlatego będę się cieszył tym wszystkim, gdy już zaśnie – teraz muszę zakończyć ten wieczór po swojemu, męsko, stanowczo, mocno. Wulkanem energii, burzą namiętności, huraganem rozkoszy.

– Jesteś taka…

To już ostatnie chwile tej powolniej przyjemności. Wyprostowałam się, szybciej poruszyłam biodrami, zostawiłam na nim swój mokry ślad i pochyliłam się nisko. Jego zniecierpliwione dłonie od razu rzuciły się do moich piersi, a ja zaczęłam swoje ostatnie ruchy w tej rundzie.

Zacisnęłam się najmocniej, jak tylko mogłam, i sunęłam po nim już tylko w górę i dół… Inaczej niż kiedykolwiek. Ciasno, jakbym złapała go dłonią, i tak przyjemnie, jakby falował w oceanie. Byłam tak mokra, aż ze mnie ciekło, i tak na nim zaciśnięta, że wciąż czułam jego pulsowanie. Poruszałam się powoli, wyrafinowanie, tak, żeby wyszedł ze mnie nie dalej niż do połowy, a potem wracałam, do jego bioder szybko i pewnie, do samego końca, by nadział się na mnie najprzyjemniej, jak tylko może, by był we mnie najgłębiej, jak tylko się da, bym poczuła go najwyraźniej w naszym wspólnym życiu.

Ta bliskość, ta namiętność… Nasze oczy, niewidzące poza sobą świata, wpatrzone w swoją nieskończoną głębię, oddechy przesiąknięte wrzącym pożądaniem, jego dłonie na moich piersiach i on we mnie, tak głęboko, stanowczo, coraz szybciej, mocniej, bardziej. Czułam każde uderzenie serca, każdy milimetr, który we mnie pokonywał, każdy ruch jego palców na moim biuście, to, jak zmysłowo je masował, pieścił kciukami twarde pod wpływem rozkoszy sutki, to jak na mnie patrzył… Czułam, że to było właśnie to, że dostałam od życia o wiele więcej, niż mogłam sobie wyobrazić, że można w nim otrzymać. Krótka chwila, dla której warto długo żyć. Przesiąknięte namiętnością momenty, dla których warto dbać o związek całymi niedoskonałymi latami.

– Jesteś taki cudowny… – odezwała się namiętnie, a jej oczy zaszły mgłą pożądania, gdy zatopiła swoje ciało w gęstej rozkoszy naszej bliskość. Napięła się, zaczęła lekko drżeć i na kilka za krótkich sekund przeniosła się z tego pokoju wprost do raju…

Gdy wróci, zrobimy sobie chwilę przerwy, zanim wymęczymy się sobą do cna.

– Kocham cię. – powiedziała, padając na mnie przemęczonym z miłości ciałem.

– Też cię kocham – odparłem.

Pocałowałem ją, pogłaskałem. Przytuliłem.

Najdoskonalsza bliskość. Dwa nagie, zmęczone sobą, rozpalone od miłości i mokre od rozkoszy ciała, wtulone w siebie najmocniej, jak to tylko ludzko możliwe. Mógłbym ją muskać, drapać, całować w czółko i tulić aż do rana, gdyby nie to, że nawet w małej części nie nasyciłem swojego pragnienia jej ciała, a i w jej głowie wciąż było tylko jedno… Nasze zwierzęce współpożądanie musiało jak najszybciej zostać w pełni zaspokojone.

Znów ją pocałowałem.

– Masz ochotę na więcej?

– Jeszcze jak…!

Pocałunek przeplatany słowami, rozmowa przeplatana ustami.

– Ale teraz zrobimy po mojemu…

– No nie wiem… A jak byś chciał?

Wpatrzeni w siebie, w bliskości, szeptaliśmy sobie do ust. A każde kolejne słowo, które między nami padało, było coraz cichsze.

– Chciałbym cię ostro zerżnąć. Ale tak, że oszalejesz.

– Grozisz mi…?

– Nie. Obiecuję.

Zostawiłem na jej szyi mocny pocałunek, szybko wstałem i zacząłem myśleć, od czego by tu zacząć…

Na początek usta.

Złapałem ją za ramię i nakierowałem, by przesunęła się na skraj łóżka.

– Ojej – szepnęła.

– Odchyl głowę.

Zamknęła oczy i odchyliła się poza materac w taki sposób, że jej usta, przełyk i gardło ułożyły się niemal w jednej, prostej linii. Zbliżyłem się do niej i wszedłem ostrożnie między rozchylone wargi – a gdy byłem już w niej tak głęboko, jak tylko mogłem, gdy czułem, że nie może oddychać i zaczyna się krztusić, zacząłem ją bezmyślnie pieprzyć.

Przyjemność połączyła się ze strachem. Było mi tak dobrze, tak ciasno, tak wilgotno, z drugiej strony bałem o to, że przecież może się zakrztusić, poddusić… Pożądanie, rozkosz, strach i niepewność zamknęły mnie w swoich sidłach, moje serce waliło mocniej niż kiedykolwiek, a ja myślałem, że oszaleję z rozkoszy i nadmiaru emocji.

Pieprzyłem ją nie za długo, bo nie było sensu aż tak ryzykować, ale tak mocno i szybko, jak tylko miałem ochotę. Zerżnąłem ją głęboko w gardło, aż z kącików jej warg zaczęła spływać piana, a mi zabrakło tchu. Wysunąłem się z jej ust, gęsta nić ubitej śliny, rozciągnęła się od jej warg aż po czubek mojego penisa, a ona zaczęła dyszeć, kaszleć, sapać.

– Chyba nie wymiękasz?

– Prędzej… ty… wymiękniesz! – Ledwo z siebie wydyszałam.

– To chodźmy do łazienki.

– Pod ścianę?

– Pod ścianę.

Uniosłam swoje ciało i na drżących od tych wszystkich doznań i emocji nogach udałam się do łazienki, a on, idąc tuż za mną, rozkosznie muskał mnie palcami po pośladkach… Uwielbiam, jak to robi, jak je masuje, szczypie, drapie. Jak dotka ich delikatnie, ale na tyle stanowczo, że dostaję gęsiej skórki.

Gdy mijam próg, otula mnie jasne światło. W pomieszczeniu znajduje się wielka wanna i jeszcze większe lustro. Ciepła podłoga przyjemnie ogrzewa moje stopy…

Stanęłam bokiem przy ścianie tak, aby widzieć swoje odbicie. W końcu po to robi się aż tak duże lustra w łazienkach, sypialniach, na ścianach i sufitach, aby móc spojrzeć na seks z trochę innej perspektywy…

Podszedł, wypięłam się w jego stronę, złapał mnie mocno w tali, przyciągnął gwałtownie do siebie i wszedł we mnie. Razem wyglądaliśmy tak pięknie… Ja, stojąca przy ścianie, z rękami wyciągniętymi ku górze, opierającymi się na chłodnych kafelkach. Z potarganymi włosami, lekko rozmytym makijażem, rumianymi policzkami, tak zmęczona, ale tak bardzo chętna na jeszcze jedno szalone uniesienie… I on, stojący tuż za mną, tak głęboko we mnie. Skupiony, poważny, zapewne już planujący, co zrobić, by razem było nam najlepiej. Widziałam jego twarde i opalone ciało, z wyraźnie zarysowanymi w tym świetle mięśniami… Wtulił się w moje plecy, pocałował w kark i nasycił się moim zapachem, zachwycił rozkochanym w nim na zabój ciele…

Zaczęło się. Chwilę posuwał się we mnie, dociskając do ściany, w końcu uderzał coraz mocniej, a ja, ściśnięta między gorącym ciałem a zimnymi kafelkami, gotowałam się z rokoszy. Coraz głębiej, coraz szybciej. Od niego, dla mnie, do naszej niewyobrażalnej rozkoszy. Niby tak niewiele, a dawało nam bezmiar przyjemności… A kiedy już znudził się tym miłosnym ułożeniem, kiedy z tej konkretnej pozycji, w tym konkretnym miejscu nie mógł już wydziergać dla nas żadnej nowej nici namiętności, odsunął się i odkleił mnie od ściany. Pochyliłam się, wypięłam, jak tylko mogłam, a on złapał mnie z całych sił w talii i znów zaczął robić rzeczy, przez które się od niego uzależniałam…

Seks to układanka, a ludzie są jak wielowymiarowe puzzle, które można ze sobą łączyć na dziesiątki różnych sposobów – im częściej zmienia się ich ułożenie, im bardziej improwizuje się z nowymi pozycjami i im częściej zmienia się tempo wspólnego ich układania, tym jest ciekawiej, radośniej, przyjemniej. Są ludzie, którzy uprawiają seks głównie w jeden sposób – kobieta kładzie się na łóżku, rozchyla nogi, a mężczyzna układa się między jej udami i kochają się twarzą w twarz. Powoli, krótko i niezgrabnie. Jak dwie mokre, ocierające się kłody, które ledwo co przysuwają się do siebie przez zaledwie kilka minut, albo nawet i mniej.

A przecież nasze ciała dają nam tak wiele możliwości… Każdy fragment może zarówno dawać rozkosz, jak i ją odczuwać. Ssanie palców, lizanie piersi, drapanie po plecach, uderzenia w pośladki, przesuwanie wargami wzdłuż wewnętrznej strony ud… Do tego można dodać wszelkie wrodzone upodobania i nabyte fetysze. Tylko z drugiej strony, aby kochać mocno, szybko i długo, trzeba mieć silne ciała, które są w stanie tę miłość wytrzymać… Na szczęście on miał tak wytrenowane ciało, że nigdy nie byłabym w stanie go zamęczyć.

– To co, będziemy kończyć?

– Skoro musisz…

To ta chwila. Niezwykła, bo nie da się jej stworzyć tak po prostu, na zawołanie. Trzeba odpowiednio, a przede wszystkim dokładnie się do niej przygotować: ciałem i umysłem. Należy być w odpowiednim miejscu i czasie, stworzyć konkretne warunki, a co najważniejsze, być z tą drugą, wyjątkową dla nas osobą.

Samolubnie zacznę od siebie. A raczej najpierw skromnie opowiem o sobie, by potem wychwalać ją pod niebiosa…

Ciało, choć znacznie wyraźniejsze w tej układance, jest jednak mniej znaczące. Moje było rozgrzane – w całości, dogłębnie. Nogi, tors, ręce, wszystkie moje mięśnie wrzały, przepełnione energią i chętne do dalszej pracy. W końcu po to ćwiczyłem je latami, by teraz całymi godzinami mogły pracować na najwyższych obrotach. Płuca oddychały głębiej niż w innych warunkach. Do tego miałem silne serce, które przecież w chwilach takich jak ta jest decydujące. Biło mocno, ale co ważniejsze – moje wolne od tłuszczu żyły pozwalały krwi pędzić po całym ciele o wiele szybciej niż przeciętnym facetom z brzuszkiem. Krew zaś była teraz pełna życia, werwy i energii z powodu tego, co już się między nami wydarzyło, ale też wysycała się adrenaliną na myśl o tym, co stanie się za chwilę. Wypełniała moją męskość, dając mi nabrzmiałą, potężną erekcję, bez której nie moglibyśmy osiągnąć najwyższego szczytu największej rozkoszy.

Mój umysł był głównym filarem świątyni naszej dzisiejszej miłości. Gdybym nie myślał o niej ani o tym, co jej zrobić, gdybym się rozkojarzył, zmiękł i nie mógł znów wrócić do pełni moich możliwości, to teraz, po tak długim seksie, na chwilę przed rozpoczęciem ostatniego rozdziału naszego uniesienia, w którym oboje kochanków spaja się ciasno we wspólnej rozkoszy, musielibyśmy przerwać nasze ekstatyczne chwile w niespełnieniu. Ona zasnęłaby, nie w pełni usatysfakcjonowana, a ja prawie wcale. Bo choć wspaniale jest się z nią długo i namiętnie kochać, to dopóki sam nie osiągnę największej rozkoszy, jakiej tylko może doświadczyć moje ciało, tak długo ta miłość będzie dla mnie niepełna, niemal zerowa.

Jest też i ona. Tak piękna, tak seksowna, tak bardzo na to wszystko gotowa. Dla mężczyzn dobry seks może być krótki i prosty niczym ściąganie skarpetek – kilka ruchów i gotowe. Jednak dla kobiet… Dla kobiet zbliżenie to cały koncert, rockowe wystąpienie wirtuozów muzyki, w którym musi być ikoniczne intro, odpowiednie przywitanie się, kilka, a nawet kilkanaście utworów, które, na zmianę, są mocne, szybkie, wolne, nowe, stare, popularne – mimo prostoty kompozycji – oraz wybitne dzieła, które nie wiadomo dlaczego nie są wszystkim znane… Ale co by się nie działo podczas całego wystąpienia, niemal zawsze najważniejsze jest w nim samo zakończenie. Zespół już się żegna, powoli gasną światła, już niby ma być po wszystkim, mimo że tłum jest nakręcony jak nigdy, by nagle muzycy wrócili na scenę ze swoim największym hitem, którym wycisną z publiki pozostałą w niej energię. W kilka krótkich minut dostarczą słuchaczom całego oceanu emocji, których większość z nich nie zapomni do końca życia. Kilkadziesiąt minut występu, grania, nakręcania publiki, tworzenia klimatu dla jednego, kilkuminutowego utworu, który wieńczy wszystko w sposób, którego nie da się opisać.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: