-
promocja
Komplikacja. Program. Tom 6 - ebook
Komplikacja. Program. Tom 6 - ebook
Każde lekarstwo ma swoją cenę.
Tatum Masterson przekonała się o tym po latach monitorowania przez Program. Była świadkiem, jak jej chłopak Wes powrócił odmieniony, pozbawiony wspomnień. Korekta dała im nadzieję na powrót do normalnego życia.
Kiedy jednak procedura nie powiodła się, wszystko, co Tatum uważała za pewnik, legło w gruzach. Dziewczyna nie wie, komu może ufać, za to musi dowiedzieć się, co naprawdę wydarzyło się zeszłego lata. Zamierza ujawnić tajemnice programu i odkryć prawdziwy koszt lekarstwa.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Fantasy |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-272-9525-5 |
| Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PLAGA SAMOBÓJCÓW (TOM 1)
Opracowana zostaje terapia wymazująca pamięć, tak zwany Program, mająca na celu powstrzymanie fali samobójstw. Sloane i James uciekają zarówno przed widmem samobójstwa, jak i przed Programem.
KURACJA SAMOBÓJCÓW (TOM 2)
Po ucieczce z Programu Sloane i James szukają sposobu zniszczenia systemu, który zrujnował im życie, zanim obejmie cały świat.
REMEDIUM (TOM 3)
Przed powstaniem Programu działał wydział żałoby. Quinn i Deacon pracowali w nim jako sobowtóry, to znaczy osoby wcielające się w role zmarłych. Opłakujące stratę dziecka rodziny zyskiwały dzięki nim szansę na pożegnanie się ze zmarłym. W pewnym momencie Quinn odkryła, że jej życie wygląda zupełnie inaczej, niż sobie wyobrażała.
EPIDEMIA (TOM 4)
Quinn z pomocą innych sobowtórów rusza na ratunek dziewczynie, której prawie nie zna. Jej działanie ma dalekosiężne skutki i doprowadza do wybuchu epidemii samobójstw.
THE ADJUSTMENT (TOM 5¹)
Tatum i Wes poddają się Korekcie, zabiegowi zastąpienia wspomnień usuniętych przez Program. Co się stanie z człowiekiem, którego przeszłość okazała się kłamstwem?
KOMPLIKACJA (TOM 6)
Poznawszy prawdę na swój temat, Tatum musi powstrzymać Korektę, nim doprowadzi do wybuchu nowej epidemii.ROZDZIAŁ 1
Byłam w Programie.
Ta myśl napawała mnie grozą, była druzgocząca. Wzięłam głęboki oddech i utkwiłam wzrok w leżącej na moim biurku kartce. Przed chwilą mój najlepszy przyjaciel powiedział mi coś, co sprawiło, że cały mój świat legł w gruzach. Dowiedziałam się od niego, że latem zeszłego roku byłam w Programie. Tyle że… to się nigdy nie wydarzyło. To nieprawda.
Równocześnie jednak w piersi wyczuwałam wyraźnie ciężar tego doświadczenia, coś jak ból fantomowy.
Inspektorka, doktor Wyatt, nadal krążyła po klasie z rękoma skrzyżowanymi na piersi, czekając, aż skończymy wypełniać swoje cotygodniowe ankiety, będące przykrym wspomnieniem histerii okresu Programu. Nasza szkoła przywróciła tę praktykę, lecz tylko dla tych, którzy wyrazili taką wolę. To znaczy przynajmniej na razie była dobrowolna.
Skupiłam się na pierwszym pytaniu.
„Czy czujesz się smutna albo przytłoczona?”
Żeby tylko!
– Ta baba powinna się domyślić – mruknął Nathan. Siedział w ławce za mną i teraz podsuwał niewypełnioną ankietę na brzeg blatu. – Nie będziemy brali udziału w żadnych eksperymentach. – Po chwili dodał: – Prawda, Tatum? Mamy dość bycia królikami doświadczalnymi.
Nathan prowokował mnie, żebym powiedziała coś dowcipnego. Wtedy przynajmniej miałby dowód, że wszystko ze mną w porządku. Nie mogłam zdradzić się przed nim, że wcale nie pamiętam swojego udziału w Programie. Nathan wyobrażał sobie, że pamiętam. W przeciwnym razie nie wspominałby teraz o eksperymentach.
Tylko że pacjenci Programu nigdy nie zapominali, że byli mu poddani. Nie, jego twórcom zależało, by pacjenci byli przekonani, że Program uratował im życie. Zapomnieć mieli jedynie o przykrych doświadczeniach.
Ze mną było inaczej. Ja właśnie je pamiętałam, jeśli nie wszystkie, to w każdym razie większość. Gdybym naprawdę była pacjentką, czym należałoby wytłumaczyć ból, który nadal mi towarzyszył? Zdaniem Nathana mój dziadek zdołał wcześnie wyciągnąć mnie z Programu. Ale nasuwało się pytanie, jak wcześnie.
Z rozmyślań wyrwał mnie szmer przesuwanych po podłodze stóp – to Nathan niecierpliwił się, czekając, co odpowiem. Szybko przywołałam się do porządku – musiałam pilnować, by nie zdradził mnie wyraz twarzy. W przeciwnym razie przyjaciel od razu by się domyślił, że jest jakiś problem. I zacząłby mnie zadręczać pytaniami.
Uniosłam na niego spojrzenie i posłałam mu blady uśmiech.
– Jako że przez większą część roku odgrywałam rolę uwięzionego królika doświadczalnego, jasne, mam dość nieetycznych eksperymentów.
Chłopak skinął głową w odpowiedzi i odchylił się na oparcie krzesła. Przez chwilę przyglądał mi się swoimi piwnymi oczyma. Odwróciłam się natychmiast w obawie, że mnie przejrzy. W gruncie rzeczy powinien być w stanie to zrobić. Z drugiej strony sam też oszukiwał mnie od minionego lata. Gdybym mu to wypomniała, zapewne usłyszałabym coś w stylu: „Tatum, dochowanie tajemnicy to nie to samo co bycie kłamcą”. Ale w tym przypadku jedno niczym nie różniło się od drugiego.
Byłam w Programie, a to oznaczało, że wszyscy, których kochałam, mnie okłamywali.
Szok wciąż trzymał mnie w swoich szponach, cała się trzęsłam i nie umiałam nic na to poradzić. Uniosłam wzrok i zauważyłam, że Weston Ambrose nadal przypatruje mi się uważnie. Siedział na przodzie sali, czoło miał w tej chwili poorane głębokimi zmarszczkami. Nie znał mnie już. Nie powinien pamiętać…
Wtem moją czaszkę na wysokości oczu przecięła błyskawica bólu. Była gwałtowna niczym eksplozja. Przycisnęłam palce do skroni, opuściłam głowę, zazgrzytałam zębami. Ból nic sobie nie robił z tych zabiegów – rozlał się szeroko, po chwili objął całe moje pole widzenia i nagle spowił mnie mrok.
Poczułam, jak wpadam we wspomnienie.
2
We wspomnieniu stałam u podnóża schodów w sieni mojego domu. Wołałam dziadków, którzy byli już w łóżku. Po bokach stali mężczyźni w białych kurtkach. Treserzy. Trzymali mnie za przedramiona i próbowali wywlec mnie przed dom. Z ran na moich knykciach znowu kapała krew. Kiedy się siłowałam z treserami, spadające na podłogę krople tworzyły łuk wokół moich stóp.
Spróbowali mnie pochwycić już wcześniej, gdy ujrzeli mnie na skąpanej w blasku księżyca werandzie. Na ich widok, na widok reflektorów furgonetki, którą przyjechali, próbowałam schronić się w domu. Ale poruszałam się zbyt wolno. Dopadli mnie, nim dobiegłam do drzwi.
– Panno Masterson, proszę nie stawiać oporu – poradził szpakowaty treser. – Chcemy zamienić z tobą tylko kilka słów.
Jasne. Zbyt dobrze znałam treserów, by wierzyć w takie bajki. Głowę rozsadzał mi ból. Miałam złamane serce. Krwawiła mi dłoń. Naprawdę nienawidziłam swojego życia. Ale to nie znaczyło, że zamierzałam oddać je na pastwę Programu. Nie mogłam pozwolić, by mnie wymazano. Poddano anihilacji. To życie należało tylko do mnie i nikt nie będzie za mnie decydował, jak mam jej przeżyć.
– Puszczajcie! – warknęłam, bezskutecznie starając się wyswobodzić ramiona. W końcu wymierzyłam kopniaka treserowi z blizną na policzku. Musiał go poczuć, bo skrzywił się z bólu, po czym z całej siły rzucił mną o ścianę, pozbawiając mnie tchu. Jęknęłam bezgłośnie, lecz już po chwili próbowałam dosięgnąć jego twarzy wolną ręką.
Chwycił mnie na wysokości nadgarstka i wykręcił mi rękę, po czym przycisnął ją do moich pleców. Następnie obrócił mnie, tak że teraz stałam twarzą przyparta do muru, a on napierał na mnie od tyłu. Wrzasnęłam łamiącym się głosem. Twarz miałam mokrą od łez.
– Puść mnie!
Nagle drzwi sypialni na piętrze otworzyły się na oścież. W moje serce wlała się nadzieja.
– Dziadku! – zawołałam. – Dziadku, pomocy!
Poczułam, jak krępujący moje ruchy treser zacieśnia uchwyt na moich nadgarstkach. Jego kolega tymczasem wystąpił naprzód, zasłaniając mnie przed dziadkami, którzy schodzili po schodach.
– Proszę zachować spokój – zwrócił się do nich treser. Jego kojący głos chyba nie wywołał pożądanego efektu, bo już po chwili rozległy się dźwięki jakiejś szamotaniny i trzask tłuczonego szkła. Ujrzałam, jak na podłogę sypią się kawałki rozbitej lampy stojącej w sieni.
Chwilę później dziadek wyminął tresera. Na widok jego twarzy ogarnęło mnie wzruszenie – wyzierał z niej niepokój, lecz zarazem wydawała się zaspana. Dziadek, wychodząc z pokoju, zapomniał założyć okulary.
– Pomóż mi! – krzyknęłam, wyciągając do niego jedną rękę. – Nie pozwól, żeby mnie…
W tej samej chwili treser zasłonił mi usta dłonią. Ciągnął mnie teraz ku drzwiom. Przepełniające mnie poczucie bezsilności było straszliwe, duszące. Teraz z jeszcze większą zajadłością starałam się stawić opór. Walczyłam o swoje życie.
W końcu dziadek zjawił się tuż obok. Chwycił mnie za ramię i pociągnął, starając się wyrwać mnie z uścisku intruza. Jego szarpnięcia sprawiały, że poczułam przeszywający ból w barku. Po chwili do sieni wbiegła też babcia z drewnianą miotłą w rękach i poczęła dźgać nią treserów, jakby byli dzikimi zwierzętami. Ubrana była w podomkę, włosy miała w papilotach.
– Zostawcie ją! – zawołała drżącym głosem i kolejny raz zamachnęła się miotłą.
Wtem siwy treser złapał ją bezceremonialnie za rękaw podomki i pociągnął. Babcia, nienawykła do szarpaniny z dorosłymi mężczyznami, upuściła miotłę, która z głośnym stukotem upadła na ziemię. Dziadek wypuścił moją rękę i ruszył na pomoc żonie. Po chwili zmusił tresera, by zostawił rękaw podomki, i opiekuńczym gestem objął babcię.
Mężczyzna, który siłował się ze mną, powoli odsunął dłoń zasłaniającą mi usta.
– Nie bądź głupia – warknął mi do ucha. – Sama pogarszasz swoją sytuację.
Ale ja go nie słuchałam.
– Dziadku, proszę! – błagałam, znowu wyciągając do niego rękę.
Kiedy w końcu dziadek uniósł na mnie wzrok, w jego błękitnych oczach odnalazłam tak wielki smutek, że nogi się pode mną ugięły. Treser przytrzymał mnie w pionie.
Dziadek rozumiał już, że nic mi nie pomoże. Jego spojrzenie nie pozostawiało żadnych wątpliwości. Babcia szlochała cicho u jego boku z twarzą wtuloną w kołnierz jego piżamy.
Poczułam, jak treser przesuwa mnie ku drzwiom. Nadal próbowałam się opierać, ale opadłam już z sił. Zdałam sobie sprawę, że czeka mnie śmierć. Nie przeżyję Programu.
I nikt – nawet moi dziadkowie – nie był w stanie mnie ocalić.
2
Powróciłam do rzeczywistości. Wytrzeszczając z przerażenia oczy, rozejrzałam się po klasie. Wszystko wydawało mi się rozmazane. Nadal się trzęsłam, ale ból głowy ustępował. Przed chwilą mój mózg zafundował mi gwałtowną anamnezę.
Boże. Zatem to wszystko prawda.
Do oczu znów napłynęły mi łzy. Poczułam, że leci mi z nosa. Wytarłam go odruchowo, ale kiedy spojrzałam na dłoń, zobaczyłam na niej krew. Szybko przytknęłam do nosa wierzch dłoni i odetchnęłam z ulgą, kiedy okazało się, że krwawienie niemal natychmiast ustało. Szok, w jaki wprawił mnie widok krwi, sprawił, że wspomnienie się odsunęło, a ja znów mogłam skoncentrować się na tym, co tu i teraz. Nie mogłam teraz się rozsypać. Nie na oczach inspektorki. Przepełniała mnie tęsknota za dziadkami. Widok ich przerażonych twarzy i bezradności nie dawał o sobie zapomnieć.
Doktor Wyatt stała akurat na tyłach sali, więc chyba nie widziała, że leci mi z nosa krew. Taki objaw mógł świadczyć o tym, że jestem rekonwalescentką. Na razie nie byłam gotowa zmierzyć się z tym, co mnie spotkało ani co się stanie, kiedy inspektorka pozna prawdę. Po chwili zauważyłam, że Weston nadal mi się przygląda z troską. Musiał widzieć, co się ze mną działo, gdy zanurzyłam się we wspomnieniu. Czy wiedział, co mnie spotkało? Czy w ogóle się tym przejmował? Czy zależało mu na mnie tak samo jak kiedyś?
Weston Ambrose był miłością mojego życia. Kochałam go, zanim jeszcze trafił do Programu. I pokochałam go ponownie, gdy wrócił z niego zmieniony. On jednak nie miał już pojęcia, kim jestem.
I być może to właśnie czyniło go najbardziej godnym zaufania powiernikiem ze wszystkich.
Przywołałam na usta uśmiech. Chciałam w ten sposób dać mu do zrozumienia, że czuję się dobrze – choć rzeczywistość była zgoła odmienna. Przyglądał mi się jeszcze przez chwilę w zadumie. Wreszcie rozchylił usta, jakby zamierzał mnie zawołać.
Zamiast tego obrócił się na krześle i uniósł rękę. Wszyscy obecni w klasie popatrzyli na niego zaskoczeni. Ja natomiast wpadłam w panikę, że Wes zgłosi mnie do inspektorki. Lęk przed Programem czynił z ludzi donosicieli. Niektórzy dla ratowania skóry gotowi byli popełnić każde świństwo.
Nauczycielka z niepewną miną popatrzyła na Wesa. Jego zachowanie było wbrew utartemu zwyczajowi. Zazwyczaj wszyscy uczniowie zachowują milczenie, odmawiając wypełniania ankiet. Dla panny Soto, nauczycielki, ta zmiana też była dużym zaskoczeniem.
– Tak? – odezwała się ostrożnie.
Wes jednak zbył ją machnięciem ręki i wskazał inspektorkę, która okrążała klasę. Doktor Wyatt przyjrzała się Wesowi z bladym uśmiechem.
– Czym mogę służyć, panie Ambrose? – spytała, przechylając na bok głowę.
– Dzień dobry. – Wes nadal trzymał w górze uniesiony palec niczym uczeń szykujący się do zadania ważnego pytania. – Przepraszam, jeśli poruszano już ten temat, kiedy mnie tu nie było, ale tak się zastanawiam… – Chłopak chwycił kartkę z ankietą. – Co to ma być, do kurwy nędzy, i jaki to ma związek z nauką?
Garcia Bobadilla parsknął śmiechem i szybko zakrył sobie usta dłonią. Lynn Mosiac też ledwo zdołała pohamować wesołość. Siedzący za mną Nathan poruszył się na krześle. Poczułam, jak jego ławka napiera na tył mojego krzesła.
Szybko przeniosłam spojrzenie na doktor Wyatt. Byłam ciekawa, jak zareaguje. Czy ta kobieta wie o Korekcie i ma świadomość, że Wes ją przeszedł? Czy zdaje sobie sprawę, że ponownie usunięto mu pamięć? Z jej twarzy nie dało się jednak niczego wyczytać, gdy ruchem ręki wskazała drzwi.
– To nie jest miejsce na takie rozmowy, panie Ambrose. Zapraszam do mojego gabinetu – powiedziała lodowatym tonem i ruszyła w tamtym kierunku.
Wes wstał i podniósł z ławki swój zeszyt.
– Chodzi o to, że użyłem słowa „kurwa”? – spytał głośno, wywołując kolejne salwy śmiechu wśród pozostałych uczniów.
Ja też nie umiałam opanować uśmiechu, choć u mnie był on przede wszystkim reakcją na szok. Odprowadziłam wzrokiem Wesa, gdy śladem doktor Wyatt wyszedł z sali. Kiedy był już w progu, obrócił się jeszcze przez ramię i na mnie spojrzał.
To jedno spojrzenie wystarczyło, by moje serce niespokojnie się poruszyło. Czy to możliwe, żeby Wes celowo skupił na sobie uwagę inspektorki, aby w ten sposób odciągnąć ją ode mnie? Czy to możliwe… żeby mnie pamiętał?
Korekta – zabieg, w którego ramach wyrzekłam się wspomnień naszego związku, aby wywołać kontrolowaną anamnezę – miała pomóc Wesowi w odzyskaniu pamięci wymazanej przez Program. Jak się jednak okazało, wspomnienia, które mu przekazałam, były uszkodzone. W rezultacie Wes ucierpiał.
Jego psychika dosłownie rozpadała się na kawałki. Jedyną nadzieją dla niego było doszczętnie wymazanie wszystkich wspomnień i zaczęcie od nowa. Chętnie przyznałabym, że traciłam ukochanego już dwukrotnie, gdyby nie to, że trudno było jednoznacznie wskazać, co było prawdą. Jedno nie ulegało dla mnie wątpliwości: Weston Ambrose i ja wcale nie byliśmy dla siebie nawzajem tak ważni, jak sądziliśmy. Stanowiliśmy zwyczajną parę młodych ludzi, którzy się w sobie zadurzyli. On jednak po drodze się odkochał. Nasza niezdrowa relacja trwała nadal, mimo że Wes spotykał się już z kimś innym. Oczywiście w tamtym czasie oboje nie myśleliśmy trzeźwo. Żyliśmy w cieniu Programu, który wprawiał nas wszystkich w przerażenie i popychał do podejmowania irracjonalnych decyzji.
Kiedy jednak Wes po Korekcie całkiem się rozsypał, obwiniałam siebie. Zdołałam w jakiś sposób stłumić wspomnienia z okresu, gdy nasz związek się skończył. W rezultacie podczas zabiegu przekazałam mu fałszywe wspomnienia. Jego umysł odrzucił je, mimo że nie odrzucił mnie. Wes mnie kochał. Znowu.
I to właśnie najtragiczniejsza część tego wszystkiego.
Teraz, gdy od Nathana dowiedziałam się, że sama byłam w Programie, oznaczało to, iż scenariusz, który ułożyłam sobie w głowie, znowu był do wyrzucenia. Rewelacja ta znaczyła, że moją pamięć też wymazano. Jak możliwe zatem, że nadal pamiętałam Wesa, mimo iż te wspomnienia wydawały się lekko zniekształcone? To wszystko wydawało się bez sensu.
Moja nauczycielka zamknęła drzwi klasy. Policzki miała zaczerwienione, zapewne szybko biło jej serce.
– No dobrze. To było… – nie dokończyła. – Co wy na to, żebyście zwrócili już ankiety?
Odwróciłam się i sięgnęłam po formularz Nathana.
– Nie skomentujesz tego w żaden sposób? – spytał, lekko marszcząc nos.
– O co ci chodzi?
– Wes właśnie doprowadził do sytuacji, gdy został wyrzucony z klasy. Nie wydaje ci się, że to trochę dziwne?
– Nie – skłamałam bez namysłu. – Mało razy odwalał takie numery?
Nathan nachylił się do mnie i zmrużył oczy.
– Szkopuł w tym, Tatum, że dla niego to właśnie pierwszy raz. Doktor McKee uprzedził, że Wes nie będzie niczego pamiętał. Przecież nie rozpoznał nawet własnych rodziców. Czy naprawdę…
– Jasne – weszłam mu w słowo. – Ale zarazem nie pamięta, żeby reagować strachem.
Nathan, wydąwszy usta, namyślał się nad moją odpowiedzią. Odchylił się na oparcie krzesła, wyciągnął przed siebie ręce i splótł dłonie.
– Robi się interesująco – mruknął.
Odwróciłam się z powrotem przed siebie i przekazałam dalej ankiety moją i Nathana. Palce mi się trzęsły, na knykciach skórę pokrywała skorupa zaschniętej krwi. Nagle, niespodziewanie dla samej siebie, poczułam, że jestem w wojowniczym nastroju. Przepełniała mnie domagająca się ujścia agresywna energia. Najchętniej wybiegłabym z klasy i odszukała Wesa. Wiedziałam jednak, że muszę się z tym wstrzymać.
Dopiero jakieś czterdzieści minut później rozbrzmiał dzwonek na przerwę. Wes nie wrócił do klasy do końca lekcji. Mnie w tym czasie całkiem już przestał dokuczać ból głowy, myślałam teraz niemal całkiem trzeźwo. Anamneza zmusiła mnie do zanurzenia się we wspomnieniu i być może dzięki temu mój mózg wskoczył na właściwe tory. A może nieświadomie zawsze domyślałam się, że byłam w Programie, i po prostu potrzebowałam potwierdzenia tych przypuszczeń. Tak czy inaczej, od dawna nie myślało mi się tak klarownie.
Wraz z dzwonkiem pierwsza poderwałam się z krzesła. Zarzuciłam na bark ramiączko plecaka i sięgnęłam po leżące na ławce książki. Chciałam jak najszybciej odszukać Wesa. Może mnie teraz nie pamiętał, ale niezależnie od tego, kim się stał… przynajmniej mnie nie zdradził.
– Dobrze się czujesz? – upewnił się Nathan. – Dziwnie się zachowujesz, odkąd… – Zawiesił głos i potrząsnął głową, zbierając swoje rzeczy z ławki. Po chwili, ściszając głos, dokończył: – Odkąd powiedziałem ci o Programie.
– Ćśśś… – Nie miałam teraz ochoty na pogawędki. Chciałam spokojnie pomyśleć, bez niego. Było to wbrew dotychczasowym zasadom naszej przyjaźni. Ja jednak wiedziałam, że w ten sposób będzie mi łatwiej zrozumieć, co się dzieje. Chciałam w swoich refleksjach uwolnić się od jego wpływu.
– Do zobaczenia potem – rzuciłam, oddalając się. – Muszę skoczyć do łazienki.
– Przeżyłbym bez tej wiedzy. Wielkie dzięki.
Pomachałam mu jeszcze i ruszyłam przed siebie z zamiarem poszukania Wesa. Wiedziałam, że w jego oczach jestem obcym człowiekiem, ale odsuwałam od siebie tę myśl. Zresztą z wolna narastało we mnie zrozumienie, że dla siebie samej też jestem obca.ROZDZIAŁ 2
Ze wszystkich sal lekcyjnych wylewała się rzeka uczniów. Mijani znajomi witali się ze mną, a ja odpowiadałam im uśmiechem. Szłam ze spuszczonym wzrokiem, mimo woli jednak przez cały czas zachodziłam w głowę, kto jeszcze wie. Czy wśród tych wszystkich ludzi są tacy, którzy wiedzą, że byłam w Programie? Czy ukrywają to przede mną?
Objęłam się ramionami jak przed chłodem. Czułam się bezbronna. Podatna na zranienie. Chciałam wrócić do domu i rozmówić się z dziadkami – dopuścili się w stosunku do mnie zdrady, zachowując w tajemnicy moje uprowadzenie. Najpierw jednak musiałam się upewnić, że z Wesem wszystko jest w porządku.
Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że szukanie go jest dokładnie takim zachowaniem, przed którym przestrzegał mnie doktor McKee. Radził mi, bym trzymała się z daleka od Wesa, bowiem w przeciwnym razie będę ryzykowała kolejny kryzys. Nasza, moja i Wesa, wspólna przeszłość skrywała w sobie miłość, zdradę i cierpienie. A najgorsze było to, że gotowa byłam doświadczyć tego wszystkiego ponownie i potem znowu, bez końca. Nawet jeśli Wes na tym ucierpi. Nawet jeśli ucierpię ja sama.
Zarazem miałam świadomość, że nie zdołam cofnąć czasu. Wes nie był już tym samym człowiekiem, co kiedyś. I właśnie dlatego postanowiłam, że kiedy już ustalę, co dokładnie pamięta – o ile w ogóle pamiętał cokolwiek – pozwolę mu pójść własną ścieżką, taką, na której nie jesteśmy już parą. Bowiem tym właśnie jest miłość: dbaniem, by nawzajem się nie ranić. Teraz nareszcie wszyscy możemy postąpić tak jak należy i stać się lepszymi ludźmi.
Wzięłam głęboki oddech, tłumacząc sobie, że teraz niebezpiecznie jest tonąć w rozmyślaniach. Wystarczyła chwila nieuwagi, by zalała mnie podstępna fala emocji. Nie mogłam do tego dopuścić. Nie w tym miejscu.
Znowu rozbrzmiał dzwonek, ja jednak nie od razu udałam się do gabinetu. Idąc korytarzem, rozglądałam się w zamyśleniu. Moją uwagę przyciągnął ciemnowłosy chłopak. Stał oparty o swoją szafkę na książki i mi się przyglądał. Po chwili go rozpoznałam – to był Derek, podobnie jak ja rekonwalescent. Kilka miesięcy wcześniej zauważyłam, że przypatruje mi się, gdy rozmawiałam z Janą Simms, dziewczyną Nathana. Już wtedy poczułam się nieswojo, teraz było podobnie. Ten chłopak był jakiś dziwny.
Mimo to, chyba nie chcąc wydać się niegrzeczna, uśmiechnęłam się do niego na powitanie. Derek nie odwzajemnił uśmiechu. Jego ciemne oczy skrywały się w cieniu. Usta miał lekko wykrzywione w grymasie, który od biedy mógł uchodzić za uśmiech. Czułam, jak jego lodowate spojrzenie pełznie w górę mojego kręgosłupa i owija się wokół szyi. Znałam to spojrzenie i wiedziałam, że skrywa w sobie groźbę: tak patrzy drapieżne zwierzę. Wzdrygnęłam się i przyspieszyłam kroku. Dopiero gdy znalazłam się poza zasięgiem jego wzroku, odetchnęłam z ulgą. Niewiele brakowało, a wpadłabym na pierwszoklasistkę biegnącą do klasy.
Nagle odkryłam, że jestem sama na korytarzu, i ogarnął mnie strach. Panująca tu cisza wydawała się jakaś nienaturalna. Wpadłam jak burza do gabinetu, jednak nie znalazłam tu doktor Wyatt ani Wesa, a jedynie sekretarkę, która rozmawiała z jakimś uczniem. Usiadłam z sercem bijącym jak młot i po chwili przypomniałam sobie coś, o czym Foster mówił kilka tygodni wcześniej: o zakonspirowanych treserach.
Z Fosterem Linnem znałam się od gimnazjum, należał do grona moich najbliższych przyjaciół. Niestety, jakiś czas temu jego brat zmarł na skutek komplikacji po anamnezie. Zgony wśród byłych pacjentów nie należały do rzadkości, a ich częstotliwość rosła w zastraszającym tempie.
Wkrótce po śmierci Sebastiana Foster w rozmowach ze mną i Nathanem zaczął wspominać o tym, że wprawdzie Program formalnie już nie działa, nadal pozostajemy pod obserwacją treserów. Wtedy nie dawałam wiary jego słowom, tłumacząc je żałobą po śmierci brata. Ale kto wie, może wypierałam taką ewentualność ze strachu? Powinnam przecież wiedzieć, że w tym świecie wszystko jest możliwe.
Cofnęłam się w myślach do chwili, gdy Derek mi się przyglądał. Patrzył na mnie tak, jakby mnie znał. I może rzeczywiście tak było. Ta myśl wydała mi się przerażająca.
Sięgnęłam po telefon i napisałam wiadomość do Fostera. Kiedy wystukiwałam litery na klawiaturze, trzęsły mi się kciuki.
Domyślałam się, że Foster raczej nie będzie zachwycony, że się do niego odzywam. Aktualnie chorował na grypę, przez co wydawał się jeszcze bledszy niż zazwyczaj. Cieszyłam się, że nie ma go dzisiaj w szkole. Foster umiał bowiem momentalnie przejrzeć moje ściemy. Zresztą nie tylko moje, lecz każdego. Bez trudu by się domyślił, co powiedział mi Nathan. I byłoby tylko kwestią czasu, nim by odkrył, że tak naprawdę nie pamiętam swojego pobytu w Programie. Kto wie, co stałoby się potem.
Postanowiłam, że dopóki nie wezmę się w garść, będę starała się go unikać. Albo przynajmniej spróbuję stać się sprawniejszym kłamcą, jak oni wszyscy. Pisanie wiadomości miało tę zaletę, że łatwiej było unikać niewygodnych tematów.
„Śpisz?”, napisałam.
„Tak”, odpowiedział Foster. Na moich ustach zjawił się uśmiech. Zerknęłam na sekretarkę, żeby się upewnić, czy nadal jest zajęta. Następnie odpisałam:
„Chyba już czujesz się trochę lepiej? Co wiesz o Dereku Thompsonie?”.
„Hm, niewiele. Był w Programie. Czemu pytasz?”
Wydawało mi się, że nadal czuję na sobie spojrzenie Dereka, gdy zaczęłam tłumaczyć Fosterowi, co się stało.
„Przed chwilą widziałam go na korytarzu. Gapił się na mnie”.
„O rany, ty to masz ego. Podejrzewam jednak, że to nie tylko z tego powodu zakłócasz mój spokój na łożu śmierci”.
„Chodzi o to, JAK się na mnie gapił”, uściśliłam. „Czy to możliwe…” Moje kciuki zawisły nieruchomo nad klawiszami. Nie miałam pewności, czy chcę dokończyć to pytanie. W końcu się przemogłam. „Czy to możliwe, żeby Derek był treserem?”
Na wyświetlaczu natychmiast pokazał się dymek z kropeczkami, oznaczający, że rozmówca pisze odpowiedź, ale zaraz zniknął. Powtórzyło się to kilka razy, lecz nadal nie otrzymałam żadnej odpowiedzi od Fostera. Uniosłam wzrok i napotkałam utkwione we mnie spojrzenie sekretarki. Uczeń, z którym wcześniej rozmawiała, już się ulotnił.
– Czym mogę służyć? – spytała.
Szybkim ruchem wsunęłam telefon do plecaka i podeszłam do biurka. Kobieta przypatrywała mi się ze znudzonym wyrazem twarzy. Najchętniej przeszłabym od razu do rzeczy i spytała, czy może widziała Westona Ambrose’a. Nie zdążyłam, gdyż w tej samej chwili otworzyły się drzwi prowadzące do gabinetu i stanęła w nich doktor Wyatt.
Zbliżyłam dłoń do policzka, próbując ukryć twarz, ale na niewiele się to zdało.
– Panno Masterson – zawołała na mój widok doktor Wyatt głosem wyrażającym podejrzliwość. – Właśnie zamierzałam cię poszukać.
Jej słowa były dla mnie szokiem. Starając się nie dać niczego po sobie poznać, odwróciłam się do kobiety.
– Kiepsko się czuję – powiedziałam cichym głosem. – Przyszłam tu, bo chciałabym zadzwonić do taty.
Doktor Wyatt podeszła bliżej i przyjrzała mi się uważnie.
– Dokucza ci ból głowy? – spytała. To z pozoru niewinne pytanie skrywało w sobie wiele podtekstów. Oznaczało, że jestem poddawana badaniu.
Doktor Wyatt na pewno wiedziała, że ból głowy jest jednym z typowych objawów występujących u rekonwalescentów. Ta kobieta była inspektorką, a jej wiedza w tej dziedzinie zapewne znacznie przewyższała moją.
– Nie – odparłam. Położyłam dłoń na brzuchu i wyjaśniłam. – Mam bóle miesiączkowe.
Kobieta uśmiechnęła się, ale miałam poczucie, że bez trudu przejrzała moje kłamstwo.
– Przykro mi – powiedziała. Otworzyła na oścież drzwi gabinetu i dodała: – To potrwa tylko chwilę.
W środku dojrzałam Wesa. Siedział na krześle przy biurku i sprawiał wrażenie wkurzonego. Szukałam w myślach wymówki, jednak mina doktor Wyatt powiedziała mi, że to na nic. W końcu, chcąc nie chcąc, ruszyłam do gabinetu.
W tym samym momencie rozdzwonił się telefon na biurku sekretarki. Kobieta odebrała i po chwili zawołała doktor Wyatt. Wyraźnie poirytowana, że ktoś jej przeszkadza, inspektorka poinstruowała mnie, żebym usiadła i zaczekała. Na mój widok Wes uśmiechnął się szeroko, zupełnie jakbyśmy byli bliskimi przyjaciółmi. Jego reakcja była niczym strzała przeszywająca moje serce. Poczułam, że tracę całą pewność siebie. Co prawda przyszłam tu w poszukiwaniu Wesa, jednak teraz, gdy już go znalazłam, nagle zorientowałam się, że nie umiem wybrać właściwych słów. Nie wiedziałam, czy w ogóle takie istnieją.
– Ta cała doktor Wyatt utrudnia mi edukację – poskarżył się żartobliwie Wes. – Liczę, że potem zapewni mi prywatne korepetycje.
Zachowywał się, jakby to wszystko było tylko jedną wielką zgrywą. Jednak mój wyraz twarzy musiał go zaniepokoić, bo uśmiech szybko zniknął mu z ust.
– Nie przejmuj się – powiedział. – Nie wyrzucą nas ze szkoły za nic.
Jego postawa była dla mnie przypomnieniem, że on zupełnie nie zna realiów tego świata. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak szybko sprawy mogą przybrać fatalny obrót. Nie mogłam uwierzyć, że w ogóle ze sobą rozmawiamy. I że muszę zachowywać się, jakbym go nie znała. To coś wbrew moim naturalnym instynktom. W dodatku sprawiało mi ból.
Bez słowa usiadłam na sąsiednim krześle. Czułam się skrępowana własnym milczeniem. Wzrok utkwiłam w biurku doktor Wyatt, na którym panował nienaganny ład, byle tylko nie patrzyć na Wesa. Obawiałam się, że kiedy moje spojrzenie znów padnie na jego dołeczki albo serdeczny uśmiech, nie wytrzymam i eksploduję: wykrzyczę mu, co nas kiedyś łączyło. Po chwili mój telefon zaczął wibrować. Odwróciłam się do drzwi, żeby się upewnić, czy doktor Wyatt nadal jest zajęta.
I wtedy niczym grom z jasnego nieba spadła na mnie świadomość sytuacji, w jakiej się znalazłam: Program, treserzy, fakt, że moje życie tak naprawdę nie należało już do mnie. Wszystkie te myśli sprawiły, że poczułam się, jakbym nagle zanurzyła się w lodowatej wodzie. Ktoś zmanipulował moją przeszłość. Poczucie zawodu miłosnego i strachu uderzyły mnie z wielką mocą, aż zakręciło mi się w głowie. Znowu.
Wzięłam do ręki telefon i zobaczyłam, że Foster w końcu odpowiedział na moje pytanie, czy to możliwe, żeby Derek był treserem. Wysłał mi tylko jedno krótkie słowo. Przeczytałam i się załamałam.
„Tak”.
– Dziękuję za cierpliwość. – Nagle w gabinecie rozległ się głos doktor Wyatt. Z wrażenia aż podskoczyłam. Szybko wsunęłam telefon do kieszeni. Starałam się ukryć szok, w jaki wprawiła mnie odpowiedź Fostera. Jej implikacje.
Tak, tajni treserzy naprawdę istnieją. Tak, możliwe, że jestem pod obserwacją.
Doktor Wyatt zamknęła drzwi, ale nie podeszła do biurka. Zamiast tego stanęła za nami. Obejrzałam się do tyłu i obrzuciłam ją podejrzliwym spojrzeniem.
– O co chodzi? – spytałam. – Nie może pani tak po prostu… – Zawiesiłam głos i zerknęłam na Wesa. Chłopak czekał, co powiem. Spróbowałam opanować gniew. – Przez panią stracę lekcję. Nie zrobiłam nic złego.
W rzeczywistości byłam pewna, że uwadze doktor Wyatt nie uszła zmiana, jaka zaszła w Wesie. Musiała zauważyć, że różni się od chłopaka, jakim był kilka tygodni wcześniej. Nie miałam pojęcia, jak jego rodzina tym razem usprawiedliwiała nieobecność syna. Doktor Wyatt nie wiedziała o istnieniu Korekty. Nie wiedziała, jaki jest jej cel ani kto za nią stoi. Nie chroniłam już doktor McKee ani Marie, ale zarazem nie chciałam dopuścić, żeby Wes, a być może również ja sama, stał się królikiem doświadczalnym doktor Wyatt i jej mocodawców.
Kobieta przeszła teraz za biurko. Pochyliła się i wsparła dłońmi o blat. Wlepiła we mnie spojrzenie.
– Mam prawo usunąć cię z zajęć, jeśli uznam, że stanowisz zagrożenie – wyjaśniła krótko.
– A ja myślałem, że przyszliśmy tutaj, bo użyłem słowa „kurwa” – wtrącił się Wes. Zwracał się do mnie lekkim tonem. – Ale teraz nie jestem już tego taki pewien. – Odwrócił się do inspektorki i spytał: – Czy to dlatego, że czytaliśmy na lekcji książkę? Obawia się pani… samodzielnego myślenia? Kreatywności? – Mówiąc to, przypatrywał się kobiecie, przechylając na bok głowę, jakby nie mógł się zdecydować. Doktor Wyatt przyjmowała jego uszczypliwości spokojnie. Nie próbowała przerywać. Po chwili Wes skwitował: – Na sto procent chodzi o niezależność. Pewnie nie może pani znieść faktu, że podejmujemy decyzje i myślimy samodzielnie.
W miarę jak mu się przyglądałam, zaczynałam rozumieć, że bunt i przekora przychodzą mu zupełnie naturalnie. Nawet manipulacje pamięcią nie były w stanie wymazać tej cechy jego charakteru.
– Westonie, nie radzę bawić się ze mną w te gierki – odezwała się doktor Wyatt. – Wydaje ci się, że jesteś inteligentny, ale się mylisz. Tak naprawdę jesteś…
– Cóż… – Chłopak wszedł jej w słowo, unosząc palec. Zmarszczył przy tym nos, jakby niechętnie wdawał się w tę dyskusję. – Tak się składa, że należę do programu dla szczególnie uzdolnionych uczniów. Ale gdyby wolała pani do mierzenia inteligencji użyć wyników testów… A nie, chwila moment… – dodał, jakby sam się dziwił temu, co ma do powiedzenia. – One też wskazują, że jestem geniuszem.
Kobieta posłała mi oskarżycielskie spojrzenie. Wzruszyłam ramionami, dowcipy Wesa dodały mi odwagi. Wtem jednym błyskawicznym ruchem doktor Wyatt doskoczyła do Wesa. Nagle znalazła się tuż przed nim, tak że ich twarze dzieliły tylko centymetry. Przypominała teraz srogiego instruktora musztry wywrzaskującego rozkazy. Ani ja, ani Wes się tego nie spodziewaliśmy. Jej gwałtowna reakcja wytrąciła nas z równowagi.
– Oczekuję odpowiedzi! – krzyknęła. Dłońmi wspierała się teraz o podłokietniki krzesła, na którym siedział Wes. – Ambrose, wiem, że byłeś w Programie. Widziałam cię tam na własne oczy.
Wes wzdrygnął się i uciekł spojrzeniem w bok, mrugając szybko.
– Proszę przestać – zwróciłam się do kobiety. Ona nie miała pojęcia, że Wes jest po resecie. Nie wiedziała, że zmuszając go, by zmierzył się na nowo z przeszłością, ryzykuje, iż wywoła kolejny kryzys.
Kobieta całkiem mnie zignorowała. Prowadziła dalej przesłuchanie.
– Byłeś w Programie, gdzie wymazano ci pamięć. Wróciłeś. Ale to, co stało się z tobą potem, nie miało nic wspólnego z Programem.
Wyciągnęła rękę, żeby dotknąć jego skroni. Chłopak uniósł głowę i wlepił wzrok w twarz kobiety. Oczy miał wytrzeszczone, jego skóra była przeraźliwie blada.
– Co zrobiłeś? – spytała władczym tonem doktor Wyatt.
– Nie wiem, o czym pani mówi – wydusił z siebie Wes przez zaciśnięte zęby.
– Ależ wiesz. Kto ci to zrobił, Westonie?
Widziałam, że doktor Wyatt traci cierpliwość. Byłam gotowa zerwać się z krzesła i odepchnąć ją od Wesa, gdy będzie to konieczne.
– Ktoś manipulował twoimi wspomnieniami. Usunął je. Wymazywanie pamięci jest niezgodne z prawem. Dlaczego ci to zrobiono? Słucham.
– Przecież tłumaczę, że nie mam pojęcia, o czym pani mówi – odburknął chłopak.
– Mów! – warknęła na niego doktor Wyatt, nachylając się nad jego twarzą. Jej zachowanie stawało się coraz bardziej nieprzewidywalne, niepokojące.
– Proszę dać mu spokój – powiedziałam w końcu. Chwyciłam przy tym kobietę za łokieć i spróbowałam odciągnąć od Wesa. – On nie pamięta.
Doktor Wyatt błyskawicznie się do mnie odwróciła.
– A ty? – zawołała. – Czy to przez ciebie…
– Nie – odparłam szybko, nie pozwalając jej dokończyć. – My nic nie wiemy!
Moje słowa wybrzmiały w ciszy, jaka teraz zapadła. Wypuściłam łokieć kobiety i skrzyżowałam ramiona na piersi. Czułam strach, nie wiedziałam, co począć. Nie wiedziałam, do czego nas zaprowadzi ta rozmowa.
– Możemy już iść? – spytałam, siląc się na odwagę.
Kobieta zmierzyła mnie wzrokiem. Przez ułamek chwili byłam pewna, że usłyszę odpowiedź odmowną. Że zostaniemy uwięzieni w jej gabinecie już na zawsze. Inspektorka do mnie podeszła.
– Próbuję go ocalić – powiedziała błagalnym tonem.
– Szkoda, że nie ocaliła go pani przed Programem – odparowałam. – Teraz Wes chce, żeby zostawiła go pani w spokoju. – Odwróciłam się do chłopaka i dałam mu na migi znak, żeby wstał. – Chodź, idziemy – zachęciłam. Liczyłam, że czuje się dobrze.
Wes sprawiał wrażenie zdezorientowanego. Jego beztroska znikła bez śladu, zastąpiona przez niepokój. Przyglądałam się jego chmurnemu wyrazowi twarzy. Zwróciłam się do niego po imieniu. Podniósł się w końcu z krzesła, jednak przez cały czas unikał mojego spojrzenia. Unikał też spoglądania na doktor Wyatt.
– Mam nadzieję, że bóle menstruacyjne już ustąpiły – odezwała się z udawaną troską kobieta. Wiedziała, że kłamałam.
Odwróciłam się do niej i mrużąc oczy, powiedziałam:
– Tak, czuję się już lepiej.
Na ustach kobiety zjawił się uśmiech. Gestem wskazała, że mogę opuścić gabinet. Wyszłam pospiesznie, jednak gdy znalazłam się w głównym holu, Wes zdążył już zniknąć.