Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Koń, który tańczył - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
17 czerwca 2025
E-book: EPUB, MOBI
31,99 zł
Audiobook
36,99 zł
31,99
3199 pkt
punktów Virtualo

Koń, który tańczył - ebook

Nastoletnia Iona marzy o sławie dla swojego pięknego kuca, Jinksa, z którym tworzą zgraną parę w ujeżdżaniu. Kiedy więc Jessica, słynna gwiazda sportów jeździeckich, proponuje, że zostanie jej trenerką, dziewczyna nie posiada się z radości. Każdemu sukcesowi Jinksa towarzyszy jednak jakaś katastrofa w stadninie prowadzonej przez jej mamę. Czy to tylko przypadek? A może marzenie Iony zmienia się w koszmar?

Napięcie rośnie w galopującym tempie, a Iona musi stanąć do walki o ocalenie domu i marzeń swoich bliskich. Chce też udowodnić, że Jinks jest koniem stworzonym, żeby błyszczeć.

 

Kategoria: Dzieci 6-12
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8425-038-9
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Iona przymrużyła oczy, tak że wszystko wokół stało się niewyraźne. Gdyby wytężyła wyobraźnię, zamiast nierównego placu Szkoły Jazdy Konnej Whitemoor zobaczyłaby gładką, wysypaną jasnym piaskiem elegancką arenę wysokiej klasy centrum jeździeckiego. Zniszczona drewniana brama byłaby wejściem na plac międzynarodowych zawodów, a kilkoro widzów, dla rozgrzania przytupujących nogami, zmieniłoby się w wiwatujący tłum.

„Jako następna wystąpi Iona Patterson na koniu Double Jinks, reprezentująca Wielką Brytanię! Czy ta para powtórzy spektakularny sukces z zeszłorocznego Grand Prix?” – przymknęła oczy, wyobrażając sobie, że zapowiada ich zawodowy komentator, a nie Henny Fisher, wiekowa właścicielka szkoły Whitemoor, która jak ognia unikała nowych technologii i korzystała wyłącznie z ręcznie wypisanej listy zawodników, przygotowujących się do startu w klasie nowicjuszy w ujeżdżaniu.

– Panno Patterson, pobudka! – zawołała skrzekliwym głosem Henny i wskazała laską kryty plac, urządzony w starej stodole. – Jesteś następna. Szykuj się.

Marzycielskie wizje Iony natychmiast zniknęły i dziewczyna westchnęła głęboko. Ponagliła swojego kuca i przesunęła dłonią po jego wypielęgnowanej grzywie, w którą jej mama jak zwykle wplotła bawełniane nici.

– Elastyczne gumki są takie tandetne – mawiała, trzymając igłę w ustach, kiedy splatała kruczoczarną grzywę przy świetle latarki czołowej. – Nic nie wygląda lepiej niż porządnie zapleciona grzywa związana nićmi.

Inne zawodniczki nie zaplotły grzyw swoim kucom, a nawet nie związały własnych włosów. Konie o zapadniętych grzbietach stały w pozycji spoczynkowej, machając cienkimi ogonami. Whitemoor było niewielką szkółką jazdy konnej, ale przyjazną i znajomą. Henny, mimo srogiego wyglądu, była bardzo miła i zawsze wspierała Ionę oraz jej konia. Chociaż dawno skończyła osiemdziesiąt lat, dziewczynce dobrze się z nią rozmawiało i nieraz prowadziły długie pogawędki o jeździeckich sprawach.

Double Jinks, na co dzień zwany Jinksem, potrząsnął głową, a Iona poklepała go po szyi, czując pod atramentowoczarną sierścią zwarte, silne mięśnie. Miał tylko metr trzydzieści dwa w kłębie, ale dzięki swojej postawie wydawał się wyższy. Sierść mu lśniła i chociaż biała derka była wystrzępiona na brzegach, a marynarka jeździecka Iony miała kilka zaciągniętych nitek, i tak byli zdecydowanie najlepiej prezentującą się parą.

– Dalej, mały – wyszeptała mu do ucha. – Wiem, że to nadal ten stary, znajomy plac, ale zacznijmy taniec.

Jinks ruszył kłusem. Jego krok był rytmiczny i zdecydowany, ale lekki. Iona zauważyła sędzię siedzącą w ogrodowej szopie, którą Henny ozdobiła wesołymi chorągiewkami, więc przejeżdżając obok, zwolniła na chwilę, żeby kobieta mogła odczytać jej numer. Nie znała tej sędzi, co uznała za miłą odmianę, ponieważ bardzo chciała poznać opinie różnych osób. Kiedy zadźwięczał dzwonek, wciągnęła głęboko powietrze i ustawiła się na środkowej linii. Nawet tutaj niezmiennie zachwycało ją, jak Jinks niemal płynie po arenie, gładko zawraca dokładnie tam, gdzie należy, z wygiętą, ale rozluźnioną szyją, i za każdym razem perfekcyjnie przechodzi do galopu. Pod koniec występu zasalutowała i serdecznie poklepała konia. Kątem oka z radością zauważyła, że sędzia uśmiecha się, notując coś w swoich papierach.

– Bardzo ładnie, Iono.

Sara, mama dziewczynki, czekała na nią na zewnątrz. Obejrzała występ córki z sektora dla publiczności, trzymając w ręce kubek z mocną kawą zakupioną w cateringowej przyczepie Henny. Określenie „sektor dla publiczności” brzmiało bardzo elegancko, w rzeczywistości były to jednak trzy plastikowe krzesła ustawione na podwyższeniu z drewnianych palet.

– Brawo, Jinks. – Sara otoczyła kuca ramionami i ucałowała go w zaplecioną grzywę.

W odpowiedzi delikatnie trącił ją chrapami.

Mama Iony uwielbiała tego niewielkiego, czarnego wałacha. Urodził się w jej stajni trzynaście lat wcześniej, zaledwie tydzień przed jej córką. Oboje zjawili się na świecie podczas burz, jednych z najgwałtowniejszych, jakie odnotowano w okolicy. „Powinnam była wiedzieć, w co się pakuję – żartowała często. – Z wami obojgiem”.

– Nie mamy czasu, żeby czekać na wyniki – powiedziała teraz. – Całe popołudnie mam zajęte: dwie konne przejażdżki i do tego do Mouse przyjeżdża dentysta. Może później wrócisz tu na rowerze i odbierzesz swoje papiery? I tak będę musiała posłać cię do sklepu. Sama nie zdążę tam pójść przed zamknięciem.

– Dobrze. – Iona przyzwyczaiła się już do tego, że mama jest nieustannie zajęta.

Sara Patterson posiadała kilka niewielkich, krępych koników i prowadziła centrum trekkingowe, nastawione głównie na turystów, spragnionych przejażdżek po okolicznych wrzosowiskach i plażach. Właśnie rozpoczęła się jesienna przerwa w szkole, więc ruch był większy niż zwykle. Jednak zbliżała się zima, co oznaczało, że wkrótce nastąpią długie tygodnie, podczas których ruch całkiem ustanie. Kiedy obie szły przez parking, Iona czuła na sobie spojrzenia innych zawodniczek. Ciekawe, czy spodziewały się, że Jinks zostanie załadowany do eleganckiego samochodu do przewozu koni, o pasującej do jego maści czarnej, metalicznej karoserii, ze skórzanymi fotelami i logo sponsora na boku.

Tymczasem na kuca czekała stara półciężarówka Sary i przyczepa do przewożenia bydła. Jednak wyściełająca ją słoma była czysta, a w środku wisiała siatka ze słodko pachnącym sianem, które koń zaczął skubać z entuzjazmem.

Whitemoor leżało w odległości zaledwie kilku minut jazdy i wkrótce Iona zobaczyła wielkie kamienne kolumny stojące na końcu podjazdu, który wiódł do ich domostwa. Posiadłość Kestrel była dla niej domem od urodzenia, podobnie jak dla jej mamy. Nie mieszkały w ogromnej wiejskiej rezydencji; zajmowały domek przylegający do podwórza tuż obok. Rodzice Sary, czyli dziadkowie Iony, żyli i pracowali w tej posiadłości, a najem domku był przekazywany z pokolenia na pokolenie. Jej dziadkowie dawno już odeszli i wydawali się teraz częścią innego życia.

Iona lekko zadrżała, gdy ogromna rezydencja wyrosła tuż przed nią. Stała pusta od ponad dwóch lat, odkąd zmarła właścicielka, lady Van--De Writson, pozostawiając po sobie plątaninę spraw prawnych i różnych komplikacji do rozwiązania. Przez pewien czas mówiło się o sprzedaży, ale były to jedynie niejasne pogłoski. Iona wolała o tym nie myśleć, chociażby dlatego, że wzmianka o sprzedaży dotarła do niej tylko raz.

Penny, czyli lady Van-De Writson nalegała, żeby dziewczynka i jej mama zwracały się do niej po imieniu. Obie bardzo za nią tęskniły. Widząc jej stary płaszcz przeciwdeszczowy i zdezelowany samochód, nikt by nie odgadł, że jest multimilionerką. Często zaglądała do stajni, żeby się przywitać z końmi, pogawędzić z Ioną o ujeżdżaniu albo po prostu posiedzieć przy kuchennym stole nad filiżanką herbaty i pożartować z Sarą. Jej syn mieszkał za granicą. Iona powtarzała sobie stanowczo, że nigdy nie sprzedałby posiadłości. Przecież gdyby chciał, już by to zrobił. Starała się nie zwracać uwagi na fakt, że wokół domu nagle zapanował zwiększony ruch. Po wielu miesiącach spokoju na długim podjeździe zaczęły pojawiać się samochody. W wiosce słyszało się rozmowy o jakichś nieznajomych gościach.

Jinks wrócił na padok, do swojej najlepszej przyjaciółki, szetlandzkiej klaczy Merry, na której Iona uczyła się jeździć konno. Dziewczynka osiodłała Biscuita, Monty’ego i Pebbles, trzy trekkingowe kuce, po czym wsiadła na swój stary rower i ruszyła w dół krętego podjazdu, sunąc bez wysiłku, a wiatr smagał jej długie, splątane włosy w kolorze ciemnego blondu. Ten kolor odziedziczyła po tacie. Sara była drobna i ciemnowłosa, a wzrost i włosy Iony były zasługą genów ojca. „Córka Leo to wykapany ojciec” – słyszała przez całe życie.

Poczuła ukłucie żalu, gdy uświadomiła sobie, że od kilku dni nie odwiedziła taty, pochłonięta pracą przy koniach. Obiecała sobie, że pójdzie do niego później, gdy już odbierze swój wynik i zrobi zakupy. Leo Patterson spoczywał w wietrznym zakątku przykościelnego cmentarza, skąd roztaczał się widok na morze, które tak kochał. Iona go nie pamiętała – była niemowlęciem, gdy umarł – ale jej mama często i swobodnie o nim opowiadała, a w domu można było zobaczyć mnóstwo jego zdjęć. Przez wiele lat mieszkały tylko we dwie, aż Sara poznała w lokalnym wiejskim pubie Sama Jonesa. Sam niedawno przeniósł się w te strony w poszukiwaniu nowego początku i z chęci poznania uroków życia na wsi. Wcześniej pracował w mieście i nigdy nie chodził w kaloszach. Potrafił rozśmieszyć Sarę, życzliwie odnosił się do jej córki i już po dwóch tygodniach od ich pierwszej randki z własnej nieprzymuszonej woli wyrzucał obornik ze stajni. Pobrali się szybko i wkrótce zaczęło się wszystkim wydawać, że Sam od zawsze jest częścią Kestrel.

Po dwudziestu minutach jazdy Iona dotarła do Whitemoor, gdzie nadal trwały zawody. Oparła rower o ceglaną ścianę stodoły, w której miały zostać ogłoszone wyniki. Z radością zauważyła na stole czerwoną rozetkę przypiętą do niebieskiej kartki.

Henny wręczyła jej odznaczenie i szeroko się przy tym uśmiechnęła.

– Proszę bardzo, panno Patterson – powiedziała. – Twój kolejny sukces.

– Dzięki, Henny. – Iona wzięła rozetkę i wsunęła ją do kieszeni, szybko przeglądając kartki z wynikami.

Dużo ósemek i kilka dziewiątek. Wynik był wysoki: co prawda nie najlepszy, jaki osiągnęła, ale prawie. Komentarze okazały się przemiłe i gdy je czytała, czuła, jak poprawia jej się nastrój.

Henny zapisywała kolejne wyniki na tablicy.

– Jak się miewa twoja mama? – zapytała. – Nie miałam okazji z nią dziś porozmawiać.

– Bardzo dobrze – odparła Iona, wyobrażając sobie mamę, która w tej chwili zapewne jechała na Biscuicie, swoim ulubionym koniu, prowadząc grupę turystów i opowiadając im historie o katastrofach statków oraz o urokach tej nadmorskiej okolicy. Przejażdżkę pewnie zakończą galopem wzdłuż długiej, prawie pustej plaży, omywanej morskimi falami. – Jest dziś zajęta, prowadzi trekkingi – dodała.

– Wspaniała sprawa – odrzekła Henny, ale było widać, że myślami jest gdzieś indziej. – I niech tak będzie jak najdłużej. Czyli u was wszystko w porządku?

Iona czuła, że Henny umiera z ciekawości i chciałaby ją wypytać o możliwą sprzedaż posiadłości, ale przecież pewnie wiedziała o tej sprawie więcej niż ona sama. Zresztą i tak nie było tu nic do opowiadania.

Do stajni weszła sympatycznie wyglądająca kobieta, co przerwało ich rozmowę. Iona rozpoznała ją jako sędzię z dzisiejszych zawodów. Kobieta spojrzała na nią i uśmiechnęła się szerzej.

Iona spuściła wzrok. Narzuciła na sobie wełniany sweter, a włosy, teraz wolne od jeździeckiej siatki, bezładnie sterczały na wszystkie strony. Nadal miała na sobie bryczesy do jazdy konnej.

– Jeździłaś na czarnym kucu w klasie dla początkujących, prawda? – zapytała sędzia.

Iona skinęła głową.

– Dziękuję za świetną ocenę.

– Cała przyjemność po mojej stronie – odparła kobieta. – Ocenianie twojego występu sprawiło mi wielką radość. Robisz coś jeszcze ze swoim koniem? Startujesz w oficjalnych zawodach w dresażu? Powinnaś pomyśleć o programie treningowym dla młodzieży.

Iona spędziła wiele wieczorów na dokładnym przeglądaniu ofert na laptopie, który zwykle służył jej do odrabiania pracy domowej, i skrupulatnym podliczaniu kosztów. Lekcje, rejestracja, opłaty wstępne, podróże – wszystko to niestety znacznie przekraczało ich możliwości finansowe. Obecnie stać ich było tylko na leżące po sąsiedzku Whitemoor, gdzie za lekcję płaciło się jedynie siedem funtów.

– Nooo… – Zerknęła na Henny, która patrzyła na nią z życzliwym zrozumieniem. – Jestem zadowolona z lokalnej szkółki.

Kobieta skinęła głową.

– Jeśli kiedyś zapragniesz pójść dalej, skontaktuj się ze mną, dobrze?

– Tak zrobię – odrzekła Iona, chociaż znała na pamięć zawartość strony internetowej z ofertami szkoleń. – Bardzo dziękuję.

Złożyła kartkę z wynikiem i schowała ją do kieszeni wraz z rozetką. Już miała wsiąść na rower, kiedy zobaczyła znajomą postać zmierzającą w jej kierunku. Jęknęła cicho. Nadchodząca dziewczyna była ubrana w śnieżnobiałe bryczesy i elegancko skrojoną marynarkę. Miała też buty z lakierowanej skóry i kask jeździecki ozdobiony sznurem kryształków. Tego typu kask nosiły ostatnio wszystkie końskie influencerki, a kosztował on ponad pięćset funtów. To oczywiste, że April Lewis też taki miała.

April pomachała do niej radośnie.

– Iona! Jak się masz?

– Dobrze – wycedziła Iona przez zaciśnięte zęby. – A ty?

– Wspaniale! – zaćwierkała April. – Przyjechałam, żeby trochę rozruszać Mambo przed jesiennymi mistrzostwami w Longlands w przyszły weekend. – Miała na myśli ekskluzywny klub jeździecki, położony kilka godzin jazdy od Whitemoor. – Jest w doskonałej formie.

– To cudownie. – Iona bardzo chciała zakończyć tę rozmowę, ale April najwyraźniej miała ochotę na pogawędkę.

– Jak się miewa Jenks? – ciągnęła.

Iona przewróciła oczami.

– Jinks – z naciskiem wymówiła imię swojego kuca – miewa się nieźle, dziękuję. – Wyjęła z kieszeni rozetkę, zła na samą siebie, że czuje przymus udowadniania April czegokolwiek. – Dziś przed południem wygrał w swojej klasie początkujących.

April się roześmiała.

– Och, u nas podobnie. Wygraliśmy w klasie podstawowej. Fajnie będzie, jak ty też dojdziesz do tego poziomu. Wygrana w Whitemoor to taka nie całkiem prawdziwa wygrana, prawda? A dzisiaj to tylko trening, nic poważnego – dodała słodko. – Potrzebuję konkurentki, więc pośpiesz się i osiągnij wyższy poziom, dobrze?

Radosny nastrój Iony zniknął bez śladu.

– Następnym razem – powiedziała, czując dotknięcie chłodnych macek zazdrości.

April robiła wszystko to, co ona pragnęła robić z Jinksem: trenowała z profesjonalistami, podróżowała do odległych, eleganckich centrów jeździeckich, wspinała się coraz wyżej po szczeblach kariery, zostawiając Whitemoor daleko za sobą. Miała też profil w mediach społecznościowych, na którym regularnie zamieszczała zdjęcia ze swoim Mambo: mnóstwo wdzięcznie pokazywanych znaków V, zalotnie wydętych warg na tle eleganckich klubów jeździeckich i fotografii nowego, kosztownego sprzętu. April starała się sprawiać wrażenie, że wszystkie te rzeczy dostaje za darmo od producentów, ale Iona wiedziała, że były to prezenty od rodziców rozpieszczających córkę.

Rodzina Lewisów mieszkała w dużym, nowym domu na obrzeżach miasta. Rodzice zapłacili fortunę za padok na tyłach i wybudowali dwie ładne stajnie obok garażu. April doskonale wiedziała, jak ustawić aparat, żeby jej mały dziedziniec wyglądał na o wiele większy. Iona nie mogła się powstrzymać i choć nie chciała się do tego przyznać sama przed sobą, o wiele za często odwiedzała profil April. Chyba umarłaby z zażenowania, gdyby koleżanka dowiedziała się, że ona regularnie obserwuje zamieszczane tam posty.

Iona bardzo rzadko publikowała cokolwiek w mediach społecznościowych, choć miała wiele wspaniałych zdjęć Jinksa, które zrobił jej ojczym. Był świetnym fotografem i wszystkie zdjęcia na stronie firmy mamy zostały zrobione przez niego. Dziewczynka lubiła być na bieżąco z tym, co robią słynne zawodniczki, takie jak Lottie Fry albo pochodząca z ich regionu Jessica Jefferies, którą nazywano wschodzącą gwiazdą dresażu. April wspomniała kiedyś mimochodem, że zna tę ostatnią, ale Iona w to wątpiła. Dwa razy przejeżdżała obok domu Jessiki. Podziwiała wielką bramę z kutego żelaza, ale chociaż bardzo się starała, nie zobaczyła stajni po drugiej stronie ogrodzenia. Jessica była tylko cztery lata starsza od niej, właśnie skończyła siedemnaście lat, ale wiodła zupełnie inne życie.

Uwolniwszy się w końcu od April, dziewczyna znów wsiadła na rower i ruszyła przed siebie. Dotarła do sklepu, gdy od strony morza zaczął nadciągać zmrok. Nucąc pod nosem, krążyła wśród półek. Włożyła do wózka torbę marchewek dla Jinksa i koni trekkingowych, a dla siebie wybrała batonik czekoladowy, ponieważ po pracowitym dniu nagle poczuła głód. Podziękowała sprzedawczyni i obiecała, że przekaże pozdrowienia mamie. Otworzyła drzwi i niespodziewanie wpadła na nieznajomego, który właśnie wchodził do środka.

– Uważaj! – warknął gniewnie.

– Przepraszam. Nie zauważyłam pana – usprawiedliwiała się.

– Może nie powinnaś tak się pchać na oślep – odburknął.

Iona zmarszczyła czoło.

– To było niechcący – powiedziała ostrzej, ale nieznajomy już ją wyminął.

Miał na sobie garnitur i czarny wełniany płaszcz. Nigdy wcześniej go tutaj nie widziała. Ciemne włosy nosił zaczesane do tyłu, twarz miał opaloną, jakby właśnie zszedł z luksusowego jachtu albo wrócił z modnego narciarskiego kurortu. Robił wrażenie bardzo zamożnego człowieka.

Wsiadając na rower, zerknęła na błyszczący samochód z napędem na cztery koła i znów spojrzała na mężczyznę, który teraz stał przy ladzie i niecierpliwie stukał palcami w blat. Wyjął z lodówki butelkę wody i najwyraźniej jak najszybciej chciał za nią zapłacić.

Iona poprawiła torbę i przystanęła, żeby przywitać się z małym terierem, uwiązanym przed sklepem. Już miała odjechać, kiedy mężczyzna z rozmachem otworzył drzwi i ruszył w stronę samochodu, rozmawiając głośno przez komórkę.

– Tak, już prawie jestem na miejscu – oznajmił. – Jeszcze kilka szczegółów i sprawa będzie zamknięta. Niedługo zostaniesz właścicielem.

W tej samej chwili napotkał spojrzenie Iony i uśmiechnął się złośliwie.

– To całkiem spory dom – oznajmił triumfalnym tonem. – Potrzebujemy jeszcze kilku dni…

Dziewczynkę ogarnęło przejmujące uczucie niepokoju. Czy dobrze usłyszała? Potrząsnęła głową i popedałowała w stronę domu, do Jinksa i swojej bezpiecznej przystani.ROZDZIAŁ DRUGI

Późniejszym popołudniem wyjęła komórkę i spojrzała na zdjęcie, które pstryknęła jej mama podczas konkursu. Mama nie była wprawnym fotografem i uchwyciła ją z otwartymi ustami, a Jinksa – z uszami położonymi po sobie. Zrobił tak, ponieważ uważnie jej słuchał, ale na zdjęciu wyszło to, jakby był wyjątkowo rozdrażniony. Zwykle blada twarz Iony była zaczerwieniona po przejeździe, a w tle jakaś pani jadła cheeseburgera. Iona miała zamiar zamieścić na swoim profilu jakąś fotkę z zawodów, ale to zdjęcie wyszło okropnie, a na dodatek w głowie cały czas dźwięczały jej słowa April: „Wygrana w Whitemoor to taka nie całkiem prawdziwa wygrana, prawda?”. Z westchnieniem wykasowała fotografię.

Z chorobliwej ciekawości weszła na profil April. Dziewczyna niedawno coś opublikowała, a jej zdjęcie miało już ponad sto lajków. Nie zostało zrobione w Whitemoor, tylko na podjeździe przy domu April, gdzie stała w charakterystycznej pozie z jedną nogą ustawioną nieco przed drugą, trzymając Mambo za uwiąz. Puszysty nachrapnik na kantarze podkreślał piękny profil zwierzęcia, a uszy konia sterczały dziarsko. Ktokolwiek zrobił to zdjęcie, uchwycił wszystko idealnie: oświetlenie, pozę, każdy szczegół. Na dodatek w tle znalazły się nowiutki range rover jej ojca oraz ogromny wóz do przewożenia koni, zdecydowanie za duży na jedno zwierzę. Mimo że April wyśmiewała Whitemoor, Mambo wciąż miał przypiętą do kantara czerwoną rozetkę.

„Taki świetny dzień treningowy, ostatnie przygotowania przed wielkim pokazem w przyszłym tygodniu! – głosił opis. – Nie mogę się doczekać, kiedy zabiorę was wszystkich ze sobą”.

Iona wpatrywała się w zdjęcie, a z zazdrości aż ściskało ją w gardle. April, jak wszystkie znane końskie influencerki, oznaczyła w poście markę kasku, marynarki, derki i butów. Do tego dokumentowała każdy swój ruch. Najwyraźniej bardzo zależało jej na sławie. Dziewczynka chciała wyjść z profilu koleżanki, ale przez pomyłkę kliknęła ikonkę serduszka, w ten sposób dodając kolejny lajk. Szybko jeszcze raz stuknęła w ekran, dzięki czemu naprawiła swój błąd, ale wiedziała, że April wszystko zauważy. Wyobraziła sobie jej złośliwy, pełen satysfakcji uśmieszek. Wyszła z profilu April i zajrzała na stronę Jessiki Jefferies, która tego dnia brała udział w wysoko notowanym pokazie. Wystąpiła na swoim słynnym koniu, pięknym gniadoszu o imieniu Razzmatazz, popularnie zwanym Taz. Zawodniczka dokumentowała przygotowania codziennymi fotorelacjami i opisami zakulisowych działań, a Iona chłonęła każde słowo i zdjęcie, wyobrażając sobie, że pewnego dnia będzie robić to samo. Spojrzała na najnowszą fotkę – czarno-białą, na której Jessica przytula Taza. Nie było tam zdjęcia z rozetką ani z rundy honorowej wokół areny. Krew zastygła dziewczynce w żyłach, gdy zaczęła czytać długi opis.

„To najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek musiałam napisać. Taz doznał dzisiaj kontuzji na skutek dziwacznego wypadku, który się wydarzył, kiedy ładowaliśmy go do przyczepy, żeby pojechać na zawody. Prawie go straciliśmy. Weterynarz już był i jestem ogromnie wdzięczna, że udało się go ocalić, ale czeka nas długa droga do odzyskania pełnej formy. Jestem oszołomiona i nadal to wszystko do mnie w pełni nie dociera. Kochani, przytulcie dziś swoje konie trochę mocniej. Taz jest mistrzem, ale jest też moim najlepszym przyjacielem”.

Iona znów spojrzała na zdjęcie. Wyobraziła sobie, co by było, gdyby podobna rzecz przytrafiła się Jinksowi, ale natychmiast odsunęła od siebie tę myśl, ponieważ była zbyt bolesna. Biedna Jessica. Młoda zawodniczka często zamieszczała posty i odpowiadała na komentarze. Raz podziękowała Ionie za komplement, który ta napisała po jednym z jej zwycięstw. Nie była tak sławna jak olimpijki, ale wystarczająco znana, by odpowiedź od niej sprawiła dziewczynie ogromną radość. Informacja, że koń Jessiki prawie stracił życie, poruszyła ją do głębi. Złośliwe uwagi April przestały mieć znaczenie.

Z zamyślenia wyrwał ją głos mamy.

– Oscar przyszedł! – zawołała, stojąc u podnóża schodów.

Iona z wysiłkiem wstała z krzesła. Po zawodach bolały ją nogi – utrzymanie silnego Jinksa w ryzach było jak pełnowymiarowy trening – jednak bardzo chciała porozmawiać z Oscarem.

Zbiegła szybko po schodach i zobaczyła swojego przyjaciela, siedzącego przy dużym drewnianym stole w kuchni. Max, ich leciwy golden retriever, leżał przy kuchence, a na widok Iony zamachał radośnie ogonem. Sara jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki postawiła przed nimi coś ciepłego do picia. Chociaż nie była zbyt towarzyska, promieniowała ciepłem, a jej gościnność sprawiała, że w ich kuchni wszyscy czuli się bardzo dobrze. Uwielbiała Oscara, wieloletniego przyjaciela Iony. Dla jej córki jedynaczki był prawie jak brat.

– Twoja mama mówiła, że dziś wygrałaś – oznajmił chłopak. – Ekstra!

Powiedział to z tak szczerą radością, że Iona aż się uśmiechnęła. Zawsze mogła na nim polegać.

– Bardzo proszę. – Sara postawiła kubek parującej herbaty przed córką. – Idę do stajni, zrobić wieczorny porządek.

– Pomogę ci – zaproponowała dziewczynka, ale mama z uśmiechem potrząsnęła głową.

– Pogadajcie sobie. Sam zaraz wróci.

– Dzięki, mamo.

Iona wypiła łyk ciepłego napoju i od razu poczuła się lepiej. Wydarzenia mijającego dnia wytrąciły ją z równowagi. Przypadkowe spotkanie z April, wieści o wypadku konia Jessiki Jefferies i ten gburowaty facet w sklepie. A co, jeśli miał na myśli Kestrel?

– Wpadłem, żeby zapytać, czy słyszałaś coś więcej o tym pomniku – powiedział chłopak, a w jego brązowych oczach pojawił się ból. – Chcą go postawić przy Tor Point, trzy elementy dla trzech mężczyzn… coś, co by miało znaczenie… – Jego głos brzmiał coraz słabiej, aż całkiem ucichł.

Iona wzięła przyjaciela za rękę.

Fale, które zabrały jej tatę, zabrały również ojca Oscara. Zamilkli oboje, lecz po chwili dziewczyna potrząsnęła głową.

– Nic więcej nie słyszałam – powiedziała. – Wiem, że mama wybierała się na jakieś spotkanie z panem Lewisem, ponieważ do nas dzwonił. – Skrzywiła się, wymawiając nazwisko ojca April, który zasiadał niemal w każdym komitecie zajmującym się lokalnymi sprawami. – A właśnie. To mi przypomniało, że wpadłam dziś na April w Whitemoor. Była okropna, jak zwykle.

Mogłaby przysiąc, że Oscar lekko się zaczerwienił.

– Czy… czy coś o mnie mówiła? – Jego twarz przybrała głębszy odcień czerwieni.

Iona prychnęła cicho.

– Nie! Niby dlaczego miałaby? – Przymrużyła powieki i uważnie spojrzała na przyjaciela. – Co jest? – zdziwiła się.

– Tak pytam, bez powodu – zapewnił szybko. – Po prostu niedawno u nas była. Towarzyszyła ojcu, który przyszedł porozmawiać z mamą na temat tego spotkania.

– O biedaku! Współczuję. Ona jest nie do zniesienia – odrzekła z cichym jękiem.

Oscar wzruszył ramionami.

– Właściwie to była całkiem miła – stwierdził. – Może zmienia się, kiedy jest z dala od koni. To dziwne, że nigdy się nie zaprzyjaźniłyście. Wiem, że chodzicie do innych szkół, ale dorastałyście po sąsiedzku, obie uwielbiacie konie…

– Ona zawsze mówi do mnie takim tonem, jakbym była czymś, co zaledwie przed chwilą wypełzło spod kamienia. – Iona spojrzała gniewnie na przyjaciela.

– Ty również nie jesteś wobec niej słodka jak cukierek – zauważył. – Naprawdę nie jest taka okropna. Nie mówiłbym ci tego, gdybym myślał inaczej.

Iona zrobiła kwaśną minę.

– Tylko się z nią za bardzo nie spoufalaj.

Chłopak roześmiał się i potrząsnął głową.

– Powiedziałem jedynie, że jest dość miła. Nie szukam nowej przyjaciółki – dodał, przewracając oczami.

Iona też się roześmiała. Nieco niezdarny Oscar i pewna siebie, zawsze wystrojona April wcale do siebie nie pasowali.

Następny dzień wstał zimny i szary. Tutaj jesień wkradała się już pod koniec letnich wakacji, a zima dawała o sobie znać, kiedy w innych częściach kraju nadal panowało dyniowe szaleństwo i ludzie cieszyli się widokiem złotych liści. Iona podniosła sweter z podłogi w swoim pokoju. Przyczepiło się do niego kilka drobnych wiórków, wyglądających niczym pierwsze płatki śniegu. Pomyślała o nadchodzących miesiącach. Po zakończeniu ferii liczba rezerwacji na trekkingi konne znacznie spadnie. Kilkoro zapaleńców odważy się na weekendowe przejażdżki, ale nie będzie to już jak latem, kiedy wprost roiło się tu od turystów. Sara zostawi w stajni kilka kuców, żeby były gotowe do pracy, ale resztę wypuści na pastwisko, by jak najbardziej ograniczyć wydatki. Dzięki swojej gęstej sierści i wytrzymałej naturze wszystkie dobrze radziły sobie podczas surowych zim.

Krótko potem, po śniadaniu złożonym ze słabej herbaty i tostów z marmoladą, Iona osiodłała Jinksa i przygotowała się do wyjazdu. Nie będzie potrzebna w stajni jeszcze jakiś czas. Wyjechała na podjazd i za bramą skręciła w kierunku morza. Wzięła głęboki oddech, jakby zobaczyła ten widok po raz pierwszy. Za każdym razem wydawał jej się tak samo magiczny.

Jinks postawił uszy i wykonał kilka niemal tanecznych kroków.

Zaśmiała się, drapiąc go po kłębie.

– To twoje ulubione miejsce, prawda?

Pojechali krętą ścieżką między drzewami, która z każdym krokiem stawała się coraz bardziej piaszczysta. Po chwili przecięli łąkę, na której pasły się owce, a kiedy dotarli do żwirowej dróżki, otworzył się przed nimi widok na pełne morze. Dróżka wiła się zygzakowato, schodząc do rozległej, płaskiej plaży. Plaża była pusta, nie licząc kilku spacerowiczów z psami i jakiegoś surfera, ubranego w piankę. Iona patrzyła, jak mężczyzna wypływa coraz dalej we wzburzone niebieskoszare morze. „To jakiś wariat – pomyślała. – Po co z własnej woli robić coś takiego?” Jej myśli podążyły ku ojcu i się wzdrygnęła. Morze było dla niej domem, plaża – ulubionym miejscem do galopowania, ale jednocześnie ich nienawidziła. Gdy tylko czarne kopyta Jinksa uderzyły o piach, mocniej ujęła wodze, czując chłód skórzanych rzemieni, i pochyliła się nad czarną szyją konia.

– Wio – szepnęła i poczuła, jak koń z całą swoją siłą rusza przed siebie, wydłużając krok.

Prawie nie dotykając kopytami piachu, drobny kuc galopował naprzód. Białe grzywacze rozbijały się o brzeg i w tej samej chwili, w równym rytmie z Jinksem, surfer chwycił falę. Przez kilka sekund wydawało się, że się ścigają, jeden na lądzie, drugi na morzu. Słony wiatr rozwiał włosy Iony i sprawił, że z jej oczu pociekły łzy. Surfer nagle zniknął pod załamującą się falą, a dziewczyna poczuła, że jej serce stanęło. Zaraz jednak odetchnęła z ulgą, kiedy zobaczyła, że mężczyzna wyłonił się ze spienionych białych bałwanów i otrząsnął wodę z włosów. Na jego twarzy malowała się euforia. Szeroko uśmiechnął się do Iony i uniósł oba kciuki. Pomachała mu i ruszyła dalej. Jinks zwolnił, kiedy dotarli do końca plaży. Jak zwykle spisał się wspaniale.

Przelotnie pomyślała o April, która pewnie w tej chwili trenowała przed mistrzostwami. Potrząsnęła głową i objęła szyję swojego pięknego czarnego kuca, który po przejażdżce był wyraźnie szczęśliwy i ożywiony. „To by mi wystarczyło – pomyślała – galopy po plaży w takie wspaniałe poranki”. Wiedziała jednak, że Jinks ma zadatki na supergwiazdę, jeśli tylko da mu się odpowiednią szansę. Bardzo chciała mu ją dać.

Pragnęła tego bardziej, niż była w stanie przyznać.ROZDZIAŁ TRZECI

Słońce wyszło, kiedy wracała do domu. Podziękowała mu bez słów, unosząc głowę. Cieszyła się ciepłem promieni i marzyła, że zapowiadany na drugą połowę tygodnia deszcz spadnie dopiero po zakończeniu ferii.

Kiedy niespiesznie wracała do domu po wykonaniu swoich porannych obowiązków w stajni, zauważyła w skrzynce na listy kolorowy magazyn dla koniarzy, który prenumerowała. Wyjęła go, a wraz z nim kilka ulotek reklamowych i list ze znaczkiem poczty lotniczej, zaadresowany do mamy i Sama. Poszła do kuchni, gdzie zastała ojczyma, parzącego kawę.

– Dzień dobry. Udana przejażdżka?

– Jak zwykle. – Iona wrzuciła kromkę chleba do tostera, na drugie śniadanie. Zamierzała nacieszyć się lekturą czasopisma. Zanim usiadła, podała Samowi ulotki i list. – To właśnie przyszło.

Sam zerknął na kopertę i zmarszczył czoło. Iona tymczasem zaczęła przeglądać magazyn. Natrafiła na artykuł o karmieniu koni, a jej wzrok przyciągnęła reklama, ukazująca Jessicę Jefferies i Taza, który demonstrował nową derkę znanego producenta sprzętu jeździeckiego. Od lektury tekstu o różnych rodzajach paszy oderwał ją głośny hałas. To Sam z impetem odstawił kubek na blat.

– No i stało się.

Dziewczynka podniosła wzrok. Jej zazwyczaj spokojny ojczym wydawał się zupełnie wytrącony z równowagi.

– Co takiego? – zapytała.

Przeczesał palcami włosy.

– To wiadomość od syna Penny – powiedział drżącym głosem. – Kestrel sprzedany!

– Sprzedany? – Po raz dwudziesty powtórzyła Sara. Siedziała przy stole z Samem, a Iona nerwowo kręciła się po kuchni, zapomniawszy o toście. – Wiem, że to nie nasza sprawa, i miałam świadomość, że ten dzień kiedyś nadejdzie, ale nie mogę sobie wyobrazić, że w rezydencji zamieszka ktoś inny.

– Tu jest to napisane czarno na białym. – Sam wskazał na list. – Wiadomo było, że dom nie pozostanie pusty na zawsze. Najważniejsze, że nasze gospodarstwo nie ucierpi; syn Penny jasno to zaznaczył. Klauzula w akcie własności oznacza, że możemy tu dalej mieszkać.

– Po prostu nie lubię zmian – powiedziała Sara.

– Wiem – odparł Sam. – Jestem pewien, że wkrótce poznamy nowych właścicieli. Nigdy nie wiadomo, może to początek czegoś wspaniałego.

Kiedy się uśmiechnął, Iona poczuła, że rosnące w niej napięcie ustępuje. Sam zawsze patrzył na sprawy racjonalnie. Jeśli on się nie martwi, to nie ma powodu, żeby ona się martwiła.

Następny dzień zapowiadał się pracowicie. Grupa kobiet po dwudziestce miała przyjechać na wieczór panieński. Oznaczało to, że będą potrzebne wszystkie konie do jazdy w terenie. Sara wymieniła kilka maili z organizatorką imprezy.

– Mam wrażenie, że to fajne dziewczyny – stwierdziła z entuzjazmem. – Wszystkie lubią konie. Planują galop wzdłuż plaży i dłuższą przejażdżkę z postojem w pubie.

W rezultacie Sara zarezerwowała dla nich całe popołudnie, zostawiając jedynie zamówienie od pewnej rodziny: mamy, taty i córki. Chcieli oni tylko przejechać się na plażę i z powrotem przed przybyciem grupy młodych kobiet.

Iona pieszo oprowadzała dziewczynę na lonży, słuchając jej paplaniny.

– Nie chciałam tu przyjeżdżać, ale mama się uparła – powiedziała tamta.

– Aha. Jeździłaś już kiedyś konno? – zapytała Iona.

– Nigdy. Zwykle spędzamy wakacje w przyczepie babci. – Skrzywiła się. – Zawsze chciałam pojechać do Disneylandu. Byłaś tam kiedyś?

Iona uśmiechnęła się, wyobrażając sobie mamę na kolejce górskiej.

– Nie – odrzekła. – Właściwie to nigdy nie wyjeżdżamy na dłużej. Ktoś musi zajmować się końmi.

Nie chciała przyznać, że nigdy nie była na wakacjach. Trochę ją to zawstydzało; dziewczynka była młodsza od niej o rok lub dwa.

– Mogę przyśpieszyć? – usłyszała.

Wzruszyła ramionami.

– Dobrze. Tylko trzymaj się mocno grzywy. To łagodny koń, ale kiedy kłusuje, bardzo podrzuca.

Dziewczynka piszczała z radości, a Iona biegła za koniem. Wszystkie ich kuce traktowały z wielką tolerancją początkujących jeźdźców. Sara każdego osobiście selekcjonowała według surowych kryteriów. Były z natury bardzo spokojne i doskonale nadawały się do jazd w terenie. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby któryś popełnił jakiś błąd.

– Wygląda to na świetną zabawę – stwierdziła mama dziewczynki. – Mogę i ja spróbować?

– Jest pani pewna? – spytała Sara.

– Tak. To będzie główna atrakcja mojego wyczekiwanego urlopu.

– Dobrze. Przebiegniemy kilka kroków na lonży. Proszę się mocno trzymać grzywy, unosić się i opadać zgodnie z rytmem kroków konia.

– Rozumiem – odparła kobieta pewnym głosem, ale nie przejechała nawet kilku metrów, kiedy nagle zsunęła się na bok i spadła z siodła, lądując bezwładnie na piaszczystej ścieżce.

Iona zamrugała z niedowierzaniem. Jak to się stało? Kuc nie potknął się ani nie spłoszył. Ta kobieta musiała być całkowicie pozbawiona poczucia równowagi.

Wyraźnie zaniepokojona Sara zatrzymała konia, a klientka wstała niezdarnie, wyginając nadgarstek i poruszając palcami dłoni.

– O nie! Jak to boli! – jęknęła.

– Po powrocie przyłożymy lód – powiedziała zdenerwowana Sara.

Prawie się nie zdarzało, żeby ktoś spadł z siodła podczas turystycznej przejażdżki. Po chwili zamieszania kobieta ponownie wsiadła na konia, ponieważ w drodze powrotnej do stajni trzeba było pokonać dość strome podejście. Wyglądała na całą i zdrową, co przyniosło Ionie ulgę. Trzymała wodze obiema rękami i cały czas rozmawiała. Iona nadal nie była pewna, jak doszło do upadku – Jenny, klacz, której dosiadała kobieta, była najspokojniejsza z całej grupy – ale uznała, że wszystko jest możliwe, zwłaszcza gdy ktoś nigdy wcześniej nie jeździł konno.

Iona wraz z nastolatką znajdowały się na końcu, kiedy grupka dotarła do podjazdu wiodącego do gospodarstwa.

– Ojej! Chciałam zrobić zdjęcie, ale mam wyczerpaną baterię w telefonie – zmartwiła się dziewczynka.

– Nie ma problemu – uspokoiła ją Iona. – Pstryknę fotki swoją komórką i ci prześlę. Przytrzymaj konia.

– Wielkie dzięki! – Dziewczynka patrzyła uszczęśliwiona, jak Iona robi zdjęcie za zdjęciem, a następnie przesyła je na jej numer.

– Dzięki! – powtórzyła z szerokim uśmiechem. – Bardzo mi się podobało. Chyba poproszę o lekcje jazdy konnej na prezent urodzinowy.

Sara zajęła się nadgarstkiem jej mamy, a kiedy rodzina odjechała, zwróciła się do Iony.

– Będą potrzebne wszystkie konie! – oznajmiła podekscytowana.

To było cudowne popołudnie. Wszystko wokół wydawało się złote: plaża, liście na drzewach i odległe wrzosowiska.

– Całe szczęście, że pogoda dopisuje – powiedziała Sara, krzątając się w pośpiechu.

Sam pomagał w przygotowaniu koni. Razem z Sarą stworzyli prawdziwie zgrany zespół; on naprawił walące się ogrodzenie, wymienił drzwi do stodoły i jeździł ich małym zielonym traktorem, dbając o utrzymanie pól. Iona nie mogła sobie wyobrazić, że kiedyś jego codziennym strojem był garnitur.

– Niedawno widziałem tu Oscara – wspomniał Sam, zaciskając popręg Mouse. – Jakieś nowe wieści dotyczące pomnika?

Sam często rozmawiał z Ioną o jej ojcu, chociaż należał do nielicznej grupki mieszkańców okolicy, którzy nigdy go nie poznali. Czasami wydawało się jej dziwne, że tylu ludzi pamięta jej tatę, podczas gdy ona nie zachowała o nim żadnych wspomnień.

– Właściwie nic nowego – odrzekła, zakładając siodło na Conkera, kolejnego kuca do jazdy w terenie. Wygładziła filcową podkładkę. – Wciąż odbywają się spotkania. Pewnie trudno zdecydować, co wybrać, ponieważ morze bardzo wiele dla niego znaczyło, ale… – zamilkła na chwilę i z wysiłkiem przełknęła ślinę – …ale konie również.

– Jeśli projekt będzie trafiony, od razu to poznasz – zapewnił Sam.

Przez kilka minut pracowali w milczeniu. Potem Sam cofnął się o krok, a na jego twarzy pojawił się wyraz dumy.

– Gotowe. Wspaniały widok, prawda? Wiem, że twoja mama jest bardzo zadowolona. Dotychczas nie mieliśmy tak dużego zamówienia.

Iona spojrzała w jego stronę. Osiodłane konie, z kantarami nałożonymi na ogłowia, stały spokojnie w szeregu przed stajnią. Każdy z nich był perfekcyjnie wypielęgnowany, kopyta miały lśniące, grzywy – starannie uczesane, a Sara nawet odnalazła różowy czaprak dla kuca, na którym miała jechać przyszła panna młoda. Grupa uczestniczek wieczoru panieńskiego powinna zjawić się lada chwila.

– Ależ to są emocje – rzekła Sara. – Nadchodzący ślub, całe to radosne zamieszanie. – Na krótką chwilę w jej oczach pojawił się smutek.

Iona pamiętała jej ślub z Samem w urzędzie stanu cywilnego w miasteczku. Mama miała na sobie znoszone dżinsy, a Sam – stare sztruksowe spodnie. Ślub z Leo i wesele w ogrodach posiadłości były o wiele bardziej uroczyste. Iona czasami przeglądała stare fotografie. Wśród gości znaleźli się Penny i wszyscy mieszkańcy wioski. Mama i tata, który był doskonałym jeźdźcem, do kościoła pojechali konno.

Minuty mijały, konie leniwie przestępowały z nogi na nogę i drzemały w słońcu. Jinks i Merry poszli w stronę łąki. Za nimi podążyły dwie małe, czarnonose owieczki, pobekując wesoło. Sara przeszła na drugą stronę dziedzińca, zauważając po drodze, że w dali nad morzem zbierają się czarne chmury.

– Trochę się spóźniają – zauważyła beztrosko. – Ale to nie szkodzi. Na pewno miały dziś bardzo pracowity dzień.

Iona poklepała Jinksa. Bardzo chciała, żeby grupa już się zjawiła.

– Zadzwonię do dziewczyny, z którą rozmawiałam – zadecydowała Sara, gdy minęło kilka następnych minut. – Może pomyliły drogę. – Wystukała numer i przyłożyła telefon do ucha, uśmiechając się do Iony. Po chwili na jej twarzy pojawił się wyraz powątpiewania. – Zaraz, zaraz – powiedziała trochę do siebie, trochę do córki. – Może pomyliłam którąś cyfrę.

Jeszcze raz wybrała numer i chwilę nasłuchiwała, wyraźnie zaniepokojona.

– To dziwne. Słyszę komunikat, że numer jest nieznany. Ale przecież z nią rozmawiałam! Dzwoniłam właśnie na ten numer!

– Dajmy im jeszcze trochę czasu – zaproponował rozsądnie Sam. – Jak sama mówiłaś, mogły się zgubić. Nie tak łatwo do nas dojechać.

Iona jednak czuła, że klientki nie przyjadą. Pół godziny zmieniło się w godzinę, potem w półtorej, aż w końcu Sara porzuciła nadzieję.

– Cóż, to by było na tyle – powiedziała zrezygnowana. – Chodźmy. – Gestem wskazała na kuce, które nadal spokojnie skubały siano zawieszone w siatkach. – Rozsiodłajmy je.

Iona dostrzegła rozpacz na twarzy mamy. Stracili dużą część przewidywanych dochodów. A następnego ranka nadszedł kolejny cios. Iona obudziła się wcześnie i usłyszała deszcz bębniący w szybę świetlika. Jej sypialnia znajdowała się na poddaszu, więc zazwyczaj rozciągał się z niej widok na posiadłość aż po samo morze. Dzisiaj jednak wszystko było zamazane. Deszcz już nadszedł. Mama powiedziałaby, że leje jak z cebra. Dziewczynka wciągnęła w płuca chłodne powietrze i ciężko westchnęła. Niechętnie odrzuciła kołdrę i wyjęła z szafy parę legginsów oraz wełniany sweter.

Sara już krzątała się po podwórzu. Jakkolwiek wcześnie Iona by wstała, mama zawsze była na nogach. Wyglądało na to, że tej nocy dużo nie spała. W kapturze na głowie roznosiła w czarnych plastikowych kubłach paszę na śniadanie, krążąc od stajni do stajni. Większość koni do jazdy w terenie dostawała trochę sieczki i kilka marchewek, starsze kuce karmiono lekkostrawną karmą z siemieniem lnianym i otrębami, a Jinks jadał specjalną mieszankę energetyczną.

– Poranna rezerwacja została odwołana. – Sara westchnęła, przygnębiona. – I od początku tygodnia nikt nie dzwonił. Właściwie to nikt nie dzwonił od kilku tygodni. Może wszyscy widzieli prognozę pogody.

Iona nie miała im tego za złe – pogoda naprawdę była okropna – ale po wczorajszej katastrofie brak zamówień to był następny cios. Cały dzień miał przynieść stratę, podobnie następny. Zbliżał się koniec ferii, a nie zapowiadało się na poprawę pogody. Przez resztę tygodnia Sara zorganizowała tylko jedną, zamówioną wcześniej jazdę dla jakiejś wytrwałej pary w nieprzemakalnych strojach, która wybrała się konno na plażę. Poza tym nikt nie dzwonił. Kalendarz świecił pustkami.

Późniejszym popołudniem tego samego dnia Iona zdjęła nieprzemakalną kurtkę i włożyła inną, która suszyła się przy kominku. Skrzywiła się, kiedy poczuła, że mankiety są nadal wilgotne. Przez ostatnie dni nic nie chciało wyschnąć do końca. Poczuła, że zbliża się powrót do szkoły, co było równie przygnębiające jak deszczowa pogoda. W ostatnim dniu ferii, w miejscu oddalonym o godzinę jazdy z Kestrel był zaplanowany trening ujeżdżania, ale dziewczynka nie śmiała zapytać mamy, czy mogłaby się zapisać w ostatniej chwili. Postawiła czajnik na kuchence, żeby dla rozgrzewki zaparzyć gorącą herbatę przed wieczornym obrządkiem stajni.

Przeglądając telefon, kliknęła profil April. To było niczym zadawana sobie samej tortura, ale nie potrafiła się powstrzymać.

Cześć wszystkim! W końcu mamy słońce. Mieliśmy dziś z Mambo świetną rozgrzewkę – nie możemy się doczekać jutrzejszych zawodów!

Fotografia przedstawiała artystyczne ujęcie April i Mambo wjeżdżających na piękną arenę, ozdobioną międzynarodowymi flagami. Jesienne słońce podkreślało kasztanowy połysk zadbanej sierści Mambo. April wyglądała elegancko w czarnym stroju i kasku ozdobionym kryształkami. Gdyby Iona była ostatnio na treningu, może zdołałaby stłumić trochę zazdrość, ale nie jeździła na Jinksie od czasu przejażdżki po plaży. Rozmiękłe od deszczu wrzosowiska oraz smagana porywistym wiatrem i strugami deszczu plaża nie motywowały do jazdy.

Iona zaniosła mamie herbatę i wróciła do swoich obowiązków. Miała nadzieję, że codzienne czyszczenie boksów, napełnianie siatek sianem i dolewanie wody do kubłów pozwoli jej oderwać myśli od rzeczywistości.

Kiedy przywiązywała siatkę z sianem dla Jinksa, kuc trącił ją nosem.

– Wiem, koniku, czuję się tak samo – wymamrotała. – Ale co możemy na to poradzić?

Po powrocie do domu Iona przekonała się, że może być jeszcze gorzej.

Mama siedziała przygarbiona przy kuchennym stole.

– Ciągle coś na nas spada – oznajmiła drżącym głosem. – Pamiętasz tę rodzinę z początku tygodnia? Byli tu tego dnia, kiedy nie pojawiła się grupa kobiet na wieczór panieński.

– Chodzi o tę kobietę, która spadła z siodła?

Sara wsparła głowę na dłoniach.

– Przecież nic jej się nie stało. Sprawdziłam to – powiedziała Sara dobitnie. – Teraz okazuje się jednak, że uszkodziła sobie nadgarstek. Jakieś skomplikowane zwichnięcie. Podobno nawet nie może utrzymać torby z zakupami. – Jęknęła. – Podaje nas do sądu.

– To jakaś bzdura! – zawołała Iona.

Sara tylko potrząsnęła głową.

– Musimy to potraktować poważnie. Twierdzi, że po upadku nie mogła dalej jechać, a my to zlekceważyliśmy. Mówi, że nasze konie są narowiste i nie nadają się do jazd w terenie.

Po kolacji Iona znów wyszła na dziedziniec i nagle coś sobie przypomniała. Wyjęła z kieszeni telefon. Tego dnia ona zajmowała się córką tej kobiety. Dziewczynce wyczerpała się bateria w telefonie, więc Iona zrobiła dla niej kilka zdjęć. Teraz przejrzała zawartość galerii, w nadziei, że ich nie wykasowała.

Po chwili wydała cichy okrzyk triumfu. Proszę! Na pierwszych dwóch zdjęciach w tle było widać rodziców dziewczynki. Ich sylwetki były trochę niewyraźne, ale to byli oni. Oboje na koniach, z uśmiechami na twarzy, a kobieta trzymała wodze obiema rękami.

– Mam to! – zawołała, pokazując telefon Jinksowi. Ten obwąchał go z zaciekawieniem. – Przecież to jest dowód, prawda?

Sara jednak wątpiła, czy tyle wystarczy.

– To już coś, ale czy potrafimy udowodnić, że zdjęcie zostało zrobione po upadku?

Iona zerknęła na telefon.

– Pewnie, że tak – oznajmiła. – Zobacz, wracamy już na dziedziniec, więc to musi być po upadku. Przecież zajmą się tym jacyś detektywi, prawda? Na pewno będą w stanie to potwierdzić.

Matka uśmiechnęła się do niej blado.

– Och, skarbie, to nie jest serial telewizyjny. Zdarzył się drobny wypadek, ale wystarczy, żeby… – Urwała. – Może mieć poważne konsekwencje. – Twarz jej posmutniała. – Brak nam wystarczających środków, żeby walczyć.

Iona nie była pewna, czy mama mówi do niej, czy do siebie.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij