Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Konrad Wallenrod - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 stycznia 2018
E-book: EPUB,
0,77 zł
Audiobook
9,90 zł
0,77
77 pkt
punktów Virtualo

Konrad Wallenrod - ebook

Wydany: 1828 r.
Rodzaj literacki: Epika
Gatunek: Powieść poetycka
Epoka literacka: Romantyzm

Wydano na licencji ZAiKS

Powieść poetycka Adama Mickiewicza powstała podczas zesłania do Rosji. Dokładny czas tworzenia utworu przez Mickiewicza nie jest znany, ale przypuszcza się, że było to między 1825 a 1828 rokiem. Pierwsze wydanie ukazało się w 1828 roku.

Kategoria: Liceum
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-5429-0
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Sto lat mijało, jak zakon krzyżowy

We krwi pogaństwa północnego brodził;

Już Prusak szyję uchylił w okowy

Lub ziemię oddał, a z duszą uchodził;

Niemiec za zbiegiem rozpuścił gonitwy,

Więził, mordował, aż do granic Litwy.

Niemen rozdziela Litwinów od wrogów:

Po jednej stronie błyszczą świątyń szczyty

I szumią lasy, pomieszkania bogów;

Po drugiej stronie, na pagórku wbity

Krzyż, godło Niemców, czoło kryje w niebie,

Groźne ku Litwie wyciąga ramiona,

Jak gdyby wszystkie ziemie Palemona

Chciał z góry objąć i garnąć pod siebie.

Z tej strony tłumy litewskiej młodzieży,

W kołpakach rysich, w niedźwiedziej odzieży,

Z łukiem na plecach, z dłonią pełną grotów,

Snują się, śledząc niemieckich obrotów.

Po drugiej stronie, w szyszaku i zbroi,

Niemiec na koniu nieruchomy stoi;

Oczy utkwiwszy w nieprzyjaciół szaniec,

Nabija strzelbę i liczy różaniec.

I ci, i owi pilnują przeprawy.

Tak Niemen, dawniej sławny z gościnności,

Łączący bratnich narodów dzierżawy,

Już teraz dla nich był progiem wieczności;

I nikt, bez straty życia lub swobody,

Nie mógł przestąpić zakazanej wody.

Tylko gałązka litewskiego chmielu,

Wdziękami pruskiej topoli nęcona,

Pnąc się po wierzbach i po wodnym zielu,

Śmiałe, jak dawniej, wyciąga ramiona

I rzekę kraśnym przeskakując wiankiem,

Na obcym brzegu łączy się z kochankiem.

Tylko słowiki kowieńskiej dąbrowy,

Z bracią swoimi zapuszczańskiej góry,

Wiodą, jak dawniej, litewskie rozmowy,

Lub, swobodnymi wymknąwszy się pióry,

Latają w gości na spólne ostrowy.

A ludzie? – ludzi rozdzieliły boje!

Dawna Prusaków i Litwy zażyłość

Poszła w niepamięć: tylko czasem miłość

I ludzi zbliża… Znałem ludzi dwoje.

O Niemnie! Wkrótce runą do twych brodów

Śmierć i pożogę niosące szeregi;

I twoje dotąd szanowane brzegi

Topor z zielonych ogołoci wianków,

Huk dział wystraszy słowiki z ogrodów;

Co przyrodzenia związał łańcuch złoty,

Wszystko rozerwie nienawiść narodów;

Wszystko rozerwie… Lecz serca kochanków

Złączą się znowu w pieśniach wajdeloty.Obiór

Z Maryjenburskiej wieży zadzwoniono,

Działa zagrzmiały, w bębny uderzono:

Dzień uroczysty w Krzyżowym Zakonie.

Zewsząd komtury do stolicy śpieszą.

Kędy zebrani w kapituły gronie,

Wezwawszy Ducha Świętego uradzą,

Na czyich piersiach wielki krzyż zawieszą

I w czyje ręce wielki miecz oddadzą.

Na radach spłynął dzień jeden i drugi,

Bo wielu mężów staje do zawodu;

A wszyscy równie wysokiego rodu,

I wszystkich równe w Zakonie zasługi;

Dotąd powszechna między bracią zgoda

Nad wszystkich wyżej stawi Wallenroda.

On cudzoziemiec, w Prusach nieznajomy,

Sławą napełnił zagraniczne domy:

Czy Maurów ścigał na kastylskich górach,

Czy Ottomana przez morskie odmęty,

W bitwach na czele, pierwszy był na murach,

Pierwszy zahaczał pohańców okręty;

I na turniejach, skoro wstąpił w szranki,

Jeżeli raczył przyłbicę odsłonić,

Nikt się nie ważył na ostre z nim gonić,

Pierwsze mu zgodnie ustępując wianki.

Nie tylko między krzyżowymi roty

Wsławił orężem młodociane lata,

Zdobią go wielkie chrześcijańskie cnoty:

Ubóstwo, skromność i pogarda świata.

Konrad nie słynął w przydwornym nacisku

Gładkością mowy, składnością ukłonów;

Ani swej broni dla podłego zysku

Nie przedał w służbę niezgodnych baronów.

Klasztornym murom wiek poświęcił młody;

Wzgardził oklaski i górne urzędy;

Nawet zacniejsze i słodsze nagrody,

Minstrelów hymny i piękności względy

Nie przemawiały do zimnego ducha.

Wallenrod pochwał obojętnie słucha,

Na kraśne lica pogląda z daleka,

Od czarującej rozmowy ucieka.

Czy był nieczułym, dumnym z przyrodzenia,

Czy stał się z wiekiem – bo choć jeszcze młody,

Już włos miał siwy i zwiędłe jagody,

Napiętnowane starością cierpienia –

Trudno odgadnąć. Zdarzały się chwile,

W których zabawy młodzieży podzielał,

Nawet niewieścich gwarów słuchał mile,

Na żarty dworzan żartami odstrzelał

I sypał damom grzecznych słówek krocie,

Z zimnym uśmiechem, jak dzieciom łakocie:

Były to rzadkie chwile zapomnienia…

I wkrótce lada słówko obojętne,

Które dla drugich nie miało znaczenia,

W nim obudzało wzruszenia namiętne;

Słowa: ojczyzna, powinność, kochanka,

O krucyjatach i o Litwie wzmianka,

Nagle wesołość Wallenroda truły;

Słysząc je, znowu odwracał oblicze,

Znowu na wszystko stawał się nieczuły

I pogrążał się w dumy tajemnicze.

Może, wspomniawszy świętość powołania,

Sam sobie ziemskich słodyczy zabrania.

Jedne znał tylko przyjaźni słodycze,

Jednego tylko wybrał przyjaciela,

Świętego cnotą i pobożnym stanem:

Był to mnich siwy, zwano go Halbanem.

On Wallenroda samotność podziela;

On był i duszy jego spowiednikiem,

On był i serca jego powiernikiem.

Szczęśliwa przyjaźń! Świętym jest na ziemi,

Kto umiał przyjaźń zabrać ze świętemi.

Tak naczelnicy zakonnej obrady

Rozpamiętują Konrada przymioty.

Ale miał wadę – bo któż jest bez wady?

Konrad światowej nie lubił pustoty,

Konrad pijanej nie dzielił biesiady.

Wszakże, zamknięty w samotnym pokoju,

Gdy go dręczyły nudy lub zgryzoty,

Szukał pociechy w gorącym napoju;

I wtenczas zdał się wdziewać postać nową,

Wtenczas twarz jego, bladą i surową,

Jakiś rumieniec chorowity krasił:

I wielkie, niegdyś błękitne źrenice,

Które czas nieco skaził i przygasił,

Ciskały dawnych ogniów błyskawice.

Z piersi żałosne westchnienie ucieka

I łzą perłową nabrzmiewa powieka,

Dłoń lutni szuka, usta pieśni leją,

Pieśni nucone cudzoziemską mową,

Lecz je słuchaczów serca rozumieją:

Dosyć usłyszeć muzykę grobową,

Dosyć uważać na śpiewaka postać.

W licach pamięci widać natężenie,

Brwi podniesione, pochyłe wejrzenie

Chcące z głębiny ziemnej coś wydostać:

Jakiż być może pieśni jego wątek?

Zapewne myślą w obłędnych pogoniach,

Ściga swą młodość na przeszłości toniach…

Gdzież dusza jego? – W krainie pamiątek.

Lecz nigdy ręka, w muzycznym zapędzie,

Z lutni weselszych tonów nie dobędzie;

I lica jego niewinnych uśmiechów

Zdają się lękać, jak śmiertelnych grzechów.

Wszystkie uderza struny po kolei,

Prócz jednej struny – prócz struny wesela.

Wszystkie uczucia słuchacz z nim podziela,

Oprócz jednego uczucia – nadziei.

Nieraz go bracia zeszli niespodzianie

I nadzwyczajnej dziwili się zmianie:

Konrad, zbudzony, zżymał się i gniewał,

Porzucał lutnię i pieśni nie śpiewał;

Wymawiał głośno bezbożne wyrazy,

Coś Halbanowi szeptał po kryjomu,

Krzyczał na wojska, wydawał rozkazy,

Straszliwie groził, nie wiadomo komu.

Trwożą się bracia… Stary Halban siada

I wzrok zatapia w oblicze Konrada,

Wzrok przenikliwy, chłodny i surowy,

Pełen jakowejś tajemnej wymowy.

Czy coś wspomina, czyli coś doradza,

Czy trwogę w sercu Wallenroda budzi:

Zaraz mu chmurne czoło wypogadza,

Oczy przygaszą i oblicze studzi.

Tak na igrzysku, kiedy lwów dozorca,

Sprosiwszy pany, damy, i rycerze,

Rozłamie kratę żelaznego dworca,

Da hasło trąbą: wtem królewskie zwierzę

Grzmi z głębi piersi, strach na widzów pada;

Jeden dozorca kroku nie poruszy,

Spokojnie ręce na piersiach zakłada,

I lwa potężnie uderzy – oczyma;

Tym nieśmiertelnej talizmanem duszy

Moc bezrozumną na uwięzi trzyma.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij