Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Konsekwencje pragnień. Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 września 2022
Ebook
39,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Konsekwencje pragnień. Tom 3 - ebook

Kolejna część bestsellerowej serii „Konsekwencje”!

Związek Claire i Anthony’ego pełen jest pasji i namiętności, choć na każdym kroku muszą walczyć o siebie, a nawet ze sobą. Uciekając przed niebezpieczeństwami znajdują azyl na bezludnej wyspie. Przynajmniej do czasu...

Czy tym razem przetrwają próbę, w której stawką jest ich własne życie?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7498-4
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zło, którego jesteś autorem, w ostatecznym rozrachunku okaże się destrukcyjne. Nie da się uciec przed konsekwencjami swoich czynów.

Leon Brown

Rozdział 1

Lato 2016

Kobieta stała w milczeniu, kryjąc się w cieniu wysokich drzew. Charakterystyczny dla stanu Iowa wiatr poruszał liśćmi nad jej głową. Zafascynowana obserwowała biegające po placu zabaw dzieci. Sporo maluchów ścigało się ze sobą na drabinkach i rampach, ona jednak skupiała się na ślicznej, ciemnowłosej dziewczynce i jasnowłosym chłopcu, bawiących się w piaskownicy. Wiele razy miała już okazję je widzieć, zawsze z daleka. Wiedziała, że chłopczyk niedługo skończy dwa latka, a dziewczynka jest od niego pół roku starsza. Wyprostowała się i postanowiła, że dzisiaj w końcu stawi czoło barierze dzielącej ją od celu i przedstawi swoją prośbę.

Dzieci nie wiedziały, kim ona jest ani dlaczego się tutaj zjawiła. Pewne za to było, że kobieta o sokolim wzroku matki i ciotki, obserwująca każdy ruch swoich podopiecznych, nie tylko ją rozpozna, ale także każe jej odejść, a może nawet wezwie policję.

Meredith Banks, autorka z list bestsellerów „New York Timesa”, odetchnęła głęboko, po czym wyszła z kamuflującego jej obecność cienia. Denerwowała się. To nie będzie proste. Emily Vandersol w przeszłości jasno dała do zrozumienia, że nie życzy sobie, aby dzieci stały się częścią tego medialnego cyrku – zdążył on już bowiem ujawnić zbyt wiele rodzinnych sekretów, które dla dobra dzieci lepiej, aby w ogóle nie ujrzały światła dziennego.

Kiedy Meredith zbliżyła się do parkowej ławki, zatrzymał się na niej czujny wzrok Emily. Ich spojrzenia się skrzyżowały. Nim Emily zdążyła zaprotestować, Meredith dotknęła jej ramienia.

– Proszę mnie wysłuchać. Proszę… niech mi pani pozwoli dokończyć ich historię.

W zielonych oczach Emily płonęły emocje. Wyprostowała się i cicho, celowo ostrym tonem odpowiedziała:

– Nie wolno pani przebywać tak blisko mnie ani jej. Mam nakaz sądowy zaadresowany do wszystkich przedstawicieli prasy.

– Wiem, ale nie jestem tylko dziennikarką – podkreśliła Meredith. Jestem przyjaciółką Claire. Byłam – poprawiła się. – Proszę, chcę, aby świat poznał dalszy ciąg ich historii.

Emily nachyliła się ku niej, a kiedy się odezwała, w jej głosie słychać było jeszcze większe wzburzenie.

– Nie uważa pani, że już wystarczająco wiele opowiedziała? Pewnego dnia będę musiała wyjaśnić jej pani książkę. Nie uważa pani, że wyrządziła już dostatecznie dużo szkód? A może chodzi pani po prostu o pieniądze. Jestem przekonana, że ujawnienie kolejnych prywatnych informacji świetnie by się sprzedawało.

Meredith nie podobał się ton Emily. I choć wiedziała, że na niego zasłużyła, nie zamierzała pozwolić na to, aby ją powstrzymał. Zresztą już sama rozmowa z siostrą Claire to więcej, niż dotąd udało jej się osiągnąć.

– Proszę mi uwierzyć, że nie chodzi mi o wskaźniki sprzedaży. To Claire przyszła do mnie ze swoją historią. Zawarłyśmy umowę i wywiązałam się ze swoich zobowiązań. Nie wypieram się tego, że dzięki jej historii zarobiłam krocie. Co chce pani usłyszeć? Że cały dochód z dalszej części historii przekażę Nichol? Chętnie bym to zrobiła, ale obie wiemy, że czego, jak czego, ale pieniędzy to jej nie brakuje.

Do Emily podbiegła ciemnowłosa dziewczynka. Niezrażona widokiem nieznajomej osoby zawołała:

– Mamo. – Pokręciła głową i poprawiła się: – To znaczy ciociu Em, Mikey nie chce się dzielić. Chcę swoją…

Meredith wpatrywała się w nią jak urzeczona. Nichol była uczesana w warkoczyki, które podskakiwały, kiedy biegła. Miała jasną cerę, zaróżowione od słońca policzki i błyszczące brązowe oczy. Dziennikarka rozpoznała poważne spojrzenie dziewczynki, które odziedziczyła po rodzicach. Z kolei determinację w głosie miała niewątpliwie po ojcu.

Jeszcze nigdy Meredith nie była tak blisko dziecka Anthony’ego i Claire. Tak bardzo pragnęła wziąć małą w ramiona i mocno przytulić – zrobić wszystko, aby córeczce przyjaciółki żyło się lepiej.

Podczas gdy Emily wyjaśniała drobne nieporozumienie między dziećmi, Meredith myślała o wydarzeniach, które doprowadziły do obecnej sytuacji i na zawsze zmieniły życie małej Nichol. Wspominała dawną Claire Nichols, beztroską dziewczynę, która opuszczała czasem zajęcia w Valparaiso, żeby spędzić dzień na Wrigley Field. Wspominała kobietę, która opisała potworne szczegóły jej życia, jakiego nie chciała ani na jakie nie zasłużyła. Przypomniała sobie także ich ostatnie spotkanie, od którego minęły prawie trzy lata.

To Claire je zainicjowała. Chciała porozmawiać o pierwszej książce Meredith, która ukazała się pod tytułem _Moje życie bez maski pozorów_. Pragnęła nie dopuścić do publikacji.

Meredith przypomniał się wyraz twarzy Claire: nareszcie szczęśliwej i bez wątpienia zakochanej. Podczas ich wspólnego lunchu w Chicago wyznała, że zmieniła zdanie i że jest w ciąży. Ze strony Claire był to przejaw ogromnego zaufania, gdyż informacja o jej odmiennym stanie nie została jeszcze podana do publicznej wiadomości. Z całą pewnością byłby to łakomy kąsek dla prasy, Meredith nie zamierzała jednak dopuścić do wycieku informacji. Już raz zrobiła przyjaciółce coś takiego, a reperkusje tego czynu będą ją dręczyć do końca życia.

Niestety nie miała już wpływu na proces publikacji książki. Razem z konkretnymi instrukcjami znajdowała się ona w rękach wydawcy. Claire była gotowa zaoferować dowolną kwotę za to, aby ich historia nigdy nie ujrzała światła dziennego. Nie chciała dopuścić do tego, żeby ich dziecko pewnego dnia poznało prawdę związaną z poznaniem się jego rodziców.

Meredith obiecała jej, że się postara. I dotrzymała słowa.

A potem, niecały miesiąc później, Claire zniknęła, przez co zaczął obowiązywać fragment zawartej przez nie umowy mówiący o publikacji książki. Wysiłki Meredith oraz prawników Rawlingsa nie były w stanie nie dopuścić do jej wydania. A kiedy _Moje życie bez maski pozorów_ pojawiło się w księgarniach, natychmiast trafiło na listę bestsellerów.

Meredith miała nadzieję, że jeśli opowie światu resztę historii Claire i Tony’ego, ich córka pewnego dnia może wszystko zrozumie.

Głos Emily przywołał ją do teraźniejszości.

– Odpowiedź brzmi „nie”, a jeśli ujawni pani jakiekolwiek informacje na temat Nichol, mój mąż pomoże doprowadzić do pani aresztowania.

– Nie zjawiłam się tutaj po to, aby zdemaskować Nichol – podkreśliła Meredith. – Chcę porozmawiać z Claire. Od pracowników ośrodka Everwood dowiedziałam się, że wszyscy goście muszą uzyskać pani akceptację. Proszę więc o nią.

Emily się wyprostowała.

– Pani Banks, nie jestem pewna, której części tej rozmowy pani nie słyszy albo nie rozumie, ale odpowiedź brzmi „nie”. – Nim Meredith zdążyła cokolwiek powiedzieć, Emily kontynuowała: – Poza tym nic by pani z takiego spotkania nie wyniosła. Claire nie jest w stanie opowiedzieć swojej historii, nie jest w stanie odpowiadać na pytania.

– Wobec tego proszę pozwolić mi z nią porozmawiać.

– Nie rozumie pani? Ona nie rozmawia z nikim.

– Personel nie powiedział, że jej stan wyklucza gości, ale że to pani nie wyraża na to zgody.

– Pani Banks, jeśli przeczytam o tym w oświadczeniu prasowym, osobiście dobiorę się pani do skóry. Zrozumiano?

Meredith kiwnęła głową i rzekła:

– Chcę pomóc Claire, naprawdę. Chcę ujawnić prawdę, tak żeby świat się dowiedział, co się wydarzyło.

– Mówię to tylko dlatego, że moja siostra uważała panią za przyjaciółkę – ciągnęła Emily. – Część lekarzy określa jej stan mianem zaburzeń psychotycznych wywołanych stresem natury fizycznej i psychicznej. Inni twierdzą, że to rezultat kilku urazów głowy. – Pokręciła głową i dodała: – Claire nie rozmawiała z nikim od ponad dwóch lat!

Meredith zakręciło się w głowie. Wiedziała o uznaniu niepoczytalności. Znała całą historię i czytała o tym, co się wydarzyło. To prawda, jeśli ktoś miał prawo być niepoczytalnym, to na pewno Claire, ale wcześniej Meredith nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji.

– Co to znaczy? – Zniżyła głos. – Claire nie może mówić?

– Niezupełnie. Mówi. Czasem prowadzi rozmowy, tyle że nie z osobą, która jej akurat towarzyszy. Nie wie, gdzie się znajduje ani nawet tego, że ma dziecko. Czasami sama jest dzieckiem, czasami jest z nim. Tak naprawdę trudno określić, co w danej chwili sobie myśli.

– Kiedy więc Nichol nazwała panią mamą…

– Nichol wie, że jestem jej ciotką – przerwała Emily. – Czasami jednak, kiedy Michael mówi na mnie mama, zapomina o tym.

– Może mogłabym pomóc? Może moja rozmowa z Claire pomogłaby jej w powrocie do rzeczywistości.

Po policzku obserwującej dzieci Emily spłynęła łza.

– Gdybym uważała, że istnieje taka szansa, od razu pozwoliłabym pani na spotkanie z moją siostrą, ale skoro ci, co ją odwiedzają, nie są w stanie do niej dotrzeć, skoro nie potrafi tego nawet Nichol… – Wyprostowała się i ton jej głosu stał się twardszy. – Nie. I proszę nie przychodzić i nie pytać o to ponownie.

– A co z panem Rawlingsem?

Emily odwróciła się gwałtownie w stronę Meredith i warknęła:

– Nie ma go i nie pozwolę, aby ktokolwiek wypowiadał jego imię przy Claire czy Nichol. Jego rządy terroru w mojej rodzinie dobiegły końca!

– Ale pewnego dnia…

Emily wstała.

– Do widzenia, pani Banks. Zabieram moje dzieci do domu. Jeśli jeszcze raz panią zobaczę albo przeczytam gdziekolwiek o tym, o czym rozmawiałyśmy, nie tylko wniosę oskarżenie, ale także nie spocznę, dopóki nie trafi pani za kratki. Żegnam.

Meredith kiwnęła głową, po czym nie ruszając się z ławki, obserwowała, jak Emily bierze Michaela na ręce i wyciąga dłoń do Nichol, a potem nie odwracając się, oddala się razem z nimi.

To było oczywiste, że Emily kocha i troszczy się o oboje dzieci, niemniej jednak Meredith kwestionowała położenie, w jakim się znalazła Nichol. Jeśli istniejący stan rzeczy zostanie utrzymany, możliwe, że dziewczynka nigdy nie pozna prawdy o swoich rodzicach.

Nasłuchując delikatnego szeptu wiatru, pomknęła myślami ku swoim dzieciom, nie potrafiła sobie wyobrazić życia bez nich. Cóż za pustka i poczucie straty musiały dręczyć jej przyjaciółkę ze studiów. Z jej życia zniknęli wszyscy i wszystko, co się dla niej liczyło. Po policzkach Meredith popłynęły łzy.

Czytała doniesienia prasowe i miała pewność, że kryje się za tym historia, którą trzeba opowiedzieć. Nie zależało jej na pieniądzach ani sławie. Cofnęła się myślami do złożonego przed laty przyrzeczenia. Ona i Claire przyrzekły sobie siostrzane oddanie. Nie była to więź krwi, jaka łączyła Claire z Emily – to było coś więcej: zobowiązanie. Meredith nie zamierzała dopuścić do tego, aby jej siostra pozostała zagubiona już na zawsze. Już ona znajdzie jakiś sposób na to, aby poznać prawdę.

Przypomniał jej się tamten dzień, kilka lat temu, kiedy spotkała się z Claire w San Diego. Podczas ich rozmowy Meredith zapewniła przyjaciółkę, że pragnie opowiedzieć światu prawdę, bez względu na konsekwencje. Niewykluczone, że Emily podejmie kroki prawne. Kiedy jednak Meredith obserwowała, jak mała rodzina znika za wzgórzem, gdzie znajdował się parking, dotarło do niej, że decyzja została już podjęta. Jeśli zdrowie psychiczne Claire i spokój Nichol będą skutkować aresztowaniem – trudno. Wolała zostać skazana za to, że zachowała się jak prawdziwa siostra, niż pozwolić, aby ta śliczna dziewczynka żyła w nieświadomości.

Everwood, prywatny ośrodek dla osób z zaburzeniami psychicznymi, okazał się równie piękny jak na zamieszczonych na stronie internetowej zdjęciach. W tym ekskluzywnym centrum leczono wyłącznie kobiety. Usytuowane na uboczu, niedaleko od Cedar Rapids, zajmowało obszar o powierzchni czterdziestu ośmiu akrów, z mnóstwem ścieżek i szlaków przyrodniczych – co dla Claire było idealne.

Meredith wiedziała, że początkowo Claire trafiła do tego typu ośrodka, gdyż stanowiło to warunek uznania wniosku o niepoczytalność. Umieszczono ją wtedy w ośrodku państwowym. Nie minęło wiele czasu, a została przeniesiona do renomowanej placówki prywatnej, gdzie mogła liczyć na doskonałą ochronę, zachowanie poufności i cieszący się szacunkiem personel.

Jako krewna i jednocześnie pełnomocniczka, Emily Vandersol miała pełną władzę nad leczeniem siostry. Bez jej pozwolenia Meredith nie wolno było się spotkać z Claire w pomieszczeniach przeznaczonych na odwiedziny, nie wspominając o jej prywatnym pokoju, dlatego też musiała obmyślić plan. Zawsze marzyła o dziennikarstwie śledczym – teraz nadszedł jej czas.

Pieniądze, które zarobiła na sprzedaży książki, zapewniły jej dzieciom najlepsze możliwe wykształcenie. Obecnie uczęszczały do renomowanej szkoły z internatem na Wschodnim Wybrzeżu. Choć Meredith cierpiała, że dzieli ich tak duża odległość, miała dzięki temu czas na to, aby poświęcić się poznaniu historii Claire.

Jej plan nie należał do skomplikowanych. Skoro nie mogła się spotkać z Claire jako gość, postanowiła, że najmie się do pracy w ośrodku. Nie miała uprawnień, aby się ubiegać o posadę terapeuty czy lekarza, ale tak się szczęśliwie złożyło, że szukano osób do pracy w kuchni.

Dzięki odpowiedniej kwocie i kontaktowi z podejrzanym źródłem Meredith znalazła się w posiadaniu fałszywego dowodu osobistego i dającej się zweryfikować historii zatrudnienia. Nie miała pewności, czy będzie pamiętać o tym, aby reagować na inne nazwisko, dlatego zdecydowała się na bardzo rzadko przez nią używane nazwisko męża. Jedną rozmowę i łzawą historyjkę później Meredith Russel została zatrudniona przez Centrum Behawioralne Everwood. Kiedy przeglądała się w lustrze, poprawiając biały, stołówkowy uniform, uśmiechnęła się z lekkim sarkazmem i pomyślała: „Oto spełnienie moich życiowych ambicji – praca za płacę minimalną”.

Przez kilka pierwszych dni w nowej pracy robiła tylko rozeznanie. Musiała poznać topografię terenu oraz punkty wejścia i wyjścia z Everwood. Niemal od razu dowiedziała się, że jej przyjaciółka przebywa tu jako Claire Nichols. Nie brała udziału w zajęciach i terapiach grupowych ani nie spożywała posiłków na stołówce. Zanoszono je do jej pokoju i w komputerze widniała informacja, że czasem potrzebna była pomoc w jedzeniu.

Pani Nichols czasami wychodziła na zewnątrz w towarzystwie swojej terapeutki, innego pracownika ośrodka lub osoby odwiedzającej. Kiedy Meredith zobaczyła ją po raz pierwszy, wracała właśnie z takiego spaceru…

*

Claire uwielbiała przebywać na łonie natury. Zawsze tak było – wiatr na twarzy, zapach świeżo skoszonej trawy czy dopiero co opadłe liście wywoływały w niej ciepłe uczucia. Czuła, że w jakiś sposób łączy się to z jej przeszłością. Nie wiedziała jednak dlaczego, nie pamiętała żadnego imienia ani twarzy, ale coś mającego związek z przyrodą zapewniało jej poczucie bezpieczeństwa. Kiedy wyprowadzano ją na zewnątrz, zamykała oczy, pragnąc widzieć świat zupełnie na nowo. Często pojawiały się przebłyski przedstawiające mężczyznę w uniformie. Claire zakładała, że te doznania oraz to, że czuła się bezpieczna, także mają związek z jej dawnym życiem. Założenia były o wiele prostsze niż pytania.

Nie pytała o nic. Rozumiała, że ze świeżego powietrza czy słońca, które muskało jej skórę, może korzystać tylko wtedy, kiedy ktoś jest z nią. Nie zawsze znała towarzyszącą jej osobę, wiedziała jednak, że wyjście z budynku w pojedynkę jest wbrew zasadom. Jeśli zaś chodzi o zasady i ich przestrzeganie – och, o tym akurat miała szeroką wiedzę. To prawda, że w przeszłości zdarzały jej się potknięcia: dokonywała błędnej oceny sytuacji albo podejmowała niewłaściwe decyzje, które miały nieprzyjemne następstwa. Tego właśnie nauczył ją Tony: każde zachowanie ma swoje konsekwencje.

Claire wolała te pozytywne. Owszem, nie raz i nie dwa go rozczarowała. Każdego mijającego dnia przyrzekała sobie, że już go nigdy więcej nie zawiedzie. Nie była pewna, czy po tym, co zrobiła, ma to jeszcze znaczenie, niemniej to jedyne, co jej pozostało i nie zamierzała stać się przyczyną rozczarowania.

Co jakiś czas pojawiali się tutaj ludzie z innymi twarzami i innymi głosami. Ich słowa nie były prawdziwe, tak samo jak przynoszone przez nich jedzenie. Och, wyglądało na autentyczne, rejestrowała nawet jego zapach, jednak gdyby było prawdziwe, ona poczułaby głód. A najczęściej tak się nie działo.

Pomagano jej brać prysznic, ubierać się i czesać. Początkowo walczyła z ludźmi, którzy się nią opiekowali, w końcu jednak zaakceptowała ich pomoc. Na swój sposób miało to na nią kojący wpływ. Nauczono ją przecież, jak ważne jest zachowywanie pozorów, a ponieważ czynności dnia codziennego okazywały się dla niej zbyt obciążające, te anonimowe ręce pomagały spełniać jej obowiązki.

Za nic na świecie nie chciała rozczarować Tony’ego. Zdarzało się, że jej ciałem wstrząsał szloch. Bądź co bądź musiała żyć ze świadomością tego, co zrobiła. Z całą pewnością go rozczarowała. No bo jaki był inny powód tego, że nie ujawniał swojej obecności? Czasem jej mówiono, że zniknął. Już ona swoje wiedziała.

Była pewna, że to nieprawda. Nawet jeśli ci pozbawieni twarzy ludzie nie widzieli go ani nie słyszeli, on tam był. Kiedy do niej przychodził, potrafiła spokojnie spać i śnić. Żyła dla jego dotyku, uśmierzającego ten obezwładniający ból, który wypełniał jej pustą egzystencję. Owszem, dawniej w ich wspólnym życiu cierpienie też było obecne, ale nieporównywalnie mniejsze niż to, które odczuwała, nie wiedząc, kiedy Tony wróci. Dlatego też gdy byli razem, chowała je do odpowiedniej szuflady. Będąc z nim, nie pokazywała mu swego smutku – pozostawał jej własnym skrywanym cierpieniem. Po tym, co zrobiła, zasługiwała na niego.

Claire pamiętała każde słowo wypowiedziane przez Tony’ego. Powiedział, że propozycja umieszczenia jej w zakładzie psychiatrycznym ma ją chronić. Teraz – bez względu na to, czy zasłużyła na pobyt w tym miejscu, czy nie – była chroniona.

Czasami ludzie zadawali jej pytania. Przy każdej takiej okazji w jej głowie rozbrzmiewał jego głos: „Ujawnianie informacji prywatnych nadal jest zabronione…”.

Nie kwestionowała już tego, co stanowi informacje prywatne. Nie opowie o niczym – i nieważne, czy w grę wchodziły jej wspomnienia, ich wspólne przeżycia czy też to, co miała ochotę zjeść na obiad. Chcąc nie dopuścić do wyjawienia tego, czego nie powinna, Claire wybrała milczenie. Wraz z upływem czasu kosztowało ją to coraz mniej wysiłku. Słowa wypowiadane przez pozbawionych twarzy ludzi rzadko przebijały się przez bańkę, którą się otoczyła.

Bywało, że towarzyszącym jej osobom bez żadnego ostrzeżenia zmieniały się oblicza, a wtedy nie pamiętała o złożonej sobie obietnicy milczenia i odzywała się. Bo przecież ujrzenie dawno niewidzianych przyjaciół było czymś ekscytującym. Ale kiedy ich twarze znikały, szybko o nich zapominała. Przez większość czasu nie miało to żadnego znaczenia. Bez względu na to, czy byli prawdziwi, czy wyimaginowani, ci ludzie rzadko rozumieli, o czym ona mówi. Zawsze, kiedy tak się działo, Claire przypominało się jej nieposłuszeństwo. Dojmujące uczucie wstydu mocno nią wstrząsało, a to według głosów stanowiło zagrożenie dla jej zdrowia.

Nie była w stanie kontrolować tego wewnętrznego poruszenia. Pragnęła przestać, pragnęła poprawnie się zachowywać, ale czasami nie potrafiła zmusić ciała do tego, aby zachowywało się zgodnie z jej wolą. I wtedy ci pozbawieni twarzy ludzie ją wiązali. Tak wiele obrazów pojawiało się w jej głowie. Nie znosiła, kiedy ją krępowano. Słyszała głosy, które mówiły, że to dla jej dobra, że ograniczają jej ruchy po to, aby nie zrobiła sobie krzywdy. Claire i tak się wyrywała. No bo przecież nigdy nikogo nie skrzywdziła. A nie, chwileczkę, jednak wyrządziła komuś krzywdę.

Zostało to udokumentowane, więc lepiej, żeby chroniono ją przed nią samą. A potem, kiedy wszystko wydawało się stracone, kiedy najmniej się tego spodziewała, pojawiało się uczucie ulgi.

Claire słyszała jego głos.

Nie była w stanie przewidzieć, kiedy to się stanie. Nie umiała przywołać go ani zachętą, ani błaganiem. Nie, Tony pojawiał się wtedy, gdy on miał na to ochotę. Czasem wypowiadał szeptem słowo, czasami decydował się na długą przemowę. Żadne lekarstwo nie potrafiło przynieść jej ukojenia tak, jak ten głęboki baryton.

Po tym, jak Claire trafiła do Everwood, twarze i ręce zaprowadziły ją do ogrodu. Wkładały jej w dłonie narzędzia, ale ona ich nie chwytała. Nie umiała. Sprawiało jej to zbyt duży ból, bo przypominało o ogrodzie w posiadłości albo tym w raju. Z czasem twarze dały za wygraną. Tak przynajmniej uznała Claire. Nie pytała je o to. Bez względu na powód już jej nie namawiały.

Niekiedy próbowała przypomnieć sobie swoje dawne życie, lecz nie była w stanie. Wszystko zlewało się w jedną szarość, ciemność stawała się jasnością, jasność ciemnością, a ona znajdowała się gdzieś pomiędzy. Dawno temu świat, który ją otaczał, był kolorowy, a potem wygrała szarzyzna i całe jej życie zniknęło.

Wysiłki Claire zmierzające do powstrzymanie szarości okazały się nadaremne, więc po jakimś czasie przestała próbować. Szarość wydostawała się z wszystkich szufladek, sączyła do jej myśli i wypełniała sobą każdą pustkę. Cały jej świat był pozbawiony barw.

Czasem jednak, równie nieoczekiwanie jak głos Tony’ego, do jej świata wślizgiwały się strzępki kolorów. Nieproszone wspomnienia. Nie potrafiła ich powstrzymać. Zazwyczaj zaczynało się od zieleni towarzyszącej wiośnie i błękitu fal na jeziorze. Wtedy, bez ostrzeżenia, pojawiał się obezwładniający, przytłaczający ból. I natrafiała na coś gorszego niż szarość: nie biel, nie czerń, tylko NICOŚĆ!

Ta pustka była spowodowana nie tylko utratą Tony’ego. Och, Claire zdążyła go już dobrze poznać – wróci, aby rozpalić namiętność, a potem znowu zniknie. Ta było coś innego – nie umiała tego zdefiniować. Do tej nicości nie była w stanie się przebić nawet szarzyzna. Kiedy Claire pozwalała swoim myślom błądzić wokół niej zbyt długo, rozrywało to jej duszę na strzępy. W ulotnych wspomnieniach, które ją nachodziły, pojawiało się małe dziecko i ogień. Było to najpotworniejsze cierpienie, jakie dane jej było doświadczyć, a przecież przeżyła stratę, tragedię i zniosła ból fizyczny. Stawiła nawet czoło samej śmierci.

Pustka pojawiała się bez ostrzeżenia, potrząsała jej duszą i kazała upaść na kolana. A potem jej ciało się przewracało. Słyszała, jak z jej ust wydobywa się pierwotne błaganie. Nie płacz, nie zwykły szloch do poduszki. Do jej uszu docierało pełne udręki zawodzenie, którego nie rozumiał nikt oprócz niej. Kiedy tak się działo, zjawiali się ludzie. Mówili coś, co do niej nie docierało, a potem czuła kłujący ból w ręce.

Czasami krzyczała tylko po to, żeby poczuć błogość, jaka następowała po tym ukłuciu. Twarze i głosy tego nie rozumiały… Nie mogła ich o to prosić. Byłoby to równoznaczne z ujawnianiem informacji, jednak to ostre ukłucie prowadziło do snu stanowiącego ucieczkę od szarości i duszącej nicości. Życie nie było już wtedy rzeczywiste. Być może nigdy takie nie było i nigdy nie będzie…

Bywało, że Claire przypominały się czarne próżnie. Te myśli nie napawały jej przerażeniem, wprost przeciwnie – czerń obezwładniała szarość, pożerała nicość i zapewniała obietnicę intensywnych uczuć. Nic, co miało związek z Tonym, nigdy nie było szare. Zawsze towarzyszyły temu kolory… niebieski, zielony, czerwony i brązowy. Tak wiele można wyczytać z odcienia brązu. Na wspomnienie tego, jak brąz przekształcał się w czerń, szybciej biło jej serce, a całe ciało ogarniał głód, który tylko on był w stanie zaspokoić.

Zdarzało się, że Claire fantazjowała o oczach Tony’ego, wspominając jego niezwykłą umiejętność komunikacji zaledwie jednym spojrzeniem. Widok tęczówek w kolorze ciemnego brązu albo czerni elektryzował każdy nerw w jej ciele, kiedy jednak widziała brąz w odcieniu czekolady, cała zaczynała drżeć z wyczekiwania.

Przestała się wszystkim przejmować miesiące albo lata temu. Czas nie miał już dla niej znaczenia. Znalazła sobie nowy cel. Zamierzała czekać, dopóki Tony nie wróci i nie otoczy jej swoimi ramionami i miłością. Dopóki jego spojrzenie nie wypełni jej całej, dopóki nie przegoni nicości i szarości, dopóki nie przywróci jej światu kolorów.

Claire przechadzała się po ogrodzie w towarzystwie pozbawionego twarzy głosu. Głos mówił, a ona szła. Było ciepło, na niebie nie pojawiła się ani jedna chmura. Uznała, że jest błękitne, choć widziała jedynie szarość – mniej więcej tak, jak w czarno-białym telewizorze. Idąca obok niej i mówiąca coś kobieta chwilami wydawała się znajoma.

Claire nie próbowała nawet słuchać, zamiast tego koncentrowała się na stawianiu kolejnych kroków. Dzięki posłuszeństwu mogła chociaż na chwilę uciec od pustki swojego pokoju. To był kompromis, na który czasami była w stanie przystać. Kiedy weszły do budynku i skierowały się w stronę stołówki, Claire zerknęła na chwilę poza swoją bańkę, na tyle długo, aby dostrzec kogoś znajomego. Znieruchomiała. Przez jej głowę galopowały wspomnienia, szarość przenikały kolory. Nie potrafiła sobie poradzić z wystarczająco szybkim szufladkowaniem.

Nim dotarło do niej, co się dzieje, leżała na podłodze. Jedyne, co widziała i słyszała, to buty i głosy…

*

Reakcja Meredith nie okazała się wystarczająco szybka. Wiedziała, że ta kobieta na drugim końcu pomieszczenia to Claire. Poznała ją, mimo że matowe brązowe włosy miała związane w kucyk, a jej cera była nienaturalnie blada. Rozpoznała ją po oczach. Tak, brak w nich było blasku charakterystycznego dla jej wieku, ale Meredith nie miała wątpliwości: ta chuda kobieta ze szmaragdowymi oczami to z całą pewnością Claire.

Miała ochotę do niej zawołać, gdyby to jednak zrobiła, zdemaskowałaby się. Ich spojrzenia na chwilę się spotkały. Zanim Meredith zdążyła się poruszyć, odezwać czy zrobić cokolwiek innego, Claire upadła na podłogę, jakby ją raził piorun. Leżała w pozycji embrionalnej, kręciła głową i mamrotała niezrozumiale.

Kobieta towarzysząca Claire spokojnie uklękła obok i zatelefonowała. Nie minęło kilka sekund, a dołączyli do nich inni pracownicy ośrodka. Położono Claire na noszach i podłączono do kroplówki.

W tym momencie Meredith, drżąc, odetchnęła. Bezszelestnie podeszła do kobiety, którą kiedyś znała. Gdy znalazła się przy noszach, w szmaragdowych oczach Claire pojawił się przebłysk rozpoznania. Korzystając z zamieszania, Meredith dotknęła delikatnie ramienia przyjaciółki i szepnęła jej do ucha:

– Claire, to ja, Meredith. Proszę, pomóż mi opowiedzieć swoją historię.

Leżąca na noszach roztrzęsiona kobieta zaczynała odpływać. Jej ostatniemu spojrzeniu posłanemu Meredith towarzyszyło uczucie ulgi i spokój. Leki zaczynały działać. Meredith patrzyła bezradnie, jak jej przyjaciółka jest odwożona do swojego pokoju.

*

Wrócił ból w ręce, ale razem z nim spokój. Nim Claire zapadła w sen, próbowała rozgryźć tożsamość tamtej kobiety. Wszystko jej mówiło, że powinna ją znać, jednak coś jej się nie zgadzało. Ta kobieta nie pasowała do tego miejsca, do tej bezpiecznej przystani… Jej historia – nie, ta historia nie była tylko jej.

Ta historia należała do tylu innych osób, które podobnie jak ona już nigdy nie będą mogły opowiedzieć światu o tym, co się wydarzyło. Tylu innych osób, które zostały uciszone – teraz i na zawsze. Ale Claire ją znała – przecież to wszystko przeżyła.

Opowiedzieć swoją historię? Nie… Lepiej, żeby niektóre sprawy pozostały tajemnicą!Ludzie są głupi: podaj im odpowiednie wytłumaczenie, a niemal we wszystko uwierzą¹.

Terry Goodkind

Rozdział 2

Wrzesień 2013

Westchnąwszy, Claire zapięła walizkę i obróciła się do Phila.

– Cieszę się, że nie musiałeś lecieć do Iowa, aby się spotkać z tamtejszą policją.

W orzechowych oczach Phila zamigotały złote plamki.

– No cóż, pani Alexander, jaki byłby ze mnie mąż, gdybym wysłał cię do Wenecji zupełnie samą. – Pokazał głową na jej brzuch i dodał: – Zwłaszcza w twoim stanie.

Dłoń Claire odruchowo pomknęła ku rozwijającemu się w jej łonie dziecku. Z uśmiechem odparła:

– Doceniam to, panie Alexander.

Poprawiła ciemną perukę. Nabrała wprawy w sprawianiu, aby ta wyglądała jak prawdziwe włosy. Co nie znaczy, że nie swędziała jej przez to głowa. Nie mogła się doczekać, kiedy porzuci wszelkie przebrania.

– Wygląda na to, że policja w Iowa City nie potrzebuje już moich informacji. W prokuraturze dowiedziałem się, że mają nowe dowody, którymi muszą się zająć, i poproszono mnie, abym pozostał w kontakcie.

– Hmm – mruknęła Claire, przypinając perukę kilkoma dodatkowymi spinkami. – Ciekawa jestem, co to za dowody.

Stanął za nią i przyjrzał się jej odbiciu w lustrze. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, uśmiechnął się i rzekł:

– Usłyszawszy to, co ty masz do powiedzenia, powiedziałbym, że prokuratura została poinformowana o bardzo…

Przerwało mu głośne pukanie do drzwi. W oczach Claire Phil dostrzegł niepokój. Każdy kontakt był podejrzany i wymagał nadzoru oraz ostrożności. Kiwnął głową, wyprostował się i ruszył w stronę drzwi.

Dopiero kiedy Claire usłyszała głos swojego męża, dotarło do niej, że wstrzymywała oddech.

– To boy hotelowy. Gotowa do wyjścia?

Rozluźniwszy się nieco, po raz ostatni omiotła spojrzeniem apartament. Luksusowe wyposażenie bladło w porównaniu z rozciągającym się z balkonu cudownym widokiem. Wschodzące słońce sprawiało, że na powierzchni Jeziora Genewskiego tańczyły iskrzące się fale błękitu. Kiedy się zatrzymała i jeszcze raz popatrzyła na ten widok, jej policzki owiał wyjątkowo ciepły jak na tę porę roku wiatr. Wiedziała, że pora ruszać w drogę, walizki już na nich czekały. Odetchnęła głęboko i odpowiedziała:

– Tak, jestem gotowa.

Phil kiwnął głową, po czym otworzył drzwi i wpuścił do apartamentu boya hotelowego.

– _Signore, signora_. – Choć w Genewie obowiązującym językiem był francuski, państwa Alexander uważano za Włochów i dlatego nawet personel zwracał się do nich w ich rodzimym języku. Prawda była taka, że większość mieszkańców tego miasta mówiła biegle po francusku, włosku albo niemiecku.

Claire sięgnęła w milczeniu po torebkę, gdy tymczasem jej mąż wydawał instrukcje dotyczące bagażu. Następnie Phil swobodnym gestem objął żonę i powiódł ją w stronę windy, a po chwili siedzieli już w taksówce. Ich przedstawienie pozostawało bezbłędne.

– Mamy już wszystkie rezerwacje? – zapytała szeptem, myśląc o swojej przyszłości.

Phil nachylił się ku niej.

– Tak, moja droga, szczegóły omówimy na osobności.

Claire się wyprostowała, zerknęła na kierowcę i skinęła głową. Nikomu nie można ufać. Rozpłynięcie się w ciemnościach nocy było specjalnością Phila. Dokonanie tego razem z ciężarną żoną i ich pokaźnym bagażem okaże się prawdziwym sprawdzianem jego umiejętności.

Przyglądając się skąpanym w porannym świetle ulicom Genewy, Claire rozmyślała o ostatniej wizycie w instytucji finansowej – tej, która zaledwie kilka dni temu uczyniła ją kobietą niezwykle zamożną. Nawet jeśli pracowników banku zaskoczyła ponowna wizyta Marie Rawls, nie dali tego po sobie poznać. Zamiast tego grzecznie zaprowadzono ją do skrytki depozytowej, gdzie dokończyła to, co sobie zaplanowała. Nie mogła mieć stuprocentowej pewności, ale intuicja jej podpowiadała, że Tony także w końcu tu trafi. Zdecydowała, że jego skarbiec nie okaże się zupełnie pusty. Wiedziała także, że to, co w nim pozostanie, wcale go nie ucieszy. Tym razem jednak to ona rozdawała karty. A on postąpi zgodnie z jej zasadami albo nie. Nie zamierzała zastawiać na niego pułapki. Nie, wiedziała dobrze, jak to jest. Podczas ich metaforycznej gry w szachy to ona trzymała go w szachu. Gdyby jej rozmowa z Marcusem Evergreenem przybrała inny obrót, byłby to szach-mat. Patrząc, jak chodniki zapełniają się ludźmi, Claire zastanawiała się, czy Tony zasługuje na to, co mu ofiarowywała.

Nie była w stanie odpowiedzieć sobie na to pytanie. Mogła jedynie przyznać, że chce, aby otrzymał tę szansę. A co z nią zrobi – to już jego wybór.

Phil uścisnął lekko jej dłoń.

– Myślami błądzisz daleko stąd. Dasz sobie radę?

Wzruszyła ramionami.

– Nie wiem. Czas pokaże.

Zastanawiała się nad tym, jak to możliwe, że ona i Phil zaszli tak daleko, że ich znajomość stała się tak zażyła. Zwłaszcza mając w pamięci ich pierwsze spotkanie w San Antonio. Claire westchnęła i z powrotem odwróciła głowę w stronę szyby. Wyglądało na to, że niewiele relacji w jej życiu mogło się pochwalić normalnymi początkami. Położyła ostrożnie dłoń na brzuchu i pomodliła się o szczęśliwe zakończenie.

Na wczesne popołudnie mieli zarezerwowany lot liniami Air France do Rzymu. Oboje wiedzieli, że tam nie polecą. Phil zatroszczył się o to, aby czekał na nich prywatny samolot, który ze Szwajcarii uda się bezpośrednio do Wenecji. Dopiero co zdobyta fortuna Claire pozwoliła mu na luksus utworzenia dość złożonej sieci śladów. Ona sama nie miała pewności, czy ktoś rzeczywiście będzie próbował podążać ich tropem, gdyby jednak miało do tego dojść, zgodziła się, żeby Phil celowo to utrudnił.

W Wenecji ponownie zmienią tożsamość. Bywało, że Claire przydałby się doczepiony do niej identyfikator, pomagający reagować na odpowiednie imię. Naprawdę nie obchodziło ją to, jakiego imienia i nazwiska używa, o ile tylko mogła darować sobie peruki i kolorowe soczewki kontaktowe.

Niestety jej siostra Emily robiła wszystko, aby nazwisko i wizerunek Claire regularnie pojawiały się w wiadomościach. Ostatnia informacja, którą przeczytała w Internecie, mówiła o tym, że Claire nadal się nie odnalazła i że spekulacje łączą jej zaginięcie z osobą Anthony’ego Rawlingsa. Pocieszająca była dla niej myśl, że jej telefon do Evergreena oczyścił Tony’ego z potencjalnych zarzutów.

Gdyby wolno jej było jeszcze raz skorzystać z telefonu, zadzwoniłaby do Emily. Jadąc w stronę lotniska, przypomniała sobie czasy, kiedy Tony ograniczał jej możliwości komunikacji. Ironią losu było to, że po raz kolejny znajdowała się w takiej sytuacji. Tym razem nie wiedziała, kogo za to winić. Czy była to wina Catherine? To przecież przez nią uciekła z kraju. A może Tony’ego? Gdyby przed laty jej nie porwał… Claire nawet nie była w stanie wyobrazić sobie takiego scenariusza. Jej życie wyglądało zupełnie inaczej, niż to sobie w czasach młodości wyobrażała. Przypomniała sobie, że gdyby Tony jej nie uprowadził, nie nosiłaby teraz pod sercem jego dziecka. Kiedy dotarła do niej prawda, poczuła łzy wzbierające pod powiekami. Jej obecne położenie, połączone z oszukiwaniem rodziny i przyjaciół, było dobrowolne. Winą mogła obarczyć jedynie siebie. Po raz kolejny jej impulsywność była przeciwnikowi na rękę. Claire powinna była pozostać wierna umowie, jaką zawarła z Tonym, powinna była mu ufać. Zamiast tego pozwoliła, aby górę nad nią wziął strach.

Zbyt ważne było dla niej bezpieczeństwo jej dziecka. Musiała doprowadzić to do końca. Wycofanie się w ogóle nie wchodziło w grę.

Pan Evergreen wyjaśnił, że wkrótce w całą tę sprawę zostanie zaangażowane FBI, i polecił jej, aby regularnie się meldowała. Ostrzegł, że FBI najprawdopodobniej będzie nalegać na bezpośredni kontakt. Jako miejsce swojego pobytu podała Genewę i nie zamierzała tego zmieniać. Za dużo w życiu słyszała kłamstw, żeby teraz komukolwiek ufać.

Claire przystała na warunki Evergreena w zamian za to, że pozostanie anonimowa i bezpieczna. Nie wspomniała o tym, że ma pomocnika. Ta informacja nie wydawała się istotna. W tej grze w pokera o wysoką stawkę Phil był jej asem.

Wdzięczna mu była za jego troskę. Wiedziała, że jest dla niego kimś więcej niż zleceniem. W innych okolicznościach może i nawet odwzajemniłaby jego uczucie – Phil rozumiał jednak jej postawę. Akceptowała jego platoniczną miłość wyłącznie ze względu na bezpieczeństwo swoje i dziecka. Obiecała Marcusowi Evergreenowi, że chwilowo pozostanie w ukryciu, on z kolei zapewnił, że Tony’emu nic się nie stanie. Phil pomagał jej dopełnić warunków tej umowy.

*

Dziesięć dni później…

Harry zerknął na wyświetlacz telefonu i jego oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Podniósł głowę i zobaczył minę Amber. Naturalnie wyczuła, że coś się dzieje. Kiwnął głową.

– Kto to? – zapytała cicho, podczas gdy pozostałe obecne osoby nie przerywały rozmowy.

Harry nie odpowiedział, zamiast tego wyszedł szybko z kuchni siostry i chwilę później znalazł się w dawnym pokoju Claire. Odebrał telefon.

– Agent Baldwin, słucham.

Telefon ten nie tylko go zaskoczył, ale także sprawił ulgę. Słuchał uważnie, jak Williams, agent specjalny FBI odpowiedzialny za okręg San Francisco, wyjaśniał mu, co się dzieje: Claire Nichols żyła, była bezpieczna i ukrywała się za granicą. Osobiście skontaktowała się z prokuratorem Iowa City, który natychmiast poinformował o tym FBI. Jeszcze bardziej interesujące okazało się to, o czym opowiedziała panu Evergreenowi. Twierdziła, że choć opuściła miasto kierowana strachem o swoje bezpieczeństwo, miała teraz powód, aby się obawiać o bezpieczeństwo Anthony’ego Rawlingsa. Podkreśliła również, że w żadnym razie nie oskarża o nic swojego byłego męża.

Z każdym słowem mięśnie w ramionach Harry’ego stawały się coraz bardziej rozluźnione. Aż do teraz oszukiwał samego siebie, że nie martwi się o Claire. Od chwili, kiedy odłożył telefon po tej dziwacznej rozmowie z Anthonym Rawlingsem, pytającym go, czy nie wie, gdzie się podziewa Claire, powtarzał sobie, że ona sama podejmuje decyzje. Dobrowolnie znalazła się w strefie wpływu Rawlingsa i zasłużyła na to, aby ponieść konsekwencje. To Rawlings odpowiadał za jej zniknięcie – albo bezpośrednio, albo stanowiło to produkt uboczny jego zamożności. Tak czy inaczej, nie było to już zmartwieniem Harry’ego. Poza tym Claire była w ciąży z Rawlingsem.

Potem, bez ostrzeżenia, przypomniał mu się jej głos. Przez ułamek sekundy – wtedy, gdy jego świadomość nie okazała się wystarczająco szybka, aby powstrzymać podświadome myśli – zastanawiał się, jak by się wszystko potoczyło, gdyby to było jego dziecko. Kiedy widział zdjęcie Claire w telewizji albo słyszał niespokojny głos Emily, dopadał go niepokój i wówczas wmawiał sobie, że Claire na to nie zasługuje.

Słuchał teraz tego, co ma mu do powiedzenia jego zwierzchnik, o tym, że Claire jest cała i zdrowa, a po jego policzkach popłynęły łzy ulgi. Nie mógł oczywiście dopuścić do tego, żeby przepełniające go uczucia znalazły odzwierciedlenie w jego głosie. Bądź co bądź to relacja z przedmiotem jego misji stanowiła jeden z powodów, dla których odsunięto go od obowiązków.

To po ataku Patricka Chestera i po tym, jak się okazało, że może być ojcem dziecka Claire, agent specjalny Williams osobiście wysłał agenta Harrisona Baldwina na przymusowy urlop, twierdząc, że rozgłos, jaki nadano atakowi Chestera, zagroził zdemaskowaniem ich od dawna zaplanowanej operacji. W kilku rozmowach wspomniał nawet o trwałym wydaleniu z szeregów Federalnego Biura Śledczego.

Teraz nie miało to już znaczenia. Harry słuchał, a kiedy agent specjalny, streszczając mu ostatnie wydarzenia, podkreślił niewinność Rawlingsa, nie był w stanie dłużej trzymać języka za zębami.

– Wiem, co w przeszłości robił jej ten drań. Może mówi to pod przymusem?

– Nie rozmawiałem z nią bezpośrednio, ale Evergreen jej wierzy – odparł Williams.

– No jasne. Tym razem jej zeznania pomagają Rawlingsowi. Evergreen to pionek Rawlingsa. Kiedy miała coś do powiedzenia na jego niekorzyść, ten cholerny prokurator w ogóle nie chciał słuchać i obrócił wszystko przeciwko niej.

– Słuchaj, Baldwin, gdyby zastępca dyrektora biura nie przywrócił cię osobiście do tej sprawy, ja bym tego na pewno nie zrobił. Jeśli masz coś osiągnąć, musisz myśleć jasno.

Harry kiwnął głową. Williams miał rację. Jeżeli miał znowu pomóc i dowiedzieć się czegoś więcej na temat sekretów wiążących się z wendetą Rawlsów, musiał myśleć jak agent, a nie kochanek.

– Tak, sir, rozumiem. Dziękuję, że mogę wrócić do tej sprawy.

– Masz się zjawić w biurze jutro o dziewiątej rano. Wybierasz się w podróż.

Przepełniało go podekscytowanie. To była szansa, której nie mógł nie wykorzystać.

– Sir, a co z Rawlingsem? Gdzie się teraz znajduje?

– W tej chwili w areszcie FBI, choć nie spodziewam się, aby taka sytuacja trwała długo. Jutro dłużej na ten temat porozmawiamy.

– Rozumiem – odparł Harry. – Agencie specjalny, jeśli trzeba przesłuchać Rawlingsa, wnoszę o to, abym mógł wziąć w tym udział.

– Chyba już powiedziałem, że zdaniem pani Nichols pan Rawlings nie ma nic wspólnego z jej zniknięciem.

Harry oparł się o ścianę i omiótł wzrokiem pusty pokój. Claire nie mieszkała tutaj już od niemal trzech miesięcy. Należące do niej rzeczy spakowano i odesłano, a jednak kiedy zamknął oczy, widział jej twarz i słyszał jej śmiech. W zakamarkach pomieszczenia unosił się jeszcze zapach jej ulubionych perfum. Potrząsnął głową i próbował się skupić.

– Tak, oczywiście. Zjawię się jutro.

– Agencie, to się rozumie samo przez się, ale zdając sobie sprawę z tego, że zbliżył się pan do rodziny pani Nichols, przypominam, że te informacje są tajne. Nikt inny nie może się tego dowiedzieć.

Harry pomyślał o zgromadzonych w kuchni osobach: Amber, Keatonie, Johnie, Emily i Liz. Jak mógł tam teraz wrócić i nie powiedzieć Emily, że jej siostra żyje?

Przełknął ślinę.

– Tak jest, sir, rozumiem. Dziękuję za tę szansę, agencie specjalny.

– Nie schrzań tego, agencie Baldwin. To może być twoja ostatnia szansa.

– Zrozumiałem, sir.

Kiedy zakończyli rozmowę, Harry udał się do przylegającej do pokoju łazienki. Spojrzał w lustro i starał się przegnać uśmiech ze swojej twarzy. W końcu poddał się uczuciu ulgi. Z jego oczu popłynęły łzy i z uśmiechem szepnął:

– Dzięki ci, Boże. Dzięki za to, że Claire jest bezpieczna. A teraz pomóż mi raz a dobrze rozprawić się z tym sukinsynem!
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: