Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Konsekwencje uwodzenia. Tom 4 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 września 2022
Ebook
39,99 zł
Audiobook
39,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Konsekwencje uwodzenia. Tom 4 - ebook

Odsłaniają się kolejne elementy mrocznej układanki. Na jaw wychodzą wstrząsające informacje. Czy brakujące fragmenty połączą się w całość? Idealne zakończenie znakomitej serii. Czytałam z zapartym tchem. Powiem to krótko: ta książka jest fantastyczna, perfekcyjna w każdym calu. Po prostu wspaniała! Musicie ją przeczytać!

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-272-7499-1
Rozmiar pliku: 951 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PODZIĘKOWANIA

DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM, którzy odbyli razem ze mną tę niezwykłą podróż. Dziękuję za to, że kochaliście albo nienawidziliście Tony’ego, że kochaliście albo nienawidziliście Claire. Wasze emocje dawały mi siłę do kontynuowania tej historii. Nie macie pojęcia, jak ważne były i będą dla mnie wszystkie Wasze wiadomości.

Dziękuję także mojemu wspaniałemu zespołowi. Podróż z _Konsekwencjami_ rozpoczęłam pewnego wieczoru sama na swoim komputerze. Dzisiaj jestem otoczona nie tylko cudownie wspierającą rodziną, ale mam także fantastycznego redaktora, wspaniałego składacza i kreatywnego grafika projektującego okładki. Bez tych wszystkich osób mój produkt końcowy nie byłby taki, jaki jest.

Dziękuję wszystkim moim przyjaciołom autorom, tym, z którymi spotykam się w realu, i tym, których poznałam w grupach online. Tak wiele się od każdego z Was nauczyłam!

Dziękuję fantastycznym blogerom, którzy nie tylko przeczytali moje historie, ale i zakochali się w nich, po czym opowiedzieli o nich innym! Bardzo się zawsze cieszę, kiedy mogę Was poznać osobiście. Jestem przekonana, że bez Was tylko moja matka i jej przyjaciółki przeczytałyby _Konsekwencje_.

Najbardziej jednak dziękuję moim czytelnikom. Ta książka jest dla Was. Mało brakowało, a bym jej nie dokończyła. Przyznaję, że ta część okazała się najtrudniejsza, ale jednocześnie najbardziej przeze mnie kochana. Liczę, że spodobają się Wam brakujące lata oraz przyszłość.

Tak jak ma to miejsce od drugiej części, muszę podziękować Claire Nichols i Anthony’emu Rawlingsowi. Te dwie postacie na stałe zamieszkały w moim sercu. Wcześniej nawet nie przypuszczałam, jakim niesamowitym rollercoasterem będziemy wspólnie podróżować, i choć wywróciło to moje życie do góry nogami, nie oddałabym ani jednej chwili. Mimo że seria została już zakończona, Tony i Claire na zawsze będą żyć w sercu moim i tysiącach tysięcy najlepszych czytelników, jakich można sobie wymarzyć._Po raz pierwszy w życiu ośmielił się uwierzyć w „żyli długo i szczęśliwie”. Jako młody chłopak przekonał się, że coś takiego jest nieosiągalne. Dlatego też nigdy nawet nie próbował… dopóki nie poznał Claire._

Aleatha Romig, _Konsekwencje pragnień_

Prolog

TONY

_Styczeń 2014_

Nichol cicho popłakiwała, a z dworu dobiegał szum fal uderzających o brzeg. Tony uśmiechnął się czule. Razem dźwięki te tworzyły melodię idealną w samym środku nocy. Pocałował Claire w czoło i patrzył, jak zmęczone szmaragdy znikają pod ciężkimi powiekami i jak maleńka córeczka wierci się w jego ramionach. Przeciągnęła się i z zadowoleniem wtuliła w jego szeroką klatkę piersiową. Tony rozsiadł się wygodnie w stojącym w pokoju Nichol bujanym fotelu i obserwował, jak długie rzęsy maleńkiej trzepoczą, gdy walczy ona z przemożnym snem. Po kilku chwilach miarowego kołysania jej nosek wtulił się w miękki bawełniany T-shirt i w końcu wygrał sen.

Mógł odłożyć ją do łóżeczka i wrócić do sypialni, do Claire, on jednak dalej się kołysał. Ich łóżko skąpane było w srebrzystej księżycowej poświacie, dzięki czemu mógł obserwować śpiącą żonę. Pory karmienia Nichol nie zdążyły się jeszcze unormować i Claire była wykończona. Wyglądało na to, że ich córka ma wilczy apetyt, możliwe, że większy nawet niż Claire przed jej narodzinami.

Tony uśmiechnął się, przypominając sobie, jak jego żona jadła za dwoje. Nichol domagała się karmienia co dwie, trzy godziny i rozumiał już, czemu Claire bywała tak głodna. Dotknął palcem dłoni córeczki. Jej małe paluszki natychmiast zacisnęły się na nim, a Tony czule gładził delikatną skórę. Wdychając zapach zasypki dla niemowląt, uświadomił sobie, że choć od pojawienia się Nichol na świecie minęły nieco ponad dwa tygodnie, zdążyła zawładnąć całym ich życiem.

Mieli leżaczki, które kołysały się i bujały. Nazywano je huśtawkami, ale dla Tony’ego były niczym więcej jak mechanicznymi siedziskami, wygrywającymi kołysanki albo emitującymi monotonny szum, zależnie od wybranej funkcji. Nie obchodziło go, ile Nichol ma huśtawek czy kołysek, wolał trzymać ją bezpiecznie w swoich ramionach. Choć Claire twierdziła, że rozpieszcza córkę, niejednokrotnie przyłapywał ją na robieniu tego samego.

Wszyscy mieszkańcy wyspy stracili głowę dla tej ślicznej brunetki, którą tulił teraz Tony. Francis i Madeline zachowywali się bardziej jak hołubiący wnuczkę dziadkowie niż pracownicy. Choć nie dane im było zostać rodzicami, mieli doświadczenie w opiece nad maluchami. Rawlingsowie wielokrotnie korzystali z ich wiedzy. To Madeline udzieliła Tony’emu pierwszej lekcji zmieniania pieluch. Odbyła się ona, jeszcze zanim Claire poznała ich córkę. Słowa ciepłej zachęty napełniły go odwagą i choć Nichol była taka maleńka, dał sobie świetnie radę.

– _Oui, monsieur,_ właśnie tak. Ona się nie złamie. _Oui_, proszę unieść nóżki…

Tony’emu nigdy do głowy by nie przyszło, że miałby słuchać poleceń swojego pracownika, a jednak w tym przypadku ochoczo wszedł w rolę ucznia.

Pewnego wieczoru, kiedy Nichol za nic nie chciała przestać płakać, Madeline po raz kolejny uratowała sytuację. W tamtej akurat chwili zarówno Tony, jak i Claire chętnie pozwoliliby tej kobiecie odprawić swoje czary, tak się jednak nie stało. A może i stało. Tyle że czary zostały odprawione nie nad Nichol, lecz nad jej rodzicami.

Choć Madeline i Francis udali się już tego wieczoru do swojego domu, Tony’ego nie zdziwił fakt, że usłyszeli żałosne zawodzenie Nichol. Przez kilka godzin chodził z nią po _lanai_, kołysząc ją delikatnie, tak jak go nauczono. Na ich córkę nic jednak nie chciało podziałać. Zaczynała jeść, a chwilę później przerywała, zanosiła się płaczem i rzucała główką na boki. Chronicznie niewyspana Claire także znajdowała się na granicy łez. A właściwie to dawno ją przekroczyła. Choć próbowała to ukryć, Tony dostrzegł wilgoć na jej policzkach.

Kiedy robił kolejną rundkę wokół _lanai_, podskoczył, gdy ktoś dotknął jego ramienia. Szybko się odwrócił i zobaczył, że przed nim stoi Madeline.

– _Monsieur_, jest głodna? Nie?

– Nie, to znaczy… nie wiem. Claire próbowała ją nakarmić, ale mała possała tylko chwilę, a potem znowu zaczęła płakać.

– _Madame_ czy Nichol?

– Obie – uśmiechnął się Tony.

– Proszę wejść z nią do środka. Wieje zbyt silny wiatr.

Posłusznie wszedł za Madeline do salonu, w którym siedziała Claire.

– _Madame_, naszykuję pani coś do jedzenia.

Claire pokręciła głową i spojrzała na starszą kobietę czerwonymi, zapuchniętymi oczami.

– Nie, Madeline, nie jestem głodna. Po prostu nie wiem, co zrobić.

– _Oui_, wie pani. Czego ona chce?

– Nie wiem – wyznała Claire. – Pieluchę ma czystą. Próbowałam ją karmić, ale nie chce. Nie wiem, czy sobie z tym wszystkim poradzę.

– Poradzi sobie pani – stwierdziła Madeline rzeczowym tonem. – Kiedy jadła po raz ostatni?

– Tuż przed kolacją – Claire spuściła wzrok. – Czuję się, jakbym zaraz miała eksplodować.

Tony słuchał bezradnie, jak jego córka płacze, a żona przyznaje się do poczucia zagubienia. Prawdę mówiąc, dręczyło ono także i jego.

– Może powinnaś… – zaczął, próbując przekazać Nichol Madeline.

– O nie – zaprotestowała. – Ona nie potrzebuje mnie. Potrzebuje państwa. Obojga.

Po tych słowach udała się do kuchni, a Tony usiadł obok Claire.

Choć Nichol nie przestawała zanosić się płaczem, to właśnie żonie pragnął w tej chwili pomóc. Objął ją ramieniem.

– Przepraszam – wyrzuciła z siebie. – Nie mam pojęcia, co zrobić. Nie mogę…

– Ćśś – szepnął i pocałował ją w czubek głowy. Miał ochotę unieść jej brodę i zobaczyć te śliczne oczy. Nie miało znaczenia to, że były czerwone od łez. – Spójrz na mnie. Za mało mam rąk, żeby unieść ci brodę.

Claire pokręciła głową.

– Nie, wyglądam strasznie. I okropna ze mnie matka.

Tony wypuścił ją z objęć i z czułością uniósł jej brodę.

– Jesteś i zawsze będziesz najpiękniejszą kobietą na świecie. To znaczy… – Uśmiechnął się szeroko. – …masz od niedawna konkurencję, ale w moich oczach to ty zawsze wygrasz. – Delikatnie otarł kciukiem łzy z jej policzków. – Jesteś niesamowitą matką. Pamiętasz, mówiliśmy, że razem będziemy się uczyć rodzicielstwa. Nie waż mi się poddawać. Moja żona tak łatwo nie rezygnuje. Może pamiętasz, że mam pewną zasadę odnośnie do porażki. My, moja droga, nie dopuścimy do niej. Jesteśmy po prostu zmęczeni, a nasza córka to mały uparciuch.

W strudzonych oczach Claire pojawił się błysk.

– Ciekawe, po kim to ma.

– No cóż, moglibyśmy spierać się o to przez całą noc, ale ja gotów jestem się założyć, że po tobie.

– Och, naprawdę, panie Rawlings? Jeśli to zrobisz, do mojej kieszeni trafi jeszcze więcej twoich pieniędzy.

– Możesz mieć wszystko, czego tylko sobie zażyczysz.

– Sen… – Ziewnęła Claire. – …chcę snu.

– No dobrze, na to akurat musisz jeszcze trochę poczekać. – Zerknął na Nichol. Jej płacz zdążył się przekształcić w żałosne popiskiwanie.

Wróciła Madeline z kanapką i szklanką soku.

– _Madame_, to dla pani. Proszę zjeść i się napić, a potem będzie pani gotowa na to, aby dać Nichol to, czego potrzebuje.

Claire kiwnęła głową i wzięła do ręki szklankę. Po kilku łykach rzekła z wdzięcznością:

– Dziękuję ci, Madeline. Nie zdawałam sobie nawet sprawy z tego, jak bardzo chce mi się pić.

Tony powoli kołysał Nichol, a jego żona w tym czasie zjadła kanapkę. Następnie oparła się i rozpięła koszulę, a on podał jej córkę, patrząc to na twarz Claire, to na jej pierś.

Uśmiechnęła się do niego przebiegle.

– Jesteś niepoprawny, wiesz?

– No co? – Na jego twarzy malowała się mina niewiniątka. – Co ja takiego zrobiłem?

Nim zdążyła udzielić mu odpowiedzi, oboje wbili wzrok w zadowoloną dziewczynkę, która z zamkniętymi oczami chciwie przyssała się do piersi. Wszystkie obecne w pokoju osoby wstrzymały oddech, czekając na donośny płacz, który jednak się nie pojawił, nawet kiedy Nichol się odbiło, a Claire przyłożyła ją do drugiej piersi. Małej to nie przeszkadzało. Nim skończyła jeść, Madeline zniknęła. Kiedy do Tony’ego dotarło, że zostali sami, przysunął się do Claire i ponownie ją objął.

– Myślisz, że Madeline uspokoiła Nichol kilkoma machnięciami czarodziejskiej różdżki?

– Nie, myślę, że to nas uspokoiła, co z kolei podziałało uspokajająco na małą.

– No i widzisz? Jesteś wspaniałą matką.

Claire pocałowała go w policzek.

– A ty wspaniałym ojcem. Chyba jakoś sobie poradzimy.

– Razem i bez pośpiechu.

Żadne z nich nie wspominało o umowie, jaką Tony zawarł z FBI. Nie chcieli, aby cokolwiek ich martwiło, kiedy mała Nichol w końcu drzemała zadowolona w ramionach matki.

Tony pomagał karmić córkę, zwłaszcza w nocy. Metodą prób i błędów nauczyli się, że odpoczynek uwalniał Claire choć od części stresu, dzięki czemu także Nichol była spokojniejsza. Tony nigdy nie potrzebował wielogodzinnego snu i pokochał czas spędzany sam na sam z niemowlęciem.

Poprzedniego dnia na wyspę przypłynął lekarz. Bardzo ucieszył go stan zarówno Claire, jak i Nichol. Zdarzało im się zapominać, że maleńka przyszła na świat wcześniej, niż powinna.

Na chwilę twarzyczka Nichol wykrzywiła się, a jej usta ułożyły się na kształt litery „o”, po czym znowu się rozluźniła. Czy niemowlętom coś się śni? A jeśli tak, to co? Ich całe życie to jedzenie, spanie i brudzenie pieluch. Według Tony’ego żadna z tych czynności nie stanowiła materiału na sen. Zamknął oczy i nie przestając się kołysać, rozmyślał o swoim obecnym życiu.

Okazało się piękniejsze niż jakikolwiek sen._To właśnie podczas tych najmroczniejszych chwil musimy się skupić, aby dostrzec światło._

Arystoteles Onassis

Rozdział 1

(_Konsekwencje pragnień –_ rozdział 47, 48 i 49)

TONY

_Marzec 2014_

Podobno każdy kiedyś doświadcza czegoś takiego: oto chmury się rozstępują, mgła unosi i wszystko nagle staje się jasne. W takiej chwili może się objawić sens życia w ogóle albo jedynie znaczenie istnienia danej jednostki. Przez tę sekundę, kiedy świat rozświetlają niebiańskie promienie, widać jak na dłoni to, co naprawdę się liczy.

Być może w taki właśnie sposób Bóg otwiera ludziom oczy, a może to fatum sypie im sól na rany. Tak czy inaczej, dla Anthony’ego Rawlingsa moment olśnienia nadszedł pośród chaosu. Podczas gdy z sufitu w jego gabinecie tryskała lodowata woda, a na korytarzach unosiły się kłęby dymu i rozlegały czyjeś głosy, dla Tony’ego wszystko stało się jasne. Jedynym, co się naprawdę liczyło w jego życiu, była rodzina: Claire i Nichol.

Kazał żonie trzymać się z dala od posiadłości. Ta kwestia w ogóle nie podlegała dyskusji. On i Claire za wszelką cenę pragnęli zapewnić bezpieczeństwo małej Nichol. Trzeba jednak przyznać, że podczas wcześniejszych rozmów z Catherine nie zdawał sobie sprawy z prawdziwej nikczemności i stopnia zdemoralizowania tej kobiety. Dopiero kiedy udało mu się nakłonić dawną powiernicę do wyjawienia prawdy, dotarło do niego, że nie istnieją dla niej żadne granice.

Dowiedziawszy się, że wypadki, które wcześniej uważał za zrządzenia losu, były tak naprawdę morderstwami i że przez wiele lat poddawano go manipulacjom, Tony miał pewność, że za nic na świecie nie pozwoli, aby jego rodzina znalazła się w pobliżu kobiety, którą przez większą część swojego życia darzył zaufaniem. Nathaniel wypowiedział niegdyś słowa: „Zapłacą oni, ich dzieci i dzieci dzieci”, ale dopiero teraz wszystko stało się jasne jak słońce. Do Tony’ego w końcu dotarło ich znaczenie: zarówno on, jak i Claire byli dziećmi dzieci. A Nichol to nawet podwójnie. Później wielokrotnie będzie rozmyślał o tym, jak Claire próbowała mu to wyjaśnić. Możliwe, że wtedy nie był gotowy, aby wszystko zrozumieć. Teraz to się zmieniło.

Dopiero kiedy w szarych oczach Catherine dojrzał nienawiść w najczystszej postaci, słowa Nathaniela odnalazły drogę w głąb jego duszy. Jak mógł ufać tej kobiecie tak długo? Jak mógł dobrowolnie posłać Claire w jej szpony? Jak mógł przez tyle lat być ślepy?

Co do jednego miał pewność. Za wszelką cenę musiał zapewnić bezpieczeństwo swojej rodzinie i trzymać ją z daleka od Catherine Marie London.

Niestety jasność, która stała się jego udziałem tamtego marcowego popołudnia, nie zapewniła bezpieczeństwa bliskim Tony’ego. Kiedy oczy w końcu mu się otworzyły i dostrzegł w wieloletniej przyjaciółce potwora, którym była – potwora, który okazał się zdolny do zabicia nie tylko jego rodziców, ale także najlepszego przyjaciela – przeznaczenie wskazało mu także dwie kobiety, dla których bez wahania gotów byłby poświęcić własne życie. Potrzebowały go. Zaledwie kilka chwil wcześniej, gdy przeczesywał zadymione korytarze w poszukiwaniu Sophii Burke, do jego uszu dobiegł głos Claire. Przez moment modlił się, aby było to tylko złudzenie, niestety usłyszał ją ponownie. Tony nie znał powodu, dla którego jego żona krzyczy, jednak kiedy biegł po śliskiej marmurowej posadzce w stronę gabinetu, liczyły się nie tyle jej słowa, co sama obecność. _Dlaczego się tutaj znalazła? Miała być teraz u Courtney, bezpieczna, razem z Nichol. Tak przecież ustalili._

Gdy otworzył drzwi do gabinetu, wszystko stało się jasne i tragiczne zarazem. Przepełniło go niedoznane dotąd przerażenie, kiedy dotarło do niego, że w obecności Catherine znajduje się nie tylko jego żona, ale także mała Nichol, którą Claire trzyma w ramionach. Tony zrobiłby wszystko, by móc cofnąć czas, znaleźć się z powrotem w raju i uchronić rodzinę przed tą potwornością. Jego głęboki, groźny głos zagłuszył to, co mówiła właśnie Catherine.

– Mój Boże, Claire! Co tu robisz? Wychodź stąd, dom się pali!

Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, napięcie na jej twarzy ustąpiło miejsca uczuciu ulgi.

– Och, jesteś bezpieczny. Tak bardzo się bałam.

Odgłos wody tryskającej z instalacji przeciwpożarowej tłumił dobiegające z oddali głosy pełne paniki, intensyfikując jednocześnie płacz Nichol. Bezpieczna w ramionach matki, głośno domagała się uwagi. Nie minęło kilka sekund, a malującą się na twarzy Claire ulgę zastąpiło coś innego. Strach. Tony nieraz widział go w jej szmaragdowych oczach. Podążając za jej wzrokiem, dostrzegł w dłoni Catherine nieduży pistolet. Otwarta szuflada sugerowała, że wcześniej spoczywał w biurku. Skonsternowany Tony przez chwilę zastanawiał się, jak to możliwe, że w jego meblu znalazł się pistolet. Nigdy nie lubił broni. Dlatego korzystał z usług firmy ochroniarskiej. Po co posiadać broń, jeśli nie chce się jej użyć? W tym akurat momencie Tony użyłby jej z największą ochotą. Wolałby zabić Catherine gołymi rękami, ale liczył się czas, więc chętnie skorzystałby i z pistoletu. Wiedział także, że nie ma takiej opcji, aby pozwolił Catherine pociągnąć za spust. Przede wszystkim Claire i Nichol musiały zniknąć z tego domu.

– Uciekaj! Zabierz stąd Nichol! – zawołał.

Catherine odwróciła się w stronę Tony’ego.

– Nichol? – zapytała, uśmiechając się nikczemnie. – Nichol? Jednej z Rawlsów dałeś na imię Nichol?

Tony nie odpowiedział. Zamiast tego wybił jej pistolet z ręki. Broń upadła niedaleko stóp Claire.

– Claire, bierz pistolet! – krzyknął Tony.

Czy to jego słowa sprawiły, że Catherine wróciła do swych zamiarów – nie wiadomo. Błyskawicznie rzuciła się ku Claire i broni. Tony bez namysłu ruszył w ich stronę. Zdał sobie sprawę z tego, że Catherine wcale nie chodzi o pistolet – z ramion Claire wyrwała zapłakaną Nichol. Wcześniejsze olśnienie odrodziło się z nową siłą. Najważniejsze na świecie było bezpieczeństwo jego córki. Zapominając na chwilę o pistolecie, Tony odebrał Catherine drobne, mokre, owinięte w kocyk ciałko i przycisnął je do piersi. Choć próbowała zabrać mu dziecko, nie mogła dorównać sile i determinacji mężczyzny.

Spojrzał na Claire, chcąc dodać jej otuchy, a kątem oka dostrzegł jednocześnie Phila, który wszedł do gabinetu i z oczywistym zamiarem zbliżał się do Claire. Ta wbiła spojrzenie w Catherine i była nieświadoma obecności Phila. Pistolet w jej ręce drżał, kiedy wymierzyła go w kobietę, stojącą przed Tonym i Nichol. W tym całym zamieszaniu głos Phila okazał się ledwie słyszalny.

– Claire, już dobrze. Oddaj mi broń.

Położywszy dłoń na jej ramieniu, sięgnął po pistolet i w tej samej chwili rozległ się głośny huk. Tony odruchowo odwrócił się, pragnąc osłonić Nichol, a Catherine przewróciła się na nich, przygniatając oboje do mokrej wykładziny.

– Claire! Claire! – zawołał Tony. Upewnił się, że Nichol nic się nie stało, klęknął i próbował wypatrzyć żonę. Odsunął się od jęczącej Catherine i przeczesywał spojrzeniem gęsty dym i sztuczny deszcz. – Claire!

Musiał dostać się do niej i dać jej znać, że jemu i Nichol nic się nie stało. Pragnął dotknąć ją i przytulić, otoczyć ramionami obie swoje kobiety, zapewniając im bezpieczeństwo. Zobaczył ją w końcu: leżała w bezruchu na podłodze, w miejscu gdzie zaledwie kilka sekund wcześniej stała. Razem z Philem podbiegli do niej. Z Nichol w ramionach podniósł pistolet. Nagle w gabinecie zaroiło się od ludzi.

– Pomocy! Próbowano mnie zabić! – zawołała Catherine, domagając się uwagi.

Tony dotknął policzka Claire.

– Nie mam pewności, co się stało – Phil udzielił odpowiedzi na niewypowiedziane na głos pytanie Tony’ego. – Po prostu upadła. Nie wiem, czy uderzyła się w głowę. Nie udało mi się w porę jej złapać.

Niespodziewanie ktoś podgłośnił dźwięk. To, co zaledwie chwilę wcześniej było głuchym dudnieniem, przerodziło się w pojedyncze głosy. Tony usłyszał swoje nazwisko.

– Panie Rawlings. Panie Rawlings.

To był policjant z wydziału w Iowa City. Tony go pamiętał, choć nie znał jego nazwiska. Czy to jeden z funkcjonariuszy, którzy przeszukiwali dom po zaginięciu Claire? Nie mógł sobie przypomnieć. Odwrócił się w jego stronę i rzekł:

– Tak, moja żona potrzebuje pomocy.

– Panie Rawlings, proszę oddać mi broń – powiedział spokojnie policjant.

Nie było tak, że nie wiedział, iż trzyma ją w dłoni. Wiedział, ale nie miało to znaczenia. Liczyły się tylko Claire i Nichol. Były bezpieczne i zjawiła się policja. Catherine zostanie zabrana, a jego rodzinie nic już nie będzie grozić. Uniósł pistolet i rzekł:

– Proszę, weźcie go. Niech ktoś pomoże mojej żonie.

Drugi policjant wziął od niego broń, a tymczasem mężczyzna, którego naszywka nad odznaką mówiła, że nazywa się Hastings, stanął między Tonym a Claire i zapytał:

– Pana żonie? Kto nią jest, panie Rawlings? Pani Nichols to pańska była żona.

Na szczęście woda przestała tryskać i dym zaczął się powoli przerzedzać. Tony wstał. Słowa Hastingsa były niedorzeczne. Potrząsnął głową, przez co krople wody spłynęły mu z włosów na twarz. Nie przestając tulić mocno Nichol, oświadczył:

– Proszę zejść mi z drogi. Nie wiem, o co panu chodzi. Claire Rawlings to moja żona. – Podniósł głos: – Z drogi!

Dwie osoby zaczęły badać stan Claire, do Tony’ego zaś podeszła policjantka.

– Panie Rawlings, czy to córka pani Nichols?

– To _nasza_ córka. – Jego uwaga skupiała się na noszach, które znalazły się nagle obok Claire. Takie same nosze podjechały do Catherine i otoczyli ją ludzie w granatowych uniformach.

– Panie Rawlings, proszę pozwolić mi zabrać pana córkę z tego chaosu – rzekła do niego kobieta. – Wyniosę ją na świeże powietrze.

– Nie. – W głosie Tony’ego słychać było zdecydowanie. – Nie, ja ją wyniosę. Ale najpierw muszę ją pokazać matce. Claire musi się dowiedzieć, że nic się nam nie stało.

– Pani Nichols zostanie zabrana w miejsce, gdzie da się ocenić jej stan, i pozostanie tam do czasu, aż ustalimy, co się tutaj stało.

– Pani Rawlings! Ona się nazywa Claire Rawlings. Proszę jej nie nazywać Nichols! – Twarzyczka Nichol wykrzywiła się, a po chwili mała na nowo się rozpłakała. – Co to znaczy „pozostanie”? Claire nie zrobiła nic złego. To była samoobrona. – Tony urwał. – Nie powiem nic więcej, dopóki nie spotkam się ze swoimi prawnikami. – Patrzył bezradnie, jak nieprzytomna Claire kładziona jest na noszach. – Dokąd ją zabieracie? Jest ranna? Jeśli tak, to musi się nią zająć lekarz. – Odwrócił się, szukając wzrokiem Phila. – Roach? Roach? ! Gdzie jesteś?

– Panie Rawlings, czemu pani Nichols miałaby być ranna? – zapytał funkcjonariusz Hastings. – Zrobił jej pan krzywdę?

Tony zmierzył go wzrokiem pełnym niedowierzania.

– Oczywiście, że nie zrobiłem jej krzywdy. Proszę. Nie. Nazywać. Jej. Nichols. Jej. Nazwisko. To. Rawlings.

– Panie Rawlings, nalegam, aby przekazał pan dziecko funkcjonariuszce O’Brien.

Ignorując słowa Hastingsa, Tony dostrzegł, że Phil wychodzi właśnie z gabinetu, idąc obok noszy, na których leżała Claire.

– Roach! Roach?

Phil zatrzymał się i spojrzał w jego stronę. Wyraźnie rozdarty między chęcią pozostania z Claire, a powrotem do Tony’ego, tylko przez chwilę się wahał, po czym podszedł do nich. Nie czekając na pytanie, rzekł:

– Powiedzieli, że najpierw zabiorą ją do szpitala i zajmą się obrażeniami.

Dla Tony’ego to wszystko było pozbawione sensu.

– Panie Rawlings… – zaczął Hastings. Tony wyrwał ramię z jego uścisku. – Panie Rawlings, jest pan aresztowany za usiłowanie zabójstwa pani London.

– Panie Rawlings – odezwała się błagalnie funkcjonariuszka O’Brien. – Proszę mi oddać córkę.

– Nie! Nikt nie dotknie mojej córki. Ona musi zobaczyć swoją matkę. – Spojrzał na Phila. – Zabierzesz Nichol do Claire. I bądź przy nich, dopóki Claire nie będzie mogła się nią zająć. Ja wszystko załatwię. Nie próbowałem zabić pani London. Gdyby tak było, już by nie żyła.

Nim przekazał Nichol Philowi, Tony delikatnie pocałował ją w czoło i mocno przytulił. Przez jego głowę przemknęły trzy miesiące wspomnień, od chwili, kiedy Madeline umieściła maleńką w jego ramionach, aż do ich nocnych, jakże osobistych sesji kołysania i pogawędek. Wyobraził sobie jej słodki zapach po kąpieli, to, jak kopie nóżkami w wodzie i jak po jedzeniu zaczynają jej się zamykać oczka. Myśl, że miałby choć minutę spędzić z dala od córeczki, napełniała go bezbrzeżnym bólem.

Wdychając słodki zapach niemowlęcia, Tony szepnął:

– Wszystko będzie dobrze, księżniczko. Mamusia niedługo się tobą zajmie, a tatuś wróci do ciebie tak szybko, jak się tylko da. – Patrząc w jej duże, brązowe oczy, kontynuował: – Opiekuj się mamą i nie zapomnij o mnie.

Jeszcze raz pocałował ją w czoło i podał Nichol Philowi, a funkcjonariuszka O’Brien założyła mu kajdanki.

– Panie Rawlings, ma pan prawo zachować milczenie. Wszystko, co pan powie…

– Roach – przerwał jej Tony. – Niech Eric skontaktuje się z Rawlings Industries i przekaże, aby mój zespół prawników spotkał się ze mną na komisariacie.

Phil kiwnął głową. Policjanci wyprowadzili Anthony’ego Rawlingsa, recytując po drodze przysługujące mu prawa.

Kilka kolejnych minut było niczym niewyraźna plama. Kiedy Tony trafi na komisariat, światło dzienne ujrzy litania jego przestępstw. To właśnie prześladowało Claire i stanowiło powód, dla którego nie chciała, aby leciał do Stanów Zjednoczonych. Ich roczne wytchnienie dobiegnie końca. FBI nie wkroczy i ich nie uratuje. Ich rodzina nie będzie mogła wrócić do raju. Tony w głębi duszy wiedział, że czas mu się skończył – przynajmniej na razie. Modlił się w duchu, aby rozłąka nie trwała zbyt długo. Miał pieniądze. Był gotów oddać wszystkie, byle wrócić do Claire i Nichol tak szybko, jak to możliwe.

W zazwyczaj spokojnej posiadłości Tony’ego roiło się od ludzi i pojazdów. Po korytarzach biegali strażacy z długimi wężami. Kiedy funkcjonariusz Hastings wyprowadził Tony’ego z rezydencji, okazało się, że personel stoi zbity w kupkę na wybrukowanym podjeździe, przyglądając się w milczeniu dawno niewidzianemu pracodawcy. Na wiele miesięcy słuch o nim zaginął, a teraz policja aresztowała go i wsadziła do radiowozu. Nie miało znaczenia to, że wcale nie próbował zabić Catherine: gdyby nie te cholerne nagrania, powiedziałby na policji, że to on strzelał. Zrobiłby wszystko, by uratować Claire. Nie mógł znieść myśli, że jego żona miałaby spędzić jeden dzień czy choćby jedną godzinę w więziennej celi. Już raz jej to zrobił; gotów był poruszyć niebo i ziemię, aby ją przed tym uchronić.

Nim Tony zniknął we wnętrzu radiowozu, zobaczył, jak w stronę Roacha biegnie Emily. Na widok szwagierki zalała go fala nienawiści. To wszystko przez nią. On i jego rodzina byliby szczęśliwi w raju, gdyby ta kobieta nie wykazała się taką cholerną determinacją, aby wydobyć od Catherine sekrety Claire. A teraz wyciągała ręce do Nichol. Tony zamknął oczy i modlił się w duchu, aby Claire jak najszybciej odzyskała przytomność. Musiała zaopiekować się ich córką.

Siedział sztywno, szukając w myślach odpowiedzi. Jak to możliwe, że wszystko w krótkim czasie tak się poplątało? Mimo marcowego chłodu na czoło Tony’ego wystąpił pot, a fala mdłości wyssała powietrze z jego płuc.

Brent.

Brent Simmons. Nie. Żyje.

Claire odzyska przytomność. Tony niewątpliwie będzie musiał zapłacić za swoje czyny, ale Brent zginął. Tony'emu nie uda się zwrócić życia przyjaciela. Nie będzie w stanie uśmierzyć bólu, jaki musi czuć teraz Courtney. I to wszystko wina Catherine!

A Derek Burke? Co z Sofią? Tony’ego ogarniała coraz większa wściekłość. Atakowały go mnożące się w jego głowie pytania. Wszystko działo się zbyt szybko. Czy znaleziono Sophię na górze? Ktoś jej w ogóle szukał? Jak sobie radziła ze stratą męża? Tego wszystkiego było zbyt wiele! Przez głowę Tony’ego przebiegało więcej pytań niż odpowiedzi. Ta wendeta już dawno temu wymknęła się spod kontroli.

Świat skąpany był w czerwieni!

Claire. Nichol. Brent. Courtney. Sophia.

To wszystko potrzebowało ujścia; kontrolę nad Tonym przejęła fizjologia. Nachylił się i zwymiotował na wycieraczkę._Tajemnica ludzkiego istnienia nie jest w tym, aby tylko żyć, lecz w tym, po co żyć._¹

Fiodor Dostojewski

Rozdział 2

PHIL

_Marzec 2014_

Choć to, jak go wyszkolono, aż krzyczało, aby phil rozpłynął się w chaosie, nie mógł tego zrobić, zwłaszcza po tym, jak Rawlings tak ufnie powierzył mu Nichol. Phil w ogóle nie znał się na dzieciach, zdrowy rozsądek mówił mu jednak, że ta dziewczynka z oczami swojego taty i silnymi płucami nie jest zadowolona. Przemoczony kocyk, którym owinięte było jej małe ciałko, stanowił jedyną ochronę przed lodowatą wodą, jeszcze niedawno tryskającą ze zraszaczy. Phil zdjął kocyk, rozpiął kurtkę i przytulił Nichol do ciepłej klatki piersiowej. Zakrył ją suchym materiałem i zapiął zamek, uważając, aby nie wplątały się w niego jej ciemne włoski. Niemal natychmiast głośny płacz ucichł, mała piąstka trafiła do buzi, a oczka zamknęły się z zadowoleniem.

To ciekawe, że domyślił się, w jaki sposób ją do siebie przytulić. On był ciepły, ona zimna. To miało sens. Zaledwie kilka razy w życiu znajdował się tak blisko małego dziecka i za każdym razem była to Nichol. Nie należał do mężczyzn, którzy okazują uczucia. Czegoś takiego nie miał w swoim DNA. Czuł się zdecydowanie swobodniej, śledząc wyznaczony obiekt, niż tuląc pod kurtką niemowlę. Wcześniej zdarzyło mu się trzymać Nichol tylko dlatego, że nalegała na to Claire. Osłaniając małą przed przenikliwym wiatrem, opuścił rezydencję, cofając się myślami do tego pierwszego razu, kiedy Claire dała mu do potrzymania swoją córkę. Nichol miała wtedy zaledwie jeden dzień i Phil robił, co mógł, aby unikać Claire, Rawlingsa i niemowlęcia. Na wyspie istniała jednak ograniczona liczba kryjówek.

Przemożną ulgą napełniał go stan Claire. Kiedy ryzykując własnym życiem, sprowadził na wyspę tego cholernego lekarza, tak naprawdę nie zrobił tego po to, aby uratować Nichol. Phil odchodził od zmysłów, martwiąc się o Claire. Wziął łódź i popłynął przez wzburzone fale z pobudek egoistycznych. Nie mógł znieść przebywania w pobliżu Claire, kiedy nie potrafił ulżyć jej w cierpieniu. Bądź co bądź, zobowiązał się chronić ją i jej dziecko i do tej pory mu się to udawało. Potworna była myśl, że jego wysiłki miałby przekreślić tragiczny wypadek natury medycznej, pozostający poza jego kontrolą.

_Dzień po narodzinach Nichol, kiedy Phil pojawił się na _lanai_, spotkał tu Claire. Zaskoczyło go to, gdyż sądził, że nie opuszcza jeszcze swojego pokoju. Choć była zmęczona, wyglądała niesamowicie. Stał i patrzył, jak tuli do piersi Nichol, przebywając we własnym świecie. Emanowało z niej zadowolenie. Być może powodem była ciekawość – Phil nigdy dotąd nie miał okazji widzieć noworodka – a może po prostu pragnął na własnej skórze doświadczyć tego cudu. Tak czy inaczej, zamiast udać się do kuchni i coś przekąsić, zbliżył się do Claire i Nichol. Pamiętał, jaka szczęśliwa się wydawała, kiedy przysiadł na skraju szezlonga, tuż obok jej wyciągniętych nóg._

_– Dziękuję ci za to, że sprowadziłeś wczoraj lekarza – rzekła, patrząc na niego szeroko otwartymi, zielonymi oczami._

_– Chciałbym, żebyś przestała dziękować mi za to, że wykonywałem swoją pracę._

_– Narażanie własnego życia nie należy do twoich obowiązków._

_– Należy do nich zapewnienie ci bezpieczeństwa. No i proszę, udało się._

_Policzki Claire zaróżowiły się lekko._

_– Tak, dziękuję ci za to. Pozwól, że przedstawię ci naszą córkę… – Uniosła trzymane w ramionach maleństwo. Phil jeszcze nigdy nie widział takiej maleńkiej twarzyczki. W sumie to przypominała mu jasną rodzynkę. – …Nichol Courtney Rawlings._

_Nachylił się ku niej._

_– Pojawiłaś się na tym świecie z przytupem, młoda damo. Naprawdę powinnaś dać teraz mamie odpocząć. Miała ciężką noc._

_– Od ostatniego karmienia jest grzeczna jak aniołek. – Spojrzała na niego. – Chcesz wziąć ją na ręce?_

_Phil wyprostował się._

_– Nie._

_Claire zachichotała._

_– Co za szybka odpowiedź._

_– Pamiętasz, mówiłem, że nie zmieniam pieluch._

_Podała mu środek dezynfekujący._

_– Nikt ci nie każe zmieniać pieluchy. Proszę, wetrzyj trochę w dłonie, a potem ci ją dam. – Być może sprawiło to jego pozbawione wyrazu spojrzenie, a może nagła bladość, gdyż Claire kontynuowała: – Masz mnie chronić? No cóż, muszę na chwilę wstać i coś zrobić. Nichol to część mnie, więc masz ją chronić, dopóki nie wrócę._

_Phil wmasował w dłonie pachnący alkoholem żel dezynfekujący i zapytał:_

_– Chwilę? A jeśli zacznie płakać?_

_Ignorując jego niepokój, Claire spuściła nogi z szezlonga i delikatnie umieściła Nichol w ramionach Phila._

_– Podtrzymuj główkę. Nic się jej nie stanie. Przytul ją… tak, właśnie tak. – Pocałowała małą w główkę i dodała: – No dobrze, a teraz muszę przeprosić was na chwilę. Zaraz wrócę. Och, siedźcie w cieniu._

_Claire nie zniknęła na długo, ale w ciągu tych kilku minut Phil się zakochał. Tyle różnych rzeczy w życiu robił, ale nigdy dotąd nie trzymał w ramionach tak drogocennego, niewinnego człowieczka. Wiedział, że Claire ma rację: jego obowiązki uległy podwojeniu. Ta dziewczynka, którą tulił, miała oczy swojego taty, ale widział w niej także Claire. Nie postrzegał jej już jako rodzynki. Widział nos i usta Claire…_

_Phil zastanawiał się, jak się poczuje jakiś biedny chłopak, kiedy on zawiezie jego i Nichol na ich pierwszą randkę, no bo nie zamierzał dopuścić do tego, aby została z nim sama. On też kiedyś był nastolatkiem. Nie ma takiej opcji!_

Kiedy Phil służył w wojsku, cel jego działań był narzucony z góry i niezwykle prosty: życie albo śmierć. Kiedy w Kalifornii na zlecenie Rawlingsa śledził Claire, wszystko się zmieniło. Po raz pierwszy w życiu cel został osiągnięty, a mimo to misji nie mógł uznać za zakończoną. Z każdym kolejnym dniem był coraz bardziej urzeczony. Tak po prawdzie, zaczęło się to najpewniej w San Antonio, kiedy Claire go przechytrzyła; to był jednak dopiero początek. Tym, czym mu niesamowicie imponowała, była jej umiejętność manipulowania mistrzem manipulacji. Phil miał okazję widzieć, jak inni reagują na Anthony’ego Rawlingsa. Swoim zachowaniem Claire zasłużyła na wielki szacunek Phila. Potem została zaatakowana, a jego zwolniono z obowiązków.

W tamtym czasie przyjmował inne zlecenia, większość była krótkotrwała i konkretna. Śledził męża, weryfikując jego znajomość z inną kobietą. Odnalazł nastolatka, który uciekł z domu, i powiadomił rodziców o miejscu jego pobytu. Nie był gotowy na to, aby dać sobie spokój z obsesją na punkcie Claire Nichols, więc z zadowoleniem przyjął zlecenie od pani London. Uważał, że tym samym pomaga Claire uwolnić się od Rawlingsa. Uwierzył w przedstawioną przez panią London wersję wydarzeń, a mianowicie w to, że w chwili słabości po ataku Chestera Claire zgodziła się wrócić do Iowa. Natychmiast pożałowała tej decyzji, lecz aby mogła się z niej wycofać, potrzebna jej była pomoc. Rawlings zdążył już udowodnić, że jest ją w stanie wyśledzić nawet na drugim końcu kraju. Wraz z przesyłaniem gróźb dotyczących „dziecka Rawls-Nichols” Phil zajmował się planowaniem ucieczki Claire.

Dopiero kiedy pomógł jej wyjechać ze Stanów Zjednoczonych i znaleźli się w Genewie, gdzie mieli okazję szczerze porozmawiać, przekonał się, że był jedynie pionkiem w starannie zaplanowanej przez panią London grze w szachy.

Teraz Phil wyszedł z ciepłej rezydencji na smagany wyjątkowo chłodnym wiatrem podjazd. Roiło się tu od radiowozów i wozów strażackich. Najlepiej by było, gdyby teraz zniknął. Ale jak miał to zrobić razem z Nichol? Z pewnością zostałby oskarżony o porwanie. Choć w sumie wiedział, że te oskarżenia to akurat najmniejsze z jego zmartwień. Na ich liście znacznie wyżej plasowało się karmienie, przebieranie i kąpanie trzymiesięcznego niemowlęcia.

Kiedy policjanci wyprowadzali z domu zakutego w kajdanki Rawlingsa, stojący na trawniku ludzie umilkli. Zaledwie przed chwilą odjechały dwie karetki: jedna z Claire, druga z panią London. Gdy Phil przyglądał się scenie rozgrywającej się przed jego oczami, podeszła do niego siostra Claire.

– Kim pan jest? – zapytała.

– Słucham?

– Kim pan jest? Pracuje pan dla _niego_?

Phil wyprostował się. Sposób, w jaki Emily wypowiedziała słowo „niego”, nie pozostawiał wątpliwości, o kogo jej chodzi.

– Pracuję dla _niej_, pani siostry. – Może to przez zmianę jego postawy, ale kiedy się odezwał, Nichol dała o sobie znać.

Emily zakryła dłonią usta.

– O mój Boże, ma pan jej dziecko?

Kiwnął głową i rozpiął do połowy kurtkę.

– Jej kocyk zamókł. Próbuję ją ogrzać.

– Ją? – powtórzyła oszołomiona Emily.

John Vandersol, szwagier Claire, natychmiast zdjął marynarkę, a Emily wyciągnęła ręce po Nichol. Phil chciał zaprotestować, wiedział jednak, że tak właśnie trzeba zrobić. Emily to jej ciotka. Ona będzie umiała zaopiekować się niemowlęciem do czasu, kiedy Claire poczuje się lepiej. Poza tym Phil chciał jechać do szpitala, sprawdzić, co z nią i przekazać, co się stało z Nichol i Tonym.

– No już, już… – zagruchała Emily, otulając siostrzenicę marynarką Johna. Spojrzała na Phila i zapytała: – Wie pan, kiedy po raz ostatni jadła?

Pokręcił przecząco głową.

– Claire przyjechała tu z nią dosłownie na chwilę przed tym, jak wszystko wymknęło się spod kontroli. Ona… eee… – Policzki mu poróżowiały. – …nie jest karmiona butelką.

– Och. W takim razie musimy zawieźć ją do Claire, do szpitala. Wie pan, co się tam wydarzyło?

– Nie widziałem wszystkiego. Ale wydaje mi się…

– To Anthony, prawda? – przerwał mu John. – To do niego strzelała Claire?

– Nie – odparł zdecydowanie Phil. – Nie, ona nikogo nie próbowała zabić. Próbowała uratować Nichol przed panią London.

Emily pokręciła głową.

– Nie wierzę panu. Claire zawsze mówiła o Catherine same dobre rzeczy.

– Broni pani kobiety, która zamknęła was w apartamencie, a nie człowieka, który was ocalił? – zripostował Phil.

John uniósł brwi.

– Skąd pan o tym wie? Skąd pan wie, gdzie się znajdowaliśmy? Może pracuje pan dla Anthony’ego i to on…

Phil spiorunował go wzrokiem.

– Na policji złożę oficjalne zeznanie. Zapewniam jednak, że się pan myli. – Nichol coraz głośniej płakała. – Zamiast spierać się o to, trzeba zawieźć Nichol do Claire.

Emily otworzyła szeroko oczy.

– Nichol? Moja siostrzenica nazywa się Nichol Nichols?

– Nichol Courtney Rawlings – wyjaśnił Phil.

W zielonych oczach kobiety pojawił się błysk.

– Co to znaczy Rawlings? Claire się na to zgodziła?

– Pani Vandersol, będzie pani musiała porozmawiać z siostrą. Ale powinna pani wiedzieć, że ona i pan Rawlings ponownie wzięli ślub. Byli małżeństwem, kiedy urodziła się Nichol. Siostra wszystko pani wytłumaczy.

Ruszyli w stronę samochodów.

– Wie pan, że jest on osobą poszukiwaną? – odezwał się John. – Znał pan miejsce jego pobytu? Czy możemy panu ufać?

– Nie możecie. Inaczej sprawy się mają, jeśli chodzi o panią Rawlings. Nie zrobiłbym niczego, żeby ją skrzywdzić ani nie pozwoliłbym na to nikomu innemu. Naprawdę, to z nią powinniście porozmawiać.

– Więc chciała mieć pana przy sobie – nie dawała za wygraną Emily – bo bała się, że on znowu zrobi jej krzywdę?

– Pani Vandersol, błędnie pani interpretuje moje słowa…

Wyjaśnienia Phila przerwało pojawienie się policjanta, który dotknął jego ramienia.

– Musimy zadać panu kilka pytań. Znajdował się pan w gabinecie w momencie wystrzału…

Phil udzielił odpowiedzi, a tymczasem John i Emily oddalili się razem z Nichol. Niespodziewanie szwagier Claire wrócił.

– Jest tu fotelik samochodowy dla niemowląt?

Policjant kiwnął głową, a Phil zabrał Johna do samochodu, którym przyjechała Claire, należącego do Courtney Simmons. Phil bardzo nie chciał wplątywać w to wszystko przyjaciółki Claire. I może by mu się to udało, gdyby Claire nie przyjechała samochodem Courtney. Przez jego głowę przebiegał cały korowód myśli. Gdy tylko John odszedł, funkcjonariusz zapytał:

– Czyj to samochód?

– Należy do jednego z moich pracowników. Użyczył mi go.

– Panu? To pan przywiózł tu panią Nichols?

– Jej nazwisko brzmi Rawlings. Ona i pan Rawlings ponownie wzięli ślub i wydaje mi się, że dalszych informacji powinienem udzielać w obecności prawnika.

Z taką odpowiedzią spotykało się każde kolejne pytanie. I tak powiedział już Vandersolom więcej, niż powinien. Chciał jednak, aby wiedzieli, że pomimo takiej, a nie innej przeszłości Claire i Tony razem wychowywali Nichol. To całe ukrywanie się przed FBI na pewno okaże się dla Rawlingsa obciążające, ale Phil miał nadzieję, że rodzina Claire wykaże się zrozumieniem. Zarówno Tony, jak i Claire będą potrzebowali ich wsparcia.

W końcu policjantowi znudziły się odpowiedzi Phila, a raczej ich brak.

– Panie Roach, czym się pan zajmuje i dla kogo pracuje?

– Jestem wolnym strzelcem. Zajmuję się wieloma rzeczami i pracuję dla wielu osób.

– Może powinniśmy przejechać się do miasta i bliżej się przyjrzeć pańskiemu CV.

– Choć brzmi to kusząco, jestem dziś dość zajęty. Uważa pan, że istnieją przesłanki, aby mnie o coś oskarżyć? Jeśli tak, jedźmy. W przeciwnym razie zajmę się swoimi sprawami, a mam naprawdę sporo do zrobienia. W pierwszej kolejności muszę sprawdzić, jak się czuje pani Rawlings.

– Panie Roach, skąd pan wie, że ona i Anthony Rawlings ponownie są małżeństwem?

– Odpowiem panu na to pytanie po rozmowie z moim prawnikiem. – Phil zawahał się. Kiedy policjant nie zareagował, kontynuował: – Rozumiem, że nasza rozmowa dobiegła końca?

– Tylko na razie. Proszę nie opuszczać stanu ani w celach służbowych, ani prywatnych, bez uprzedniego kontaktu z wydziałem policji w Iowa.

Phil wzruszył ramionami.

– Na usługi świadczone przez wolnych strzelców jest zapotrzebowanie na całym świecie. Gdybym był potrzebny, znacie mój numer.

Po tych słowach odwrócił się i ruszył w stronę samochodu Courtney. Wcześniej, kiedy wyjmował z niego fotelik, na podłodze wypatrzył torebkę. Miał nadzieję, że znajdzie w niej kluczyki. Kiedy tylko usiadł za kierownicą, dostał esemesa od Erica.

– NADAL JESTEM W CENTRUM OCHRONY. ZROBIŁEM KOPIE ZAPASOWE NAGRAŃ. DOKĄD WSZYSTKICH ZABRANO?

Phil odpisał:

– LONDON I CLAIRE DO SZPITALA, A RAWLINGSA NA KOMISARIAT. MASZ ZADZWONIĆ DO RAWLINGS INDUSTRIES I PRZEKAZAĆ PRAWNIKOM, ŻEBY JAK NAJSZYBCIEJ TAM PRZYJECHALI. NIE ODEZWAŁEM SIĘ WCZEŚNIEJ, BO PANOWAŁ PRAWDZIWY CHAOS.

– NICHOL?

– EMILY VANDERSOL. JADĘ SPRAWDZIĆ, CO Z CLAIRE. ZADZWONISZ PO POMOC DLA RAWLINGSA?

– TAK.

Phil przejrzał torebkę i znalazł kluczyki. Chwilę później jechał już w stronę miasta.

Wcześniej nie przyszło mu do głowy, że w Iowa City jest przecież mnóstwo szpitali i że może się to okazać problemem. Na szczęście kiedy przekazywał Johnowi Vandersolowi fotelik, pod miękki materiał wsunął dyskretny nadajnik GPS. Rawlings powierzył Philowi opiekę nad Nichol i dlatego zamierzał śledzić jej lokalizację. Po kilku stuknięciach w ekran telefonu czerwony migający punkcik poinformował go o tym, dokąd powinien się udać. Nie skontaktował się z Courtney. Zbyt była zaaferowana wiadomościami dotyczącymi jej męża, żeby przejmować się Claire, Nichol czy samochodem. Phil starał się nie myśleć o Brencie. W jego życiu obecnych było wielu ludzi, którzy pojawiali się i znikali, niemniej jednak smutek, jaki odczuwał na myśl o śmierci Brenta Simmonsa, stanowił kolejny przykład tego, jak bardzo się zmienił od czasu, kiedy Brent skontaktował się z nim przed rokiem. Złagodniał.

Wszedłszy na zatłoczony oddział ratunkowy, skinął głową siedzącej w rejestracji pielęgniarce i ruszył w stronę gabinetów. Nie minęło wiele czasu, a Nichol głośno dała znać, gdzie się znajdują. Nim zdążył podjąć decyzję, czy chce, aby go widziano, zza szklanych przesuwnych drzwi wyłoniła się Emily. Ich spojrzenia się spotkały.

– Nie usłyszałam, jak się pan nazywa – rzekła zdecydowanym tonem.

– Roach, Phillip Roach. Jak się czuje Claire?

Emily się najeżyła.

– Informacje dotyczące stanu zdrowia mojej siostry są poufne.

– Mogę panią zapewnić, pani Vandersol, że jestem wtajemniczony w prywatne sprawy pani siostry. Taką mam pracę, muszę to wiedzieć. Mam jej zapewniać bezpieczeństwo. Nie mogę tego robić, jeśli nie wolno mi przebywać w jej pobliżu.

Krzyki Nichol przybrały na sile.

– Jak pan widzi, pilnuje jej policjant. Nie sądzę, aby pańskie usługi były tu potrzebne.

– Dlaczego ona nadal płacze? – zapytał Phil, patrząc w stronę Nichol.

– Zapewne jest głodna. Właśnie idę na oddział pediatryczny po mieszankę dla niemowląt.

– Ale… Claire nie będzie zadowolona…

– Dziękuję panu, panie Roach. Wygląda na to, że skoro do pańskich obowiązków należało zapewnienie bezpieczeństwa mojej siostrze, to się to panu nie udało. Jest z nią teraz rodzina. Zaopiekujemy się nią i Nichol. Jeśli należą się panu jakieś pieniądze, proszę spotkać się w tej sprawie z _nim_. To przecież, według pańskich słów, jej mąż. I proszę nie niepokoić więcej mojej siostry.

– Dziękuję, pani Vandersol, zrezygnuję z pełnienia swoich obowiązków w chwili, kiedy moja pracodawczyni, pani siostra, mnie z nich zwolni, ale nie wcześniej.

– Moja siostra jest w stanie szoku po tym, co się wydarzyło. Kiedy dojdzie do siebie, przesłucha ją policja. Gdyby dysponował pan informacjami, którymi chciałby się podzielić, proszę o kontakt ze mną. Przeprowadzono już jakieś badania i wiadomo, że to ona strzelała. Na szczęście pani London nie odniosła poważnych obrażeń. Żałuję, że moja siostra nie wycelowała lepiej i że to nie on został postrzelony.

– Nie zna pani faktów koniecznych do wyciągania takich wniosków…

– Muszę nakarmić Nichol. Przekazałam funkcjonariuszom instrukcje dotyczące tego, kto może wejść do mojej siostry, a kto nie. Żegnam, panie Roach.

Zaciskając zęby, Phil skinął głową. Tony nieraz mu mówił, że nie darzy sympatią siostry Claire. W pełni się z nim zgadzał.

Skoro nie wolno mu się zobaczyć z Claire, włamie się do szpitalnych plików i tym sposobem dowie się, w jakim jest stanie. Odwrócił się i ruszył w stronę wyjścia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: