- W empik go
Kontrakt. Tom II. W płomieniach - ebook
Kontrakt. Tom II. W płomieniach - ebook
Emily nie potrafiła pogodzić się z samobójstwem swojej najlepszej przyjaciółki. By pomścić śmierć Emmy i ukarać winnych, zdecydowała się na krok ostateczny – podpisała cyrograf z samym diabłem. W końcu zrozumiała swój błąd, ale wydawało się, że jest już za późno. Jednak z pomocą Nathaniela, jedynego sprzymierzeńca wśród piekielnych wysłanników, dokonuje niemożliwego. Całą trójką uciekają z piekieł. Przez wiele dni starają się przemieszczać z miejsca na miejsce, by zmylić piekielny pościg. W końcu znajdują chatkę na skraju lasu. W malutkiej mieścinie po środku niczego wreszcie czują się bezpieczni. Ale czy na długo?
„W płomieniach" to druga część cyklu „Kontrakt", w której poznajemy dalsze losy Emily, Emmy, Michaela i Nathaniela – bohaterów powieści „W ogień".
Kategoria: | Science Fiction |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-280-7363-6 |
Rozmiar pliku: | 318 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gdy byłam małą dziewczynką, tata zawsze powtarzał mi, że miarą wielkości każdego człowieka jest umiejętność stawania w obronie słabszych. Tak więc od najmłodszych lat zawsze pomagałam tym, którzy tego potrzebowali, niejednokrotnie pakując się przy tym w kłopoty. Nie potrafiłam jednak patrzeć bezczynnie na krzywdę innych.
Właśnie w ten sposób poznałam swoją najlepszą przyjaciółkę Emmę – ratując ją z rąk chuligana. Od tego dnia stałyśmy się nierozłączne. Emma była siostrą, o której zawsze marzyłam, broniła mnie przed samotnością i pustką, która powstała w moim sercu po śmierci taty. Ja natomiast starałam się bronić ją przed całym światem.
Gdy okrutny los w postaci mojej nienawistnej matki nas rozdzielił, nie mogłam już czuwać nad moją przyjaciółką. Nigdy jednak nawet nie przypuszczałam, że skutek tego będzie tak tragiczny.
Głupi zakład garstki idiotów doprowadził moją przyjaciółkę na skraj rozpaczy, przez co odebrała sobie życie. Chyba jeszcze nigdy nie czułam w sobie tyle bólu i złości naraz. Właśnie wtedy po raz pierwszy w życiu podjęłam decyzję kierowana nie jak dotychczas – chęcią pomocy czy szlachetnymi pobudkami, lecz przepełniającą mnie żądzą zemsty.
Jak to się stało, że religijna, zawsze skora do pomocy dziewczyna zawarła pakt z diabłem? Do dziś nie potrafię tego wyjaśnić.
Byłam pełna żalu, bólu, złości i poczucia całkowitej bezradności, gdy Michael pojawił się z tym swoim zabójczym uśmiechem niegrzecznego chłopca i propozycją pomocy. Nie potrafiłam myśleć o tym, co poświęcam, o swoim życiu, przyszłości i utraconej duszy, chciałam tylko jednego – by winni śmierci Emmy ponieśli zasłużoną karę. Ponadto perspektywa ponownego spotkania mojej przyjaciółki pchnęła mnie ku tej decyzji – wskoczyłam w sam środek ognia, podpisując cyrograf, nie bacząc na konsekwencje.
Michael dotrzymał słowa, dał mi wszelkie narzędzia niezbędne, bym mogła ukarać winnych. Z dnia na dzień stałam się uosobieniem marzeń każdego faceta, wykorzystując swoje nowe cechy i umiejętności, by krok po kroku niszczyć życie winnych śmierci Emmy. Pod przykrywką nowej uczennicy za pomocą sieci kłamstw i intryg realizowałam swój plan z upierdliwym inkubem u boku. Nawet mój anioł stróż nie był w stanie odwieść mnie od tego planu.
Gdy byłam już na skraju odebrania życia najgorszemu z winnych, ta ostatnia cząstka dawnej mnie odżyła i nie pozwoliła mi dokończyć dzieła. Okazałam litość, zachowując tym samym tę część siebie, którą zawsze w sobie ceniłam. Zrozumiałam też swoją naiwność wobec uczucia do samego diabła, które zaczęło kiełkować w moim sercu. Oszukiwałam się, myśląc, że Michael jest zdolny do jakichkolwiek uczuć, jednak w końcu dotarło do mnie, że piekło to nie miejsce na cuda – a tym właśnie byłaby jego miłość do mnie.
Gdy zdecydowałam się na ostateczny krok i odebrałam sobie życie w celu dopełnienia cyrografu, zrozumiałam, że piekło to nie jest miejsce dla mnie. Nie potrafiłam świadomie czynić zła. Spotkanie z Emmą uświadomiło mi, że ona również nie potrafiła się tam odnaleźć.
Po raz kolejny więc postawiłam na szali wszystko, by ją ocalić. Z pomocą Nathaniela, który jako jedyny z wysłanników piekieł stał się moim oddanym przyjacielem, oraz wsparciem zaprzyjaźnionych aniołów – oszukałam samego diabła.
Wraz z Emmą i Nathanielem uciekliśmy od Michaela, nie zważając na czekającą nas za to karę. Nie wiedzieliśmy, jak długo uda się nam uciekać i czy w końcu znajdziemy bezpieczne schronienie. Byliśmy jednak gotowi na wszystko, byle tylko wydostać się z piekła.ROZDZIAŁ 1
Emma pisnęła z zachwytu na widok małego drewnianego domku usytuowanego na tle lasu.
– To miejsce jest idealne – powtarzała. Jej głos zmącił panującą wokół ciszę, niosąc się echem między koronami drzew. Zachwyt Emmy był jednak w pełni uzasadniony, to miejsce było naprawdę niesamowite. Rozejrzałam się wokół, napawając wszechobecną zielenią. Lekki wietrzyk delikatnie chłodził mi twarz, niosąc ze sobą słodką woń kwiatów z pobliskiej łąki.
Domek postawiono na niewielkiej polanie, którą z jednej strony otulał las, resztę krajobrazu natomiast wypełniały pola pszenicy falujące na wietrze. Polana porośnięta była wysoką trawą i kolorowymi kwiatami. Nieopodal domu rosła ogromna wierzba płacząca, która rzucała cień na większą część werandy. W oddali na skraju lasu dostrzegłam też niewielki staw, nad którym właśnie kołowały gęsi.
Dom zdawał się być wtopiony w ten krajobraz, cała jego wschodnia ściana porośnięta była pnączem, co tylko dodawało mu uroku. Brak jakiegokolwiek ogrodzenia tylko wzmagał wrażenie zjednoczenia budynku z otaczającą go przyrodą.
Nigdzie w zasięgu wzroku nie było widać innych zabudowań. Z tego, co mówił Nate, najbliższe domy znajdowały się kilka kilometrów stąd. W pobliżu nie było żywej duszy i to było po prostu wspaniałe. Obok domku stała niewielka szopa, a tuż przy niej studnia. Bez najmniejszych problemów mogłam wyobrazić sobie nas mieszkających tutaj. Uniosłam głowę, podziwiając białe, puchate chmurki sunące po nieskazitelnie błękitnym niebie. Może i trafiliśmy na kompletne zadupie, ale dla mnie to był prawdziwy raj. Widząc rozpromienioną twarz Emmy, byłam pewna, że ma podobne odczucia.
Ostatnie tygodnie były naprawdę trudne. Nieustanna ucieczka, ciągłe oglądanie się za siebie. Nie pozostawaliśmy w jednym miejscu dłużej niż kilka godzin. Samochód stał się naszym domem i wcale mi się to nie podobało. Wszyscy byliśmy wycieńczeni. Po dwudziestu trzech dniach w końcu się zatrzymaliśmy. Nathaniel wybrał to miejsce, twierdząc, że tu będziemy bezpieczni. Nie pozostało nam nic innego, jak zdać się na jego intuicję.
Miasteczko Levorth liczyło sobie zaledwie pięćdziesięciu dziewięciu mieszkańców. Nathaniel był pewien, że nikt nie będzie nas szukał w takiej dziurze. Kątem oka spojrzałam na niego – miał minę, jakby właśnie nagryzł cytrynę. Nie trudno było domyślić się, że podobne miejsca wywoływały w nim raczej negatywne emocje. Nathaniel kochał miasta, ciągły ruch, nocne kluby i zabawę. Nie oszukujmy się, dla niego ten sielankowy krajobraz wiał nudą na kilometr. Obserwując Nathaniela już od dłuższego czasu, coraz bardziej obawiałam się, że w głębi duszy żałował tego, że z nami uciekł. Miałam wyrzuty sumienia, wiedząc, że wywrócił swoje życie do góry nogami tylko dlatego, że go o to poprosiłam.
Każdego dnia widziałam, jak stara się robić dobrą minę do złej gry. Jednak mimo uśmiechu na twarzy mającego podnieść nas na duchu widziałam, jak iskierki w jego oczach z każdym dniem coraz bardziej przygasają. Jestem absolutnie pewna, że gdyby nie on, już dawno zostałybyśmy pojmane. Otoczył nas opieką, stając na czele naszej małej grupy ucieczkowej. On jako jedyny wiedział, jak odnaleźć się w tak trudnej sytuacji. Obmyślał każdy kolejny ruch, dbał o każdy szczegół.
– Jednego jestem pewien – głos Nathaniela przerwał moje rozmyślania. Zrobiwszy krótką przerwę na zaciągnięcie się papierosem, ciągnął dalej: – Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie nas szukał na takim zadupiu.
– Musisz palić to świństwo? – Emma z niesmakiem odganiała od siebie dym.
– Przecież to mnie nie zabije. – Z lubością zaciągnął się po raz kolejny.
Emma chciała coś odpowiedzieć, lecz ich rozmowę przerwał warkot nadjeżdżającego samochodu. W chwilę potem nieopodal nas zaparkowała stara, pokryta rdzą półciężarówka. Wysiadł z niej starszy, szpakowaty pan w kraciastej koszuli i ogrodniczkach.
– No to przedstawienie czas zacząć – szepnął pod nosem Nathaniel, po czym z wystudiowanym uśmiechem ruszył w stronę mężczyzny.
– Pan Randall, jak mniemam. – Nathaniel wyciągnął w jego stronę dłoń.
– Thomas. – Mężczyzna uśmiechnął się, przyjaźnie ściskając jego rękę. – Te formalne przydomki to domena ludzi z miasta, my tutaj jesteśmy bardziej jak rodzina.
Zauważyłam, jak Nathaniel krzywi się nieznacznie.
– Mam nadzieję, że droga minęła wam przyjemnie? – Thomas zerknął na mnie i Emmę.
– Była męcząca. – Nathaniel ziewnął ostentacyjnie. – Chcielibyśmy jak najszybciej załatwić wszystkie formalności i odpocząć. Jechaliśmy całą noc.
– Oczywiście, rozumiem. – Mężczyzna szybko cofnął się do samochodu po teczkę i pęk kluczy, po czym bez zbędnych komentarzy otworzył drzwi i wprowadził nas do środka.
Wnętrze domu sprawiało niezbyt przyjemne wrażenie. Wszędzie wokół unosił się zapach stęchlizny i kurzu, a zaduch był nie do wytrzymania.
– Przepraszam, że nie zdążyłem przygotować domu na wasz przyjazd. – Mężczyzna był wyraźnie zakłopotany. – Gdy zadzwoniłeś, byłem z wizytą u siostry, wróciłem dopiero dziś rano. – Nathaniel nie zwracał uwagi na jego tłumaczenia, rozglądając się z niesmakiem po niewielkim saloniku.
– Od śmierci mojego syna nikt tu nie zaglądał – tłumaczył dalej. – Synowa z dziećmi przeprowadziła się do swoich rodziców. Dom od prawie roku stoi opuszczony.
– To widać – skwitował Nathaniel.
– Proszę mu wybaczyć – wtrąciłam szybko, widząc zbolałą minę mężczyzny. – Brat robi się złośliwy, gdy jest zmęczony. – Thomas uśmiechnął się do mnie z wdzięcznością. – Wystarczy trochę pracy i dom będzie lśnił jak nowy – dodałam.
– Taa... – prychnął Nathaniel. – Już to widzę.
– Ostatnie tygodnie były dla nas naprawdę trudne – próbowałam znów ratować sytuację. – Nathaniel był zmuszony przejąć obowiązki głowy rodziny i trochę go to przytłacza.
– Będę wścibski, jeśli zapytam co się stało? – Thomas zerknął niepewnie na Nathaniela.
– Nasi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej kilka tygodni temu – zaspokoił jego ciekawość Nathaniel.
Muszę przyznać, że byłam pod wrażeniem jego gry aktorskiej. Ta tłumiona złość i ból w oczach były naprawdę przekonujące. Nathaniel wymyślił tę bajeczkę, ponieważ był pewien, że nikt nie będzie dopytywał szczegółów, wiedząc, że to dla nas zbyt bolesne. No a katastrofy lotnicze w dzisiejszych czasach były na tyle częste, że nie wzbudzały już sensacji.
– Bardzo mi przykro. – Mężczyzna był wyraźnie zmieszany własną ciekawością. Błyskawicznie wyciągnął z teczki kilka kartek. – Tu jest umowa najmu. Wystarczy podpisać i dom jest do waszej dyspozycji. Najpierw jednak muszę poprosić o jakiś dokument potwierdzający twoją pełnoletność – zwrócił się do Nathaniela. Ten bez słowa podał mu prawo jazdy, które załatwił kilka dni wcześniej wraz z resztą fałszywych dokumentów dla mnie i Emmy. Mężczyzna ledwie rzucił na nie okiem, po czym szybko mu je oddał. Nathaniel, nie mówiąc nic więcej, podpisał spisaną odręcznie umowę, po czym podał Thomasowi kopertę z gotówką.
– Tak jak ustaliliśmy, telefonicznie płacę za dwa miesiące z góry. Potem będziemy się rozliczać na bieżąco – powiedział. Thomas szybko zabrał kopertę i schował ją do kieszeni, nie licząc pieniędzy. Ufność zawsze była cechą ludzi mieszkających w małych miasteczkach.
Dobrze, że Nate wcześniej schował należną kwotę do koperty. Biedny Thomas zapewne zszedłby na zawał, widząc, jak wyciąga pieniądze z wypełnionej nimi torby. Nie wiem jak dalibyśmy sobie radę, gdyby nie zaradność Nathaniela. Gotówka, którą dla nas zdobył, pozwoliła nam przetrwać ostatnie tygodnie. Nie wiedziałam dokładnie, ile pieniędzy znajdowało się w torbie, ale byłam pewna, że trochę czasu minie, zanim nasze zapasy się skończą. Miałam nadzieję, że to miasteczko stanie się naszym domem na dłużej. Ostatnie tygodnie były prawdziwą torturą. Byliśmy wiecznie w ruchu śpiąc i prowadząc na zmianę. Zatrzymywaliśmy się jedynie, by zatankować, załatwić potrzeby czy zrobić szybkie zakupy. Nigdzie nie zostawaliśmy dłużej niż godzinę czy dwie. Wynajmowaliśmy pokój tylko po to, by wziąć szybki prysznic, przebrać się i znów ruszaliśmy w dalszą drogę. Nathaniel miał totalną manię prześladowczą, zewsząd spodziewał się zagrożenia. On jako jedyny wiedział, w co się wpakowaliśmy, uciekając, więc całkowicie zdałyśmy się na jego wyczucie. Przez cały czas oglądałyśmy się za siebie, nie wiedząc, kiedy dosięgnie nas Michael. Żadne z nas nawet przez chwilę nie robiło sobie nadziei, że on odpuści. Wiedzieliśmy doskonale, że jesteśmy ścigani. Dlatego też musieliśmy być przez cały czas o krok przed nimi. Podejmując decyzję o ucieczce, wiedziałam, że nie będzie łatwo. Nie wiedziałam jednak, jak naprawdę będzie to wyglądało. Każdy niespodziewany hałas, krzyk, ryk silnika przyprawiał mnie o dygotanie. Emma znosiła to jeszcze gorzej niż ja. Nathaniel próbował nas uspokajać, mówiąc, że jeśli do tej pory nas nie dopadli – jesteśmy na dobrej drodze, a plan działa. Nie byłam jednak pewna, czy sam tak do końca w to wierzył. Omijaliśmy duże miasta, sklepy z monitoringiem i wszelkie miejsca, w których pozostałby po nas jakiś ślad. Wybieraliśmy najbardziej pospolite motele, w których nikt nie prosił o nasze dane. Wystarczyło zapłacić z góry za kilka godzin, by uniknąć wszelkich pytań. Ubieraliśmy się przeciętnie, tak aby nie zwracać na siebie uwagi. Czapki z daszkiem, bluzy z kapturem i okulary przeciwsłoneczne – był to nasz nieodłączny zestaw wyjściowy. Pokonaliśmy tysiące kilometrów, kilka stanów, wszystko po to, by znaleźć się jak najdalej od Michaela. W końcu dotarliśmy do małej mieściny na obrzeżach Kanady. Nie było jej na większości map, co Nathaniel uznał za duży atut. Każde z nas marzyło o przespaniu chociażby kilku godzin w normalnym łóżku. Nathaniel mógł stroić fochy na ten dom, ale byłam pewna, że w głębi duszy też uznał go za idealny.
Nie zdążyliśmy jeszcze przyjrzeć się miasteczku, jednak z tego, co zauważyliśmy, było mniejsze niż jedna z przecznic Nowego Jorku.
– Na mnie już czas. – Głos naszego gospodarza wyrwał mnie z zamyślenia. – Wszystko, co jest w domu, jest do waszej dyspozycji. Jeżeli będziecie czegoś potrzebowali, na umowie jest mój numer telefonu. Dzwońcie śmiało.
– Dziękujemy. – Obdarzyłam go uśmiechem.
Zrobił kilka kroków w stronę drzwi, po czym dodał:
– Jeśli macie zamiar zapisać się do szkoły, to najbliższa jest dwadzieścia kilometrów stąd.
– Nie – odpowiedzieliśmy z Nathanielem jednocześnie. Nathaniel ciągnął dalej: – Ja skończyłem szkołę trzy lata temu, Emily dwa, a Emma w zeszłym roku. Żadne z nas nie ma teraz głowy do nauki, nie mamy też środków na podjęcie studiów. Chcemy najpierw pozbierać się po utracie rodziców, potem pomyślimy o znalezieniu pracy.
– Rozumiem. – Mężczyzna wyglądał na zakłopotanego. – Jeśli będziecie czegoś potrzebowali, dzwońcie śmiało.
– Dziękujemy – odezwałam się pierwsza.
Zerknęłam na stojącą nieopodal Emmę. Nie uszło mojej uwadze, że przez cały czas nie odezwała się ani słowem. Widziałam, jak bardzo była zmęczona. Oparła się o ścianę, tępo patrząc przed siebie.
– Wszystko dobrze? – Delikatnie pogłaskałam ją po plecach.
– Jestem po prostu zmęczona – westchnęła.
– Teraz będzie już tylko lepiej. – Uścisnęłam ją mocno. Nie wiem, którą z nas starałam się przekonać bardziej, ją czy siebie.
– Marzę o kąpieli – jęknęła Emma.
– Ja też – przytaknęłam. Nie kąpaliśmy się od trzech dni. Nathaniel nie chciał marnować czasu na zbędne postoje, gdy byliśmy tak blisko celu. Wszyscy wyglądaliśmy jak kupki nieszczęścia, ale może to i lepiej. To zdecydowanie pasowało do wizerunku biednych i zagubionych sierotek, które od tej pory mieliśmy zgrywać.
– Z tym prysznicem musicie się nieco wstrzymać. – Nathaniel minął nas, wnosząc nasze rzeczy do pobliskiej kuchni. Nie było tego dużo. Plecaki z ubraniami, dwa koce, poduszki i torba z jedzeniem, które kupiliśmy po drodze, oraz nasz zasób gotówki.
– Co masz na myśli? – spytałam nawiązując do jego wcześniejszej wypowiedzi.
– Ciepła woda sama się nie zrobi – skrzywił się.
– Nie rozumiem – spojrzałam na niego pytająco.
– To znaczy, że żeby mieć ciepłą wodę, trzeba narąbać drewna i rozpalić w piecu znajdującym się dokładnie pod nami.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.