Kopciuszek na pustyni - ebook
Kopciuszek na pustyni - ebook
Polly co prawda mieszka w zamku, ale często brakuje jej pieniędzy. Jako córka rządcy jest traktowana przez właścicieli z pogardą. Wpada na pomysł, jak ubarwić swoje nudne życie. Najpierw jednak musi uzyskać pozwolenie na wyjazd do egzotycznego Amrahu. Marzy, by nakręcić film o prababci, która zapisała się w historii tego kraju. Szejk Raszid traktuje Polly podejrzliwie, w końcu jednak zgadza się na jej projekt. Dla Polly rozpoczyna się przygoda jej życia…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-0999-1 |
Rozmiar pliku: | 649 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Mówisz, że powinnam go znać? – Polly Anderson przysunęła bliżej fotografię i zmrużyła oczy.
– Zapomniałaś włożyć soczewki? – zażartowała Minty.
– Nie, nie to, że zapomniałam – Polly upiła łyk kawy, którą postawiła jej na biurku koleżanka – ale siedziałam wczoraj do późna i mam powieki jak z ołowiu.
– Ale jesteś zbyt próżna, by włożyć okulary…
Głupio było się przyznać, ale nie miała pojęcia, gdzie je wetknęła, więc tylko wzruszyła ramionami.
– Jestem więcej niż pewna, że nie znam tego faceta – powiedziała. – Nie przypomina żadnego z szejków, z którymi Anthony robi interesy.
– Masz na myśli, że nie jest ani gruby, ani stary? – spytała Minty.
– Coś w tym stylu.
Minty zaśmiała się i podała koleżance kolejną fotografię.
– Musisz go zobaczyć bez chusty na głowie: ma ciemną karnację, jest wysoki i cudownie niebezpieczny.
– No, całkiem w porządku – stwierdziła Polly – a nawet bardzo. – Nie była aż tak krótkowzroczna, żeby tego nie dostrzec. Miał w oczach to coś. Tak, głównie chodziło o oczy. Jak na Araba były zaskakująco błękitne, znajome, ale i egzotyczne zarazem, a do tego niesamowicie seksowne. Zdawały się obiecywać emocje i doznania, których się dotąd nie doświadczyło. Polly się uśmiechnęła. – Więc kim on jest? – zapytała, unosząc wzrok.
– Oficjalnie to Jego Wysokość Książę Raszid bin Khalid bin Abdullah Al Baha, ale dla świata Zachodu znany jest jako szejk Raszid Al Baha. To znacznie prostsze. Ma dwadzieścia dziewięć lat, prawie dwa metry wzrostu i jest singlem, a do tego zapalonym koniarzem o majątku, o którym nigdy nawet nie śniłaś. I na dodatek jest cholernie seksowny.
Polly się roześmiała.
– Ale nie to, żebyś była nim zainteresowana?
– Właściwie chyba nie. To fakt, że jest na czym zawiesić oko, ale angażować się na poważnie w taką historię, to raczej kiepski pomysł. Jest drugim z kolei synem księcia Khalida, którego mu urodziła jego angielska żona.
– A, już wiem, słyszałam o nim. – Polly pokiwała głową. – Ten szejk playboy z Amrah…
– Dokładnie. To twardy gracz. Jedyną rzeczą, którą jest w stanie się zainteresować, są konie. Nie znam się na tym, ale jest chyba niezłą szychą w tej branży, hoduje je, czy coś w tym stylu. Dlatego pomyślałam, że może go poznałaś przez swojego przyrodniego brata, ale w sumie, chyba nie ma to większego znaczenia. Damy radę.
Polly wzięła do ręki fotografię, na której szejk ubrany był w tradycyjne, przewiewne, białe szaty. Minty miała rację, był cholernie seksowny. Gdyby pojawił się kiedykolwiek w Shelton, z pewnością by go zapamiętała.
– Z Amrah przyjechało kiedyś dwóch szejków, ale obaj byli sporo starsi i raczej nie wyglądali tak, jakby w ich żyłach miała płynąć królewska krew. Anthony nie był pod specjalnym wrażeniem, ale jeśli chcesz, mogę się dowiedzieć, jak się nazywają.
– Nie, nie trzeba, ale skoro już o tym mowa, to rzuć okiem na jego starszego brata. – Minty podała jej lśniące zdjęcie w formacie A4. – Jego Wysokość Książę Hanif bin Khalid bin Abdullah Al Baha. Różnica jest tylko w imieniu. Teraz, kiedy ich ojciec choruje, powinnyśmy właściwie rozmawiać z Hanifem – dodała, zerkając w swoje notatki – ale nie opuszcza go nawet na chwilę.
Polly wzięła fotografię. Między braćmi było zdecydowanie więcej różnic. Hanif wyglądał bezpiecznie, jeśli można było kogoś ocenić na podstawie jednej jedynej fotografii, i to bez okularów. Wyglądał na człowieka odpowiedzialnego, a w jego oczach, choć były nieugięte i surowe, czaiła się nutka nostalgii. Raszid był inny, emanował niepokojem i tajemniczością. Minty miała rację, nie należało uruchamiać wyobraźni, byłby to bez wątpienia zły pomysł. Tylko dlaczego niebezpieczni mężczyźni byli tacy pociągający?
– Żaden z nich nie bywał dotąd w zamku Shelton, tego jestem pewna. Obaj są jakieś dwadzieścia lat młodsi od tych, którzy nas odwiedzali.
Minty przewertowała notatki.
– Nigdy nie mogę rozgryźć tych ich długich nazwisk…
– Bin oznacza syn – powiedziała Polly i położyła zdjęcia na stole. – Wyobraź sobie drzewo genealogiczne – ciągnęła dalej – Baha to nazwisko, a Abdullah imię.
– Powoli nabiera to jakiegoś sensu – wymamrotała Minty, zapatrzona w notatki. – Myślę, że tak długo, jak długo będziesz miała zakryte ramiona i nie będziesz nosiła w Amrah miniówek, nie powinno być kłopotów nawet wtedy, gdy nie wszystko będziemy potrafiły rozwikłać.
– Pewnie tak, szkoda tylko, że będę musiała zakryć to – powiedziała z namaszczeniem i wyciągnęła znacząco swoje długie zgrabne nogi przyodziane w cieniutkie jak mgiełka pończochy – co mam najcenniejszego. No cóż, ale to lepsze niż areszt za obrazę moralności publicznej.
– Jest takie zagrożenie?
– Nie mam zielonego pojęcia, ale chyba wolę nie ryzykować.
– Ach, nie przejmuj się na zapas – powiedziała Minty. – Twoja ekipa składa się z samych supermanów. Nie spadnie ci włos z głowy.
Polly nie była do końca przekonana.
– Złapałam też kontakt z Matthew Wriggleyem, historykiem, który od lat pieczołowicie gromadzi wszystko, co dotyczy twojej praprababci, Elizabeth Lewis. Z pewnością będziesz wniebowzięta. – Minty spakowała fotografie do teczki. – Wszystko byłoby dobrze, gdyby następca tronu, książę Khalid, się nie rozchorował. Teraz wymagane jest w Amrah specjalne pozwolenie na kręcenie filmu.
Polly milczała. Znała Minty już od lat i dobrze wiedziała, że to nie było jeszcze wszystko, co miała jej do powiedzenia.
– Potrzebuję więc ciebie, byś zadbała o dobre stosunki z szejkiem Raszidem, zyskała jego poparcie, a co za tym idzie, przekonała go do tego przedsięwzięcia, bo inaczej stracimy naszą superszansę.
Polly zmarszczyła brwi.
– Przecież mówiłaś, że teraz, kiedy książę Khalid zachorował, należy rozmawiać z jego starszym bratem.
– Wiedziałam, że mnie nie słuchasz. Owszem, szejk Hanif jest tą osobą, z którą powinnyśmy porozmawiać, ale problem w tym, że jest dla nas totalnie nie-do-stęp-ny, bo cały swój czas poświęca ojcu. Dlatego musimy zadowolić się szejkiem Raszidem, który, na nasze szczęście, ma wręcz udokumentowaną słabość do Angielek o blond włosach.
– No co za przypadek – podsumowała Polly z przekąsem.
– Prawda? I co więcej – dodała Minty zadowolona – w ten weekend ma bawić u ciebie na zamku na twoim charytatywnym przyjęciu. Nie mam pojęcia, dlaczego nie czuwa przy ojcu, ale jakie ma to dla nas znaczenie?
– To niemożliwe, nie ma jego nazwiska na liście gości.
– Owszem, jest w grupie książąt Aylesbury, tam gdzie widnieje dopisek „plus sześć”.
– Zastanawia mnie, skąd o tym wiesz, skoro nawet ja nie mam o tym pojęcia?
– Poflirtowało się na pewnym nudnym przyjęciu ze wstawionym absolwentem Eton College, który przyjaźni się z księciem Hanifem, uczęszczającym niegdyś na zajęcia tej renomowanej uczelni. Hokus-pokus i wszystko jasne! Zresztą nieważne, ważne jest, że w sobotę będzie w Shelton. Jeśli więc odegrasz czarującą panią tego królestwa i pozyskasz jego przychylność, wszystko powinno pójść jak z płatka.
Polly rozparła się w fotelu.
– Tylko co właściwie mam zrobić?
– No wiesz… – zaczęła Minty z uśmiechem. – Przybysze z obcych krajów uwielbiają ładne drobiazgi. Pokażesz mu jakiegoś Rembrandta lub coś w tym stylu, albo opowiesz o swojej matce, której sama królowa nadała tytuł księżnej, potem potrząśniesz włosami i gotowe. Tylko przypadkiem nie wspominaj, że jesteś typem Kopciuszka. – Minty zawiesiła głos. – Co to tak brzęczy?
– Moja komórka, przepraszam. – Polly zanurzyła dłoń w torebce, ale telefon umilkł, zanim zdążyła go wyjąć.
– Coś ważnego?
– Chyba nie, to Anthony. Zadzwonię do niego później.
– To może wspomnisz mu o ostatnim kryzysie, najwyższa pora, żeby coś zrobił.
Polly się uśmiechnęła. Lojalność wobec świętej pamięci ojczyma nie pozwalała jej na krytykowanie Anthony’ego.
– Właściwie ile to już czasu upłynęło od śmierci Richarda? – zapytała niespodziewanie Minty.
– W maju będą trzy lata.
– Jak ten czas szybko leci, nie do wiary.
– Jeszcze parę miesięcy – powiedziała Polly – a matka będzie dłużej wdową, niż była mężatką.
– To chyba dość czasu, żeby się przyzwyczaił, że teraz to on trzyma stery.
– Anthony nigdy nie miał takich inklinacji. Szkoda, że jego wytworna żona nie myśli o niczym innym niż o koniach. Ale jakoś będą musieli sobie poradzić, kiedy wyjadę.
– Jeśli dostaniemy to pozwolenie…
– Jeśli… – powtórzyła Polly.
– Widzę, że cię to wszystko nie bardzo zachwyca.
– Nie, to nie tak. Będzie mi naprawdę trudno tak po prostu zostawić Shelton, zwłaszcza gdy będę miała świadomość, że nie jest w najlepszych rękach. – Wiele razy próbo wała sobie wyobrazić, że pakuje walizki i wyjeżdża, ale nie potrafiła. Zbyt dużo rzeczy miała na głowie i wciąż pojawiało się coś nowego. A to uroczysta kolacja w Noc Burnsa, a to bal walentynkowy czy targi rękodzieła na zamku. Wszystko to przynosiło niezbędne dochody, by utrzymać Shelton. I tak, nawet się nie zorientowała, kiedy zamek stał się sensem jej życia. Był czymś w rodzaju zakazanej miłości, bo właściwie należał do Anthony’ego. W końcu to on był synem pierworodnym i to na nim spoczywał obowiązek, a zarazem przywilej, dbania o zamek dla przyszłych pokoleń. Jeśli więc nie chciała się obudzić pewnego dnia z ręką w nocniku, powinna się od tego odciąć.
Minty przyglądała się jej spod przymrużonych powiek.
– Chyba już to uzgodniłyśmy, pora, żebyś opuściła Shelton.
Owszem, uzgodniły to.
– Wykonałaś już swoją robotę.
To także była prawda. Rozumowo musiała przyznać Minty rację, ale serce było znacznie trudniejsze do okiełznania.
– Nie masz ani oszczędności, ani stałych dochodów, ani żadnego widoku na karierę zawodową…
– Wiem – przerwała jej Polly. Zbyt dobrze zdawała sobie z tego sprawę. Może nie było to coś, co nie dawało jej po nocach spać, ale wiedziała, że już zbyt długo dryfuje bez celu i że Amrah może okazać się dla niej bezcennym rozwiązaniem, pierwszym krokiem, by przerwać pępowinę, która w przedziwny sposób połączyła ją z tym zamkiem.
– Skoro wiesz, to bądź miła dla szejka Raszida, a ja obiecuję, że nie upłynie nawet doba i wsadzę cię do samolotu.
Być miłą dla szejka Raszida… Z pewnością było łatwiej to powiedzieć, niż zrobić. Postanowiła nie zbliżać się do niego bardziej, aniżeli było to absolutnie konieczne. Ukryła się za ekstrawagancką kompozycją z białych kwiatów, by mu się uważnie przyjrzeć.
Szejk Raszid siedział niemal przez cały wieczór, rozglądając się po sali balowej. Wyciągnął przed siebie swoje długie nogi, a na twarzy wypisane miał znudzenie i arogancję, a właściwie, jeśli miała być szczera, grubiaństwo. Od pierwszej sekundy otaczał go wianuszek kobiet, które wyglądały jak żywcem wyjęte z filmu o Jamesie Bondzie. Ale zdawał się ich w ogóle nie dostrzegać. Być może był do tego już tak przyzwyczajony, że rzeczywiście ich nie zauważał. Niemniej jednak było to na swój sposób niegrzeczne. Oczywiście należało go w tej sytuacji zostawić, a nie za wszelką cenę próbować skupić na sobie jego uwagę. Tylko tak można było wykazać się klasą, a jednak trwały przy nim bezustannie.
To oczywiste, że trwały… Śmiały się perliście, próbując zaglądać mu głęboko w oczy, i niemal kurczowo trzymały się nadziei, że jednak je dostrzeże. Niewątpliwie utrudniało to realizację chytrego planu Minty.
Polly, wciąż stojąc za kompozycją z kwiatów, kompletnie nie wiedziała, co robić. Minty z pewnością przemierzyłaby zdecydowanym krokiem salę i znokautowała swoje rywalki. Ale ona nie była Minty, a szejk nie był typem mężczyzny, do którego byłoby jej łatwo się zbliżyć. Teraz, gdy miała już na oczach soczewki, potwierdziła się jej wstępna ocena Jego Wysokości Księcia Raszida: był chodzącym seksapilem. Zbyt wysoki, barczysty i przystojny, i zbyt władczy i silny zarazem, by mogła go jakoś podejść. Zbyt wiele wszystkiego naraz. Wyglądał na kogoś, kto gołymi rękami może złamać kark, jeśli zaszłaby taka potrzeba. A z tego, co czytała, pochodził z rodu, w którym zachodziła taka potrzeba. Całe stulecia wojen plemiennych, długie lata kolonizacji, a także inne akty przemocy ukształtowały Amrah, a co za tym idzie mężczyzn, którzy tym krajem rządzili. Aż dziwne, że jej praprababcia uczestniczyła w tworzeniu tej historii.
– Coś nie tak?
Polly odwróciła się i zobaczyła swoją matkę.
– Nie, dlaczego?
– Bo masz zatroskaną minę, więc pomyślałam, że może rzeźba z lodu zaczęła topnieć albo zamokły fajerwerki – powiedziała i zatrzymała wózek inwalidzki tuż obok córki. – Nieczęsto widzę u ciebie taką minę.
– Z tego, co wiem, nic podobnego się nie stało – odparła Polly – ale skoro już mówisz, może pójdę sprawdzić.
– Polly…
– Tak?
– Chciałam ci powiedzieć, że wykonałaś naprawdę kawał świetnej roboty i to już po raz kolejny. Może Anthony nie docenia tego jak należy, ale ja, owszem.
– Wiem, mamo. – Polly nachyliła się i cmoknęła matkę w policzek. – Dziękuję. Powiedz, niczego ci nie trzeba? Może przynieść ci jakiegoś drinka?
Księżna wdowa się roześmiała.
– Jeszcze jeden kieliszek i aresztują mnie za prowadzenie wózka inwalidzkiego pod wpływem alkoholu. I tak jesteś dostatecznie zabiegana, kochanie, dam sobie radę.
Polly pogładziła z czułością twarz matki.
– Przyślij po mnie kogoś, jak będziesz chciała się położyć.
– Naprawdę dam sobie radę, przecież nic mi nie jest. – Nagle coś innego przykuło jej uwagę. – Kim jest ten mężczyzna? Znam go?
Polly podążyła za wzrokiem matki.
– To… – Głos uwiązł jej w gardle, gdy niespodziewanie napotkała spojrzenie Raszida. Dobry Boże, on się naprawdę jej przyglądał! Poczuła się tak, jakby włożyła mokry palec do kontaktu. On za to przypominał oazę spokoju. Natychmiast się pozbierała: wzięła głęboki wdech i przywołała na twarz uśmiech hostessy. Na szczęście udało jej się oprzeć pokusie, by ręką poprawić włosy. Widziała jeszcze, jak szejk pochyla się do księcia Aylesbury, który siedział po jego lewej stronie, i coś do niego mówi. Nieznacznie uniosła głowę, gdy błękitne spojrzenie Raszida ponownie padło na nią. Bóg jeden raczył wiedzieć, dlaczego poczuła tak gwałtowny ścisk w żołądku i strach. Nie miało to za bardzo sensu.
– Wygląda, jakby był zły…
– To Jego Wysokość Książę Raszid bin Khalid bin Abdullah Al Baha – wyrecytowała Polly z dziwną łatwością, jak gdyby jego nazwisko było całkiem zwyczajne. – Dlaczego twierdzisz, że jest zły?
– Tak mi się przez chwilę zdawało – wymamrotała matka. – Może dlatego, że ma tak bezkompromisowy wyraz twarzy. – Zwolniła hamulec ręczny w swoim wózku, jakby nagle straciła zainteresowanie całą sprawą. – Mam nadzieję, że Anthony nie zamierza z nim robić interesów, bo nie sądzę, aby był to dobry pomysł.
Księżna wdowa, po tym dezorientującym komentarzu nie powiedziała już ani słowa, tylko powoli odjechała. Polly jeszcze przez chwilę odprowadzała ją wzrokiem, by potem znowu, wbrew sobie, przenieść go na szejka z Amrah. Wciąż patrzył na nią, a właściwie miała wrażenie, że to jego spojrzenie przewierca ją na wylot. Wprowadził ją tym w taką konsternację, że nagle nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Przesunęła się za jedną z kolumn galerii, a następnie wyśliznęła przez uchylone drzwi. Dopiero gdy je za sobą zamknęła, odetchnęła z ulgą. Zaczęła rozcierać nerwowo drżące ręce. Co się z nią działo? Doskonale przecież wiedziała, że wobec tego typu niebezpiecznych mężczyzn lepiej zachować zdecydowany dystans, bo łatwiej wówczas się przed nimi obronić. Przed nimi i ich badawczym spojrzeniem. Nie miała pojęcia, dlaczego tym razem nie udał się ten manewr i naprawdę trudno jej było znaleźć słowa, by określić to, co teraz czuła. Na przeszkodzie stanęło coś, czego nie była w stanie uchwycić. Za tym świdrującym spojrzeniem Raszida kryło się zgoła coś innego niż rozważania na temat jej umiejętności czy funkcji, którą tu pełniła. Sposób, w jaki na nią patrzył, zdawał się nad wyraz nieprzychylny, jak gdyby była jego śmiertelnym wrogiem. Właśnie tak. Dokładnie tak. I nawet się szczególnie nie starał, by ukryć swoją niechęć. Tylko jaki miał powód? Przez moment wydało jej się to śmieszne i niemożliwe. A na dodatek te jego ciemne włosy i oliwkowa skóra w połączeniu z błękitnym spojrzeniem, jakby drwiły sobie z jej rozsądku. Jeśli będzie miała wyjątkowe szczęście, jej nazwisko stanie się dla niego synonimem pozwolenia na kręcenie filmu w Amrah. A może wcale nie pochwalał pomysłu, żeby jego kraj nawiedziła ekipa filmowa? Zawsze przecież mógł powiedzieć nie, a wtedy, już bez zbędnych komplikacji, będzie mogła przejść do innego projektu. Nie sądziła, żeby miało mu to, jak jej, spędzać sen z powiek. Ruszyła długim korytarzem do biblioteki, gdzie roztaczał się zapach skóry i starych książek. To ją uspokajało. Na razie nie miała pojęcia, co zrobi, jeśli szejk Raszid zawetuje ten projekt. Musiała koniecznie coś wymyślić.
– Wszystko w porządku?
Odwróciła się i ujrzała podstarzałego kamerdynera swojego przyrodniego brata.
– Mam nadzieję, że tak. Właśnie sprawdzam, czy wszystko przygotowane jest do fajerwerków.
– Jeśli pani szuka tych dwóch mężczyzn odpowiedzialnych za show, to są w pomieszczeniu dla personelu.
– Bardzo dziękuję – odparła z uśmiechem i dygnęła. – Sądzę, że do północy skończymy. Musimy pozwolić ludziom iść do domu trochę się przespać.
– To bardzo miłe z pani strony, panno Polly.
W jego spojrzeniu widziała, że on również miał już dość tego przyjęcia. Panno Polly… Podobało jej się to. Henry Philips naprawdę znalazł doskonałe rozwiązanie, jak zwracać się do kogoś, kto był prawie członkiem rodziny, ale jednak nie do końca. Właśnie, jednak nie do końca. Już na zawsze miała pozostać córką rządcy, i bez znaczenia było, że jej matka poślubiła księcia. Wiedziała jedno, że nigdy nie zapomni, jak Henry zabrał ją do kuchni, by zrobić jej ciepłe mleko z miodem, gdy zmarł jej tata. Ten gest miał połączyć ich na zawsze swoistą więzią, nawet jeśli była tylko prawie członkiem rodziny.
– Henry, powiedz mi – zmieniła nagle temat – co wiesz na temat szejka Raszida Al Baha? Nie bywał dotąd nigdy w Shelton, prawda?
– Nie – odparł kamerdyner – ale jeśli się nie mylę, to on kupił Golden Mile.
– On?
– Z tego co wiem, tak.
– To musi być miliarderem.
– A nawet jeszcze więcej – dodał kamerdyner. – Ta niemała suma podobno nawet nie wprawiła go w zakłopotanie. Po prostu zapłacił.
– Dlaczego więc nie pojawił się tu wtedy osobiście – Polly zmarszczyła czoło – a wszystkie negocjacje odbywały się przez agenta Jego Wysokości?
– Nie chciał rozgłosu – powiedział krótko Henry.
– Ach tak…
– A dlaczego pani pyta, panno Polly?
– Chyba z ciekawości. – No, może nie tylko. I nagle przyszło jej do głowy, że to chłodne spojrzenie Raszida mogło mieć coś wspólnego z Anthonym. Jej przyrodni brat miał wyjątkowy dar do robienia sobie wrogów. – To spotkanie ma się odbyć dziś wieczorem, prawda?
Henry kiwnął głową.
– A co się właściwie stało, pokłócili się?
– Ależ skąd, to by było coś wyjątkowo niestosownego dla osoby pochodzącej z takiej rodziny i z tamtego kręgu kulturowego – wyjaśnił kamerdyner. – Rozmawiali, ale… – mężczyzna szukał wyraźnie odpowiedniego słowa – ale rozmowa była, powiedzmy, chłodna.
Tylko właściwie dlaczego? Książę z Amrah o takiej reputacji i z tak zasobnym kontem powinien raczej oczarować Anthony’ego, a przynajmniej nakłonić do tego, by dołożył wszelkich starań, żeby się z nim dogadać. Trzeba mu oddać, że kiedy widział jasno swój cel, potrafił być naprawdę skuteczny. Nie zmieniało to jednak faktu, że spojrzenie Raszida było dziś wyjątkowo lodowate. Lodowate, złe i podejrzliwe.