-
nowość
-
promocja
Kopnięty przez Pegaza - ebook
Kopnięty przez Pegaza - ebook
Nie każda historia ma happy end. Ale każda na nas wpływa!
Czy Złota Rybka może przynieść… nieszczęście? Kim naprawdę była Dziewczynka z zapałkami? I czy Robin Hood poradziłby sobie w starciu z urzędem skarbowym?
Janusz Włodarczyk w swojej książce wciąga czytelników w inteligentną grę pełną odniesień i kulturowych aluzji. Ukazuje znane opowieści w zupełnie nowym świetle poprzez przekształcenie ich w historie pełne humoru, goryczy lub… zaskoczenia.
Bawi, kiedy może. Smuci, gdy trzeba. A przede wszystkim – skłania do spojrzenia na człowieka z większą pokorą. Bo w tych opowieściach jest więcej prawdy o ludziach niż w niejednej książce historycznej.
Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.
| Kategoria: | Inne |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8423-047-3 |
| Rozmiar pliku: | 1,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
_Stawaj bez strachu_
_w obliczu wroga._
_Bądź dzielny i prawy,_
by Bóg mógł cię kochać.
Mów zawsze prawdę,
choćbyś miał ją
przypłacić życiem.
Stój na straży bezbronnych.
_To twoje ślubowanie._
– Dawno, dawno temu za siedmioma górami, za siedmioma dolinami, za siedmioma rzekami mieszkał… Nie. Nie. Ta historia miała zupełnie inny początek. – Tu przerwałem i spojrzałem na mojego rozmówcę. Dosiadł się do mnie, gdy popijałem miód w najbardziej skrytym przed oczyma ludzkimi zakątku karczmy. Lubiłem tam przesiadywać, sącząc ulubionego trójniaczka, z dala od ludzi i wścibskiej gawiedzi, żądnej tylko jednego. Chciał dowiedzieć się prawdy o legendarnym McGrafie, którego giermkiem byłem aż do ostatniego jego tchnienia. Krążyły o nim pieśni sławiące jego czyny i legendy o waleczności i odwadze. Wędrowni bajarze powtarzali coraz to bardziej wydumane historie. Jaki naprawdę był McGraf, wiedziałem tylko ja i pewna mroczna postać. Cała reszta nie warta była funta kłaków. Lecz moich słuchaczy nie interesowała prawda, oni chcieli sensacji i… dostawali ją. A ja miałem dzięki temu hojnych fundatorów sutych kolacji okraszonych wyśmienitymi trunkami. Nie gardziłem też datkami, jakimi mnie obdarzano w zamian za moją obecność, która uświetniała najprzeróżniejsze uczty wydawane przez niektóre dwory książęce. Nie, nie powiem, że byłem bezinteresowny, opowiadając im te wydumane historie. Żyłem z tego. Lecz osobnik, który siedział przede mną, zaintrygował mnie. Dosiadł się z kielichem wypełnionym znanym napojem koloru bursztynu. Usiadł tyłem do drzwi, otulony czarnym płaszczem, z głową skrytą pod kapturem, spod którego widać było tylko zimne, pozbawione wyrazu oczy w kolorze stali. Wiało od niego dziwnym chłodem, wyciągnięta w moim kierunku przerażająco chuda dłoń osłonięta była czarną rękawiczką, skrzącą się blaskiem drobnych diamentów tworzących literę S. Świadczyła ona o wysokiej pozycji społecznej słuchacza. Słuchacza, którego nie można było zlekceważyć. Położył przede mną chustkę z wyhaftowaną złotą nicią literą D.
– Co mi opowiesz o tym spłachetku, dobry człowieku? – Głos miał zimny, a pytanie zadał tonem nieznoszącym sprzeciwu. – Tylko nie opowiadaj mi bzdur, dla własnego dobra.
Nie powiem, żeby nie zrobił na mnie wrażenia. A najbardziej zaskoczył mnie widok chustki, którą mi pokazał. Oj, pamiętałem ją doskonale. Jeśli on ją posiada, to nie było sensu zmyślać. Chciał poznać historię tego kawałka jedwabiu? Jego wola.
– Zacznijmy więc, panie, od bohatera tej historii. Nie jest to postać zbyt znana z oficjalnych dziejów Albionu. To prosty rycerz, dla którego honor i obyczaj rycerski były zawsze na pierwszym miejscu. Zwał się Harry McGraf. Był najmłodszym synem ubogiego szlachcica i dlatego musiał opuścić rodzinne gniazdo. Na nędznej szkapinie przybył na dwór sir Williama Stanleya i rozpoczął służbę jako ciura obozowy. Ponieważ był pracowity i sumienny, szybko zaczął się wyróżniać wśród służby, co zostało docenione przez Geralda McGregora, jednego z rycerzy wchodzących w skład drużyny seniora. Pewnego dnia rycerz uznał, iż zastąpi on godnie giermka, którego poprzedniego wieczoru przegrał w kości z innym rycerzem. Dla Harry’ego był to okres ciężkiej pracy. McGregor miał bzika na punkcie swej zbroi i ubioru. Większość czasu schodziła giermkowi na czyszczeniu i polerowaniu jej na wysoki połysk oraz na praniu jego szat. W zasadzie w tym czasie jedyną korzyścią dla giermka był fakt, iż nauczył się czytać i pisać. Stało się to dzięki zakonnikowi, który postanowił nauczyć chłopca tej sztuki. A pamiętać trzeba, że w tamtych czasach była to umiejętność niezbyt powszechna nawet wśród zamożnej szlachty. W wolnych chwilach nasz giermek rozczytywał się w historiach opisujących chwalebne żywoty najznamienitszych rycerzy. Wraz z innymi giermkami ćwiczył również sztukę posługiwania się orężem. Miał do tego smykałkę i czynił duże postępy. Wkrótce doszedł do wprawy i niewielu potrafiło mu dorównać w walce konnej, jak i na ubitej ziemi. Marzył o wielkich czynach i o damie swego serca. W końcu część jego marzeń stała się realna. I tu zaczyna się tak naprawdę cała ta historia. W czasie wojny Dwóch Róż sir William Stanley wraz z całym swym rycerstwem (a więc również z Gregorem i jego giermkiem Harrym) stanął u boku króla Ryszarda III na polu bitwy pod Bosworth. To była pamiętna bitwa. W momencie, kiedy szala zwycięstwa przechylała się na stronę Henryka Tudora, sir William znienacka zaatakował oddział prawowitego władcy, opowiadając się w ten sposób po stronie jego przeciwników. McGregor z giermkiem stali na wzgórzu w odwodzie, obserwując pole bitwy w oczekiwaniu na rozkaz do boju. Wtedy zobaczyli ostatnie chwile życia młodego króla Ryszarda III. Otoczony przez przeważające siły nieprzyjaciela, padł przeszyty kilkoma ciosami mieczy. Z otaczającej to zdarzenie ciżby odłączył się rycerz w czarnej zbroi na przecudnej urody rumaku i jak burza ruszył w kierunku wzgórza. Gerald opuścił kopię. Wbił ostrogi w boki konia i ruszył galopem w kierunku przeciwnika. Zaraz za nim ruszył również Harry. Jednak nie było rycerzowi dane dosięgnąć przeciwnika swoją kopią. Tuż przed czarnym rycerzem noga rumaka rycerza wpadła w wykrot i jeździec spadł, skręcając sobie przy tym kark. Giermek zeskoczył z konia i pochylił się nad swym panem. Czarny rycerz, nie zatrzymując się, przegalopował obok niego, o mało go nie zabijając. W tym momencie Harry ujrzał jego oblicze. To była twarz niewiasty. Harry’ego zamurowało, nigdy jeszcze nie widział tak pięknej kobiety. Białą, alabastrową wręcz twarz otaczały falujące pukle lśniących kruczoczarnych włosów. Ciemne jak węgiel tęczówki oczu przysłaniały długie rzęsy pod wygiętymi, delikatnymi brwiami. Subtelne, drobne usta odcinały się intensywną czerwienią od reszty oblicza. Mijając go, kobieta uśmiechnęła się, odsłaniając śliczne, białe jak perły zęby. Harry miał wrażenie, że oto uśmiecha się do niego anioł, który obiecuje mu raj. Kobieta podniosła rękę, jakby pozdrawiając go, i wtedy podmuch wiatru wyszarpnął z jej rękawa czarną jedwabną chustkę. Harry podbiegł i podniósł zgubę. Pomyślał, że jest to znak zesłany z niebios. Z czcią ją ucałował i zobaczył w jej rogu wyhaftowaną złotą nicią literę D. Tymczasem tajemnicza dama zniknęła w obłoku kurzu spowodowanym jej przejazdem. Ot, i cała historia tej chustki. No i tu, drogi słuchaczu, może warto by było skończyć tę historię. Kandydat na rycerza znalazł swą damę serca, tajemniczą piękność, o której nie wiedział nic. Znalazł sobie wreszcie cel w życiu, wart jego poświęcenia. Najczystszą platoniczną miłość. Jedynym jego pragnieniem stało się odnalezienie wybranki jego czystego serca i ofiarowanie jej swojego życia. Tak jak było to napisane w księgach, w których się zaczytywał po nocach, a które opisywały chwalebne, szlachetne czyny wielkich rycerzy.
Przechyliłem do dna puchar z winem i spojrzałem na swego rozmówcę. Zimne oczy wpatrywały się we mnie czujnie i uważnie.
– Chyba jednak nie wszystko mi opowiedziałeś, dobry człowieku. Tak ja, jak i ty wiemy doskonale, że to nie koniec historii tej chustki. Dla swojego dobra mów dalej – odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu, który zmroził mnie ukrytą groźbą.
– Dobrze, panie, tylko żebyś na koniec nie miał do mnie pretensji, jeśli ci się coś nie spodoba. Pozwolisz jednak, że zamówię sobie jeszcze puchar tego przedniego miodu, bo historia jest długa, a powietrze dziś jakoś takie suche.
Zakapturzona postać skinęła głową na znak zgody. Gdy karczmarz przyniósł kielich, podjąłem dalej opowieść:
– Jak zapewne wiesz, panie, zaraz po bitwie Henryk ogłosił się nowym królem i założył na głowę pogiętą koronę, zdjętą dopiero co z głowy króla Ryszarda Trzeciego. Sir Wiliam na krótko stał się ulubieńcem i podporą nowego władcy, którego czekała dalsza walka o utrzymanie zdobytej władzy. Bitwa była krwawa i zginęło w niej wielu rycerzy. Z tego też powodu nasz Harry w przyśpieszonym trybie został pasowany na rycerza. Nowy władca potrzebował wielu obrońców tronu. W zasadzie Harry był zbyt biedny i nie stać go było na ten zaszczyt. Lecz że urodzony był pod szczęśliwą gwiazdą, odziedziczył po Geraldzie piękną zbroję wraz ze strojami i orężem. Mistrz malarski wymalował na terczy herb rodowy McGrafów, a hafciarki po wypruciu godła McGregora wyhaftowały w to miejsce inicjały Harry’ego. Pięknie się prezentował. Sir William dbał o swoich zbrojnych. Po krótkim kursie dobrych obyczajów, którego udzielił świeżo upieczonemu rycerzowi mistrz ceremoniału, stał się on ulubieńcem sir Williama i jego dam dworu. Nie wiedziały one jednak tego, że swe młode serce oddał on damie w czarnej zbroi, a jej chustkę nosił przy sercu w specjalnej kieszonce. Była to jego słodka tajemnica. Pragnął ją odnaleźć, by ofiarować swe usługi i uczynić damą swego serca. Wypytywał o nią dyskretnie uczestników bitwy, lecz nikt nie potrafił mu niczego powiedzieć na jej temat. Okazało się, że nikt nie widział rycerza w czarnej zbroi. Było to dziwne. Harry jednak się nie poddawał. Został członkiem przybocznej świty sir Williama i wspólnie z nim odwiedzał okoliczne dwory. Wszędzie wypatrywał swej umiłowanej. Tak minęły dwa lata jego bezowocnych poszukiwań. Spędzonych na przyglądaniu się każdej dwórce. Jednak bez powodzenia. To ciągłe uważne przypatrywanie się im powodowało, że niektóre czuły się w jakimś stopniu wyróżnione i adorowane przez młodzieńca. Harry mógł się podobać kobietom. Był wysoki i dobrze zbudowany. Delikatna twarz okolona zarostem i długimi jasnymi układającymi się w regularne fale włosami nadawała mu wygląd cherubina. W dużych ciemnobrązowych oczach zakochała się niejedna z nich. Wzdychały do niego po kątach i słały w jego kierunku tęskne spojrzenia. On z początku był nieczuły na ich zaloty, nosząc w sercu obraz swej wybranki. Jednak któregoś dnia pewna urodziwa dwórka wślizgnęła się wieczorem do komnaty Harry’ego tuż przed końcem uczty, podczas której wino wszystkim zaszumiało w głowie i wykorzystała chwilę jego słabości. Nasz bohater przeżył szok, zobaczywszy w przytłumionym świetle świec młode, ponętne nagie ciało panny. Wyglądała jak kotka, prężąc się w jego łożu, kusząc go swym ciałem. Natura zwyciężyła, a że panna mimo młodego wieku była biegła w sztuce miłości, nasz rycerz zapamiętał tę noc do końca życia. Rankiem po przebudzeniu miał wyrzuty sumienia i gryzły go one jeszcze przez wiele dni. Jednak odkryty przez niego fascynujący świat fizycznej miłości i przyjemności stłumił je. W końcu dał sobie rozgrzeszenie po ponownej upojnej nocy z wcześniej wspomnianą dwórką. Mijały lata i niejedna panna z okolicznych dworów mile wspominała chwile bliższej znajomości z przystojnym rycerzem. On jednak nie zapomniał o pięknej zjawie sprzed lat i dalej poszukiwał swej prawdziwej miłości. Czarna chusteczka była materialnym dowodem na jej istnienie. Wciąż uwięziona w kieszonce na sercu, czekała na moment, kiedy będzie zdobić ramię na jego pancerzu. Tak więc, panie, historia o tym, że Harry zachował czystość i wierność swej wybrance, jest nieprawdziwa. Ale niech tak zostanie, nie należy psuć jego dobrego wizerunku.
– Taaa – przerwał mi zakapturzony osobnik – ale to nie posuwa do przodu historii czarnej chusteczki.
– Drogi panie, w zasadzie to nie ma tu o czym opowiadać, bo jest to historia bardzo krótka. Jednak, jeśli nie opowiem ci o zdarzeniach z nią powiązanych, niewiele będzie warta. Uzbrój się zatem w cierpliwość i słuchaj.
Mój rozmówca ponownie kiwnął głową na znak zgody. Łyknąłem zacnego trójniczaka, by przepłukać gardło, i kontynuowałem:
– Po pamiętnej bitwie pod Bosworth Harry przez dwa lata bezskutecznie poszukiwał Czarnej Damy. W końcu ponownie zobaczył ją w czasie bitwy pod Stoke Field. Król Henryk Siódmy musiał wtedy walczyć o utrzymanie się na tronie. Jego przeciwnikami byli niezadowoleni z jego rządów Plantagenetowie i ich sojusznicy. Mój pan, bo byłem już wtedy jego giermkiem, zobaczył ją w samym środku bitwy. Tak jak poprzednio: na czarnym koniu i w czarnej zbroi. Z wzniesionym orężem rzucił się w wir walki. Każdy, kto stanął mu na drodze, padał pod ciosami jego miecza. Parł niestrudzenie w kierunku Czarnej Damy. W końcu zabrakło mu przeciwników. Gdy opadł pył bitewny, dookoła niego piętrzył się stos martwych wrogów. Jednak cel jego dążeń zniknął w tajemniczy sposób. Szaleńcza walka Harry’ego, która przechyliła szalę zwycięstwa na ich stronę, została doceniona przez władcę. Obdarował go złotym pierścieniem na oczach całego wojska i przyjął do swojej gwardii przybocznej. Mijały lata, McGraf widywał swą wybrankę w prawie każdej bitwie, nigdy jednak nie udało mu się do niej dotrzeć. Wszyscy myśleli, że jego szaleńcza walka to efekt jego odwagi, a tak naprawdę on tylko chciał ponownie ją zobaczyć. W końcu doczekał się spełnienia swoich marzeń. Był już wtedy prawie starcem, skończył czterdzieści pięć lat i podczas jednej z potyczek został ranny. Spadł z konia. W chwili, gdy usiłował się podnieść, znienacka podjechała ona. Harry wyjął spod pancerza chustkę z wyhaftowaną literą D, wyciągnął w jej kierunku i rzekł: „Witaj, pani, oto twa zguba”. „Witaj, McGrafie” – odpowiedziała. „Znasz, pani, moje imię?” – zapytał zdziwiony. „Oczywiście, któż nie słyszał o tobie, rycerzu? O twoich szlachetności, odwadze i honorze” – odparła. „Piękna pani, w końcu cię odnalazłem, przyjmij me służby i pozwól, bym mógł oddać swoje życie, broniąc twego honoru, i wyjaw mi swe imię, abym mógł cię sławić w świecie”. „Naprawdę chcesz poznać moje imię i zostać moim rycerzem?” – spytała kobieta. „Pani, nie marzę o niczym innym”. „Dobrze, zatem słuchaj. – Kobieta pochyliła się, odsłoniła przyłbicę i wyszeptała: – Na imię mi Death”. Rycerz ujrzał jej prawdziwą, straszną twarz. To był ostatni obraz, jaki zobaczył mój pan, Harry McGraf. I to wszystko, co wiem na ten temat.
Wyschło mi w gardle. Chciałem, by mój słuchacz jak najszybciej sobie poszedł. Ciekawe, kim on jest, pomyślałem. A on, jakby czytając w moich myślach, rzekł:
– Jam jest Samael, Anioł Śmierci. Dostarczyciel wyroków. Ten mam dla ciebie. Za dużo wiesz, człowieku.
Położył przede mną pergamin i odszedł. Gdy mijał się w drzwiach z piękną kobietą, podał jej czarną jedwabną chustkę z wyhaftowaną złotą literą D.
– Oto twoja chustka, pani. Jest twój…