Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kopuła - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 lipca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kopuła - ebook

Po Kataklizmie niedobitki ludzi schroniły się do pięciu Kopuł-miast. W jednej z nich członkowie Partii rządzącej zbierają się na posiedzeniu, aby omówić najbardziej palące problemy: deficyt żywności, zaginięcie Wielkiego Nadzorcy i przede wszystkim zagrożenie ze strony enigmatycznej i złowrogiej organizacji zwanej Dyrektoriatem. Tylko czy członkowie Partii aby na pewno skupiają się na właściwym problemie… Powieść w znakomitej większości zachowuje jedność miejsca, czasu i akcji oraz zawiera znikomą liczbę opisów, opierając się prawie tylko na samych dialogach bohaterów. Swego czasu na podstawie książki powstał spektakl wystawiany na deskach Teatru NieMa (aktualnie nie jest grany, ale na pewno dam znać w aktualnościach, jeśli to się zmieni.)

Kategoria: Fantastyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788394726362
Rozmiar pliku: 2,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Z za­pi­sków Wiel­kiego
Ar­chi­tekta:

…lu­dzie by tego nie prze­trwali. Dla­tego za­pro­jek­to­wa­łem i ka­za­łem wy­bu­do­wać pięć Ko­puł. Ukry­łem je głę­boko pod zie­mią, w naj­wyż­szej ta­jem­nicy przed Dy­rek­to­ria­tem. Każda z Ko­puł po­mie­ści pięć ty­sięcy miesz­kań­ców. Ich pan­cerz po­wi­nien ochro­nić ze­bra­nych tam lu­dzi przed ska­że­niem i bom­bar­do­wa­niem. Przez rok. Na tyle też star­czy zgro­ma­dzo­nej tam żyw­no­ści. Do tego czasu mu­si­cie zna­leźć nowe roz­wią­za­nie. Je­stem głę­boko prze­ko­nany, że ta­kowe ist­nieje, choć za­pewne nie bę­dzie ła­twe do od­kry­cia. Nie mo­że­cie jed­nak spo­czy­wać. Los tych lu­dzi bę­dzie za­le­żał od was. Na wa­szych bar­kach spo­czywa wielka od­po­wie­dzial­ność. To od was bę­dzie za­le­żeć czy prze­trwamy, czy nie. Pa­mię­taj­cie, że je­śli zgi­niemy bez śladu, Dy­rek­to­riat wy­prze się wszyst­kiego, czego się do­pu­ścił i do­pil­nuje, żeby to nas obar­czyć od­po­wie­dzial­no­ścią za do­pro­wa­dze­nie do Ka­ta­kli­zmu. Mu­si­cie zro­bić wszystko, co w wa­szej mocy i wię­cej, żeby oca­lić na­szą rasę!

Nie zo­sta­wiam was z pu­stymi rę­kami. Gdyby stało się tak, że nie bę­dzie­cie wi­dzieli już wyj­ścia, otwórz­cie ko­pertę ode mnie – w każ­dej z pię­ciu Ko­puł znaj­duje się jedna. Znaj­dzie­cie tam Roz­wią­za­nie. Za­kli­nam was jed­nak, żeby ko­pertę otwo­rzyć tylko w ob­li­czu ab­so­lut­nej osta­tecz­no­ści! Raz, że dzia­ła­nie Roz­wią­za­nia jest jed­no­ra­zowe i po za­sto­so­wa­niu go przez wła­dze jed­nej z Ko­puł, nie może być użyte w żad­nej in­nej Ko­pule; dwa, że po jego za­sto­so­wa­niu doj­dzie do pew­nych nie­od­wra­cal­nych kon­se­kwen­cji, o któ­rych nie mogę tu­taj na­pi­sać. Długo za­sta­na­wia­łem się, czy wy­ja­wić wam Roz­wią­za­nie. Żadna z pię­ciu ko­pert nie po­winna zo­stać otwarta. Zde­cy­do­wa­łem się jed­nak po­wie­rzyć wam tę moż­li­wość, ufa­jąc, że zro­zu­mie­cie, iż ko­perta nie zwal­nia was od od­po­wie­dzial­no­ści, ona ją na was na­kłada. Nie spo­czy­waj­cie w szu­ka­niu spo­sobu oca­le­nia. Ko­perta to ab­so­lutna osta­tecz­ność!

+ + +

Po­miesz­cze­nie było nie­wiel­kie. Oświe­tlało je słabe świa­tło ze zwi­sa­ją­cej z su­fitu nie­osło­nię­tej ża­rówki. Po­cząt­kowo miało peł­nić rolę składu. Do tej pory znaj­do­wały się tu wszel­kiego ro­dzaju na­rzę­dzia, bu­tle po pro­pan-bu­ta­nie, stare nie­dzia­ła­jące kla­wia­tury i mo­ni­tory oraz inne bez­u­ży­teczne rze­czy. Jed­nak z po­wodu prze­lud­nie­nia Ko­puły i braku od­po­wied­nich do tego po­miesz­czeń człon­ko­wie Par­tii za­adap­to­wali po­koik na miej­sce swo­ich po­sie­dzeń. Ka­zali prze­nieść tu sejf, w któ­rym spo­czy­wało Roz­wią­za­nie od Wiel­kiego Ar­chi­tekta i usta­wić po­środku nie­wielki sto­lik, który był te­raz za­wa­lony sto­sem pa­pie­rów. Na ścia­nach przy­kle­jono kilka pla­ka­tów przed­sta­wia­ją­cych Wiel­kiego Ar­chi­tekta, Wiel­kiego Nad­zorcę, a także in­nych pod­czas ofi­cjal­nego otwar­cia Ko­puły i od­da­nia jej do użytku. Wy­jąt­kiem była groźna ilu­stra­cja przed­sta­wia­jąca po­stać w kom­bi­ne­zo­nie ochron­nym i ma­sce ga­zo­wej, trzy­ma­jąca w rę­kach dy­szę wy­lo­tową mio­ta­cza pło­mieni. Duże czer­wone li­tery gło­siły: „DY­REK­TO­RIAT TO TWÓJ WRÓG!”. Przy stole stało sie­dem krze­seł, sześć na­prze­ciwko sie­bie i jedno u szczytu. Przed każ­dym znaj­do­wał się sto­jak z na­zwą sta­no­wi­ska: „Wielki Nad­zorca”, „Wielki Se­kre­tarz”,

„Wielki Rach­mistrz”, „Wielki Łącz­nik”, „Wielki Straż­nik”, „Wielki Mier­ni­czy” i „Wielki In­wen­ta­ry­za­tor”. Poza Wiel­kim Se­kre­ta­rzem nie było w tej chwili ni­kogo. Mieli zja­wić się za chwilę. Je­dyny obecny męż­czy­zna był ubrany w sfa­ty­go­wany swe­ter, zno­szone spodnie dre­sowe na szel­kach i adi­dasy. Dla pod­kre­śle­nia swo­jej rangi za­ło­żył jed­nak do­dat­kowo czer­woną mu­chę w czarne gro­chy i pół­prze­zro­czy­sty da­szek osła­nia­jący oczy od świa­tła. Ce­cho­wały go wiecz­nie opa­da­jące na nos oku­lary. Pi­sał coś za­pa­mię­tale, co ja­kiś czas mru­cząc do sie­bie i gry­ząc koń­cówkę dłu­go­pisu, kiedy je­dyne w po­koju drzwi otwo­rzyły się i do środka pew­nym kro­kiem wszedł Wielki Straż­nik. Jak za­wsze jego obo­wiąz­kowy cha­rak­ter zmu­sił go do przyj­ścia odro­binę za wcze­śnie.

– Wi­tam pana, pa­nie Wielki Se­kre­ta­rzu! – rzekł gromko od progu.

– Wi­tam sza­now­nego pana Wiel­kiego Straż­nika – ukło­nił się Wielki Se­kre­tarz. – Wi­tam sza­now­nego pana Wiel­kiego Straż­nika. Tra­dy­cyj­nie win­szuję sza­now­nemu panu punk­tu­al­no­ści. Do­brze, że cho­ciaż jedna osoba spo­śród na­szego grona po­trafi jesz­cze po­ja­wić się na po­sie­dze­niu o cza­sie.

– Dzię­kuję panu, pa­nie Wielki Se­kre­ta­rzu – od­po­wie­dział krótko nowo przy­były i za­jął swoje miej­sce.

– Za­wsze pod­kre­ślam, że punk­tu­al­ność świad­czy o po­dej­ściu po­szcze­gól­nych człon­ków Par­tii do po­sie­dzeń i do po­zo­sta­łych współ­ko­le­gów.

Wielki Straż­nik utkwił nie­ru­chomo wzrok na jed­nym z pla­ka­tów. Sie­dział wy­pro­sto­wany, co jesz­cze bar­dziej pod­kre­ślało jego atle­tyczną bu­dowę. Ubrany był w nieco pod­nisz­czony mun­dur po­lowy, który mimo wszystko do­da­wał mu cha­ry­zmy. Po­dob­nie jak ka­bura z bro­nią przy pa­sie. Z ca­łego ob­li­cza biła siła i opa­no­wa­nie, a ana­li­tyczne spoj­rze­nie zda­wało się nie­ustan­nie oce­niać każ­dego roz­mówcę.

Obaj sie­dzieli do­brą chwilę w mil­cze­niu, prze­ry­wa­nym je­dy­nie ci­chymi po­mru­kami Wiel­kiego Se­kre­ta­rza, który zda­wało się, że coś so­bie ra­cho­wał. Wresz­cie drzwi się otwo­rzyły i do środka wkro­czyli Wielki In­wen­ta­ry­za­tor i Wielki Rach­mistrz. Ten pierw­szy od­zna­czał się sporą tu­szą, co zda­wało się pa­so­wać do zaj­mo­wa­nego przez niego sta­no­wi­ska. Miał na so­bie otłusz­czony far­tuch i dziwną czapkę, jaką nie­gdyś no­siły sprze­daw­czy­nie w skle­pach rzeź­ni­czych. Jego pu­cu­ło­wata twarz wy­da­wała się pełna sku­pie­nia, a małe oczy bez­u­stan­nie się po­ru­szały, jakby w po­szu­ki­wa­niu roz­wią­zań na co­raz to nowe pię­trzące się pro­blemy. Wielki Rach­mistrz był chyba naj­star­szy ze wszyst­kich. Jego twarz za­zwy­czaj zdo­bił pe­łen za­kło­po­ta­nia, ale i po­czci­wo­ści uśmiech. Ele­gancki kie­dyś gar­ni­tur po­sia­dał wiele spruć i łat. Rach­mistrz ni­gdy nie no­sił in­nego. Z przed­niej kie­szeni ster­czały dwa ołówki. W chu­dej po­marsz­czo­nej ręce trzy­mał nie­wielki sta­ro­modny ne­se­ser. Wy­da­wał się te­raz być czymś bar­dzo po­ru­szony, wręcz prze­stra­szony. Nowo przy­byli roz­ma­wiali przy­ci­szo­nymi gło­sami, ale jak tylko otwo­rzyli drzwi ma­ga­zynu czy też sali ob­rad, za­mil­kli na­tych­miast. Za­pa­dła chwila kło­po­tli­wej ci­szy. Wielki Se­kre­tarz zsu­mo­wał ja­kieś liczby, za­pi­sał je na kartce, po czym wresz­cie uniósł głowę.

– …tak, zga­dza się, te­raz się wszystko zga­dza… Wi­tam sza­now­nych ko­le­gów! – Po­pra­wił pal­cem oku­lary, które za­raz z po­wro­tem zsu­nęły mu się na czu­bek nosa.

– Wi… wi­tamy! Wi­tamy! – za­jąk­nął się Wielki Rach­mistrz.

– Wi­taj­cie Wielki Se­kre­ta­rzu! – rzekł tu­bal­nym gło­sem Wielki In­wen­ta­ry­za­tor, po czym skie­ro­wał swoje spoj­rze­nie ku Wiel­kiemu Straż­ni­kowi, do­piero po dłuż­szej prze­rwie ode­zwał się po­now­nie. – Wi­taj­cie Wielki Straż­niku!

– I ja wi­tam pana, pa­nie Wielki In­wen­ta­ry­za­to­rze – od­parł czło­nek Par­tii za­le­d­wie na mo­ment od­ry­wa­jąc wzrok od pla­katu: – I pana rów­nież, pa­nie Wielki Rach­mi­strzu.

– Na­tu­ral­nie… na­tu­ral­nie! – po­wie­dział nie wie­dzieć czemu Rach­mistrz.

In­wen­ta­ry­za­tor usiadł od razu, nie cze­ka­jąc na ni­kogo. Na­to­miast jego to­wa­rzysz sta­nął za krze­słem, jakby nie­pewny czy może za­jąć swoje miej­sce.

– Pro­szę sia­dać, pa­nie ko­lego – za­chę­cił go Se­kre­tarz i wró­cił do swo­ich ob­li­czeń, jakby od nie­chce­nia do­dał jesz­cze: – Nieco na ostat­nią chwilę, ale jed­nak o cza­sie… Nie tak, jak co po­nie­któ­rzy… – za­czął Se­kre­tarz.

– Sza­nowny ko­lego… – bąk­nął tym­cza­sem Wielki Rach­mistrz w stronę Wiel­kiego In­wen­ta­ry­za­tora… – Jesz­cze tego… chcia­łem… od­no­śnie sprawy, którą oma­wia­li­śmy… tej, którą… przed wej­ściem…

Wielki Straż­nik nie­znacz­nie zwró­cił głowę ku za­gad­nię­temu przez Rach­mi­strza ko­le­dze.

– To nie jest naj­lep­szy mo­ment, sza­nowny ko­lego – od­parł Wielki In­wen­ta­ry­za­tor, zer­ka­jąc zna­cząco ku Straż­ni­kowi. – Za­raz za­czyna się po­sie­dze­nie.

– Ale, nie wiem… – za­czerp­nął po­wie­trza Rach­mistrz.

– Wiem – uśmiech­nął się z iry­ta­cją In­wen­ta­ry­za­tor. – Za­cho­wuj­cie się ko­lego jak usta­li­li­śmy. Za­cho­wuj­cie jak do tej pory. Wró­cimy do tej sprawy póź­niej.

– No tak… – przy­tak­nął Rach­mistrz.

– Wła­śnie tak – przy­tak­nął In­wen­ta­ry­za­tor.

Wielki Straż­nik udał, że w ogóle nie za­in­te­re­so­wał się tą wy­mianą zdań.

– Wła­ści­wie po­win­ni­śmy już za­czy­nać, ale po­nie­waż nie ma jesz­cze wszyst­kich… – za­wie­sił głos Wielki Se­kre­tarz.

– Wielki… – chciał coś po­wie­dzieć Rach­mistrz, ale za­raz za­milkł, spo­glą­da­jąc py­ta­jąco na In­wen­ta­ry­za­tora.

Ten ski­nął przy­zwa­la­jąco głową i do­koń­czył.

– Wielki Nad­zorca, nie­stety, i dzi­siaj nie po­jawi się na po­sie­dze­niu.

– No tak… – Wes­tchnął Se­kre­tarz. – To zro­zu­miałe, je­śli jego stan na­dal wy­maga re­kon­wa­le­scen­cji…

– Oba­wiam się, że na­dal wy­maga – prze­rwał In­wen­ta­ry­za­tor.

– Bar­dziej jed­nak mia­łem na my­śli po­zo­sta­łych – do­koń­czył Se­kre­tarz i wska­zał brodą pu­ste krze­sła – na­szą współ­ko­le­żankę i na­szego współ­ko­legę.

– Zdaje się o wilku mowa – rzekł swoim tu­bal­nym gło­sem In­wen­ta­ry­za­tor, wska­zu­jąc na ko­lejną po­stać, która uka­zała się w drzwiach.

Wielki Łącz­nik była ko­bietą. Miała na so­bie białą ko­szulę w fio­le­towe i szare gro­chy oraz spód­nicę się­ga­jącą ko­lan. Uwa­dze ze­bra­nych nie uszło to, że na jej raj­sto­pach pu­ściło oczko. Nie­duże, ale jed­nak. Włosy spi­nała z tyłu spinka, na szyi spo­czy­wały ogromne słu­chawki. Cały ubiór i pro­sta fry­zura znacz­nie ją po­sta­rzały, w rze­czy­wi­sto­ści była do­syć młoda.

– Wi­tamy spóź­nial­ską ko­le­żankę – ode­zwał się z prze­ką­sem Wielki Se­kre­tarz.

– Ze­gar w po­koju łącz­no­ści wska­zy­wał, że wciąż mam pięć mi­nut, kiedy wy­cho­dzi­łam na po­sie­dze­nie. – Wzru­szyła ra­mio­nami i usia­dła na swoim miej­scu.

– Może ze­gar się nieco spie­szy… – uśmiech­nął się nie­pew­nie Rach­mistrz.

– Ra­czej późni, je­śli już, sza­nowny pa­nie ko­lego – po­pra­wił In­wen­ta­ry­za­tor.

– No tak… – po­trzą­snął głową Rach­mistrz. – Oczy­wi­ście, oczy­wi­ście. Późni. Oczy­wi­ście, że się późni. Na­tu­ral­nie, że się nie spie­szy, tylko późni…

– Naj­wy­raź­niej na­leży po­li­czyć sie­dem do ośmiu mi­nut na drogę tu­taj – wtrą­cił Wielki Straż­nik. – Za­zwy­czaj jest pani, pani Wielka Łącz­niczko, dwie, trzy mi­nuty spóź­niona.

– Być może – od­parła Łącz­nik. – A być może, to ze­gary ko­le­gów źle cho­dzą. Ale skoro już tu je­stem, to mo­żemy za­czy­nać.

– No tak – po­ki­wał głową Se­kre­tarz. – Gdyby jesz­cze tylko nasz wspólny ko­lega Wielki Mier­ni­czy ze­chciał za­szczy­cić nas swoją obec­no­ścią, mo­gli­by­śmy rze­czy­wi­ście za­cząć…

– Za­cznijmy bez niego – oświad­czyła Wielka Łącz­nik.

– No tak, naj­pierw sama się pani ko­le­żanka spóź­nia, a te­raz…

– za­czął Se­kre­tarz.

– Ko­le­żanka ma ra­cję – prze­rwał Wielki Straż­nik. – Nie bę­dziemy cze­kać w nie­skoń­czo­ność.

– Ko­lega Wielki Mier­ni­czy może do­łą­czyć w trak­cie – po­parł przed­mówcę In­wen­ta­ry­za­tor.

– Hmm… Czy nie ma żad­nych sprze­ci­wów? – Se­kre­tarz spoj­rzał w stronę Rach­mi­strza.

– Nie… chyba nie. Zdaje się, że nie – od­po­wie­dział Rach­mistrz.

– No do­brze… – Se­kre­tarz spoj­rzał w swoje no­tatki, od­chrząk­nął, po­pa­trzył po ze­bra­nych, wresz­cie znowu spoj­rzał w no­tatki. – Tak. Za­czniemy może… jak zwy­kle, zresztą… czyli ro­zu­miem, że Wielki Nad­zorca dzi­siaj znowu nie po­jawi się na po­sie­dze­niu?

Py­ta­nie było skie­ro­wane do In­wen­ta­ry­za­tora. Nie wie­dzieć czemu Rach­mistrz po­ru­szył się nie­spo­koj­nie na swoim krze­śle.

– Oba­wiam się, że nie­stety nie – od­parł spo­koj­nie In­wen­ta­ry­za­tor.

– To już trze­cie ze­bra­nie, na któ­rym się nie po­ja­wił – za­uwa­żyła Łącz­nik.

– Czwarte – po­pra­wił Straż­nik.

– A może i czwarte – zgo­dziła się Łącz­nik, cho­ciaż jej spoj­rze­nie zdra­dzało, że nie spodo­bało jej się, że zo­stała po­pra­wiona.

– Tak, tak, czwarte, gwoli ści­sło­ści – przy­tak­nął Rach­mistrz.

– Czy mo­gli­by­śmy do­wie­dzieć się cze­goś wię­cej? – spy­tał Se­kre­tarz.

– Cze­goś wię­cej na te­mat? – od­po­wie­dział py­ta­niem na py­ta­nie In­wen­ta­ry­za­tor.

– No wie pan ko­lega… – Se­kre­tarz ode­tchnął głę­biej. – Wielki Nad­zorca nie po­ja­wia się już na czwar­tym z ko­lei po­sie­dze­niu. Je­dyne co wiemy, to że nęka go ja­kaś bli­żej nie­okre­ślona cho­roba. Być może zwią­zana z prze­mę­cze­niem. Być może zwią­zana z prze­mę­cze­niem… tak, to zdaje się do­kład­nie pana słowa.

Se­kre­tarz dla pew­no­ści za­czął kart­ko­wać swoje no­tatki, ale nie mógł zna­leźć tego, czego szu­kał.

– Zga­dzam się z pa­nem Wiel­kim Se­kre­ta­rzem – rzekł Wielki Straż­nik. – Wszy­scy je­ste­śmy za­nie­po­ko­jeni sta­nem Wiel­kiego Nad­zorcy, a tylko pan, pa­nie Wielki In­wen­ta­ry­za­to­rze, i pan, pa­nie Wielki Rach­mi­strzu, mają kon­takt z Wiel­kim Nad­zorcą. Chcemy do­wie­dzieć się wię­cej. Chcemy zo­ba­czyć jak Wielki Nad­zorca się czuje.

– Ja nie mam kon­taktu z Wiel­kim Nad­zorcą! – za­opo­no­wał ze stra­chem Rach­mistrz. – Ja go tylko zna­la­złem… nie­dy­spo­no­wa­nego. To ko­lega Wielki In­wen­ta­ry­za­tor ob­jął Wiel­kiego Nad­zorcę swoją opieką.

– Taak – rzekł spo­koj­nie i po­woli Wielki In­wen­ta­ry­za­tor. – Wielki Nad­zorca jest te­raz pod moją opieką. Jego stan…

– Wi­tam ko­le­gów i ko­le­żankę… – rzekł od progu Wielki Mier­ni­czy, ski­nął wszyst­kim, od­dzielne ski­nie­nie prze­zna­czył pani Łącz­nik. – Prze­pra­szam naj­moc­niej za spóź­nie­nie. Praca. Wi­dzę, że za­częli ko­le­dzy i ko­le­żanka beze mnie. Bar­dzo do­brze. Czy wiele stra­ci­łem?

Mier­ni­czy miał na so­bie uwa­lany sma­rem i miej­scami nad­pa­lony nie­bie­ski kom­bi­ne­zon ro­bo­czy. Z tyl­nej kie­szeni zwi­sały rę­ka­wice, z przodu ster­czała żółta roz­kła­dana miarka. Jego twarz była brudna i spo­cona. Włosy roz­czo­chrane, miej­scami zle­pione. Pod­szedł zmę­czo­nym kro­kiem do sto­lika i za­jął swoje miej­sce – mię­dzy In­wen­ta­ry­za­to­rem, a Straż­ni­kiem, na­prze­ciwko pani Łącz­nik.

– No więc dla­czego się sza­nowny ko­lega spóź­nił, je­śli mo­żemy za­py­tać? – ode­zwał się Se­kre­tarz.

– Jak, zdaje się, wspo­mnia­łem – praca – od­parł nowo przy­były.

– Ach, praca – rzekł iro­nicz­nie Se­kre­tarz.

– Tak, praca – ski­nął głową Mier­ni­czy.

– Czy mo­żemy po­wró­cić do te­matu Wiel­kiego Nad­zorcy – bar­dziej oświad­czył niż za­py­tał Straż­nik.

– Bar­dzo pro­szę – od­po­wie­dział Wielki Mier­ni­czy. – Wiele stra­ci­łem?

– Nie tak znowu wiele – po­wie­działa Łącz­nik. – Do­piero co za­czę­li­śmy.

– Wła­śnie – uśmiech­nął się nie­szcze­rze Se­kre­tarz. – Do­piero co za­czę­li­śmy. Czy mógł­bym sza­now­nego pana ko­legę pro­sić na przy­szłość o ta­kie or­ga­ni­zo­wa­nie so­bie czasu pracy, aby się sza­nowny pan ko­lega nie spóź­niał na po­sie­dze­nia? Zwłasz­cza że to nie pierw­szy raz. Nie mu­szę chyba przy­po­mi­nać, że po­sie­dze­nia są jed­nym z naj­waż­niej­szych, je­śli nie naj­waż­niej­szym w ogóle obo­wiąz­kiem każ­dego członka Par­tii.

– Sza­nowny ko­lego Se­kre­ta­rzu – od­rzekł Wielki Mier­ni­czy – do­sko­nale zdaję so­bie sprawę, że po­sie­dze­nia są bar­dzo ważną czę­ścią na­szej pracy, ale nie mu­szę chyba przy­po­mi­nać jak ważne i od­po­wie­dzialne za­da­nie spo­czywa na mo­ich bar­kach. Skom­pli­ko­wana struk­tura pan­ce­rza Ko­puły spra­wia, że czas mo­jej pracy jest nie­nor­mo­wany i mu­szę być za­wsze do­stępny. Kosz­tem prze­ry­wa­nego snu, po­sił­ków, a cza­sem na­wet spóź­nień na ko­lejne po­sie­dze­nia. Nie­zmier­nie mi z tego po­wodu przy­kro, ale nie ma in­nego wyj­ścia.

Se­kre­tarz skrzy­wił się, ale nic już nie po­wie­dział.

– Na­tu­ral­nie ro­zu­miemy ko­legę i nie mamy do ko­legi by­naj­mniej pre­ten­sji – ode­zwał się In­wen­ta­ry­za­tor.

– Do rze­czy – znie­cier­pli­wił się Wielki Straż­nik. – Pro­szę pana, pa­nie Wielki In­wen­ta­ry­za­to­rze, o po­wró­ce­nie do te­matu cho­roby Wiel­kiego Nad­zorcy.

– A może naj­pierw pa­nie ko­lego Wielki Straż­niku po­wie­cie nam, kiedy bę­dzie można wejść do Strefy Za­mknię­tej? – za­pe­rzył się na­raz In­wen­ta­ry­za­tor.

– To praw­do­po­dob­nie nie bę­dzie moż­liwe jesz­cze przez długi czas – od­po­wie­dział Straż­nik. – A te­raz pro­szę od­po­wie­dzieć na moje py­ta­nie.

– Ach tak – uniósł brwi In­wen­ta­ry­za­tor. – Przez długi czas… a jak długi to bę­dzie czas, gdy­by­ście mo­gli ko­lego spre­cy­zo­wać?

– Ko­lego Wielki In­wen­ta­ry­za­to­rze – wtrą­ciła się Łącz­nik. – Ja rów­nież chcia­ła­bym usły­szeć co nieco o ta­jem­ni­czej cho­ro­bie Wiel­kiego Nad­zorcy.

– Wła­śnie – przy­tak­nął Se­kre­tarz. – W na­sze po­sie­dze­nie wkradł się nie­po­rzą­dek. Wkradł się nie­po­rzą­dek. Trzy­majmy się ja­kiejś usta­lo­nej ko­lej­no­ści. Pro­po­nuję naj­pierw omó­wić kwe­stie zwią­zane z Wiel­kim Nad­zorcą, po­tem przej­dziemy do ra­por­tów, po­tem do ewen­tu­al­nych py­tań i wnio­sków. Py­tań i wnio­sków. Pro­szę kon­ty­nu­ować, pa­nie ko­lego Wielki In­wen­ta­ry­za­to­rze.

– Kon­ty­nu­ować – wcią­gnął po­wie­trze i po­wtó­rzył In­wen­ta­ry­za­tor. – No więc, to nie jest żadna ta­jem­ni­cza cho­roba.

– Nie jest, nie jest – przy­tak­nął gor­li­wie Rach­mistrz.

– Wła­śnie – uśmiech­nął się In­wen­ta­ry­za­tor. – To jest zwy­kła, nie­ta­jem­ni­cza cho­roba zwią­zana z prze­mę­cze­niem Wiel­kiego Nad­zorcy. Wszy­scy wiemy, jak ciężko pra­co­wał Wielki Nad­zorca i z ja­kimi stre­sami mu­siał so­bie ra­dzić…

– Wszy­scy ciężko pra­cu­jemy – wtrą­cił Se­kre­tarz.

– Tak – od­parł In­wen­ta­ry­za­tor. – Ow­szem, nie­mniej Wielki Nad­zorca pra­co­wał… pra­cuje naj­cię­żej z nas wszyst­kich. Musi opie­ko­wać się całą Ko­pułą. Nic więc dziw­nego, że chwi­lowo opadł z sił i po­trze­buje odro­biny od­po­czynku.

– Nic więc dziw­nego – kiw­nął głową Rach­mistrz.

– Ta odro­bina od­po­czynku trwa już czwarty dzień – za­uwa­żył Wielki Straż­nik. – Jak długo to jesz­cze może po­trwać?

– Trudno po­wie­dzieć… – In­wen­ta­ry­za­tor roz­ło­żył ręce. – Za­pewne nie­zbyt długo, ale nie wiem do­kład­nie. Ta­kie przej­ściowe zmę­cze­nie może się prze­dłu­żać, może też ustą­pić zu­peł­nie na­gle, z go­dziny na go­dzinę.

– Czy mo­żemy zo­ba­czyć się z Wiel­kim Nad­zorcą? – drą­żył da­lej Straż­nik.

– Oba­wiam się, że by­łoby to nie­wska­zane – od­po­wie­dział In­wen­ta­ry­za­tor. – Wielki Nad­zorca wy­raź­nie za­ży­czył so­bie, żeby nikt mu nie prze­szka­dzał. Ja sam rów­nież za­glą­dam do niego nie­zwy­kle rzadko. Wła­ści­wie tylko raz dzien­nie, żeby przy­nieść mu jego dzienną ra­cję żyw­no­ściową.

– Czyli chce pan, pa­nie Wielki In­wen­ta­ry­za­to­rze, aby­śmy wie­rzyli panu na słowo – stwier­dził Straż­nik. – Mamy uwie­rzyć, że nikt oprócz pana, pa­nie Wielki In­wen­ta­ry­za­to­rze, nie może od­wie­dzić Wiel­kiego Nad­zorcy?

– Cóż, ta­kie było wy­raźne ży­cze­nie Wiel­kiego Nad­zorcy. – In­wen­ta­ry­za­tor wy­trzy­mał wni­kliwe spoj­rze­nie ko­legi. – Nie wiem, czym była po­dyk­to­wana ta prośba, ale je­śli ma to po­móc Wiel­kiemu Nad­zorcy wy­zdro­wieć, to ja je­stem go­towy się do niej za­sto­so­wać. I wcale nie mu­szą mi ko­le­dzy wie­rzyć na słowo, pro­szę się spy­tać tu­taj ko­legi Wiel­kiego Rach­mi­strza, który pierw­szy zna­lazł Wiel­kiego Nad­zorcę nie­dy­spo­no­wa­nego i który za­pewne po­twier­dzi wszystko to, co po­wie­dzia­łem.

– Tak, tak – go­rąco przy­tak­nął Wielki Rach­mistrz. – Po­twier­dzam, wszystko po­twier­dzam!

– Co do­kład­nie pan po­twier­dza? – Wielki Straż­nik nie­spo­dzie­wa­nie łyp­nął groź­nie na Wiel­kiego Rach­mi­strza.

– Co po­twier­dzam? – spy­tał nie­pew­nie za­py­tany i spoj­rzał na In­wen­ta­ry­za­tora, jakby pro­sił go o ra­tu­nek. – Jak to co po­twier­dzam? No wszystko po­twier­dzam.

– Wszystko, czyli co, pro­szę pana, pa­nie Wielki Rach­mi­strzu? – kon­ty­nu­ował Straż­nik.

– No wszystko to, co po­wie­dział mój sza­nowny przed­mówca – wy­brnął Rach­mistrz, uśmie­cha­jąc się przy tym z nie­ja­kim za­kło­po­ta­niem.

– Sami wi­dzi­cie, Wielki Straż­niku – po­wie­dział Wielki In­wen­ta­ry­za­tor.

– Jak na ra­zie to zu­peł­nie nic nie wi­dzę – wark­nął Straż­nik. – Nie do­wie­dzia­łem się jak do tej pory zu­peł­nie nic!

– Wy­gląda na to, że bę­dziemy mu­sieli po­ra­dzić so­bie tym­cza­sowo bez Wiel­kiego Nad­zorcy – rzekł po­jed­naw­czo Wielki Mier­ni­czy.

– Rze­czy­wi­ście na to wy­gląda – zgo­dził się Wielki Se­kre­tarz.

– Tak – do­dał Wielki In­wen­ta­ry­za­tor.

– No do­brze… – za­sta­no­wił się Se­kre­tarz. – Ro­zu­miem, że bę­dzie nas pan, pa­nie ko­lego Wielki In­wen­ta­ry­za­to­rze, na bie­żąco in­for­mo­wał o sta­nie zdro­wia Wiel­kiego Nad­zorcy.

– Ależ oczy­wi­ście!

– Jaki na ra­zie jest to stan? – spy­tał Wielki Mier­ni­czy.

– Stan Wiel­kiego Nad­zorcy jest… – In­wen­ta­ry­za­tor za­sta­no­wił się chwilę – sta­bilny.

– Sta­bilny? – po­wtó­rzył Mier­ni­czy.

– Sta­bilny – po­wtó­rzył In­wen­ta­ry­za­tor.

– A coś wię­cej? – za­su­ge­ro­wała Wielka Łącz­nik.

– Stan Wiel­kiego Nad­zorcy okre­ślił­bym te­raz jako – od­rzekł Wielki In­wen­ta­ry­za­tor – re­la­tyw­nie do­bry, ale jesz­cze nie w pełni zdrowy, na­to­miast sta­bilny, z lekką ten­den­cją do po­prawy.

– Z lekką ten­den­cją do po­prawy! – ucie­szył się Rach­mistrz.

– Pa­mię­tajmy jed­nak, że to się cały czas zmie­nia – kon­ty­nu­ował In­wen­ta­ry­za­tor. – Więc na ra­zie jest jesz­cze za wcze­śnie, żeby wy­ro­ko­wać w tej spra­wie i prze­wi­dy­wać ter­min wy­zdro­wie­nia pa­cjenta.

– Przed chwilą wspo­mi­nał pan, pa­nie Wielki In­wen­ta­ry­za­to­rze, że stan jest sta­bilny – za­uwa­żył Wielki Straż­nik. – A te­raz mówi pan, że ten stan się może w każ­dej chwili zmie­nić.

– Bo tak jest – od­parł In­wen­ta­ry­za­tor. – Stan jest sta­bilny, ale w każ­dej chwili może to ulec zmia­nie. Może się zde­sta­bi­li­zo­wać.

Wielki Rach­mistrz za­krył ręką usta w ge­ście obawy o zdro­wie Wiel­kiego Nad­zorcy.

– Są­dzę, że w tej spra­wie nie wnie­siemy już nic no­wego – rzekł Wielki Se­kre­tarz. – Być może, w ob­li­czu za­ist­nia­łej sy­tu­acji, za­ist­nia­łej sy­tu­acji, bę­dziemy mu­sieli wy­brać spo­śród nas Tym­cza­so­wego Nad­zorcę, wcze­śniej jed­nak…

– Zgła­szam swoją kan­dy­da­turę! – wy­pa­liła na­tych­miast Wielka Łącz­nik.

– No tak, no tak… – Se­kre­tarz zer­k­nął do swo­ich no­ta­tek. – Bar­dzo do­brze. Zna­ko­mi­cie. Nie­mniej jed­nak, za­nim zde­cy­du­jemy czy i kto zo­sta­nie Tym­cza­so­wym Nad­zorcą, pro­po­nuję wcze­śniej, aby wszy­scy ze­brani przed­sta­wili swoje ra­porty. Co sza­nowni współ­ko­le­dzy i współ­ko­le­żanka na to? Mu­simy jed­nak trzy­mać się ja­kie­goś wcze­śniej usta­lo­nego po­rządku, prawda.

– Zgoda! – od­parł krótko Wielki Straż­nik.

– Zgo… zgoda – uśmiech­nął się Wielki Rach­mistrz.

– Niech bę­dzie – nie­chęt­nie, ale zgo­dził się Wielki In­wen­ta­ry­za­tor.

– Do­brze, ale pro­szę ko­niecz­nie pa­mię­tać o mo­jej kan­dy­da­tu­rze na sta­no­wi­sko Tym­cza­so­wego Nad­zorcy – za­zna­czyła pani Łącz­nik. – Naj­le­piej niech to Wielki Se­kre­tarz gdzieś za­no­tuje.

– Na­tu­ral­nie – od­parł Wielki Se­kre­tarz i za­pi­sał coś na jed­nej z kar­tek.

– Wo­lał­bym naj­pierw roz­strzy­gnąć kwe­stię Tym­cza­so­wego Nad­zorcy – po­wie­dział Wielki Mier­ni­czy, ale zro­bił to za ci­cho i jego pro­test prze­padł po­śród in­nych gło­sów.

– Wy­śmie­ni­cie, sza­nowni współ­ko­le­dzy i sza­nowna współ­ko­le­żanko – ucie­szył się Wielki Se­kre­tarz. – Pro­szę mi dać chwilę na przy­go­to­wa­nie so­bie kar­tek do no­to­wa­nia… zna­ko­mi­cie, już wszystko mam. Zdaje się mo­żemy za­czy­nać.

– Może ja będę pierw­sza – zgło­siła się Łącz­nik. – Za­cznę od ra­portu z Ko­puły RW-620…

– Ko­le­żanko, ko­le­żanko… – wstrzy­mał ją Se­kre­tarz, jed­no­cze­śnie po­pra­wia­jąc oku­lary. – Do­ce­niam ko­le­żanki chęć ini­cja­tywy, chęć ini­cja­tywy, nie­mniej mu­simy za­cho­wać pe­wien po­rzą­dek, ro­zu­mie ko­le­żanka. Pewną ko­lej­ność. Bez po­rządku zrobi nam się tu­taj zu­pełny ba­ła­gan. Zu­pełny ba­ła­gan. Pro­po­nuję za­cząć skła­da­nie ra­por­tów od mo­jej le­wej ręki, czyli od pana Wiel­kiego Rach­mi­strza, aby po­tem, zgod­nie z ru­chem wska­zó­wek ze­gara, ra­porty mo­gły przed­sta­wić ko­lejne osoby. W ten spo­sób bę­dzie sza­nowna ko­le­żanka druga, a sza­nowny ko­lega Wielki In­wen­ta­ry­za­tor bę­dzie ostatni. Czy nikt nie ma nic prze­ciwko temu?

– Nie – stwier­dził Wielki In­wen­ta­ry­za­tor.

– Zdaje się, że nie – przy­tak­nął Wielki Mier­ni­czy.

– Byle by­śmy w końcu za­częli – burk­nął Wielki Straż­nik. Wielka Łącz­nik wzru­szyła tylko ra­mio­nami.

– A za­tem ja mam być pierw­szy, tak? – za­py­tał Wielki Rach­mistrz.

– Tak, zdaje się, że tak wła­śnie przed chwilą za­pro­po­no­wa­łem, za­pro­po­no­wa­łem – od­rzekł Wielki Se­kre­tarz.

– Pro­simy – za­chę­cił Wielki Mier­ni­czy.

Wielki Rach­mistrz od­chrząk­nął.

– Do­brze… A za­tem, obecna liczba lud­no­ści w na­szej Ko­pule, jak wska­zują moje naj­ak­tu­al­niej­sze spisy, wy­nosi pięć ty­sięcy pięć­set osiem­na­ście osób. Przy­go­to­wa­łem…

– Je­den mo­men­cik… – prze­rwał Wielki Se­kre­tarz. – Mam tu­taj no­tatki z po­przed­niego po­sie­dze­nia… O, tu­taj. Nie da­lej jak wczo­raj stwier­dził pan, że liczba lud­no­ści wy­nosi pięć ty­sięcy pięć­set dwa­dzie­ścia trzy osoby. Wszystko mam tu­taj za­pi­sane. Jak pan ko­lega może za­uwa­żyć, bar­dzo po­waż­nie pod­cho­dzę do skła­da­nych przez sza­now­nych ko­le­gów i sza­nowną ko­le­żankę ra­por­tów. Do skła­da­nych przez sza­now­nych ko­le­gów i sza­nowną ko­le­żankę ra­por­tów. Słu­cham i spo­rzą­dzam no­tatki z tego, co pan ko­lega i po­zo­stali rów­nież, re­fe­rują.

– Bar­dzo miło z pana ko­legi strony… – Wielki Rach­mistrz skło­nił się lekko.

– Kwe­stia po­waż­nego po­dej­ścia do te­matu – od­parł Wielki Se­kre­tarz. – Ale nie o tym chcia­łem… Skąd ta róż­nica? Pięć ty­sięcy pięć­set dwa­dzie­ścia trzy mi­nus pięć ty­sięcy pięć­set osiem­na­ście daje nam wy­nik pięć. Co się stało z tymi pię­cioma oso­bami?

– Cóż… – za­czął mó­wić po­woli Rach­mistrz. – Mie­li­śmy w ostat­nim cza­sie dwa uro­dze­nia i, nie­stety, sie­dem zgo­nów…

– Sie­dem zgo­nów? – za­py­tał z uda­wa­nym zdzi­wie­niem Mier­ni­czy.

– Nie­stety… – kon­ty­nu­ował nie­pew­nym gło­sem Rach­mistrz. – Lu­dzi w na­szej Ko­pule zli­czam, jak za­pewne wszyst­kim wia­domo, co drugi dzień. Więc owe sie­dem zgo­nów na­leży przy­pi­sać nie­ko­niecz­nie dniowi dzi­siej­szemu, na­leży je ra­czej roz­ło­żyć na dzień dzi­siej­szy i dzień wczo­raj­szy. Po­dob­nie z uro­dze­niami. Ta­kie są prawa sta­ty­styki. Krzywa uro­dzeń i zgo­nów nieco się waha. Raz prze­wa­żają uro­dze­nia, raz zgony, w wy­niku czego mamy przy­rost do­datni lub ujemny. Nie­stety wy­gląda na to, że w ciągu dwóch ostat­nich dni mamy do czy­nie­nia z prze­wagą zgo­nów, co wpły­nęło na kształt mo­jego dzi­siej­szego ra­portu. Je­żeli jed­nak spoj­rzymy na to z szer­szej per­spek­tywy… po­wiedzmy ostat­nich dwóch mie­sięcy, to wy­niki nie są wcale ta­kie nie­ko­rzystne. Liczba lud­no­ści waha się mniej wię­cej na sta­łym po­zio­mie pię­ciu ty­sięcy pię­ciu­set sie­dem­na­stu osób. Czyli, w za­sa­dzie, je­żeli spoj­rzymy na moje ra­porty z per­spek­tywy dwóch mie­sięcy, to na­wet od­no­to­wa­li­śmy przy­rost. Wpraw­dzie o jedną osobę, ale za­wsze przy­rost.

– Po­gra­tu­lo­wać! – rzu­cił z uzna­niem Wielki Mier­ni­czy.

– Dzię­kuję pa­nie ko­lego – szcze­rze ura­do­wał się Wielki Rach­mistrz. – Po praw­dzie to nie jest to moja za­sługa. Ja tylko do­ko­nuję spisu stanu fak­tycz­nego.

– No tak – Wielki Se­kre­tarz jesz­cze raz prze­kart­ko­wał swoje no­tatki – ale je­śli spoj­rzymy na pana ko­legi ra­porty z jesz­cze szer­szej per­spek­tywy… Na po­czątku było nas sześć ty­sięcy sto osiem­dzie­siąt dwie osoby. Sześć ty­sięcy sto osiem­dzie­siąt dwie osoby mi­nus pięć ty­sięcy pięć­set osiem­na­ście osób daje nam wy­nik sze­ściu­set sześć­dzie­się­ciu czte­rech, je­śli do­brze po­li­czy­łem… tak, zdaje się, że tak. Skąd taka wielka róż­nica? Pro­szę nam to wy­tłu­ma­czyć. Liczba lud­no­ści po­waż­nie spa­dła, od­kąd wpro­wa­dzi­li­śmy się do Ko­puły. Nie mo­żemy po­zwo­lić, aby ta ten­den­cja się utrzy­mała, je­śli chcemy prze­trwać.

– Wi­dzi ko­lega – od­rzekł Wielki Rach­mistrz – jak wspo­mnia­łem, ja tylko do­ko­nuję spisu stanu fak­tycz­nego. Jak ko­lega Wielki Se­kre­tarz do­brze wie, je­ste­śmy tu już nie­mal trzy lata…

– A Ko­puła była za­pro­jek­to­wana na rok – wtrą­cił Wielki Mier­ni­czy.

– Tak, tak, oczy­wi­ście zdaję so­bie z tego sprawę – od­po­wie­dział Se­kre­tarz. – Zdaję so­bie z tego sprawę. Nie­mniej je­ste­śmy tu, gdzie je­ste­śmy i upły­nęło tyle czasu, ile upły­nęło. Mu­simy ra­dzić so­bie w ta­kich wa­run­kach, ja­kie nas za­stały. Ja chciał­bym tylko sza­nowni ko­le­dzy, dojść prawdy. Po­znać przy­czyny, żeby można im było za­po­biec w przy­szło­ści. Żeby można im było za­po­biec w przy­szło­ści.

– No więc, jak ko­lega Wielki Mier­ni­czy ra­czył za­uwa­żyć, prze­by­wamy tu­taj już trzy lata, pod­czas gdy Ko­puła była za­pro­jek­to­wana na rok – Wielki Rach­mistrz uchwy­cił się słów Wiel­kiego Mier­ni­czego jak koła ra­tun­ko­wego. – Wa­runki są, ja­kie są, jak sam pan ko­lega Wielki Se­kre­tarz ra­czył za­uwa­żyć. Lu­dzie ro­dzą się, do­ra­stają, sta­rzeją się, wresz­cie… umie­rają. Każdy z nas, prę­dzej czy póź­niej, kie­dyś umrze. Czy tego chcemy, czy nie. Taka jest ko­lej rze­czy i nie można ode mnie wy­ma­gać, abym pró­bo­wał to zmie­nić. A co do po­wo­dów śmierci… Są różne. Bar­dzo różne. Przy­po­mi­nam, że na po­czątku by­li­śmy atako… Zgi­nęło nie­mało pod­wład­nych Wiel­kiego Straż­nika.

– Tak. – Wielki Straż­nik przy­mknął na chwilę oczy. – Moi żoł­nie­rze od­dali swoje ży­cia w obro­nie Ko­puły i jej miesz­kań­ców.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: