Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kordian - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
30 stycznia 2023
Ebook
3,99 zł
Audiobook
10,25 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kordian - ebook

‘Kordian’ (tytuł właściwy: ‘Kordian: Część pierwsza trylogii. Spisek koronacyjny’) – dramat romantyczny autorstwa Juliusza Słowackiego. Utwór napisany został w Genewie w 1833, ukazał się anonimowo w Paryżu w 1834 r. Kordian po raz pierwszy pojawia się w dramacie jako 15-letni młodzieniec. Bohater swój wolny czas poświęca rozważaniom nad sensem własnej egzystencji, przeżywa rozczarowania do romantycznej miłości, to wszystko prowadzi do próby samobójczej, aczkolwiek nieudanej. Następnie Kordian wyrusza w podróż do Anglii i Włoch. Podczas tej wędrówki przekonuje się, że światem rządzi pieniądz i że za pieniądze można kupić wszystko, nawet miłość. W scenie na szczycie góry Mont Blanc Kordian przechodzi metamorfozę z nieszczęśliwego kochanka w gorliwego patriotę i postanawia poświęcić się w imię ojczyzny (idea winkelriedyzmu). Postanawia zabić cara, jednak przeszkadzają mu w tym własne słabości. Dla Kordiana podróż oznacza wejście w czas dojrzewania duchowego, a spotkania z brutalną rzeczywistością sprawiają, że bohater traci złudzenia co do otaczającego go świata. Jest postacią dynamiczną, przez cały czas zmienia się, zmaga się z samym sobą. Podróż jest dla niego źródłem informacji o świecie, a przebyta droga wzbogaca go o nowe doświadczenia. (za Wikipedią).

Kategoria: Liceum
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7639-453-4
Rozmiar pliku: 125 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZYGOTOWANIE

Roku 1799 dnia 31 grudnia w nocy.

Chata sławnego niegdyś czarnoksiężnika Twardowskiego w górach karpackich – przy chacie obszerny dziedziniec – daléj skały – w dole bezlistne bukowe lasy. Ciemność przerwana błyskawicami. Czarownica czesze włosy i śpiéwa...

CZAROWNICA

Z gwiazd obłąkanych,

Z włosów czesanych,

Iskry padają,

Jak z polskiéj szabli;

Widzą je diabli,

Odpowiadają

Błyskami chmur.

Lecą – świst piór

Buki ugina.

Szatan zlatuje w postaci pięknego anioła.

SZATAN

Ha, czarownico! czy biła godzina?

CZAROWNICA

Która?

SZATAN

Godzina, której żaden człowiek

Dwa razy w życiu nie słyszy.

CZAROWNICA

Uderzy

Za dziesiątém mgnieniem powiek

Z Babillońskiéj ludów wieży.

A gdy bić będzie, choć głucha, usłyszę.

Lecz gdzież są, panie, twoi towarzysze?

Leniwo śpieszą z błękitu podniebień:

Żółw, z którego to zgrzebło utoczył mi tokarz,

Prędzéj chodził...

SZATAN

To źgrzebło, pokaż mi je – pokaż!...

Łzy mi płyną... poznaję Twardowskiego grzebień,

On mię zgrzebłem tém czesał, gdy w psa wlazłszy skórę

U nóg mu się łasiłem. Odejdź, moja pani;

Goście sproszeni zlecą się na Łysą Górę.

Czarownica odchodzi Szatan woła:

Szatani!

Błyska dziesięć razy i dziesięć tysięcy szatanów spada.

Spadł z nieba deszcz szatanów, niech ziemię polewa,

Jeśli jeszcze na ziemi są Edeńskie drzewa,

Niech rosną, to jesienią człowiek owoc zbierze...

Siadajcie! cóż między wami

Nie widać Mefistofela?

ASTAROTH

Zaszedł na grób przyjaciela,

Na grobie Twardowskiego odmawia pacierze.

SZATAN

Taki się teraz zrobił czuły i pobożny

Jak poeta... Lecz księżyc zabłysnął dwurożny,

Czas przystąpić do dzieła...

DIABLI

Co nam król rozkaże?

SZATAN

Obejrzeć trzeba koła w wiekowym zegarze,

Krwią dziecięcia namaścić gwichty i sprężyny;

Niech nam bije wyraźnie lata, dnié, godziny.

Przynieście go, postawcie... Co? czy nie zepsuty?

ASTAROTH

Wszystkie koła, wszystkie druty

Całe, rdza wieków nie trawi;

Godzinnik z hostij, co dławi,

Po nim żądło Lewiatana

Przez wieki wieków się toczy,

Na dnie wskazuje ząb smoczy,

Na godziny żądło osy;

I dotąd trwa nie przerwana

Włosień siwa, z kós szatana,

Któremu zbielały włosy

Od strachu, gdy grom z obłoku...

Pamiętacie?... A sprężyna

Z ojczyzny Tella, Kalwina,

Na ludzkiém wsadzona oku,

Chodzi jak na dyjamencie.

W kółek i sprężyn zamęcie,

Zamknięta grzesznika dusza,

Kurant po kurancie jąka.

Noga kossacza pająka

Wszystkie sprężyny porusza,

Jak wahadło...

SZATAN

Dość opisów.

Gehenno, Astarocie, najstraszliwsi z bisów,

Jak assessory sądu, gdy zegar bić zacznie,

Liczcie wieki, dnie, lata...

Zegar bije, szatani liczą.

Świecie!, świecie! świecie!

Wąż wieczności łuskami w okrąg ciebie gniecie,

Zębem zatrutym boki ogryza nieznacznie;

I wieki mrą nad tobą zasypując pyłem

Umarłych pamiątek.

Ja widziałem twój początek.

Ta garść gliny powietrzem opasana zgniłem,

Ten trup chaosu w trumnie zamknięty błękitów,

Strawiony zgnilizną czasów,

Okrył się rdzami kruszców, i kością granitów,

Porósł mchem kwiatów i lasów;

Potem wydał robaki, co mu łono toczą,

I myślą.

Biada im! jeśli marzeń ziemią nie okryślą,

Kołem widzenia – biada, jeśli je przekroczą...

GEHENNA

Królu, wiek dziewiętnasty uderzył.

SZATAN

Astaroth

Niech liczy lata; może ten, co za obłokiem

Gromy ciska, chcąc wesprzéć jaki ziemski naród,

Może wiek który ludziom skrócił jednym rokiem,

Może ukradł szatanom dzień jeden, godzinę;

Więc się o nią upomnę u Boga,

Lub buntowną chorągiew rozwinę.

We mnie, i w przyrodzeniu zgwałconém ma wroga.

ASTAROTH

Tysiąc ośmset lat wybiło.

SZATAN

Więc się koło fortuny całe obróciło?

Każdy ząb jej rozdziera, każda szruba ciśnie.

Teraz, gdy niebo zabłyśnie,

Błyskawica trwa dłużéj niż te wszystkie lata,

Zbiegłe męczarnią dla świata;

A każdy rok, jak ślimak sunął się leniwo,

Dla nędzarzy, dla głupich kochanków nadziei;

A gdy śliną ośrebrzył ślad zbiegłéj kolei,

Ślizgał się po niéj człowiek pamiątką pierszchliwą.

Obłąkani w przeszłości żeglarze

Brali imie dziejopisów;

Sztuką ich było pisać wielkie kalendarze,

Pełne królewskich imion i dat i napisów.

Inni myślą ścigali treść myśli,

Filozofy – głęboko myśleli,

Aż nad ciemną przepaścią zawiśli,

Obudzili się, w przepaść spojrzeli,

I zawołali: – Ciemno! ciemno! ciemno!

To hosanna dla nas szatanów,

To spiew naszych kościelnych organów;

Kto myślał przez godzinę, jest lub będzie ze mną.

Wiek, co przyjdzie, ucieszy szatany.

Mefistofel wchodzi.

MEFISTOFEL

Nasz szatan prorokuje w cudotwornym stroju,

Ma płaszcz cały Woltera dziełami łatany,

I pióro gęsie Russa sterczy na zawoju.

SZATAN

Mefistofelu, przyszła do działania pora,

Wybierz jaką igraszkę wśród ziemskiéj czeredy.

Już nie znajdziesz cichego wśród Niemców doktora,

Po szwajcarskich się górach nie snują Manfredy,

I mnichy długim postem po celach nie chudną.

Więc obłąkaj jakiego żołnierza.

MEFISTOFEL

Trudno!...

Żołnierz to ryba, która kruczkom nie dowierza,

I ma rozsądek zdrowy, przy takiéj latarni

Obaczy kurzą nogę diabła kusiciela.

SZATAN

Samiż tylko rycerze ujdą nam bezkarni?

Słuchaj! wśród narodów wiela,

Jednemu się ludowi dzień ogromny zbliża.

Idź tam, jego rycerze noszą krzywe szable,

Jako księżyc dwurożny, jako rogi diable;

I rękojeść tych kordów nie ma kształtu krzyża.

Pomóż im – oni mają walkę rozpoczynać

Taką, jakąśmy niegdyś z panem niebios wiedli.

Oni się będą modlić, zabijać, przeklinać.

Oni na ojców mogiłach usiedli

I myślą o zemsty godzinie.

Ten naród się podniesie, zwycięży, i zginie;

Miecze na wrogach połamie,

A potém wroga myślą zabije,

Bo myśl jego ogniste ma ramię,

Ona jak powróz wrogi uwiąże za szyje

I związanych postawi na takim pręgierzu,

Że wszystkie ludy wzrokiem dosięgną i plwaniem.

MEFISTOFEL

Królu, niechaj poszukam w diabelskim psałterzu,

Modlitwy na dzień, co się zowie zmartwychwstaniem;

Zmówię ją za ów naród... Dziś pierwszy dzień wieku,

Dziś mamy prawo stwarzać królów i nędzarzy,

Na całą rzekę stuletniego cieku.

Więc temu narodowi stwórzmy dygnitarzy,

Aby niemi zapychał każdą rządu dziurę.

A gdy wzrośnie ich potęga,

Ten naród, jak piękna księga,

W starą oprawiona skórę,

Pargaminowém świecić będzie czołem.

SZATAN

Dobra rada, stańcie kołem,

Stwarzajmy ludzi do rządu.

Zawołajcie czarownicy...

Szatan daje rozkazy, diabli pracują.

Żywioły ziemi i lądu,

W atmosferowéj szklennicy

Zamknięte i w jeden zlane,

Przez chemików połamane;

Kwasorody, gaz węglowy,

Zlewam w kocioł platynowy;

Dmijcie, duchy!...

Gromy biją w kocioł.

W żywioł ziemi,

Dorzucić szpilek kaprala

Z główkami laku, któremi

Kreśli plany, królów zwala,

Szpilek czterdzieście tysięcy

Rzućcie w kocioł...

DIABLI

I nic więcej?

SZATAN

Nic...

DIABLI

Coś z rozumu Kaprala?...

SZATAN

Nic.

DIABLI

Skończony.

SZATAN

Niechaj leci!

gromy biją, duch ulatuje.

Stary – jakby ojciec dzieci,

Nie do boju, nie do trudu;

Dajmy mu na pośmiewisko,

Sprzeczne z naturą nazwisko,

Nazwijmy od słowa ludu,

Kmieciów, czyli nędznych chłopów.

Teraz, jak z niebieskich stropów,

Rzućcie wodza ludziom biednym.

DIABLI

Panie! czy skończysz na jednym?

SZATAN

Wrzucić do kotła dyjament,

Dyjament w ogniu topnieje;

Wylać sekretny atrament,

Z Talleyranda kałamarza,

Co w niewidzialność blednieje,

Od okularów rozsądku...

I dąć w kocioł... w kotła wrzątku

Obaczemy, co się stwarza.

DIABLI

Już gotowy! mimo czary

Wyszedł jakiś człowiek godny,

Złe w tym kotle były wary,

Płyn za rzadki lub za chłodny.

SZATAN

To nic – to nic! takich trzeba,

Biednym ludziom rzucać z nieba;

Będą przed nim giąć kolana,

Jest to stara twarz Rzymiana,

Na pieniądzu wpół zatarta.

Dajmy mu na pośmiewisko,

Sprzeczne z naturą nazwisko;

Ochrzcijmy imieniem Czarta.

Teraz puśćcie! niechaj leci!

DIABLI

Lepszy będzie człowiek trzeci.

SZATAN

Teraz z konstellacji raka

Odłamać oczy i nogi,

Dodać kogucie ostrogi,

I z trwożliwego ślimaka

Oderwane przednie rogi...

Cóż tam w kotle?

DIABLI

Ktoś z rycerzy.

SZATAN

Wódz! chodem raka przewini,

Jak ślimak rogiem uderzy,

Sprobuje – i do skorupy

Schowa rogi, i do skrzyni

Miejskiéj zniesie planów trupy,

Czekając, aż kur zapieje.

Rzucić w kocioł Lachów dzieje,

Słownik rymowych końcówek;

Milijon drukarskich czcionek,

Sennego maku trzy główek,

Cóż tam?

DIABLI

Starzec, jak skowronek,

Zastygły pod wspomnień bryłą,

Napół zastygłą, przegniłą.

Poeta – rycerz – starzec – nic,

Dziewięciu Feba sułtanic

Eunuch...

SZATAN

Przyśpieszajmy dzieła,

Bo z tamtéj krakowskiéj wieży

Słyszę dzwon rannych pacierzy;

W powietrzu się rozpłynęła

Woń kadzideł katedralnych.

CZAROWNICA

Przeklęte wasze dzieło, wicher diabléj mowy ,

Rozczesał z mojéj chaty włos słomianéj głowy;

Czy mi na nią dachówek dacie z hostii mszalnych?

Zawierucha wierzbowe gałązki obrywa,

Ludzie nie znajdą rószczek na kwietną niedzielę.

SZATAN

Milcz, padalcze! – Czas upływa,

Twórzmy razem wielkich wiele.

Co nakażę, rzucić w tygle.

Rdzę pozostałą

Na Omfalii igle,

Od krwią wilgotnych Herkulesa palców;

Z rdzy się narodzi niemało,

Wymuskanych rycerzy – ospalców –

DIABLI

Tłum, tłum, tłum poleciał na ziemię

Jak chmura...

SZATAN

Spieszmy nowe tworzyć brzemię,

Nim jutrznia błyśnie ponura;

Nim się żywioły ochłodzą,

Rzucić język Balaama oślicy;

A ci, co się z niego wyrodzą,

Narodowéj się chwycą mownicy.

Mowców plemię...

DIABLI

Tłum, tłum, tłum poleciał na ziemię,

Jak zwichrzone szpaków stado.

SZATAN

Widzicie tę postać bladą,

Z mętów kotła już na pół urodną;

Twarz uwiędła i wzrok w czarném kole;

Paszczę myśli otwiera wciąż głodną,

Wiecznie dławi księgarnie i mole;

I na krzywych dwóch nogach się chwieje,

Jak niepewne rządowe systema.

Chce mówić; posłuchajmy, co na świat posieje?...

TWÓR

pokazując z kotła głowę.

Czy lepiéj, kiedy jest król? czy kiedy go nie ma?...

SZATAN

Precz z tym sfinksem, co prawi zagadki!

Sam jéj diabeł rozwiązać nie umie;

Niech w szkolarzów zasiewa ją tłumie,

Oplątaną w dziejowe wypadki;

Niech z ministerialnéj ławy,

Nad rozlewem żyźniącym krwi Nilu,

Ze złamanych kolumien podstawy

Gada hieroglifem stylu.

ASTAROTH

Panie! Patrz, tam z kotła pary,

Znów się jakiś twór wylęga.

Twarz ma okropnéj poczwary,

Przez pierś jeneralska wstęga.

SZATAN

Witajcie go! oto twór

Niszczyciel, jakby horda Nogajca.

On w stolicy owłada dział mur,

On z krwi na wierszch wypłynie – to zdrajca!

A gdy zabrzmi nad miastem dział huk,

On rycerzy ginących porzuci;

Z arki kraju wyleci jak kruk,

Strząśnie skrzydła, do arki nie wróci...

Kraj przedany on wyda pod miecz.

GŁOS W POWIETRZU

W imię Boga! precz stąd! precz!...

wszystko znika.

CHÓR ANIOŁÓW

Ziemia – to plama

Na nieskończoności błękicie;

Ciemna gwiazda, w słonecznych gwiazd świcie,

Grób odwieczny potomków Adama.

ARCHANIOŁ

Onego czasu, jedna z gwiazd wiecznego gmachu

Obłąkała się w drodze, jam ją zgonił lotem,

Czułem w dłoni jéj serce bijące z przestrachu,

Jak serce ptaka ludzkim dotkniętego grotem;

I drzącą położyłem przed tronem Jehowy.

A Bóg rzekł do mnie świato–tworzącemi słowy:

Krew ludzka skrzydła twoje rumieni.

Padłem twarzą na boskie podnoże,

Na proch gwiazd, na kobierce z promieni...

Boże! Boże! Boże!

Skrzydeł pióry otarłem o ziemię,

Krwawa była – widziałem! widziałem!

Za grzechy ojców w groby kładące się plemię,

Lud konał... gwiazda gasła... za gwiazdą leciałem –

Lud skonał...

Czas, byś go podniósł, Boże, lub gromem dokonał.

A jeśli twoja dłoń ich nie ocali,

Spraw, by krwi więcej niźli łez wylali...

Zmiłuj się nad niemi, Panie!

A Bóg rzekł: Wola moja się stanie...

CHÓR ANIOŁÓW

Ziemia – to plama

Na nieskończoności błękicie,

A Bóg ją zetrze palcem, lub wleje w nią życie

Jak w posąg gliniany Adama.PROLOG

Pierwsza osoba prologu

Boże! zeszlij na lud twój wyniszczony bojem,

Sen cichy, sen przespany, z pociech jasnym zdrojem;

Niechaj widmo rozpaczy we śnie go nie dręczy.

Rozwieś nad nim kotarę z rąbka niebios tęczy,

Niech się we łzach nie budzi, przed dniem zmartwychwstania:

A mnie daj łzy ogromne i męki niespania,

Po mękach wręcz mi trąbę sądnego Anioła;

A kogo przed tron Boga ta trąba zawoła,

Niechaj stanie przed tobą. Daj mi siłę, Boże,

A komu palec przekleństw na czoło położę,

Niech nosi znak na czole... Pozwól, Panie, tuszyć,

Że słowem zdołam cielce złote giąć i kruszyć...

Z brązu wzniosę posągi, gdzie pokruszę gipsy.

A kto ja jestem? - Jestem duch Apokalipsy-

Obróćcie ku mnie oczu zamglonych i twarzy...

Oto stoję wśród siedmiu złocistych lichtarzy

Podobny do człowieka... szata w długość szczodra

Spływa do stóp; pas złoty przewiązał mi biodra,

Głowa kryje włos biały, jak śniegi, jak wełna;

Z oczu skra leci ogniów dyjamentu pełna,

Nogi mam jak miedź świeżém ogniskiem czerwona,

Głos huczy jako woda wezbraniem szalona,

W ręku siedem gwiazd niosę, a z ust mi wytryska

Miecz ostry obosieczny, a twarz moja błyska

Jak słońce w całéj mocy wyświecone kołem.

A gdy przede mną na twarz upadniecie czołem,

Powiem wam... Jestem pierwszy... i ostatnim będę...

Druga osoba prologu

Ja wam zapał poety na nici rozprzędę,

Wy śmiéjcie się z zapału mego towarzysza...

Kto on? - Do tureckiego podobny derwisza;

Owe siedem lichtarzy, jest to siedem grodów,

Stoi wśród siedmiu złotem nalanych narodów,

Wygnaniec. - A włos czarny w siwość mu zamienia

Nie wiek, ale zgryzota... W oczach blask natchnienia,

W ręku gwiazdy... to myśli, z których jasność dniowa;

Miecz w ustach obosieczny, jest to sztylet słowa,

Którym zabija ludzi głupich... albo wrogów.

Trzecia osoba prologu

Zwaśnionych obu spędzam ze scenicznych progów.

Dajcie mi proch zamknięty w narodowéj urnie,

Z prochu lud wskrzeszę, stawiam na mogił koturnie,

I mam aktorów wyższych o całe mogiły.

Z przebudzonych rycerzy zerwę całun zgniły,

Wszystkich obwieję nieba polskiego błękitem,

Wszystkich oświecę duszy promieniem, i świtem

Urodzonych nadziei - aż przejdą przed wami,

Pozdrowieni uśmiechem, pożegnani łzami.AKT I

Scena I

KORDIAN, młody 15–stoletni chłopiec, leży pod wielką lipą na wiejskim dziedzińcu, GRZEGORZ, stary sługa, nieco opodal czyści broń myśliwską. Z jednéj strony widać dóm wiejski, z drugiéj ogród... za ogrodzeniem dziedzińca staw, pola – i lasy sosnowe.

KORDIAN
zadumany

Zabił się – młody... Zrazu jakaś trwoga

Kładła mi w usta potępienie czynu,

Była to dla mnie posępna przestroga,

Abym wnet gasił myśli zapalone;

Dziś gardzę głupią ostrożnością gminu,

Gardzę przestrogą, zapalam się, płonę,

Jak kwiat liściami w niebo otwartemi

Chwytam powietrze, pożeram wrażenia.

Myśl Boga z tworów wyczytuję ziemi,

I głazy pytam o iskrę płomienia.

Ten staw odbite niebo w sobie czuje,

I myśli nieba błękitem.

Ta cicha jesień, co drzew trzęsie szczytem,

Co na drzewach liście truje,

I różom rozwiewa czoła,

Podobna do śmierci anioła

Ciche wyrzekła słowa do drzew: – Gińcie, drzewa !

Zwiędły – opadły.

Myśl śmierci z przyrodzenia w duszę się przelewa;

Posępny, tęskny, pobladły,

Patrzę na kwiatów skonanie,

I zdaje mi się, że mię wiatr rozwiewa.

Cicho. Słyszę po łąkach trzód błędnych wołanie.

Idą trzody po trawie chrzęszczącéj od szronu,

I obracają głowy na niebo pobladłe,

Jakby pytały nieba: Gdzie kwiaty opadłe?

Gdzie są kwitnące maki po wstęgach zagonu?

Cicho, odludnie, zimno... Z wiejskiego kościoła

Dzwon wieczornych pacierzy, dźwiękiem szklannym bije.

Ze skrzepłych traw modlitwy żadnéj nie wywoła,

Ziemia się modlić będzie, gdy słońcem ożyje...

Otom ja sam, jak drzewo zwarzone od kiści,

Sto we mnie żądz, sto uczuć, sto uwiędłych liści;

Ilekroć wiatr silniejszy wionie, zrywa tłumy.

Celem uczuć, zwiędnienie; głosem uczuć, szumy

Bez harmonii wyrazów... Niech grom we mnie wali!

Niech w tłumie myśli, jaką myśl wielką zapali...

Boże! zdejm z mego serca jaskółczy niepokój,

Daj życiu duszę i cel duszy wyprorokuj...

Jedną myśl wielką roznieć, niechaj pali żarem,

A stanę się téj myśli narzędziem, zegarem,

Na twarzy ją pokażę, popchnę serca biciem,

Rozdzwonię wyrazami, i dokończę życiem.

po chwili

Jam się w miłość nieszczęsną całém sercem wsączył...

Myśli – potém nagle obraca się do Grzegorza...

Grzegorzu, porzuć strzelbę czyścić...

GRZEGORZ

Jużem skończył.

Co mi panicz rozkaże?

KORDIAN

Chodź tutaj, mój stary...

Nudzę się...

GRZEGORZ

Nie nowina; cóż ja pocznę na to?

Chcesz panicz, powiem bajkę, szlachetnie bogatą,

Mam ja w szkatule mózgu dykteryjki, czary,

Po babce mojéj staréj, co w Bogu spoczywa.–

Chcesz pan téj, co się gada? czy téj, co się śpiéwa?...

Kordian milczy; Grzegorz mówi następującą bajkę).

Było sobie niegdyś w szkole,

Piękne dziecię, zwał się Janek.

Czuł za wczasu bożą wolę,

Ze staremi suszył dzbanek.

Dobry z niego byłby wiarus,

Bo w literach nie czuł smaku;

Co dzień stary bakalarus,

Łamał wierzby na biedaku,

I po setnéj, setnéj probie

Rzekł do matki: Oj, kobiéto!

Twego Janka w ciemię bito,

Nic nie wbito – weź go sobie!...

Biedna matka wzięła Jana,

Szła po radę do plebana.

Przed plebanem w płacz na nowo;

A księżulo słuchał skargi,

I poważnie nadął wargi,

Po ojcowsku ruszał głową.

Wysłuchawszy pacierz złego:

˝Patrz mi w oczy˝, rzekł do żaka,

˝Nic dobrego! nic dobrego!˝

Potém hożą twarz pogładził,

Dał opłatek i piętaka,

I do szewca oddać radził...

Jak poradził, tak matczysko

I zrobiło... Szewc był blisko...

Lecz Jankowi nie do smaku,

Przy szewieckiéj ślipać igle.

Diabeł mięszał żółć w biedaku,

Śniły mu się dziwy, figle;

Zwyciężyła wilcza cnota,

Rzekł: W świat pójdę o piętaku!

A więc tak jak był – hołota,

Przed terminem, rzucił szewca,

I na strudze do Królewca

Popłynął...

Jak do wody wpadł i zginął...

Matka w płacz, łamała dłonie;

A ksiądz pleban, na odpuście,

Przeciw dziatkom i rozpuście,

Grzmiał jak piorun na ambonie:

W końcu dodał... ˝Bogobojna

Trzódko moja, bądź spokojna,

Co ma wisieć, nie utonie˝.

Mały Janek gdzie się chował

Przez rok cały, zgadnąć trudno.

Wsiadł na okręt i żeglował,

I na jakąś wyspę ludną

Przypłynąwszy – wylądował...

Owdzie król przechodził drogą.

Jaś pokłonił się królowi,

I dworzanom, i ludowi;

A kłaniając, szastał nogą

Tak układnie, że król stary

Włożył na nos okulary.

I wnet tymże samym torem,

Dwór za królem, lud za dworem,

Powkładali szkła na oczy...

Owoż król ten posiadł sławę,

Jakoby miał wzrok proroczy;

I choć stracił oko prawe,

Tak kunsztownie lewém władał,

Że człowieka zaraz zbadał,

Na co mierzy, na co zdatny;

Czy zeń ma być rządca kraju,

Czy podstoli, czy też szatny...

Lecz tą razą, wbrew zwyczaju,

Król pan oczom nie dowierza,

Czy żak Janek na tancerza?

Czy na rządcę dobry kraju?

Więc zapytał: ˝Mój kochanku,

Jak masz imię?˝

˝Janek˝.

˝Janku,

Coż ty umiesz?˝

˝Psóm szyć buty˝.

˝A czy dobrze?˝

˝Oj tatulu!

Czyli raczéj, panie królu!

Jak szacuję, ręczyć mogę,

Że but każdy ostro kuty,

I na jedną zrobię nogę,

Czyli raczéj na łap dwoje...

To na zimę. – Z letnich czasów

But o jednym szwie wystroję,

Na opłatku, bez obcasów;

A robota takiéj wiary,

Że psy puszczaj na moczary,

Suchą nogą przejdą stawy˝.

˝Masz więc służbę, złotem płacę˝,

Rzekł do Janka pan łaskawy,

I za sobą wiódł w pałace.

A gdy dzień zaświtał czwarty,

Szły na łowy w butach charty;

A szewc chartów w aksamicie,

Przy królewskiéj jechał świcie;

Złoty order miał na szyi,

W trzy dni został szambelanem,

W sześć dni rządcą prowincyji,

W dni dwanaście został panem.

Starą matkę wziął z chałupy,

Król frejliną ją mianował.

A plebana, pożałował

W biskupy...

KORDIAN

Cha! cha! cha! przednia powieść.

GRZEGORZ

A widzi pan, widzi,

Jak zabawiłem gadką... Niech się pan nie wstydzi,

W téj powieści moralna kryje się nauka.

KORDIAN

Jaka? pawiedz mi, stary.

GRZEGORZ

A któż jéj wyszuka?

Dość, że jest sens, powiadam.

KORDIAN

Wierzę.

GRZEGORZ

Trzeba wiary.

Bo widzi panicz, kiedy gada sługa stary,

To w słowach dziecku dawać nie będzie trucizny.

Błąkałem się ja długo z dala od ojczyzny,

I tak mi było ciężko od tęsknego żalu,

Że żołnierze ciesali kołki na wąsalu;

Odcinając się szablą, nie brałem pociechy,

Bo żadnych kłosów ludziom nie wysieją śmiechy,

A smutek niby mądra książka w sercu żyje,

I mówi wiele rzeczy, i człowiek nie gnije

Jak muchomór pod sosną, lecz zbiera po szczypcie

Przestrogę do przestrogi... Byłem ja w Egipcie!

Ponoś no o téj walce nie mówiłem panu?

Czy wolno?

KORDIAN

Mów! mów, stary.

GRZEGORZ
Kręcąc wąsa

Daj go tam szatanu,

Kaprala... tęgi człowiek!... Wywiódł wojsko w pole,

Nie w pole, w piaski raczéj; równo jak po stole,

Otwarto na wsze strony, kędyś wzrok obrócił,

Oko biegnąc po piaskach Boga szuka w niebie.

Wódz szyki w pięć kwadratów sprawił ku potrzebie,

I niby pięć gwiazd jasnych na pustynie rzucił.

Mnie świecącemu w jednéj, widać było cztery.

Przed walką, przypominam, śmiech nas ruszył szczery;

Bo trzeba panu wiedzieć: na wojska ogonie

Snuły się z bagażami osły... przy bagażach

Przywlekli się z Francyji w bagnetów zachronie,

Mędrkowie, co to baśnie piszą w kalendarzach.

Gardziliśmy jak Niemcem tą chmurą komorów,

Tą psiarnią, co jak truflów wietrzyła kamieni;

Więc gdy do walki wiele stanęło pozorów,

Zawołaliśmy głośno: Osły! i uczeni,

Chowajcie się w kwadraty! daléj za pas nogi!

Dalibóg, korzystali z łagodnéj przestrogi.

Przyznam się jednak panu, że choć żołnierz bitny,

Przed walką byłem nieco nad zwyczaj ponury.–

Jak dziś pamiętam, z dala lał się Nil błękitny,

Daléj jakiegoś miasta widać było mury;

I nad głowami niebo czyste, bez obłoku,

A powietrze choć bardzo jasne, grało w oku,

Nad katafalkiem niby od gromnic płomyki...

Lecz co najbardziéj ludu zadziwiło szyki,

To były owe wielkie, murowane góry;

Stąd by je było widziéć, gdyby nie Karpaty,

I gdyby z nieba można zetrzeć wszystkie chmury.

Wtém wódz przyjechał konno... zagrzmiały wiwaty,

Acz bez winnych kielichów. Wódz wskazał na wieże

I rzekł: Soldats! co znaczy, powiedział: żołnierze!

Słyszałem wszystko; wódz rzekł: Patrzcie, wojownicy!

Ze szczytu piramidy – co znaczy: z dzwonnicy,

Ze szczytu tych piramid sto wieków was widzi.

Więc spojrzałem, gdzie wskazał po nieba błękicie;

Aż tu patrz... niech kto ze mnie jak z prostaka szydzi,

Opowiem... Klnę się panu, na piramid szczycie,

Jak w kościołach sławnego malują Michała,

Taki stał rycerz, w zbroi, promiennego ciała,

I płomienistą dzidą przebijał z wysoka,

Wijącego się z dala na pustyni smoka,

Co ku nam leciał w chmurze kurzawy i piasku.

Sto dział zagrzmiało, oczy zgubiłem od blasku.

A kiedym wzrok odpytał, aż tu mameluki

Krzywemi nas szablami dziobią gdyby kruki,

To końmi do ucieczki obróceni wrzkomo

Siadają na bagnetach jak małpy.

KORDIAN

Cóż daléj?...

GRZEGORZ

A wstydźże się pan pytać, każdemu wiadomo,

Żeśmy zawsze łamane parole wygrali,

I gdyby nie ta dżuma... – Ale pan nie słucha!...

KORDIAN
zamyślony, mówi sam do siebie.

Wstyd mi! Starzec zapala we mnie iskrę ducha.

Nieraz z myślą zburzoną w ciemne idę lasy,

Szczęk broni rzucam w sosen rozchwianych hałasy,

Widzę siebie wśród świateł czarodziejskich sławy,

Wśród promienistych szyków; szyki wstają z ziemi,

Ziemia wstaje jak miasto odgrzebane z lawy...

Głupstwo... dzieciństwo marzeń... Z myślami takiemi

Nie śmiałbym się wynurzyć przed starców rozsądkiem,

Więc szukam – kogo? – sługi, co rozwlekłym wątkiem

Snuje głupie powieści.

Myśli... potém nagle do Grzegorza.

Idź sobie, Grzegorzu!

Jak się panna na konną przechadzkę wybierze,

Dasz mi znać.

GRZEGORZ

Panicz może dziś nie dospał w łożu?

Bo starego odpędza jak natrętne zwierzę.

Bywszy niegdyś w niewoli, znałem ja młodziana,

Co miał wiele nauki, nie gardził mną przecie,

I dziękował za powieść, gdy dobrze dobrana.

Było to piękne wcale, i szlachetne dziecie!

Smutno skończył!

KORDIAN

Cóż, umarł?

GRZEGORZ

A gdzie tam, mój panie!

KORDIAN

Więc żyje!

GRZEGORZ

Oj nie żyje! Gdy nas Rossyjanie

Wzięli w dwunastym roku, spędzili jak trzodę,

I na Sybir zawiedli... Dwóchset naszych było,

Wiarusy kęs nadpsute, oficerstwo młode;

A jak wzajem sprzyjali, wspomnieć starcu miło,

Jeden drugiemu nigdy nie powie jak: ˝bracie˝,

Chleb łamią jak opłatki, w jednéj chodzą szacie.

Ten, o którym rzecz wiodę, zwał się Kazimierzem.

Otóż kiedy się Moskal pastwił nad żołnierzem,

Pan Kazimierz za wszystkich cierpiał, potém z głowy

Dobył myśli – zawołał na tajemne zmowy,

I odkrył zamiar wcale dostojny, bo śmiały.

Nie szydź, panie, kto kupi niewolą włos biały,

Ten rozpaczy szalonéj w ludziach nie potępi.

Więc on myślał, że straże kozackie wytępi,

Zmarłym wydrze żelazo, i polskie wiarusy

Do Polski odprowadzi... Poznali się Russy

Na malowanych lisach; wywiedli na pole;

Cały nas pułk Baszkirów ostąpił w półkole,

Wołga stała za nami... pułkownik tatarski

Przeczytał głośno niby jakiś dekret carski,

A w tym dekrecie stało, aby polskie jeńce

Rozdzielić na dziesiątki i w pułki powcielać.

Wtenczas nasze wiarusy wziąwszy się za ręce

Krzyknęli: Nie pójdziemy... Zamiast nas wystrzelać,

Czy wierzysz pan, że owe tatarskie szatany

Rzucali nam na szyje rzemienne arkany,

Właśnie jakby na koni zdziczałych tabuny.

Oh! co czułem, to z sobą poniosę do truny!

Związaliśmy się wszyscy rękoma co siły...

Pamiętam, z prawéj strony – nie, z lewéj od serca –

Stał przy mnie żołnierz wiekiem, ranami pochyły,

Ku niemu zwinął koniem baszkirski morderca;

Więc biedak rękę moją na kształt szabli ścisnął,

Potém ociężał na niéj, bezwładny obwisnął,

Patrzę mu w twarz, posiniał cały na kształt trupa,

Oczy wybiegły, szyja związana powrozem.

Tu Baszkir zaciął konia, koń spięty dał słupa,

Skoczył – a starzec jak koń uwiązany lozem

Pociągnął się po piasku, po krzemiennéj warście.

Widziałem na krzemieniach włosów siwych garście

Z krwi wyrwane kroplami... Koń leciał jak strzała,

Już trup zniknął – a jeszcze widać było konia,

I myśl przy koniu starca krwawego widziała.

Staliśmy jak garść kłosów pożółkłych śród błonia;

Głuche było milczenie, zgroza, obłąkanie.

Piszcząc, kołem jak krucy krążyli poganie,

Wybierali oczyma, gdzie powrozem skiną,

Śmierć dając, chcieli zabić przedśmiertną godziną.

Wtém, panie! nasz Kazimierz! ów Kazimierz młody!

Skoczył w tłumy Baszkirów, i z tłumu wyskoczył

Z pułkownikiem tatarskim, rzucił się do wody;

Tak ujętego wroga między dwie kry wtłoczył,

A kry się zbiegły, głowa z Baszkira odpadła

Jak mieczem odrąbana i na krze usiadła

Z otwartemi oczyma...

KORDIAN

A Kazimierz?

GRZEGORZ

Zginął...

KORDIAN

Grzegorzu, czy nie pomnisz zmarłego nazwiska?

GRZEGORZ

Nie wiem: on pod imieniem Kazimierza słynął,

Co mu tam dziś nazwisko po śmierci? Pan ściska

Rękę starego sługi...

KORDIAN

Boże! jak ten stary

Rósł zapałem w olbrzyma; lecz ja nie mam wiary,

Gdzie ludzie oddychają, ja oddech utracam.

Z wyniosłych myśli ludzkich, niedowiarka okiem,

Wsteczną drogą do źródła mętnego powracam.

Dróg zawartych przesądem nie przestąpię krokiem.

Teraz czas, świat młodzieńca zapałem przemierzyć,

I rozwiązać pytanie: żyć? alboli nie żyć?

Jam bezsilny! nie mogę jak Edyp zabójca

Rozwiązać wszystkich sfinksów zagadki na świecie;

Rozmnożyły się sfinksy, dziś tajemnic trójca

Liczna jak ziarna piasku, jak łąkowe kwiecie;

Wszędzie pełno tajemnic, świat się nie rozszerzył,

Ale zyskał na głębi... wierszchem człowiek płynie,

Lecz jeśli drogi węzłem żeglarskim nie mierzył,

Nie wie, czy bieg jest biegiem, gdy brzeg z oczu ginie...

Chyba że w owéj drodze jak milowe słupy,

Mija stare przesądy – zbladłe wieków trupy...

Nie, są to raczéj krzyże przy ubitéj drodze,

Prostak przy nich koniowi zatrzymuje wodze,

I żegna się, i pokłon oddaje – gdy mija...

Potém mędrkowie prostsze wytkną ludziom szlaki,

Zwolna na drogę nową zjeżdżają prostaki;

Na zapomnianym krzyżu bocian gniazdo zwija,

Mech rośnie, pod nim dzieci w piasku sadzą kwiaty;

Nieraz krzyż, u stóp samych podgryziony laty,

Pada, zabija dzieci z sielskiego pobliża,

A lud płacze, że zwalić nie pamiętał krzyża.

Więc idę na świat rąbać nadpróchniałe drewna.

Miłość? zapomnę o niej – wśród światowéj burzy

Pozostanie głos wspomnień... jak pieśń dzika, rzewna,

Jak pieśń żurawia, co się opóźnił w podróży,

I samotny szybuje po błękicie nieba,

Ostatni, z licznych, szczęsnych tłumów odbłąkany.

Trzeba mi nowych skrzydeł, nowych dróg potrzeba,

Jak Kolumb na nieznane wpływam oceany

Z myślą smutną, i z sercem rozbitém...

LAURA
wołając z ganka

Kordianie!...

KORDIAN

Ten głos rozwiewa złote zapału świtanie.

Zamknięty jestem w kole czarów tajemniczém,

Nie wyjdę z niego... Mogłem być czémś... będę niczém..Scena II

Ogród. – Lipowe aleje krzyżują się w różne strony – wśród drzew widać dóm opuszczony z wybitemi oknami... Jesień – liście opadają – wietrzno... KORDIAN i LAURA zsiadają z koni, przy których GRZEGORZ zostaje, i wchodzą do alei... Długo nic do siebie nie mówią.

LAURA
z uśmiechem napół szyderczym

Czemu Kordian tak smutny?

Kordian patrzy na nią oczyma zamglonemi – i milczy.

Znalazłam dziś rano

W imionniku wierszami kartę zapisaną,

Poznałam rękę, pióro – o! nie, raczéj duszę...

Kordian zarumieniony schyla się ku ziemi.

Czemu się pan mój schyla?

KORDIAN

Odmiatam i kruszę

Gałązki, ciernie, chwasty spod stóp twoich, pani. –

Cierń, co mi zrani rękę, nikogo nie zrani!

LAURA

Kordian zapomniał, że ma matkę, matkę wdowę.

Cóż to? Kordian brwi zmarszczył, chmurzy się, rumieni?

KORDIAN

Zapytaj się drzew, pani, dlaczego w jesieni

Szronem dotknięte, noszą liście purpurowe?

To tajemnica szronu...

LAURA

Usiądźmy w alei.

Któż z nas pierwszy obaczy gwiazdę dobrze znaną?...

KORDIAN

Nie ujrzę jéj, jeżeli to gwiazda nadziei!...

LAURA

A jeśli gwiazda wspomnień?

KORDIAN

O! dla mnie za rano

Na bladą gwiazdę wspomnień!...

LAURA

Gdzież gwiazda Kordiana?

Kordian wznosi oczy na twarz Laury i odwraca się.

Jak się nazywa?

KORDIAN

Przyszłość.

LAURA
z uśmiechem

W któréj stronie nieba?

KORDIAN

O! nie wiem! nie wiem – jest to gwiazda obłąkana,

Co dnia ją trzeba tracić, co dnia szukać trzeba...

LAURA

Kordian ma piękną przyszłość, talenta, zdolności...

KORDIAN

Tak, gdy mię spalą męczarnie,

To będę świecił ludziom próchnem moich kości.

Talenta, są to w ręku szalonych latarnie,

Ze światłem idą prosto topić się do rzeki.

Lepiéj światło zagasić, i zamknąć powieki,

Albo kupić rozsądku, zimnych wyobrażeń,

Zapłacić za ten towar całym skarbem marzeń...

LAURA

Jaki dziś Kordian gorzki?

Usiada na ławce darniowéj – Kordian u nóg jéj się kładzie i mówi patrząc na niebo.

KORDIAN

Czarowna natura!

Jak koń Apokalipsy szara leci chmura

Jesiennym gnana wiatrem; a w chmurze myśl gromu

Omdlała zimnem, iskry wydobyć nie może;

Więc co ma w łonie gniewu, nie powie nikomu?

I przepłynie nad światem... Z gromem myśli złożę,

Niechaj płyną nad światem zimne i bez głosu...

Zrywa kwiat – i obraca się z uśmiechem do Laury.

Pani, weź tę gałązkę purpurową wrzosu,

Ale jéj nie otrząsaj ze szronu brylanta...

Zamyślony patrzy na niebo.

Pani – patrz tam na niebo... oto duchy Danta.

Tam się na starém drzewie wichrzy szpaków stado,

Zaleciały przelotem i do snu się kładą,

Wiatr przez noc będzie liście zbijał – one prześnią

Noc całą, drzew ginących kołysane pieśnią;

Anioł przeczucia spiącym wskaże lotu szlaki,

A gdy się zbudzą, drzewo powie...: Lećcie, ptaki.

Nie mam już dla was liści, jam się zestarzało

Przez noc, kiedyście spały...

LAURA

Cóż stąd za nauka ?...

KORDIAN

Cha! cha! nauka smutku, że drzewo nie spało,

A ptaki spały...

LAURA

Kordian, co przyszłości szuka,

Powinien spać jak ptaki...

KORDIAN

Gdzież anioł przeczucia?

Czy przyjdzie? poprowadzi? Więc myśli i czucia

Trzeba skąpca przykładem na lata rozłożyć,

I nigdy zmysłów w jednéj nie utracić burzy.

Trzeba się dziś zwyciężyć, aby jutra dożyć.

Dziwna ciekawość życia prowadzi w podróży,

A za ciekawość trzeba nieszczęściami płacić,

I nigdy zmysłów w jednéj burzy nie utracić...

gwałtownie

Jam je utracił! Boże! zmiłuj się nade mną!

LAURA

Kordianie!...

Kordian milczy.

Czas powracać, już wietrzno i ciemno...

KORDIAN

O! pani, zostań jeszcze...

LAURA

Więc pan mi przyrzeka,

Że będzie spokojniejszy?

KORDIAN
z obłąkaniem

Tak...

LAURA

Przyszłość daleka,

Póki jesteśmy młodzi, wszystko jest przed nami...

KORDIAN
zamyślony patrząc na niebo

Ciemny się błękit nieba wyświeca za mgłami,

Ach księżyc! patrz tam, pani! księżyc srebrny, pełny

Stanął i patrzy na nas; chmur srebrzyste wełny

Spadły nań – leci, jakby wyrywał się z chmury;

Teraz go na pół gałąź rozcina spróchniała,

Teraz śród czarnych liści krąg chowa ponury...

Pani! gdy kiedyś! kiedyś! twarz księżyca biała

Błyśnie wśród chmur lecących na jesienném niebie;

Będziesz mój cień natrętny odpędzać od siebie.

po chwili

Bóg, promień duszy wcielił w nieskończone twory,

Dusza się rozprysnęła na uczuć kolory,

Z których pięć, wzięło zmysły cielesne za sługi,

Inne zagasły w nicość... ale jest świat drugi!

Tam z uczuć razem zlanych wstanie anioł biały,

Mniejszy może niż człowiek, atom, środek koła

Rozpryśnionych promieni; ale jasny cały,

I plam ludzkich nie będzie na sercu anioła.

Nieskończoności zmysłem dusza się pomnoży,

Bóg aniołowi oczy na przyszłość otworzy,

Aż przestanie zaglądać w ciemną wspomnień trumnę.

Bóg mu pod nogi światła wywróci kolumnę,

Po niéj gwiazd mirijady zapali i słońca;

Anioł je przejrzy wzrokiem nadziei do końca,

I do gwiazdy podobny, będzie w przyszłość płynął...

O! duch mój chce się wyrwać! już pióra rozwinął.

Dusza z ust zapalonych leci w błękit nieba...

Opuszcza ręce i z rozpaczą:

Na jednego anioła dwóch dusz ziemskich trzeba!...

LAURA

Źle, jeśli się pan będzie marzeniem zapalał,

Prawdziwie nie pojmuję, co mu jest?

KORDIAN
ze wzgardą

Oszalał...

Laura odchodzi ku drzwióm ogrodu, siada na koń... i odjeżdża z Grzegorzem. Kordian zostaje sam w ogrodzie nieruchomy.

KORDIAN
sam

Światła nocy błyskają na nieba szafirze,

Myśl zbłąkana w błękity niebieskie upadła,

Oto ją gwiazdy w kręgi porywają chyże,

I kręcą, aż zmęczona, posępna, pobladła,

Powróci z tańcu niebios, w nudne serce moje...

Czekam – nad otchłaniami niebieskiemi stoję,

Zalękniony o myśli, w gwiazd tonące wirze.

Gwiazdy! wy gdzieś lecicie jak żurawi stada!

Gwiazdy! polecę z wami po niebios szafirze!

Dobywa pistoletu.

Nabity – niechaj krzemień na żelazo pada...

Ból, chwila jedna, ciemno – potém jasność błyśnie.

Lecz jeśli nie zaświeci nic?... i ból przeminie?

Jeśli się wszystko z chwilą boleści rozpryśnie?

A potém ciemność... potém nawet ciemność ginie,

Nic – nic – i sobie nawet nie powiem samemu,

Że nic nié ma – i Boga nie zapytam, czemu

Nic nié ma?... Ha! więc będę zwyciężony niczém?...

Śmierć patrzy w oczy moje dwustronném obliczem,

Jak niebo nad głowami i odbite w wodzie...

Prawda, lub omamienie – lecz wybierać trudno,

Gdzie nie można zrozumieć...

Przykłada broń do czoła...

Nie... nie w tym ogrodzie.

Znajdę śród lasów łąkę kwietną i odludną.

Wychodzi z ogrodu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: