- promocja
- W empik go
Korepetytor - ebook
Korepetytor - ebook
Dla fanów zakazanych relacji, romansów z różnicą wieku i Birthday Girl!
Spotkanie dziewiętnastoletniej Isabelli z seksownym, starszym od niej mężczyzną w sklepie z erotycznymi zabawkami wprawia jej serce w niespokojne i nieznane dziewczynie do tej pory drżenie.
Nie sądziła jednak, że zobaczy go ponownie…
Zaskoczona Isabella natrafia na niego we własnym domu. Okazuje się, że Jason Hogan jest prokuratorem, który prowadzi z jej ojcem sprawę jej kolegi Troya podejrzanego o handel narkotykami.
Isabella wyczuwa, że prokurator wyraźnie czegoś od niej chce i nie jest to związane z informacjami mogącymi pomóc w śledztwie. Każda ich wymiana spojrzeń wydaje się stąpaniem nad przepaścią. Z pewnością doświadczony prawnik mógłby przekazać młodej kobiecie swoją wiedzę. Jednak korepetycje, których zacznie jej udzielać, nabiorą innego znaczenia.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8178-772-7 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Isabella
Wzięłam prysznic i ubrałam się w zwiewną, pastelową sukienkę w odcieniu różu. Oczywiście nie mogłam założyć czegoś luźnego, w czym czułabym się dobrze. To element dopasowywania się do oczekiwań moich rodziców i ich wyobrażeń o idealnej córce.
To kolejna rzecz, której zazdrościłam moim koleżankom, a przez wpływ mamy i taty miałam ich niewiele. Podczas gdy one mogły sobie pozwolić na niechlujnego koka, rozmazany makijaż, poplamioną oversize’ową koszulkę i spodnie od piżamy, ja musiałam wyglądać tak, jakbyśmy gościli prezydenta. Dla moich rodziców opinia innych ludzi była priorytetowa. Podejrzewałam, że dostaliby zawału, gdybym wyszła z pokoju ubrana w wygodny, dresowy komplet. I choć niektórych by to bawiło, mnie przyprawiało o mdłości.
Rozpuściłam włosy i zmierzwiłam je palcami, by spłynęły kaskadą po ramionach. Byłam gotowa na własny marsz wstydu. Serce waliło mi w piersi, a wczorajsze skutki picia odbijały się w głowie. Żołądek zawiązał się w supeł, a podświadomość karciła mnie za każdy błąd, który popełniłam… a było ich wiele. Zeszłam na dół do salonu, a w ustach raptownie zabrakło mi śliny. Mama stała odwrócona do kuchenki. Rzuciła mi krótkie, choć niezwykle oschłe spojrzenie. O rany.
– Ojciec zaraz przyjdzie. – Te słowa wystarczyły, bym poczuła strach jak mała syrenka przed Trytonem.
– Mamo… przepraszam – sapnęłam.
Pokręciła głową w odpowiedzi. Szczypałam materiał sukienki paznokciami i przygryzłam dolną wargę z napięcia. Doczłapałam się do sofy i usiadłam. Wstydziłam się sama przed sobą, a jeszcze bardziej przed rodzicami. Ojciec, kiedy zobaczył mnie przewieszoną przez muszlę klozetową, najpierw poczekał, aż skończę rozmawiać z królem toalet, a później wytargał mnie za ramię z urodzin Hazel. A żeby narobić mi jeszcze większego wstydu, skuł mnie w kajdanki i na sygnale zawiózł do domu.
Otarcia po metalowych zatrzaskach wyraźnie odznaczały się na nadgarstkach. Być może nieznajomy miał rację, gdy wspominał o skórzanych pasach. Zmarszczyłam czoło i pospiesznie wyrzuciłam tę myśl z głowy. Może lepiej, że nie miałam przy sobie telefonu. Wszyscy studenci zapewne sądzili, że to przeze mnie policja zwinęła kilka osób, a impreza szybciej się zakończyła. Z jakiegoś powodu tata dowiedział się, że potańcówka w małej grupie okazała się grubym melanżem.
Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi, a serce podskoczyło mi do gardła. Wbiłam palce w obicie sofy i wstrzymałam oddech. Nie byłam gotowa na prawdopodobnie największy opiernicz w moim życiu. Chciałam przeżyć jeszcze kilka lat bez zamknięcia w najwyższej wieży w mieście i oblężenia przez gwardię rycerzy z potężnym smokiem na czele.
Podniosłam oczy na ojca i przełknęłam ślinę. Złość biła od niego jak ogień. Szybko zrozumiałam, że tym smokiem był on. Wcisnął policyjną czapkę pod pachę. Nagły trzask sprawił, że się wzdrygnęłam. Rzucił plik dokumentów na stół. To wyniki badań na obecność narkotyków we krwi. Dorzucił test, na którym była wyraźna pojedyncza, barwna linia. Masz, idiotko, co chciałaś.
W salonie zaległa głucha cisza. Jedyne, co słyszałam, to własny puls. Serce biło mi w gardle. Kilkukrotne zaciągnięcie się skrętem zgotowało mi pieprzone piekło.
– Masz dziesięć sekund, żeby wytłumaczyć, co, do cholery, strzeliło ci do głowy – wycedził agresywnie przez zęby.
– Tato…
– Jeśli dowiem się, że wzięłaś cokolwiek od Gallaghera, deklaruję ci otwarcie, masz przeje… szlaban do końca życia. – Machnął mi palcem przed oczami. Już nie był wściekły. Był wkurwiony. – Powiedz, że się mylę.
Doskonale znał odpowiedź, a mimo to bałam się jej udzielić. Zamiast tego mrugałam z przerażeniem.
– Czy Troy Gallagher sprzedał ci marihuanę? – Jego ton był tak szorstki, że poprawiłam się na sofie.
– N-nie – bąknęłam.
– Więc co to, kurwa, jest?! – wrzasnął, a uderzenie męskiej dłoni o stół rozniosło się echem jak wybuch bomby.
– Ja tylko… zaciągnęłam się kilka razy – wymamrotałam.
– O kilka razy za dużo! – ryknął i złapał mnie za podbródek. – Spójrz na siebie! Jak ty wyglądasz?!
Ze strachu zakręciło mi się w głowie. Zacisnęłam drżące usta i stłamsiłam bolesny pisk. Pozwoliłam, by oschle puścił moją twarz.
– Przepraszam. – Miałam głos nabrzmiały z emocji.
– Telefon. – Wyciągnął dłoń, ignorując moje łzy.
Kurwa. Potrząsnęłam powoli głową. Wspominałam już, jak bardzo miałam przerąbane?
– Telefon!
– Zostawiłam go w torebce Hailey – skłamałam.
Przymknął gniewnie powieki. Piwne oczy ciskały we mnie błyskawicami. Tak wiele rzeczy chciałam mu wyjaśnić, ale jak na złość nic nie napatoczyło mi się na język. Wyprostował się. Potarł ręką twarz i wziął uspokajający wdech.
– Rozczarowałaś mnie – odparł nieco ciszej, posyłając mi surowe spojrzenie. – Isabello Walker, okłamałaś mnie, zawiodłaś i… nie chcę nawet myśleć o tym, co się wydarzyło, zanim doprowadziłaś się do tego stanu.
– Nic! – rzuciłam pospiesznie i wbiłam wzrok w jego ciemne oczy. – Obiecuję, że już nigdy tego nie zrobię.
– Nie będziesz miała okazji. – Złapał za wyniki narkotestów, po czym kiwnął na mnie palcem. – Masz szlaban na wszystko, co nie łączy się z nauką.
– Tato! – Poderwałam się kanapy. – Mam dziewiętnaście lat, nie możesz…
– Do odwołania – wysyczał z kamiennym wyrazem twarzy.
Rozchyliłam wargi i równie szybko je zacisnęłam. Powstrzymałam łzy, kiedy mocno przygryzłam wargę. Zerknęłam na matkę z nadzieją, że zabierze głos, jednak nie zamierzała się za mną wstawić. Posłała mi spojrzenie pełne rozczarowania. Byłam na przegranej pozycji. Chociaż szloch wypadł mi z ust, nie zamierzałam płakać przed nimi jak ofiara. Przygryzłam wnętrze policzka, a w złości przetarłam mokre ślady. Ruszyłam schodami na górę; resztką opanowania pilnowałam, by nie trzasnąć drzwiami.
Cholerny Troy! Jak mogłam być tak głupia? Przeczesałam włosy palcami, przy czym pociągnęłam z frustracją za kosmyki. Kopnęłam w stojący przede mną stołek od toaletki i syknęłam, gdy promieniujący ból rozszedł się w stopie. Byłam wściekła na cały świat, na czele z rodzicami, którzy starali się ułożyć mi życie od A do pieprzonego Z. Całe szczęście, że nie musiałam spać z elektroniczną nianią! Prychnęłam na tę ironię. Zrzuciłam z siebie sukienkę i cisnęłam nią niedbale na fotel. Wciągnęłam na siebie oversize’ową czarną koszulkę i opadłam na łóżko.
Złość mieszała się z rozczarowaniem. Wyjęłam tablet z szuflady. Chciałam wysłać wiadomość do Hailey, że jestem uziemiona… a w dodatku bez telefonu. Jak miałabym wyjaśnić rodzicom, że obcy koleś miał moją komórkę? Wyskoczył komunikat: brak połączenia z internetem.
– Kurwa – syknęłam wkurzona.
Zmienili hasło do wi-fi. Cudownie. Założyłam słuchawki i włączyłam playlistę. Podkręciłam głośność do maksimum, a wściekłe dźwięki Paramore rozbrzmiały mi w uszach. Gapiłam się w sufit jak skończona idiotka. Mogłabym napisać poradnik: Jak spieprzyć sobie życie w jeden dzień? Przepis był prosty: ojciec gliniarz, przyjaciółka z wariatkowa, grupa napalonych studentów i ja – niepasująca do cudownego obrazka moich rodziców córka, która zamiast spełniać ich oczekiwania, robiła im na przekór.
Obudziłam się na dźwięk pukania. Z trudem rozchyliłam opuchnięte od płaczu powieki. Mama stała oparta o futrynę drzwi. Szarpnęłam słuchawkami i zerknęłam na tablet. Musiał się rozładować.
– Zejdziesz na obiad? – spytała.
Usta zwilgotniały mi na samą myśl o jedzeniu, a brzuch odpowiedział cichym burczeniem. Przytknęłam do niego dłoń i skrzywiłam się niezręcznie. Nie zjadłam niczego od wczoraj. Mój żołądek dopiero skończył walkę z alkoholem.
– Zaraz przyjdę – bąknęłam, gdy powoli zwlekłam się z łóżka.
– Załóż coś na siebie, tata ma gościa w gabinecie. – Posłała mi znaczące spojrzenie i zamknęła za sobą drzwi.
Odgarnęłam włosy z czoła, prychając pod nosem. Co jeszcze? Może mam ubrać się w białą sukienkę, która podkreślałaby moją czystość? Wsunęłam na tyłek satynowe spodenki i buntowniczo roztrzepałam włosy, po czym zeszłam na dół. I tak nie mogłam mieć bardziej przekichane, a jego gość to nie moja sprawa. Krzyżując ramiona na piersiach, ruszyłam do kuchni, a moje wnętrzności skręciło się na zapach kurczaka. O raju.
Odkroiłam kawałek mięsa, a następnie zamoczyłam go w sosie. Rozpływało się w ustach. Grillowane ziemniaczki i pomarańczowy sok były niezwykłym uzupełnieniem. Mama nachyliła się nade mną, muskając skroń. Jej ręka zataczała koła na moich plecach. Wiedziałam, że nie chciała dla mnie źle, ale kompletnie nie liczyła się z tym, że sama kiedyś była młoda.
– Najważniejsze, że nic ci nie jest – powiedziała z półuśmiechem.
– Znajomi mnie znienawidzą – wymamrotałam bardziej do ziemniaków niż do niej.
– Znajomi powinni się liczyć z tym, że mieli między sobą dilera. – Mogłam wywnioskować, że mówiła o Troyu.
– Nie wiedziałam, że miał jakieś zatargi – przyznałam szczerze.
Cóż… prawie szczerze. Słyszałam o jego szemranych interesach. Wyrobił sobie renomę na uniwersytecie i utrzymywał się ze sprzedaży narkotyków. Z jakiegoś powodu uznałam za pociągające, że zwrócił na mnie uwagę. Poczułam się naiwnie wyjątkowa. O własnej głupocie przekonałam się dopiero wtedy, kiedy prawie wcisnął mi palce do cipki, mrucząc przy tym imię mojej przyjaciółki. A później niemal mnie udusił.
– Skurwiel…
– Isabello! – Szklanka uderzyła w stół.
Poderwałam głowę, a przez twarz przetoczyło się zaskoczenie. Mama wpatrywała się we mnie zszokowana.
– Przepraszam… to… jestem na niego zła – mruknęłam cicho.
– To nie zwalnia cię z przestrzegania manier! – skarciła mnie srogo. – W tym domu nie przeklinamy! – Wycelowała palcem w stronę domowego dekalogu wypalonego w drewnie.
W tym domu wszyscy są dla siebie mili. Każdy jest kochany. Każdy odnosi się do siebie z szacunkiem. I kilka innych, do porzygania poprawnych zdań. Zabrakło tam: Nie masz prawa być sobą, a za mały błąd zostajesz wyrzucony z rodziny. Złapałam za szklankę i zapiłam myśli sokiem. Wyrzuciłam resztki obiadu do śmietnika, a naczynia odstawiłam do zmywarki.
– Zanieś ojcu kawę – usłyszałam, zanim ruszyłam na górę.
Westchnęłam, w milczeniu łapiąc za filiżanki. Pomaszerowałam do masywnych, drewnianych drzwi i łokciem wygięłam klamkę. Z niepowodzeniem. Przeklęłam pod nosem. Ktoś po drugiej stronie był na tyle łaskawy, by mi pomóc.
– Ach… wejdź. – Na twarzy ojca pojawił się wyraz dezaprobaty, gdy zmierzył mnie wzrokiem.
– Przyniosłam kawę – bąknęłam.
Wpuścił mnie do środka swojej komnaty tajemnic. Ciemnozielone, przeplatane złotym ornamentem ściany skrywały więcej sekretów niż konfesjonał. Staruszek przenosił tu swoją pracę. Niejeden nieciekawy gość zjawiał się w progach pomieszczenia. Na skórzanym fotelu siedział jeden z nich. Odwrócony tyłem, w czarnej koszuli i z szeroko rozpartymi na oparciu ramionami. Pomyślałabym, że to gangster, gdyby nie to, że ojciec się z takimi nie zadawał.
Zerknął na mnie przez ramię. O kurwa. Filiżanki prawie wypadły mi z dłoni. Zastygłam w półkroku. To on! Serce załomotało mi o żebra, a oddech ugrzązł w gardle. Poczułam nagłą suchość w ustach. Przymrużył powieki na mój widok. Jego ciemne, karmelowe oczy powędrowały w dół mojego ciała. Lustrował mnie wzrokiem!
– Co tak stoisz? – Głos ojca sprowadził mnie na ziemię. – Postaw tę kawę i idź.
Zamrugałam. Prawie potknęłam się o własne nogi. Ręce mi drżały, a wraz z nimi gorący napój. Odstawiłam ostrożnie filiżanki i wzięłam niespokojny wdech. Co on, do cholery, robił w moim domu? Wykorzystałam ten moment, by przekonać się, czy wyobraźnia nie płatała mi figli.
Strąciłam niezdarnie łyżeczkę, po czym przykucnęłam. Kiedy sięgnęłam po sztuciec, mój wzrok padł na niego – nieziemsko przystojnego nieznajomego. Kolana ugięły mi się pod wpływem intensywnego spojrzenia do tego stopnia, że na nie opadłam. Klęczałam przed nim, obserwując jego twarz. Ciemne oczy niemalże natychmiast nawiązały kontakt z moimi. Posłał mi szarmancki uśmiech i pewniej uniósł głowę. Wyglądał niesamowicie. Miał rozpiętą od góry koszulę, która podkreślała jego mięśnie, a przy tym ukazywała tatuaże. Był znacznie starszy ode mnie, ale nie wiedziałam, o ile lat. Natomiast z jednej rzeczy bardzo dobrze zdawałam sobie sprawę: szybko nie wypadnie mi z głowy.
– Przyniosę nową, proszę pana – zdobyłam się na szept.
– Dobrze.
Wyprostowałam plecy na dźwięk tego zachrypniętego głosu. Matko przenajświętsza. Moje spojrzenie uciekło do ojca, który patrzył na mnie karcąco. Szybko pozbierałam szczękę z podłogi i powoli podniosłam się z kolan.
– Przeszkadzasz nam – zrugał mnie surowo.
– Przepraszam. – Skryłam twarz za kurtyną włosów i przygryzłam wargę z napięcia.
Czułam się zawstydzona przez to, że nawet przy nim traktował mnie jak pięciolatkę. Posłałam szatynowi sekundowe spojrzenie, a to wystarczyło, bym oblała się rumieńcem. Miał analizujący, paraliżujący wzrok. Do tego zmierzwione włosy, jakby dopiero co zanurkowała w nich kobieca ręka. O czym ty myślisz? Jego język przemknął do kącika ust, gdy mi się przyglądał. Wygiął brew, przy czym uśmiechnął się szelmowsko. O nie. Ruszyłam w stronę wyjścia w obawie, że za moment zemdleję.
Zamknęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie tyłem. Poczułam się tak, jakbym przebiegła maraton. Odchyliłam się, wypuszczając ze świstem powietrze. Wszystko we mnie dygotało, jak gdybym znalazła się w centrum wstrząsów sejsmicznych. Przyłożyłam dłoń do czoła, potrząsając przy tym głową. Pomyślałabym, że mnie śledził, gdyby nie fakt, że wyglądało, jakby znali się z moim ojcem. A co, jeśli to on dał znać policji o imprezie? Musiałam zobaczyć go jeszcze raz.
Pobiegłam boso do kuchni i złapałam za łyżeczkę. Poprawiłam włosy, zanim weszłam do gabinetu. Mężczyzna pochylił głowę, patrząc na mnie z nikłym uśmiechem.
– Mam. – Zamachałam srebrnym sztućcem w dłoni.
– Dziękuję.
Ten zachrypnięty ton uderzył we mnie jak grom. Wciągnęłam wargę i przeniosłam ciężar z jednej nogi na drugą.
– Jason prowadzi sprawę Troya. – Po raz kolejny chłodny głos ojca przywrócił mnie do porządku. – Zasugerował, że mógłby usłyszeć od ciebie kilka słów na temat wczorajszych wydarzeń.
– Och? – Uniosłam brew z zaskoczeniem.
– To moja córka, Isabella. – Ramię taty owinęło się wokół mojej talii. – Isabello, to jest Jason Hogan, prokurator.
Prokurator… – zamruczałam w myślach. Nie bez przyczyny czułam władzę bijącą od tego człowieka. Mężczyzna podniósł się z miejsca. Wyrósł przede mną, aż musiałam podnieść głowę, by przyjrzeć się jego twarzy. Wysunął dłoń. W stosunku do mojej była duża i silna. Sam jej dotyk paraliżował, promieniował w całym ciele. Nie skłamałabym, mówiąc, że przeszywał mnie na wskroś. Ciemne oczy śmiały się, kiedy tak patrzył. Gdyby tylko ojciec wiedział, w jakich warunkach się spotkaliśmy… Żadne z nas chyba nie było skore się do tego przyznać.
– Miło cię poznać, Isabello – wychrypiał.
Przełknęłam ślinę i pokiwałam głową. Cholera, zapomniałam języka. Właściwie to zapomniałam nawet, jak się nazywam.
– Mnie pana też.
– Zechcesz z nami usiąść? – Wolną dłonią wskazał na fotel tuż obok swojego, a drugą oparł na moim ramieniu.
Przytaknęłam w milczeniu. Zsunął rękę do linii moich bioder, gdy przepuścił mnie przed sobą. Posłał mocny impuls w dół mojego ciała. W podbrzuszu wybuchło mi stado motyli. Usiadłam ostrożnie w fotelu. Skóra była dokuczliwie zimna, przez co smagnęła nagie uda. Od razu pożałowałam, że nie zostałam w sukience. Czarny T-shirt i satynowe spodenki nie prezentowały się seksownie. Isa… opanuj się!
Wcisnęłam dłonie między nogi i podniosłam oczy na ojca. Ze wszystkich sił starałam się nie patrzeć na pana Hogana. Cholernie trudne… niewykonalne. Kątem oka widziałam, jak szatyn poprawił się w fotelu. Oparł lewy łokieć na podłokietniku i przytknął pięść do mocno zarysowanej szczęki. Nie mogłam powstrzymać się od przygryzania wargi, kiedy był tak blisko, na wyciągnięcie ręki.
– Chcielibyśmy usłyszeć, co wiesz na temat Troya. – Brakowało jeszcze, żeby staruszek świecił mi latarką po oczach.
Przełknęłam ślinę, gdy nerwowo bawiłam się palcami.
– Tato… ja mogę mieć przez to problemy. – Mój głos był tylko trochę głośniejszy od szeptu. – Jeśli dojdzie do nich, że coś powiedziałam…
– Przy nas jesteś bezpieczna. – Niski pomruk z ust szatyna brzmiał jak słodka, erotyczna pieśń.
Zamrugałam szybko, po czym cicho sapnęłam. Zerknęłam na niego spod wachlarza rzęs i posłałam mu niepewny uśmiech. Nasze oczy się spotkały, a wszystko wokół straciło na znaczeniu.
– To jak? – Wyciągnął do mnie dłoń. – Wchodzisz w to z nami?
Niepewnym ruchem położyłam rękę na jego. Była dwukrotnie większa od mojej. Ścisnął ją, a kącik ust śmiało powędrował mu do góry.
– Widzisz? Jesteś bezpieczna – powtórzył cicho. – Ty, ja… i twój tata. – Oboje zerknęliśmy na ojca.
Tak bardzo nie chciałam go puszczać. Dawał dziwne poczucie przynależności. W kilka chwil poczułam się, jakbym należała do niego. To takie chore – pomyślałam – ale jakie ekscytujące.
– Czy Troyowi coś grozi?
– Jest zamieszany w działanie grupy przestępczej. – Przesunął kciukiem po otarciu po kajdankach i powoli wyswobodził moją rękę z uścisku. – Nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów. – Miałam wrażenie, że chciał dodać: mówiłem, że skórzane są lepsze.
– Więc jeśli trafi do więzienia… – ostrożnie poprawiłam się na miejscu i odwróciłam bokiem do mężczyzny – …to z mojego powodu?
– A kazałaś mu sprzedawać dragi? – Ironicznie uniósł brew.
– Nie. – Pokręciłam głową.
– Dostarczałaś mu je? Brałaś udział w dystrybucji? Przetrzymywałaś? – Próbował wychwycić moją reakcję.
– Nie, proszę pana. – Czułam się karcona. Policzki mi płonęły z nieśmiałości.
– W takim razie myślę, że trafi tam z własnej głupoty. – Pochylił się do przodu, a łokcie oparł na kolanach.
Obserwowałam jego profil. Był tak frustrująco doskonały. Zwilżyłam wargę i wypuściłam westchnienie. Mój umysł przeskakiwał pomiędzy scenami z książek, które czytałam, gdy nikt nie patrzył. Wbiłam paznokcie w skórzane obicie i ze wszystkich sił starałam się zostać przy sprawach przyziemnych.
– Co wiesz o jego szemranych interesach? – Ojciec kiwnął na mnie brodą.
– Podobno handlował narkotykami, ale nie wiem, ile w tym prawdy…
– Dużo. – Prokurator zwrócił na mnie ciemne oczy. – Bardzo dużo.
– Widziałaś, jak dokonywał transakcji?
Wetknęłam kosmyk włosów za ucho i przymknęłam powieki. Tasowałam myśli w chwili milczenia. Pokręciłam głową.
– Słowo. – Pan Hogan mruknął nisko, wymagająco.
– Nie.
– A kto widział? – Uniósł uważnie brwi.
– Nie wiem. – Żułam nerwowo wargę. – Ja nie widziałam.
– Rzadko puszczam ją na takie imprezy. Wczorajszy raz był ostatni. – Ojciec zatopił usta w kawie; prawie zapomniałam, że ją przyniosłam.
– Grzeczna dziewczynka. – Wyobraźnia często płatała mi figle, jednak byłam pewna, że jego słowa miały ukryte znaczenie. Przeskanował moje ciało. Znów poczułam nagłą słabość. – A wczoraj? Czy wydarzyło się coś nietypowego?
Tak. Spotkałam cię w cholernym sklepie erotycznym.
– Nie – sapnęłam.
– Jak to? – prychnął tata. – Powiedz Jasonowi, jak sięgnęłaś po blanta albo jak bardzo byłaś pijana. Śmiało – wyburczał do kawy.
– Uch… – Szatyn naparł zębami na dolną partię ust, przy czym rzucił mi spojrzenie pełne rozbawienia. – Czyli jednak niegrzeczna…
Oblałam się szkarłatem, zwieszając głowę. Niekontrolowany uśmiech przebiegł mi przez twarz. Ocknęłam się, gdy ojciec podniósł się z miejsca. Trzymał w dłoni smartfona, marszcząc brwi. Rzucił ciche „przepraszam”, a następnie wyszedł za drzwi. O nie… zostałam sama z seksownym… już znajomym.
– Nie wyglądasz na kogoś, kto sięga po blanty. – Zabrzmiało jak uszczypliwa zaczepka.
Uniosłam brew i posłałam mu nieco obojętne spojrzenie.
– Nie wygląda pan na kogoś, kto bawi się kajdankami – odgryzłam się.
Na widok jego miny zbiłam ze sobą mentalną piątkę. Odchylił się na fotelu. Przesunął językiem po ustach, a chwilę później cicho się zaśmiał. Puściłam dolną wargę i prawie jęknęłam na ten dźwięk. Był to czysty, gardłowy śmiech.
– Okej, masz mnie – przytaknął, a rozbawienie nie schodziło mu z twarzy. – To wygląda totalnie stalkersko, ale nie wiedziałem, że Walker to twój ojciec.
Gdyby wiedział, nigdy by się do mnie nie odezwał.
– Przypadek. – Wzruszyłam ramieniem.
– Przyjemny przypadek. – Uśmiechnął się ponętnie i uniósł podbródek. – Umówmy się, że to wczoraj nie miało miejsca.
– Dlaczego? – Czyżby się bał, że wielki świat pozna prawdę o jego mrocznych upodobaniach?
– Byłoby przykro, gdyby twój tata dowiedział się, że kłamiesz. – Wyciągnął smartfona z kieszeni i wysunął go w moją stronę. Cholera, to mój telefon! – Wiedziałaś, że Troy handluje. Hailey kupiła od niego działkę amfy.
Rozchyliłam usta. Grzebał mi w telefonie?
– Skąd…
– Kochanie… – Oparł dłoń na moim kolanie i powiódł spojrzeniem po mojej twarzy. Przyjemny dreszcz przebiegł mi między nogami. Wyprostowałam się, podnosząc wzrok na jego oczy. – Była na tyle nierozważna, by pisać o tym w wiadomości, kiedy siedziała przy mnie.
– To manipulacja? – Uniosłam brew i skrzyżowałam ramiona na piersiach. – Próbuje mnie pan zastraszyć?
– Wystarczy mi jedynie to, że przyznasz, że Troy handlował. – Jego dłoń owinęła się wokół mojego uda, a ja prawie przestałam oddychać. – I opowiesz o tym przed sądem.
– Skąd pewność, że to zrobię? – Zlustrowałam jego twarz.
– Dopilnuję, by tak było. – Ścisnął mnie jeszcze mocniej. Wciągnęłam powietrze, a on posłał mi zniewalający uśmiech. – Znam sposoby, by sobie z tym poradzić.
– Co zrobisz? Skujesz mnie? – prychnęłam rozbawiona.
– Tylko jeśli poprosisz – wychrypiał, a kącik jego ust powędrował do góry w kuszącym uśmiechu.
Patrzyłam na niego, mrugając gwałtownie. Czy on naprawdę to powiedział? Przełknęłam ślinę, a on znów pozwolił sobie na śmiech. Zaprószył we mnie ogień i przyprawił o nikczemne myśli. Wiedziałam, że jeśli wyobraźnia przejmie kontrolę nad moim umysłem, to słodkie pragnienie nie odejdzie tak szybko.
– Nie lubię prosić. – Zdobyłam się na odwagę.
– Tak się składa, że ja też nie. – Odsunął ode mnie rękę, a ciało od razu za nim zatęskniło. – Twój ojciec wróci, a ty powiesz mu o wszystkim, co wiesz.
Zwalczyłam chęć zaczerpnięcia głębszego wdechu. Wysyłał mi tak złudne sygnały. Skąd mogłam wiedzieć, co siedziało mu w głowie? Powstrzymywałam się od spojrzenia na jego wargi. Pełne, różane wargi. Wyglądały tak, jakby ktoś całkiem niedawno intensywnie je całował. Rozpraszała mnie myśl, że mógł być zajęty. Fantazjowanie o czyimś mężu czy narzeczonym byłoby nie na miejscu.
Praktycznie go widziałam, jak poruszał biodrami, jęczał, dyszał, warczał… dominował. Zaschło mi w ustach na tę myśl. Wszystko we mnie krzyczało, by zrobić coś kokieteryjnego. Dziewiętnastolatka w spranej koszulce i satynowych szortach nie mogła być seksowna. Nie dla kogoś, kto jest prokuratorem, a przy tym wozi się mercedesem za więcej niż pół bańki.
Przywołany swoim magicznym szóstym zmysłem podniósł na mnie czarujące oczy i gdy miał już coś powiedzieć, ojciec wrócił do gabinetu.
– Zatrzymano kilkoro dzieciaków. Łatwo sypnęli nazwiskami. Gallagher padło aż siedem razy – mruknął beznamiętnie i wykrzywił usta. – Możesz już iść. – Kiwnął głową w stronę drzwi.
Podniosłam się z fotela, choć tak bardzo nie chciałam wyjść. Zerknęłam na szatyna, a on na mnie. Moje całe ciało w sekundę pokryła gęsia skórka.
– Do widzenia, proszę pana.
– Do zobaczenia, Isabello – powiedział ochrypłym głosem, skutecznie przyprawiając mnie o szybsze bicie serca.ROZDZIAŁ 2
Isabella
Sprzedałam Troya tylko po to, by oczyścić Hailey z ewentualnych zarzutów. Cały uniwersytet uzna mnie za wroga publicznego numer jeden za odebranie im dilera, a ja musiałam liczyć się z jednym – to oznaczało cholerne kłopoty. Byłam martwa. Teoretycznie. Praktycznie sama uduszę się z nerwów.
Włożyłam kraciastą spódnicę, białą koszulę i zawiązałam krawat z logiem uczelni. Rozczesałam włosy i pozwoliłam, by kaskadowo spłynęły mi po plecach. Obrysowałam oczy eyelinerem, po czym podkreśliłam rzęsy maskarą. Wsunęłam czerwone trampki na stopy, a następnie zawiązałam sznurówki.
Zerknęłam na zegarek i zacisnęłam powieki z westchnieniem. Miałam jeszcze trochę czasu do wyjścia. Cała drżałam z emocji. Kiedy zeszłam na dół, mama oglądała wiadomości w salonie. Oparłam się o futrynę i leniwie przesunęłam paznokciami po ścianie.
– Pamiętaj, po zajęciach od razu do domu. – Rzuciła mi spojrzenie pełne rezerwy.
– Tak zrobię – wymamrotałam, choć najchętniej zostałabym w domu. – Mamo?
– Hm?
Nie mogłam przyznać się do tego, że byłam przerażona. Miałam wystarczająco gówna na głowie. Przesunęłam koniuszkiem języka po wardze i niepewnie podniosłam na nią oczy.
– Tata wciąż jest zły?
– Och, kochanie… – Sięgnęła po pilota, by wyłączyć telewizor. – Żadne z nas nie jest na ciebie złe. Wiesz, że tata się o ciebie martwi – powiedziała i poklepała miejsce obok siebie. Z zawahaniem usiadłam na sofie. – Jesteś naszym oczkiem w głowie, żadne z nas nie chce, byś zeszła na złą drogę.
– To był tylko jeden raz. – Skrzywiłam się na myśl o paleniu trawki. – Pierwszy i ostatni.
– Mam nadzieję. – Objęła mnie ramieniem, a matczyne usta ucałowały skroń. – Nie pchaj się w kłopoty, słońce.
– To kłopoty pchają się na mnie – mruknęłam i oparłam głowę na jej barku. Moje myśli zaatakował strach przed opuszczeniem domu. Najchętniej zaszyłabym się tutaj do końca życia. – Boję się, że będą się na mnie mścić.
– Jesteście studentami, kochanie, nikt nie bawi się w takie rzeczy. – Wiedziałam, że próbowała mnie pocieszyć, ale dzisiejsze dzieciaki z prywatnych uniwersytetów to nie te same, co dwadzieścia lat temu.
Z pokolenia na pokolenie stawali się coraz gorsi, bardziej zawistni, rozwydrzeni i… żądni zemsty. W szczególności wtedy, kiedy ktoś odbiera im gościa od dragów. Czułam się jak jeleń w okresie polowania. Brakowało jeszcze, bym zawiesiła tarczę na plecach, by łatwiej było im do mnie celować. Westchnęłam i pokiwałam głową w milczeniu.
– Tak, masz rację – bąknęłam zobojętniale, by następnie skierować się w stronę drzwi. Złapałam za torbę i przewiesiłam ją przez ramię. – Do później! – zawołałam, łapiąc za klamkę.
Wpadłam na coś twardego. Upadłabym na tyłek, gdyby nie to, że ktoś mocno chwycił mnie za ramiona. Zaczerpnęłam haust powietrza i podniosłam oczy. O cholera. To on. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Właściwie to ja… gapiłam się na niego. On wyglądał za zaskoczonego moim atakiem.
– Gdzie się tak spieszysz? – spytał z tym swoim zniewalającym uśmiechem.
– Ja… – Momentalnie zapomniałam, jak się oddycha.
Jego niski, głęboki ton całkowicie odbierał mi pewność siebie. Miał na sobie czarną koszulę i zaczęłam się zastanawiać, czy jego garderoba składała się tylko z takich. Lekko zmierzwione włosy, błysk w oku i szarmancki uśmiech przyprawiały mnie o szybsze bicie serca.
– Idę… na zajęcia – sapnęłam na wydechu.
– Co? – Wygiął brew i potrząsnął głową z rozbawieniem. – Musisz mówić głośniej, kochanie. Twój głos to twoja jedyna broń.
Kochanie! Włosy na karku stanęły mi dęba. Rozchyliłam wargi i równie szybko je zacisnęłam. O mamo. Ciche westchnienie wypadło mi z ust, gdy dotknął mojego ramienia.
– Idę na zajęcia – powtórzyłam głośniej.
– Ucz się, bądź grzeczna i nie pakuj się w kłopoty. – Mrugnął do mnie, a kącik pełnych ust powędrował do góry. – Twój ojciec jest w domu?
– Nie, proszę pana.
Ciemne oczy wpatrywały się we mnie przez chwilę. Powiódł spojrzeniem po moim ciele i znów się uśmiechnął. Czułam, jak kolana trzęsły mi się z podniecenia. Pozwalałam umysłowi błądzić od fantazji do fantazji. Badałam wysoką postać stojącą w progu i nie mogłam wyjść z podziwu, że był tak cholernie atrakcyjny.
– Spóźnisz się – zwrócił mi uwagę.
Zerknęłam na zegarek i zmarszczyłam czoło. Cholera! Faktycznie.
– Och, pan Hogan! – Za moimi plecami rozległ się głos matki.
– Octavio, cześć! I proszę, mów mi po imieniu. – Mężczyzna wyciągnął dłoń, a silne ramię smagnęło moją talię. Wyprostowałam się pod wpływem nagłego dotyku. – Bruce’a nie ma w domu?
– Jeszcze nie wrócił z departamentu, ale prosił, byś zaczekał na niego w gabinecie.
Przemknęłam obok szatyna i poprawiłam torbę. Mocny, żelazny uścisk powstrzymał mnie od ruszenia do przodu, niemal porwał do tyłu. Podekscytowanie mieszało się z zaskoczeniem. Otworzyłam szerzej oczy i zerknęłam na prokuratora przez ramię.
– Masz coś przeciwko, żebym odwiózł twoją córkę na zajęcia? – zwrócił się do mojej matki.
– Prędzej się tam spóźni, niż dotrze sama. – Brzmiała na zirytowaną. – Zaparzę w tym czasie kawy. Masz ochotę na coś słodkiego?
Oczy mężczyzny padły na mnie. Posłał mi enigmatyczny uśmiech, pod wpływem którego wilgoć wezbrała między udami. Popatrzyłam na nasze dłonie. Mogłam poczuć jego siłę przez to, w jaki sposób owijał palce wokół nadgarstka. Myślami wirowałam wokół tego, jak te potężne ręce chwytają moje drobne ciało. Naparłam zębami na dolną wargę.
– Myślę, że kawa wystarczy – rzucił w odpowiedzi.
Puścił mnie, a ja natychmiast zatęskniłam za jego dotykiem. Chryste. Co on ze mną robił?
Przy pomocy pilota odblokował samochód, dzięki czemu rozbrzmiał charakterystyczny dźwięk. Światła czarnego mercedesa błysnęły. Pan Hogan otworzył drzwi od strony pasażera i zerknął na mnie wyczekująco.
– To tak na wypadek, gdybyś nie potrafiła ich otworzyć. – Puścił do mnie oczko.
Uniosłam brwi z zaskoczenia i prychnęłam pod nosem. Nie mógł darować sobie tej uszczypliwości. Nie odrywając wzroku od karmelowych oczu, przemknęłam obok i usiadłam wygodnie na skórzanym fotelu.
Gdy zamknął drzwi, odetchnęłam, chociaż właściwie nie byłam świadoma, że jego obecność zapierała mi dech w piersi. Szatyn obszedł samochód i zajął miejsce za kierownicą. Wcisnął przycisk na kokpicie, a silnik wydał przyjemne dla ucha warknięcie. Powiodłam wzrokiem po długich palcach i uśmiechnęłam się, kiedy nie zauważyłam obrączki.
Uf, więc był do wzięcia.
Mężczyzna oparł dłoń na oparciu mojego fotela, następnie odwrócił głowę w trakcie cofania. Niemal rozchyliłam wargi, obserwując go w tej pozycji. Zaschło mi w ustach, kiedy omiotłam wzrokiem jego napięte mięśnie, które przebijały się przez materiał koszuli. Trzy pierwsze guziki pozostały niezapięte, przez co widoczna była część torsu. Intensywny zapach męskich perfum zaatakował moje nozdrza. Matko, nie dość, że wyglądał obłędnie, to jeszcze niósł za sobą uzależniającą woń. Odurzał jak narkotyk.
Nasze spojrzenia się spotkały i już sama nie wiedziałam, czy pragnę go pocałować, czy dosiąść tu i teraz, choć przecież zdawałam sobie sprawę, że był dla mnie kategorycznie zakazany. Uwodzicielski uśmiech ozdobił mu twarz, co sprawiło, że ukazał się szereg śnieżnobiałych zębów. Pan Hogan uniósł brew i przesunął językiem po ustach.
– Powiesz mi, gdzie masz zajęcia?
Zamrugałam, gdy podjęłam próbę powrotu do rzeczywistości. Słodki Jezu, nie wytrzymam z nim ani minuty dłużej. Przebywanie w jego obecności i to, że nie mogłam go dotknąć, było gorzką torturą.
– Ach… Uniwersytet Południowej Kalifornii – wydukałam z trudem.
– Czyżby wydział Goulda? – spytał, nie odrywając wzroku od ulicy. – Niech zgadnę… studiujesz prawo.
– Ku uciesze moich rodziców, tak. – Przewróciłam oczami i oparłam głowę o szybę.
– A twojej?
– To nie moja bajka. – Zerknęłam na niego z ukosa.
Uznałam, że jest coś seksownego w tym, jak skupiony był. Szatyn wyciągnął dłoń w stronę schowka, a jej wierzch niespodziewanie otarł się o moje kolano. Poczułam się niczym błogosławiona, jednak on natychmiast zabrał rękę, jak gdyby się oparzył. Dotknął mnie. Po raz pierwszy mnie dotknął. Zignorował chęć poszukiwań, zamiast tego przesuwał palcem po ekranie na kokpicie. Chwilę później z głośników wydobył się piękny, potężny głos Beyoncé śpiewającej Hold Up, który otulił mnie swoją barwą. Cholera, ten facet naprawdę miał gust.
– Jaka jest twoja bajka, księżniczko? – Zawadiacki uśmiech kolidował z jego chłodnym głosem.
Wzdłuż kręgosłupa przebiegł mi rozkoszny dreszcz. Zwinęłam palce u stóp i wciągnęłam dolną wargę. Księżniczko… Było w tym coś seksownego. Nie mogłam zmazać wyrazu zadowolenia z twarzy. Oblałam się rumieńcem i zaczesałam kosmyk włosów za ucho.
– Całkiem nieźle idzie mi wpadanie w tarapaty – rzuciłam żartobliwie.
Zachrypnięty śmiech sprawił, że całe moje wnętrze zadudniło. W głowie rozbrzmiał weselny marsz, dzwony kościelne zadzwoniły w tle, a ja sama czułam się tak, jakby sam grecki bóg ustanowił mnie swoją muzą. Nawinęłam kosmyk włosów na palec, przy czym skubnęłam z napięcia dolną wargę. Jedynie ostatnia uncja opanowania powstrzymywała mnie przed posmakowaniem jego uwodzicielskich ust.