- W empik go
Korona diabła. Tom 1 - ebook
Korona diabła. Tom 1 - ebook
Przerażający. Potężny. Zachwycający. Prawdziwy diabeł.
Alek był kiedyś prawdziwym królem mafijnego imperium. Jednak wtedy nieoczekiwanie stało się coś, co dawniej uważał za niemożliwe – zakochał się. Niestety jego uczucia nie mogły zostać odwzajemnione, bo kto pokochałby potwora takiego jak on?
Kiedy jego władza dobiega końca, ukrywa się w cieniu, w miejscu, w którym nikt nie spodziewa się go znaleźć – w sierocińcu prowadzonym przez zakonnice. Nigdy nie przestał planować zemsty na tym, który odważył się zająć jego miejsce. Myślał, że ponowne przejęcie władzy to jego jedyny cel, ale wtedy zjawiła się ona. Niewinna, piękna, bezbronna.
Mężczyzna rozumie, że ukryte w nim demony nie odpuszczą. Będzie musiał nakarmić ciemność w swoim sercu. Kto stanie się ofiarą? I czy naprawdę to diabła należy się obawiać?
Książka opowiada dalsze losy jednego z drugoplanowych bohaterów serii All The Pretty Things – Alekseia Popova. Może być czytana jako oddzielna historia.
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67335-80-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Ostrzeżenie: _Korona diabła_ składa się z dwóch części. Jest to spin-off, ale polecam przeczytać najpierw trylogię _All The Pretty Things_. Część 2 ukaże się wkrótce po części 1. Razem stanowią całość, więc w części 1 nie znajdziecie odpowiedzi na wszystkie pytania. Jeśli nie lubicie być trzymani w napięciu, najlepiej odłóżcie tę książkę.
_Korona diabła_ to mroczny romans, pojawiają się w nim wątki, które mogą sprawić, że niektórzy czytelnicy poczują się niekomfortowo. Mam na myśli przemoc oraz niepokojące sceny, wywołujące silne reakcje emocjonalne.
Ta pokręcona opowieść nie jest przeznaczona dla bojaźliwych, ale jeśli jesteście gotowi zaryzykować, witajcie w tym szalonym świecie!
I niech Was Bóg chroni.ROZDZIAŁ 1
„Mam nadzieję, że tam, gdzie się znajdujesz, jest równie pięknie…”
Spoglądając przez przyciemnioną szybę swojego SUV-a, wygładzam kciukiem zagięty róg wymiętoszonej pocztówki.
– Chciałbym, żeby tak było… _дорогая_.
Wypowiedzenie na głos jej imienia wydaje się bluźnierstwem, nieczęsto pozwalam sobie o niej myśleć. Jednak pod tym drogim garniturem, za tym bezlitosnym spojrzeniem kryje się złamany człowiek. Nie sądziłem, że tak to się skończy.
Poniosłem konsekwencje wielu wyborów, których dokonałem w życiu. Ale kiedy to ona wybrała, gdy zdecydowała się na lepszego mężczyznę, tym samym wyrywając mi serce z piersi, konsekwencje okazały się niełatwe do zaakceptowania.
Miała być moim więźniem, a jednak stało się na odwrót – to ona wzięła mnie w niewolę.
Wpatruję się w malowniczy widoczek na pocztówce. Wygląda na to, że Willow i Saint zaszyli się w prawdziwym raju. Jeśli wierzyć stemplowi pocztowemu, kartka została wysłana z włoskiego wybrzeża, ale ja znam Sainta – on nie pozostawia śladów.
Skurwiel był wrzodem na dupie, lecz teraz, gdy wyjechał, zrozumiałem, że był kimś więcej. Przyjacielem. Zdaję sobie sprawę, że zważywszy na okoliczności, brzmi to absurdalnie, a jednak szanowałem go, a on, tak mi się przynajmniej wydaje, na swój sposób również darzył mnie szacunkiem. Jednak w tym momencie to nie ma żadnego znaczenia, bo to już przeszłość.
Minęło osiemnaście miesięcy i choć wydaje się, że zaledwie wczoraj moje oczy po raz ostatni spoczęły na kobiecie, która sprawiła, że mój świat zapłonął, to tak nie jest. Wiele się zmieniło. Ja się zmieniłem.
Składam pocztówkę ostrożnie, ponieważ była już zginana tyle razy, że jeśli nie będę uważał, może się rozpaść na dwie części. To jedyna rzecz, jaka mi pozostała po Willow, i zamierzam o nią dbać, choć z samą Willow nie obchodziłem się tak troskliwie.
Ktoś stuka w szybę, co mi uzmysławia, że mam obsesję na punkcie tej kartki, jak jakiś zakochany po uszy _дурак_. Szybko wsuwam ją do wewnętrznej kieszeni marynarki, otwieram drzwi i witam się z Pavlem. Jeśli tu, w Rosji, miałbym kogoś nazwać przyjacielem, to właśnie jego, choć wiem, że kiedy na mnie patrzy, ma przed oczami wszystko, co zrobiłem.
– Gotowy? – pyta Pavel, czujnie rozglądając się wokół.
Ta opustoszała okolica słynie z działalności przestępczej, dlatego ją wybrałem. Krzyki dręczonych i przecinające ciszę nocy dźwięki wystrzałów są tutaj na porządku dziennym.
Dawno temu to ja rządziłem tym miastem, a teraz muszę się kryć w cieniu. Wszyscy mnie znienawidzili. Dobrzy, źli oraz ci pomiędzy – wszyscy pragną mojej śmierci. Przylgnęła do mnie etykietka zdrajcy, którym rzeczywiście jestem. Bez mrugnięcia okiem poświęciłem życie „przyjaciół”, ponieważ dzięki ich rozlanej krwi ona mogła odzyskać wolność. Niech mnie nienawidzą, mam to gdzieś. Zależy mi na przebaczeniu tylko jednej osoby. Tyle że nigdy go nie otrzymam.
Odsuwam sentymenty na bok, muszę się skupić na czekającym mnie zadaniu i na tym, co ważne – przemocy i zemście.
Pistolety tkwią bezpiecznie w kaburach pod pachami, bo teraz to ja jestem odpowiedzialny za wyrzucanie śmieci. Jednak szczerze mówiąc, odpowiada mi to. Tylko w takich chwilach czuję, że znowu mam wszystko pod kontrolą. Wysiadam z SUV-a, zapinam marynarkę i sięgam do kieszeni po kubańskie cygaro. W końcu mam powód do świętowania.
Strącono mnie z tronu i – nie będę kłamał – niezbyt mi to pasuje, że jestem na szarym końcu łańcucha pokarmowego, szczególnie jeśli wziąć pod uwagę, że nowy „król” miasta to bezwartościowy sukinsyn.
Powoli przypalam cygaro, osłaniając je ręką, i rozkoszuję się pierwszym uderzeniem nikotyny. To właśnie proste przyjemności cieszą mnie najbardziej – czysta szkocka, dobre cygaro, poderżnięcie gardła przyrodniemu bratu.
Tamtej nocy osiemnaście miesięcy temu wszyscy coś straciliśmy. Niektórzy życie, inni miłość. Nie mogę przywrócić życia Ingrid, Zoey i Sarze, ale nie ma dnia, żebym nie odczuwał wyrzutów sumienia z powodu ich śmierci.
Mogę zrobić tylko jedno, aby ich śmierć miała sens – odnaleźć Serga Ivanova i dopilnować, by spotkał go ten sam los. Zabiłem jego ojca, a swojego ojczyma, i jego również mam zamiar zgładzić. Obracanie sygnetu na małym palcu – tego, który należał do Borisa Ivanowa – sprawia mi ogromną przyjemność, ponieważ wiem, że dzisiaj zbliżę się o krok do celu.
Niespiesznie ruszamy z Pavlem w stronę opuszczonego magazynu. Nawet jeśli ktoś nas obserwuje, nie odważy się mieszać. Gdy wchodzimy tylnymi drzwiami, Pavel natychmiast sięga po broń, a ja nadal palę cygaro. W życiu liczą się drobne przyjemności, prawda?
Noc jest ciepła, słońce właśnie zaszło. Powietrze trzeszczy od elektryczności. W taki wieczór jak ten może zdarzyć się coś magicznego, czego jasno dowodzi widok przed moimi oczami. Słyszę niezrozumiały bełkot. Choć nie rozumiem, co Viktor Belov chce powiedzieć, spokojnie można założyć, że nie jest w tym momencie zbyt szczęśliwy. Nic dziwnego, w końcu został przywiązany do krzesła w magazynie pełnym szczurów.
Przystaję kilka metrów od niego i rzucam mu przeciągłe spojrzenie, leniwie zaciągając się cygarem. Im jestem spokojniejszy, tym bardziej on się wścieka. Jak mówiłem, prosty ze mnie człowiek.
Skoro Viktor jest prawą ręką Serga, mam zamiar za karę odciąć mu tę rękę. Tymczasem Pavel traci cierpliwość, rzuca się w stronę Viktora i gwałtownie wyrywa mu knebel z ust.
Viktor porusza szczęką i krzyczy:
– _Скотина!_
Zamiast odpowiadać wypuszczam z ust kółko dymu, które natychmiast wysoko szybuje.
– Jesteś nikim… – wyrzuca z siebie, żeby przypadkiem mi nie umknęło, co myśli na mój temat. Co tylko utwierdza mnie w decyzji, by pozbawić go również języka. – Nic ci nie powiem. Równie dobrze możesz mnie od razu zabić.
Gęba mu się nie zamyka, a ja zerkam na rolexa. Jeśli się nie pospieszę, na pewno się spóźnię, nie mogę zwlekać. Z cygarem w ustach sięgam do kabury, a kiedy dotykam chłodnego metalu, przeszywa mnie dreszcz.
– Witaj, Viktorze! Jak się miewa twoja matka? – rzucam od niechcenia, wyciągając broń.
Viktor nie jest zaskoczony faktem, że mam broń, ale raczej tym, że pytam o jego ukochaną matkę staruszkę.
– Jeśli próbujesz szantażem zmusić mnie do mówienia, to będziesz musiał obmyślić nową taktykę, _мудак_!
Cmokając z dezaprobatą, lewą ręką wyjmuję cygaro z ust, a w prawej trzymam wycelowaną w niego broń.
– I ty tymi ustami całujesz matkę? Muszę jej złożyć wizytę i poinformować ją o twojej bezczelności. Obawiam się, że będzie ogromnie rozczarowana.
Viktor prycha drwiąco, ale kiedy recytuję jej adres, dociera do niego, że to nie blef.
– Masz dwa wyjścia. Powiesz mi, gdzie się ukrywa to ścierwo, a ja cię zabiję. Albo powiesz mi, gdzie się ukrywa to ścierwo, a ja cię zabiję. Wybór należy do ciebie – podsuwam złośliwie, bo tak naprawdę nie ma wyboru.
Jego los jest przesądzony.
I mam to gdzieś.
Szarpie za krępujące go więzy, wydając z siebie gniewne pomruki.
– Twój brat…
– Przyrodni – dodaję, z obrzydzeniem krzywiąc usta.
– To on jest nowym królem tego miasta. Ośmieszasz się.
Och, to żałosne zero naprawdę marnuje mój czas, a na dodatek zaczyna mi działać na nerwy.
– Musimy się pogodzić z faktem, że w tej kwestii nie dojdziemy do porozumienia, ponieważ według mnie on tylko chciałby być królem. Jest zaledwie wystraszonym chłopaczyną, który się chowa za spódnicą mamusi.
Właśnie dzięki matce, Zoi, która – na nieszczęście – jest również moją matką, udało mu się zinfiltrować moje imperium i doprowadzić do jego upadku. Dlatego nie mam ani cienia wątpliwości, że ona również zapłaci za swoje zbrodnie. Dokonała wyboru, jak my wszyscy, a teraz nadszedł czas, by stawić czoła konsekwencjom.
Viktor nie zamierza mówić, ale to nie szkodzi. Wszyscy mamy swoje słabości, a ja mam zamiar wykorzystać jego słaby punkt.
– Lojalność wobec tego pasożyta sprowadzi śmierć na ciebie i twoją rodzinę.
Parska śmiechem.
– Proszę cię! Wyświadczysz mi przysługę. Jeszcze bym ci dopłacił, żebyś zabił tę _свинью́_, moją żonę. A co do dzieci, to nawet nie mam pewności, czy są moje. Więc jeśli to jest ten twój wielki plan, przygotuj się na kolejną porażkę. Budzący postrach Aleksei Popov to pieśń przeszłości.
Stojący u mojego boku Pavel ziewa. Zniecierpliwiony uciszam Viktora, czas przerwać te jego występy.
– Wiesz, co odróżnia mnie od Serga? Ja zdobyłem swoją pozycję dzięki doskonałej znajomości środowiska. Tak właśnie robią odnoszący sukcesy przywódcy. Dołożyłem starań, by dobrze poznać swoich wrogów, ponieważ wiedziałem, że przyjdzie czas, gdy ta wiedza okaże się bezcenna. Ten moment właśnie nadszedł.
Podchodzę do Viktora, od niechcenia pociągając cygaro.
– Wygląda na to, że bardzo pracowity z ciebie chłopiec, ciągle krążysz między żoną a kochanką. Nie wiem, jak dajesz radę.
Z przyjemnością się przyglądam, jak blednie.
– Dlaczego się z nią po prostu nie rozwiedziesz? – pytam.
Znam odpowiedź, ale chcę zobaczyć, jak się niespokojnie wierci. Zanim odpowie, uderzam się w czoło, jakbym właśnie doznał olśnienia.
– Może dlatego, że twoja ukochana jest mężatką? Jak myślisz, co by się stało, gdyby jej mąż się dowiedział, że syn, którego tak bardzo kocha, to twoje dziecko?
Viktor się poddaje. Każdy ma swoją cenę, a ja właśnie odkryłem jego.
– Ty czarci pomiocie – warczy, ale zbywam go lekceważącym wzruszeniem ramion.
– To samo można powiedzieć o twoim synu.
– Nie skrzywdziłbyś ich – mówi, lecz delikatne drżenie jego głosu zdradza, że nie jest tego zupełnie pewien.
– Masz rację, nie zrobię tego – potwierdzam, kiwając głową. – Musisz tylko udzielić mi informacji, których potrzebuję.
– Powiem ci, a ty i tak mnie zabijesz! – wrzeszczy, a plwocina pokrywa mu podbródek. – Tak czy siak mam przesrane.
Rozpacz ujawnia prawdziwe oblicze człowieka. Jeśli w obliczu strachu zaczyna wymiękać, wtedy wiadomo, że wystarczy go przycisnąć, a w końcu się ugnie. Viktor jest tego idealnym przykładem.
– Tak, twój los jest już przesądzony. Ale po raz pierwszy w swoim żałosnym życiu masz szansę zrobić coś dobrego i ocalić czyjeś życie zamiast je odbierać.
Znam tajemnice Viktora. Serg nie wybrał go z powodu jego sprawności fizycznej. Viktor to bezwzględny zabójca, który nie cofnie się przed niczym. Nic nie poczuję, pozbawiając go życia. Jest złym człowiekiem. Podobnie jak ja.
Viktor zdecydowanie kręci głową, zaciskając usta, a ja dochodzę do wniosku, że jednak będzie potrzebował małej zachęty. Po raz ostatni zaciągam się cygarem, rozkoszuję się głębokim aromatem i naprawdę żałuję, że muszę je zmarnować… Bez wahania przyciskam rozżarzoną końcówkę do policzka Viktora, z przyjemnością przysłuchując się jego rozdzierającym błaganiom o litość i wdychając zapach palonego ciała. Najwyraźniej zapomniał, że jest przywiązany do krzesła, bo rozpaczliwie się szarpie.
– Gdzie jest Serg? – pytam spokojnie, mocniej wciskając mu cygaro w policzek. Pod wpływem żaru skóra pokrywa się bąblami, a jakaś część mnie krzyczy, że już wystarczy. Wiem, że ta część istnieje tylko dzięki Willow. Co by powiedziała, gdyby tutaj była? Tyle że jej nie ma. Dokonała wyboru. Tak jak ja.
Wrażliwość jest dla słabych; już się na to nie piszę. Jestem tu, gdzie jestem, ponieważ próbowałem się wcisnąć w garnitur bycia ludzkim i jak myślicie, jak to się skończyło? Nie pasował. Zdecydowanie wolę zbroję, bo jej nieprzepuszczalne płyty chronią mnie przed tą paskudną przypadłością zwaną miłością.
– No dobra! On, on… – Rzężenie Viktora przypomina mi, że mam sprawę do załatwienia, tymczasem nadal wciskam mu w policzek rozżarzoną końcówkę cygara. – Często zmienia miejsce pobytu. Wie, że jeśli zbyt długo zabawi w jednym miejscu, zginie.
Odsuwam rękę od zmasakrowanego policzka. Kiedy rzucam cygaro na podłogę, Viktor wydaje pełen ulgi jęk, ale jego radość nie trwa długo, bo natychmiast przyciskam mu lufę do skroni.
– Musi mieć bazę. Chcę wiedzieć gdzie. Masz mi również powiedzieć, gdzie jest Raul.
Raul jest synem Chow – zdradzieckiego dupka, którego zabiłem, ponieważ sprzedawał towar zarówno Sergowi, jak i mnie. Odkąd wypadłem z gry, konkurencja się skończyła, więc ludzie nie mają wyboru i muszą robić interesy z takim pasożytem jak Serg. Ale to się zmieni. Mam zamiar obalić jego imperium – jak on obalił moje – i odzyskać to, co mi się należy. Każdy na moim miejscu cieszyłby się, że w ogóle uszedł z życiem, lecz ja czuję palącą żądzę, by się zemścić na ludziach, którzy mi to zrobili. Fakt, że przeżyłem, tylko podkreśla, że wybrałem zły sposób działania.
Byłem zbyt miękki, zbyt zaślepiony czymś, co nigdy nie będzie moje – szczęśliwym zakończeniem. Nie chcę was rozczarować, więc jeśli szukacie historii z bohaterem, najlepiej zawróćcie. Potem będzie za późno.
Jakiś czas temu myślałem, że może mógłbym to robić, mógłbym wieść „normalne” życie. Diabeł na moment się zdrzemnął, dał mi chwilę wolnego, ponieważ dobrze wiedział, że jesteśmy ulepieni z tej samej gliny i wcześniej czy później poczuję potrzebę nakarmienia wypełniającej mnie ciemności. Chaos, władza i potrzeba kontrolowania wszystkiego – to one płyną w moich żyłach i to dzięki nim jestem odnoszącym sukcesy przywódcą.
A teraz chcę odzyskać swoją pieprzoną koronę.
– _Пожалуйста _– błaga Viktor, szeroko otwierając oczy. – Wypuść mnie. Nigdy więcej mnie nie zobaczysz.
– Przestań się płaszczyć. – Spluwam z obrzydzeniem. – Takie zachowanie jest niestosowne.
Wygląda na to, że Viktor potrzebuje zachęty, by zacząć mówić.
Pavel sięga do kieszeni kurtki i wyciąga z niej coś, co wygląda jak pilot. Viktor szeroko otwiera oczy. To taki rodzaj pilota, który można zobaczyć w filmach – jeden ruch i umieszczone gdzieś wcześniej materiały wybuchowe robią wielkie bum. Pavel jest znany ze swojego zamiłowania do ładunków wybuchowych, więc Viktor wie, co to jest.
– Masz trzy sekundy, trzy pieprzone sekundy, żeby mi powiedzieć to, co chcę usłyszeć. Inaczej będziesz zeskrobywał ze ścian resztki swoich najbliższych. – To nie groźba. To obietnica. – Powiedz, dlaczego to miasto toleruje tego padalca? Przecież on jest zerem! W jaki sposób zdobył zaufanie wszystkich?
Udało mu się wślizgnąć do mojego królestwa dzięki matce. Ale jeśli nie przespała się z połową Rosji, to nie rozumiem, jakim cudem Serg zaszedł tak wysoko i rządzi teraz miastem. Zajął moje miejsce i muszę wiedzieć, jak tego dokonał. Ja nie stałem się najpotężniejszym, budzącym trwogę człowiekiem w Rosji w jedną noc, ale Serg tak. Musi być ku temu jakiś powód.
Jednak Viktor milczy, a ja tracę resztki cierpliwości.
– Pavel! – Daję mu znak szybkim ruchem.
Viktor rozpaczliwie kręci głową.
– Okej! Okej! – wrzeszczy, błagalnie spoglądając na Pavla, by nie przyciskał guzika. – Obiecaj, że zadbasz o moją rodzinę, jeśli ci powiem.
– Którą? – pytam niewzruszony.
Rozumie, że to prosta transakcja. Powie mi, czego chcę się dowiedzieć, a ja go szybko zabiję.
– On… dostał się na szczyt dzięki tobie.
Mrugam oszołomiony.
– Co?
– Zdobył szacunek wszystkich, ponieważ pokonał budzącego strach Alekseia Popova. A ty przez niego stałeś się nikim. Równie dobrze mogłeś zginąć z przyjaciółmi.
Otóż to, trafił w dziesiątkę. Zabolało.
Serg wszedł na sam szczyt na moich plecach, podczas gdy ja muszę się kryć w cieniu jak trędowaty. To, że nie jestem zupełnie skończony, zawdzięczam Pavlowi i jego znajomościom. Wydaje się, że ma sprzymierzeńców na całym świecie, ludzi, którzy doceniają jego wiedzę na temat kradzionej amunicji i materiałów wybuchowych. Teraz to ja jestem jego człowiekiem, a on dyktuje warunki. W tej branży niełatwo o zaufanych ludzi, więc potrzebujemy siebie nawzajem.
– _Долбоеб_! – przeklinam pod nosem, wściekły, że ten pieprzony złamas jeszcze chodzi po ziemi. – Z przyjemnością popatrzę, jak się wykrwawia na śmierć.
Biorę głęboki wdech, próbując się uspokoić.
– Gdzie on jest? – To ostatnia szansa Viktora, by coś powiedzieć. Jeśli tego nie zrobi, odetnę mu język i wepchnę go do gardła.
Viktorowi opada głowa, poddaje się.
– Ukrywa się z matką w niewielkiej wiosce. Podaję współrzędne…
Gdy pospiesznie wyrzuca z siebie liczby, podnoszę głowę i przez moment rozkoszuję się tą chwilą. Od tak dawna nie było mi dane posmakować triumfu. Właśnie zrobiłem kolejny krok w stronę odzyskania swojego dawnego życia.
Kiedy Viktor podał już dokładną lokalizację miejsca, w którym ukrywa się moja ukochana rodzinka, spoglądam mu w oczy i widzę w nich jedynie strach. Nagle zaczyna mi dokuczać sumienie. W końcu dał mi wszystko, czego chciałem, tak naprawdę nie mam powodu, by go zabijać.
– Wszystko powiedziałem – błaga Viktor, jakby usłyszał moje myśli. – Wypuść mnie! Nie zabijaj mnie, proszę…
Jednak gdybym pozwolił mu odejść, okazałbym słabość. On nie doceni mojej wielkoduszności. Okazując mu litość, udowodnię, że krążące o mnie opinie są prawdziwe. Aleksei Popov stracił pazur, ponieważ się zakochał. To prawda. Zakochałem się głęboko i nieodwracalnie. I właśnie dlatego podnoszę broń i bez wahania naciskam spust. Krew i tkanka mózgowa pryskają na moją twarz i białą koszulę, jednak ani drgnę, chłodno wpatrując się w bałagan, którego narobiłem. Z kącika ust Viktora cieknie strużka krwi, podbródek opadł mu na pierś. Nie ulega wątpliwości, że nie żyje.
Pavel robi krok w przód, ale chwytam go za przedramię.
– To mój bałagan. Ja się tym zajmę.
Kiedyś, w innym życiu, miałem do dyspozycji całą armię ludzi, którzy z radością by po mnie posprzątali. Jednak okazuje się, że wcale mi nie przeszkadza od czasu do czasu zakasać rękawy. Pewnie Viktor miał rację. Tamtej nocy, gdy zginęli moi przyjaciele, ja też umarłem.
Dawniej budziłem w tym kraju strach i respekt, ponieważ byłem bezwzględny i okrutny. Jeszcze się zdziwią. Miłość rani, ale teraz nadeszła moja kolej, żeby zranić miłość.
Viktor został pochowany w płytkim grobie, na którym nie ma tabliczki upamiętniającej miejsce jego spoczynku.
Mam ze sobą ubrania na zmianę, bo wiedziałem, że nie mogę pojawić się w sierocińcu ubabrany krwią. Spoglądam na swoje odbicie w lusterku przymocowanym do siedzenia pasażera i z trudem poznaję samego siebie. Brązowe włosy są teraz długie. Mogę je spinać w kucyk i całkiem dobrze się czuję w tej fryzurze. Mam kilkudniowy zarost. Moje stalowobłękitne oczy są ciągle przekrwione. To efekt niezliczonych bezsennych nocy.
Poprawiam krawat, choć wiem, że matka przełożona przejrzy mnie na wylot pomimo tego eleganckiego garnituru. Ona widzi wszystko.
Wysiadam z SUV-a i szybko omiatam wzrokiem teren sierocińca. To moje bezpieczne miejsce w całym tego słowa znaczeniu. Jednak ostrożności nigdy za wiele, dlatego pod marynarką ukryłem dwa pistolety.
Zamykam wóz i pędzę w stronę drzwi od podwórza. Przez Viktora jestem spóźniony. Jednak gdy przekraczam próg sierocińca, staram się już o nim nie myśleć, ponieważ w tym świętym miejscu takie myśli wydają się niemal bluźnierstwem.
– Spóźnił się pan – szepcze siostra Margaret, pospiesznie zapraszając mnie do środka.
– Wiem, przepraszam. – Mam szczęście, że pomogła mi się wślizgnąć drzwiami od podwórza. – Matka przełożona zauważyła?
Siostra Margaret posyła mi karcące spojrzenie. Oczywiście, że matka przełożona zauważyła. Ona widzi wszystko.
– Proszę za mną.
Pospiesznym krokiem udajemy się w stronę jadalni, gdzie ma miejsce dzisiejsza uroczystość. Na szczęście pięknie udekorowana sala jest wypełniona gośćmi po brzegi, więc nikt nie zwraca na mnie uwagi, kiedy z tacy kelnera biorę szklankę soku winogronowego i próbuję się wmieszać w tłum.
– To nie byłoby możliwe bez wysiłku tak wielu – mówi matka przełożona z ustawionej specjalnie na tę okoliczność sceny z przodu sali. Przebiega wzrokiem po zgromadzonych, aż jej wzrok zatrzymuje się na mnie. – Nasze anioły nie robią tego dla poklasku. Robią to, ponieważ mają dobre serce.
Jednym haustem wypijam sok, nie chcę podziękowań. Gdyby tylko wiedziała, gdzie byłem godzinę temu, nie spieszyłaby się tak z pochwałami. Odebrałem ojca czwórce dzieci i nic nie czuję.
Mimo to uprzejmie się uśmiecham.
– Dziękuję, że pojawiliście się tutaj dzisiejszego wieczoru. Wiele to dla nas znaczy. Nasze dzieci to dar od Boga, więc świętujmy życie i miłość. – Przemowa matki przełożonej zostaje dobrze przyjęta, rozlegają się głośne brawa. Jednak jej nie zależy na pochwałach. Znalazła się tutaj, ponieważ te dzieci to całe jej życie.
Matka przełożona jest duszą tego sierocińca. Tak, to ja dostarczam pieniędzy, które od lat utrzymują to miejsce na powierzchni, ale dzięki niej sierociniec stał się domem dla tych dzieci. Również dla mnie.
Bóg jeden wie, że powinna była mnie wyrzucić, kiedy do niej zapukałem, szukając schronienia. Ale tego nie zrobiła. Gdyby nie ona, prawdopodobnie nie byłoby mnie dzisiaj wśród żywych. Ocaliła Willow i mnie. Do końca życia pozostanę jej dłużnikiem.
– Miło, że się pojawiłeś – mówi miękko, wyrywając mnie z zamyślenia.
– Wiesz, że nie lubię tego rodzaju imprez – odpowiadam.
Mam na myśli eleganckie przyjęcia organizowane przez sierociniec, żeby przyciągnąć nowych darczyńców, a przy odrobinie szczęścia również ludzi zainteresowanych adopcją.
Sierociniec jest przepełniony, ale matka przełożona nigdy nie odmówiłaby przyjęcia kolejnego dziecka. Pomagam jej, jak mogę. Dzięki zleceniu, które załatwił mi Pavel, poradziliśmy sobie z najpilniejszymi potrzebami, lecz moje fundusze powoli się kończą.
W przeszłości pieniądze nie były problemem, teraz są. Żyję w położonej w górach chacie. Wmawiam sobie, że chodzi o to, by zniknąć z radarów i nie rzucać się w oczy wrogom, ale szczerze mówiąc, na nic innego nie mogę sobie pozwolić. Kiedyś opływałem w dostatki, a teraz cały mój majątek to jakieś marne pięć tysięcy dolarów.
Garnitur, rolex, kubańskie cygara i wszystko, co posiadam, ukradłem ludziom, których zabiłem. Żeby grać rolę króla, trzeba się odpowiednio prezentować. Teraz aż za dobrze rozumiem powiedzenie „darowanemu koniowi nie patrzy się w zęby”.
– Wiem. Ale to dzięki tobie sierociniec tak się zmienił. To dzięki tobie te dzieci…
Łagodnie ją uciszam:
– To ty jesteś powodem tego wszystkiego, matko przełożona. Nie chcę słyszeć nic innego.
Zaciska usta, bo wie, że nie warto się ze mną spierać.
Boli mnie, że musi organizować taką imprezę. Aż cierpnę na myśl o tym, jak płaszczy przed tymi bogatymi dupkami, by rzucili jej jakiś pierdolony ochłap. Też kiedyś miałem pieniądze. Może i byłem dupkiem, ale przynajmniej łożyłem na ten sierociniec, a matka przełożona nie musiała mnie o to prosić.
Wiem, jak to jest być głodnym, niechcianym i nie mieć miejsca, które można nazwać domem. Gdyby w moim życiu, kiedy byłem młodszy, pojawiła się jakaś matka przełożona, być może wszystko ułożyłoby się inaczej. To miejsce jest dla mnie wyjątkowe, ponieważ rozumiem każde dziecko, które tu trafiło.
Zaciskam szczęki i przypominam samemu sobie, że ta sytuacja jest przejściowa. Kiedy odnajdę swojego przyrodniego brata i zabiję tego zdradzieckiego drania, zostanie przywrócony naturalny porządek. Do tego czasu zarówno matka przełożona, jak i ja jesteśmy zdani na łaskę innych.
– Ski! Ski! – słyszę ożywiony głosik, po czym moją nogę ciasno obejmują dwie małe rączki.
Spoglądam w dół, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Dziwnego uśmiechu, bo szczerego.
– Dlaczego nie jesteś jeszcze w łóżku? – żartobliwie besztam Irinę po rosyjsku.
W odpowiedzi pokazuje mi język.
Irina jest tutaj od pięciu miesięcy. Zostawiono ją pod bramą sierocińca bez niczego, jeśli nie liczyć szmat zwisających z jej wychudzonego ciałka. Wszy zjadały ją żywcem, poza tym była tak zabiedzona, że lekarze początkowo myśleli, że ma cztery lata. Po dokładniejszym przebadaniu stwierdzili, że jednak siedem.
Dziewczynka prawie nie mówi, więc matka przełożona nic o niej nie wie. Z tego względu Irina nie cieszy się powodzeniem wśród potencjalnych rodziców adopcyjnych. Wiele razy wracała do sierocińca odrzucana przez kolejnych dobroczyńców jak pies. Wydawało im się, że „naprawią” problematyczne dziecko, jednak szybko dochodzili do wniosku, że to nie dla nich. Cholerne mięczaki.
Irina nie odzywa się do nikogo oprócz mnie. Nie wiem dlaczego, ale polubiła mnie od pierwszego wejrzenia. Nie śmiem podzielić się z matką przełożoną swoją teorią, że prawdopodobnie przypominam jej kogoś z towarzystwa, w którym obracała się jej rodzina.
Jednak to wszystko nieważne. Na widok jej piegowatej twarzyczki i jasnych warkoczyków moje skamieniałe serce – a właściwie jego resztka – mięknie. Właśnie mam odczepić ją od nogi i przytulić, kiedy niespodziewanie czuję dreszcz na plecach.
Skąd ten dreszcz? Wszystko staje się jasne, gdy rozlega się za mną nieznany, miękki głos. Po akcencie poznaję, że należy do Amerykanki.
– Irino, jakim cudem tak szybko się tutaj znalazłaś? Przepraszam, matko przełożona. Myślałam, że już śpi.
Odwracam się powoli z Iriną uczepioną nogi, ciekaw, jak wygląda właścicielka głosu. Jednak nic nie jest w stanie przygotować mnie na ten widok…
Kilka kroków ode mnie stoi zakonnica, której wcześniej nie widziałem. Welon zakrywa jej włosy, ale kilka kosmyków, które się spod niego wymknęły, ma kolor głębokiego brązu. Oliwkowa skóra i pełne różowe usta podkreślają jasnoorzechowy kolor jej oczu.
Po raz pierwszy od bardzo dawna jestem poruszony. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale nie czuję się już taki… odrętwiały. Nie przestaję się na nią gapić i zakonnica szybko odwraca oczy.
– Aleksei, to siostra Arabella. Właśnie przyjechała do nas z Ameryki – wyjaśnia matka przełożona.
Bez słowa kiwam głową, pragnąc, aby ta piękna kobieta ponownie na mnie spojrzała. Jednak ona jest wstydliwa, jej policzki delikatnie różowieją. Nie miałem do czynienia z taką niewinnością, odkąd… odkąd spotkałem inną amerykańską piękność. Ale ogromny srebrny krzyż na szyi siostry Arabelli przypomina, że ona należy do kogoś innego – do kogoś, z kim nie mam szans konkurować.
Przypominam sobie, gdzie jestem, chrząkam i próbuję stłumić te niestosowne uczucia.
– Miło mi panią poznać, siostro Arabello!
Zakonnica przygryza pulchną dolną wargę, a następnie powoli podnosi wzrok i posyła mi spojrzenie spod długich rzęs.
– To zaszczyt pana poznać, panie Popov.
Jestem zaskoczony, że wie, kim jestem. Najwidoczniej dostrzegła moje zdziwienie, bo pospiesznie wyjaśnia:
– Pracowałam w domu dziecka w Savannah. Przeczytałam wszystko o niedawnych modernizacjach wprowadzanych w tutejszym sierocińcu, więc kiedy pojawiła się możliwość przyjazdu tutaj, natychmiast z niej skorzystałam. Matka przełożona powiedziała, że to panu zawdzięczamy wiele z tych zmian. – Jej miękki głos jest aksamitny jak czysta szkocka i ma w sobie ten sam ogień.
Wiem, że nadal się na nią gapię, ale nie mogę się powstrzymać. Jest przepiękna.
Mimo że ma na sobie habit, dostrzegam apetyczne krągłości dokładnie tam, gdzie trzeba, i bardzo mi się to podoba. Zaczynam się zastanawiać, jak wygląda bez habitu. Jest młoda, może mieć jakieś dwadzieścia siedem lat. Taki starzec jak ja, prawie dwa razy od niej starszy, mógłby być jej ojcem.
Na szczęście Irina nie pozwala mi za długo bujać w obłokach – jej małe, ostre ząbki wbijają mi się w nogę.
– Ski! Ciuch, ciuch! – żąda, bo wcale jej się nie podoba, że nie zwracam na nią uwagi.
Całkiem zapomniałem, że nadal jest uczepiona mojej nogi, przez co czuję się nie tylko jak dupek, ale również jak idiota. Cały ja – stoję z dzieckiem uczepionym nogi i oczami wyobraźni rozbieram zakonnicę. Gorzej być nie może.
Ta kobieta złożyła śluby i należy teraz do Boga. Tylko dlaczego wydaje mi się przez to jeszcze bardziej godna pożądania? Habit tylko podkreśla jej grzeszny wygląd. Co nieco jestem w stanie dostrzec, ale chciałbym zobaczyć o wiele więcej.
Wiem, że po śmierci pójdę prosto do piekła. Jednak tym razem muszę się powstrzymać od kolejnego grzechu, nie okażę matce przełożonej braku szacunku w jej własnym domu.
– Matka przełożona lubi przesadzać – odpowiadam z bladym uśmiechem, kiedy wreszcie jestem w stanie coś z siebie wykrztusić. – Miło było panią poznać, siostro Arabello, ale czas już najwyższy, żeby ta mała _цветочек_ dostała swoją bajkę na dobranoc. Och, proszę mnie nazywać po prostu Alek.
Chcę się odwrócić, lecz siostra Arabella szybko wyciąga rękę. Zauważam, że jej dłoń lekko drży. Komuś mniej spostrzegawczemu mogłoby to umknąć, ale żeby przetrwać w tym świecie, trzeba błyskawicznie odróżniać przyjaciela od wroga. Mam przeczucie, że siostra Arabella będzie jednym i drugim.
Nie chcąc jej zawstydzić, podaję rękę, ale kiedy nasze dłonie się stykają, ciało przeszywa mi prąd. Teraz to ja jestem zawstydzony, ponieważ wyrywa mi się cichy jęk.
Te jej wspaniałe oczy natychmiast przenoszą się na moje usta, a język szybko oblizuje dolną wargę.
Ten ruch całkowicie mnie zaskakuje, ponieważ… Nie, to niemożliwe! Nie ma takiej opcji. Jednak gwałtowny wdech i rumieniec, który oblewa jej policzki, zdradzają ją. Ona też to poczuła.
Gwałtownie cofa rękę i natychmiast chwyta krzyżyk zwisającego przy pasku różańca. Zaciska na nim palce, spuszczając oczy, a ja gapię się na nią jak idiota, ponieważ jej niewinność i zawstydzenie tylko wzmagają pragnienie, by spowadzić ją na złą drogę.
Zaczynam się zastanawiać nad rzeczami, które nie powinny zaprzątać moich myśli – długość jej ciemnych włosów, smak jej złotej skóry, wielkość jej pełnych piersi. Nie mogę również przestać myśleć o tym, czy jej słodka cipka ma smak tego mrocznego, owocowego zapachu, którym się upajam.
Poznaję ten zapach. Może i siostra Arabella oddała się Bogu i porzuciła ziemskie przyjemności, ale wygląda na to, że nie potrafiła się wyrzec słabości do drogich perfum. Otacza ją subtelna mgiełka Hypnotic Poison Diora – i bardzo do niej pasuje! Ktoś o mniej czułym węchu mógłby pomyśleć, że to naturalny zapach siostry Arabelli. Jednak dla mnie to oznacza piekło. Nie szkodzi, chętnie spłonę.
Podnoszę Irinę i skinieniem głowy żegnam się z matką przełożoną. Muszę się stąd wyrwać, bo nie chcę okazać jej braku szacunku. Siostra Arabella nadal na mnie nie patrzy, ale mnie to nie przeszkadza. Jej uległość tylko potwierdza, że jestem zepsuty do szpiku kości. Intencje miałem dobre, lecz kogo ja próbuję oszukać? Zawsze będę grzesznikiem.
Wychodzę z rozświetlonej sali i ruszam w kierunku pokoju Iriny. Nagle zdaję sobie sprawę, że nie miałbym żadnych skrupułów, by sprowadzić siostrę Arabellę na ścieżkę grzechu. Nic mnie nie obchodzi, że jest dla mnie zakazana, ponieważ obudziła we mnie żądzę, zapłonął we mnie ogień. Pragnę jej – na wszystkie możliwe sposoby. Wiem, co to oznacza, ale już dogadałem się z diabłem. Czas poprawić koronę.
To miasto znowu będzie moje, ponieważ potrzebuję królestwa dla swojej królowej. Pasja, która kiedyś była moją drugą naturą, powróciła, a ja czuję, że wraz z nią wraca we mnie życie. Wlokłem się w nieokreślonym kierunku, ale to się zmieniło. Znalazłem cel.
Zabić przyrodniego brata.
I dopilnować, by był tylko jeden Bóg, którego siostra Arabella będzie wielbić na kolanach. Ja.
Amen, kurwa.